PIOTR MACIEJ MAŁACHOWSKI 21 mgnień Peru Zapiski z Imperium Słońca 21 mgnień Peru strona 2 ______________________________________________ Darmowy e-book dostarczony przez autora bloga: Podróż przez życie Tytuł: 21 mgnień Peru. Zapiski z Imperium Słońca Wydanie I Rok 2009 ISBN 978-83-928637-1-7 Autor: Piotr Maciej Małachowski Zdjęcia: Katherine Minestrozo Villanueva Margot Zuñiga Cusipaucar Piotr Maciej Małachowski Utwór jest dostępny na licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Na tych samych warunkach 2.5 Polska, co oznacza, że e-book ten wolno kopiować, rozpowszechniać, odtwarzać i wykonywać, ale nie wolno go używać do celów komercyjnych. Wolno także tworzyć na jego podstawie utwory zależne, ale nie wolno ich używać do celów komercyjnych. Ponownie rozpowszechniany utwór (lub utwór zależny) musi być udostępniany na podstawie takiej samej licencji (CC-BY-NC-SA) i musi być oznaczony w sposób określony przez autora. Kontakt z autorem: [email protected] Zapiski z Imperium Słońca strona 3 ______________________________________________ Spis treści Jak zostałem złodziejem ................................................................ 4 1. Historia Peru zaczyna się na pustyni ........................................ 5 2. Lima. Miasto pomyłka............................................................... 7 3. Autobusem jak na bungee........................................................ 10 4. Od Parku Miłości do mostu samobójców ................................ 13 6. Ich znak to trzynaście .............................................................. 18 7. Piłkarz strzela gola dziennikarce ............................................ 19 8. Mikołaj przychodzi do dzieci w klapkach ............................... 21 9. Refleksje przy herbatce z koki ................................................. 23 10. Machu Picchu. Cud na ziemi.................................................. 26 11. Chilijsko-peruwiańska wojna o ziemniaka............................ 29 12. Prawdziwa historia o królu i świniopasie............................. 32 13. Świnka morska zamiast karpia............................................. 36 15. Peruwiańska demokracja: z pałacu do celi ...........................40 16. Cham jedzie na kurację .......................................................... 45 17. O chłopcu, który zna cztery języki..........................................49 18. Bez czarowania o czarownikach ........................................... 52 19. Spóźniony Dzień Dziecka ....................................................... 55 20. Trzęsie nami, że ho, ho! ......................................................... 59 21. Miasto umarłych .................................................................... 63 Czytaj i napisz..............................................................................66 21 mgnień Peru strona 4 ______________________________________________ Jak zostałem złodziejem Ludzie, którzy widzieli Peru na własne oczy, opowiadają coś o sercu. Ich opowieść ma dwie wersje. W pierwszej swoje serca tam zostawili. W drugiej – Peru serca im skradło. Spędziłem w tym kraju wiele miesięcy i wiem, że mają rację. W Peru faktycznie coś dziwnego dzieje się z ludzkimi sercami. Jednak w moim przypadku żadna z tych wersji nie sprawdziła się. Ani swego serca w Peru nie zostawiłem, ani też kraj ten serca mi nie skradł. To ja coś Peru ukradłem. Nie pamiętam dokładnie kiedy, bo było to wiele razy. Jeśli więc w tej historii ktoś ma być złodziejem, to jestem nim ja, nie Peru. Czuję to teraz i czułem za każdym razem, gdy pisałem o tym kraju. Pisałem w różnych miejscach w internecie, a ten e-book jest tego podsumowaniem. Zebrałem w nim 21 tekstów o Peru, które ukazały w czasie mojej przygody z tym krajem. Złodziej, który przyznaje się do winy, powinien oddać to, co ukradł. Takie są zasady. Ale jeśli chodzi o Peru, one nie mogą funkcjonować dobrze. To po prostu się nie uda. Nie mogę oddać temu krajowi tego, co sobie wziąłem, bo nadal tego potrzebuję. W dalszym ciągu jest mi to potrzebne, bym czuł swoje serce. Niejako w zamian oddaję Ci ten e-book. Nie z powodu wyrzutów sumienia, że nie mogę oddać tego, co ukradłem. Ale dlatego, że tak mówi mi moje serce, które na tym skorzystało. Życzę miłej lektury. Zapiski z Imperium Słońca strona 5 ______________________________________________ 1. Historia Peru zaczyna się na pustyni Piasek, piasek, piasek... W zachodniej części Peru roi się od miast zbudowanych na pustyni. Dokładnie nie wiadomo z jakiego powodu pierwotne ludy Ameryki Południowej zaczęły osiedlać się wzdłuż Peru. wybrzeża To dzisiejszego frapujące pytanie. Zadaje je sobie każdy, kto to wybrzeże widział. Bo miejsce, w którym żyły i rozwijały się dawne cywilizacje tego kontynentu, to nic innego, jak ciągnąca się ponad dwa tysiące kilometrów pustynia. Budowle na piasku wznosiły wszystkie preinkaskie kultury, a Inkowie, którzy je podbili, niemal niczego nie zmienili. Nie mieli powodów. Pustynne miasta były zaopatrywane w wodę dzięki systemom kanałów i znakomicie funkcjonowały. Zniszczeń dokonali dopiero hiszpańscy konkwistadorzy, a po nich szukający złota rabusie grobów. Obecnie pustynia ta poprzecinana jest oazami skromnej zieleni i nadal toczy się na niej życie. Na wąskim, piaszczysto-kamienistym wybrzeżu Peru mieszka prawie 18 milionów – trzy czwarte mieszkańców tego kraju. Warto wybrać się tam, gdzie się to wszystko zaczęło, na przykład do Pachacamac – dziś muzeum na piasku. 21 mgnień Peru strona 6 ______________________________________________ W drodze na Zamek Słońca W kaktusowym lasku Stadion do korridy Muzealny strażnik Przystanek na pustyni Lurin – miasto oaza Zapiski z Imperium Słońca strona 7 ______________________________________________ 2. Lima. Miasto pomyłka Stolica Peru to jedno z najdziwniejszych miejsc, jakie widziałem. Ale najpierw trochę historii. Przed prawie pięcioma wiekami konkwistadorzy dotarli nad brzeg Oceanu Spokojnego, ponad tysiąc kilometrów gdzie trzy rozpoczęli poniżej miejsca, lata wcześniej podbój imperium Inków. Był 18 stycznia 1535 rok. Przywódca Hiszpanów Francisco Pizzaro Zobaczył rozejrzał rzekę, się wokół. niewielkie wzgórza pozbawione roślinności i kępki traw wystające z pustyni rozciągającej po horyzont. Trudno odgadnąć co mu chodziło wtedy po głowie. Być może nie był do końca trzeźwy. Ale stało się. Wypowiedział te słowa: – Tutaj zbudujemy nowe miasto. Konkwistadorzy zaprzęgli do roboty inkaskich niewolników. I tak powstała Lima – stolica dzisiejszego Peru. Powstała w miejscu, gdzie nie powinna powstać nawet wieś. Początkowo Lima nazywała się Miastem Królów, ale szybko odstąpiono od tej nazwy. W miejscu takim jak to, odechciałoby się mieszkać nawet najbardziej opływającemu w dostatki monarsze. 21 mgnień Peru strona 8 ______________________________________________ Myśli o nietrzeźwości Pizzara wydają się nie być pozbawione sensu. Lima to miasto-pomyłka. Lokalizacyjny i architektoniczny błąd, jak nie wielbłąd, w którym mieszka dziś około dziewięciu milionów ludzi. Co trzeci Peruwiańczyk. - Lima la horrible, ta okropna Lima – powie każdy z nich. Ale prędzej się do niej wprowadzi, niż z niej wyprowadzi. Bo Lima to dla każdego Peruwiańczyka symbol lepszego życia. Złych rzeczy o Limie można powiedzieć bardzo dużo. Najważniejszą jest pogoda. Konkwistadorzy dotarli nad Pacyfik w styczniu, w środku lata. To najcieplejszy miesiąc w tej części świata. Pizzaro mógł więc skojarzyć: słońce, ciepło, bliskość oceanu i rzeka, czyli będzie fajnie. Było fajnie, ale krótko. W maju w Limie słońce rzadko wychodzi zza szarych chmur, które nie dają deszczu. Jest jednak wilgotno, bo zimne morskie prądy w zderzeniu z nagrzaną płytą kontynentu przynoszą mgłę, której zasięg i długość trwania można wpisać do księgi przyrodniczych rekordów. Mgła nie znika z Limy przez kilka miesięcy. Dochodzi do tego smog – efekt ogromnych ilości spalin z nawet kilkudziesięcioletnich pojazdów. I kurz. Przez prawie pięć wieków Zapiski z Imperium Słońca strona 9 ______________________________________________ Lima rozrosła się do niewyobrażalnych rozmiarów. Rozrosła się tam, gdzie mogła – w stronę pustyni. Przez wszechobecny piasek i pył gruntowne porządki mijają się z celem. Czasami trudno nawet w tym wszystkim normalnie oddychać. Czy ktoś chciałby teraz do Limy przyjechać? Nie zobaczy zbyt wiele. Zaświadczam o tym z pełną odpowiedzialnością, a głosiciela „atrakcyjności turystycznej” Limy wypunktuję w jednej rundzie. Prawda jest taka, że wszystkie ciekawe miejsca w tym mieście można zobaczyć w dwa, góra trzy dni. To okropne miasto można jednak polubić, a nawet pokochać. Jest to możliwe, gdy zapomni się o... Limie, a pomyśli o jej mieszkańcach. Nie powinno ich tu w ogóle być. Ale są. Twardzi i podwójnie, a nawet poczwórnie zahartowani. Nie jest możliwe, bym do końca ich zrozumiał. Bym był w stanie pojąć, w jaki sposób codzienną męczarnię w tym mieście zamieniają w codzienne, zwykłe życie. Kto chce ujrzeć Peru, musi zmierzyć się z Limą. Tu lądują samoloty z Europy i tu zaczyna się podróż w głąb dawnego imperium Inków. W miejsca, których Pizzaro nie zbudował. I których szczęśliwie nie zburzył do końca. Dopiero tam tą okropną Limę spotyka to, na co zasługuje. Znika zupełnie. 