Historia tłumaczenia Nowego Testamentu na język Mambwe

advertisement
Historia i znaczenie przekładu Nowego Testamentu
na język Mambwe
Wstęp
Zasadniczym elementem działalności misyjnej Kościoła jest przepowiadanie Słowa
Bożego i tworzenie wspólnot chrześcijańskich. Ze względu na odrębność kulturową, jeden i
drugi cel jest bardzo trudny do osiągnięcia na kontynencie afrykańskim. Praca misjonarzy w
Afryce rozwinęła się „na dobre” pod koniec dziewiętnastego wieku, koncentrując się na
„wszczepianiu” Kościoła i jego struktur, a także „środków zbawienia” w życie
ewangelizowanych narodów. Polegało to głównie na narzucaniu afrykańskim kulturom
obcych struktur. Dopiero krytyka takiego sposobu ewangelizowania pomogła najpierw
zobaczyć, a potem zaakceptować bogactwo kulturowe Czarnego Lądu. Dlatego też po drugiej
wojnie światowej zaczęto w działalności misyjnej mówić o adaptacji czy też akomodacji
inkorporatywnej1. Odtąd Kościół starał się stosować zasadę, aby „nie dopuścić do tego, by
Dobra Nowina, która ma być wdrożona w jakimkolwiek nowym kraju, mogła zniszczyć albo
skazać na zagładę to, co ludzie posiadają, a co z natury swej jest dobre, sprawiedliwe albo
piękne” (Pius XII, Evangelii praecones, 1951).
Z czasem okazało się, że i to określenie w sposób niezadowalający ujmuje tendencje
panujące w dziedzinie ewangelizacji. Nie chodziło bowiem tylko o modyfikację czy też
udoskonalenie przestarzałego modelu. Zwrócono uwagę, że należy wykorzystać wszystkie
zdobyte doświadczenia i stworzyć nowy model dla misji. To nowe podejście do trudnych
problemów ewangelizacji nazwano „inkulturacją” czy też „akulturacją”. Zasadniczo nie ma
etymologicznych różnic pomiędzy tymi terminami. Ze względu jednak na sposób użycia,
zaczęto przypisywać im nieco różne znaczenia. Przez „akulturację” rozumie się dziś zjawisko
bezkrytycznego absorbowania elementów innych kultur. Natomiast „inkulturacja” jest
pojmowana jako świadoma i stopniowa asymilacja wartości jednej kultury w procesie
przekazywania i umacniania wiary chrześcijańskiej wspólnoty. W tym sensie „inkulturacja”
staje się przede wszystkim problemem pastoralnym.
1Por.
D.J. Bosch, Transforming Mission, New York 1991, s. 447-449.
W niniejszym przedłożeniu, celem uniknięcia dwuznaczności, pisząc o inkulturacji
będę posługiwał się powyższą definicją. Chciałbym przy tym zaznaczyć, że zdaję sobie
sprawę z licznych ograniczeń i niedoskonałości tej definicji. W teologii misji pojęcie
inkulturacji zawiera w sobie co najmniej dwa znaczenia: oznacza wysiłek osoby
ewangelizującej w obrębie obcej kultury (często określane jako „wcielanie – inkarnacja”), a
także pojmowane jest jako starania wspólnoty akceptującej Dobrą Nowinę, która próbuje
zharmonizować swoje dziedzictwo kulturowe z wiarą chrześcijańską. Ten wysiłek wspólnoty
nazywany jest inkulturacją właściwą2.
Dla potrzeb tego referatu, zdecydowałem się na definicję inkulturacji, która zawiera
obydwa elementy i dotyczy zarówno misjonarza, który ewangelizuje, jak i grupy świadomej
swojego kulturowego dziedzictwa, która przyjmuje wartości chrześcijańskie. Za takim
wyborem przemawia fakt szczególny, jakim jest przekład Nowego Testamentu. Mamy tu do
czynienia z pełną inkulturacją, w której wyraźnie rysują się najważniejsze elementy dialogu i
napięcia, jakie dokonują się podczas ewangelizacji. Pierwszym z nich jest ten, że Słowo Boże
zaczyna wcielać się w życie wspólnoty, która przyjmuje je w jedynie dla siebie właściwy
sposób, staje się jej dziedzictwem i częścią historii.
Drugi element inkulturacji, mający swe podłoże w przyjęciu tłumaczenia Nowego
Testamentu, jest również niezwykle ważny: Słowo Boże zaczyna w nowy sposób
oddziaływać na życie we wszystkich jego przejawach. Daje nowe impulsy do refleksji nad
dotychczasowym światopoglądem, tworzy nowe reguły moralne, zmusza do weryfikacji
przekonań religijnych. Nie muszę dodawać, że tłumaczenie Nowego Testamentu na język
lokalny jest wydarzeniem zwrotnym dla wspólnoty, która chce przyjąć Słowo Boże, a także
jest warunkiem transformacji w społeczeństwo o charakterze chrześcijańskim. Wbrew
niektórym opiniom, przepowiadanie w języku obcym dla wspólnoty, jest w dużej mierze
powierzchowne. Gubią się zasadnicze elementy ewangelizacji, jak na przykład akceptacja
chrześcijaństwa jako wzoru postępowania i nowa zasada funkcjonowania wspólnoty.
