Jak Józef Szwejk zawędrował do Galicji Wybitna powieść Jaroslava

advertisement
Jak Józef Szwejk zawędrował do Galicji
Wybitna powieść Jaroslava Haszka i jej galicyjskie korzenie
Szlak turystyczny „Śladami dobrego wojaka Szwejka” prowadzący przez Bieszczady jest
propozycją aktywnego spędzenia wolnego czasu, łącząc zamiłowanie do turystyki
z odrobiną historii i literatury oraz wspaniałymi, bieszczadzkimi krajobrazami. Trasa
przeprowadzona jest prawie identycznie do tej, którą Jaroslav Hašek prowadził Szwejka
przez Beskid Niski, Bieszczady, Góry Słonne i Pogórze Przemyskie. Trasa szwejkowska
ma kilka wspólnych odcinków z innymi bieszczadzkimi szlakami tematycznymi, ze
„Szlakiem Architektury Drewnianej” i „Szlakiem Ikon”, „Greenway Karpaty Wschodnie Zielony Rower Bieszczady”, „Śladami dawnych wsi pogranicza” oraz Karpacką Trasą
Rowerową. Główny rowerowy szlak szwejkowski (oznaczony międzynarodowym
numerem R-63) ma na terenie Polski około 105 km długości. Dla rowerzystów bez
paszportów lub dla cudzoziemców nie posiadających ważnych wiz ukraińskich
przeprowadzono do Twierdzy Przemyśl czarny szlak łącznikowy wzdłuż wschodniej
granicy o długości około 70 km.
Na przejściu granicznym Palota – Radoszyce wita nas tablica z tekstem poświęconym
powieści Jaroslava Haška. Na trasie zobaczycie inne żółte tablice z czarną obwódka
w skośne paski. Zamiast orła cesarskiego głównym elementem jest podobizna dobrego
wojaka Szwejka w owalnej obwódce. Umieszczono na nich informacje o obiektach, które
mijamy, a które związane są z powieścią. Na mniejszych tabliczkach umieszczono
zabawne cytaty z książki mające umilić nam podróż „Śladami dobrego wojaka Szwejka”.
A więc:
„Witamy Państwa w Galicji! Tu na Przełęczy Beskid nad Radoszycami - 684 m. npm
rozpoczynacie podróż śladami ordynansa 11 kompanii marszowej 91 pułku piechoty
z Czeskich Budziejowic – Józefa Szwejka, który w lipcu 1915 roku podążał tędy na front
rosyjski, by oddać życie za „cesarza i jego rodzinę”. Dokładnie jego eszelon przejeżdżał
kilka kilometrów na wschód od tego miejsca – przez tunel łupkowski, lecz my jako
porządni obywatele – podobnie zresztą jak i nasz bohater, nie możemy przekraczać
granicy państwowej, gdzie nam się podoba i dlatego okazawszy na przejściu
granicznym stosowne dokumenty, po sprawdzeniu czy nie przewozimy ze sobą
nadmiernej ilości np. jarzębiaku lub „humeńskiego koniaku” ruszamy w Bieszczady.
Początek naszej trasy wiedzie granicą starej Galicji, górami, posieczonymi, na przełomie
1914/15 roku gęstą siecią okopów. Po drodze spotkacie na pewno wiele śladów tamtej
straszliwej wojny, którą ówcześni Europejczycy uważali za najgorszą w dziejach
ludzkości. Nic dziwnego zatem, że trzeba było iście szwejkowskiego optymizmu by ją
przetrwać. Mamy nadzieję, że ten optymizm nie opuści także i Was, szczególnie jeśli
przyjdzie się wam wdrapywać rowerem na strome, karpackie wzgórza.”
Szlak przebiega drogami, praktycznie cały czas domniemaną trasą przejazdu
i przemarszu 11 kompanii marszbatalionu N
99 pp z Czeskich Budziejowic,
nazywanego od koloru wyłogów „papuzim”.
„A więc kompania marszowa, przyjaciele! No to powiem wam słowami czasopisma
czeskich turystów: „Dobrego wiatru! Prace przygotowawcze do drogi już są poczynione,
o wszystko postarała się wysoka administracja wojskowa; więc powinna wam się
świetnie udać wycieczka do Galicji. Ruszajcie w świat z myślą wesołą i z sercem lekkim
a radosnym. Umiejcie ocenić piękno krajobrazu ozdobionego rowami strzeleckimi.
Piękne to i wysoce interesujące. Na dalekiej obczyźnie czuć się będziecie jak w okolicy
dobrze wam znanej czy może nawet jak w wiosce rodzinnej. Z uczuciem wzniosłym
ruszycie w strony, o których już stary Humbold pisał: Na całym świecie nie widziałem nic
wspanialszego nad tą poczciwą Galicję. Obfite i cenne doświadczenia, zdobyte przez
nasze sławne wojska przy odwrocie z Galicji w czasie pierwszego wypadu, będą dla
naszych nowych wypraw wojennych nieoszacowanym źródłem wskazówek i nie
pozostaną bez wpływu przy układaniu drugiej podróży w tamte strony. Walcie prosto
przed siebie, do Rosji, i z uciechy wystrzelajcie wszystkie naboje w powietrze.”
( J. Hašek – Przygody Dobrego Wojaka Szwejka - tł. P. Hulka - Laskowski).
Opis szlaku
Wędrówkę rozpoczynamy na polsko słowackiej granicy w Radoszycach. Od wieków
prowadził tędy trakt na Węgry. W Radoszycach mijamy stojącą na wzgórzu, cerkiew
parafialną z 1868 r. pod wezwaniem św. Dymitra. Przy cerkwi znajduje się cmentarzyk
wojenny (kwatera). Jadąc w stronę Komańczy podziwiamy bieszczadzkie krajobrazy
i jak mówił Szwejk: „Bawimy się wesoło, bo zawsze najlepiej jest się wesoło bawić.”
Droga prowadzi wzdłuż linii kolejowej z Nowego Łupkowa do Zagórza. Zaczęła się
nasza wędrówka ze Szwejkiem. Rzeka Osława przepływająca w okolicy dzieli region na
dwie krainy geograficzne. Tu, w tym rejonie, łagodnymi pochyłościami skłaniającymi się
ku rzece, kończy się najdalej na zachód wysunięta część Karpat Wschodnich zwana
Bieszczadami, a z drugiej strony wyrastają malownicze kopce Beskidu Niskiego. W tym
rejonie znajdują się niezwykle piękne obszary chronionej przyrody Ciśniańsko –
Wetlińskiego Parku Krajobrazowego - jak chociażby malownicze jeziorka w rejonie
Duszatyna. W ogromnych lasach spotkać można wiele różnych gatunków zwierzyny
dzikiej i rzadkie okazy puszczańskiego ptactwa. Komańcza, to miejscowość letniskowa,
jedna z najstarszych osad w tym regionie. Można w niej zobaczyć oryginalną drewnianą
cerkiew prawosławną z 1802 roku (odrestaurowaną po pożarze) oraz cerkiew
greckokatolicką z muzeum łemkowskim). Na skrzyżowaniu z drogą w kierunku
Duszatyna i jeziorek na stoku Chryszczatej, stoi drewniany kościółek rzymskokatolicki.
