21 mgnień Peru

advertisement
PIOTR MACIEJ MAŁACHOWSKI
21 mgnień Peru
Zapiski z Imperium Słońca
21 mgnień Peru
strona 2
______________________________________________
Darmowy e-book dostarczony przez autora bloga:
Podróż przez życie
Tytuł:
21 mgnień Peru.
Zapiski z Imperium Słońca
Wydanie I
Rok 2009
ISBN 978-83-928637-1-7
Autor:
Piotr Maciej Małachowski
Zdjęcia:
Katherine Minestrozo Villanueva
Margot Zuñiga Cusipaucar
Piotr Maciej Małachowski
Utwór jest dostępny na licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Na tych samych
warunkach 2.5 Polska,
co oznacza, że e-book ten wolno kopiować, rozpowszechniać,
odtwarzać i wykonywać, ale nie wolno go używać do celów
komercyjnych. Wolno także tworzyć na jego podstawie utwory
zależne, ale nie wolno ich używać do celów komercyjnych. Ponownie
rozpowszechniany utwór (lub utwór zależny) musi być udostępniany
na podstawie takiej samej licencji (CC-BY-NC-SA) i musi być
oznaczony w sposób określony przez autora.
Kontakt z autorem: [email protected]
Zapiski z Imperium Słońca
strona 3
______________________________________________
Spis treści
Jak zostałem złodziejem ................................................................ 4
1. Historia Peru zaczyna się na pustyni ........................................ 5
2. Lima. Miasto pomyłka............................................................... 7
3. Autobusem jak na bungee........................................................ 10
4. Od Parku Miłości do mostu samobójców ................................ 13
6. Ich znak to trzynaście .............................................................. 18
7. Piłkarz strzela gola dziennikarce ............................................ 19
8. Mikołaj przychodzi do dzieci w klapkach ............................... 21
9. Refleksje przy herbatce z koki ................................................. 23
10. Machu Picchu. Cud na ziemi.................................................. 26
11. Chilijsko-peruwiańska wojna o ziemniaka............................ 29
12. Prawdziwa historia o królu i świniopasie............................. 32
13. Świnka morska zamiast karpia............................................. 36
15. Peruwiańska demokracja: z pałacu do celi ...........................40
16. Cham jedzie na kurację .......................................................... 45
17. O chłopcu, który zna cztery języki..........................................49
18. Bez czarowania o czarownikach ........................................... 52
19. Spóźniony Dzień Dziecka ....................................................... 55
20. Trzęsie nami, że ho, ho! ......................................................... 59
21. Miasto umarłych .................................................................... 63
Czytaj i napisz..............................................................................66
21 mgnień Peru
strona 4
______________________________________________
Jak zostałem złodziejem
Ludzie, którzy widzieli Peru na własne oczy, opowiadają coś o sercu.
Ich opowieść ma dwie wersje. W pierwszej swoje serca tam zostawili.
W drugiej – Peru serca im skradło.
Spędziłem w tym kraju wiele miesięcy i wiem, że mają rację. W Peru
faktycznie coś dziwnego dzieje się z ludzkimi sercami. Jednak w moim
przypadku żadna z tych wersji nie sprawdziła się. Ani swego serca w
Peru nie zostawiłem, ani też kraj ten serca mi nie skradł.
To ja coś Peru ukradłem. Nie pamiętam dokładnie kiedy, bo było to
wiele razy. Jeśli więc w tej historii ktoś ma być złodziejem, to jestem
nim ja, nie Peru.
Czuję to teraz i czułem za każdym razem, gdy pisałem o tym kraju.
Pisałem w różnych miejscach w internecie, a ten e-book jest tego
podsumowaniem. Zebrałem w nim 21 tekstów o Peru, które ukazały w
czasie mojej przygody z tym krajem.
Złodziej, który przyznaje się do winy, powinien oddać to, co ukradł.
Takie są zasady. Ale jeśli chodzi o Peru, one nie mogą funkcjonować
dobrze. To po prostu się nie uda. Nie mogę oddać temu krajowi tego,
co sobie wziąłem, bo nadal tego potrzebuję. W dalszym ciągu jest mi
to potrzebne, bym czuł swoje serce.
Niejako w zamian oddaję Ci ten e-book. Nie z powodu wyrzutów
sumienia, że nie mogę oddać tego, co ukradłem. Ale dlatego, że tak
mówi mi moje serce, które na tym skorzystało.
Życzę miłej lektury.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 5
______________________________________________
1. Historia Peru zaczyna się na pustyni
Piasek, piasek, piasek... W zachodniej części Peru roi się od
miast zbudowanych na pustyni.
Dokładnie nie wiadomo z jakiego
powodu pierwotne ludy Ameryki
Południowej zaczęły osiedlać się
wzdłuż
Peru.
wybrzeża
To
dzisiejszego
frapujące
pytanie.
Zadaje je sobie każdy, kto to
wybrzeże widział. Bo miejsce, w
którym żyły i rozwijały się dawne
cywilizacje tego kontynentu, to
nic innego, jak ciągnąca się
ponad dwa tysiące kilometrów pustynia.
Budowle na piasku wznosiły wszystkie preinkaskie kultury, a Inkowie,
którzy je podbili, niemal niczego nie zmienili. Nie mieli powodów.
Pustynne miasta były zaopatrywane w wodę dzięki systemom kanałów
i znakomicie funkcjonowały. Zniszczeń dokonali dopiero hiszpańscy
konkwistadorzy, a po nich szukający złota rabusie grobów.
Obecnie pustynia ta poprzecinana jest oazami skromnej zieleni i nadal
toczy się na niej życie. Na wąskim, piaszczysto-kamienistym wybrzeżu
Peru mieszka prawie 18 milionów – trzy czwarte mieszkańców tego
kraju.
Warto wybrać się tam, gdzie się to wszystko zaczęło, na przykład do
Pachacamac – dziś muzeum na piasku.
21 mgnień Peru
strona 6
______________________________________________
W drodze na Zamek Słońca
W kaktusowym lasku
Stadion do korridy
Muzealny strażnik
Przystanek na pustyni
Lurin – miasto oaza
Zapiski z Imperium Słońca
strona 7
______________________________________________
2. Lima. Miasto pomyłka
Stolica Peru to jedno z najdziwniejszych miejsc, jakie
widziałem. Ale najpierw trochę historii.
Przed prawie pięcioma wiekami
konkwistadorzy dotarli nad brzeg
Oceanu Spokojnego, ponad tysiąc
kilometrów
gdzie
trzy
rozpoczęli
poniżej
miejsca,
lata
wcześniej
podbój
imperium
Inków. Był 18 stycznia 1535 rok.
Przywódca Hiszpanów Francisco
Pizzaro
Zobaczył
rozejrzał
rzekę,
się
wokół.
niewielkie
wzgórza pozbawione roślinności i kępki traw wystające z pustyni
rozciągającej po horyzont.
Trudno odgadnąć co mu chodziło wtedy po głowie. Być może nie był
do końca trzeźwy. Ale stało się. Wypowiedział te słowa: – Tutaj
zbudujemy nowe miasto.
Konkwistadorzy zaprzęgli do roboty inkaskich niewolników. I tak
powstała Lima – stolica dzisiejszego Peru. Powstała w miejscu, gdzie
nie powinna powstać nawet wieś.
Początkowo Lima nazywała się Miastem Królów, ale szybko
odstąpiono od tej nazwy. W miejscu takim jak to, odechciałoby się
mieszkać nawet najbardziej opływającemu w dostatki monarsze.
21 mgnień Peru
strona 8
______________________________________________
Myśli o nietrzeźwości Pizzara wydają się nie być pozbawione sensu.
Lima to miasto-pomyłka. Lokalizacyjny i architektoniczny błąd, jak
nie wielbłąd, w którym mieszka dziś około dziewięciu milionów ludzi.
Co trzeci Peruwiańczyk.
- Lima la horrible, ta okropna Lima – powie każdy z nich. Ale prędzej
się do niej wprowadzi, niż z niej wyprowadzi. Bo Lima to dla każdego
Peruwiańczyka symbol lepszego życia.
Złych rzeczy o Limie można powiedzieć bardzo dużo. Najważniejszą
jest pogoda.
Konkwistadorzy dotarli nad Pacyfik w styczniu, w środku lata. To
najcieplejszy miesiąc w tej części świata. Pizzaro mógł więc skojarzyć:
słońce, ciepło, bliskość oceanu i rzeka, czyli będzie fajnie.
Było fajnie, ale krótko.
W maju w Limie słońce rzadko
wychodzi zza szarych chmur,
które nie dają deszczu. Jest
jednak
wilgotno,
bo
zimne
morskie prądy w zderzeniu z
nagrzaną
płytą
kontynentu
przynoszą mgłę, której zasięg i
długość trwania można wpisać
do księgi przyrodniczych rekordów. Mgła nie znika z Limy przez kilka
miesięcy.
Dochodzi do tego smog – efekt ogromnych ilości spalin z nawet
kilkudziesięcioletnich pojazdów. I kurz. Przez prawie pięć wieków
Zapiski z Imperium Słońca
strona 9
______________________________________________
Lima rozrosła się do niewyobrażalnych rozmiarów. Rozrosła się tam,
gdzie mogła – w stronę pustyni. Przez wszechobecny piasek i pył
gruntowne porządki mijają się z celem. Czasami trudno nawet w tym
wszystkim normalnie oddychać.
Czy ktoś chciałby teraz do Limy przyjechać?
Nie
zobaczy
zbyt
wiele.
Zaświadczam
o
tym
z
pełną
odpowiedzialnością, a głosiciela „atrakcyjności turystycznej” Limy
wypunktuję w jednej rundzie. Prawda jest taka, że wszystkie ciekawe
miejsca w tym mieście można zobaczyć w dwa, góra trzy dni.
To okropne miasto można jednak polubić, a nawet pokochać. Jest to
możliwe, gdy zapomni się o... Limie, a pomyśli o jej mieszkańcach.
Nie powinno ich tu w ogóle być. Ale są. Twardzi i podwójnie, a nawet
poczwórnie zahartowani. Nie jest możliwe, bym do końca ich
zrozumiał. Bym był w stanie pojąć, w jaki sposób codzienną męczarnię
w tym mieście zamieniają w codzienne, zwykłe życie.
Kto chce ujrzeć Peru, musi zmierzyć się z Limą. Tu lądują samoloty z
Europy i tu zaczyna się podróż w głąb dawnego imperium Inków. W
miejsca, których Pizzaro nie zbudował. I których szczęśliwie nie
zburzył do końca.
Dopiero tam tą okropną Limę spotyka to, na co zasługuje. Znika
zupełnie.
21 mgnień Peru
strona 10
______________________________________________
3. Autobusem jak na bungee
Prawie dziewięciomilionowa stolica Peru nie ma metra. Nie
ma
też
tramwajów,
trolejbusów,
pociągów,
kolejki
wąskotorowej, ani nawet miejskich autobusów. Czym więc
się w Limie jeździ?
Samochodem. Jeśli go nie masz,
wskakujesz
do
taksówki,
motocyklowej rikszy lub jednego z
prywatnych
„autobusów”.