Chrześcijaństwo musi stać się bliskie, rodzinne, a to może dokonać się przy pomocy języka
rodzimego. Wtedy jest w pełni możliwa implikacja nauki płynącej z Dobrej Nowiny w życie
codzienne. Dlatego problem inkulturacji jest szczególnie ważny dla misjonarza, który ma
2
Pojęcie inkulturacji po raz pierwszy pojawiło się w dokumencie papieskim w 1979 r., w Catechesi
tradendae Jana Pawła II.
przepowiadać Słowo Boże i budować wspólnotę Kościoła. Musi on mieć świadomość dwóch
wspomnianych powyżej oddziaływań inkulturacji.
Pierwszym problemem, z jakim musi zmierzyć się tłumacz, to oczywiście język,
fundamentalny nośnik kultury i ewangelizacji. Jeśli w Europie, a więc w środowisku
mającym wspólną dla wielu narodów filozofię grecko-rzymską, w środowisku z tradycją
judeochrześcijańską wpisaną głęboko w historię, problem nauki języka czy tłumaczenia na
inny język jest czymś niezwykle skomplikowanym, to cóż dopiero w Afryce. Na Czarnym
Lądzie problem ten urasta do gigantycznych rozmiarów. W użyciu jest bowiem ponad 2000
języków, w tym zaliczanych do rodziny Bantu ok. 4003. Poznanie przez misjonarza języka,
którym posługują się jego parafianie, jest kluczem do zrozumienia kultury i tradycji danego
ludu, a w konsekwencji do prowadzenia właściwej ewangelizacji rozumianej jako
międzykulturowy dyskurs.
Jednym z zasadniczych nieporozumień w prowadzeniu dialogu międzykulturowego, a
w konsekwencji odrzucenia przesłania zawartego w Piśmie Świętym, jest dawna i
współczesna forma „wieży Babel”. W dzisiejszym świecie znacznego relatywizmu słowa i
medialnego wielomóstwa, ludzie w dalszym ciągu budują „wieże Babel”, które poróżniają
kultury i cywilizacje. Owa wieloznaczeniowość językowa ma więc ogromny wpływ na
działalność misyjną Kościoła, międzykulturowy dialog, a także na orędzie zawarte w Piśmie
Świętym. W symbolu „wieży Babel” można dostrzec istotę dramatu ludzkości, nie potrafiącej
mówić o Bogu jednym językiem. „Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał
mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi”
(Rdz 11,9). Dopiero w czasach ostatecznych, jak to opisuje Księga Apokalipsy, przyjdzie
zwycięstwo: niezliczony tłum z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków,
będzie zgodnie wielbił Baranka (por. Ap 7,9).
Zanim ludzkość dotrze do tych ostatecznych dni, musi zmagać się z pomieszaniem i
niezrozumieniem pojęć wynikających z samej natury języka, co odnosi się zwłaszcza do
tłumaczenia Pisma Świętego. Tłumacz podejmując się przygotowania przekładu ksiąg
świętych, zmaga się z pytaniem, jak zachować to, co jest istotne w tym orędziu. Tenże
dylemat można by streścić w często cytowanym przez tłumaczy frankofońskich zaleceniu:
Traduire sans trahir – tłumaczyć bez zdrady. Mimo oczywistych trudności i czyhających na
tłumaczy „pułapek”, Kościół nie może zaprzestać wysiłku przybliżania Słowa Bożego,
3
Por. Esterhuysen, Africa at glance, Pretoria 1992, s. 25.
którego jest depozytariuszem w coraz to nowych formach, bliskich i zrozumiałych przez
współczesnych. Podkreśliła to w 1993 roku Papieska Komisja Biblijna, która w
zaaprobowanym przez Jana Pawła II ważnym dokumencie „Interpretacja Biblii w Kościele”
przypomniała, że inkulturację Biblii stosowano już w pierwszych wiekach, zarówno na
chrześcijańskim Wschodzie jak i Zachodzie. Autorzy dokumentu podkreślili, że inkulturacja
przyniosła błogosławione owoce i że proces inkulturacji wcale nie został zakończony, ale
musi być stale prowadzony w tym samym rytmie, w jakim ewoluują kultury i języki.
Kościół w Afryce zwracał szczególną uwagę na rolę inkulturacji w ewangelizacji tego
kontynentu. W Adhortacji Apostolskiej Ecclesia in Africa Jan Paweł II napisał: „Ojcowie
Synodalni często podkreślali, że szczególnie ważną rolę w dziele głoszenia Ewangelii
odgrywa inkulturacja, to znaczy proces, poprzez który katecheza <<wciela się>> w różne
kultury” (Ecclesia in Africa 59). Dodaje także, iż inkulturacja jest pierwszoplanowym celem i
pilną koniecznością w życiu Kościołów partykularnych, warunkiem prawdziwego
zakorzenienia się Ewangelii w Afryce, „nakazem ewangelizacji”, „drogą do pełnej
ewangelizacji”, jednym z największych wyzwań, jakie stoją przed Kościołem na kontynencie
u progu trzeciego tysiąclecia (tamże).