Znajduje się tu również pomnik ku czci poległych w latach 1939 – 1947. Nasz bohater
nie zatrzymywał się wprawdzie w Komańczy, a pociąg, jeśli można tak powiedzieć,
„przemknął” jedynie obok stacji, zważywszy na to, że eszelon potrzebował prawie dwa
miesiące, by dotrzeć z Budapesztu do Sanoka(!). Jednakże zatrzymamy się tutaj, by
wspomnieć o śladach Wielkiej Wojny, które zachowały się w Komańczy i okolicy.
Pierwszy z nich to pozostałość cmentarza wojennego, który znajduje się po drugiej
stronie torów kolejowych. Drugi cmentarzyk wojenny możemy odnaleźć w Komańczy Letnisku ok. 50 m od stacji kolejowej w kierunku płn. wsch. Kolejne cmentarze I wojenne
znajdują się w Prełukach, Starym Łupkowie, Szczawnem oraz na stokach Chryszczatej
i Magurycznego, Krąglicy, Wierchu nad Łazem, Jasielika, Kamienia nad Jaśliskami
i w innych miejscach. W większości są one jednak mocno już zarośnięte i trudne do
odnalezienia. Niecały kilometr za skrzyżowaniem do Duszatyna, po lewej stronie, droga
pod tunelem kolejowym prowadzi do Klasztoru Nazaretanek z 1928 r. - wielkiej atrakcji
turystycznej w Komańczy-Letnisku. Było to miejsce internowania Prymasa Stefana
Wyszyńskiego. Przed Klasztorem znajduje się Schronisko PTTK "Podkowiata". Tędy też
przebiega żółto – czarny (w barwach Habsburgów) pieszy szlak szwejkowski.
Jedziemy w stronę Rzepedzi. Tuż za Komańczą mijamy, po lewej stronie, nieczynny
kamieniołom. Jego zboczami spływają liczne źródełka, co szczególnie przy deszczowej
pogodzie wygląda bardzo ładnie, gdyż tworzą się wysokie wodospady (albo raczej
wodospadziki). Niecałe 1,5 km dalej dojeżdżamy do miejscowości Jawornik, niewielkiej
osady tuż przed Rzepedzią. Jeśli się skręci przy mostku kolejowym w drogę w lewo wyprowadzi nas ona do dawnego Jawornika, wsi która obecnie nie istnieje. Po drodze
ciekawy stary cmentarz, w Jaworniku liczne pozostałości po zabudowaniach, sady
owocowe, piwnice. Przy ścieżce, około ½ h jazdy, od drogi głównej, znajduje się
studencka baza namiotowa. W XIX wieku mieszkańcy tej wsi musieli się cieszyć
nieszczególną opinią, skoro Oskar Kolberg w swoich dziełach podaje: „... może nie ma
jednego człowieka pochowanego na cmentarzu, który by nie miał wbitego w głowę
ćwieka lub uciętej i u nóg położonej głowy”. Były to gusła ludowe mające przeszkodzić
upiorowi w dręczeniu żywych.
W oddali widać zabudowania Rzepedzi. Od strony Komańczy wita nas typowe
blokowisko. Jest to osiedle pracowników Bieszczadzkich Zakładów Przemysłu
Drzewnego. Sama Rzepedź jest wsią dość spokojną i przyjemną, aczkolwiek zabudową
odróżnia się wyraźnie od typowej bieszczadzkiej wioski przypominając raczej malutkie
miasteczko. Z zabytków znajdujących się w Rzepedzi, najciekawszym, znajdującym się
na szlaku architektury drewnianej, wydaje się być drewniana cerkiew filialna. Obiekt nie
znajduje się przy drodze głównej, aby do niej trafić należy (jadąc od Komańczy):
przejechać całą Rzepedź, tj. osiedle, przejazd kolejowy, po lewej minąć kościół i przy
samym końcu wsi skręcić za drogowskazem, w lewo na Rzepedź - Wieś. Po około 2 km
jazdy wąską, asfaltową dróżką, ciągnącą się wzdłuż potoku Rzepedka, po prawej stronie
na wzgórzu ukaże się świątynia. Cerkiew w Rzepedzi pod wezwaniem Świętego
Mikołaja Biskupa, zbudowana została w 1824 roku (napis w nadropożu drzwi do
babińca) na miejscu poprzedniej.
Wracamy na szlak Szwejka. Zaraz za skrętem na Rzepedkę (708 m n.p.m.), po lewej
stronie, wśród drzew stoi drewniana, greckokatolicka cerkiew parafialna. Jako
ciekawostkę można dodać, że w Szczawnem znaleziono monety rzymskie z czasów
Trajana i Hadriana, co wskazuje na starożytność biegnącego doliną Osławy traktu.
A sama nazwa miejscowości pochodzi od mineralnych wód szczawiowych.
O Szczawnem i Kulasznem, którędy to wytrwale podąża nasz bohater w kierunku
Sanoka, tak oto pisze autor:
„ Za stacją Szczawna, w dolinach, znowu zaczęły się pokazywać cmentarze żołnierskie.
Koło stacji widać było wielki krzyż przydrożny z Chrystusem, któremu pocisk w czasie
ostrzeliwania torów urwał głowę. Pociąg biegł coraz szybciej z górki na pazurki ku
Sanokowi, horyzont stawał się coraz szerszy, a po obu stronach toru widać było coraz
więcej spustoszonych wsi.”
„Pod Kulaśną widać było na dole w rzeczułce zdruzgotany pociąg Czerwonego Krzyża,
który runął z nasypu kolejowego. Baloun wytrzeszczył na ten widok oczy. Osobliwie
dziwiły go części lokomotywy porozrzucane na wszystkie strony. Komin maszyny
wtłoczony był w nasyp kolejowy i sterczał zeń niby lufa działa 28 centymetrowego.
Widok ten wzbudził także zainteresowanie w wagonie, w którym znajdował się Szwejk.