Cudzysłów celowy, bo trudno je
tak nazwać w naszym pojęciu. To
najczęściej mikrobusy, które w
Polsce nie przeszłyby przeglądu
technicznego. Nawet za łapówkę.
Ma to być tekst o tym, jak się w Limie jeździ, ale żeby to zrozumieć,
trzeba poznać wyjątkową osobę. Asystenta kierowcy. Bez niego w trasę
nie wyruszy żaden pojazd.
Asystent nie siedzi obok kierowcy – to miejsce czeka na pasażera lub
pasażerów, jeśli są szczupli. Asystent pracuje. Zamyka i otwiera drzwi,
pomaga wnieść ciężki bagaż, a gdy nie mieści się w drzwiach –
wciągnąć go przez okno. Wpływa też skutecznie na męski honor,
którego pupa nie chce ustąpić siedzenia emerytowi lub ciężarnej
kobiecie.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 11
______________________________________________
Kiedy mikrobus zbliża się do przystanku, asystent zaczyna pracować
jako naganiacz. W stronę stojących na nim ludzi wykrzykuje nazwę
docelowego kierunku i nawołuje, by wsiedli właśnie do tego pojazdu.
A nie konkurencji. Wyjątkowo zdolny osobnik potrafi przekonać
każdego. Nawet przypadkowego przechodnia, który nie zamierza
jechać dokądkolwiek.
Kiedy mikrobus rusza, asystent ma do wykonania szereg innych
czynności. A to przymocować oparcie fotela, które właśnie odpadło, a
to przykręcić poręcz, której pasażerowie trzymali się zbyt mocno.
Musi ich także zachęcić do
ściślejszego lokowania się w
pojeździe. Nie dlatego, by
zadziwić
jego
trzykrotnie
producenta
przekroczoną
ładownością. Ale po to, by
zrobić miejsce dla ludzi z
kolejnego przystanku.
Asystent
kierowcy
nie
przestaje
pracować
także
wtedy,
gdy
autobus
jest
wypełniony po brzegi. Musi przecież pobrać opłatę za przejazd.
Gapowicze nie mają szans. W największym ścisku asystent, niczym
człowiek-pająk krążący między głowami pasażerów a sufitem, dotrze
do każdego.
W czasie jazdy rozmowa z kierowcą jest zabroniona, dlatego asystent
powinien być elokwentny, by w jak najbardziej łagodny i wiarygodny
sposób wyjaśniać pasażerom manewry szofera. Czasami tak się da i
21 mgnień Peru
strona 12
______________________________________________
wtedy trzeba powiedzieć wprost, że kierowca nie jest wariatem. Bo nie
jest. Jest cudotwórcą, który niekiedy dokonuje czarów na drodze. Ale
lepiej na to nie patrzeć.
Dla turysty, z powodu braku znajomości topografii olbrzymiej Limy,
komunikacja autobusowa w tym mieście nie pełni żadnej użytecznej
roli. Może i łatwo jest wsiąść, ale nie wiadomo jak i kiedy wysiąść. O
takim zamiarze trzeba w odpowiednim czasie poinformować
asystenta, a ten na zasadzie „podaj dalej” przekaże wiadomość
kierowcy.
Trudno się w tym połapać niewtajemniczonemu, ale podróż takim
mikrobusem niewątpliwie może stanowić turystyczne przeżycie. Na
przykład zamiast skoku na bandżi.
Czy od tego się umiera? Jak najbardziej. W wypadkach drogowych w
Limie, także z udziałem autobusów, ginie ponad pół tysiąca ludzi
rocznie.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 13
______________________________________________
4. Od Parku Miłości do mostu samobójców
Miłość i śmierć w jednym stały domu. No, prawie... W Limie
sąsiadują ze sobą park zakochanych i most samobójców.
W stolicy Peru nie ma miejsca
bardziej charakterystycznego od
Parku Miłości. Spotykają się tam
zakochani i wszyscy, którzy nie
chcą umawiać się na rozmowy w
zatłoczonym centrum. Parque
del
Amor
jest
rzeczywiście
miejscem niezwykłym. Położony
nad
brzegiem
Spokojnego,
na
Oceanu
szczycie
skalistego klifu, przyciąga o każdej porze dnia i nocy.
W centralnym punkcie parku stoi olbrzymiej wielkości pomnik pary
zakochanych. Pomnik stoi, ale para leży, spleciona w miłosnym
uścisku i pocałunku. To pod tym monumentem niezliczona ilość
Peruwiańczyków oświadczyła się wybrankom serca. Ale też tutaj
zaczynała się ostatnia droga tych, którym miłość serca złamała.
Niedaleko parku znajduje się bowiem największy w mieście most, z
którego jeszcze do niedawna skakali nieszczęśliwie zakochani.
Kiedy związek między Parque del Amor a Puente Villena stał się
oczywisty, sprawą zainteresowali się eksperci. Obliczyli, że w ciągu 15
lat z mostu skoczyło 65 osób. Śmiercią zakończyły się 32 próby.
Potwierdziło to powszechną opinię, że Most Villena stał się ulubionym
miejscem samobójców w Limie. I choć nie we wszystkich przypadkach
21 mgnień Peru
strona 14
______________________________________________
udało się udowodnić zawiedzioną miłość jako przyczynę targnięcia się
na życie, to uważa się powszechnie, że większość samobójców krótko
przed skokiem przebywała w pobliskim Parku Miłości.
Naukowcy wykazali także, że większość samobójców to mężczyźni,
przeważnie stanu wolnego w wieku 39-44 lat. Wśród tych, którym
próba samobójcza nie udała się, także dominują mężczyźni bez
zobowiązań, ale nieco młodsi –
32-37
lat.
zanotowano
Najwięcej
w
skoków
poniedziałki
i
czwartki.
Gdy
badania
ujrzały
światło
dzienne, do mostu przylgnęła
nawet
nowa
nazwa
–
Raj
Samobójców. Ale na krótko, bo do
akcji
wkroczyły
władze
Limy.
Nakazały obudować konstrukcję pleksiglasem w sposób, który
uniemożliwia nie tylko skakanie z mostu, ale także wyrzucenie z niego
nawet papierka.
Od tej pory jest to najbezpieczniejszy most w mieście. I
prawdopodobnie na świecie.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 15
______________________________________________
5. Pięć metrów biedy i miska na głowie
Najpierw trzeba kupić miskę. Głęboką, ale nie za dużą.
Wrzucić do niej cukier, mąkę, sól, makaron, mleko w
proszku, płatki owsiane, olej i czekoladę. Nie mieszać.
Wszystko ma być w oryginalnych
opakowaniach, bo to nie jest
przepis na danie. To bilet. Miska
z jedzeniem o długim terminie
ważności do spożycia to karta
wstępu do slumsów.
W Limie głęboka miska ma duże
znaczenie. Można ją oprzeć na
ramieniu,
albo
postawić
na
głowie. Wtedy łatwiej się idzie. A właściwie wspina.
W stolicy Peru slumsy wybudowano na zboczach niezbyt wysokich, ale
stromych wzniesień. Architekci nie mają z tym nic wspólnego. Slumsy
powstały tu i nadal powstają samoistnie, jak grzyby po deszczu.
Deszczem są niespełnione oczekiwania Peruwiańczyków z prowincji
na lepsze życie.
Tam, dokąd idę, postęp biedy widać jak na dłoni. Wzrasta w systemie
metrycznym. W porównaniu z zeszłym rokiem, przybyło jedno piętro,
czyli z pięć metrów wydartych górze. W takim tempie bieda osiągnie
wierzchołek za kilka lat. W tym miejscu osiągnie, a potem przeniesie
się gdzieś indziej.
21 mgnień Peru
strona 16
______________________________________________
Do ostatniego, najnowszego piętra biedy, nie ma jeszcze dobrej drogi.
Właściwie nie ma żadnej drogi. Ostatni odcinek udaje mi się jednak
pokonać bez wspinaczkowego ekwipunku. W rękach trzymam bilet,
ale nie od razu wpuszczają do środka.
W pierwszym domu nie ma nikogo. Do kolejnego nie pukam, bo nie
ma drzwi. Zza zasłony wychodzi młoda kobieta. Rzuca okiem na
miskę, ale mówi „nie”. Zatem do trzech razy sztuka. Gościnę znajduję
na werandzie pani Marieli.
Weranda zbudowana jest z
ekologicznych
Siadamy
na
materiałów.
kamieniach,
a
miskę z zakupami stawiam na
drzwiach, które służą za stół.
Widnieje na nich namalowana
czarną
farbą
człowieka.
mała
Dokładnie
postać
taka
sama, jaką można zobaczyć na
drzwiach męskich toalet.
Do stołu dosiada się Jenny, córka pani Marieli. Na rękach trzyma
obsmarkanego bobasa. Bez zaglądania do miski wiedzą, co
przyniosłem – z powodu braku lodówek do slumsów nie przynosi się
niczego, co się do lodówki nadaje. Ale obie kobiety nie wiedzą,
dlaczego przyszedłem.
To dobre pytanie. Dlaczego chodzę na sam szczyt biedy z miską na
głowie?
Zapiski z Imperium Słońca
strona 17
______________________________________________
Przychodzę posłuchać. Nie o tym, jak żyć, bo nawet przy największych
chęciach nie zrozumiem, jak można żyć w takich warunkach.
Przychodzę posłuchać o tym, jak nie narzekać na swoje życie.
Pani Marieli i jej córki słucham godzinę. Nawet gdybym słuchał cały
dzień, nie usłyszę, że życie jest łatwe. Usłyszę wiele razy, że jest
cholernie trudne i ani jednego słowa narzekania.
Dziwne to wszystko i długo trwa, zanim zmieści się w głowie. Jeszcze
dłużej, gdy się pamięta, że wszystko trafia tam za jedną miskę z
suchym prowiantem. Dziwne, bo przecież warte jest dużo więcej.
Ale to nie mieści się już w sercu.
21 mgnień Peru
strona 18
______________________________________________
6. Ich znak to trzynaście
Być może ludziom się w Limie nie przelewa, ale woda na
pewno. W stolicy Peru wybudowano największy na świecie
kompleks publicznych fontann.
Fontanny
to
główna
atrakcja
Circuito Mágico del Agua w Parku
Rezerwy, w którym wody jest
więcej, niż drzew. Fontann jest w
sumie trzynaście, a ich budowa
kosztowała trzynaście milionów
dolarów.
Najwyższa
ma
80
metrów
wysokości, co oznacza, że jej
wierzchołek sięga trzydziestego piętra. Inną atrakcją parku są
laserowe przedstawienia światło-dźwięk, w których za ekran służy
ściana wody.
Park odwiedza codziennie tysiące ludzi - Peruwiańczyków i turystów.
Ze względu na rozmiary obiekt został wpisany do Księgi Rekordów
Guinnessa.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 19
______________________________________________
7. Piłkarz strzela gola dziennikarce
Takiej akcji nikt się nie spodziewał. Grający w Bundeslidze
napastnik strzelił gola znanej z faulowania peruwiańskiej
dziennikarce, która po meczu trafiła do więzienia.