21 mgnień Peru strona 10 ______________________________________________ 3. Autobusem jak na bungee Prawie dziewięciomilionowa stolica Peru nie ma metra. Nie ma też tramwajów, trolejbusów, pociągów, kolejki wąskotorowej, ani nawet miejskich autobusów. Czym więc się w Limie jeździ? Samochodem. Jeśli go nie masz, wskakujesz do taksówki, motocyklowej rikszy lub jednego z prywatnych „autobusów”. Cudzysłów celowy, bo trudno je tak nazwać w naszym pojęciu. To najczęściej mikrobusy, które w Polsce nie przeszłyby przeglądu technicznego. Nawet za łapówkę. Ma to być tekst o tym, jak się w Limie jeździ, ale żeby to zrozumieć, trzeba poznać wyjątkową osobę. Asystenta kierowcy. Bez niego w trasę nie wyruszy żaden pojazd. Asystent nie siedzi obok kierowcy – to miejsce czeka na pasażera lub pasażerów, jeśli są szczupli. Asystent pracuje. Zamyka i otwiera drzwi, pomaga wnieść ciężki bagaż, a gdy nie mieści się w drzwiach – wciągnąć go przez okno. Wpływa też skutecznie na męski honor, którego pupa nie chce ustąpić siedzenia emerytowi lub ciężarnej kobiecie. Zapiski z Imperium Słońca strona 11 ______________________________________________ Kiedy mikrobus zbliża się do przystanku, asystent zaczyna pracować jako naganiacz. W stronę stojących na nim ludzi wykrzykuje nazwę docelowego kierunku i nawołuje, by wsiedli właśnie do tego pojazdu. A nie konkurencji. Wyjątkowo zdolny osobnik potrafi przekonać każdego. Nawet przypadkowego przechodnia, który nie zamierza jechać dokądkolwiek. Kiedy mikrobus rusza, asystent ma do wykonania szereg innych czynności. A to przymocować oparcie fotela, które właśnie odpadło, a to przykręcić poręcz, której pasażerowie trzymali się zbyt mocno. Musi ich także zachęcić do ściślejszego lokowania się w pojeździe. Nie dlatego, by zadziwić jego trzykrotnie producenta przekroczoną ładownością. Ale po to, by zrobić miejsce dla ludzi z kolejnego przystanku. Asystent kierowcy nie przestaje pracować także wtedy, gdy autobus jest wypełniony po brzegi. Musi przecież pobrać opłatę za przejazd. Gapowicze nie mają szans. W największym ścisku asystent, niczym człowiek-pająk krążący między głowami pasażerów a sufitem, dotrze do każdego. W czasie jazdy rozmowa z kierowcą jest zabroniona, dlatego asystent powinien być elokwentny, by w jak najbardziej łagodny i wiarygodny sposób wyjaśniać pasażerom manewry szofera. Czasami tak się da i 21 mgnień Peru strona 12 ______________________________________________ wtedy trzeba powiedzieć wprost, że kierowca nie jest wariatem. Bo nie jest. Jest cudotwórcą, który niekiedy dokonuje czarów na drodze. Ale lepiej na to nie patrzeć. Dla turysty, z powodu braku znajomości topografii olbrzymiej Limy, komunikacja autobusowa w tym mieście nie pełni żadnej użytecznej roli. Może i łatwo jest wsiąść, ale nie wiadomo jak i kiedy wysiąść. O takim zamiarze trzeba w odpowiednim czasie poinformować asystenta, a ten na zasadzie „podaj dalej” przekaże wiadomość kierowcy. Trudno się w tym połapać niewtajemniczonemu, ale podróż takim mikrobusem niewątpliwie może stanowić turystyczne przeżycie. Na przykład zamiast skoku na bandżi. Czy od tego się umiera? Jak najbardziej. W wypadkach drogowych w Limie, także z udziałem autobusów, ginie ponad pół tysiąca ludzi rocznie. Zapiski z Imperium Słońca strona 13 ______________________________________________ 4. Od Parku Miłości do mostu samobójców Miłość i śmierć w jednym stały domu. No, prawie... W Limie sąsiadują ze sobą park zakochanych i most samobójców. W stolicy Peru nie ma miejsca bardziej charakterystycznego od Parku Miłości. Spotykają się tam zakochani i wszyscy, którzy nie chcą umawiać się na rozmowy w zatłoczonym centrum. Parque del Amor jest rzeczywiście miejscem niezwykłym. Położony nad brzegiem Spokojnego, na Oceanu szczycie skalistego klifu, przyciąga o każdej porze dnia i nocy. W centralnym punkcie parku stoi olbrzymiej wielkości pomnik pary zakochanych. Pomnik stoi, ale para leży, spleciona w miłosnym uścisku i pocałunku. To pod tym monumentem niezliczona ilość Peruwiańczyków oświadczyła się wybrankom serca. Ale też tutaj zaczynała się ostatnia droga tych, którym miłość serca złamała. Niedaleko parku znajduje się bowiem największy w mieście most, z którego jeszcze do niedawna skakali nieszczęśliwie zakochani. Kiedy związek między Parque del Amor a Puente Villena stał się oczywisty, sprawą zainteresowali się eksperci. Obliczyli, że w ciągu 15 lat z mostu skoczyło 65 osób. Śmiercią zakończyły się 32 próby. Potwierdziło to powszechną opinię, że Most Villena stał się ulubionym miejscem samobójców w Limie. I choć nie we wszystkich przypadkach 21 mgnień Peru strona 14 ______________________________________________ udało się udowodnić zawiedzioną miłość jako przyczynę targnięcia się na życie, to uważa się powszechnie, że większość samobójców krótko przed skokiem przebywała w pobliskim Parku Miłości. Naukowcy wykazali także, że większość samobójców to mężczyźni, przeważnie stanu wolnego w wieku 39-44 lat. Wśród tych, którym próba samobójcza nie udała się, także dominują mężczyźni bez zobowiązań, ale nieco młodsi – 32-37 lat. zanotowano Najwięcej w skoków poniedziałki i czwartki. Gdy badania ujrzały światło dzienne, do mostu przylgnęła nawet nowa nazwa – Raj Samobójców. Ale na krótko, bo do akcji wkroczyły władze Limy. Nakazały obudować konstrukcję pleksiglasem w sposób, który uniemożliwia nie tylko skakanie z mostu, ale także wyrzucenie z niego nawet papierka. Od tej pory jest to najbezpieczniejszy most w mieście. I prawdopodobnie na świecie. Zapiski z Imperium Słońca strona 15 ______________________________________________ 5. Pięć metrów biedy i miska na głowie Najpierw trzeba kupić miskę. Głęboką, ale nie za dużą. Wrzucić do niej cukier, mąkę, sól, makaron, mleko w proszku, płatki owsiane, olej i czekoladę. Nie mieszać. Wszystko ma być w oryginalnych opakowaniach, bo to nie jest przepis na danie. To bilet. Miska z jedzeniem o długim terminie ważności do spożycia to karta wstępu do slumsów. W Limie głęboka miska ma duże znaczenie. Można ją oprzeć na ramieniu, albo postawić na głowie. Wtedy łatwiej się idzie. A właściwie wspina. W stolicy Peru slumsy wybudowano na zboczach niezbyt wysokich, ale stromych wzniesień. Architekci nie mają z tym nic wspólnego. Slumsy powstały tu i nadal powstają samoistnie, jak grzyby po deszczu. Deszczem są niespełnione oczekiwania Peruwiańczyków z prowincji na lepsze życie. Tam, dokąd idę, postęp biedy widać jak na dłoni. Wzrasta w systemie metrycznym. W porównaniu z zeszłym rokiem, przybyło jedno piętro, czyli z pięć metrów wydartych górze. W takim tempie bieda osiągnie wierzchołek za kilka lat. W tym miejscu osiągnie, a potem przeniesie się gdzieś indziej. 21 mgnień Peru strona 16 ______________________________________________ Do ostatniego, najnowszego piętra biedy, nie ma jeszcze dobrej drogi. Właściwie nie ma żadnej drogi. Ostatni odcinek udaje mi się jednak pokonać bez wspinaczkowego ekwipunku. W rękach trzymam bilet, ale nie od razu wpuszczają do środka. W pierwszym domu nie ma nikogo. Do kolejnego nie pukam, bo nie ma drzwi. Zza zasłony wychodzi młoda kobieta. Rzuca okiem na miskę, ale mówi „nie”. Zatem do trzech razy sztuka. Gościnę znajduję na werandzie pani Marieli. Weranda zbudowana jest z ekologicznych Siadamy na materiałów. kamieniach, a miskę z zakupami stawiam na drzwiach, które służą za stół. Widnieje na nich namalowana czarną farbą człowieka. mała Dokładnie postać taka sama, jaką można zobaczyć na drzwiach męskich toalet. Do stołu dosiada się Jenny, córka pani Marieli. Na rękach trzyma obsmarkanego bobasa. Bez zaglądania do miski wiedzą, co przyniosłem – z powodu braku lodówek do slumsów nie przynosi się niczego, co się do lodówki nadaje. Ale obie kobiety nie wiedzą, dlaczego przyszedłem. To dobre pytanie. Dlaczego chodzę na sam szczyt biedy z miską na głowie? Zapiski z Imperium Słońca strona 17 ______________________________________________ Przychodzę posłuchać. Nie o tym, jak żyć, bo nawet przy największych chęciach nie zrozumiem, jak można żyć w takich warunkach. Przychodzę posłuchać o tym, jak nie narzekać na swoje życie. Pani Marieli i jej córki słucham godzinę. Nawet gdybym słuchał cały dzień, nie usłyszę, że życie jest łatwe. Usłyszę wiele razy, że jest cholernie trudne i ani jednego słowa narzekania. Dziwne to wszystko i długo trwa, zanim zmieści się w głowie. Jeszcze dłużej, gdy się pamięta, że wszystko trafia tam za jedną miskę z suchym prowiantem. Dziwne, bo przecież warte jest dużo więcej. Ale to nie mieści się już w sercu. 