Najbardziej oburzył się kucharz Jurajda: – Czy to wolno strzelać do wagonów
Czerwonego Krzyża? - Nie wolno, ale można – rzekł Szwejk – Wycelowali akuratnie,
a wytłumaczyć się nietrudno, że to było w nocy i że znaków Czerwonego Krzyża nie było
widać. W ogóle dużo jest na świecie takich rzeczy, których robić nie wolno, ale można.
Najważniejsze to, żeby spróbować, czy zakazanej rzeczy zrobić nie można.”
„Pociąg jedzie dalej. Szwejk wykłada współtowarzyszom filozoficzne zależności
pomiędzy tym co wolno a tym co można, oczywiście z przytoczeniem stosownej
przypowieści. Jednoroczny ochotnik Marek, zainspirowany oglądanym przed chwilą
obrazem wykolejonego pociągu, roztacza wizję bohaterskiej akcji odwetowej sierżanta
Vańka na pociąg pancerny nieprzyjaciela, zakończonej jego nie mniej bohaterska
śmiercią oraz przekazaniem w akcie ostatniej woli, pieniędzy wygranych ostatnio w karty
na rzecz rosyjskiego Czerwonego Krzyża...”.
„Jednym słowem – rzekł Szwejk - dobrze nie jest, ale nie trzeba tracić nadziei, jak
mawiał Cygan Janeczek w Pilźnie, kiedy w roku 1879 zakładali mu stryczek na szyję za
podwójne morderstwo.”
Droga wije się, od skrzyżowania w Szczawnem aż do Morochowa pomiędzy torami
kolejowymi a Osławą. Jest to bardzo uroczy odcinek drogi. Bezpośredni kontakt z dziką
beskidzką przyrodą i historią regionu. W wielu miejsca droga jest tak wąska, że
z trudnością mijają się na niej dwa samochody, ale „...Drogi ludzkie bywają różne, byle
cel był wzniosły.” Na zboczach Kiczery była przed laty kopalnia ropy naftowej.
Zachowały się jeszcze z tego okresu oryginalne urządzenia kopalniane i kolejka
zbudowana do transportu sprzętu w górę wzniesienia. Pod koniec Morochowa czeka
nas ostry skręt w prawo. Żeby nie było zaskoczenia, gdy zgubimy szlak, gdyż jak mówił
Szwejk: „Okropnie lubię, gdy ludzie baranieją do kwadratu”. Teraz droga prowadzi przez
słynną na Podkarpaciu wieś Poraż. Niezliczona ilość kawałów, jak o Wąchocku, uczyniła
sławnym sołtysa tej miejscowości. Przy trasie Poraż - Zagórz znajduje się zamek w typie
średniowiecznej warowni rycerskiej. Jedynie wysoka wieża wskazuje na nietypowość
budowli. Powstała dzięki baronowi Adamowi Gubrynowiczowi. Budowę zakończono
w 1928 r.
Ale nasz szlak prowadzi śladami Szwejka, więc wróćmy na trasę. Dojeżdżamy do
Zagórza. Przy skrzyżowaniu stoi barokowy kościół parafialny z XVIII wieku. Jego
prezbiterium, to być może dawna kaplica ufundowana w 1343 roku przez Kazimierza
Wielkiego. Wewnątrz, w późnobarokowym ołtarzu głównym z XVIII wieku, znajduje się
obraz "Zwiastowanie NMP", późnogotycki z 1 połowy XVI wieku, przemalowany w 1878
roku. Obok kościoła prowadzi droga do największej atrakcji turystycznej Zagórza - ruin
kościoła i klasztoru Karmelitów Bosych stojących na wzgórzu w zakolu Osławy. Była to
fundacja wojewody Jana Stadnickiego. Budowę kościoła ukończono w 1724 roku, zaś
klasztoru przed 1726 rokiem. Całość otaczał mur obronny. Pełniąc funkcję
nadgranicznej twierdzy posiadał on załogę wojskową. Powstał imponujący barokowy
zespół, który jednak spalił się w niejasnych okolicznościach w 1822 roku, w 1831 roku
Austriacy skasowali zakon. Na dziedziniec główny prowadzi brama. Przed ruinami
kościoła postument, na którym stała figura Matki Boskiej, wewnątrz zaś pozbawionego
dachu i sklepień kościoła widać na ścianach duże partie iluzjonistycznej, barokowej
polichromii.
W Zagórzu mijamy po drodze murowaną cerkiew prawosławną z 1836 roku pod
wezwaniem św. Michała Archanioła z zachowanym ikonostasem. Większość turystów
jadących w Bieszczady pociągiem - tu zaczyna swoją wędrówkę. Niestety w powieści
Haška nie ma o nim wzmianki mimo, że pociąg wiozący naszego bohatera musiał tędy
przejeżdżać. W Sanoku zaczynamy od Dworca PKP. Jego architektura została
zachowana od czasów CiK. Nie zmienił się tak jak Szwejk: „Tyś się wcale nie zmienił –
rzekł do Szwejka jednoroczniak. Nie zmieniłem się – odpowiedział Szwejk – bo nie
miałem na to czasu. Chcieli mnie nawet rozstrzelać.”
Dworzec PKP w Sanoku. Jest popołudnie, 15 lipca 1915 r. Dotarliśmy wraz
z 11 kompanią marszbatalionu N 91 pułku piechoty na dworzec cesarsko-królewskiej
kolei żelaznej w Sanoku. Stąd wraz ze Szwejkiem pomaszerujemy do centrum miasta,
gdzie wojsko stanie na kwaterach. Kto z Was pamięta najsłynniejszą, czeską
ekranizację “Przygód Dobrego Wojaka Szwejka”, z niezapomnianym Rudolfem
Hrusinskỳm w roli głównej, z pewnością pamięta moment wjazdu na stację gdzie
z oddali wyłania się ogromny napis SANOK – wymalowany na bocznej ścianie budynku
– podobnie zresztą jak to widzimy dzisiaj. Ale oddajmy głos Haškowi: “Po przyjeździe do
Sanoka okazało się, że ci, co jechali razem z Balounem, który puszczał wiatry po
wielkiej wyżerce, mieli rację. Będzie kolacja, a oprócz kolacji rozdawany będzie
komiśniak za te wszystkie dni, w których żołnierze chleba nie otrzymywali. Okazało się
także, że właśnie w Sanoku znajduje się sztab “Żelaznej Brygady”, do której
przydzielony został batalion 91 pułku piechoty.” Zatem ruszamy za Szwejkiem!, gdyż:
„Wielu rzeczy czynić nie wolno, ale ostatecznie można.”
