Widok ze schroniska Mönchjoch hutte. Całkiem po lewej wystaje Groossfiescher Horn. Po prawej Jungfrau. Alpy Berneńskie w weekend ? Jasne - ale dłuższy! Choć wokół wszędzie wiosna to mimo wszystko postanowiliśmy się jeszcze powspinać na zimowo. Cel to kolejne czterotysięczniki. Tam śnieg być musi.Takie miejsce znaleźliśmy bez trudu. Szwajcarskie Alpy Berneńskie zaoferowały nam kilka takich szczytów , kilometry lodowców , Eiger z północną ścianą (tym razem do podziwiania) i wspaniałe, choć krótkie okno pogodowe. Postanowiliśmy wykorzystać te warunki i po całonocnej podróży rankiem 13-go marca 7 osobowa ekipa w składzie: Siergiej Duriagin, Karol Kłunejko, Maciej Przebitkowski, Marcin Sieciechowicz, Radek Smulski, Radek Sołtykowski i Jacek Wichłacz wylądowała szczęśliwie w Grindelwaldzie (CH). Orzeźwiajaca kawa w knajpce z widokiem na najsłynniejsza północną ścianę Alp, szybkie przepakowanie szpeju i tuż przed południem w 3 różnych grupach, na trzy sposoby ( kolejką,” z buta” lub na skiturach) napieramy do góry. Cel: stacja pośrednia kolejki -Kleine Scheidegg (2061 m.n.p.m.) , następnie wjazd kolejką na przełęcz Jungfraujoch (3471 m.n.p.m. ).Niestety 13-ty (mimo, że nie piątek) pokazuje niektórym z nas miejsce w szeregu….Amatorzy podejścia na nartach (Radek & Radek) oddani pasji fotografowania północnej ściany Eigeru , podziwianiu widoków i licznym odpoczynkom nie spieszą się zbytnio i docierają do Kleine Scheidegg po ponad 5 godzinach – co skutecznie uniemożliwia im złapanie ostatniej kolejki na Jungfraujoch. Czekając na wjazd na Jungfraujoch podziwiamy „Mord Wand”. Przymusowy nocleg w przydworcowym hotelu ma swoje minusy ( Szwajcaria nie jest tania…), ale plusy ( prysznic,piwo i śniadanie) przeważają i skutecznie poprawiają nastrój . Poranna kolejka w piątek 14-go niestety też się opóźnia ( zupełnie nie po szwajcarsku!) i w rezultacie spóźniona dwójka dociera do schroniska Monchsjoch Hutte (3657 m.n.p.m.) , około 1 godziny podejścia wyratrakowanym szlakiem od górnej stacji kolejki ) dopiero około 11.30. Pozostała część grupy pod wodzą Jacka nie marnuje tymczasem ani chwili… Korzystając z bezchmurnej i bezwietrznej pogody postanawiają zdobyć 2 czterotysięczniki oddalone o ok. 7 km od schroniska. Relacjonuje Jacek: ” Noc z czwartku na piątek spędziliśmy w doskonałych warunkach (korzystaliśmy w schronisku z pomieszczenia zimowego, które było wyposażone w piec, drewno , koce, naczynia itp.) O godz.6 rano w piątek wyruszyliśmy na nartach i rakietach 300m w dół po lodowcu . Zjazd czasowo mimo 7 km był krótki, natomiast dojście na rakietach trochę chłopaków zmęczyło. Wreszcie znaleźliśmy się u podstawy Gross Fiescherhornu (4049 m.n.p.m.). Obok drugi z naszych celów Hinter Fiescherhorn ( 4025m.n.p.m.). Wspólna dla tych szczytów przełęcz ułatwia zdobycie ich obu za jednym razem. Tak też zrobiliśmy. Z przełęczy na której zostawiliśmy narty, skalną granią (PD) wspięliśmy się w ciągu 0,5 godz. na szczyt. Na szczycie stanęli : Maciej „Pany”, Marcin „Sieciu”, Siergiej, Karol i ja ( Jacek). Dla Siergieja, którego ojczyzną jest Ukraina był to ważny moment. W tym czasie Rosjanie dokonywali rozbioru jego Kraju, dlatego zdobycie szczytu poświęcił swoim rodakom z Ukrainy. Widok nasz oszołomił. Wokół same Alpy ze swymi wszystkimi najważniejszymi szczytami . Od Mt. Blanc przez Matterhorn, Monte Rosę, Gran Paradiso po Alpy Austriackie. Potem zejście na przełęcz i podejście na ski-turach na sąsiedni Hinter Fiescherhorn. Dotarliśmy tam już po 25 min - Karol i ja (Jacek) . Sąsiednie szczyty z wierzchołka kusiły do ich zdobycia prawie od zaraz. A jest tam co zdobywać: Jungfrau, Mönch, Grünhorn, Finsteraarhorn, Aletschhorn, Schreckhorn i ….Eiger. Może następnym razem. Na szczytach: po lewej na Gross Fiescherhornie „Sieciu”, Karol, „Pany”, Siergiej,- po prawej na Hinter Fiescherhornie Jacek i Karol (fot. Jacek) Ze szczytu zjazd do przełęczy, potem strome zejście do szczeliny brzeżnej i znowu zjazd na lodowiec. Niestety, dalej już po lodowcu 7 km powrotu pod górę. Wróciliśmy do schronu o blasku księżyca, którego jasność w zupełności pozwalała się obyć bez czołówek. Długi i wyczerpujący ,ale wspaniały zimowy dzień” . W tym samym czasie dwojka „R & R” w ramach mordowania wolnego czasu i „rozkręcenia się” wyruszyła około 13.00 na rozpoznanie