21 mgnień Peru strona 18 ______________________________________________ 6. Ich znak to trzynaście Być może ludziom się w Limie nie przelewa, ale woda na pewno. W stolicy Peru wybudowano największy na świecie kompleks publicznych fontann. Fontanny to główna atrakcja Circuito Mágico del Agua w Parku Rezerwy, w którym wody jest więcej, niż drzew. Fontann jest w sumie trzynaście, a ich budowa kosztowała trzynaście milionów dolarów. Najwyższa ma 80 metrów wysokości, co oznacza, że jej wierzchołek sięga trzydziestego piętra. Inną atrakcją parku są laserowe przedstawienia światło-dźwięk, w których za ekran służy ściana wody. Park odwiedza codziennie tysiące ludzi - Peruwiańczyków i turystów. Ze względu na rozmiary obiekt został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Zapiski z Imperium Słońca strona 19 ______________________________________________ 7. Piłkarz strzela gola dziennikarce Takiej akcji nikt się nie spodziewał. Grający w Bundeslidze napastnik strzelił gola znanej z faulowania peruwiańskiej dziennikarce, która po meczu trafiła do więzienia. Ten mecz rozegrał się na sali sądowej pomiędzy Magaly Medina, popularną w Peru dziennikarką telewizyjną, a grającym w HSV Hamburg Paolo Guerrero. Sędzią był przewodniczący Trybunału Karnego w Limie. Wszystko zaczęło się od zgrupowania kadry narodowej Peru przed meczem z Brazylią, w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 2010. W swoim programie Medina ujawniła zdjęcia, wedle których powołany na to spotkanie Guerrero miał przebywać w nocnym lokalu kilkanaście godzin przed gwizdkiem arbitra. Dziennikarka znana jest z tego, że czasami mija się z prawdą. Świadczą o tym procesy sądowe, które przegrała. Ale tym razem opinia publiczna była oburzona. W Ameryce Łacińskiej futbol jest świętością, dlatego od piłkarzy wymaga się tu więcej, niż od polityków. Guerrero uderzył więc z grubej rury. Nie zaprzeczył, że był w restauracji, ale na dwa dni przed meczem. Po czym wytoczył Medinie proces o pomówienie i zniesławienie. Werdykt wprawił w zdumienie nawet samego piłkarza. Sąd skazał Medinę na pięć miesięcy pozbawienia wolności i 80 tys. soli 21 mgnień Peru strona 20 ______________________________________________ rekompensaty (około 80 tys. zł). Karę trzech miesięcy pozbawienia wolności dostał producent programu. Niemal od razu po ogłoszeniu wyroku dziennikarka trafiła do Santa Monica, więzienia dla kobiet w Limie. – Sędziowie mają nas w swoich rękach. Robią to, co chcą – powiedziała do kamer telewizyjnych po wyjściu z sali sądowej. Nie było na niej piłkarza. W rozmowie telefonicznej na antenie radia Guerrero przyznał, że nie ma satysfakcji z tak wysokiego wyroku, ale proces musiał wytoczyć, bo odniósł szkody moralne i ucierpiał jego wizerunek piłkarza. W Peru komentarze na temat tej sprawy są podzielone. Przeważa pogląd, że sąd udzielił mediom lekcji, a pobyt w więzieniu będzie dla Magaly Mediny pozytywnym doświadczeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że Paolo Guerrero rzeczywiście oddalił się ze zgrupowania kadry. W prawdziwym meczu Peru zremisowało z Brazylią 1:1 i tego też nikt się nie spodziewał. Zapiski z Imperium Słońca strona 21 ______________________________________________ 8. Mikołaj przychodzi do dzieci w klapkach Peruwiańczycy nie organizują świątecznych akcji pomocy dla ubogich w sposób znany w Polsce. W sklepach nie ma zbiórek żywności. Organizacje charytatywne nie wyciągają rąk po pieniądze. symbolicznego Nawet SMS-a, by nie ma zapewnić dokąd sobie wysłać poczucie przysłużenia się potrzebującym. W Peru robi się to inaczej – ludzie skrzykują się i bez nadętej otoczki zrzucają się na upominki, organizują wszystko logistycznie i osobiście dostarczają prezenty dla biednych. Dlatego mają pewność, że cała pomoc trafi we właściwie ręce. Przyłączyłem się do jednej z takiej akcji. Najpierw wybraliśmy miejsce – Szkołę Podstawową imieniem Manuela Casolino Griebe w Amankays. Potem zebraliśmy pieniądze wśród rodzin, przyjaciół i znajomych. Wystarczyło na 300 upominków – zabawek, ubrań i słodyczy z obowiązkowym kawałkiem babki z rodzynkami i suszonymi owocami. W czasie Bożego Narodzenia w Peru każde dziecko musi tego spróbować. Byliśmy bardzo zadowoleni, że zbiórka i pakowanie prezentów poszło tak gładko. Ale czegoś nam brakowało. Czego mogą oczekiwać dzieci, które nigdy nie opuściły swego puebla i do których nie dociera nikt obcy? O czym mogą myśleć takie dzieci? 21 mgnień Peru strona 22 ______________________________________________ Oczy Peruwiańczyków skierowały się na mnie. W ten sposób zostałem Papa Nuel, czyli Świętym Mikołajem. Do Amankays dotarliśmy w czwórkę, ale nie saniami, tylko taksówką. Renifery chyba nie dałyby rady wspiąć się tak wysoko. Konie mechaniczne w poczciwym fordzie okazały się niezawodne. Pod strojem Mikołaja miałem tylko majtki i poduszkę imitującą gruby brzuch, ale i tak ociekałem potem. Niewygody opłaciły się jednak. Dzieci nie mogły uwierzyć, że przyjechał do nich biały Mikołaj z dalekiego kraju, gdzie świętom towarzyszy śnieg, a nie tumany kurzu z nieutwardzonej drogi. Musiałem tylko wytłumaczyć, dlaczego jestem w klapkach, a nie futrzanych butach. Dzieciaki pytały też, dlaczego nie mam jednego dużego worka na prezenty? Fakt, upchaliśmy je w walizce, kilku reklamówkach i starej torbie po mące. Na szczęście nikt nie skojarzył, że Polonia to nie to samo, co Laponia. Upominki rozeszły się w oka mgnieniu. Nawet, gdyby było ich dziesięć razy więcej, małe ręce nie przestałyby po nie sięgać. Zapiski z Imperium Słońca strona 23 ______________________________________________ 9. Refleksje przy herbatce z koki W szafce w kuchni trzymam zapas liści koki. Ale nie siedzę w więzieniu, tylko przy stole w domu w Limie, pijąc zaparzony z nich napar. I piszę ten tekst. Artykuł nie będzie z kosmosu, bo liście koki nie wywołują halucynacji, ani weny twórczej. I wbrew obiegowej opinii nie uzależniają. Herbata z suszonych liści koki nie ma żadnego smaku. Mógłbym je żuć, ale są dla mnie za gorzkie. Ale sięgam po nie, bo jestem przeziębiony i osłabiony, a nic tak nie wzmacnia organizmu, jak napar z liści koki. Nie zaopatruję się w nie w kartelu narkotykowym, tylko u kobieciny na targowisku. Kilogram kosztuje 25 soli (około 25 zł), ale nie potrzebuję naraz aż tyle. Za kilka dekagramów, które widać na zdjęciu, zapłaciłem jednego sola, czyli złotówkę. Liście handlarka przywozi do Limy z Cusco, dawnej stolicy Inków i właśnie od tego trzeba zacząć, gdy się chce powiedzieć coś o koce. U Inków koka uosabiała obecność bogów na Ziemi, dlatego pola uprawne traktowano jak sanktuaria. Ten, kto ją spożywał, miał wszystko – szczęście, miłość, szacunek, a nawet „chody” u zmarłych. Miał też końskie zdrowie. Kiedy Hiszpanie podbili inkaskie imperium, 21 mgnień Peru strona 24 ______________________________________________ nie mogli nadziwić się górskim pasterzom niezwykle odpornym na zimno, tragarzom nie odczuwającym głodu i zmęczenia oraz górnikom pracującym praktycznie bez wytchnienia. Tajemnica tkwiła w koce. Bez jej zażywania Inkowie szybko tracili siły i zaczynali chorować. Nie muszę wierzyć w te przekazy, bo o działaniu koki przekonuję się na własnej skórze. Jej liście służą mi za dobre lekarstwo. Doświadczalnie stwierdzono, że roślina ta wzmacnia organizm, pomaga astmatykom, uśmierza bóle brzucha, łagodzi skutki oparzeń, stabilizuje ciśnienie, przyspiesza gojenie ran. Znane są też przypadki leczniczego działania koki w chorobach wenerycznych, żółtaczce oraz przy zapaleniach i obrzękach płuc. Ale kiedy w 1859 roku z koki wyizolowano kokainę, jej wizerunek zmienił się diametralnie. Stała się rośliną zakazaną niemal we wszystkich krajach i utożsamianą z narkomanią, korupcją i przemocą. Zupełnie niezasłużenie, bo to tak, jakby oskarżać ziemniaka o to, że na świecie pędzi się bimber i ludzie wpadają w alkoholizm. Siedzę więc przy filiżance czaju z koki i zastanawiam się, ile bym za to siedział w Polsce? W Peru liście są legalne. Można ich używać bez żadnych ograniczeń, tak jak używa się rumianku czy marchewki. I ludzie dokładnie tak je traktują. Trzymają kokę w domach, ale nie wytwarzają z niej kokainy. Nie zmienia to faktu, że światowy przemysł kokainowy ma się dobrze. Ba, ma się coraz lepiej, mimo obowiązujących zakazów i milionów wydanych na walkę z tym procederem. Zapiski z Imperium Słońca strona 25 ______________________________________________ Filiżanka pusta. Czuję się lepiej, ale nie mogę zrozumieć, że koka nie służy ludziom na świecie, tak jak na przykład mi. Mam wrażenie, że od kiedy podbito Inków, ktoś to wszystko po prostu spieprzył. 