W centrum miasta znajduje się zaułek Dobrego Wojaka Szwejka z pamiątkowa tabliczką
szlaku, natomiast po prawej stronie - Hotel „Pod Trzema Różami”. To w tym miejscu
Józef Szwejk wygłosił owe znamienne słowa, starając się dostarczyć pijanego „w sztok”
podporucznika Duba na pilną odprawę oficerów batalionu, który ani rusz nie mógł sobie
przypomnieć, gdzie się znajduje i jak się tu znalazł: „Raczy pan się znajdować
w burdelu, panie lejtnant. Ludzie bowiem różnymi chadzają drogami.” W rzeczywistości,
ów sumienny oficer poszedł osobiście sprawdzić, czy któryś z jego podwładnych nie
złamał wydanego przezeń zakazu korzystania z tutejszych, przyfrontowych zamtuzów,
które jak twierdził, pozakładali specjalnie wycofujący się Rosjanie, aby pozarażać
chorobami płciowymi żołnierzy, i tym sposobem osłabić siłę cesarskiej armii.
Jak pisze Hašek, podporucznik Dub „za punkt oparcia dla swej kontroli wybrał sobie
kanapkę panny Elly w pokoiku na pierwszym piętrze tak zwanej „Kawiarni Miejskiej”. Na
kanapce owej bawił się bardzo mile”. Kto ciekaw jest reszty niech zajrzy do książki.
Może ktoś z Was zamówi sobie „pokoik na pierwszym piętrze...?” „Pamiętam, że
dawniej każdy z oficerów starał się w miarę możliwości, żeby w kasynie było wesoło.
Jeden z kolegów, niejaki porucznik Dankl, rozbierał się do naga, kładł się na podłodze,
wtykał sobie w zadek ogon śledzia i przedstawiał syrenę.”
Deptak 3-go Maja. Ustawione w rzędzie stylowe ławeczki pod równie stylowymi
latarniami zachęcają do odpoczynku. Na jednej z nich siedzi nasz dobry wojak Szwejk.
Po długim marszu, śladami przygód Dobrego Wojaka Szwejka, czas na odpoczynek. Nie
ma chyba na to lepszego miejsca, niż ławeczka, na której zasiadł nasz bohater. Wielu
miłośników tej sympatycznej postaci marzyło o tym, aby móc siąść obok niego i po
przyjacielsku pogadać. Ziściło się to 6 czerwca 2003 r. kiedy to na ulicy 3 Maja zasiadł
ordynans 11 kompani, 91 pp z Czeskich Budziejowic, dłuta sanockiego artysty – Adama
Przybysza. Po pogawędce z naszym bohaterem można posilić się knedliczkami
w restauracji „U Szwejka”, znajdującej się w małym zaułku naprzeciw pomnika, i ugasić
pragnienie w tej lub innej restauracji sanockiej, gdzie duch szwejkowy przysiada przy
stoliku i czeka, by mu ktoś postawił Wielkopopowickiego „Koziołka”. A zatem, jak to
mówił nas z bohater: ”...Do zobaczenia po wojnie, o szóstej wieczorem „U Kalicha”, na
Boiszti ....”
....na agresję, na podłość, arogancję, chciwość,
na intrygę i wszelką cudzą niegodziwość,
na chamstwo, na głupotę to jest medycyna –
niebieskich oczu uśmiech zachować kretyna...
(Mieczysław Czuma)
„Posłusznie melduję, że ja sam spostrzegam u siebie odznaki idiotyzmu, osobliwie ku
wieczorowi.”
Na końcu deptaku wjazd na sanocki Rynek. To właśnie na nim znajduje się budynek
dawnego Banku Krakowskiego – jak pisze Jaroslav Hašek. To tutaj utaj mieścił się sztab
Żelaznej Brygady, w którym chciał również ulokować swój sztab dowódca
nowoprzybyłej, niemieckiej dywizji hanowerskiej. Omyłkowe skierowanie na kwatery
przez niezbyt panujące nad sytuacją dowództwo (o czym przekonaliśmy się już
kilkakrotnie na kartach powieści) do jednego miasta zarówno Żelaznej Brygady jak
i dywizji hanowerskiej, spowodowało spore zamieszanie:
„Wszystko było beznadziejnie poplątane, Rosjanie wycofywali się z północnowschodniego zakątka Galicji bardzo szybko, tak, że niemieckie oddziały armii
austriackiej pomieszały się tam ze sobą, a w tę mieszaninę wbijały się klinem oddziały
armii niemieckiej, tworząc chaos potęgowany jeszcze przybywaniem na front nowych
marszbatalionów i różnych formacji wojskowych. Tak samo było na odcinkach
frontowych, znajdujących się jeszcze dalej na tyłach, jak i tutaj w Sanoku, do którego
przybyły nagle rezerwy niemieckiej dywizji hanowerskiej pod dowództwem pułkownika
o tak ponurym spojrzeniu, że dowódca brygady stracił ostatecznie głowę. Pułkownik
rezerw niemieckich pokazał mianowicie dyspozycje swego sztabu, według których miał
rozlokować swych żołnierzy w gmachu gimnazjum, zajętym właśnie przez pułk 91. Dla
ulokowania swego sztabu zażądał opróżnienia domu Banku Krakowskiego, w którym
właśnie przebywał sztab brygady. Dowódca brygady połączył się bezpośrednio
z dywizją i przedstawił jej sytuacje jak najściślej, następnie rozmawiał ponury
hanowerczyk, w wyniku czego do brygady przyszedł następujący rozkaz:
Brygada wychodzi z miasta o szóstej wieczorem na Turową - Wolską – Liskowiec –
Stara Sól – Sambor .”
Ostatecznie zatem, niespodziewanie Szwejk opuszcza Sanok w przedniej straży
o godzinie wpół do szóstej wieczorem, wymaszerowując wraz z 91 pp prawdopodobnie
z tego rynku. Po drodze mijamy budynek dawnego Gimnazjum i Liceum Królowej Zofii.
To tu właśnie zakwaterowany został 91 pułk piechoty i tu też zamknięto w gabinecie
fizycznym, podporucznika Duba, by otrzeźwiał.
„Porucznikowi Lukaszowi przyszło na myśl, że będzie najlepiej, gdy podporucznika Duba
ułoży jego służący Kunert w gabinecie fizycznym, gdzie stała straż pilnując, aby ktoś nie
ukradł reszty nierozkradzionych jeszcze minerałów, znajdujących się w gabinecie. Na
pilnowanie tego gabinetu stale zwracało uwagę dowództwo brygady. Troskliwość
dowództwa zrodziła się w chwili, gdy jeden z batalionów honwedów, ulokowany
w gimnazjum, zabrał się do rabowania gabinetu. Honwedom podobał się osobliwie zbiór
minerałów, barwne kryształy i kamyki, więc ponapychali sobie nimi tornistry.”! (J. Hašek
– Przygody Dobrego Wojaka Szwejka - tł. P. Hulka - Laskowski).