Ten mecz rozegrał się na sali sądowej
pomiędzy Magaly Medina, popularną
w Peru dziennikarką telewizyjną, a
grającym w HSV Hamburg Paolo
Guerrero. Sędzią był przewodniczący
Trybunału Karnego w Limie.
Wszystko zaczęło się od zgrupowania
kadry narodowej Peru przed meczem
z Brazylią, w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 2010. W swoim
programie Medina ujawniła zdjęcia, wedle których powołany na to
spotkanie Guerrero miał przebywać w nocnym lokalu kilkanaście
godzin przed gwizdkiem arbitra.
Dziennikarka znana jest z tego, że czasami mija się z prawdą.
Świadczą o tym procesy sądowe, które przegrała. Ale tym razem
opinia publiczna była oburzona. W Ameryce Łacińskiej futbol jest
świętością, dlatego od piłkarzy wymaga się tu więcej, niż od polityków.
Guerrero uderzył więc z grubej rury. Nie zaprzeczył, że był w
restauracji, ale na dwa dni przed meczem. Po czym wytoczył Medinie
proces o pomówienie i zniesławienie.
Werdykt wprawił w zdumienie nawet samego piłkarza. Sąd skazał
Medinę na pięć miesięcy pozbawienia wolności i 80 tys. soli
21 mgnień Peru
strona 20
______________________________________________
rekompensaty (około 80 tys. zł). Karę trzech miesięcy pozbawienia
wolności dostał producent programu.
Niemal od razu po ogłoszeniu wyroku dziennikarka trafiła do Santa
Monica, więzienia dla kobiet w Limie. – Sędziowie mają nas w swoich
rękach. Robią to, co chcą – powiedziała do kamer telewizyjnych po
wyjściu z sali sądowej.
Nie było na niej piłkarza. W rozmowie telefonicznej na antenie radia
Guerrero przyznał, że nie ma satysfakcji z tak wysokiego wyroku, ale
proces musiał wytoczyć, bo odniósł szkody moralne i ucierpiał jego
wizerunek piłkarza.
W Peru komentarze na temat tej sprawy są podzielone. Przeważa
pogląd, że sąd udzielił mediom lekcji, a pobyt w więzieniu będzie dla
Magaly Mediny pozytywnym doświadczeniem. Nie zmienia to jednak
faktu, że Paolo Guerrero rzeczywiście oddalił się ze zgrupowania
kadry.
W prawdziwym meczu Peru zremisowało z Brazylią 1:1 i tego też nikt
się nie spodziewał.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 21
______________________________________________
8. Mikołaj przychodzi do dzieci w klapkach
Peruwiańczycy nie organizują świątecznych akcji pomocy
dla ubogich w sposób znany w Polsce. W sklepach nie ma
zbiórek żywności. Organizacje charytatywne nie wyciągają
rąk
po
pieniądze.
symbolicznego
Nawet
SMS-a,
by
nie
ma
zapewnić
dokąd
sobie
wysłać
poczucie
przysłużenia się potrzebującym.
W Peru robi się to inaczej – ludzie
skrzykują się i bez nadętej otoczki
zrzucają się na upominki, organizują
wszystko
logistycznie
i
osobiście
dostarczają prezenty dla biednych.
Dlatego mają pewność, że cała pomoc
trafi we właściwie ręce.
Przyłączyłem się do jednej z takiej
akcji. Najpierw wybraliśmy miejsce – Szkołę Podstawową imieniem
Manuela Casolino Griebe w Amankays. Potem zebraliśmy pieniądze
wśród rodzin, przyjaciół i znajomych. Wystarczyło na 300 upominków
– zabawek, ubrań i słodyczy z obowiązkowym kawałkiem babki z
rodzynkami i suszonymi owocami. W czasie Bożego Narodzenia w
Peru każde dziecko musi tego spróbować.
Byliśmy bardzo zadowoleni, że zbiórka i pakowanie prezentów poszło
tak gładko. Ale czegoś nam brakowało. Czego mogą oczekiwać dzieci,
które nigdy nie opuściły swego puebla i do których nie dociera nikt
obcy? O czym mogą myśleć takie dzieci?
21 mgnień Peru
strona 22
______________________________________________
Oczy Peruwiańczyków skierowały się na mnie. W ten sposób zostałem
Papa Nuel, czyli Świętym Mikołajem.
Do Amankays dotarliśmy w czwórkę, ale nie saniami, tylko taksówką.
Renifery chyba nie dałyby rady wspiąć się tak wysoko. Konie
mechaniczne w poczciwym fordzie okazały się niezawodne.
Pod strojem Mikołaja miałem tylko majtki i poduszkę imitującą gruby
brzuch, ale i tak ociekałem potem. Niewygody opłaciły się jednak.
Dzieci nie mogły uwierzyć, że przyjechał do nich biały Mikołaj z
dalekiego kraju, gdzie świętom towarzyszy śnieg, a nie tumany kurzu z
nieutwardzonej drogi. Musiałem tylko wytłumaczyć, dlaczego jestem
w klapkach, a nie futrzanych butach.
Dzieciaki pytały też, dlaczego nie
mam jednego dużego worka na
prezenty? Fakt, upchaliśmy je w
walizce, kilku reklamówkach i starej
torbie po mące. Na szczęście nikt nie
skojarzył, że Polonia to nie to samo,
co Laponia.
Upominki rozeszły się w oka mgnieniu. Nawet, gdyby było ich dziesięć
razy więcej, małe ręce nie przestałyby po nie sięgać.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 23
______________________________________________
9. Refleksje przy herbatce z koki
W szafce w kuchni trzymam zapas liści koki. Ale nie siedzę
w więzieniu, tylko przy stole w domu w Limie, pijąc
zaparzony z nich napar. I piszę ten tekst.
Artykuł nie będzie z kosmosu, bo
liście
koki
nie
wywołują
halucynacji, ani weny twórczej. I
wbrew
obiegowej
opinii
nie
uzależniają.
Herbata z suszonych liści koki nie
ma żadnego smaku. Mógłbym je
żuć, ale są dla mnie za gorzkie. Ale
sięgam
po
nie,
bo
jestem
przeziębiony i osłabiony, a nic tak nie wzmacnia organizmu, jak napar
z liści koki.
Nie zaopatruję się w nie w kartelu narkotykowym, tylko u kobieciny
na targowisku. Kilogram kosztuje 25 soli (około 25 zł), ale nie
potrzebuję naraz aż tyle. Za kilka dekagramów, które widać na zdjęciu,
zapłaciłem jednego sola, czyli złotówkę.
Liście handlarka przywozi do Limy z Cusco, dawnej stolicy Inków i
właśnie od tego trzeba zacząć, gdy się chce powiedzieć coś o koce.
U Inków koka uosabiała obecność bogów na Ziemi, dlatego pola
uprawne traktowano jak sanktuaria. Ten, kto ją spożywał, miał
wszystko – szczęście, miłość, szacunek, a nawet „chody” u zmarłych.
Miał też końskie zdrowie. Kiedy Hiszpanie podbili inkaskie imperium,
21 mgnień Peru
strona 24
______________________________________________
nie mogli nadziwić się górskim pasterzom niezwykle odpornym na
zimno, tragarzom nie odczuwającym głodu i zmęczenia oraz górnikom
pracującym praktycznie bez wytchnienia. Tajemnica tkwiła w koce.
Bez jej zażywania Inkowie szybko tracili siły i zaczynali chorować.
Nie muszę wierzyć w te przekazy, bo o działaniu koki przekonuję się
na własnej skórze. Jej liście służą mi za dobre lekarstwo.
Doświadczalnie stwierdzono, że roślina ta wzmacnia organizm,
pomaga astmatykom, uśmierza bóle brzucha, łagodzi skutki oparzeń,
stabilizuje ciśnienie, przyspiesza gojenie ran. Znane są też przypadki
leczniczego działania koki w chorobach wenerycznych, żółtaczce oraz
przy zapaleniach i obrzękach płuc.
Ale kiedy w 1859 roku z koki wyizolowano kokainę, jej wizerunek
zmienił się diametralnie. Stała się rośliną zakazaną niemal we
wszystkich krajach i utożsamianą z narkomanią, korupcją i przemocą.
Zupełnie niezasłużenie, bo to tak, jakby oskarżać ziemniaka o to, że na
świecie pędzi się bimber i ludzie wpadają w alkoholizm.
Siedzę więc przy filiżance czaju z koki i zastanawiam się, ile bym za to
siedział w Polsce?
W Peru liście są legalne. Można ich używać bez żadnych ograniczeń,
tak jak używa się rumianku czy marchewki. I ludzie dokładnie tak je
traktują. Trzymają kokę w domach, ale nie wytwarzają z niej kokainy.
Nie zmienia to faktu, że światowy przemysł kokainowy ma się dobrze.
Ba, ma się coraz lepiej, mimo obowiązujących zakazów i milionów
wydanych na walkę z tym procederem.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 25
______________________________________________
Filiżanka pusta. Czuję się lepiej, ale nie mogę zrozumieć, że koka nie
służy ludziom na świecie, tak jak na przykład mi. Mam wrażenie, że od
kiedy podbito Inków, ktoś to wszystko po prostu spieprzył.
21 mgnień Peru
strona 26
______________________________________________
10. Machu Picchu. Cud na ziemi
Nikt nie chodził tędy przez kilkaset lat, ale nie dlatego, że
bliżej stąd do chmur, niż do ziemi. Teraz, każdego dnia,
miejsce to jest wydeptywane przez stopy tysięcy ludzi z
całego świata.
Ożywienia
turystycznego,
jakie
Peru przeżywa dzięki ogłoszeniu w
2007 roku Machu Picchu jednym z
siedmiu cudów świata, nie da się z
niczym porównać. Tak samo jak
nie da się z niczym porównać
samego Machu Picchu.
To miasto położone w Andach na
wysokości ponad dwóch tysięcy
metrów nad poziomem morza. Z niewiadomych powodów Inkowie
zbudowali Machu Picchu w piętnastym wieku i tak samo tajemniczo
opuścili je kilkadziesiąt lat później. Do tej pory nie wiadomo dlaczego.
Teorii jest wiele. Nawet okoliczności odkrycia Machu Picchu nie są
jednoznaczne.
Nie zrobili tego hiszpańscy konkwistadorzy, którzy prawie 500 lat
temu podbili Peru, a potem w ciągu trzech stuleci wyeksploatowali je
doszczętnie. Do Machu Picchu jednak nigdy nie udało im się dotrzeć.
Przez długi czas odkrycie przypisywano amerykańskiemu uczonemu
Hiramowi Binghamowi, który pewnego lipcowego dnia w 1911 roku
dotarł do zaginionego w Andach miasta. Przekonanie to było tak
Zapiski z Imperium Słońca
strona 27
______________________________________________
wielkie, że do dziś jego nazwisko funkcjonuje w nazwach firm, kolei,
restauracji i hoteli związanych z Machu Picchu.
Jednak faktycznego odkrycia Machu Picchu dokonał 40 lat przed
Binghamem niemiecki handlarz Augusto R. Berns. Informacje o tym
znalazł w peruwiańskich i amerykańskich archiwach niezależny
amerykański badacz Paolo Greer.