W 1994 roku Jan Paweł II inaugurując przygotowanie Kościoła do obchodów
trzeciego tysiąclecia wiary, zaprosił chrześcijan do odnowienia spojrzenia na Biblię (por.
TMA 40). Zdawał sobie przy tym sprawę z faktu, iż nowe czasy wymagają zmiany podejścia
do Pisma Świętego. Znakomicie zostało to wyrażone w Adhortacji Apostolskiej Ecclesia in
Africa: „Aby wierni rzeczywiście znali, kochali, rozważali i zachowywali w sercach słowo
Boże (por. Łk 2,19-51), należy pomnożyć wysiłki w celu ułatwienia dostępu do Pisma
Świętego, zwłaszcza przez wydawanie przekładów całości lub części Biblii, przygotowanych
– jeśli to możliwe – we współpracy z innymi Kościołami i Wspólnotami kościelnymi i
zaopatrzonych we wskazówki dla czytelnika, które ułatwią modlitwę, lekturę w rodzinie czy
we wspólnocie” (Ecclesia in Africa 58).
W procesie ewangelizacji, w działalności ewangelizacyjnej, pierwszorzędną rolę
odgrywa poznawanie i nauczanie słowa Bożego. Doświadczyłem tego osobiście podczas
mojego posługiwania w Zambii, w diecezji Mbala, misji Mambwe. Oprócz zwyczajnej pracy
duszpasterskiej, prowadziłem badania etnograficzne, starając się opracować historię ludu
Mambwe, jego zwyczaje, tradycję, kulturę. Ponadto zebrałem i opracowałem przysłowia i
bajki. Najważniejszym jednak zadaniem, jakiego się podjąłem, było tłumaczenie Nowego
Testamentu. Pragnę podzielić się doświadczeniem tej pracy, odpowiedzieć na pytania, jak
zrodził się pomysł przekładu Dobrej Nowiny na język Mambwe oraz jakie trudności należało
pokonać w tym niełatwym zadaniu.
Historia tłumaczenia Nowego Testamentu na język Mambwe
W Zambii rozpocząłem pracę w misji Mambwe, należącej do diecezji Mbala (obecnie
Kasama), w 1983 roku. Kiedy w maju tegoż roku dotarłem na miejsce, pierwszego dnia
rozpocząłem naukę języka lokalnego, zdając sobie od razu sprawę, że wkraczam w nieznany
mi, zaczarowany i zachwycający świat tradycji i kultury afrykańskiej.
Plemię Mambwe zamieszkuje północną część Zambii i południowo-zachodnią część
Tanzanii. Obszar ten graniczy z jeziorem Tanganika. Większość ludności jest związana z
tradycyjną kulturą rolniczą, pasterstwem. Krajobraz mocno zróżnicowany, na płaskowyżu o
przeciętnej wysokości ok. 1500 metrów, dostarcza niepowtarzalnych wrażeń. Szczególnie
urokliwy jest okres początku pory deszczowej, kiedy zieleń zachwyca delikatnością koloru, a
cała przyroda poddana tropikalnemu upałowi nie wysycha, ale czerpie z niego energię do
nowego rozwoju. W odróżnieniu od płaskowyżu środkowej Zambii, na terenie misji Mambwe
można zachwycać się licznymi pagórkami, tworzącymi łagodne łańcuchy górskie ponad
doliną rzek Saise czy Cozi. Tam właśnie rozpocząłem moją przygodę misyjną.
Przyzwyczajony do nauki języków europejskich, z trudem radziłem sobie z
bogactwem form gramatycznych i obfitością słownictwa afrykańskiego. Jednakże bardzo
szybko poznawanie nowej kultury i języka stało się dla mnie prowokującym i twórczym
wyzwaniem. Dzięki afrykańskim przyjaciołom, powoli wkraczałem w zupełnie nową
rzeczywistość. Przewodnikiem w tej podróży językowej, człowiekiem, któremu najwięcej
zawdzięczam, jest Daniel Simungala. Towarzyszył mi we wszystkim wyprawach w odległe
dla Europejczyka semantyczne przestrzenie. Między innymi dzięki niemu nieznana
dotychczas kraina stanęła przede mną otworem. Oczywiście zawsze mogłem liczyć na pomoc
katechistów, mówców opowiadających bajki - retorów znad równika (takich jak śp. Bernard
Kungula) oraz aktorów i tancerzy - szczególnie Sylwestra Siwiti, zawsze gotowego, by
przypasać do nóg dźwięczące bransolety i, mimo zaawansowanego wieku, zatańczyć któryś z
tradycyjnych tańców do złudzenia przypominający pantomimę czy groteskę.