Jak pisze dalej Hašek, jeden z węgierskich honwedów – o nazwisku Làsló Gargany, nie
poprzestał tylko na ogołacaniu gabinetu z minerałów lecz „wypił wszystek denaturowany
spirytus z naczynia, w którym znajdowały się różne płazy” – co też przypłacił życiem.
Wieść gminna niesie, że rzeczywiście honwedzi ucztowali tu wspomnianym alkoholem –
i niestety skończyli na pobliskim cmentarzu... Czyżby próba wymyślenia jakiegoś
regionalnego drinka – np. ropuchówki?
Jesteśmy prawie w połowie szlaku R-63. Mamy za sobą dość łatwy odcinek. Praktycznie
cały czas było z górki. W Sanoku możemy dłużej odpocząć, np. korzystając z noclegów
na pięknie położonym na Białej Górze nad Sanem kempingu oraz zwiedzając Muzeum
Ikon i Galerię Beksińskiego na Zamku, sanocki skansen – jeden z największych
w Europie i wieku innych atrakcji przygotowanych dla turystów przez to gościnne,
królewskie miasto. Po odpoczynku – krótszym lub dłuższym wyruszamy dalej - śladami
dobrego wojaka. Nad nami, po prawej stronie, na wzgórzu wznosi się zamek królewski,
z którego rozciąga się widok na dolinę Sanu i Góry Słonne. Wyjeżdżamy z Sanoka.
Szeroka droga wije się u podnóża Gór Słonnych. Po prawej stronie dolina Sanu. Jest to
bardzo przyjemny odcinek trasy. Nie ma dużych wzniesień. Widoki przednie. Mijając
Załuż droga kieruje się w stronę Gór Słonnych. Przed nami największe wyzwanie na
trasie. Musimy pokonać przełęcz na wysokości 580 m n.p.m. Od Wujskiego zaczyna się
podjazd serpentynami. Mamy do pokonania prawie 260 m różnicy wzniesień na długości
tylko 1500 m. Na tej trasie samochodziarze rozgrywali mistrzostwa Polski w wyścigach
górskich. Szwejk również pokonywał tę trasę piechotą. Wspaniały widok roztaczający
się z serpentyn w pełni nam rekompensuje długi podjazd. A jest ich na podjeździe aż 11.
Nadleśnictwo Brzozów przygotowało turystom wspaniały taras widokowy, wycinając
kilka drzew. Rozległy widok roztaczający się z tego punktu jest jednym z najładniejszych
w Bieszczadach. Znajdujemy się na przełęczy pod Górą Słonną, na wysokości 580 m
npm. Wszystko wskazuje na to, że właśnie tą drogą Józef Szwejk maszerował wraz ze
swoja marszkompanią na Tyrawę Wołoską. Piechurom, którzy wdrapywali się na grań
Słonnych Gór i cyklistom, którzy wspinali się serpentynami na przełęcz – dedykujemy
ten oto fragment książki: „Teraz (pieśń żołnierska) grzmiała uciechą śród kurzawy szosy
prowadzącej na Turową-Wolską (Tyrawę Wołoską) przez równinę Galicji ...”(!) ! (J.
Hašek – Przygody Dobrego Wojaka Szwejka - tł. P. Hulka-Laskowski). Docieramy do
Tyrawy Wołoskiej. Mijamy skrzyżowanie do Tyrawy Solnej i kościół parafialny na
wzgórzu, oraz pozostałości dworu w postaci kilku kamiennych kolumn, na których
gniazda uwiły sobie bociany. Po długim marszu z Sanoka, który Szwejk umilał sobie
śpiewem, paleniem fajki i opowieściami, których słuchaczem był głównie porucznik
Lukasz, 11 kompania dotarła do Tyrawy Wołoskiej, którą Hašek nazywa Turową Wolską. Podporucznik Dub, który doszedł już do przytomności po sanockim jarzębiaku
gasi niezwykłe pragnienie tyrawską wodą, którą przynosi mu służący Kunert:
„Ku czci Kunerta trzeba powiedzieć, że bardzo długo szukał po Turowej - Wolskiej
i dzbana i wody. Udało mu się wreszcie ukraść księdzu plebanowi dzban, napełnił go
wodą z pewnej studni, całkiem zabitej deskami. W tym celu musiał oczywiście wyrwać
kilka desek, ponieważ studnia była nimi jako podejrzana, że ma wodę tyfusową, zabita.
Podporucznik Dub wypił wszakże cały dzban wody bez jakiejkolwiek szkody dla zdrowia,
czym potwierdził prawdziwość przysłowia >Dobry wieprz i na wodzie się upasie.<” (J.
Hašek – Przygody Dobrego Wojaka Szwejka - tł. P. Hulka-Laskowski). Dalej, jak pisze
autor, bohaterowie ruszają drogą „na Mały Polaniec”(?), a następnie wzdłuż potoku na
południowy wschód i dalej na Liskowate. Jako pierwsi wyruszają: telefonista
Chodounsky, sierżant rachuby Vaniek, ordynans kompanii Szwejk oraz Baloun, którzy
mają przygotować w Liskowatem kwatery i posiłek dla kompani. My również wyruszamy
w dalszą podróż śladami Szwejka. Szlak biegnie wzdłuż potoku, polną drogą o bardzo
niedużej różnicy wzniesień. Należy tylko pamiętać, by trzymać się barw cesarsko –
królewskich tj. żółto – czarnych.
(...) Pułkownik Schroder zatrzymał się przed Szwejkiem i popatrzył na niego bardzo
uważnie. Szwejka w tej chwili reprezentowała okrągła, uśmiechnięta twarz, ozdobiona
po bokach parą wielkich uszu, sterczących zawadiacko spod wtłoczonej na głowę
czapki. Całość wywierała wrażenie bezwzględnego spokoju i nieświadomości
jakiejkolwiek winy. Jego oczy pytały: Czy zrobiłem coś złego, proszę pana. Czy
dopuściłem się czegoś niestosownego. Rezultat swych obserwacji zawarł pułkownik
w jednym pytaniu, z którym zwrócił się do sierżanta: - Idiota ?
