Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku

advertisement
Marian Ursel
Życie kulturalne w uzdrowiskach
dolnośląskich w XIX wieku
(w świetle polskich wspomnień i relacji prasowych)
Dziewiętnasty wiek katalizował wręcz eksplozywny rozkwit medycyny naturalnej,
szczególnie lecznictwa opartego na hydroterapii, balneologii i fizjoterapii1. Ratunku
dla zdrowia szukano w znajdujących się wtedy w Europie blisko 400 kurortach2.
Wśród nich były i te leżące na Śląsku. Ich dająca zdrowie, a nawet życie moc była już
od wieków3. Warto też przypomnieć, że do „szląskich wód”, podobnie zresztą jak do
innych „badów”, coraz powszechniej i liczniej ciągnęli już od schyłku XVIII wieku
nie tylko chorzy, ale i zdrowi, szukając tam wypoczynku i przyjemności4. W wyniku
trzech wojen śląskich toczonych za panowania Fryderyka II Wielkiego (1740–1765)
Alte Fritz uzyskał dla swojego państwa w 1763 roku omal cały Śląsk, poza Cieszyńskim i Opawskim. W ten sposób kraina ta prawie w całości znalazła się pod jednym
rządem. Miało to – co podkreślali w panegirycznym uniesieniu niemieccy autorzy5 –
1
O wodolecznictwie i jego dziejach m.in.: H. Kotulska-Skulimowska, Początki i rozwój fizjoterapii,
[w:] Historia medycyny, pod red. T. Brzezińskiego, Warszawa 1988, a także J.W. Kochański, Balneologia
i hydroterapia, Wrocław 2002.
2
Michał Zieleniewski – jeden z najsłynniejszych balneologów polskich II połowy XIX wieku –
w swej pracy Rys balneologii powszechnej, wydanej w Warszawie w 1873, wymieniał aż 384 zdrojowiska
ówcześnie czynne w Europie.
3
Na dobroczyne wpływ ciepłych źródeł wskazywał już W. Oczko w pracy Cieplice, wydanej
w Krakowie w 1578.
4
Szerzej o tym pisałem m.in. w pracy: „Przebywam obecnie w Warmbrunn tak dla mojego zdrowia, jak
i przyjemności”. Romantyczne Cieplice w relacjach swych kuracjuszy, [w:] Księga X-lecia Kolegium Karkonoskiego,
red. naukowa M. Ursel przy współpracy U. Liksztet, Jelenia Góra 2008.
5
W. Dynak, Wstęp, [w:] J.Q. Adams, Listy o Śląsku, przekład i objaśnienia M. Kolbuszowska,
Wrocław 1992, s. 9–15.
29
Śląskie pogranicza kultur
swą zaletę, bo przyspieszyło wielostronny rozwój
całego regionu tak obficie przez Boga i naturę wyposażonego w najróżniejsze bogactwa naturalne,
od przemysłowych kopalin (złoto, srebro, węgiel)
po arcyliczne uzdrawiające zdroje i cieplice6. Swoisty patent na uzdrawiającą moc „szląskich wód”
dało – z pietyzmem rozsławione przez berlińskie
i śląskie elity urzędnicze – uzdrowienie Filozofa
z Sanssouci, który po pobycie od 5 do 24 sierpnia
1765 roku w Lądku odzyskał władzę w nogach
i siły witalne w takim stopniu, że ku zdumieniu swego dworu wchodził na otaczające góry,
a „Landek”, jak wtedy mówiono i pisano, zyskał
status monarszego zdrojowiska, w którym coraz
chętniej bywać zaczęły berlińskie elity urzędnicze.
I w ten sposób stał się on już u schyłku XVIII
wieku, obok „kameralnych” – chętnie odwiedzanych m.in. przez artystów i inteligencję – Cieplic,
Il. 1. Karl von Holtei, 1882
czyli ówczesnego Warmbrunn, najbardziej znanym i nowoczesnym uzdrowiskiem śląskim.
Rzecz jasna, że większość owoczesnych zdrojowisk śląskich funkcjonowała
pod niemieckimi nazwami. I tak do najbardziej znanych w XIX wieku należały:
1) Bukowina – Festenberg, 2) Cieplice-Zdrój, czyli Warmbrunn, 3) Długopole –
Langenbau, 4) Duszniki – Reinerz, 5) Goczałkowice, 6) Jastrzębie – Bad Königsdorf, 7) Jaworze – Ernsdorf, 8) Jedlina-Zdrój – Charlottenbrunn, 9) Chudoba –
Kudowa7, 10) Lądek – Landek, 11) Polanica-Zdrój – Alt-Heide, 12) Sokołowsko
– Görbersdorf, 13) Stary Zdrój – Altwasser, 14) Szczawno – Salzbrunn, 15) Świeradów – Flinsberg. Spośród tych uzdrowisk zdecydowana większość znajdowała
się na Dolnym Śląsku. Począwszy od tych najstarszych, jak Cieplice, Lądek czy
Kudowa, przez Duszniki, Stary Zdrój i Szczawno, aż po nowo odkrywane jak
Józef Morawski, opisując okolice Lądka, niezwykle celnie i głęboko refleksyjnie konstatował, że
„Niedaleko tego miejsca zdrowia znajduje się wielki warsztat śmierci – w Reichenstein [Złoty Stok]
kopalnie arszeniku. Najrozmaitsza w swych płodach natura rzeczy dobre i złe, szkodliwe i pomocne
człowiekowi mieści tuż obok siebie” – J. Morawski, Podróż w Śląsk w roku 1815 opisana w listach do brata
[Franciszka – przyp. M.U.], „Pamiętnik Warszawski” 1816, t. 4, s. 250. Należy też pamiętać, że już
w 1742 zostało powołane Ministerstwo ds. Śląska, co przyczyniło się zdecydowanie do rozwoju tej
krainy.
7
Wybitny ówczesny balneolog polski dr Fryderyk Skobel tak pisał o nazwie miejscowości
w 1853: „Chudoba, z której Niemcy przez mylne wymawianie zrobili Kudowę [...]”– F. Skobel, Chudoba (po niemiecku Kudowa). Wspomnienie z podróży odbytej do zdrojowisk szląskich, [w:] Wieniec, pismo zbiorowe
ofiarowane Stanisławowi Jachowiczowi przez pierwszych kraju autorów oraz licznych jego przyjaciół i wielbicieli,
Warszawa 1857, t. 1, s. 409.
6
30
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
Bukowina, „7 mil od Wrocławia, a 3 mile od Oleśnicy”8, czy Polanica, najmłodsza
z tych wymienionych, rozwijająca się dopiero od końca lat siedemdziesiątych XIX
wieku9. Choć trzeba tu wspomnieć i o Trzebnicy, która jako zdrój zaistniała od
1888 roku, kiedy to powstał tam zbudowany przez Ottona Müllera dom zdrojowy,
święcący swe największe triumfy w pierwszych dziesiątkach lat XX wieku10. Kurorty śląskie od swego zarania gościły też Polaków; choć w różnych okresach frekwencja ta zmieniała się, to generalnie była to tendencja wzrostowa. W wyniku zaborów Polski część Polaków stała się obywatelami państwa pruskiego, a „szląskie
bady” z zagranicznych naraz „krajowymi”11. Innym czynnikiem, który wpływał na
zainteresowanie Polaków z zaboru rosyjskiego i austriackiego wodami leczniczymi
Śląska, była – oprócz panującej na nie mody także ich bliskość oraz... niezwykła
taniość12. I praktycznie dopiero od momentu, kiedy władze pruskie zaczęły nie
tylko wprowadzać w latach siedemdziesiątych XIX wieku różne antypolskie sankcje, ale też je coraz bardziej zaostrzać, nastąpił widoczny odpływ „zagranicznych
Polaków” ze śląskich uzdrowisk, katalizowany dodatkowo patriotycznymi nawoływaniami na rzecz wspierania krajowych13, czyli tych leżących na terenie dawnych
8
Według inseratu reklamowego opublikowanego m.in. w numerze 129 na stronie 5 niedzielnego
wydania z dnia 8 czerwca 1890 „Dziennika Poznańskiego”.