Choć większość czasu pochłaniała praca duszpasterska, każdą wolną chwilę
poświęcałem na zbieranie materiału językowego do słownika mambwe – angielski, nad
którym zacząłem pracować w styczniu 1984 roku. Zgromadzone tworzywo w pierwszej
chwili przeraziło mnie swoją obfitością. Tysiące zapisanych karteczek, uporządkowanych
alfabetycznie, czekało teraz na opracowanie. Zrodził się pomysł wydania słownika, który nie
służyłby jedynie do tłumaczeń, ale także do nauki języka mambwe oraz poznania kultury i
tradycji tego ludu. Z tego powodu każde hasło zostało mocno rozbudowane - oprócz form
gramatycznych i wyrazów bliskoznacznych podałem sposoby użycia danego słowa. Wyrazy
kluczowe dla tradycji - takie, jak np. inicjacja, kult, zostały wyjaśnione bardziej szczegółowo.
Dzięki dużej wiedzy moich przyjaciół i przewodników, a szczególnie wspomnianego już
Daniela Simungali, umieściłem również w słowniku liczne przysłowia, w efekcie praca nad
językiem Mambwe została zwieńczona opublikowaniem dużego ich zbioru. W wydanym w
1994 roku słowniku znalazły się więc słowa użytku codziennego, ale również takie, które
wyszły z użycia, o których nikt w Mambwe, poza nieliczną grupą starych ludzi, „chodzących
encyklopedii”, nie pamięta.
Systematyczną i bardzo czasochłonną pracę nad tą publikacją przerwałem w okresie
tłumaczenia Nowego Testamentu, czyli w latach 1989 – 1991. Pomysł przekładu zrodził się
spontanicznie, w 1991 roku przypadała bowiem setna rocznica chrystianizacji Zambii, a lud
Mambwe jako pierwszy spośród 72 plemion przyjął katolickich misjonarzy. Dodać należy, że
mimo upływu tak wielu lat, lud Mambwe nie posiadał Nowego Testamentu w swoim
własnym języku. Protestanckie tłumaczenie z końca XIX wieku było nie do przyjęcia przez
rdzennych Mambwe. Czytelnik miał sporo kłopotów, żeby przebrnąć przez niezbyt
konsekwentny zapis językowy. Liczne zapożyczenia z języka swahili i przestarzałe formy
językowe oraz niespójność gramatyczna sprawiały, że lud Mambwe niechętnie sięgał po
egzemplarze Nowego Testamentu. Ludzie z plemienia Lungu mówili, że to swahili
wymieszane z Mambwe, natomiast lud Mambwe, iż język użyty w tej księdze jest miksturą
dwóch języków: swahili i lungu. W misji Mambwe, Mbala i Mpulungu misjonarze
posługiwali się tłumaczeniami przygotowanymi przez o. Marcelego Petitclair’a. Było to
solidne tłumaczenie, niemalże dosłowne. O. Marcel ze zgromadzenia Ojców Białych,
Misjonarzy Afryki, wiele czasu poświęcił na przygotowanie nie tylko tłumaczeń, ale ksiąg
liturgicznych i materiałów duszpasterskich dla katechistów (między innymi materiały na
nabożeństwa Liturgii Słowa). Przetłumaczył więc wszystkie perykopy używane w Liturgii
Słowa, ale nie było to kompletne tłumaczenie całego Nowego Testamentu. Oprócz braków,
zasadniczą ich wadą było używanie archaicznych terminów i składni, niespójność w
tłumaczenia występująca w tekstach synoptycznych, niespójność terminologiczna, zwłaszcza
w nazewnictwie. Trudność sprawiał również sam zapis, bardzo poprawny pod względem
gramatycznym (liczne elizje). Dzięki temu, ze ukazywał rdzeń poszczególnych wyrazów,
ułatwiał zrozumienie tekstu przez misjonarzy, natomiast dla Afrykańczyka był trudny do
przeczytania. Zwłaszcza młodzież nie radziła sobie z czytaniem tego tekstu. Zanim więc
rozpocząłem tłumaczenie, przeprowadziłem małą sondę wśród przyszłych czytelników, dzięki
temu doszedłem do wniosku, iż nowe tłumaczenie musi być tekstem zrozumiałym dla
młodego pokolenia. Zmiany językowe następują bowiem bardzo szybko i za parę lat mogłoby
się okazać, iż wielu nie rozumie użytego w tłumaczeniu języka lub czuje, iż jest to język obcy
dla nich.