21 mgnień Peru strona 26 ______________________________________________ 10. Machu Picchu. Cud na ziemi Nikt nie chodził tędy przez kilkaset lat, ale nie dlatego, że bliżej stąd do chmur, niż do ziemi. Teraz, każdego dnia, miejsce to jest wydeptywane przez stopy tysięcy ludzi z całego świata. Ożywienia turystycznego, jakie Peru przeżywa dzięki ogłoszeniu w 2007 roku Machu Picchu jednym z siedmiu cudów świata, nie da się z niczym porównać. Tak samo jak nie da się z niczym porównać samego Machu Picchu. To miasto położone w Andach na wysokości ponad dwóch tysięcy metrów nad poziomem morza. Z niewiadomych powodów Inkowie zbudowali Machu Picchu w piętnastym wieku i tak samo tajemniczo opuścili je kilkadziesiąt lat później. Do tej pory nie wiadomo dlaczego. Teorii jest wiele. Nawet okoliczności odkrycia Machu Picchu nie są jednoznaczne. Nie zrobili tego hiszpańscy konkwistadorzy, którzy prawie 500 lat temu podbili Peru, a potem w ciągu trzech stuleci wyeksploatowali je doszczętnie. Do Machu Picchu jednak nigdy nie udało im się dotrzeć. Przez długi czas odkrycie przypisywano amerykańskiemu uczonemu Hiramowi Binghamowi, który pewnego lipcowego dnia w 1911 roku dotarł do zaginionego w Andach miasta. Przekonanie to było tak Zapiski z Imperium Słońca strona 27 ______________________________________________ wielkie, że do dziś jego nazwisko funkcjonuje w nazwach firm, kolei, restauracji i hoteli związanych z Machu Picchu. Jednak faktycznego odkrycia Machu Picchu dokonał 40 lat przed Binghamem niemiecki handlarz Augusto R. Berns. Informacje o tym znalazł w peruwiańskich i amerykańskich archiwach niezależny amerykański badacz Paolo Greer. Kim był Herr Augusto? W XIX wieku prowadził firmę, która handlowała zawartością prekolumbijskich grobów i zabytkowymi przedmiotami przy cichym wsparciu ówczesnych władz Peru. Dziś powiedzielibyśmy, że Berns był złodziejem, który skorumpował najważniejszych polityków, wliczając w to prezydenta kraju. Czy ten ponury fakt w historii Machu Picchu w jakiś sposób przyćmiewa jego blask? Absolutnie nie. Ale historia lubi zataczać koło i dziś dochodzi do kolejnej finansowej eksploatacji. Tym razem kieszeni turystów spragnionych pięknych widoków i otarcia się o legendę Inków. Peruwiańczycy są dumni z Machu Picchu, ale wiadomo, ilu z nich na własne oczy zobaczyło to miejsce. Bez obaw o popełnienie błędu można stwierdzić, że niewielu, bo to miejsce jest dla nich finansowo niedostępne. Mimo że bilet wstępu do Machu Peruwiańczyka jest dużo tańszy, niż dla obcokrajowca. Picchu dla 21 mgnień Peru strona 28 ______________________________________________ Do Machu Picchu prowadzi tylko jedna bita droga – kolejowa, z oddalonego o 112 kilometrów Cusco. Przejazd na tej trasie - w miniaturowym wagoniku - to wydatek większy niż podróż ekspresem w pierwszej klasie przez całą Polskę. Pociąg dojeżdża do stacji Aqua Calientes – ostatniej miejscowości przed celem podróży. Tu rzesza turystów sunie jak stado owieczek (żeby nie powiedzieć – baranów) do zatoczki autobusowej, skąd mikrobusami wwożona jest na szczyt. I tu niespodzianka - zamiast osławionego Machu Picchu, najpierw jest restauracja i bar. Ceny w restauracji to dobry materiał do przewodnika turystycznego dla milionerów i szejków arabskich. W barze jest taniej. Kanapka z serem lub wędliną plus zimny napój kosztuje tyle, ile dobry obiad w porządnej europejskiej knajpie. Najpierw wydać, trzeba by więc zobaczyć sporo ten osławiony cud. Jednak jest to miejsce, na które nie żal pieniędzy. Nie żal niczego. Bo cuda czasami się zdarzają, ale ten – naprawdę istnieje. Zapiski z Imperium Słońca strona 29 ______________________________________________ 11. Chilijsko-peruwiańska wojna o ziemniaka Rok 2008 zaczął się w Peru jako ,,Międzynarodowy Rok Ziemniaka”. Skończył konfliktem z Chile o to, który z tych krajów jest prawdziwą ojczyzną tego postawowego, obok ryżu, pszenicy i kukurydzy, produktu żywnościowego na świecie. Wojna o ziemniaka zaogniła i tak już napięte stosunki między Peru a Chile. W obu krajach w spór zaangażowali się politycy, naukowcy, a powszechnie sprawa jest komentowana przez mieszkańców. Interesuje się nią Narodów także Organizacja Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), ale nie rozstrzyga konfliktu. Eksperci zgadzają się, że głównym centrum „udomowienia” bulw ziemniaka są tereny w pobliżu jeziora Titicaca, należące obecnie do Peru i Boliwii. Wtórnego centrum doszukują się na jednym z archipelagów w południowym Chile. Teoria zakłada, że osiem tysięcy lat temu ziemniaki zaczęły rosnąć zarówno w dzisiejszym Peru, jak i Chile, do którego zostały przyniesione z Andów przez jeden z preinkaskich ludów. Ale ta hipoteza nie została jeszcze sprawdzona. Stąd ta ziemniaczana wojna. 21 mgnień Peru strona 30 ______________________________________________ Bombę zdetonowała minister rolnictwa Chile Marigen Hornkohl Venegas oświadczając, że 99 procent ziemniaków na świecie ma związek genetyczny z tymi, które pochodzą z jej kraju. - W chilijskich ziemniakach jest wnuczka Peru - odpowiedział Juan Risi, szef peruwiańskiego Narodowego Instytutu Innowacji Rolnej, dodając, że peruwiańskie ziemniaki dotarły do Europy w 1570 roku, a chilijskie dopiero 275 lat później. Dla polskiego czytelnika konflikt ten może wydawać się trochę śmieszny, bo przecież ziemniak jaki jest, każdy widzi. Na talerzu. Warto jednak wiedzieć to, czego nie widać. Statystyczny Peruwiańczyk zjada około 100 kg ziemniaków rocznie, Chilijczyk – dwa razy mniej. Ale w obu krajach ziemniak jest nie tylko częścią posiłku, ale także historii, kultury, gospodarki i narodowej dumy. Wciąż się tu przypomina, że to produkt odżywcze, bogaty w pomagające czynniki zapobiegać nowotworom. To również nieoceniony element przemysłu. Skrobię ziemniaczaną wykorzystuje się między innymi w produkcji deserów, zup i sosów, a także papieru i paliwa. Bez ziemniaka trudno wyobrazić sobie życie w Chile i Peru – krajach, które od ponad stu lat spierają się o terytoria. Dlatego obecny konflikt Zapiski z Imperium Słońca strona 31 ______________________________________________ to wciąż istniejąca obawa o narodową dumę i zranione uczucia na tle różnych problemów z przeszłości. Chodzi także o coś innego. Między oboma krajami trwa wyścig o prawne uregulowanie bytu ziemniaka na arenie międzynarodowej. To rywalizacja o wielkie pieniądze. Z chwilą wejścia w życie w 2004 roku Międzynarodowego Traktatu o Zasobach Genetycznych Roślin ziemniak znalazł się w wykazie produktów spożywczych, które służą ludzkości. W zamian za ich dzielenie się z innymi, państwa mają prawo otrzymywać świadczenia, w tym gotówkę. A w obu krajach producenci ziemniaków pracują na granicy opłacalności lub dokładają do interesu. Dlatego Chile chce zarejstrować 286 swoich odmian. Peru ma ich prawie dziesięć razy więcej. Nie wydaje się, aby konflikt zakończyło wydanie wspólnego, chilijskoperuwiańskiego znaczka pocztowego pod egidą ONZ. Trzeba zaczekać na werdykt międzynarodowego konsorcjum ekspertów, którzy do 2010 roku mają ustalić sekwencję genomu ziemniaka. 21 mgnień Peru strona 32 ______________________________________________ 12. Prawdziwa historia o królu i świniopasie Do Cajamarki nie trafiają zorganizowane wycieczki. Choć to w tym peruwiańskim mieście doszło do wydarzeń, które zmieniły losy Ameryki Południowej, Europy i być może całego świata. Trudno dziwić się organizatorom wycieczek, że omijają Cajamarkę szerokim łukiem. To oddalone o setki kilometrów od głównych szlaków turystycznych miasto w północnej przegrywa części konkurencję Peru z innymi na każdym kroku. Nie obrosło famą jak Cusco, czy Machu Picchu. Nie latają nad nim kondory, jak nad okolicami Arequipy. I nie ma do zaoferowania nawet ułamka tego, co oferuje uboga w atrakcje Lima. Cajamarca prawie przez cały rok jest cicha i spokojna. Nie będzie wielką przesadą, jeśli napiszę, że podczas popołudniowej sjesty można usłyszeć latające nad nią muchy. Ale warto posłuchać tych much i historii, która się tam wydarzyła, by zrozumieć nie tylko przeszłość, ale także teraźniejszość. Opowieść ma dwóch bohaterów. Pierwszy to Francisco Pizzaro, nieślubny syn hiszpańskiej wieśniaczki i kapitana hiszpańskiej armii. Dostępne źródła milczą o jego wczesnym życiu. Wiadomo tylko, że Zapiski z Imperium Słońca strona 33 ______________________________________________ zarabiał na nie pasąc świnie. Drugim bohaterem jest Atahualpa, dwunasty władca Imperium Inków, syn inkaskiego króla i księżniczki z Quito, dzisiejszej stolicy Ekwadoru. Król i świniopas występują w bajkach, ale tym razem spotkali się naprawdę. Pewnego listopadowego dnia 1532 roku. Właśnie w Cajamarce. Pizzaro dotarł tam na czele hiszpańskich konkwistadorów po kilku miesiącach od przybicia do Tumbes nad Pacyfikiem – dziś miasta granicznego między Peru a Ekwadorem. Ja pokonałem tę drogę w kilka dni autobusem, nie mogąc wyjść z podziwu nad odwagą i wytrwałością Pizzara i jego kompanów. To jedna z najbardziej malowniczych i niebezpiecznych tras w Andach. Wiedzie z plaży na wysokość 2300 metrów nad poziomem morza, wyciskając z każdego pojazdu ostatnie konie mechaniczne. Konkwistadorzy w liczbie około dwustu mieli do dyspozycji niespełna 40 koni. Normalnych, na czterech nogach. Po dotarciu do Cajamarki ich sytuacja była beznadziejna. Znaleźli się w środku obcego państwa, o którym nie mieli żadnego pojęcia. Nie wiedzieli, że do miasta, w którym się zatrzymali, zbliża się kilkudziesięciotysięczna armia z Atahualpą na czele. Historycy wyliczą później, że na jednego Hiszpana przypadało wówczas od stu do czterystu Indian. Pizzaro nie mógł się wycofać. Nie miał dokąd. Poza tym odwrót uznano by za tchórzostwo, które nie przystoi bogom, za których do tej pory uważano białych. Dlatego wpadł na pomysł porwania i 21 mgnień Peru strona 34 ______________________________________________ uwięzienia króla. Zaprosił go do miasta i używając podstępu skłonił, by stawił się w nim bez broni. Było to jedno z najbardziej nieprawdopodobnych spotkań w historii świata. Spotkanie dwóch cywilizacji. Po jednej stronie dwustu Europejczyków ze świniopasem z zawodu w roli szefa, po drugiej niesiony w lektyce władca najsilniejszego państwa w Ameryce Południowej. Towarzyszyło