9
Znakomity polski lekarz – balneolog prof. Henryk Łuczkiewicz – wymieniał w „Gazecie Lekarskiej” nr 49 z 1882. 15 ówcześnie funkcjonujących w granicach pruskiego Śląska zdrojowisk
(Szczawno, upadający pod inwazją przemysłu Stary Zdrój, Jedlina, Sokołowsko, Cieplice, Świeradów,
Kudowa, Duszniki, Długopole, Lądek, Mużaków, Pokój, Goczałkowice, Jastrzębie, Kokoszyce), informując jednocześnie o około 40 zdrojach, głównie w hrabstwie kłodzkim, choć nie tylko, które nie
są należycie eksploatowane, jak np. Przerzeczyn czy Polanica (s. 1013).
10
Odkrycie w 2011 olbrzymich złóż wód mineralnych w okolicy Szczytnej może ową listę dolnośląskich uzdrowisk rozszerzyć, lecz jak będzie, pokaże przyszłość.
11
W wieku XIX ludność Wielkiego Księstwa Poznańskiego powiększyła się aż trzykrotnie.
12
W żartobliwo-ironicznym skrócie pisał o tym Ludwik Niemojewski w 1857 na łamach numeru
214 „Gazety Warszawskiej”: „Któż z nas nie zna Salzbrunnu? Kogoż choć raz w życiu przeznaczenie
lub doktorowie nie wyprawili w to ustronie, w którym tak gwarno z rana, a tak cicho w południe,
w którym ulata tyle gazu ze szklanek, ile westchnień miłosnych z piersi wybiega, łączy tyle par,
ile rozdziela koteryj, w którym plotki tak szybko biegają, jak wolno chodzą pacjenci. Skuteczność
źródeł, piękno położenia, nade wszystko bliskość od kraju naszego sprawia, iż miejsce to więcej
obejmuje żywiołu polskiego; prócz chorych – szukających zdrowia, panien – mężów, kawalerów –
posagu, wiele jest osób, które przyjeżdżają tu bez celu, dla zabicia nudów, pokazania nowych toalet,
a wszystko małym kosztem czasu i pieniędzy” (s. 3).
13
Agitację na rzecz kurortów krajowych prowadzono już od przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX wieku i mieli w niej swój walny udział polscy lekarze. W 1886 w numerze 6 „Krynicy” – „pisma poświęconego sprawom p o l s k i c h zdrojowisk” [podkr. moje – M.U.] – sformułował
następujący apel: „Nie jedźmy do niemieckich i pruskich badów, a szukajmy ulgi na nasze cierpienia
w d o m u – w n a s z y c h u z d r o w i s k a c h [podkr. – M.U.]” (s. 39). W rezultacie takich agitacji
i wezwań do bojkotu śląskie uzdrowiska zaczęli opuszczać polscy kuracjusze w ostatnich dziesięcioleciach XIX w. Jak konstatował „Dziennik Poznański” w numerze 156 z 1892: „To życie, które się
niegdyś w Salzbrunnie ze wszystkich dzielnic koncentrowało, [...] należy już do wspomnień. Przeniosło
się ono dziś do naszego ulubionego Zakopanego i do wód swojskich, gdzie również zdrowym powie-
31
Śląskie pogranicza kultur
Il. 2. Cieplice Śl, pl. Piastowski, pocz. XIX w.
ziem polskich. Ślady bytności polskiej „u szląskich wód” są wcale liczne, rozsiane
zarówno po ówczesnej prasie, jak i wspomnieniach i listach. W tym kontekście
warto poświęcić uwagę dolnośląskim – bo najbardziej znanym ze śląskich, a zarazem leżącym na pograniczu kultur – uzdrowiskom i toczącemu się w nich w XIX
wieku, m.in. z udziałem Polaków, życiu kulturalnemu, pozostawiając sobie na inny
czas omówienie życia obyczajowo-towarzyskiego.
Bez popełnienia błędu można przyjąć, że fundamentalne znaczenie dla dziewiętnastowiecznej fizjoterapii miały: zdroje, świeże powietrze i ruch. Co z kolei
przekładało się na charakterystyczny, powtarzalny na prawach schematu układ
przestrzenny kurortów, ich ukształtowanie i wewnętrzne uporządkowanie. Jak
wskazuje trafnie Grażyna Balińska14, w organizacji przestrzennej zdrojowisk można
wyodrębnić cztery główne strefy, które wyraźnie były już widoczne w XIX wieku:
1) plac zdrojowy stanowiący centrum kurortu z główną pijalnią lub kąpieliskiem,
trzem oddychać i więcej pokarmu duchowego znaleźć można” (s. 4). Należy jednak odnotować w pełni
zasadny głos Józefa Rostafińskiego, który rozważając w 1883 w 32-stronicowej broszurce „kuracyjny
dylemat” – „jechać czy nie jechać w Tatry”, sarkastycznie stwierdzał, że część kuracjuszy musi leczyć
swe przypadłości „wodami”, ale „[...] innych spotyka stokroć gorszy los wspierania własnymi niewygodami i znacznym wydatkiem krajowych miejsc kuracyjnych”– J. Rostafiński, Jechać czy nie jechać w Tatry?,
Kraków 1883, s. 5. Goście śląskich badów na ogół mieli dobre lub przynajmniej niezłe warunki mieszkaniowe i zapewnione najróżniejsze atrakcje, natomiast Polacy odwiedzający krajowe uzdrowiska częstokroć podróżować musieli z całym omal dobytkiem, a to z obawy przed szalejącymi wtedy chorobami
(także gruźlicą i cholerą) i z powodu słabo rozwiniętej infrastruktury.
14
G. Balińska, Zdroje Ziemi Kłodzkiej, pod red. W. Ciężkowskiego, J. Dębickiego, R. Gładkiewicza,
Wrocław–Kłodzko 2000, s. 51.
32
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
2) park zdrojowy z promenadami spacerowymi, 3) część mieszkalno-pensjonatową, wkomponowaną w naturalną zieleń (najczęściej leśną), 4) otulinę naturalną,
czyli zieleń izolującą (a więc otaczające kurort lasy). Dodajmy, że niekiedy jeszcze – jak w przypadku choćby Dusznik – uzdrowisko było dosłownie „wciśnięte”
między góry, w wąską, rozciągniętą dolinę. I w ten sposób dziewiętnastowieczne
śląskie kurorty (lecz nie tylko) łączyły płynnie naturę z kulturą, tworząc harmonijnie skomponowaną całość15. To zaś specyficzne uporządkowanie przestrzeni
uzdrowiskowej zasadniczo rzutowało na życie kulturalno-towarzyskie oraz formy
i sposoby spędzania wolnego czasu. Budowało całość, na którą składały się: woda,
zdrojowe i mieszkalne budynki, a także aleje spacerowe. Całość, w której pojawiała
się w okresach letnich znaczna liczba ludzi różnych nacji, różnych religii, różnego
statusu społecznego i kulturowego – „tak dla zdrowia, jak i przyjemności”. A jakie
były tego rezultaty, nietrudno przewidzieć – specyficzny melanż kulturowy, zapowiadający rozwój kultury popularnej.
W XIX wieku kuracjuszom w dolnośląskich badach od samego rana umilała
życie muzyka. I nie był to żaden ewenement, lecz europejski standard. Propagowanej w zdrojowiskach krenoterapii towarzyszyły zalecenia aktywnego odpoczynku. Spacer po parku z kubkiem czy szklanką zdrojowej wody stał się jedną
z najważniejszych i najbardziej charakterystycznych form spędzania czasu, formą
życia towarzysko-obyczajowego przez cały XIX wiek aż gdzieś poza połowę XX.