Wspólnie z grupą wypróbowanych przyjaciół zasiadaliśmy codziennie do pracy nad
pierwszą translacją Dobrej Nowiny na język ludu Mambwe. Dopiero wtedy tak naprawdę i w
pełni uświadomiłem sobie, jak piękny i bogaty to język. Miałem wówczas okazję poznać
sekrety form narracyjnych, bogactwo metafor, różnorodność semantyczną wyrazów, aluzje i
paradoksy oraz wiele innych ciekawych zjawisk zachodzących w języku, którym na co dzień
posługiwali się moi przyjaciele. Dobierając więc grupę współpracowników, postanowiłem
zaprosić do pracy zarówno doświadczonych tłumaczy, od wielu lat związanych z
duszpasterstwem i tłumaczeniami (Daniel Daudi Simungala, Evaristo Sinkanzye i Silvester
Switi) oraz grupę młodzieży (Andrew, Mebo Kaputu). Teksty mieli czytać także katechiści,
których zadaniem była ocena jasności przekazu i stylu językowego. Dzięki zezwoleniu
ówczesnego biskupa, mogłem zająć się przede wszystkim tłumaczeniem Nowego Testamentu,
a w soboty i niedziele odwiedzałem poszczególne stacje misyjne. O. Marcel udostępnił mi
szereg wartościowych pozycji biblijnych używanych przy tłumaczeniach na języki
afrykańskie. Do dyspozycji – oprócz typowych pomocy biblijnych, słowników i konkordancji
– mieliśmy także przekłady Nowego Testamentu na języki europejskie i afrykańskie, m.in. po
angielsku, francusku, polsku oraz bemba, nyanja, swahili. Tesktem wyjściowym były
dotychczas przetłumaczone perykopy. Wspólnie czytaliśmy zdanie po zdaniu, analizując
wpierw treść i sens każdego zdania, a następnie nanosząc uwagi na teksty synoptyczne,
tworząc słownik terminów teologicznych (np. zbawienie, odkupienie, usprawiedliwienie,
imiona i nazwy własne itd.). Przede wszystkim zwracaliśmy uwagę na sens każdego zdania, a
później na jego formę językową. Pierwszy etap był więc swoistą egzegezą tekstu,
wydobywaniem właściwego sensu zdania, paragrafu, rozdziału, a dopiero potem
tłumaczyliśmy tekst na język Mambwe. Od czasu do czasu prosiłem o przeczytanie tekstu
przez grupę starszą, a następnie - oddzielnie już – grupę młodszą (młodzież Mambwe szybko
ulega wpływom starszych, przyznając im rację i nie podważając ich autorytetu. Kiedy jednak
pracują oddzielnie stają się bardziej krytyczni i chętniej wyrażają swoje opinie). Korzystając z
ich opinii, jeszcze raz czytaliśmy tekst już przetłumaczony, tym razem zwracając uwagę na
sens zdania w języku Mambwe i próbując porównać go z innymi tekstami (angielskim,
polskim, francuskim czy językami afrykańskimi). Ta procedura tłumaczenia i wielokrotnej
weryfikacji tekstu, a zwłaszcza ponownego, głośnego czytania była niezwykle ważna,
chodziło bowiem o to, aby tekst był nie tylko zrozumiały i brzmiał naturalnie, ale również
przez zbytnią pojemność znaczeniową nie odchodził od tekstu źródłowego.
Szczególną uwagę zwróciłem także na to, aby przekład zawierał odpowiednia wiedzę
biblijną, dlatego każdą księgę Nowego Testamentu poprzedziłem zwięzłym wstępem. W
tekście zostały umieszczone liczne przypisy, wyjaśnienia i odnośniki do innych ksiąg
biblijnych. Dołączyłem również ilustracje, aby pobudzić wyobraźnię czytelnika i pomóc mu
w zrozumieniu i medytowaniu przeczytanego tekstu. W pięćdziesięciostronicowym dodatku
zostały ponadto zamieszczone: słownik nazw Nowego Testamentu z podaniem miejsca ich
występowania, słownik teologiczny z licznymi cytatami oraz mapy biblijne. Przygotowanie
tego dodatku wymagało wiele wysiłku od całej grupy. Była to jednak praca konieczna, gdyż
tłumaczenie miało pomagać czytelnikom w zrozumieniu Pisma św., w przygotowaniu homilii,
katechez, modlitwy w grupach.
Nowe tłumaczenie miało także służyć uczestnikom spotkań w tzw. „Małych
Wspólnotach
Chrześcijańskich”
(Small
Christian
Communities).
Podczas
spotkań
pastoralnych w diecezji i kraju często podkreślano, iż Kościół tylko wtedy będzie żywotny,
gdy rozgałęzi się na wiele małych wspólnot, skupionych wokół Eucharystii i Słowa Bożego.
Takie wspólnoty powinny przede wszystkim dbać o własną ewangelizację, a poznawszy
Dobrą Nowinę nieść ją innym. Jan Paweł II w cytowanym już dokumencie Ecclesia in Africa
podkreślił, iż takie wspólnoty powinny być „miejscami modlitwy i wsłuchiwania się w słowo
Boże: miejscami, w których sami członkowie wspólnot uświadamiają sobie swoją
odpowiedzialność i uczą się uczestnictwa w życiu Kościoła; miejscami refleksji nad różnymi
ludzkimi problemami nad różnymi problemami w świetle ewangelii. Nade wszystko należy w
nich urzeczywistniać powszechną miłość Chrystusa, która wykracza poza naturalne bariery
solidarności klanowej, plemiennej czy innych grup połączonych wspólnotą interesów”
(Ecclesia in Africa 89).
Prosty język tłumaczenia, stosowne dodatki i wyjaśnienia, miały pomóc wszystkim,
którzy nie tylko chcieli się wsłuchać w Słowo Boże w własnym języku, ale wcielić je w życie.
Praca nad przekładem trwała blisko dwa lata. W każdym tygodniu było to 4 lub pięć dni od
godz. 8.00 do 16.00 z przerwą na obiad. Wszyscy współpracownicy, z wyjątkiem Mebo
Kaputu i Sylwestra Siwiti, którzy mieszkali daleko od misji (od 4 do 12 kilometrów), bardzo
rzadko spóźniali się do pracy, co można by nazwać małym cudem dokonującym się w misji
Mambwe.