Kim był Herr Augusto? W XIX wieku prowadził firmę, która
handlowała zawartością prekolumbijskich grobów i zabytkowymi
przedmiotami przy cichym wsparciu ówczesnych władz Peru. Dziś
powiedzielibyśmy, że Berns był złodziejem, który skorumpował
najważniejszych polityków, wliczając w to prezydenta kraju.
Czy ten ponury fakt w historii
Machu Picchu w jakiś sposób
przyćmiewa
jego
blask?
Absolutnie nie. Ale historia lubi
zataczać koło i dziś dochodzi do
kolejnej finansowej eksploatacji.
Tym razem kieszeni turystów
spragnionych pięknych widoków
i otarcia się o legendę Inków.
Peruwiańczycy są dumni z Machu Picchu, ale wiadomo, ilu z nich na
własne oczy zobaczyło to miejsce. Bez obaw o popełnienie błędu
można stwierdzić, że niewielu, bo to miejsce jest dla nich finansowo
niedostępne.
Mimo
że
bilet
wstępu
do
Machu
Peruwiańczyka jest dużo tańszy, niż dla obcokrajowca.
Picchu
dla
21 mgnień Peru
strona 28
______________________________________________
Do Machu Picchu prowadzi tylko jedna bita droga – kolejowa, z
oddalonego o 112 kilometrów Cusco. Przejazd na tej trasie - w
miniaturowym wagoniku - to wydatek większy niż podróż ekspresem
w pierwszej klasie przez całą Polskę.
Pociąg dojeżdża do stacji Aqua Calientes – ostatniej miejscowości
przed celem podróży. Tu rzesza turystów sunie jak stado owieczek
(żeby nie powiedzieć – baranów) do zatoczki autobusowej, skąd
mikrobusami wwożona jest na szczyt. I tu niespodzianka - zamiast
osławionego Machu Picchu, najpierw jest restauracja i bar. Ceny w
restauracji to dobry materiał do
przewodnika turystycznego dla
milionerów i szejków arabskich.
W barze jest taniej. Kanapka z
serem lub wędliną plus zimny
napój kosztuje tyle, ile dobry
obiad w porządnej europejskiej
knajpie.
Najpierw
wydać,
trzeba
by
więc
zobaczyć
sporo
ten
osławiony cud. Jednak jest to miejsce, na które nie żal pieniędzy. Nie
żal niczego. Bo cuda czasami się zdarzają, ale ten – naprawdę istnieje.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 29
______________________________________________
11. Chilijsko-peruwiańska wojna o ziemniaka
Rok 2008 zaczął się w Peru jako ,,Międzynarodowy Rok
Ziemniaka”. Skończył konfliktem z Chile o to, który z tych
krajów jest prawdziwą ojczyzną tego postawowego, obok
ryżu, pszenicy i kukurydzy, produktu żywnościowego na
świecie.
Wojna o ziemniaka zaogniła i
tak już napięte stosunki między
Peru a Chile. W obu krajach w
spór zaangażowali się politycy,
naukowcy,
a
powszechnie
sprawa
jest
komentowana
przez mieszkańców. Interesuje
się
nią
Narodów
także
Organizacja
Zjednoczonych
ds.
Wyżywienia i Rolnictwa (FAO),
ale nie rozstrzyga konfliktu.
Eksperci zgadzają się, że głównym centrum „udomowienia” bulw
ziemniaka są tereny w pobliżu jeziora Titicaca, należące obecnie do
Peru i Boliwii. Wtórnego centrum doszukują się na jednym z
archipelagów w południowym Chile.
Teoria zakłada, że osiem tysięcy lat temu ziemniaki zaczęły rosnąć
zarówno w dzisiejszym Peru, jak i Chile, do którego zostały
przyniesione z Andów przez jeden z preinkaskich ludów. Ale ta
hipoteza nie została jeszcze sprawdzona.
Stąd ta ziemniaczana wojna.
21 mgnień Peru
strona 30
______________________________________________
Bombę zdetonowała minister rolnictwa Chile Marigen Hornkohl
Venegas oświadczając, że 99 procent ziemniaków na świecie ma
związek genetyczny z tymi, które pochodzą z jej kraju.
- W chilijskich ziemniakach jest wnuczka Peru - odpowiedział Juan
Risi, szef peruwiańskiego Narodowego Instytutu Innowacji Rolnej,
dodając, że peruwiańskie ziemniaki dotarły do Europy w 1570 roku, a
chilijskie dopiero 275 lat później.
Dla polskiego czytelnika konflikt ten może wydawać się trochę
śmieszny, bo przecież ziemniak jaki jest, każdy widzi. Na talerzu.
Warto jednak wiedzieć to, czego nie widać.
Statystyczny Peruwiańczyk zjada
około 100 kg ziemniaków rocznie,
Chilijczyk – dwa razy mniej. Ale w
obu krajach ziemniak jest nie
tylko częścią posiłku, ale także
historii,
kultury,
gospodarki i
narodowej dumy.
Wciąż się tu przypomina, że to
produkt
odżywcze,
bogaty
w
pomagające
czynniki
zapobiegać
nowotworom.
To
również
nieoceniony element przemysłu. Skrobię ziemniaczaną wykorzystuje
się między innymi w produkcji deserów, zup i sosów, a także papieru i
paliwa.
Bez ziemniaka trudno wyobrazić sobie życie w Chile i Peru – krajach,
które od ponad stu lat spierają się o terytoria. Dlatego obecny konflikt
Zapiski z Imperium Słońca
strona 31
______________________________________________
to wciąż istniejąca obawa o narodową dumę i zranione uczucia na tle
różnych problemów z przeszłości.
Chodzi także o coś innego. Między oboma krajami trwa wyścig o
prawne uregulowanie bytu ziemniaka na arenie międzynarodowej. To
rywalizacja o wielkie pieniądze. Z chwilą wejścia w życie w 2004 roku
Międzynarodowego Traktatu o Zasobach Genetycznych Roślin
ziemniak znalazł się w wykazie produktów spożywczych, które służą
ludzkości. W zamian za ich dzielenie się z innymi, państwa mają
prawo otrzymywać świadczenia, w tym gotówkę. A w obu krajach
producenci ziemniaków pracują na granicy opłacalności lub dokładają
do interesu. Dlatego Chile chce zarejstrować 286 swoich odmian. Peru
ma ich prawie dziesięć razy więcej.
Nie wydaje się, aby konflikt zakończyło wydanie wspólnego, chilijskoperuwiańskiego znaczka pocztowego pod egidą ONZ. Trzeba zaczekać
na werdykt międzynarodowego konsorcjum ekspertów, którzy do
2010 roku mają ustalić sekwencję genomu ziemniaka.
21 mgnień Peru
strona 32
______________________________________________
12. Prawdziwa historia o królu i świniopasie
Do Cajamarki nie trafiają zorganizowane wycieczki. Choć to
w tym peruwiańskim mieście doszło do wydarzeń, które
zmieniły losy Ameryki Południowej, Europy i być może
całego świata.
Trudno
dziwić
się
organizatorom wycieczek, że
omijają Cajamarkę szerokim
łukiem. To oddalone o setki
kilometrów
od
głównych
szlaków turystycznych miasto w
północnej
przegrywa
części
konkurencję
Peru
z
innymi na każdym kroku. Nie
obrosło famą jak Cusco, czy
Machu Picchu. Nie latają nad nim kondory, jak nad okolicami
Arequipy. I nie ma do zaoferowania nawet ułamka tego, co oferuje
uboga w atrakcje Lima.
Cajamarca prawie przez cały rok jest cicha i spokojna. Nie będzie
wielką przesadą, jeśli napiszę, że podczas popołudniowej sjesty można
usłyszeć latające nad nią muchy.
Ale warto posłuchać tych much i historii, która się tam wydarzyła, by
zrozumieć nie tylko przeszłość, ale także teraźniejszość.
Opowieść ma dwóch bohaterów. Pierwszy to Francisco Pizzaro,
nieślubny syn hiszpańskiej wieśniaczki i kapitana hiszpańskiej armii.
Dostępne źródła milczą o jego wczesnym życiu. Wiadomo tylko, że
Zapiski z Imperium Słońca
strona 33
______________________________________________
zarabiał na nie pasąc świnie. Drugim bohaterem jest Atahualpa,
dwunasty władca Imperium Inków, syn inkaskiego króla i księżniczki
z Quito, dzisiejszej stolicy Ekwadoru.
Król i świniopas występują w bajkach, ale tym razem spotkali się
naprawdę. Pewnego listopadowego dnia 1532 roku. Właśnie w
Cajamarce.
Pizzaro dotarł tam na czele hiszpańskich konkwistadorów po kilku
miesiącach od przybicia do Tumbes nad Pacyfikiem – dziś miasta
granicznego między Peru a Ekwadorem. Ja pokonałem tę drogę w
kilka dni autobusem, nie mogąc wyjść z podziwu nad odwagą i
wytrwałością Pizzara i jego kompanów.
To jedna z najbardziej malowniczych i niebezpiecznych tras w
Andach. Wiedzie z plaży na wysokość 2300 metrów nad poziomem
morza, wyciskając z każdego pojazdu ostatnie konie mechaniczne.
Konkwistadorzy w liczbie około dwustu mieli do dyspozycji niespełna
40 koni. Normalnych, na czterech nogach.
Po dotarciu do Cajamarki ich sytuacja była beznadziejna. Znaleźli się
w środku obcego państwa, o którym nie mieli żadnego pojęcia. Nie
wiedzieli, że do miasta, w którym się zatrzymali, zbliża się
kilkudziesięciotysięczna armia z Atahualpą na czele. Historycy wyliczą
później, że na jednego Hiszpana przypadało wówczas od stu do
czterystu Indian.
Pizzaro nie mógł się wycofać. Nie miał dokąd. Poza tym odwrót
uznano by za tchórzostwo, które nie przystoi bogom, za których do tej
pory uważano białych. Dlatego wpadł na pomysł porwania i
21 mgnień Peru
strona 34
______________________________________________
uwięzienia króla. Zaprosił go do miasta i używając podstępu skłonił,
by stawił się w nim bez broni.
Było to jedno z najbardziej nieprawdopodobnych spotkań w historii
świata. Spotkanie dwóch cywilizacji. Po jednej stronie dwustu
Europejczyków ze świniopasem z zawodu w roli szefa, po drugiej niesiony w lektyce władca najsilniejszego państwa w Ameryce
Południowej. Towarzyszyło mu
pięć
tysięcy
nieuzbrojonych
żołnierzy. Nierówne siły dwóch
światów,
ale
ze
wspólnym
mianownikiem. Obaj, zarówno
Pizzaro, jak i Atahualpa, nie
potrafili… czytać.
Do Inki przemówił dominikanin
Vicente de Valverde. Podszedł do
niego i wręczając biblię powiedział: „Słuchaj Słowa Bożego”.
Atahualpa zrozumiał to dosłownie. Przyłożył księgę do ucha, a gdy nic
nie usłyszał, cisnął nią w duchownego. Pizzaro uznał to za profanację i
dał sygnał do ataku.
Bitwa trwała pół godziny. Zginęło cztery tysiące Indian i ani jeden
Hiszpan. Rzeź, nie bitwa, w której Pizzaro własnym ciałem zasłaniał
Atahualpę przed ciosami swoich kompanów. Chciał go żywego.