Ceremoniałowi picia wody ze zdrojów, trwającemu najczęściej – w zależności od
kurortu – od 7 do 9 rano, któremu poddawali się „pijacy” – bo tak ich nazywano np. w Dusznikach – nieodmiennie towarzyszyły dźwięki melodii granych
przez uzdrowiskowe orkiestry. Za co zresztą – jak podaje m.in. Mosch16 – płacili
„bademeistrowi” sami kuracjusze w ramach tygodniowej kurtaksy, a więc opłaty
kuracyjnej. Orkiestra usadowiona była najczęściej centralnie – w parku zdrojowym obok pijalni wód, zatem i dobrze widoczna, i dobrze słyszana. Z czasem, dla
polepszenia warunków muzykom i melomanom, zaczęto budować podesty dla
orkiestry lub nawet stawiać muszle koncertowe, a przed nimi krzesła. W roku 1869
np. w Lądku zbudowano takie podium dla 30-osobowej orkiestry zdrojowej. Gra U schyłku XIX w. Stanisław Bełza, pisząc o Warmbrunn, zachwycał się: „Czy promenada nie
jest jednym z czarów tej miejscowości? Jest, chociażby już dlatego tylko, że od jej martwych murów
stanowi przejście do żywych gór. [...] kiedy się zapuści w te aleje dalej, staje się nagle w prawdziwym
osłupieniu. Drzewa i krzewy urywają się niespodziewanie, przed oczami spostrzega się szmaragdowe, kwieciem usiane pole, a poza tym polem, niby przegroda kamienna oddzielająca je od dalekiego
świata, grzbiet wyniosłych i rozłożystych gór” – cyt. za: Listy ze śląskich wód. Z czasopism i pamiętników
XIX-wiecznych, wybrał i opracował A. Zieliński, Wrocław 1983, s. 48. Wyraźnie podkreślona została
tu łączność kultury i natury. Aleje spacerowe przechodzące w ukwiecone pola, przez które można
dotrzeć do gór. Identycznie jest w Dusznikach czy w niewielkim, nieco zapomnianym dzisiaj, choć
ciągle działającym Przerzeczynie, gdzie aleja spacerowa „wyprowadza” kuracjusza w pola leżące na
wzgórzach.
16
K.F. Mosch, Wody mineralne szląskie i hrabstwa glackiego, Wrocław 1821, s. 251.
15
33
Śląskie pogranicza kultur
no najczęściej ówczesną muzykę lekką, łatwą i przyjemną. Choć bywało i inaczej.
Czasami, specjalnie dla polskich gości, grano muzykę patriotyczną. Korespondent
„Nadwiślanina” w roku 1862 w numerze 98 informował, że w Szczawnie w dniu
12 sierpnia odbyły się uroczystości z okazji unii lubelskiej, a „Po obiedzie muzyka
na promenadzie zagrała Z dymem pożarów [...]”. Niemiecka orkiestra! A niemieckie
damy na znak solidarności z Polkami ubrały się na czarno i „promenada czerniła
się jakby w czasie pogrzebu”, bo na radosne przecież święto rocznicy unii kirem
kładły się tragiczne wypadki demonstracji warszawskich z 1861 roku. A 34 lata
później jakby nic się nie zmieniło. Z relacji „Dziennika Pozańskiego” z Salzbrunn
w numerze 183 z roku 1896 można wyczytać, że „Tutejsza kapela górnicza jest
wcale dobra i od czasu do czasu przygrywa nam polskie hymny, którym panie
z Królestwa z łzami się przysłuchują, dziękując dyrektorowi hucznymi oklaskami”.
A więc w roli orkiestry zdrojowej wystąpiła kapela górnicza i to jedyna zmiana,
bo repertuar patriotyczny pozostał, a „panie z Królestwa” – jak ten czyżyk stary
w zromantyzowanej recepcji bajki Krasickiego – „z łzami” słuchały. W późniejszych nieco numerach z 1896 roku można było zaś „doczytać”, że „Bardzo miłą
niespodziankę zrobiła nam tutejsza doskonała kapela, w czwartek grając na życzenie Z dymem pożarów i Boże, coś Polskę. Niezwykle huczne oklaski były podziękowaniem dla grzecznego kapelmistrza”. A więc omal koncert patriotycznych pieśni,
koncert na życzenie.
Jak więc widać, z muzyką kuracjusze spotykali się znacznie częściej, a nie tylko
podczas picia wód zdrojowych. Stałym zwyczajem były bowiem występy zarobkujących w sezonie letnim w uzdrowiskach śpiewaczek czy śpiewaków oraz instrumentalistów. Umilali też czas innym kuracjuszom znajdujący się tam na leczeniu
wybitni artyści, jak choćby w Dusznikach w 1818 roku – Józef Elsner, w 1823
roku – liczący lat 14 Felix Mendelssohn-Bartholdy, w 1826 roku – Fryderyk Chopin, który dał dwa koncerty na rzecz osieroconych dzieci, czy Henryk Wieniawski i Nikodem Biernacki, którzy w 1857 roku w Szczawnie dwukrotnie wspólnie
wystąpili. Przywołajmy jeszcze fragmenty dwóch relacji. W numerze 208 „Czasu”
z 1859 roku można było przeczytać, że koncertowała w tym uzdrowisku znana
śpiewaczka panna Babrigg, a w kilka dni później panny Helena i Maria Sikorskie,
niestety, „nie miały nikogo do pomocy ani nawet akompaniamentu”, a śpiewały arie
z oper Belliniego: Norma i Purytanie. Obie zaś, choć młode, robiły karierę europejską, bo Maria już była zaangażowana w Turynie, a obie występowały też publicznie
w Paryżu. Natomiast korespondent „Dziennika Poznańskiego” donosił, w 1896
roku, że w Szczawnie „W sobotę widzieliśmy w gmachu teatru 9-letniego Richarda, wiolonczelistę, i 7-letniego Hugona Krömera, pianistę, których Nocturn op. 9
nr 2 i Rapsodie hongroise nr 3 Liszta były po prostu znakomite”. Zatem do tego
grona zaliczyć należy także artystów rozpoczynających karierę czy – tak rozsławione przez romantyzm – muzyczne „cudowne dzieci”. A przecież występowali też
artyści jeszcze bardzo mało znani czy amatorzy. „Gazeta Codzienna” w numerze
34
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
221 z 1860 roku informowała, że w Szczawnie „dawał koncert na fortepianie młodziutki, nie znany jeszcze artysta, p. Goeldner, znowu tylko jedynie li przez Polaków
protegowany [...]”. Znajdujące się w większości zdrojowisk fortepiany17 skłaniały
też często – mniej lub bardziej utalentowanych – kuracjuszy do przynajmniej podejmowania prób muzykowania dla grona zaprzyjaźnionych słuchaczy. A zatem tę
listę występujących w XIX wieku w śląskich „badach” muzyków i śpiewaków – znanych i nieznanych, wybitnych artystów i amatorów – można by wzbogacić jeszcze
o przynajmniej kilkaset nazwisk.