mu pięć tysięcy nieuzbrojonych żołnierzy. Nierówne siły dwóch światów, ale ze wspólnym mianownikiem. Obaj, zarówno Pizzaro, jak i Atahualpa, nie potrafili… czytać. Do Inki przemówił dominikanin Vicente de Valverde. Podszedł do niego i wręczając biblię powiedział: „Słuchaj Słowa Bożego”. Atahualpa zrozumiał to dosłownie. Przyłożył księgę do ucha, a gdy nic nie usłyszał, cisnął nią w duchownego. Pizzaro uznał to za profanację i dał sygnał do ataku. Bitwa trwała pół godziny. Zginęło cztery tysiące Indian i ani jeden Hiszpan. Rzeź, nie bitwa, w której Pizzaro własnym ciałem zasłaniał Atahualpę przed ciosami swoich kompanów. Chciał go żywego. Hiszpanie więzili go potem przez kilka miesięcy w komnacie, którą można oglądać w Cajamarce. To chyba jedyna na świecie dostępna dla turystów budowla, w której terroryści przetrzymywali swoją ofiarę. Zapiski z Imperium Słońca strona 35 ______________________________________________ W komnacie Atahualpa poznał lepiej naturę konkwistadorów. Chcieli złota. Jak najwięcej złota. Byli tak zachłanni, że inkaski król sądził nawet, iż nim się żywią. Nie wyciągając jednak wniosków z zasadzki, obiecał im okup. W zamian za wolność jego poddani mieli wypełnić komnatę złotem aż na wysokość wyciągniętej ręki. Indianie okup zapłacili, ale Hiszpanie Atahualpy nie uwolnili. Po sfingowanym procesie ochrzcili go i udusili garotą. Potem zdobyli całe królestwo Inków i w ciągu trzech wieków ograbili je ze wszystkiego. Dzięki temu Hiszpania była jednym z graczy na europejskiej arenie. Jak potoczyłyby się na niej wydarzenia, gdyby nie inkaskie bogactwa? Po co to wszystko piszę? Przecież o historii podboju Ameryki Południowej można poczytać w innych miejscach. Piszę to wszystko, bo nie o podbój ziemi mi chodzi. O serca mi chodzi. O ich podbój. A właściwie ich kradzież. W Cajamarce słychać latające nad miastem muchy i własne myśli, które wyjaśniają, w wielkim skrócie, dlaczego Latynosi są tacy nieprzewidywalni. Pizzaro ukradł Inkom nie tylko króla. Zabrał im coś cenniejszego – wiarę w innych i wiarę w dane słowo. Takie są moje odczucia. Dziś ich potomkowie – Peruwiańczycy, Ekwadorczycy i Boliwijczycy są nieufni, choć ich natura jest zupełnie inna. Są gorącymi, otwartymi ludźmi, ale nie ufają ani sobie, ani Europejczykom. Choć można też powiedzieć, że po prostu nie są już naiwni. 21 mgnień Peru strona 36 ______________________________________________ 13. Świnka morska zamiast karpia W katedrze w Cusco wisi obraz z Ostatnią Wieczerzą, na którym Chrystus i apostołowie spożywają pieczoną świnkę morską. Ten andyjski przysmak je się w Peru, Boliwii i Ekwadorze do tej pory. Cuy, czyli andyjska świnka morska jest maskotki domach. większa trzymanej Trudno Najlepszym ją od w zabić. sposobem jest złapanie główki jedną ręką i przekręcenie ciała drugą. Najlepsza do uboju jest świnka w wieku od sześciu do dziewięciu miesięcy. Starsze są trochę za twarde. Na prowincji za ważące kilogram zwierzątko trzeba zapłacić równowartość około ośmiu złotych. W stolicach jest drożej. W marketach w La Paz, Limie i Quito kilogram cuy kosztuje w przeliczeniu około 20-30 zł. Ceny w restauracjach zaczynają się od 15 zł. Serwuje się ją z głową, łapkami i podrobami. Świnkę morską można przyrządzić w domu. Oto prosty przepis: martwą świnkę wrzucić na chwilę do wrzątku, a potem oskubać lub opiec z sierści. Rozciąć brzuch na całej długości, natrzeć mięso czosnkiem, solą i pieprzem, po czym wrzucić na gorący olej. Smażyć z obu stron. Podawać z kukurydzą, sałatą, ryżem lub ziemniakami. Smacznego! Zapiski z Imperium Słońca strona 37 ______________________________________________ 14. Mistrzowie kierownicy jeżdżą w Andach Chcesz się przekonać? Wsiądź do nocnego autobusu firmy „Estrella del Sur” z Cusco do Puno w Peru. Wyjazd na wysokości 3300 m n.p.m. Wysiadka po sześciu godzinach na wysokości 3850 m n.p.m. Jeśli miła dziewczyna w kasie w Cusco powie, że autobus jest ogrzewany, posiada wideo, barek i wc, oznacza to, że jest dokładnie odwrotnie. Po wejściu do autobusu będziesz mógł grubości strząsnąć kurz telewizorze, a pokaźnej z półki w po toalecie natknąć się na owce, które ściśnięte w tak niewygodnych warunkach płacą mniej za przejazd. Latynosi zazwyczaj przesadzają, gdy mówią, że będzie zimno. Ale tym razem im uwierz. Po dwóch godzinach jazdy zobaczysz szron na... wewnętrznej stronie szyb. Z powodu ciemności nie zobaczysz natomiast drogi, ale ją poczujesz. Sposób pokonywania zakrętów przez kierowcę – rozpędzanie się aż do rzężenia silnika i gwałtowne hamowanie – uzmysłowi ci, że on także niewiele widzi. Ale nie będzie czasu na wyobrażanie sobie głębokości przepaści, przy których biegnie trasa. Wierzącym podróż upłynie na modlitwach, a ateiści być może zaczną się nad tym zastanawiać. Co jakiś czas kierowca zatrzyma się na pięć minut, zgasi światła mijania, ale nie 21 mgnień Peru strona 38 ______________________________________________ wyłączy silnika. Nie obawiaj się – nie zasnął. Prawdopodobnie też modli się przed kolejnym zakrętem. Jeśli nocna podróż przez ośnieżone Andy nie wystarcza, wybierz się do Chiclayo, na północy Peru, skąd złapiesz autobus firmy „Linea” do Cajamarki. Różnica wzniesień – 2300 metrów. W kasie poproś o miejsce przy oknie. Większość z nich będzie wolna, bo miejscowi wolą siedzieć od strony przejścia. Niedługo przekonasz się dlaczego. Około godziny trasa biegnie po płaskim terenie. Można się spokojnie zdrzemnąć. Obudzi cię jazgot ze skrzyni biegów. Jeśli zdarza ci się zbyt długo nie wrzucać dwójki w swoim samochodzie, wiesz o co chodzi. Ale tutaj zrozumiesz, że czasami dwójki po prostu wrzucić się nie da. Przed oczami ukaże ci się wzniesienie, którego - biorąc pod uwagę wszystko to, czego nauczyłeś się na fizyce w szkole – nie da się pokonać żadnym pojazdem. A zwłaszcza rozklekotanym autobusem, którym właśnie podróżujesz. Od szkolnych czasów wiele się jednak zmieniło i teraz nawet prawa fizyki da się troszkę nagiąć. Po godzinie autobus wdrapie się na szczyt slalomem. Dlaczego w taki sposób? Bo droga nie jest do końca utwardzona, ani zabezpieczona przed osuwającymi się odłamkami skał. Kierowca musi więc kluczyć między dziurami i kamieniami - od ściany do przepaści bez barierek. Jeśli siedzisz przy oknie, będziesz już wiedział, dlaczego miejsca te nie cieszą się powodzeniem. Ale to nie koniec podróży. Kiedy autobus będzie już na szczycie, zobaczysz... kolejną podobną górę, a potem jeszcze jedną. Do Zapiski z Imperium Słońca strona 39 ______________________________________________ Cajamarki dotrzesz dopiero po pięciu godzinach, po czym ściągniesz czapkę przed kierowcą. Jeszcze mało? Kolejnych wrażeń dostarczy podróż z Huaquillas do Quito w Ekwadorze z firmą „Panamericana”. Jej autobusy łatwo rozpoznasz, bo – jak przystało na mistrzów – są w kolorze czerwonym. Różnica wzniesień – ponad 2500 metrów. Podróż zaczniesz w ponad trzydziestostopniowym upale, poszukaj więc miejsca przy oknie, które posłuży jako klimatyzacja. Sprawdź jednak, czy okno się zamyka, bo kiedy w nocy dotrzesz do Quito, może być akurat kilkustopniowy mróz. Podróż dostarcza niezapomnianych wrażeń. Trasa wiedzie wzdłuż bananowych lasów, przez wsie jakby z nie tego świata, coraz wyżej, i wyżej, aż do równika. No dobrze, ale gdzie te wyjątkowe umiejętności kierowcy? To naprawdę mistrz kierownicy. Absolutnie całą, dwudziestogodzinną trasę pokonuje... w pojedynkę, zamieniając się podczas krótkich postojów w mechanika dolewającego olej. Szerokiej drogi! 21 mgnień Peru strona 40 ______________________________________________ 15. Peruwiańska demokracja: z pałacu do celi Jeśli Alberto Fujimori trafi za kratki, może nie wyjść stamtąd żywy. To pierwszy wybrany demokratycznie latynoski prezydent, którego demokracja skazała na 25 lat więzienia. Po raz pierwszy nazwisko Fujimori usłyszałem 22 kwietnia 1997 roku. Polskie radio podało wiadomość, że w tym dniu peruwiańskie jednostki specjalne przypuściły atak na rezydencję ambasadora Japonii w Limie i odbiły przetrzymywanych w niej od pięciu miesięcy zakładników. Do dziś trudno uwierzyć w to wydarzenie. Członkowie Ruchu Rewolucyjnego imieniem Tupaca Amaru zajęli rezydencję ambasadora w grudniu 1996 roku podczas wielkiego bankietu. Po zwolnieniu większości zakładników zabarykadowali się z 72 osobami. Wśród nich byli miedzy innymi: brat prezydenta Fujimoriego, peruwiańscy generałowie, dowództwo policji, minister spraw zagranicznych, sędziowie Sądu Najwyższego oraz parlamentarzyści. Podczas gdy negocjatorzy wykonywali swoją robotę, niemal w centrum Limy, w wielkiej tajemnicy, wykopano tunel wprost pod rezydencję ambasadora. To nim szkoleni przez Amerykanów peruwiańscy komandosi dostali się do środka. Zapiski z Imperium Słońca strona 41 ______________________________________________ Cytowany wtedy przez polskie radio prezydent Fujimori powiedział, że akcja odbicia rezydencji zakończyła się wielkim sukcesem. Zabito wszystkich czternastu terrorystów. Zginęło tylko dwóch komandosów i jeden zakładnik - cywil, który zmarł na atak serca. Lima odetchnęła, a światowe media biły brawo. Ale ja myślałem o czymś innym. Z głowy nie mógł mi wyjść ten tunel, który urósł w niej do symbolu tego, jak bardzo krętymi i mrocznymi ścieżkami władza państwa może realizować swoje zadania. Nawet pod ziemią. Kiedy kilka tygodni temu w Limie pytałem o ten podkop, moje zdumienie nie miało końca. O budowie tunelu – w miejscu, w którym skupiała się wówczas uwaga świata – nie wiedzieli nawet dowódcy policyjnych oddziałów otaczających teren okupowanego przez terrorystów budynku. O innych tunelach wykopanych przez Fujimoriego świat dowiedział się dużo później. Jako prezydent Peru w latach 1990-2000 zorganizował szwadrony śmierci i ograniczył działalność partyzantek – Świetlistego Szlaku i wspomnianego już Ruchu Rewolucyjnego im. Tupaca Amaru. Ograniczył w wyniku wojny domowej, w której z rąk buntowników i wojska zginęło prawie 70 tys. ludzi. Tylu doliczyła się Komisja Prawdy i Pojednania, a organizacja Human Right Watch uznała, że jedną trzecią z tej liczby zabiły rządowe siły bezpieczeństwa. Ówczesne relacje z Peru są pełne okrucieństw. Z obu stron. Zwalczając Świetlisty Szlak, peruwiańskie wojsko niszczyło wsie w Andach i masakrowało chłopów podejrzewanych o sprzyjanie partyzantom. Ci wieszali kobiety na oczach dzieci. 