Hiszpanie więzili go potem przez kilka miesięcy w komnacie, którą
można oglądać w Cajamarce. To chyba jedyna na świecie dostępna dla
turystów budowla, w której terroryści przetrzymywali swoją ofiarę.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 35
______________________________________________
W komnacie Atahualpa poznał lepiej naturę konkwistadorów. Chcieli
złota. Jak najwięcej złota. Byli tak zachłanni, że inkaski król sądził
nawet, iż nim się żywią. Nie wyciągając jednak wniosków z zasadzki,
obiecał im okup. W zamian za wolność jego poddani mieli wypełnić
komnatę złotem aż na wysokość wyciągniętej ręki.
Indianie okup zapłacili, ale Hiszpanie Atahualpy nie uwolnili. Po
sfingowanym procesie ochrzcili go i udusili garotą. Potem zdobyli całe
królestwo Inków i w ciągu trzech wieków ograbili je ze wszystkiego.
Dzięki temu Hiszpania była jednym z graczy na europejskiej arenie.
Jak potoczyłyby się na niej wydarzenia, gdyby nie inkaskie bogactwa?
Po co to wszystko piszę? Przecież o historii podboju Ameryki
Południowej można poczytać w innych miejscach. Piszę to wszystko,
bo nie o podbój ziemi mi chodzi. O serca mi chodzi. O ich podbój. A
właściwie ich kradzież.
W Cajamarce słychać latające nad miastem muchy i własne myśli,
które wyjaśniają, w wielkim skrócie, dlaczego Latynosi są tacy
nieprzewidywalni. Pizzaro ukradł Inkom nie tylko króla. Zabrał im coś
cenniejszego – wiarę w innych i wiarę w dane słowo.
Takie są moje odczucia. Dziś ich potomkowie – Peruwiańczycy,
Ekwadorczycy i Boliwijczycy są nieufni, choć ich natura jest zupełnie
inna. Są gorącymi, otwartymi ludźmi, ale nie ufają ani sobie, ani
Europejczykom.
Choć można też powiedzieć, że po prostu nie są już naiwni.
21 mgnień Peru
strona 36
______________________________________________
13. Świnka morska zamiast karpia
W katedrze w Cusco wisi obraz z Ostatnią Wieczerzą, na
którym Chrystus i apostołowie spożywają pieczoną świnkę
morską. Ten andyjski przysmak je się w Peru, Boliwii i
Ekwadorze do tej pory.
Cuy, czyli andyjska świnka
morska
jest
maskotki
domach.
większa
trzymanej
Trudno
Najlepszym
ją
od
w
zabić.
sposobem
jest
złapanie główki jedną ręką i
przekręcenie ciała drugą.
Najlepsza do uboju jest świnka
w
wieku
od
sześciu
do
dziewięciu miesięcy. Starsze są
trochę za twarde. Na prowincji za ważące kilogram zwierzątko trzeba
zapłacić równowartość około ośmiu złotych. W stolicach jest drożej. W
marketach w La Paz, Limie i Quito kilogram cuy kosztuje w
przeliczeniu około 20-30 zł. Ceny w restauracjach zaczynają się od 15
zł. Serwuje się ją z głową, łapkami i podrobami.
Świnkę morską można przyrządzić w domu. Oto prosty przepis:
martwą świnkę wrzucić na chwilę do wrzątku, a potem oskubać lub
opiec z sierści. Rozciąć brzuch na całej długości, natrzeć mięso
czosnkiem, solą i pieprzem, po czym wrzucić na gorący olej. Smażyć z
obu stron. Podawać z kukurydzą, sałatą, ryżem lub ziemniakami.
Smacznego!
Zapiski z Imperium Słońca
strona 37
______________________________________________
14. Mistrzowie kierownicy jeżdżą w Andach
Chcesz się przekonać? Wsiądź do nocnego autobusu firmy
„Estrella del Sur” z Cusco do Puno w Peru. Wyjazd na
wysokości 3300 m n.p.m. Wysiadka po sześciu godzinach na
wysokości 3850 m n.p.m.
Jeśli miła dziewczyna w kasie w
Cusco powie, że autobus jest
ogrzewany,
posiada
wideo,
barek i wc, oznacza to, że jest
dokładnie
odwrotnie.
Po
wejściu do autobusu będziesz
mógł
grubości
strząsnąć
kurz
telewizorze,
a
pokaźnej
z
półki
w
po
toalecie
natknąć się na owce, które
ściśnięte w tak niewygodnych warunkach płacą mniej za przejazd.
Latynosi zazwyczaj przesadzają, gdy mówią, że będzie zimno. Ale tym
razem im uwierz. Po dwóch godzinach jazdy zobaczysz szron na...
wewnętrznej stronie szyb. Z powodu ciemności nie zobaczysz
natomiast drogi, ale ją poczujesz. Sposób pokonywania zakrętów
przez kierowcę – rozpędzanie się aż do rzężenia silnika i gwałtowne
hamowanie – uzmysłowi ci, że on także niewiele widzi.
Ale nie będzie czasu na wyobrażanie sobie głębokości przepaści, przy
których biegnie trasa. Wierzącym podróż upłynie na modlitwach, a
ateiści być może zaczną się nad tym zastanawiać. Co jakiś czas
kierowca zatrzyma się na pięć minut, zgasi światła mijania, ale nie
21 mgnień Peru
strona 38
______________________________________________
wyłączy silnika. Nie obawiaj się – nie zasnął. Prawdopodobnie też
modli się przed kolejnym zakrętem.
Jeśli nocna podróż przez ośnieżone Andy nie wystarcza, wybierz się do
Chiclayo, na północy Peru, skąd złapiesz autobus firmy „Linea” do
Cajamarki. Różnica wzniesień – 2300 metrów. W kasie poproś o
miejsce przy oknie. Większość z nich będzie wolna, bo miejscowi wolą
siedzieć od strony przejścia. Niedługo przekonasz się dlaczego.
Około godziny trasa biegnie po płaskim terenie. Można się spokojnie
zdrzemnąć. Obudzi cię jazgot ze skrzyni biegów. Jeśli zdarza ci się
zbyt długo nie wrzucać dwójki w swoim samochodzie, wiesz o co
chodzi. Ale tutaj zrozumiesz, że czasami dwójki po prostu wrzucić się
nie da.
Przed oczami ukaże ci się wzniesienie, którego - biorąc pod uwagę
wszystko to, czego nauczyłeś się na fizyce w szkole – nie da się
pokonać żadnym pojazdem. A zwłaszcza rozklekotanym autobusem,
którym właśnie podróżujesz. Od szkolnych czasów wiele się jednak
zmieniło i teraz nawet prawa fizyki da się troszkę nagiąć.
Po godzinie autobus wdrapie się na szczyt slalomem. Dlaczego w taki
sposób? Bo droga nie jest do końca utwardzona, ani zabezpieczona
przed osuwającymi się odłamkami skał. Kierowca musi więc kluczyć
między dziurami i kamieniami - od ściany do przepaści bez barierek.
Jeśli siedzisz przy oknie, będziesz już wiedział, dlaczego miejsca te nie
cieszą się powodzeniem.
Ale to nie koniec podróży. Kiedy autobus będzie już na szczycie,
zobaczysz... kolejną podobną górę, a potem jeszcze jedną. Do
Zapiski z Imperium Słońca
strona 39
______________________________________________
Cajamarki dotrzesz dopiero po pięciu godzinach, po czym ściągniesz
czapkę przed kierowcą.
Jeszcze mało? Kolejnych wrażeń dostarczy podróż z Huaquillas do
Quito w Ekwadorze z firmą „Panamericana”. Jej autobusy łatwo
rozpoznasz, bo – jak przystało na mistrzów – są w kolorze
czerwonym.
Różnica wzniesień – ponad 2500 metrów. Podróż zaczniesz w ponad
trzydziestostopniowym upale, poszukaj więc miejsca przy oknie, które
posłuży jako klimatyzacja. Sprawdź jednak, czy okno się zamyka, bo
kiedy w nocy dotrzesz do Quito, może być akurat kilkustopniowy
mróz.
Podróż dostarcza niezapomnianych wrażeń. Trasa wiedzie wzdłuż
bananowych lasów, przez wsie jakby z nie tego świata, coraz wyżej, i
wyżej, aż do równika.
No dobrze, ale gdzie te wyjątkowe umiejętności kierowcy?
To naprawdę mistrz kierownicy. Absolutnie całą, dwudziestogodzinną
trasę pokonuje... w pojedynkę, zamieniając się podczas krótkich
postojów w mechanika dolewającego olej.
Szerokiej drogi!
21 mgnień Peru
strona 40
______________________________________________
15. Peruwiańska demokracja: z pałacu do celi
Jeśli Alberto Fujimori trafi za kratki, może nie wyjść
stamtąd
żywy.
To
pierwszy
wybrany
demokratycznie
latynoski prezydent, którego demokracja skazała na 25 lat
więzienia.
Po
raz
pierwszy
nazwisko
Fujimori usłyszałem 22 kwietnia
1997 roku. Polskie radio podało
wiadomość,
że
w
tym
dniu
peruwiańskie jednostki specjalne
przypuściły atak na rezydencję
ambasadora Japonii w Limie i
odbiły przetrzymywanych w niej
od pięciu miesięcy zakładników.
Do dziś trudno uwierzyć w to wydarzenie. Członkowie Ruchu
Rewolucyjnego
imieniem
Tupaca
Amaru
zajęli
rezydencję
ambasadora w grudniu 1996 roku podczas wielkiego bankietu. Po
zwolnieniu większości zakładników zabarykadowali się z 72 osobami.
Wśród nich byli miedzy innymi: brat prezydenta Fujimoriego,
peruwiańscy
generałowie,
dowództwo
policji,
minister
spraw
zagranicznych, sędziowie Sądu Najwyższego oraz parlamentarzyści.
Podczas gdy negocjatorzy wykonywali swoją robotę, niemal w
centrum Limy, w wielkiej tajemnicy, wykopano tunel wprost pod
rezydencję ambasadora. To nim szkoleni przez Amerykanów
peruwiańscy komandosi dostali się do środka.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 41
______________________________________________
Cytowany wtedy przez polskie radio prezydent Fujimori powiedział, że
akcja odbicia rezydencji zakończyła się wielkim sukcesem. Zabito
wszystkich czternastu terrorystów. Zginęło tylko dwóch komandosów
i jeden zakładnik - cywil, który zmarł na atak serca. Lima odetchnęła,
a światowe media biły brawo.
Ale ja myślałem o czymś innym. Z głowy nie mógł mi wyjść ten tunel,
który urósł w niej do symbolu tego, jak bardzo krętymi i mrocznymi
ścieżkami władza państwa może realizować swoje zadania. Nawet pod
ziemią.
Kiedy kilka tygodni temu w Limie pytałem o ten podkop, moje
zdumienie nie miało końca. O budowie tunelu – w miejscu, w którym
skupiała się wówczas uwaga świata – nie wiedzieli nawet dowódcy
policyjnych oddziałów otaczających teren okupowanego przez
terrorystów budynku.