Wreszcie muzyka, ale i tańce pojawiały się na – regularnie organizowanych
w uzdrowiskach – reunionach, czyli balach. Jednak – dodajmy za Moschem –
„Bale płacą się osobno”18. Odbywały się one z reguły w najokazalszym budynku
„kurortu”, czyli galerii, w której oprócz sali tanecznej znajdowały się m.in. – jak
pisał już kapitan Adam Turno – „pokoje schadzkowe”, czyli służące do spotkań
towarzyskich w mniejszym gronie, a także pomieszczenia do gry w karty lub bilarda19. Również gospody znajdujące się na terenie kurortu miały możliwość organizacji tańców, i to albo każdego dnia inna, albo też – jak np. w Cieplicach – równocześnie. Przypomnieć przy tym należy, że jeszcze w latach czterdziestych XIX
wieku toczył się burzliwy spór między lekarzami, czy taniec opóźnia, czy przyspiesza leczenie. Jeden z jego przeciwników, Józef Domaszewski, z oburzeniem pisał:
Umiarkowany i skromny taniec szkodzić nie może, lecz taniec namiętny jest
tym dla kobiet, czym szampan i gra w karty dla mężczyzn. Kobieta tańcująca
z namiętnością chce być uważana, podziwiana, pragnie zajmować i podbijać umysły
i serca mężczyzn, jej dobre lub mniej pomyślne powodzenie wznieca w niej na
przemian najgwałtowniejsze uczucia i namiętności. Choroby, którym namiętnie
tanecznice popadają, są: zapalenie płuc, jajeczników, spazmy histeryczne, bóle głowy,
nieregularność czyszczeń miesięcznych, rak piersi, jajeczników i macicy, choroby
serca i aorty, plucie krwią, suchoty kwitnące, tym podobne. Unikać więc należy
czytania śliskich romansów, intryg miłosnych, namiętnego tańca i gry w karty20.
Mimo tej drastycznej opinii w uzdrowiskach śląskich chętnie tańczono, a niekiedy – głównie z Cieplic – wyprawiano się nawet do Jeleniej Góry, gdzie w oberży
„Nowa Warszawa” urządzano bale, także bale maskowe, przy zastrzeżeniu jednak – jak informował niemieckojęzyczny „Posłaniec Karkonoski” z 1818 roku –
że „Maskom nieprzyzwoitym i ludziom służebnym dla uniknięcia nieprzyjemności
W Szczawnie w 1896 był jeden fortepian, ale w Lądku – jak informował w swym przewodniku
dr Aleksander Ostrowicz, praktykujący tam lekarz – w „kursalu” znajdowały się trzy fortepiany dla
gości, z których jeden, marki Bechstein, „wynajmuje się na godziny” – A. Ostrowicz, Landek w hrabstwie kłockiem w Szląsku. Podręcznik informacyjny dla gości kąpielowych, Poznań 1881, s. 42.
18
Ibidem.
19
Listy ze szląskich wód..., s. 38.
20
J. Domaszewski, Przewodnik dla pijących wody mineralne, Warszawa 1841, s. 15. Karciarstwo było
jedną z najpowszechniejszych i najgroźniejszych uzdrowiskowych plag w XIX wieku.
17
35
Śląskie pogranicza kultur
wstęp na bal jest całkowicie zakazany”21. Notabene służba kuracjuszy bawiła się
najczęściej w odrębnych miejscach, a kobiety przed tańcem opasywały się ręcznikami, aby strojów nie pobrudzili partnerzy mający spracowane i często – łagodnie
mówiąc – niezbyt czyste ręce. Wielokrotnie też dochodziło wtedy do zatargów,
a nawet bójek pomiędzy polskimi a niemieckimi służącymi.
Jednym z najbardziej trwałych i charakterystycznych, a zarazem nowych rysów życia kulturalnego i obyczajowości w XIX wieku stało się także „bywanie
na teatrze”, rozumiane często jako nie tylko forma rozrywki i spędzania czasu,
ale i swoisty sposób na życie, o czym w odniesieniu do Fredry i Słowackiego pisałem już w innym miejscu22. Musiał więc w nowej sytuacji masowych wyjazdów
do kurortów dotrzeć za kuracjuszami i teatr. Istniał tam wprawdzie już wcześniej,
choćby w XVIII wieku w postaci widowisk teatralnych i parateatralnych w wykonaniu trup wędrownych, które uwzględniały już wtedy w swych planach na czas
kanikuły odwiedzanie zdrojowisk. Proces ten nasilił się i zdynamizował w wieku
XIX, kiedy to teatr znalazł się w badach – i to nie tylko śląskich – wpierw w postaci mniej lub bardziej regularnych występów, następnie zaś instytucjonalnej, gdy
zaczęto adaptować istniejące, a potem wznosić specjalne budynki, przeznaczone
na teatry zdrojowe.
I tak np. w Dusznikach przedstawienia teatralne odbywały się początkowo
w budynku zdrojowym, zaadaptowanym w latach 1802–1805 na te potrzeby. Z kolei w Lądku w pierwszych dziesiątkach lat wieku XIX grupy teatralne występowały
w hotelu „Zameczek”, w oberży „Pod Lipami”, w „Sali Albrechta” i na promenadach, a od 1871 roku także przy „Zajeździe Ludwiki”. W słynnym Warmbrunn,
czyli Cieplicach – jak informował w swym przewodniku-poradniku na temat „szląskich wód” Karol Mosch w 1821 roku:
Ażeby także i na dramatycznej zabawie nie zbywało, jest pewna trupa dobranych
aktorów umówiona, ażeby tu dawała sztuki teatralne przez cały czas kąpieli. Jest
to zazwyczaj do tego umówiona trupa Fallera, o której można z zaletą powiedzieć,
że spośród wędrujących towarzystw teatralnych jest najokazalszą23.
Warto jednak w tym momencie przywołać opinię kapitana Adama Turno –
„przewodnika” Mickiewicza po czasach napoleońskich, czego ślady odnajdujemy
w Panu Tadeuszu – który w liście z Cieplic w lecie 1833 roku mocno zdegustowany
pisał: „Byliśmy w teatrze, który jest nad stajnią, z której smród do nas przychodził; mizerno grali” (Listy, 38). Takie akurat usytuowanie teatru w owych czasach
– szczególnie w uzdrowisku nie dziwi, bo dość powszechnie w pierwszych dzie21
Cyt. za: R. Kincel, U szląskich wód (Z dziejów śląskich uzdrowisk i ich tradycji polskich), Katowice–
Cieszyn 1994, s. 67.
22
Aleksander Fredro. Na scenie życia i teatru, Wrocław 2009 (rozdział: Fredro i Słowacki o aktorach
i aktorstwie).
23
K.F. Mosch, op. cit., s. 251.
36
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
siątkach lat XIX wieku umieszczano teatry w przystosowanych pomieszczeniach,
np. ujeżdżalniach. Gdyby jednak Turno pojawił się w Warmbrunn w 1836 roku, na
pewno nie dochodziłby go ów – eufemistycznie mówiąc – zapach, do którego powinien być mimo wszystko przyzwyczajony jako niegdysiejszy kawalerzysta. Wtedy bowiem otwarto świeżo wybudowany według projektu Alberta Tollberga teatr
zdrojowy (istniejące w Warmbrunn od 1804 roku Towarzystwo Teatralne mogło
być wreszcie zadowolone). Jednak to nie w Cieplicach wybudowano pierwszy teatr
zdrojowy z prawdziwego zdarzenia. Pierwsze było Szczawno, z teatrem otwartym
w 1822 roku, zaś Lądek doczekał się własnego teatru zdrojowego w 1842 roku.
Za ciekawostkę uznać można z kolei informację podaną przez Annę Nakwaską,
która pisała, że w Szczawnie w 1844 roku „teatr odbywa się w szopie zbudowanej
pośród pola zbożem zasianego”24. Można przyjąć, że bez względu na to, czy istniały specjalne budynki teatrów zdrojowych na terenie kurortów dolnośląskich, czy
nie, to i tak w sezonie letnim przedstawienia odbywały się – a to w galeriach, a to
w innych budynkach zdrojowych, a także w oberżach lub hotelach czy wreszcie na
promenadzie.