21 mgnień Peru strona 42 ______________________________________________ - Każda wieś żyła w strachu, ale najgorsze było to, że śmierć mogła przyjść z każdej strony. Ludzie nie ufali nikomu, bo zabić mógł zarówno żołnierz, jak i partyzant – powiedziała mi niedawno Susan, którą poznałem w Limie. W tej ruletce Susan straciła dwóch wujków. Pewnego dnia do ich wsi w prowincji Ayacucho przybyli partyzanci i zabili mężczyzn strzelając z karabinów w ich czoła. Klimat tych wydarzeń opisał Polak Roman Warszewski w książce „Skrzydlaci ludzie z Nazca”. Był wtedy w Peru i podążał za terrorystami ze Świetlistego Szlaku. Gorąco polecam tę lekturę każdemu, kto interesuje się nie tylko Peru, ale całą Ameryką Południową. Wróćmy jednak do Fujimoriego. Ostatnio słuchałem go i oglądałem niemal codziennie w peruwiańskiej telewizji. Ostatnie piętnaście miesięcy było prawniczo-politycznym spektaklem z jego procesu. Kilka dni temu zapadł wyrok: 25 lat więzienia za łamanie praw człowieka, w tym masakry na cywilach przeprowadzane przez szwadrony śmierci. Jeśli Fujimori trafi za kratki, może nie wyjść stamtąd żywy. Dziś to 71-letni, schorowany dziadek Można powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość. Można powiedzieć, że po latach demokratycznie wybranego dyktatora dosięgła kara i zakończyć na tym ten artykuł. Ale tak naprawdę nic się jeszcze nie zakończyło. Wczoraj dostałem kilka maili z Limy z pytaniem, czy gdy wrócę do Peru, przyłączę się do marszów i akcji społecznych na rzecz uwolnienia Fujimoriego. Wysłały jej osoby, które nie działają w Zapiski z Imperium Słońca strona 43 ______________________________________________ polityce. Właściwie w ogóle się nią nie interesują. Ale pamiętają czasy, w których Fujimori rządził. - Zrobił porządek. Przed nim życie w Limie było nie do zniesienia. W mieście wybuchały bomby, często bardzo długo nie było wody i prądu. Być może ten człowiek przyczynił się do śmierci niewinnych ludzi, ale to była cena za doprowadzenie kraju do normalności – napisała Elena. Do maila dołączyła notatkę prasową o niedawnej zasadzce w Andach na oddział wojska, w której zginął oficer, a czterech żołnierzy zostało rannych. Ci, którym udało się uratować, twierdzą, że zaatakowały ich pozostałości terrorystów ze Świetlistego Szlaku, którzy współpracują teraz z przemytnikami narkotyków. Po tych mailach rozumieć skalę widziałem w procesu zacząłem tego, Peru byłego co podczas prezydenta. Wymalowane czerwoną farbą hasła na murach i ścianach w niemal całym kraju: „Fujimori inocente” – Fujimori niewinny. Ludzie chcą go puścić na emeryturę, a nie wsadzić do więzienia. Może to też oznaczać, że tęsknią za przywódcą takim jak on. Oczywiście nie wezmę udziału w akcjach na rzecz poparcia Fujimoriego. I odradzam to znajomym. Z boku widać wyraźnie: społeczny ruch miesza się z politycznymi i prywatnymi interesami, bo w najbliższych wyborach w 2011 roku zamierza wystartować jego córka – Keiko. 21 mgnień Peru strona 44 ______________________________________________ Nie wiadomo, czy odbędą się one zgodnie z planem. Wyrok dla Fujimoriego otworzył drogę do wszczęcia postępowania wobec obecnego prezydenta Alana Garcii. Jego także oskarża się o gwałcenie praw człowieka, do czego miało dojść za jego pierwszej kadencji, przed Fujimorim. Byłem w pałacu prezydenta Garcii kilka tygodni temu. Turystycznie. Zanim wszedłem do środka przeszedłem drobiazgową kontrolę w wykonaniu żołnierzy, a na koniec jakiś cywil w garniturze zabrał mi paszport. Oddano mi go dopiero po zakończeniu zwiedzania. Lima jest spokojnym miastem, ale wtedy miałem wrażenie, że nie wszyscy czują się w niej bezpiecznie. Teraz mam pewność. Zapiski z Imperium Słońca strona 45 ______________________________________________ 16. Cham jedzie na kurację Uprzejmość popłaca. Ale nie w sobotę na obrzeżach Limy, gdy chce się złapać autobus na południe Peru. Fragment której Panamericany, ludzie tłoczą się, przy by wyjechać z miasta, to jedno z wielu miejsc na świecie, które z najbardziej kulturalnego człowieka robi chama. I jedno z niewielu, gdzie jest to uważane za coś normalnego. Cham wychodził ze mnie ponad godzinę. Z trudem, bo nawet po dziesiątym autobusie, który odjechał beze mnie, nie uważałem za stosowne rozpychać się w napierającym na drzwi tłumie. Po dwudziestym zmieniłem taktykę. Przestałem przepuszczać przed siebie mężczyzn, a na każdą ich próbę obejścia mnie, odpowiadałem zaparciem się z całej siły w miejscu. Poza tym rozgadałem się. Przestałem bredzić pod nosem o ustawianiu się w kolejce i od słów „proszę się nie pchać” przeszedłem na bardziej zrozumiałe „gdzie leziesz?” Mimo to autobusy nadal odjeżdżały beze mnie. Przyszła więc kolej na starców. Nie tylko nie przepuszczałem ich już przed siebie, ale zacząłem przepychać się przed nich. Oczywiście stawiali opór, ale nie na tyle duży, bym sobie nie poradził. Dzięki temu szybko znalazłem się w grupie liderów z szansą na szybkie wejście do następnego autobusu. 21 mgnień Peru strona 46 ______________________________________________ Rozejrzałem się wokół. Młodzi mężczyźni i staruszkowie nie stanowili już konkurencji. Wiedziałem, że w odpowiednim czasie zastawię ich plecami lub zastopuję ramionami i nogami. Ale dzieci i kobiety z niemowlakami na rękach, albo w tłumokach na plecach? Zwątpiłem, a cham we mnie stracił animusz. Okazało się jednak szybko, że moje niezdecydowanie nie było nikomu na rękę. Tłum falował na chodniku, niczym morska bryza uderzająca o skały. Stojący pośrodku Gringo tylko w tym przeszkadzał. Nikt nie otworzył do mnie ust, ale ze spojrzeń bez trudu odczytałem: „chłopie, na co czekasz?”. Czekałem na odpowiednią chwilę. Wymyśliłem, że zrobię to szybko, by bolało jak najkrócej. Zanim autobus zatrzymał się, odepchnąłem dwójkę dzieci. Z wyrzutem sumienia, że w ten sposób tracą kontakt z mamą. Ale po chwili mi przeszło, bo przepchałem się także przed nią. Rodzina znów w komplecie. Ufff... na szczęście. I na szczęście za mną. Do drzwi autobusu zostało nie więcej, niż trzy metry. Użyłem rąk, jakbym pływał i zrobił się metr. Na stopniach stał asystent kierowcy, który odliczał ludzi wchodzących do środka. Zbliżał się do pięćdziesięciu, więc nie zostało wiele czasu. Jeszcze jeden zdecydowany krok i moja ręka znalazła się o centymetry od poręczy przy drzwiach. Ale ubiegła mnie może pięcioletnia dziewczynka. Przez chwilę jej ciało przypominało most wiszący między poręczą a ramionami matki. Tej szansy nie mogłem zmarnować. Złapałem dłoń dziewczynki i jednym pociągnięciem pozbawiłem ją kontaktu z autobusem. Zapiski z Imperium Słońca strona 47 ______________________________________________ - Cincuenta – rzucił asystent i kierowca zamknął drzwi. To ja byłem tym pięćdziesiątym. Ostatnim, który załapał się na ten kurs. - Życie to jednak dżungla – pomyślałem, gdy mój wzrok spotkał się przez szybę ze wzrokiem dziewczynki, którą odepchnąłem w finałowej akcji. Nie było przy niej chama, który wtedy wyszedł ze mnie zupełnie. Nie było go tam, bo przecież znów był ze mną. Chamy lubią przypadkowe towarzystwo, ale najlepiej czują się z tym, którego znają jak własną kieszeń. Po tej przygodzie potrzebowałem pilnie skorupy dla mojego chama. Żeby trudniej byłoby mu wyjść ze mnie jeszcze raz tak łatwo. Ale zamiast grubego pancerza znalazłem błoto. W mieście Chilca. Jak na peruwiańskie warunki Chilca ma bardzo ładną plażę, ale większość ludzi jeździ tam, by wykąpać zielonej się lagunie w małej, między pustynią a Pacyfikiem. Nie dla przyjemności. Dla zdrowia. W wodach jeziora fachowcy znaleźli składniki leczące reumatyzm, bezpłodność, artretyzm i nadciśnienie. Wielki szacunek, że to wszystko znaleźli. Gdybym ja miał szukać, nie znalazłbym nic prócz soli. Woda jest tam tak słona, że można zasnąć na jej powierzchni i się człowiek nie utopi. 