klasycznej drogi na Mönch (4099 m.n.p.m.) PD, 5-6 godzin. Około 15.50 zespół dotarł do przedwierzchołka ( 4065 m.n.p.m.) i zawrócił z powodu późnej pory z mocnym postanowieniem ponowienia próby następnego dnia. Sobota 15-go marca miała być dniem restowym dla ekipy , która poprzedniego dnia weszła na Gross Fiescherhorn i Hinter Fiescherhorn. Jednak Karol i Marcin szybko zregenerowali siły po piątkowej wyrypie i dołączyli do zespołu „R&R”. Relacja Radka : „ Prognoza Mountain Forecast (jak zwykle o bardzo wysokiej sprawdzalności) zapowiadała dla rejonu Monch-Jungfrau pogorszenie pogody - narastający wiatr i wzrost zachmurzenia -od godzin popołudniowych. Założyliśmy jednak , że zdążymy skończyć drogę (klasyczna droga na Mönch przez południową ostrogę wschodniej grani - SE ridge, PD,II, 5-6 h) w średnim czasie przewodnikowym i wystartowaliśmy ze schronu o 6.00. Około 6.30 cała czwórka wbiła się w łatwy ( I-II) skalny teren podstawy południowej ostrogi Möncha. Bez asekuracji, stosunkowo szybko osiągnęliśmy charakterystyczny punkt drogi na wysokości około 3887 m.n.p.m. (deszczomierz), następnie łatwym śnieżno-skalnym grzbietem górnej części ostrogi dotarliśmy do podszczytowego pola lodowego. Drogę do przedwierzchołka wyznaczały teraz stalowe pręty z dospawanymi uchami zjazdowymi (jak się później okazało bardzo użyteczne…). Przedwierzchołkowe pole lodowe (nastromienie około 45 stopni) dało nam przedsmak tego co czekało na nas na grani szczytowej. Twardy, niebieskawy lód i coraz silniejsze porywy wiatru. Przedwierzchołek (4065 m.n.p.m.) osiągnęliśmy około godziny 9.30. W tym miejscu droga południową ostrogą dochodzi do wschodniej grani i prowadzi dalej granią szczytową w kierunku zachodnim, lekko się wznosząc na odcinku około 250 m ,aż do wierzchołka głównego.Szczyt wydawał się być w zasięgu ręki… Niestety , pierwsze metry grani szczytowej ostudziły naszą euforię. Narastający wiatr dosłownie spychał nas z grani, tężejąc z minuty na minutę. Lodowe ostrze był wąskie, piękne i zupełnie bezśnieżne ( ani śladu szerokiej , śnieżnej grani opisywanej w przewodnikach i widocznej na fotkach z przejść w sezonie letnim). I na tyle twarde , że wkręcanie tytanowych Irbisów było praktycznie niemożliwe. Kompletne zaskoczenie- nie tego się spodziewaliśmy… Związaliśmy się w 4 –osobowy zespół i asekurując się z jedynie dobrze w tych warunkach działających śrub (3 x BD + 1 x Grivel) przeszliśmy w ciągu 45 min. zaledwie około 60-70 m grani.W tym tempie nie zanosiło się na osiągnięcie szczytu przed upływem 1.5- 2 godzin. Wiatr nie dawał za wygraną, niebo przesłoniły chmury, prognoza pogorszenia pogody sprawdzała się wyraźnie zbyt szybko. Mönch! Tak blisko… a tak daleko. Od lewej ”Sieciu”, Radek Smulski, Radek Sołtykowski. (foto: Karol) Po krótkiej i burzliwej naradzie (2 głosy za wycofem, jeden za dalszym napieraniem, jeden wstrzymujący się ) postanowiliśmy zawrócić...Wykorzystując ucha zjazdowe dosyć szybko i sprawnie zjechaliśmy do dolnego krańca pola lodowego. Dalej poszło już gładko. Do schronu dochodziliśmy już w kurniawie… znaczy decyzja była słuszna. Trochę żal szczytu, ale przecież poczeka na nas..” Niedziela miała być dniem zdobycia Jungfrau (4158 m.n.p.m.). Wisienka na torcie. Taki był plan. Ale w Internecie pogoda tego dnia miała być nie najlepsza. I była. Całkiem zła. Wiatr o sile 80 km/h, mgła i opad śniegu spowodował podjęcie jedynie słusznej decyzji. Zjazd na Kleine Scheidegg kolejką ,a potem na nartach (Jacek, Pany, Radek , Radek) lub sankach (Siergiej , Sieciu) albo biegiem (Karol) na parking w Grindelwaldzie. Tu też do ogródków zawitała już wiosna. Krótki , ale treściwy wyjazd zaowocował zdobyciem 2 kolejnych czterotysięczników, poznaniem terenu do dalszego działania i dotknięcia zimy w Alpach. Zjazd z Kleine Scheideg…… i już na dole. Jeszcze tu wrócimy. W tym rejonie, obfitującym w lodowce o długości kilkudziesięciu km, najlepszym sposobem poruszania się są ski-tury. Wiele schronisk w okolicy, dojazd kolejką (niestety drogą) ułatwia szybkie zdobycie wysokości i daje wiele możliwości wspinania w ogromnym terenie lodowcowym. Na pewno tam powrócimy. Bankowo. (Jacek Wichłacz, Radek Sołtykowski) Uczestnicy: Karol Kłunejko Marcin Sieciechowicz Siergiej Duriagin Maciej Przebitkowski Radek Smulski Radek Sołtykowski Jacek Wichłacz