Posłusznie melduję, panie oberst, idiota - odpowiedział za sierżanta Szwejk
W Rozpuciu wyłania się zza ściany lasu drewniany kościółek kryty dachówką. Rzadko
spotykane połączenie, szczególnie w Bieszczadach, gdzie drewniane kościółki
i cerkiewki kryte są przeważnie gontem lub blachą. Za kościółkiem, po prawej stronie,
dwa stawy hodowlane. Można chwilę odpocząć i zastanowić się nad jedną ze „złotych
myśli” Szwejka:
„Nie wszyscy ludzie mogą być mądrzy, panie oberlejtnant – rzekł Szwejk tonem
głębokiego przekonania. Głupi muszą stanowić wyjątek, bo gdyby wszyscy ludzie byli
mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego.”
Szlak prowadzi długą doliną pomiędzy pasmem Chwaniowa po lewej stronie, a Działem
po prawej wznoszącymi się na wysokość ponad 600 m n.p.m. Wjeżdżamy do Zawadki.
Wieś ciągnie się prawie 6 kilometrów, w kierunku Ropienki.
Od Sanoka szlaki rowerowy i pieszy prowadzą przez Park Krajobrazowy Gór Słonnych.
Osobliwością Parku są licznie występujące słone źródła, o których w swoim dziele
"O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski" pisał Stanisław Staszic. Nie
tylko solanki ukryte są pod powierzchnią ziemi. Znane są złoża roponośne ciągnące się
pasmem od Berehów Dolnych i Łodyny przez Ropienkę, Wańkową i Leszczowate po
Witryłów, Temeszów i Obarzym. Już w 1886 r. prowadzono eksploatację ropy naftowej
w Ropience, a tuż przed II wojną stanęło na tym terenie 70 szybów o średniej głębokości
300 m. Obecnie złoża są już na wyczerpaniu. W Parku spotkać można takie gatunki jak:
niedźwiedź brunatny, ryś, wilk, żbik, wydra, jeleń szlachetny, dzik, orzeł przedni, orlik
krzykliwy i grubodzioby, jastrząb, trzmielojad, puchacz, puszczyk uralski, sóweczka,
dzięcioł trójpalczasty i białogrzbiety. Łąki w dolinach rzek i potoków są miejscem
żerowania dla wielu gatunków ssaków: jelenia szlachetnego, sarny, dzika, lisa i borsuka.
Doliny te są również wspaniałym terenem łowieckim ptaków drapieżnych oraz miejscem
gniazdowania zagrożonego w skali globalnej derkacza.
Docieramy do skrzyżowania z drogą prowadzącą przez Arłamów do Przemyśla. Drodzy
Szwejkowie! Musicie dokonać tu wyboru. Oto bowiem Szwejk maszerował dalej na
Liskowate, a stamtąd do Krościenka i na Felsztyn, gdzie przypadkowo dostał się do
własnej niewoli i wylądował w twierdzy Przemyśl. Można zatem podążać dalej, aż do
przejścia granicznego w Krościenku (pamiętając wszakże, że jest to aktualnie przejście
drogowe – nie rowerowe - i dlatego trzeba przejechać samochodem na drugą stronę
granicy) i poznawać miejsca przygód Szwejka wróciwszy następnie przez przejście
(piesze, drogowe i kolejowe) w Medyce do Przemyśla i zwiedzać na końcu to piękne
miasto, lub wybrać skrót i czarnym szlakiem rowerowym, przez Arłamów dotrzeć do
Przemyśla i dopiero w Medyce przekroczyć polsko-ukraińska granicę.
Początek miejscowości Liskowate. Po prawej stronie, na granicy lasu pomnik przyrody –
limba. W środku wsi, w lewo odchodzi dróżka prowadząca do cerkiewki, w prawo do
owczarni. Nocą z 15 na 16 lipca 1915 r. czterech bohaterów haszkowej powieści telefonista Choduński, sierżant rachuby Vaniek, ordynans kompanii Szwejk oraz Baloun
- dociera do Liskowatego (nazywanego przez Haška - Liskowcem) w celu przygotowania
kwater i posiłku dla podążającego za nimi oddziału. Pierwsza chałupa, do której zapukali
okazała się należeć do wójta, na którym pragnęli wymóc wyznaczenie we wsi kwater dla
wojska. Wójt, okazując niezwykłe zdolności aktorskie pragnął nakłonić
niespodziewanych gości do „zaszczycenia” swoją wizytą sąsiedniego Krościenka:
„Co do noclegu dla kompanii, to wioska jest tak mała, że nawet jeden żołnierz się w niej
nie zmieści. W ogóle nie ma gdzie spać. Do kupienia też nie ma niczego, bo Moskale
wszystko zabrali. Gdyby panowie dobrodzieje nie pogardzili jego towarzystwem, to
zaprowadziłby ich do Krościenka, gdzie są wielkie gospodarstwa, a wszystkiego
kwadrans drogi stąd. Miejsca jest tam dużo, każdy żołnierz będzie się mógł przykryć
baranim kożuchem, a krów tam tyle, że każdy dostanie pełna menażkę mleka.(...) Jedyną krowę ma tu sąsiad Wojciech, której głos panowie raczyli słyszeć. Jest to krowa
chora, melancholijna. Moskale zabrali jej cielątko. Od tego czasu mleka nie daje, ale
gospodarzowi żal jej zarżnąć...”
Jednakże wszystkie te argumenty nie trafiają do przekonania bohaterom i wójt
zmuszony jest znaleźć we wsi miejsca na noclegi.
W Liskowatem kupili też, od starego Żyda – karczmarza, ową słynną krowę, której
mięsa, pomimo wielogodzinnego gotowania nie udało się ugotować. Walory smakowe
wołowiny tak oto podsumował Hašek: „Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdyby
później, przed bitwą pod Sokalem dowódcy przypomnieli żołnierzom liskowiecką krowę,
to 11 kompania z rykiem straszliwej wściekłości rzuciłaby się z bagnetami w ręku na
nieprzyjaciela...”
Aby przypomnieć sobie te i inne przezabawne przygody z Liskowatego warto zajrzeć
ponownie do rozdziału: „Maschieren! Marsch!”. Liskowate żegna nas podjazdem.