O innych tunelach wykopanych przez Fujimoriego świat dowiedział
się dużo później. Jako prezydent Peru w latach 1990-2000
zorganizował szwadrony śmierci i ograniczył działalność partyzantek
– Świetlistego Szlaku i wspomnianego już Ruchu Rewolucyjnego im.
Tupaca Amaru. Ograniczył w wyniku wojny domowej, w której z rąk
buntowników i wojska zginęło prawie 70 tys. ludzi. Tylu doliczyła się
Komisja Prawdy i Pojednania, a organizacja Human Right Watch
uznała, że jedną trzecią z tej liczby zabiły rządowe siły bezpieczeństwa.
Ówczesne relacje z Peru są pełne okrucieństw. Z obu stron. Zwalczając
Świetlisty Szlak, peruwiańskie wojsko niszczyło wsie w Andach i
masakrowało chłopów podejrzewanych o sprzyjanie partyzantom. Ci
wieszali kobiety na oczach dzieci.
21 mgnień Peru
strona 42
______________________________________________
- Każda wieś żyła w strachu, ale najgorsze było to, że śmierć mogła
przyjść z każdej strony. Ludzie nie ufali nikomu, bo zabić mógł
zarówno żołnierz, jak i partyzant – powiedziała mi niedawno Susan,
którą poznałem w Limie.
W tej ruletce Susan straciła dwóch wujków. Pewnego dnia do ich wsi
w prowincji Ayacucho przybyli partyzanci i zabili mężczyzn strzelając
z karabinów w ich czoła. Klimat tych wydarzeń opisał Polak Roman
Warszewski w książce „Skrzydlaci ludzie z Nazca”. Był wtedy w Peru i
podążał za terrorystami ze Świetlistego Szlaku. Gorąco polecam tę
lekturę każdemu, kto interesuje się nie tylko Peru, ale całą Ameryką
Południową.
Wróćmy jednak do Fujimoriego. Ostatnio słuchałem go i oglądałem
niemal codziennie w peruwiańskiej telewizji. Ostatnie piętnaście
miesięcy było prawniczo-politycznym spektaklem z jego procesu.
Kilka dni temu zapadł wyrok: 25 lat więzienia za łamanie praw
człowieka, w tym masakry na cywilach przeprowadzane przez
szwadrony śmierci. Jeśli Fujimori trafi za kratki, może nie wyjść
stamtąd żywy. Dziś to 71-letni, schorowany dziadek
Można powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość. Można
powiedzieć, że po latach demokratycznie wybranego dyktatora
dosięgła kara i zakończyć na tym ten artykuł. Ale tak naprawdę nic się
jeszcze nie zakończyło.
Wczoraj dostałem kilka maili z Limy z pytaniem, czy gdy wrócę do
Peru, przyłączę się do marszów i akcji społecznych na rzecz
uwolnienia Fujimoriego. Wysłały jej osoby, które nie działają w
Zapiski z Imperium Słońca
strona 43
______________________________________________
polityce. Właściwie w ogóle się nią nie interesują. Ale pamiętają czasy,
w których Fujimori rządził.
- Zrobił porządek. Przed nim życie w Limie było nie do zniesienia. W
mieście wybuchały bomby, często bardzo długo nie było wody i prądu.
Być może ten człowiek przyczynił się do śmierci niewinnych ludzi, ale
to była cena za doprowadzenie kraju do normalności – napisała Elena.
Do maila dołączyła notatkę prasową o niedawnej zasadzce w Andach
na oddział wojska, w której zginął oficer, a czterech żołnierzy zostało
rannych. Ci, którym udało się uratować, twierdzą, że zaatakowały ich
pozostałości terrorystów ze Świetlistego Szlaku, którzy współpracują
teraz
z
przemytnikami
narkotyków.
Po
tych
mailach
rozumieć
skalę
widziałem
w
procesu
zacząłem
tego,
Peru
byłego
co
podczas
prezydenta.
Wymalowane czerwoną farbą
hasła na murach i ścianach w
niemal całym kraju: „Fujimori
inocente” – Fujimori niewinny.
Ludzie chcą go puścić na emeryturę, a nie wsadzić do więzienia. Może
to też oznaczać, że tęsknią za przywódcą takim jak on.
Oczywiście nie wezmę udziału w akcjach na rzecz poparcia
Fujimoriego. I odradzam to znajomym. Z boku widać wyraźnie:
społeczny ruch miesza się z politycznymi i prywatnymi interesami, bo
w najbliższych wyborach w 2011 roku zamierza wystartować jego
córka – Keiko.
21 mgnień Peru
strona 44
______________________________________________
Nie wiadomo, czy odbędą się one zgodnie z planem. Wyrok dla
Fujimoriego otworzył drogę do wszczęcia postępowania wobec
obecnego prezydenta Alana Garcii. Jego także oskarża się o gwałcenie
praw człowieka, do czego miało dojść za jego pierwszej kadencji, przed
Fujimorim.
Byłem w pałacu prezydenta Garcii kilka tygodni temu. Turystycznie.
Zanim wszedłem do środka przeszedłem drobiazgową kontrolę w
wykonaniu żołnierzy, a na koniec jakiś cywil w garniturze zabrał mi
paszport. Oddano mi go dopiero po zakończeniu zwiedzania. Lima jest
spokojnym miastem, ale wtedy miałem wrażenie, że nie wszyscy czują
się w niej bezpiecznie.
Teraz mam pewność.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 45
______________________________________________
16. Cham jedzie na kurację
Uprzejmość popłaca. Ale nie w sobotę na obrzeżach Limy,
gdy chce się złapać autobus na południe Peru.
Fragment
której
Panamericany,
ludzie
tłoczą
się,
przy
by
wyjechać z miasta, to jedno z
wielu miejsc na świecie, które z
najbardziej
kulturalnego
człowieka robi chama. I jedno z
niewielu, gdzie jest to uważane za
coś normalnego.
Cham wychodził ze mnie ponad
godzinę. Z trudem, bo nawet po dziesiątym autobusie, który odjechał
beze mnie, nie uważałem za stosowne rozpychać się w napierającym
na drzwi tłumie. Po dwudziestym zmieniłem taktykę. Przestałem
przepuszczać przed siebie mężczyzn, a na każdą ich próbę obejścia
mnie, odpowiadałem zaparciem się z całej siły w miejscu.
Poza tym rozgadałem się. Przestałem bredzić pod nosem o ustawianiu
się w kolejce i od słów „proszę się nie pchać” przeszedłem na bardziej
zrozumiałe „gdzie leziesz?”
Mimo to autobusy nadal odjeżdżały beze mnie. Przyszła więc kolej na
starców. Nie tylko nie przepuszczałem ich już przed siebie, ale
zacząłem przepychać się przed nich. Oczywiście stawiali opór, ale nie
na tyle duży, bym sobie nie poradził. Dzięki temu szybko znalazłem się
w grupie liderów z szansą na szybkie wejście do następnego autobusu.
21 mgnień Peru
strona 46
______________________________________________
Rozejrzałem się wokół. Młodzi mężczyźni i staruszkowie nie stanowili
już konkurencji. Wiedziałem, że w odpowiednim czasie zastawię ich
plecami lub zastopuję ramionami i nogami. Ale dzieci i kobiety z
niemowlakami na rękach, albo w tłumokach na plecach? Zwątpiłem, a
cham we mnie stracił animusz.
Okazało się jednak szybko, że moje niezdecydowanie nie było nikomu
na rękę. Tłum falował na chodniku, niczym morska bryza uderzająca o
skały. Stojący pośrodku Gringo tylko w tym przeszkadzał. Nikt nie
otworzył do mnie ust, ale ze spojrzeń bez trudu odczytałem: „chłopie,
na co czekasz?”.
Czekałem na odpowiednią chwilę. Wymyśliłem, że zrobię to szybko,
by bolało jak najkrócej.
Zanim autobus zatrzymał się, odepchnąłem dwójkę dzieci. Z
wyrzutem sumienia, że w ten sposób tracą kontakt z mamą. Ale po
chwili mi przeszło, bo przepchałem się także przed nią. Rodzina znów
w komplecie. Ufff... na szczęście. I na szczęście za mną.
Do drzwi autobusu zostało nie więcej, niż trzy metry. Użyłem rąk,
jakbym pływał i zrobił się metr. Na stopniach stał asystent kierowcy,
który odliczał ludzi wchodzących do środka. Zbliżał się do
pięćdziesięciu,
więc
nie
zostało
wiele
czasu.
Jeszcze
jeden
zdecydowany krok i moja ręka znalazła się o centymetry od poręczy
przy drzwiach. Ale ubiegła mnie może pięcioletnia dziewczynka.
Przez chwilę jej ciało przypominało most wiszący między poręczą a
ramionami matki. Tej szansy nie mogłem zmarnować. Złapałem dłoń
dziewczynki i jednym pociągnięciem pozbawiłem ją kontaktu z
autobusem.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 47
______________________________________________
- Cincuenta – rzucił asystent i kierowca zamknął drzwi. To ja byłem
tym pięćdziesiątym. Ostatnim, który załapał się na ten kurs.
- Życie to jednak dżungla – pomyślałem, gdy mój wzrok spotkał się
przez szybę ze wzrokiem dziewczynki, którą odepchnąłem w finałowej
akcji.
Nie było przy niej chama, który wtedy wyszedł ze mnie zupełnie. Nie
było go tam, bo przecież znów był ze mną. Chamy lubią przypadkowe
towarzystwo, ale najlepiej czują się z tym, którego znają jak własną
kieszeń.
Po tej przygodzie potrzebowałem pilnie skorupy dla mojego chama.
Żeby trudniej byłoby mu wyjść
ze mnie jeszcze raz tak łatwo.
Ale zamiast grubego pancerza
znalazłem błoto. W mieście
Chilca.
Jak na peruwiańskie warunki
Chilca ma bardzo ładną plażę,
ale większość ludzi jeździ tam,
by
wykąpać
zielonej
się
lagunie
w
małej,
między
pustynią a Pacyfikiem. Nie dla przyjemności. Dla zdrowia.
W wodach jeziora fachowcy znaleźli składniki leczące reumatyzm,
bezpłodność, artretyzm i nadciśnienie. Wielki szacunek, że to
wszystko znaleźli. Gdybym ja miał szukać, nie znalazłbym nic prócz
soli. Woda jest tam tak słona, że można zasnąć na jej powierzchni i się
człowiek nie utopi.
21 mgnień Peru
strona 48
______________________________________________
Przed kąpielą wszyscy nacierają się błotem. Tu szacunek jeszcze
większy dla fachowców, że znaleźli w nim coś cennego dla zdrowia. Bo
błoto śmierdzi jak stare walonki. Na dłuższą metę nikomu to jednak
nie przeszkadza. Ludzie smarują się lepką mazią od stóp do głów, a
czasami nawet tarzają się w niej jak świnie.
Po wyjściu z autobusu zrobiłem to samo. Wytarzałem się w błocie dla
zdrowia. I żeby cham we mnie miał trochę przyjemności, a nie szukał
jej tam, gdzie trudno nad nim zapanować.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 49
______________________________________________
17. O chłopcu, który zna cztery języki
W dzieciństwie był pies, który jeździł koleją. Znałem go z
książki. Pies mieszkał w małym miasteczku na południu
Włoch i uwielbiał podróżować pociągami. W końcu zginął
pod kołami lokomotywy, ratując wcześniej człowieka.