Niektóre trudności podczas tłumaczenia NT na język Mambwe
W procesie tłumaczenia natknąłem się na szereg trudności, które warto w skrócie
omówić. Przede wszystkim nie ułatwiała pracy ciążąca odpowiedzialność za to niezwykłe
dzieło. Przychodziły na pamięć ostrzeżenia z Apokalipsy św. Jana: „Ja świadczę każdemu,
kto słucha słów proroctwa tej księgi: jeśliby ktoś do nich cokolwiek dołożył, Bóg mu dołoży
plag zapisanych w tej księdze. A jeśliby ktoś odjął co ze słów księgi tego proroctwa to Bóg
odejmie jego udział w drzewie życia i Mieście Świętym, które są opisane w tej księdze” (Ap
22, 18-19). Te słowa nie pozwalały mi zasnąć. Niektórzy radzą: chcesz zasnąć, zacznij
tłumaczyć. W moim wypadku – chyba to samo zdarzało się innym tłumaczom – z powodu
tłumaczenia Nowego Testamentu często nie mogłem zasnąć. Odczuwałem również presję
otoczenia, ponieważ nasza praca była pilnie obserwowana przez protestanckich tłumaczy,
którzy, niestety, nie włączyli się, aby przygotować ekumeniczne tłumaczenie.
Innym doświadczeniem było przekonanie, że nawet bardzo dobra znajomość języka
Mambwe nie gwarantuje, iż przekład będzie poprawny. Tak, nawet profesjonalnie
przygotowane grupy tłumaczy obcokrajowców nie są w stanie przełożyć poprawnie Słowa
Bożego na język afrykański. Ich wiedza słownikowa nie obejmuje bowiem koniecznej wiedzy
na temat kultury, wierzeń religijnych, społecznych czy politycznych aspektów życia.
Natomiast tłumaczom miejscowym potrzebna jest obszerna wiedza semantyczna, biblijna,
archeologiczna i socjolingwistyczna. Łatwo wpaść w pewne niebezpieczne koleiny, np.
skoncentrować się na problemach słownikowych, a mniejszą uwagę zwracać na kontekst, na
zrozumiałość tekstu, na sens tłumaczonego fragmentu. Tymczasem każde zdanie musi być
rozumiane w kontekście całego paragrafu czy nawet rozdziału. Dobry przekład na język
afrykański można jedynie osiągnąć dzięki cierpliwej współpracy dwóch grup: teologicznobiblijnej i miejscowej.
Niektórzy sądzą, iż dobre tłumaczenie jest wynikiem wysoko wyspecjalizowanego
naukowca. Taka osoba może poprowadzić spójne, teologicznie poprawne tłumaczenie. Z
mojego doświadczenia i na podstawie opinii innych tłumaczy o proweniencji protestanckiej,
wynika, iż język stosowany przez naukowców, specjalistów biblijnych jest tak mocno
skomplikowany, iż zwyczajny śmiertelników niechętnie sięga po tego rodzaju teksty.
Niewątpliwie najłatwiej dokonać tłumaczenia dosłownego, literalnego, ale taki tekst jest
niezwykle trudny do zrozumienia. Dlatego można usłyszeć opinie, iż lepsze są tzw. przekłady
dynamiczne czy też idiomatyczne. Czy lepsze? W niektórych tłumaczeniach afrykańskich
(np. protestanckie tłumaczenie Nowego Testamentu na język bemba) znalazły się teksty
pozaskrypturalne. Tłumacz umieścił przysłowie bemba, które jego zdaniem najlepiej
oddawało sens tekstu natchnionego.
Tłumaczenia dla „współczesnego czytelnika” przekazują bardzo często zniekształcone
treści w atrakcyjnej formie. Czasem pojawiają się absurdalne „dynamiczne” tłumaczenia
Biblii. Klasycznym przykładem takiego tłumaczenia jest wersja zwana Cotton-Patch.
Przetłumaczona z greckiego w latach 60.tych ubiegłego stulecia, zawiera szereg
kontrowersyjnych i szokujących fraz. Tłumacz, Calrence Jordan, usiłował nie tylko zastąpić
nowoczesnym językiem biblijne archaizmy, ale zmienił nawet nazwy przedmiotów, nie
będących już w użyciu, nazwami nowoczesnymi. Czasem wprowadzał zupełnie nowe i
dziwaczne porównania. W jego tłumaczeniu nazwę Palestyna zastąpił Ameryką Południową,
Mateusz celnik został urzędnikiem Izby Skarbowej (Internal Revenue Service) itd. Absolutnie
dziwacznie brzmi passus o postach Mt 9,16-17. W dowolnym tłumaczeniu tekst angielski
brzmi następująco: „Nikt nie używa nowego materiału, który się nie zbiegł, aby z niego
uczynić łatę na ubraniu, które już było prane. Zbiegając się bowiem oberwie stary materiał i
powstanie rozdarcie. Nikt też nie wkłada nowych dętek do starych, łysych opon. W
przeciwnym razie, opony wystrzelą i dętki zostaną zniszczone i opony zostaną rozdarte.