Zaczyna się Krościenko. 16 lipca rano Szejk dociera tu wraz ze swoją 11 kompanią,
marszbatalionu N, 91 pułku piechoty. Tu ponownie pojawia się kurier ze zmianą
rozkazów (dość często się to zdarzało jak wiemy) i nasi bohaterowie udają się na
Felsztyn. Maszerując zniszczoną walkami doliną Szwejk snuje praktyczne rozważania:
„Tutaj po wojnie będą bardzo dobre urodzaje – rzekł po chwili Szwejk - nie trzeba będzie
kupować żadnych mączek kostnych. Dla rolnika jest rzeczą bardzo korzystną, gdy na
polu spróchnieje cały pułk...”. Już niedaleko. Na końcu zjazdu rondo. Skręcamy w lewo
w kierunku granicy państwa. Przed nami przejazd kolejowy niestrzeżony. Nie wiadomo
dlaczego Szwejk wraz ze swoją kompanie szedł na piechotę z Sanoka, jeśli mógł
pojechać koleją przez Zagórz, Ustrzyki Dolne do Chyrowa. Niestety nie jest ono jeszcze
udostępnione rowerzystom. Szwejk rusza dalej – my, jeśli podążamy za nim, zmuszeni
jesteśmy poddać się kontroli granicznej. A potem: Na Felsztyn!
Jureczkowa – Przemyśl
Z Jureczkowej do Przemyśla, aby nie przekraczać granicy musi się skręcić w stronę
arłamowa. Oto bowiem Szwejk maszerował
dalej na Liskowate, a stamtąd do
Krościenka i na Felsztyn, gdzie przypadkowo dostał się do niewoli własnych wojsk
i wylądował w twierdzy Przemyśl. Szlak prowadzi wspólnym odcinkiem ze szlakiem
„Śladami dawnych wsi pogranicza”. Z rozmieszczonych przy trasie tablic historyczno –
informacyjnych, można się dowiedzieć o historii i losach miejsc przez które
przejeżdżamy. Ok. 1970 r. na terenach dawnej wsi Arłamów powstał Ośrodek
Wypoczynkowy Rady Ministrów potocznie zwany ,,Państwem Arłamowskim”. Ośrodek
ten owiany „różnymi” legendami służył wysoko postawionym członkom PZPR. Obszar
o pow. 20 000 ha otoczono siatką, postawiono szlabany na drogach, miejscowym
zakazano wchodzić do lasów w rejonie polowań. Ośrodkiem zarządzał „słynny” tu
pułkownik Doskoczyński. Często bywał tu sam ówczesny pierwszy towarzysz Edward
Gierek. Arłamów był również ulubionym miejscem wypoczynku Piotra Jaroszewicza.
W 1982 r. internowany był tu późniejszy prezydent RP Lech Wałęsa. W 1989 r. po
likwidacji, Ośrodek przeszedł na krótko w użytkowanie gminy Ustrzyki Dolne, później
został sprzedany prywatnej firmie. Jedziemy przez Park Krajobrazowy Pogórza
Przemyskiego, który obejmuje jedyny w Polsce fragment najbardziej wysuniętych na
zachód lesistych pogórzy Karpat Wschodnich. Rezerwat „Turnica” obejmuje fragment
starej puszczy bukowo - jodłowej. Głęboko wcinające się jary i wąwozy dodają
rezerwatowi szczególnego uroku. Flora tego terenu jest bardzo bogata. Występuje tutaj
wiele roślin chronionych m.in.: żywokost sercowaty, wawrzynek wilczełyko, kopytnik
pospolity, marzanka wonna. Bogata jest również fauna z wieloma gatunkami
chronionymi i zagrożonymi wyginięciem w Polsce. Na terenie rezerwatu stwierdzono
w okresie lęgowym 39 gat. ptaków. Z ciekawszych wymienić należy dzięcioły
(zielonosiwego, czarnego i białogrzbietego), kruka, orlika krzykliwego, oraz puszczyka
uralskiego, który jest symbolem PKPP. Po drodze możemy zauważyć typowe dla
bieszczadzkiego krajobrazu metalowe retorty – piece do wypału węgla drzewnego.
Mijamy po drodze kapliczki drogi krzyżowej prowadzącej do Kalwarii Pacławskiej.
Dojeżdżając do Przemyśla, na okolicznych wzgórzach, ukryte w kępach drzew
zaczynają się umocnienia Twierdzy Przemyśl.
"(...)Potem, w ciągu całej drogi do Przemyśla, nie nadarzyła się Szwejkowi ani razu
sposobność do poskarżenia się komukolwiek i wytłumaczenia, że właściwie jest on
ordynansem 11 kompanii marszowej 91 pułku. Dopiero w Przemyślu, gdy wieczorem
spędzono jeńców do jakiegoś rozbitego fortu strefy wewnętrznej, mógł Szwejk
odpocząć w jednej ze stajen artylerii. Leżały tam kupy słomy tak zawszonej, że wszy
z atwością poruszały jej krótkimi źdźbłami jak mrówki znoszące materiał do budowania
mrowiska. Jeńcy dostali trochę "kawy" z samej cykorii, brudnej jak pomyje, i po kawałku
trocinowatego chleba z kukurydzy. Potem przejmował jeńców major Wolf, władający
owego czasu wszystkimi jeńcami zatrudnionymi przy robotach w twierdzy Przemyśl
i w okolicy. (...)”. W XVII w. Przemyśl pełnił funkcję warownego grodu; w średniowieczu
ufortyfikowanego miasta z górującym nad nim zamkiem; w okresie zaboru austriackiego
wyznaczony został do pełnienia roli zapory, chroniącej drogi wiodące ze wschodu
i północy na południe i zachód. W okresie wojny krymskiej (1853-1856) zamieniony
został w obóz warowny. Miasto otoczone zostało pierścieniem 15 km wału i fosy,
wzmocnionym około 30 bastionami, fortami, kleszczami i bramami. Po wynalezieniu
i zastosowaniu w drugiej połowie XIX w. gwintowanej broni palnej, znacznie
zwiększającej jej skuteczność, w całej Europie nastąpiło pogłębienie przedpola obrony
dotychczasowych obozów warownych, przeistaczając je w rozległe twierdze fortowe.
W latach 1888-1914 Przemyśl zmienił się w pierścieniową twierdzę fortową I klasy,
trzecią co do wielkości na dwieście wybudowanych w Europie. Wokół miasta, na
obwodzie 45 km, na wzgórzach, wybudowane zostały 44 forty główne i pomocnicze. Po
wybuchu wojny, twierdza w latach 1914-15 spełniła swoja rolę w pierwszym oblężeniu,
zatrzymując pod fortami blisko 300 000 armię rosyjska prącą w kierunku przełęczy
karpackich oraz Krakowa i Śląska. W drugim oblężeniu, twierdza z powodu braku
żywności, zimna i wyczerpania żołnierzy, w dniu 22 III 1915 poddała się wojskom
rosyjskim, po uprzednim wysadzeniu fortów, magazynów, mostów, zniszczeniu dział
i wszelkich materiałów wojennych. W dniu 3 VI 1915 r. zniszczona twierdza została
odbita przez połączone armie austro-węgierskie i niemieckie. W walkach o twierdzę
obie walczące strony poniosły straty sięgające 115 000 żołnierzy zabitych, rannych
i zaginionych. Zniszczone i zdewastowane forty w 1968 roku zostały uznane za
chroniony zabytek architektury obronnej. W 1997 roku Przemyśl został objęty Krajowym
Programem Ochrony i Konserwacji Architektury.