Potem miałem pierwszego i jak
na razie jedynego psa w życiu. Był
malutkim,
ciemnobrązowym
kundelkiem i zwał się Rocky. Nie
było w tym nic śmiesznego, bo
kiedy zostawał sam w domu, z
milutkiej, niepozornej maskotki
zmieniał
się
w
niszczyciela.
Wszystko, do czego był w stanie
doskoczyć, darł na strzępy i
rozgryzał w drobny mak. Łącznie z tapetami.
Był to więc pies, który w miarę systematycznie powodował zmianę
wystroju naszego domu.
Ale Rocky potrafił coś jeszcze. Jeździł sam autobusami. Co jakiś czas
miał w zwyczaju znikać na kilka dni. Zakochany był. I to wtedy stawał
się pasażerem komunikacji miejskiej.
Ludzie, którzy obserwowali go na przystankach, opowiadali, że Rocky
znał nie tylko rozkład jazdy, ale także potrafił rozpoznać numer linii
autobusu. Jak to robił? Nie mam pojęcia, ale sam widziałem go kilka
razy, jak przesiadał się z jednego autobusu do drugiego. Oczywiście
21 mgnień Peru
strona 50
______________________________________________
nie reagował na wołania, bo przecież zakochani świata wokół siebie
nie widzą.
Rocky jeździł na gapę. Mandaty nie przychodziły także na właściciela,
bo były to piękne czasy, kiedy nawet psy nie były w żaden sposób
oznakowane. Niezapomniana psia wolność. Ale Rocky doigrał się.
Rzucił się kiedyś na większego od siebie i ten go zagryzł.
Niedawno w Limie usłyszałem dowcip o psie, który codziennie rano
kupował gazetę dla swego pana. Pan wkładał mu w pysk jednego sola
(peruwiańską złotówkę), a pies szedł do kiosku. Pewnego dnia
właściciel nie miał jednak drobnych, więc wcisnął psu sto soli. I tyle go
widział. Po psie, pieniądzach i gazecie ślad zaginął. Właściciel szukał
go kilka godzin, aż w końcu znalazł w Parque de la Reserva –
ulubionym miejscu wypoczynku i rozrywki mieszkańców Limy. Pies
był w towarzystwie dwóch suczek.
- Szukam cię cały dzień i martwię się! Dlaczego nie wróciłeś z gazetą
do domu? Dlaczego mi to zrobiłeś? – lamentował pan.
A pies na to: - Bo nigdy nie miałem tyle pieniędzy!
Psy oczywiście nie mówią, ale rozumieją. To żadna rewelacja. Ale w
Peru znam psa, który rozumie to, co się do niego mówi w czterech
językach. Zwie się El Chico (Chłopiec) i jest rudym, wielkim kundlem.
El Chico wychował się w rodzinie z peruwiańskich Andów, gdzie mówi
się w keczua – językiem dawnych Inków. A że mieszka w Limie, kuma
także hiszpański. Trzecim językiem, na który reaguje, jest angielski.
Zacząłem do niego mówić w tym języku i ze zdumieniem odkryłem, że
mnie rozumie. A potem przyszedł czas na polski. Załapał go od razu.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 51
______________________________________________
Do El Chico można więc powiedzieć: „siadaj”, „pilnuj”, „podaj łapę”,
czy „zostań” po hiszpański, angielsku, polsku i w keczua. Bez
problemu wykona polecenie. Przypadek? Też tak myślałem. Do czasu,
gdy zaczął się do niego odzywać mój sąsiad w Limie – Chińczyk. Po
chińsku.
Pies nie wie, o co mu chodzi, więc chyba słusznie mówią, że chiński
jest najtrudniejszym językiem świata.
21 mgnień Peru
strona 52
______________________________________________
18. Bez czarowania o czarownikach
Peruwiańscy czarownicy żyją zgodnie z duchem czasu. Mają
komórki,
korzystają
z
internetu,
słuchają
muzyki
z
odtwarzaczy mp3, ale nie pozwalają się fotografować z
obawy, że ich duch tego nie wytrzyma.
Chiclayo to prawie 600-tysięczne
miasto
na
peruwiańskim
wybrzeżu. Warto się tam wybrać,
jeśli
planuje
się
zwiedzanie
grobowca władcy z Sipan –
skarbnicy
wiedzy
kulturach
o
starych
zamieszkujących
dzisiejsze Peru.
Mnie do Chiclayo zwabił targ
czarowników,
o
którym
ciekawie
napisano
w
przewodniku
turystycznym „Gazety Wyborczej”.
Do miasta dotarłem po długiej podróży, podczas której – gdy spałem
w autobusie – ukradziono mi buty. Z dworca podreptałem więc boso.
Mam nadzieję, że pan Wojciech Cejrowski wybaczy mi te
niezamierzone zmałpowanie jego zwyczaju.
Trafić nie było trudno, bo okazało się, że czarownicy urzędują na
wielkim jarmarku typu „mydło i powidło” nieopodal centrum. Nie
było ich dużo. Klientów jeszcze mniej. Czarownicy zajmowali raptem
dwa sektory, które w spacerowym tempie dało się obejść w pięć minut.
Wcześniej
wyobrażałem
sobie,
że
spotkam
skąpo
odzianych
Zapiski z Imperium Słońca
strona 53
______________________________________________
szamanów w pióropuszach i co najmniej jeden bulgoczący kociołek z
czarodziejską substancją. Ale nic z tych rzeczy. Czarownicy mieli na
sobie normalne spodnie i koszulki z krótkim rękawem, a zamiast
przyrządzania mikstur oddawali się rozmowom, lekturze gazet i
słuchaniu muzyki z przenośnych odtwarzaczy.
Zauważyłem też dwie czarownice, ale nie w chatce na kurzej łapce,
tylko siedzące na krzesłach przed swoimi kramami. Żadna nie miała
wykrzywionego nosa, ani miotły pod ręką. Okazały się nawet
urodziwe. Jedna coś jadła – chyba kurczaka, ale na pewno nie
surowego. Druga piłowała pilniczkiem paznokcie.
– A więc i ona się cywilizuje – pomyślałem sobie.
Zrobiłem drugą rundkę wokół straganów, wiedząc dobrze, że za chwilę
ktoś mnie zaczepi. Jednak nie spodziewałem się, że wszechwiedzący
czarownik zapyta mnie, czego szukam? Ale zapytał, polecając od razu
coś do kupienia – zioła świeże i
suszone oraz butelczyny z napojami
na różne dolegliwości.
Niestety,
nie
reklamowanego
miał
u
na
stanie
Cejrowskiego
eliksiru z serii „siedem razy pod
rząd”. Nie żebym dla siebie pytał.
Na prezent chciałem kupić.
Czarownik
okazał
się
rozmownym
gościem.
Kto
może
być
czarownikiem? Osoba, która jest w stanie zawrzeć pakt z dobrymi i
złymi duchami. Jak się tego nauczyć? Nie da się tego nauczyć, ale
czasami bywa to dziedziczne. Kto jest ważniejszy – dobry, czy zły
21 mgnień Peru
strona 54
______________________________________________
duch? Ani jeden, ani drugi. Najważniejszy w tym wszystkim jest Bóg.
Czarownik nie pozwolił na zrobienie zdjęcia, ale dał mi wizytówkę z
numerem telefonu komórkowego i adresem emailowym.
Kupiłem u niego magiczny napój dla ciotki. Przestała po nim narzekać
na reumatyzm, ale zaczęła leczyć się na osteoporozę. Siebie
zaopatrzyłem w ziółka na prostatę. Nie wiem, czy działają, bo jeszcze
nie zachorowałem.
Z miejsca pełnego czarów wyszedłem trochę... rozczarowany. Nawet
buty nie pojawiły się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Też
musiałem je sobie kupić.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 55
______________________________________________
19. Spóźniony Dzień Dziecka
W Peru przemieszkałem mniej niż dziesięć procent swojego
dorosłego życia, ale to tam poznałem najwięcej dzieci.
Pierwsza była trójka maluchów
w Tumbes, gdy ciągnąłem za
sobą
walizkę
z
granicy
z
Ekwadorem.
-
Skąd
jesteś?
–
zapytał
chłopczyk.
- Przepraszam, ale nie znam
hiszpańskiego – patrząc na ich
uśmiechnięte
twarze
naszła
mnie ochota na żarty.
- Aha… a to daleko? Tam, gdzie mieszkasz?
- Nie rozumiem, co mówisz.
Cała trójka zaczęła się zastanawiać, a po chwili dziewczynka
podsumowała:
- Ej, coś kręcisz, bo przecież odpowiadasz.
Potem nie było już tak wesoło.
Koło cmentarza w Yungay zaczepił mnie siedmiolatek. Chciał
pieniędzy.
- Dlaczego mam dać ci pieniądze?
21 mgnień Peru
strona 56
______________________________________________
- Bo zbieram na książki do szkoły.
- I myślisz, że dam ci pieniądze za nic? Na pieniądze trzeba
zapracować.
Zamyślił się.
- Mogę opowiedzieć historię o wielkim trzęsieniu ziemi.
- Już ja znam. Wymyśl coś innego.
Posmutniał na chwilę.
- Pokażę ci drogę do miasta i fajne miejsce w centrum.
Zgodziłem się od razu. Zgodziłbym się na wszystko, bo mały załapał o
co chodzi. Był w odpowiednim
wieku, by samemu odkryć, że w
życiu nie ma nic za darmo.
To było jedyne dziecko, w ogóle
jedyny
Peruwiańczyk,
który
wyciągnął do mnie pustą rękę z
prośbą o pieniądze. Cały czas
ktoś
tam
wyciąga
rękę
po
pieniądze, ale zawsze oferuje coś
w zamian. A to chce coś sprzedać, a to pokazać jakąś sztuczkę, a to
zaśpiewać. Pracują tak także dzieci. Podoba mi się to. Nie to, że
pracują, ale to, że nie proszą o jałmużnę.
W Machu Picchu zobaczyłem cud świata i zjadłem najlepszą pizzę na
świecie. Upiekł ją dziesięcioletni syn właściciela pizzerii. Niesamowity
Zapiski z Imperium Słońca
strona 57
______________________________________________
dzieciak. Zbiera monety od restauracyjnych gości. Ma ich wielki
worek. Drobne z całego świata. Ale nie tym mnie zadziwił. Chłopak
wie, gdzie leży Polska i potrafi wymienić kilka polskich miast. O
każdym kraju ma coś do powiedzenia. Tyle tylko, że jeszcze nie zdążył
nauczyć się dobrze pisać. Bo praca ważniejsza od szkoły.
Na przejściu granicznym z Boliwią, kilka kilometrów od Copacabany,
pracuje kilkuletni Peruwiańczyk. Podszedł do mnie ze szmatką w ręku
i piękną polszczyzną zapytał: - Mogę ci wyczyścić buty?