Raczej nowe dętki zakłada się do nowych opon, co pozwoli na jazdę przez wiele
kilometrów”.
Tłumacz powinien odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czym chodzi mu o
tłumaczenie, o translację czy dokonanie przekładu? Słowo tłumaczenie zawiera wiele
niejasnych konotacji. Oznacza bowiem proces wyjaśniania, przybliżania czegoś co jest
niezrozumiałe.
Dokonanie
przekładu
jest
już
bardziej
precyzyjnym
określeniem.
Znaczeniowo jest bliższe łacińskiemu translatus, co oznacza nieść, przenosić, dokonać
transferu. W odniesieniu do tekstu należy więc zapytać, co jest przenoszone? Odpowiedź
może być tylko jedna: znaczenie. Tłumacz powinien więc zawsze pamiętać, iż jego zadaniem
nie jest przeniesione w nową sferę językową formy, ale znaczenia, czyli idei, sensu myśli,
orędzia. Forma jest jedynie narzędziem, dzięki któremu można dokonać przeniesienia
znaczenia. Warto tutaj zaznaczyć, iż forma określająca znaczenie może znacznie się różnić,
natomiast znaczenie musi pozostać niezmienne. Takie założenie jest niełatwe do spełnienia z
wielu powodów. Znaczenie można wyrazić na wiele sposobów i dzięki różnorakim formom, i
co więcej, jedna forma może zawierać wiele znaczeń. Czym większa jest różnica kulturowa,
cywilizacyjna tym trudniejsze jest zadanie tłumacza.
Klasycznym przykładem przytaczanym przez wielu tłumaczy, jest tekst w języku
angielskim:
They blamed John for the problem
They blamed the problem on John
They sad John was responsible for the problem.
They accused john of being responsible for the problem
Podobnie jedna forma może wskazywać na całkowicie różne znaczenie. Szczególnie
trudne
są
gramatyczne
formy
posiadacza.
wyrażenie,
Warto
zwrócić
uwagę
na
greckie
, które ma dwa różne znaczenia. W
liście do Rzymian 8,39 oznacza miłość Boga, a w 1 liście św. Jana 5,3 miłość do Boga.
Tłumacz musi mieć stale na uwadze, iż ta sama forma tekstu oryginalnego może posiadać
różne znaczenia w zależności od kontekstu. W niektórych wypadkach trudno jednoznacznie
przetłumaczyć znaczenie danego wyrażenia i jeśli tłumacz dojdzie do wniosku, iż samo
stwierdzenie w języku oryginalnym posiada wiele znaczeń to i w tłumaczeniu taka
wieloznaczność
powinna
zostać
zachowana.
Należy
także
wybrać
odpowiednie
sformułowanie dla określenia znaczenia, nie poszerzając zakresu znaczeniowego. Zasadniczą
trudnością jest tutaj niekompatybilność niektórych form gramatycznych. Trudnością, z którą
wielokrotnie
musiałem
się
borykać,
było
przetłumaczenie
aplikatywnych
form
czasownikowych. Klasycznym tego przykładem może być czasownik –fwa (umrzeć) i jego
forma aplikatywna –fwila (umrzeć za kogoś, z jakiegoś powodu, dla spełnienia jakiegoś celu).
Przy tłumaczeniu tekstu: Jezus umarł za nas, pojawiły się trudności, bowiem odpowiednik w
języku Mambwe: Yesu watufwilile, z jednej strony oznacza: Jezus umarł za nas, ale może
także oznaczać, iż Jezus poniósł śmierć za nas z powodu rzuconego uroku czy magii. Innym
niezwykle trudnym tekstem było wyrażenie dotyczące zmartwychwstania (ukuzyukuka) i
przywrócenia do życia (ukuzyula). I w tym wypadku czyha na tłumacza pułapka, gdyż
czasownik ukuzyukuka, oznacza zostać odkopanym, powrócić z grobu, powrócić do życia, a
czasownik ukuzyula, obudzić, otworzyć oczy, odkopać z grobu, przywrócić do życia.
Nieumiejętne posłużenie się tymi terminami może wprowadzić czytelnika w błąd, sugerując,
że Jezus został wykopany z grobu lub też wydobyte z grobu ciało zostało poddane obrzędom
magicznym.
Wspomniane powyżej niektóre trudności i pułapki czyhające na tłumacza pozwalają
na opisanie procesu tłumaczenia Pisma Świętego jako dwuetapowego procesu zwrotnego. Po
dokonaniu jasnego rozróżnienia pomiędzy formą a znaczeniem (sensem), tłumacz rozpoczyna
proces analizy znaczenia jednej formy językowej i próbuje ukazać to same znaczenie,
posługując się inną formą językową. Pierwszy etap tłumaczenia to nic innego, jak precyzyjne
określenie znaczenia danego tekstu źródłowego, co często przez biblistów zwane jest
egzegezą biblijną. Ten etap jest znacznie łatwiejszy niż następny, gdyż tłumacz bowiem może
znaleźć wiele pomocy naukowych wypracowanych przez biblistów.
Drugi etap jest znacznie trudniejszy. Odkryte poprzez egzegezę znaczenie, często
posiadające wiele wątków i aplikacji, należy wyrazić poprzez jedną, jedyną formę językową.