Generalnie mamy tu do czynienia z krystalizowaniem się i utrwalaniem
nowych zachowań i form rozrywki uzdrowiskowej. Trupy teatralne w zdrojowiskach, tak samo jak teatry zdrojowe, staną się w XIX wieku trwałym, nieodzownym elementem życia artystycznego, wręcz normą. Korzystając z ustaleń
Ryszarda Kincela w odniesieniu do Warmbrunn, należy przypomnieć, że w repertuarze teatru cieplickiego w XIX wieku
[...] nie było sezonu, żeby nie pamiętano o polskich gościach uzdrowiska.
Przekonują o tym same tytuły spektakli. W latach 1820–1846 w repertuarze były
między innymi następujące przedstawienia: rok 1820 – Kuzyn Beniamin z Polski albo
ośmiogroszowy kuzyn, komedia; rok 1825 – Przygoda w polskiej oberży, polski obraz
narodowy ze śpiewem i tańcami; rok 1827 – Stary wódz, heroiczne widowisko
śpiewane, Przygoda w polskiej oberży; rok 1828 – Hrabia Beniowski albo sprzysiężenie na
Kamczatce, Stary wódz; rok 1829 – Podróż do Petersburga; rok 1830 – Narzeczona z Pomorza,
Stary wódz, Baron Schniffelinsky albo babski pojedynek, farsa, Polak i jego dziecko, widowisko
muzyczne [Kincel myli się tu w datowaniu; sztuka powstała dopiero w 1831 roku –
przyp. M.U.]; rok 1835 – Wesele krakowskie, polski balet narodowy, Baron Schiffelinsky
albo babski pojedynek; rok 1836 – Stary wódz; rok 1839 – Żyd z Międzyrzecza albo Paryż
na Pomorzu, wodewil; rok 1842 – Patkul, widowisko historyczne; rok 1846 – Żyd
z Międzyrzecza albo Paryż na Pomorzu, balet – Polskie pas de deux”25.
A. Nakwaska, Wspomnienie krótkiej podróży 1844 roku, „Pielgrzym” 1845, s. 226–227.
Autorami owych sztuk byli najczęściej tyle wtedy znani i popularni, co dzisiaj praktycznie zupełnie zapomniani autorzy. I tak np. autorem Hrabiego Beniowskiego był August Friedrich Kotzebue,
Barona Schniffelinskiego Pius Alexander Wolff, Narzeczonej z Pomorza Louis Angely i Kotzebue, Żyda
z Międzyrzecza Angely, Polaka i jego dziecka Albert Lortzing, Wesela krakowskiego Karol Kurpiński, Patkula Nestor W. Kukolnik. Balet zaś Polskie pas de deux składał się najprawdopodobniej z wybranych
z polskich baletów duetów tańczonych przez pierwsze tancerki i tancerzy. R. Kincel, op. cit., s. 65.
24 25
37
Śląskie pogranicza kultur
W cieplickim teatrze zdrojowym można było zobaczyć te i inne sztuki, grane
zresztą przez różne trupy teatralne, nie tylko przez kierowaną przez Fallnera, ale
także np. przez Karla von Holteia, popularnego dramaturga i adaptatora26, aktora i poetę, którego sztuka poświęcona Kościuszce Stary wódz – zawsze spotykała
się z aplauzem publiczności, również i tej – a może szczególnie tej – goszczącej
w śląskich uzdrowiskach27. Można też było w wydawanym w Cieplicach tygodniku – „Der Bote aus dem Riesengebirge” – przeczytać recenzje przedstawień,
stanowiące cenny dokument na temat teatru, jego repertuaru, a także ówczesnej
uzdrowiskowej kultury teatralnej. Należy też wspomnieć o amatorskim ruchu teatralnym, który w kurortach był zdrojową odmianą – tak wrośniętego w kulturę
i obyczajowość XIX wieku – teatru salonowego, którego admiratorami i uczestnikami byli i Aleksander Fredro, i Juliusz Słowacki28, a w Cieplicach w przedstawieniach jako aktorzy uczestniczyli członkowie familii Schaffgotschów i zaproszeni goście29.
Mówiąc o teatralnej kulturze w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku, przywołajmy dla porównania fragmenty relacji korespondenta „Dziennika Poznańskiego” z czeskich Teplic z 13 sierpnia 1875 roku, który donosił, że w ogrodzie
zdrojowym „wznosi się przed niedawnym czasem dopiero wykończony gmach
teatralny, w którym codziennie z wyjątkiem środy dawane bywają przedstawienia;
dawano tutaj nawet opery, jak Hugonoci, Cyrulik sewilski itd.”. I w dalszym ciągu
korespondencji informował: „przed kilku dniami podziwialiśmy zawsze piękną
– chociaż w niemieckim tłumaczeniu – Jedynaczkę Fredry [Jana Aleksandra, syna
26
Ofiarą tych uzdolnień padł niestety Aleksander Fredro. Holtei w swym polonofilstwie posunął
się do splagiatowania Ślubów panieńskich. Pod zmienioną nazwą Ona pisze do siebie – i w niemieckiej
wersji językowej – były grywane wielokrotnie także we Wrocławiu, gdzie natknął się na nie sam
Fredro. Szerzej na ten temat B. Zakrzewski, „Ona pisze do siebie”, [w:] Śląskie przygody Aleksandra Fredry,
Wrocław 1991.
27
Komentarzem do tego może być następujący fragment z lwowskiej „Gazety Narodowej”, która w numerze 204 z 1873 piórem swego korespondenta informowała, że w Szczawnie „Aktorzy
tutejsi przedstawili jednego dnia komedię ze śpiewami Der Pole und sein Kind. Jest to epizod z r. 1832,
boleśnej pamięci, z ciepłem dla nas napisany [przez niemieckiego czołowego autora wodewilów
Alberta Lortzinga – przyp. M.U.]. Włączonym w część śpiewaną jest Mosena [Juliusza – przyp. M.U.]
Die letzten Zehn vom vierten Regiment [Walecznych tysiąc – przyp. M.U.], a kończy się chórem: „Jeszcze Polska nie zginęła!” – „Noch ist Polen nicht verloren” [...]. Oczywiście, że sztuką tą chciano przyciągnąć
Polaków, toteż poszli niektórzy, a łzy wymowne napełniły oko niejedno”. Widzowie zatem poddali
się wzruszeniom patriotycznym i płakali, tak samo jako to i wcześniej, i później w takich przypadkach
bywało. I trudno rozstrzygnąć dzisiaj, na ile trupa teatralna kierowała się tu sympatią wobec Polaków, a na ile względami komercyjnymi. Postaw merkantylnych wobec Polaków i polskości bowiem
w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku na pewno nie można wykluczyć.
28
Słowacki, będąc w Szwajcarii, wystąpił w takim amatorskim przestawieniu w roli suflera –
Z. Raszewski, Słowacki suflerem, [w:] Trudny rebus. Studia i szkice z historii teatru, Wrocław 1990. Z kolei
Aleksander Fredro swą przyszłą żonę, Zofię z Jabłonowskich Skarbkową, w trakcie takiego spektaklu poznał i zachwycił się jej urodą oraz talentem aktorskim.
29
R. Kincel, op. cit., s. 65.
38
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
Il. 3. Cieplice Śl., teatr, 1882
Aleksandra Fredry – przyp. M.U.], lecz że sztuka ta z polskiego tłumaczona, ani
na afiszach, ani też w recenzji nie wspomniano”30. Można bez popełnienia błędu
przyjąć, że kultura teatralna w badach dolnośląskich była – zarówno w zakresie
repertuarowym, jak i jakościowym oraz ilościowym – porównywalna z tym, co
działo się ówcześnie w innych kurortach europejskich. Z kolei znaczna, choć podlegająca fluktuacji np. z powodów politycznych czy zmieniającej się mody31, obecność żywiołu polskiego wpływała pozytywnie na repertuar, owocując wcale liczną
liczbą sztuk w języku polskim. O tym zaś, że była to zasługa polskich kuracjuszy,
świadczy m.in. owa relacja z Teplic, w której pojawił się charakterystyczny ton
zatroskania, że pominięto informację o polskim rodowodzie sztuki. Notabene ta
troska o obecność polskości w różnych jej wymiarach pojawiać się będzie m.in.
przy staraniach gości polskich o polskie słowo drukowane, polskie książki i prasę
w dolnośląskich uzdrowiskach, o czym jeszcze nieco dalej.