Najwięcej dzieci poznałem w Limie. Ponad rok temu usnął mi na
rękach malutki Juan Pablo, synek znajomych. Na ich rękach nie chciał
usnąć, bo męczył go katar. Usiadłem z nim na kanapie i zacząłem
opowiadać o Polsce. Chyba nudne to było dla niego, bo zasnął po kilku
minutach. A ja wraz z nim. Do znajomych zadzwoniłem wczoraj. Jasiu
Pawełek nadal ma katar. Jest alergikiem. Jak ja.
Wielu
imion
nie
pamiętam.
Zwłaszcza dzieci ze slumsów. Ale
zapamiętałem ich twarze, bo
chciałbym do nich kiedyś wrócić
z czymś więcej, niż tylko paczką
cukierków.
W Puno poznałem Ico i Nenę,
rodzeństwo, które zaczęło się do
mnie przytulać. Maluchy chciały
się pobawić. Chciały trochę radości. A ja, głupi, dałem im trochę
pieniędzy.
21 mgnień Peru
strona 58
______________________________________________
Dziś czytam w internecie, że w Puno i okolicach z powodu fali zimna
zmarło ponad 130 dzieci poniżej piątego roku życia. Denerwuję się, bo
Nena i Ico mieli mniej, niż pięć lat.
To spóźniony artykuł. Miał być na 1 czerwca, na święto dzieciaków.
Ale z drugiej strony, czy to ważne, kiedy o nich pomyślę, napiszę lub
zrobię cokolwiek innego? To przecież zawsze będzie za późno. I za
mało.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 59
______________________________________________
20. Trzęsie nami, że ho, ho!
Po wstrząsach sejsmicznych, których doświadczam w Peru,
mam wrażenie, że ziemia trzęsie mi się pod nogami cały
czas. Potęguje je świadomość, że tak jest w istocie, bo kula
ziemska trzęsie się kilkadziesiąt tysięcy razy w roku.
Okrutna natura daje o sobie
znać raz na jakiś czas w postaci
trzęsień ziemi? Nic bardziej
mylnego. W ciągu roku nasza
planeta trzęsie się co najmniej
dziesięć tysięcy razy. Może więc
lepiej
byłoby
rozpatrywać
sprawę nie pod kątem tego,
kiedy Ziemia się trzęsie, ale
kiedy się nie trzęsie?
Pomagają w tym aktualizowane na bieżąco i publikowane w internecie
raporty. Ten pochodzi z Edinburgh Earth Observatory przy
Uniwersytecie w Edynburgu i dotyczy wczorajszych trzęsień na
świecie:
00:27 – Chile (6,3 stopnia w skali Richtera na głębokości 67
kilometrów pod powierzchnią oceanu),
00:37 – Filipiny (4,6 stopnia, 28 km),
00:53 – Vanuatu (5,8 stopnia, 43 km),
01:16 – Wyspy Kurylskie (4,8 stopnia, 60 km),
21 mgnień Peru
strona 60
______________________________________________
01:58 – Morze Banda (4,6 stopnia, 40 km),
01:58 – Morze Banda (4,7 stopnia, 67 km),
05:26 – Wyspy Kurylskie (6,2 stopnia, 150 km),
05:33 – Morze Banda (5,4 stopnia, 35 km),
08:37 – Alaska (5,4 stopnia, 82 km),
09:57 – japońska wyspa Honsiu (5,2 stopnia, 40 km),
12:22 – Czukotka (5,2 stopnia, 10 km),
16:32 – Papua Nowa Gwinea (4,8 stopnia, 69 km),
17:32 – granica peruwiańsko-brazylijska (4,7 stopnia, 616 km),
18:47 – wyspy regionu Filipin (4,9 stopnia, 40 km),
19:41 – Ocean Indyjski (4,6 stopnia, 10 km),
19:45 – Ocean Indyjski (5,2 stopnia, 10 km),
20:08 – Ocean Indyjski (4,5 stopnia, 10 km),
20:18 – Ocean Indyjski (4,7 stopnia, 10 km),
21.10 – Wyspy Świętego Krzyża (5,6 stopnia, 71 km).
Gdyby Ziemia była okrągła, można by uznać ten raport za relację z
wielkiego, światowego meczu piłki nożnej. Ale Ziemia okrągła nie jest,
więc to raczej mecz rugby. Na szczęście jest on rzadko odczuwany
przez widzów.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 61
______________________________________________
Czasami jednak widzowie zamieniają się w uczestników, jak to miało
na przykład miejsce niedawno we Włoszech (6,3 stopnia w skali
Richtera), gdzie zginęło prawie 300 osób. Trzęsienie to należało do
silnych. Za największy wstrząs tektoniczny na świecie uważa się
trzęsienie ziemi z 1960 roku w Chile (9,5 stopnia w skali Richtera).
Wstrząs ten wywołał fale tsunami i osuwiska, w których zginęło trzy
tysiące osób. Najbardziej tragiczne w skutkach było trzęsienie ziemi w
Chinach w 1556 roku. Według historyków zginęło wówczas 830
tysięcy ludzi.
W wyniku zarejestrowanych dotąd wstrząsów tektonicznych zginęło
ponad dwa miliardy osób, co najbardziej niebezpiecznym miejscem na
Ziemi czyni… samą Ziemię.
W Peru trzęsie się bardzo często – nawet kilka razy w ciągu miesiąca.
Traktowane są jako naturalne zjawisko. Niemal jak deszcz. Na
południu kraju trzęsień ziemi jest nawet więcej, niż opadów. I – choć
trudno w to uwierzyć – są podświadomie wyczekiwane przez ludzi. O
dłuższej przerwie w serii mniejszych wstrząsów myśli się jak o
zapowiedzi trzęsienia większego.
Mimo to, wstrząsy i tak są uciążliwe. Pęknięcia ścian i rur wodnokanalizacyjnych
to
najczęstsze
szkody
domowe.
Co
ciekawe,
zniszczenia praktycznie nie występują w budynkach zbudowanych
przez Inków i wcześniejsze kultury - pierwotnych mieszkańców tego
regionu świata.
Przed trzęsieniem nie da się uciec, bo wstrząs trwa od kilkunastu do
kilkudziesięciu sekund. Ale bez względu na miejsce, w którym
występuje, zasada postępowania jest taka sama: trzeba znaleźć się jak
21 mgnień Peru
strona 62
______________________________________________
najdalej od zabudowań. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, zwłaszcza
gdy jest się w mieszkaniu. Wtedy najlepiej odejść od okien i stanąć
plecami do ściany, jak najbliżej drzwi wyjściowych. I czekać.
Po prostu czekać, jaki będzie wynik meczu.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 63
______________________________________________
21. Miasto umarłych
- Zatańcz ze mną – uśmiechnęła się czarująco dziewczyna. –
Tutaj? Chcesz zatańczyć tutaj? – nie mogłem uwierzyć, bo
staliśmy na środku cmentarza.
To nie jest zwykły cmentarz.
Praktycznie nie ma na nim mogił,
a to, co kryje ziemia, w niczym
nie
przypomina
równo
wykopanych grobów i ułożonych
w nich trumien. Ten cmentarz to
Yungay
-
umarłe
miasto
w
środkowym Peru.
Yungay umarło 31 maja 1970
roku o godzinie 15.25. Nie było mnie wtedy na świecie, ale starsi kibice
na pewno pamiętają tę datę. W tym dniu w Meksyku zaczynały się
piłkarskie mistrzostwa świata. Yungay umarło przed pierwszym
gwizdkiem sędziego. Nagle, w jednej chwili, bez ostrzeżenia zatrzęsła
się ziemia. Na miasto spadła gigantyczna lawina kamieni i śniegu z
Huarascaran – najwyższej góry w Peru.
W całym środkowym Peru zginęło wówczas 80 tysięcy ludzi. W
Yungay – 25 tysięcy, prawie wszyscy mieszkańcy. Ocalały tylko 92
osoby.
Lawina przykryła wszystko. Na powierzchni ziemi zostały tylko
wierzchołki czterech palm rosnących koło katedry na Plaza de Armas.
21 mgnień Peru
strona 64
______________________________________________
Do dziś nikt nie odkopał ciał. Nie było takiej potrzeby. Ziemia
pochowała mieszkańców tak, jak stali, jedli, rozmawiali, gotowali,
bawili się, spacerowali, spali, a może nastawiali radioodbiorniki, by
posłuchać transmisji meczu z Meksyku.
Po tragedii Yungay stało się „Campo Santo” – świętym polem. Można
po nim chodzić jak po łące, pod którą kiedyś stały domy i biegły ulice.
Pod którą toczyło się życie.
Chodziłem po tym polu nie szukając wiatru. Przyjechałem do Yungay
w konkretnym celu - sfotografować kikuty tych palm. Po prostu kilka
zdjęć, których nie zrobiłbym nigdzie indziej. Bo cóż innego jest do
zobaczenia na cmentarzu, na którym nie leży żadna bliska osoba? Jej
wiedziałbym, co powiedzieć. Ale
co powiedzieć tym wszystkim
obcym ludziom, którzy umarli
wraz ze swoim miastem?
No właśnie, co im powiedzieć?
Co powiedziałbym im, gdyby
mogli mnie usłyszeć? Może kilka
słów o tym, że ciężko się teraz
żyje? Może o tym, że tak dużo
rzeczy mi nie wyszło. A może po prostu ponarzekałbym na swojego
szefa?
Im dłużej chodziłem po soczystej trawie, tym bardziej nabierałem
pewności, że gdyby ci wszyscy ludzie pode mną mogli mnie usłyszeć,
nie powiedziałbym im nic. Nie miałbym im nic do powiedzenia.
Zapiski z Imperium Słońca
strona 65
______________________________________________
Gdy o tym myślałem, podeszła do mnie może osiemnastoletnia
dziewczyna w ludowym stroju regionu Ancash. Za nią stało kilku
chłopaków w podobnych ubraniach i ekipa telewizyjna.
- Zatańcz ze mną. Przed kamerą. Kręcimy film o Yungay –
uśmiechnęła się czarująco.
- Tutaj? Chcesz zatańczyć tutaj? Przecież... ci wszyscy ludzie nie żyją –
nie mogłem uwierzyć w jej propozycję.
- No tak, ale my żyjemy.
Zatańczyłem. Po raz pierwszy w życiu zatańczyłem huayno –
najpopularniejszy peruwiański taniec. I po raz pierwszy zatańczyłem
na cmentarzu. Anita, tak miała na imię dziewczyna, powiedziała, że to
nic złego. Uwierzyłem.
Godzinę później byłem w oddalonym o dwa kilometry nowym Yungay
– mieście, które zbudowano od podstaw po tym, gdy stare przestało
istnieć.
Na nowym Plaza de Armas nie ma katedry, ale rosną tam cztery
dorodne palmy. Gdy je zobaczyłem, uśmiechnąłem się sam do siebie.
Anita miała rację.
Choćby wszystko wokół nas, nad i pod nami umarło, to my żyjemy.
21 mgnień Peru
strona 66
______________________________________________
Czytaj i napisz
Teksty z tego e-booka ukazały się na:
Jeśli tylko będę umiał, chętnie odpowiem na Twoje pytania dotyczące
Peru i życia w tym kraju, które być może nasunęły Ci się po lekturze
tego e-booka: [email protected]. Pozdrawiam serdecznie.
Download