Jesteśmy w miejscu wkroczenia Szwejka do Twierdzy Przemyśl czyli przy Bramie
Dobromilskiej. Po prawej stronie Bramy, przy ul. 1 Armii Wojska Polskiego znajdują się
obiekty „jakiegoś rozbitego fortu strefy wewnętrznej” czyli fortu XXI "Bakończyce", do
którego skierowano Szwejka wraz z innymi więźniami. Można tam dotrzeć kierując się
szlakiem pieszym, żółto – czarnym. Szlak rowerowy prowadzi nas wzdłuż ulicy
Słowackiego.
(...) Dość rzekł major Wolf i zawołał dwóch żołnierzy, aby tego człowieka natychmiast
odprowadzili na odwach, a sam szedł powoli za Szwejkiem w towarzystwie jeszcze
jednego oficera; w rozmowie z nim energicznie wymachiwał rękoma. (...) Oficer idący
z nim razem kiwał głową i rzekł, że trzeba będzie zameldować o tym aresztowaniu
w dowództwie garnizonu dla dalszego załatwienia sprawy i dla przeprowadzenia
oskarżonego do wyższego sądu wojskowego, bo stanowczo nie można zrobić tak, jak
mówi pan major: przesłuchać go na odwachu, a potem natychmiast powiesić tuż za
odwachem. (...)
Odwach, gdzie miało miejsce pierwsze przesłuchanie Szwejka znajdował się
prawdopodobnie przy ul. Smolki 13 (areszt wojskowy w koszarach). Stąd dobrego
wojaka Szwejka "pod eskortą odstawiono do dowództwa garnizonu" ulokowanego
w budynku przy ul. Mickiewicza 24. W pobliżu dowództwa garnizonu znajdował się
barak w którym mieścił się areszt wojskowy i magazyn (dziś już nieistniejące). „(...)
Ostatecznie Szwejka pod eskortą odstawiono do dowództwa garnizonu, a przedtem
został podpisany protokół, ułożony przez majora Wolfa, że ujęty, jako członek armii
austriackiej, dobrowolnie, bez przymusu z czyjejkolwiek strony, przebrał się w rosyjski
mundur, a po odwrocie Rosjan został zatrzymany przez żandarmerię polową za frontem.
(...) Gdy go następnie przeprowadzono do dowództwa garnizonu, zamknięto go w jakiejś
dziurze, gdzie dawniej był skład ryżu, a zarazem mysi pensjonat.”
(...) Po upływie godziny eskorta prowadziła Szwejka na dworzec dla odtransportowania
go do sztabu brygady w Wojałyczu.(...)
„(...) Było jeszcze szaro na dworze, gdy przyszli po niego. Szwejk nie umie sobie dzisiaj
zdać sprawy z tego, co to właściwie była za formacja sądowa, przed którą stawiono go
owego smutnego ranka. Że był to sąd wojenny, w to nie można było wątpić.
Uczestniczył w nim nawet jakiś generał, następnie był tam pułkownik, major, porucznik,
podporucznik, sierżant i jakiś piechur, który właściwie nic nie robił, tylko zapalał innym
papierosy. (...) Wreszcie przeprowadzono go do więzienia garnizonowego. [major] na
odwachu nie robił już żadnych scen, głosem spokojnym polecił, żeby mu sprowadzono
dorożkę i podczas gdy dorożka turkotała po nędznym bruku Przemyśla, major myślał
tylko o jednym, że mianowicie delikwent jest idiotą pierwszej klasy”. Szwejk stanął przed
sądem wojskowym, który mieścił się przy dzisiejszej ul. Rokitniańskiej, skąd
"przeprowadzono go do więzienia garnizonowego", które mieściło się przy tej samej
ulicy i po dziś dzień spełnia swoją pierwotną funkcję z tym, że dzisiaj jest to już więzienie
cywilne. Pamięć o dobrym wojaku Szwejku jest w Przemyślu ciągle żywa. Powstało
nawet Towarzystwo Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka, które organizuje corocznie
"Dni Szwejkowskie", podczas których spotykają się zarówno "miłośnicy" Dobrego
Wojaka Szwejka jak również osoby zauroczone przebogatą historią miasta Przemyśla
z okresu I wojny światowej i rolą jaką odegrał w niej Przemyśl i jego fortyfikacje. Jadąc
w kierunku przejścia granicznego w Medyce, na wzgórzach po prawej stronie,
zamaskowane roślinnością, znajdują się umocnienia Twierdzy Przemyśl. W Siedliskach
znajduje się jeden z lepiej zachowanych fortów - Fort I Salis - Soglio. Był to fort główny,
jednowałowy. Zbudowany w latach 1882 – 1885 jako nietypowy fort artyleryjski. Był
wyposażony w sześć wind amunicyjnych oraz jeden dźwig dla armat. Fortu broniono
z kaponier oraz stanowisk za murem Carnota w części szyjowej.
Nasza wycieczka śladami dobrego wojaka Szwejka na terenie Polski dobiega końca
przy przejściu granicznym w Medyce.
We Lwowie, na głównym placu miasta, przed kawiarnią „Wiedeńską”, na krzesełku,
siedzi sobie nasz dobry wojak Szwejk popijając ulubiony napój z kufelka i czeka na
odwiedziny swoich przyjaciół. Dlatego koniecznie trzeba tam dotrzeć. A czy po drodze
zahaczy się o Chyrów, Dobromil, Felsztyn (obecnie Skieliwka), Sambor – miasteczka
galicyjskie związane z powieścią to już zależy od wyboru trasy. W każdym razie we
Lwowie wypada być i przy Szwejku sobie posiedzieć. Nie należy przesadzać
z degustacją złotego napoju, żeby nie wpaść w tarapaty i nie dopuścić się do obrazy
Najjaśniejszego Pana.
„ - Jakiej obrazy Najjaśniejszego Pana dopuszczają się ludzie po pijanemu - powtórzył
Szwejk. Rozmaicie bywa. Upij się pan, każ sobie zagrać hymn, a zobaczysz, co
będziesz mówił, myśli pan sobie takie rzeczy o panu cesarzu, że gdyby choć połowa
z tego była prawdą, to miałby biedak wstydu na cale życie...”
W takim razie do zobaczenia na trasie.
Krzysztof Plamowski
Download