Podejmując kwestię występów teatralnych w dolnośląskich kurortach, należy
przy okazji zauważyć, że Karkonosze, czy nawet szerzej – Sudety, były w owych
czasach uzdrowiskowym zagłębiem, gościły w licznych kurortach tysiące przybyszów, złaknionych nie tylko fizjoterapii, ale i rozrywki. Czas letni, gdy uzdrowiska działały intensywnie, był złotym okresem dla wędrownych trup aktorskich,
Sztuki samego Aleksandra Fredry – bywalca licznych uzdrowisk europejskich – także często
gościły w kurortach Galicji i Kongresówki.
31
Piszę o tym w rozprawie O uzdrowisk dziewiętnastowiecznych umieraniu i próbach ich ratowania. Glosa,
[w:] Romantyzm – literatura, kultura, obyczaj, folklor, studia pod red. M. Joncy i M. Łoboz, Wrocław 2009.
30
39
Śląskie pogranicza kultur
prezentujących najróżniejszy – najczęściej niezbyt wysoki – poziom artystyczny.
Ale przecież i widownia w zdrojowiskach nie składała się wyłącznie z koneserów
i miłośników sztuki wysokiej, choć niektóre dolnośląskie bady szczególnie licznie
i chętnie nawiedzane były przez takich właśnie kuracjuszy32. A zarówno bogaci,
jak i ubożsi czy nawet biedni chcieli nie tylko wzmocnić ciało, ale i – choć różną
strawą – posilić ducha33. I dlatego – jak konstatował Mosch, pisząc o Cieplicach
– „znajduje się tu także wielu przyjeżdżających sztukmistrzów, artystów, kuglarzy
itp., którzy częstokroć przyjemnie czas skracają [...]”34. I znakomicie koresponduje
ta uwaga z raportem cieplickiego policmajstra, który informował swą zwierzchność, że w sezonie kuracyjnym 1828 roku:
Od 21 czerwca do 20 września bawiła trupa teatralna, która miała wielkie
powodzenie ze względu na często padające deszcze, wyjechała do Gryfowa.
24 czerwca przybył francuski linoskoczek Polm z Galard, mało występował i mało
zarobił. Od 1 do 30 czerwca bawiła śpiewaczka Rose z Ratyzbony wraz z 12-letnią
córeczką. Od 1 do 3 lipca ściągnął tu właściciel menażerii Rossi z Parmy i pozostał
trzy tygodnie. Od 1 do 10 lipca szybkobiegacz Guret, który dwa razy dobrze napełnił
swoją sakiewkę. Od 1 do 10 lipca występował muzyk z Wrocławia, ten zarobił
znacznie więcej swoją harmonijką ustną niż skrzypcami, ponieważ na trzy koncerty
miał tylko raz jeden dobrą frekwencję. Od 1 do 15 sierpnia produkował się Nagel
z Jelcza, godny uczeń sławnego skrzypka Paganiniego, i miał liczne audytorium35.
Szczególnie w Cieplicach i Szczawnie bywała śmietanka społeczeństwa polskiego, artystów i inteligencji, i to ze wszystkich trzech zaborów. I tak tytułem przykładu można podać, że w 1848 w Cieplicach gościli i Wincenty Pol, i Roman Zmorski, i Kornel Ujejski, a także profesorowie Uniwersytetu
Wrocławskiego z wywodzącym się z polskiej rodziny Heinrichem Ludwigiem Bogusławskim i czeskim
uczonym Janem Ewangelistą Purkyniem na czele. Zaś lwowska „Gazeta Narodowa” w numerze z 22
sierpnia 1873 informowała z Salzbrunn: „Bawią tu jeszcze: rektor Antoni Małecki ze Lwowa z żoną,
były profesor Zielonacki z rodziną, księżna Iza Sanguszkowa, książę Paweł Sanguszko z córeczką, lekarz jego Czech dr Anilin, p. Paulina Wilkowska, mecenas Goworzewski z rodziną z Kalisza, księży Polaków kilku, [...] obywatelskie rodziny z Księstwa, z Krakowa, ze Lwowa, Królestwa i Wołynia. Można
więc wnosić, że sezon tegoroczny kąpielowy przeciągnie się aż ku końcowi września”.
33
Polscy kuracjusze oglądali chętnie sztuki polskie czy problematykę polską ukazujące, wzruszali
się nimi i nawet płakali, ale przecież to nie one stanowiły zasadniczy zrąb repertuaru. W „Gazecie
Codziennej”, w numerze 221 z 1860, można było przeczytać, że w Salzbrunn „Teatr bywa dość
odwiedzany, mianowicie też, gdy afisze jaką nowiutką zapowiedzą farsę, jak np. Der politische Koch
oder Louis In Baden [Kucharz polityczny czyli Louis w Baden – przyp. M.U.], zastosowaną tytułem do
czasu i okoliczności, którą niby bułkę świeżą zaraz spożywać trzeba, póki nie sczerstwieje. Farsy tu
bywają okraszone piosenkami pełnymi aluzji, z dorabianymi wciąż zwrotkami”. Właśnie lekki repertuar przyciągał publiczność, owe farsy powstające i funkcjonujące na scenach na prawach komedii
, dell arte. Modyfikowane, adaptowane, żyjące krótko i będące przykładem owego zdemokratyzowanego konsumpcjonizmu kulturalnego. I prawdopodobnie dopiero wypadki lat 1861–1864 wpłynęły
na zmianę upodobań polskich kuracjuszy. Notabene, u schyłku XIX w. można było w Szczawnie
zobaczyć też sztukę czołowego niemieckiego naturalisty Hermanna Sudermanna Morituri.
34
K.F. Mosch, op. cit., s. 251.
35
Cyt. za: R. Kincel, op. cit., s. 66.