21 mgnień Peru strona 48 ______________________________________________ Przed kąpielą wszyscy nacierają się błotem. Tu szacunek jeszcze większy dla fachowców, że znaleźli w nim coś cennego dla zdrowia. Bo błoto śmierdzi jak stare walonki. Na dłuższą metę nikomu to jednak nie przeszkadza. Ludzie smarują się lepką mazią od stóp do głów, a czasami nawet tarzają się w niej jak świnie. Po wyjściu z autobusu zrobiłem to samo. Wytarzałem się w błocie dla zdrowia. I żeby cham we mnie miał trochę przyjemności, a nie szukał jej tam, gdzie trudno nad nim zapanować. Zapiski z Imperium Słońca strona 49 ______________________________________________ 17. O chłopcu, który zna cztery języki W dzieciństwie był pies, który jeździł koleją. Znałem go z książki. Pies mieszkał w małym miasteczku na południu Włoch i uwielbiał podróżować pociągami. W końcu zginął pod kołami lokomotywy, ratując wcześniej człowieka. Potem miałem pierwszego i jak na razie jedynego psa w życiu. Był malutkim, ciemnobrązowym kundelkiem i zwał się Rocky. Nie było w tym nic śmiesznego, bo kiedy zostawał sam w domu, z milutkiej, niepozornej maskotki zmieniał się w niszczyciela. Wszystko, do czego był w stanie doskoczyć, darł na strzępy i rozgryzał w drobny mak. Łącznie z tapetami. Był to więc pies, który w miarę systematycznie powodował zmianę wystroju naszego domu. Ale Rocky potrafił coś jeszcze. Jeździł sam autobusami. Co jakiś czas miał w zwyczaju znikać na kilka dni. Zakochany był. I to wtedy stawał się pasażerem komunikacji miejskiej. Ludzie, którzy obserwowali go na przystankach, opowiadali, że Rocky znał nie tylko rozkład jazdy, ale także potrafił rozpoznać numer linii autobusu. Jak to robił? Nie mam pojęcia, ale sam widziałem go kilka razy, jak przesiadał się z jednego autobusu do drugiego. Oczywiście 21 mgnień Peru strona 50 ______________________________________________ nie reagował na wołania, bo przecież zakochani świata wokół siebie nie widzą. Rocky jeździł na gapę. Mandaty nie przychodziły także na właściciela, bo były to piękne czasy, kiedy nawet psy nie były w żaden sposób oznakowane. Niezapomniana psia wolność. Ale Rocky doigrał się. Rzucił się kiedyś na większego od siebie i ten go zagryzł. Niedawno w Limie usłyszałem dowcip o psie, który codziennie rano kupował gazetę dla swego pana. Pan wkładał mu w pysk jednego sola (peruwiańską złotówkę), a pies szedł do kiosku. Pewnego dnia właściciel nie miał jednak drobnych, więc wcisnął psu sto soli. I tyle go widział. Po psie, pieniądzach i gazecie ślad zaginął. Właściciel szukał go kilka godzin, aż w końcu znalazł w Parque de la Reserva – ulubionym miejscu wypoczynku i rozrywki mieszkańców Limy. Pies był w towarzystwie dwóch suczek. - Szukam cię cały dzień i martwię się! Dlaczego nie wróciłeś z gazetą do domu? Dlaczego mi to zrobiłeś? – lamentował pan. A pies na to: - Bo nigdy nie miałem tyle pieniędzy! Psy oczywiście nie mówią, ale rozumieją. To żadna rewelacja. Ale w Peru znam psa, który rozumie to, co się do niego mówi w czterech językach. Zwie się El Chico (Chłopiec) i jest rudym, wielkim kundlem. El Chico wychował się w rodzinie z peruwiańskich Andów, gdzie mówi się w keczua – językiem dawnych Inków. A że mieszka w Limie, kuma także hiszpański. Trzecim językiem, na który reaguje, jest angielski. Zacząłem do niego mówić w tym języku i ze zdumieniem odkryłem, że mnie rozumie. A potem przyszedł czas na polski. Załapał go od razu. Zapiski z Imperium Słońca strona 51 ______________________________________________ Do El Chico można więc powiedzieć: „siadaj”, „pilnuj”, „podaj łapę”, czy „zostań” po hiszpański, angielsku, polsku i w keczua. Bez problemu wykona polecenie. Przypadek? Też tak myślałem. Do czasu, gdy zaczął się do niego odzywać mój sąsiad w Limie – Chińczyk. Po chińsku. Pies nie wie, o co mu chodzi, więc chyba słusznie mówią, że chiński jest najtrudniejszym językiem świata. 21 mgnień Peru strona 52 ______________________________________________ 18. Bez czarowania o czarownikach Peruwiańscy czarownicy żyją zgodnie z duchem czasu. Mają komórki, korzystają z internetu, słuchają muzyki z odtwarzaczy mp3, ale nie pozwalają się fotografować z obawy, że ich duch tego nie wytrzyma. Chiclayo to prawie 600-tysięczne miasto na peruwiańskim wybrzeżu. Warto się tam wybrać, jeśli planuje się zwiedzanie grobowca władcy z Sipan – skarbnicy wiedzy kulturach o starych zamieszkujących dzisiejsze Peru. Mnie do Chiclayo zwabił targ czarowników, o którym ciekawie napisano w przewodniku turystycznym „Gazety Wyborczej”. Do miasta dotarłem po długiej podróży, podczas której – gdy spałem w autobusie – ukradziono mi buty. Z dworca podreptałem więc boso. Mam nadzieję, że pan Wojciech Cejrowski wybaczy mi te niezamierzone zmałpowanie jego zwyczaju. Trafić nie było trudno, bo okazało się, że czarownicy urzędują na wielkim jarmarku typu „mydło i powidło” nieopodal centrum. Nie było ich dużo. Klientów jeszcze mniej. Czarownicy zajmowali raptem dwa sektory, które w spacerowym tempie dało się obejść w pięć minut. Wcześniej wyobrażałem sobie, że spotkam skąpo odzianych Zapiski z Imperium Słońca strona 53 ______________________________________________ szamanów w pióropuszach i co najmniej jeden bulgoczący kociołek z czarodziejską substancją. Ale nic z tych rzeczy. Czarownicy mieli na sobie normalne spodnie i koszulki z krótkim rękawem, a zamiast przyrządzania mikstur oddawali się rozmowom, lekturze gazet i słuchaniu muzyki z przenośnych odtwarzaczy. Zauważyłem też dwie czarownice, ale nie w chatce na kurzej łapce, tylko siedzące na krzesłach przed swoimi kramami. Żadna nie miała wykrzywionego nosa, ani miotły pod ręką. Okazały się nawet urodziwe. Jedna coś jadła – chyba kurczaka, ale na pewno nie surowego. Druga piłowała pilniczkiem paznokcie. – A więc i ona się cywilizuje – pomyślałem sobie. Zrobiłem drugą rundkę wokół straganów, wiedząc dobrze, że za chwilę ktoś mnie zaczepi. Jednak nie spodziewałem się, że wszechwiedzący czarownik zapyta mnie, czego szukam? Ale zapytał, polecając od razu coś do kupienia – zioła świeże i suszone oraz butelczyny z napojami na różne dolegliwości. Niestety, nie reklamowanego miał u na stanie Cejrowskiego eliksiru z serii „siedem razy pod rząd”. Nie żebym dla siebie pytał. Na prezent chciałem kupić. Czarownik okazał się rozmownym gościem. Kto może być czarownikiem? Osoba, która jest w stanie zawrzeć pakt z dobrymi i złymi duchami. Jak się tego nauczyć? Nie da się tego nauczyć, ale czasami bywa to dziedziczne. Kto jest ważniejszy – dobry, czy zły 21 mgnień Peru strona 54 ______________________________________________ duch? Ani jeden, ani drugi. Najważniejszy w tym wszystkim jest Bóg. Czarownik nie pozwolił na zrobienie zdjęcia, ale dał mi wizytówkę z numerem telefonu komórkowego i adresem emailowym. Kupiłem u niego magiczny napój dla ciotki. Przestała po nim narzekać na reumatyzm, ale zaczęła leczyć się na osteoporozę. Siebie zaopatrzyłem w ziółka na prostatę. Nie wiem, czy działają, bo jeszcze nie zachorowałem. Z miejsca pełnego czarów wyszedłem trochę... rozczarowany. Nawet buty nie pojawiły się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Też musiałem je sobie kupić. Zapiski z Imperium Słońca strona 55 ______________________________________________ 19. Spóźniony Dzień Dziecka W Peru przemieszkałem mniej niż dziesięć procent swojego dorosłego życia, ale to tam poznałem najwięcej dzieci. Pierwsza była trójka maluchów w Tumbes, gdy ciągnąłem za sobą walizkę z granicy z Ekwadorem. - Skąd jesteś? – zapytał chłopczyk. - Przepraszam, ale nie znam hiszpańskiego – patrząc na ich uśmiechnięte twarze naszła mnie ochota na żarty. - Aha… a to daleko? Tam, gdzie mieszkasz? - Nie rozumiem, co mówisz. Cała trójka zaczęła się zastanawiać, a po chwili dziewczynka podsumowała: - Ej, coś kręcisz, bo przecież odpowiadasz. Potem nie było już tak wesoło. Koło cmentarza w Yungay zaczepił mnie siedmiolatek. Chciał pieniędzy. - Dlaczego mam dać ci pieniądze? 21 mgnień Peru strona 56 ______________________________________________ - Bo zbieram na książki do szkoły. - I myślisz, że dam ci pieniądze za nic? Na pieniądze trzeba zapracować. Zamyślił się. - Mogę opowiedzieć historię o wielkim trzęsieniu ziemi. - Już ja znam. Wymyśl coś innego. Posmutniał na chwilę. - Pokażę ci drogę do miasta i fajne miejsce w centrum. Zgodziłem się od razu. Zgodziłbym się na wszystko, bo mały załapał o co chodzi. Był w odpowiednim wieku, by samemu odkryć, że w życiu nie ma nic za darmo. To było jedyne dziecko, w ogóle jedyny Peruwiańczyk, który wyciągnął do mnie pustą rękę z prośbą o pieniądze. Cały czas ktoś tam wyciąga rękę po pieniądze, ale zawsze oferuje coś w zamian. A to chce coś sprzedać, a to pokazać jakąś sztuczkę, a to zaśpiewać. Pracują tak także dzieci. Podoba mi się to. Nie to, że pracują, ale to, że nie proszą o jałmużnę. W Machu Picchu zobaczyłem cud świata i zjadłem najlepszą pizzę na świecie. Upiekł ją dziesięcioletni syn właściciela pizzerii. Niesamowity Zapiski z Imperium Słońca strona 57 ______________________________________________ dzieciak. Zbiera monety od restauracyjnych gości. Ma ich wielki worek. Drobne z całego świata. Ale nie tym mnie zadziwił. Chłopak wie, gdzie leży Polska i potrafi wymienić kilka polskich miast. O każdym kraju ma coś do powiedzenia. Tyle tylko, że jeszcze nie zdążył nauczyć się dobrze pisać. Bo praca ważniejsza od szkoły. Na przejściu granicznym z Boliwią, kilka kilometrów od Copacabany, pracuje kilkuletni Peruwiańczyk. Podszedł do mnie ze szmatką w ręku i piękną polszczyzną zapytał: - Mogę ci wyczyścić buty? Najwięcej dzieci poznałem w Limie. Ponad rok temu usnął mi na rękach malutki Juan Pablo, synek znajomych. Na ich rękach nie chciał usnąć, bo męczył go katar. Usiadłem z nim na kanapie i zacząłem opowiadać o Polsce. Chyba nudne to było dla niego, bo zasnął po kilku minutach. A ja wraz z nim. Do znajomych zadzwoniłem wczoraj. Jasiu Pawełek nadal ma katar. Jest alergikiem. Jak ja. Wielu imion nie pamiętam. Zwłaszcza dzieci ze slumsów. Ale zapamiętałem ich twarze, bo chciałbym do nich kiedyś wrócić z czymś więcej, niż tylko paczką cukierków. W Puno poznałem Ico i Nenę, rodzeństwo, które zaczęło się do mnie przytulać. Maluchy chciały się pobawić. Chciały trochę radości. A ja, głupi, dałem im trochę pieniędzy. 