32
40
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
W przywołanym fragmencie raportu skrzętnego policmajstra już na pierwszy rzut oka uderzają dwie kwestie: obfitość i zróżnicowanie oferty kulturalnej,
jak i wyraźny – bardzo silnie podkreślony – aspekt finansowy. Praktycznie goście
uzdrowiska mogli zaspokoić omal każdą swą potrzebę kulturalną, zarówno w jej
wymiarze wysokim, jak i niskim. Bo przecież obok grajka koncertującego na harmonijce pojawił się też „godny uczeń [...] Paganiniego”, obok śpiewaczki Rose
z Ratyzbony „szybkobiegacz Guret”, obok trupy teatralnej „francuski linoskoczek
Polm”. A bogactwo owej oferty wynikało w zasadzie z jednego – z postępującego
w wieku XIX procesu komercjalizacji sztuki. Zwróćmy uwagę, jak zdecydowanie
podnosi w raporcie policmajster zagadnienia finansowe: „trupa teatralna [...] miała wielkie powodzenie ze względu na często padające deszcze”, „Polm [...] mało
występował i mało zarobił”, „szybkobiegacz Guret [...] dwa razy dobrze napełnił
swoją sakiewkę”, „muzyk z Wrocławia [...] zarobił znacznie więcej swoją harmonijką ustną niż skrzypcami, ponieważ na trzy koncerty miał tylko raz jeden dobrą
frekwencję”, a „Nagel z Jelcza, godny uczeń sławnego skrzypka Paganiniego [...],
miał liczne audytorium”, czyli na pewno napełnił sobie dobrze sakiewkę. Policyjny urzędnik – nieświadom wagi konstatacji, jakie czynił – odnotował praktyczny
wymiar formowania się i rozrastania kultury popularnej, która w przestrzeni dziewiętnastowiecznego uzdrowiska, w klimacie wielokulturowości i kulturowej interferencyjności, znalazła szczególnie sprzyjającą glebę dla swego rozwoju. Rodziła
się zatem specyficzna mieszanka kulturowa, wynikająca z upodobań tych, którzy
przybyli do uzdrowiska „tak dla zdrowia, jak i przyjemności”, oraz tych, którzy
przyjeżdżali tam w celach zarobkowych, by występować i zarabiać. Następowała zdemokratyzowana standaryzacja kultury, jej zdecydowana unifikacja w duchu
kultury masowej, popularnej oraz towarzyszących temu form i sposobów udziału
w kulturze. Rzecz jasna, procesy te widoczne były szczególnie dobrze w uzdrowiskach dużych, typu Cieplice, Lądek czy Szczawno, z mocno zróżnicowaną pod
względem socjologiczno-kulturowym „publicznością” kuracyjną, ale występowały
już – choć w różnym stopniu i zakresie – także w tych mniejszych i najmniejszych. Osobny, ciągle jeszcze nienapisany rozdział pracy odnoszącej się do dziejów
i kultury uzdrowisk dolnośląskich dotyczy, najogólniej mówiąc, obecności tam polskiego słowa drukowanego, przejawów i form kultury czytelniczej. Na potrzeby tych
rozważań sformułujemy kilka szkicowych uwag na temat dwóch zasadniczych kwestii: czytelnictwa książek oraz obecności prasy, pozostawiając obszerniejsze opracowanie związanych z tym kwestii na czas nieco późniejszy. Jak wskazują Eufrozyna
i Zygfryd Piątkowie w niezwykle – jak już powiedziano – modnym w XIX wieku
Salzbrunn:
Dla lubiących czytać była do dyspozycji dobrze zaopatrzona biblioteka i czytelnia
czasopism, były tam gazety śląskie i pruskie. Czytelnia znajdowała się w północnej
części parku zdrojowego, przy cukierni. Po wybudowaniu nowej pijalni nad źródłem
41
Śląskie pogranicza kultur
Oberbrunnen [dzisiaj Mieszko – przyp. M.U.] w 1894 roku czytelnię urządzono na
piętrze tego budynku. Do sali czytelni, w której znajdowało się 60 tytułów gazet
i czasopism, wstęp kosztował 10 fenigów36.
Ta obfitość prasy i książek była wypadkową kilku istotnych czynników. Wynikała ze statusu Szczawna i znacznej liczby przybywających tam corocznie gości, była
też na pewno jednym ze sposobów walki z coraz silniejszą konkurencją uzdrowisk
zachodnioeuropejskich, a także tych znajdujących się na terenie dawnego Królestwa Kongresowego i Galicji. W owym czasie w Szczawnie, obok gazet śląskich
w rodzaju „Schlesische Provinzialblätter” i pruskich (głównie berlińskich), wręcz
musiała znajdować się prasa polskojęzyczna. Uzdrowiska dolnośląskie gościły
głównie kuracjuszy własnych, „krajowych”, w tym i tych z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, oraz „zagranicznych”, którzy jednak przybywali głównie ze wschodnich i południowych ziem niegdysiejszej Rzeczypospolitej. Była to więc znaczna
liczba gości, dla których językiem ojczystym był polski. I choć mieli paszporty
pruskie, austriackie czy „polsko-rosyjskie”, to język polski i kultura polska były
im najbliższe. Tego najczęściej prywatni niemieccy właściciele zdrojowisk dolnośląskich zlekceważyć nie mogli i nie lekceważyli; tym bardziej że polscy goście
grzecznie, ale konsekwentnie i usilnie naciskali na to, by polskie słowo drukowane
było w kurortach śląskich coraz powszechniej obecne. I tak kuracjusz-korespondent „Dziennika Poznańskiego” w numerze 154 z 10 lipca 1883 roku informował:
Obiega tu [...] petycja do magistratu, pod którego zarządem i dyspozycją wody
Landeku stoją, o przysporzenie bibliotece zakładowej więcej książek polskich,
a liczne podpisy nasze powinny szanowny magistrat o słuszności żądania naszego
przekonać.
Ale ta kampania prowadzona przez Polaków miała jeszcze szerszy zakres, bo
jak pisał ów korespondent dalej:
O ilustracjach polskich także pamiętaliśmy. Dodać mi wypada, że uprzyjemnienie
pobytu tutejszego w powyższym kierunku lekarzowi, rodakowi tutaj ordynującemu
zawdzięczamy, który bacznym jest na wszelkie możliwe uwzględnienie drogiego nam
języka ojczystego. Z urządzeniem składki na teatr pragniemy poczekać do połowy
tego miesiąca, gdyż wtenczas zastęp życzliwych tej sprawie znacznie się powiększyć
może, do czego wakacje szkolne i sądowe niemało się zapewne przyczynią.
Notabene w Lądku, w posiadłości Radziwiłłów, zakupionej gdzieś około 1821
roku i nazywanej „Hôtel de Pologne”, znajdowała się zasobna biblioteka.
To, co powiedziano do tej pory w odniesieniu do Szczawna czy Lądka, można
– bez popełnienia większego błędu – zgeneralizować i stwierdzić, że wszędzie,
gdzie w XIX wieku pojawiali się w badach śląskich polscy kuracjusze, tam ów
E. Piątek, Z. Piątek, Szczawno-Zdrój. Historia miasta i uzdrowiska, Wałbrzych 1994, s. 75.
36
42
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
„czynnik polski” czy żywioł polski mniej lub bardziej skutecznie oddziaływał na
pojawienie się polskiej prasy i książek, ewokował ich upowszechnienie i różnorodność. Dzięki tym nasilonym w ostatnich trzech dziesięcioleciach XIX wieku
działaniom, ich konsekwencji oraz masowości mogły pojawiać się na łamach prasy
polskojęzycznej, głównie tej z Poznańskiego, jakby meldunki z pola zwycięskiej
walki o polskość z zadekretowanym przez Bismarcka Kulturkampfem obowiązującym również w śląskich uzdrowiskach37. Tak jak choćby to doniesienie z Kudowy
w „Kurierze Poznańskim” w numerze 138 z 19 czerwca 1881 roku, że jest tam
„około 60 czasopism” oraz „biblioteka kąpielowa”, czy z Dusznik, zamieszczone
na łamach „Dziennika Poznańskiego” w numerze 145 z 27 czerwca 1885 roku:
„Mamy czytelnię bogato zaopatrzoną w pisma periodyczne; z polskich jest »Dziennik Poznański«, »Kurier Poznański« i »Czas« krakowski. Prócz tego jest dość znaczny księgozbiór, blisko 6000 tomów”. Postęp to był oczywisty38 (nb. najliczniejszy,
najbogatszy i najcenniejszy księgozbiór, liczący około 50 000 tomów, znajdował
się wtedy w Cieplicach-Zdroju w bibliotece Schaffgotschów, także licznie odwiedzanej – jak i cała posiadłość – przez Polaków39). W Lądku walnie do poszerzenia
oferty polskiego słowa drukowanego przyczynił się lekarz zdrojowy, wspominany
W Poznańskiem toczyła się rzeczywiście zacięta walka – z pruskim Kulturkampfem, który
osiągnął swe apogeum około roku 1878, i hakatyzmem. Uczestniczyła w tym polska prasa z „Dziennikiem Poznańskim” na czele, który omal codziennie drukował swe sztandarowe hasło: uczymy
dzieci po polsku. Anonimowy korespondent „Dziennika Poznańskiego” (nr 163 z 15 lipca 1880) pisał o trosce dyrekcji i właścicieli Kudowy o polskich gości, którzy są otoczeni przez niemieckich gospodarzy „prawdziwie polską grzecznością i gościnnością”(!) i dodawał: „W ogóle Polacy doznają tu
względów nadzwyczajnych, toteż jeszcze u żadnych wód niemieckich nie czułem się tak swobodnym
i tak u siebie. Przyczynia się też wiele do tego okoliczność, że lud czeski, służba toż samo, wszędzie
pobramtymcze dźwięki, zdaje się nam, że jesteśmy wśród swoich”(s. 3). A 18 lat później, bo w 1898,
w numerze 5 czasopisma „Zdrojowiska” ukazała się anonimowa korespondencja z Dusznik, w której można było przeczytać: „Dla nas Polaków przedstawiają kąpiele w Reinerz tym większy interes,
że mimo rozwielmożonego w Prusiech hakatyzmu zarząd tutejszy jest dla polskich kuracjuszów nader przychylnie usposobiony”. Dzięki m.in. staraniom ordynującego tam poznańskiego lekarza Władysława Stana. Dowodem zaś owej przychylności były liczne sprowadzane dzienniki polskie, mała
biblioteczka dzieł polskich oraz to – i stanowiło to ewenement – że zarząd jako jedyny w Prusach
„rozsyła polską [...] broszurkę o swych zdrojach” (s. 27). A zatem to głównie władze pruskie bywały
niechętne czy wręcz wrogie polskiemu żywiołowi w śląskich uzdrowiskach.
38
W Lądku w 1824 znajdowało się 400 tomów beletrystyki, także polskiej, i nieco czasopism
polskich. W drugiej połowie XIX wieku było już 1469 woluminów, w tym 319 francuskich i 286
polskich, 6 żurnali, 32 gazety, m.in. „Dziennik Poznański”, „Kurier Poznański”, krakowski „Czas”
– zob. A. Ostrowicz, op. cit., s. 45. O skuteczności nacisków kuracjuszy polskich na uzdrowiskowe
władze w celu poszerzenia oferty polskich książek i czasopism w Dusznikach pisze R. Kincel, op. cit.,
s. 130.
39
Jednym z odwiedzających te zbiory po ich publicznym udostępnieniu był Wincenty Pol. Pozostawił on obszerną relację, która ukazała się w periodyku „Biblioteka Naukowego Zakładu imienia
Ossolińskich” 1848, z. 1, s. 3. Szerzej na ten temat: S. Firszt, Wincenty Pol i genealogia Piastów ze zbiorów
Schaffgotschów, [w:] Wincenty Pol jako geograf i krajoznawca, pod red. A. Jackowskiego i I. Sołjan, Kraków
2006, s. 181–188.
37
43
Śląskie pogranicza kultur
już Aleksander Ostrowicz, zaś w Świeradowie-Zdroju dbał o to z własnej inicjatywy sędzia Edmund Sobieski, zamieszkujący w sąsiednim Friedebergu. Znaczne
starania w tym zakresie czyniła również familia Schaffgotschów, do której należało
kilka dolnośląskich zdrojowisk.
Gdyby chcieć mówić o wizerunku uzdrowisk dolnośląskich w polskich periodykach XIX wieku, to można by go zrekonstruować na podstawie analizy znacznie ponad 20 tytułów. I tak można tu wskazać artykuły i relacje korespondentów
zamieszczone m.in. na łamach krakowskiego „Czasu”, warszawskich „Kłosów”,
„Kuriera Poznańskiego”, „Kuriera Warszawskiego”, warszawskiego „Przeglądu
Lekarskiego”, lwowskich „Rozmaitości”, warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego”. Bezsprzecznie prym tu jednak wiódł ukazujący się od 1859 roku „Dziennik
Poznański”, który do końca wieku zamieścił kilkadziesiąt takich relacji, wyodrębniając z czasem na swych łamach letnią rubrykę „Echa z wód” (nb. pisano również
o innych kurortach europejskich). Na liście najczęściej i najobszerniej przedstawianych kurortów dolnośląskich znajdowało się Szczawno, dalej Cieplice i Duszniki, a kolejność ta odzwierciedlała też skalę obecności w nich żywiołu polskiego.
Istotnym czynnikiem upowszechniającym wiedzę i sławę uzdrowisk śląskich były
bardzo liczne w owoczesnej prasie inseraty reklamowe na temat samych badów,
standardów leczniczych, praktykujących lekarzy czy dystrybucji wód zdrojowych.
W ich druku celowały „Dziennik Poznański” i „Kurier Poznański”.
Mówiąc o prasie w uzdrowiskach dolnośląskich XIX wieku, należy wspomnieć
także o ukazujących się na ich terenie okresowo – w czasie lata – takich periodykach o głównie relaksowym charakterze, jak np. w Cieplicach tygodnik „Der
Bote aus dem Riesengebirge” („Posłaniec z Karkonoszy”) czy w Lądku w latach
1843–1844 plotkarski dwutygodnik „Bade-Conversations-Blatt” („Gazeta Kąpielowo-Towarzyska”). Z kolei w 1881 roku pojawi się niemieckie czasopismo turystyczne „Der Wanderer im Riesengebirge” („Wędrowiec w Karkonoszach”),
często podnoszące problematykę uzdrowiskową, a wydawane aż do 1943 roku.
Zamykając zaś kwestię obecności prasy „u szląskich wód”, należy przypomnieć,
że z racji pogranicznego charakteru – zarówno w sensie geograficznym, jak i kulturowym i narodowym – w kurortach tych pojawiała się sporadycznie też prasa
inna – czeska, jak np. „Narodne Listy” w Dusznikach w sezonie 1868 roku, czy
w pięć lat później nawet rosyjski „Gołos”.
Przedstawiono tu – ze zrozumiałych względów w sposób szkicowy i wybiórczy – tylko trzy najważniejsze aspekty życia kulturalnego w uzdrowiskach
dolnośląskich w XIX wieku: muzyczny, teatralno-widowiskowy oraz literacko-prasowy, pomijając kwestie życia towarzyskiego, rozrywek czy obyczajowości.
Wszystkie te podjęte, jak i pozostawione czy pominięte zagadnienia powinny
stać się przedmiotem dalszych, poszerzonych i pogłębionych badań. Choć nawet już teraz mogą ustalenia te być podstawą do sformułowania uogólniających
refleksji.
44
Marian Ursel Życie kulturalne w uzdrowiskach dolnośląskich w XIX wieku
Il. 4. „Der Wanderer im Reisengebrige” 1882, winieta tytułowa.
Życie kulturalne w dolnośląskich badach w XIX wieku jest szczególnie ciekawym przykładem licznych, wielokształtnie złożonych – gdzie indziej niespotykanych – interferencji kulturowych, wynikających z pogranicznego charakteru
owych uzdrowisk, jak i ich gości. Widać też jak w soczewce przenikające się ze
sobą elementy kultury wysokiej i popularnej, przy równoczesnej tendencji do upowszechniania się tej drugiej i anektowania przez nią coraz to nowych obszarów.
Odnotować również należy, że mimo postępującej, szczególnie w drugiej połowie
XIX wieku, germanizacji Śląska szeroko rozumiana kultura polska miała się wcale dobrze w dolnośląskich uzdrowiskach. Jej obecność, wprawdzie zróżnicowana
jakościowo i ilościowo w ówczesnej przestrzeni uzdrowisk leżących „u szląskich
wód”, jest faktem niezaprzeczalnym, poniekąd nawet też zaskakującym z racji właśnie swej skali, stanowi też ważki wkład w rozwój kulturowy Śląska, wpisuje się
w jego wielokształtne i wielonarodowe dziedzictwo.
45
46
Download