21 mgnień Peru strona 58 ______________________________________________ Dziś czytam w internecie, że w Puno i okolicach z powodu fali zimna zmarło ponad 130 dzieci poniżej piątego roku życia. Denerwuję się, bo Nena i Ico mieli mniej, niż pięć lat. To spóźniony artykuł. Miał być na 1 czerwca, na święto dzieciaków. Ale z drugiej strony, czy to ważne, kiedy o nich pomyślę, napiszę lub zrobię cokolwiek innego? To przecież zawsze będzie za późno. I za mało. Zapiski z Imperium Słońca strona 59 ______________________________________________ 20. Trzęsie nami, że ho, ho! Po wstrząsach sejsmicznych, których doświadczam w Peru, mam wrażenie, że ziemia trzęsie mi się pod nogami cały czas. Potęguje je świadomość, że tak jest w istocie, bo kula ziemska trzęsie się kilkadziesiąt tysięcy razy w roku. Okrutna natura daje o sobie znać raz na jakiś czas w postaci trzęsień ziemi? Nic bardziej mylnego. W ciągu roku nasza planeta trzęsie się co najmniej dziesięć tysięcy razy. Może więc lepiej byłoby rozpatrywać sprawę nie pod kątem tego, kiedy Ziemia się trzęsie, ale kiedy się nie trzęsie? Pomagają w tym aktualizowane na bieżąco i publikowane w internecie raporty. Ten pochodzi z Edinburgh Earth Observatory przy Uniwersytecie w Edynburgu i dotyczy wczorajszych trzęsień na świecie: 00:27 – Chile (6,3 stopnia w skali Richtera na głębokości 67 kilometrów pod powierzchnią oceanu), 00:37 – Filipiny (4,6 stopnia, 28 km), 00:53 – Vanuatu (5,8 stopnia, 43 km), 01:16 – Wyspy Kurylskie (4,8 stopnia, 60 km), 21 mgnień Peru strona 60 ______________________________________________ 01:58 – Morze Banda (4,6 stopnia, 40 km), 01:58 – Morze Banda (4,7 stopnia, 67 km), 05:26 – Wyspy Kurylskie (6,2 stopnia, 150 km), 05:33 – Morze Banda (5,4 stopnia, 35 km), 08:37 – Alaska (5,4 stopnia, 82 km), 09:57 – japońska wyspa Honsiu (5,2 stopnia, 40 km), 12:22 – Czukotka (5,2 stopnia, 10 km), 16:32 – Papua Nowa Gwinea (4,8 stopnia, 69 km), 17:32 – granica peruwiańsko-brazylijska (4,7 stopnia, 616 km), 18:47 – wyspy regionu Filipin (4,9 stopnia, 40 km), 19:41 – Ocean Indyjski (4,6 stopnia, 10 km), 19:45 – Ocean Indyjski (5,2 stopnia, 10 km), 20:08 – Ocean Indyjski (4,5 stopnia, 10 km), 20:18 – Ocean Indyjski (4,7 stopnia, 10 km), 21.10 – Wyspy Świętego Krzyża (5,6 stopnia, 71 km). Gdyby Ziemia była okrągła, można by uznać ten raport za relację z wielkiego, światowego meczu piłki nożnej. Ale Ziemia okrągła nie jest, więc to raczej mecz rugby. Na szczęście jest on rzadko odczuwany przez widzów. Zapiski z Imperium Słońca strona 61 ______________________________________________ Czasami jednak widzowie zamieniają się w uczestników, jak to miało na przykład miejsce niedawno we Włoszech (6,3 stopnia w skali Richtera), gdzie zginęło prawie 300 osób. Trzęsienie to należało do silnych. Za największy wstrząs tektoniczny na świecie uważa się trzęsienie ziemi z 1960 roku w Chile (9,5 stopnia w skali Richtera). Wstrząs ten wywołał fale tsunami i osuwiska, w których zginęło trzy tysiące osób. Najbardziej tragiczne w skutkach było trzęsienie ziemi w Chinach w 1556 roku. Według historyków zginęło wówczas 830 tysięcy ludzi. W wyniku zarejestrowanych dotąd wstrząsów tektonicznych zginęło ponad dwa miliardy osób, co najbardziej niebezpiecznym miejscem na Ziemi czyni… samą Ziemię. W Peru trzęsie się bardzo często – nawet kilka razy w ciągu miesiąca. Traktowane są jako naturalne zjawisko. Niemal jak deszcz. Na południu kraju trzęsień ziemi jest nawet więcej, niż opadów. I – choć trudno w to uwierzyć – są podświadomie wyczekiwane przez ludzi. O dłuższej przerwie w serii mniejszych wstrząsów myśli się jak o zapowiedzi trzęsienia większego. Mimo to, wstrząsy i tak są uciążliwe. Pęknięcia ścian i rur wodnokanalizacyjnych to najczęstsze szkody domowe. Co ciekawe, zniszczenia praktycznie nie występują w budynkach zbudowanych przez Inków i wcześniejsze kultury - pierwotnych mieszkańców tego regionu świata. Przed trzęsieniem nie da się uciec, bo wstrząs trwa od kilkunastu do kilkudziesięciu sekund. Ale bez względu na miejsce, w którym występuje, zasada postępowania jest taka sama: trzeba znaleźć się jak 21 mgnień Peru strona 62 ______________________________________________ najdalej od zabudowań. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, zwłaszcza gdy jest się w mieszkaniu. Wtedy najlepiej odejść od okien i stanąć plecami do ściany, jak najbliżej drzwi wyjściowych. I czekać. Po prostu czekać, jaki będzie wynik meczu. Zapiski z Imperium Słońca strona 63 ______________________________________________ 21. Miasto umarłych - Zatańcz ze mną – uśmiechnęła się czarująco dziewczyna. – Tutaj? Chcesz zatańczyć tutaj? – nie mogłem uwierzyć, bo staliśmy na środku cmentarza. To nie jest zwykły cmentarz. Praktycznie nie ma na nim mogił, a to, co kryje ziemia, w niczym nie przypomina równo wykopanych grobów i ułożonych w nich trumien. Ten cmentarz to Yungay - umarłe miasto w środkowym Peru. Yungay umarło 31 maja 1970 roku o godzinie 15.25. Nie było mnie wtedy na świecie, ale starsi kibice na pewno pamiętają tę datę. W tym dniu w Meksyku zaczynały się piłkarskie mistrzostwa świata. Yungay umarło przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Nagle, w jednej chwili, bez ostrzeżenia zatrzęsła się ziemia. Na miasto spadła gigantyczna lawina kamieni i śniegu z Huarascaran – najwyższej góry w Peru. W całym środkowym Peru zginęło wówczas 80 tysięcy ludzi. W Yungay – 25 tysięcy, prawie wszyscy mieszkańcy. Ocalały tylko 92 osoby. Lawina przykryła wszystko. Na powierzchni ziemi zostały tylko wierzchołki czterech palm rosnących koło katedry na Plaza de Armas. 21 mgnień Peru strona 64 ______________________________________________ Do dziś nikt nie odkopał ciał. Nie było takiej potrzeby. Ziemia pochowała mieszkańców tak, jak stali, jedli, rozmawiali, gotowali, bawili się, spacerowali, spali, a może nastawiali radioodbiorniki, by posłuchać transmisji meczu z Meksyku. Po tragedii Yungay stało się „Campo Santo” – świętym polem. Można po nim chodzić jak po łące, pod którą kiedyś stały domy i biegły ulice. Pod którą toczyło się życie. Chodziłem po tym polu nie szukając wiatru. Przyjechałem do Yungay w konkretnym celu - sfotografować kikuty tych palm. Po prostu kilka zdjęć, których nie zrobiłbym nigdzie indziej. Bo cóż innego jest do zobaczenia na cmentarzu, na którym nie leży żadna bliska osoba? Jej wiedziałbym, co powiedzieć. Ale co powiedzieć tym wszystkim obcym ludziom, którzy umarli wraz ze swoim miastem? No właśnie, co im powiedzieć? Co powiedziałbym im, gdyby mogli mnie usłyszeć? Może kilka słów o tym, że ciężko się teraz żyje? Może o tym, że tak dużo rzeczy mi nie wyszło. A może po prostu ponarzekałbym na swojego szefa? Im dłużej chodziłem po soczystej trawie, tym bardziej nabierałem pewności, że gdyby ci wszyscy ludzie pode mną mogli mnie usłyszeć, nie powiedziałbym im nic. Nie miałbym im nic do powiedzenia. Zapiski z Imperium Słońca strona 65 ______________________________________________ Gdy o tym myślałem, podeszła do mnie może osiemnastoletnia dziewczyna w ludowym stroju regionu Ancash. Za nią stało kilku chłopaków w podobnych ubraniach i ekipa telewizyjna. - Zatańcz ze mną. Przed kamerą. Kręcimy film o Yungay – uśmiechnęła się czarująco. - Tutaj? Chcesz zatańczyć tutaj? Przecież... ci wszyscy ludzie nie żyją – nie mogłem uwierzyć w jej propozycję. - No tak, ale my żyjemy. Zatańczyłem. Po raz pierwszy w życiu zatańczyłem huayno – najpopularniejszy peruwiański taniec. I po raz pierwszy zatańczyłem na cmentarzu. Anita, tak miała na imię dziewczyna, powiedziała, że to nic złego. Uwierzyłem. Godzinę później byłem w oddalonym o dwa kilometry nowym Yungay – mieście, które zbudowano od podstaw po tym, gdy stare przestało istnieć. Na nowym Plaza de Armas nie ma katedry, ale rosną tam cztery dorodne palmy. Gdy je zobaczyłem, uśmiechnąłem się sam do siebie. Anita miała rację. Choćby wszystko wokół nas, nad i pod nami umarło, to my żyjemy. 21 mgnień Peru strona 66 ______________________________________________ Czytaj i napisz Teksty z tego e-booka ukazały się na: Jeśli tylko będę umiał, chętnie odpowiem na Twoje pytania dotyczące Peru i życia w tym kraju, które być może nasunęły Ci się po lekturze tego e-booka: [email protected]. Pozdrawiam serdecznie.