W wypadku pierwszych tłumaczeń na nowy język, tłumacz musi wybrać jedną formę, która
będzie najbliższa znaczeniowo tekstowi źródłowemu, ale jednocześnie nie będzie zbyt
„pojemna”, tak by czytelnik odkrył podstawowe znaczenie tekstu. Czasem jedynym
sensownym zabiegiem, chroniącym przed zniekształceniem znaczenia tekstu, jest
skorzystanie z zapożyczeń słów z innych języków. W takim wypadku należy zwrócić uwagę
na to, czy zapożyczone słowo powszechnie weszło w codzienne użycie grupy językowej, czy
też jest jeszcze poczytywane jako słowo obce. Obrazuje to następujący dylemat, przed którym
stanęła grupa tłumacząca imię trzeciej Osoby Trójcy Świętej. Duch w języku mambwe to
Mupasi. Jednakże panteon istot duchowym jest w religii tradycyjnej niezwykle bogaty. Lud
Mambwe wierzy w duchy dobre i złe, duchy, będące terytorialnymi strażnikami miejsc (duch
wodospadu, potężnych drzew, gór, jeziora), czy też duchy przodków. Intrygująca jest
eschatologia tego ludu. Dusza po śmierci staje się duchem przodka, a właściwie żywegozmarłego. Ta istota może zamienić się w ducha złego, zwanego ciwa lub w ducha dobrego,
czystego, czyli mupasi muswepe. Niektórzy tłumacze protestanccy imię Duch Święty
przetłumaczyli jako Mupasi Muswepe, sugerując, iż przymiotnik muswepe, najbardziej
zbliżony jest do przymiotnika święty, gdyż oznacza czysty, jasny. Rzeczywiście w
tłumaczeniu dosłownym taka forma byłaby uzasadniona, jednakże pominięto by analizę
znaczeniową, opartą o znajomość religii tradycyjnej tego ludu. Niebezpieczeństwo
zafałszowania tekstu jest więc ogromne. Czytelnik może odnieść wrażenia, że naturę boską
posiada tylko Bóg Ojciec (Leza Tata), natomiast Syn Boży (Leza Mwana) to już tylko
człowiek, a Duch Święty (Mupasi Muswepe) to duch człowieka, który zmarł, jest blisko Boga
i jest duchem sprzyjającym człowiekowi i jego klanowi. Po długich dyskusjach przyjęliśmy
terminologię swahili Mupasi Mutakatifu, gdyż lud Mambwe ten termin odnosił tylko do
Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, a nie do duchów przodków.
Proces tłumaczenia musi więc być poddany przez tłumacza weryfikacji. Po dokonaniu
egzegezy tekstu i wydobyciu znaczenia tekstu źródłowego oraz ubraniu go w nową formę
językową, tłumacz musi ponownie przeanalizować zakres znaczeniowy przekładu i zadać
pytanie, czy znaczenia w obu formach językowych są identyczne, czy też – tak w wypadku
tłumaczenia zdania Chrystus zmartwychwstał lub Duch Święty (Mupasi Muswepe) – zakres
jest zbyt szeroki. Wydaje się, że jednym z częściej popełnianych przez tłumaczy błędów, jest
zbyt pojemne znaczenie tekstu przetłumaczonego.
Mając na uwadze powyżej omówione trudności, można stwierdzić, że tłumaczenie
dosłowne jest niepoprawne, gdyż prowadzi do zafałszowania znaczenia, sprawia, że tekst
staje się niezrozumiały i pozbawiony piękna. Także w Piśmie Świętym możemy znaleźć
przykłady tłumaczenia opartego na zachowaniu znaczenia danego wyrażenia, a nie sztywnego
tłumaczenia dosłownego. Także sami czytelnicy poszukują tłumaczenia precyzyjnego, ale
przedstawionego w formie naturalnie brzmiącej.
Co do tłumaczenia dosłownego, nikt już chyba nie głosi poglądu, iż Pismo Święte
powinno być tłumaczone słowo w słowo. Tak naprawdę i takie tłumaczenie nie jest możliwe,
gdyż zakres znaczeniowy słów lub wyrażeń różnych języków się nie pokrywa. Czy jest
jednak możliwe tłumaczenie, które byłoby całkowicie wolne od interpretacji? Odpowiedź jest
tylko jedna: takiego tłumaczenia nie ma i nie będzie. Znakomitym przykładem jest tutaj
greckie słowo
. U Marka 1,13 czytamy:
“ _____ zaś mu usługiwali”
W tym tekście liczba mnoga angeloi oznacza aniołowie, nadprzyrodzeni słudzy,
posłańcy Boga. Natomiast u Łukasza 7,24 znajdujemy tekst:
“ Gdy _____ Jana odeszli”
W tym tekście angelón oznacza wysłannicy (człowieka), uczniów, posłanych przez
Jana.
Wniosek: znaczenie określa lub precyzuje kontekst bezpośredni (Łk 7,18-20) lub
szeroki (Hbr 1,13). Słowo
oznacza wysłannik, ale czy jest to duch nadprzyrodzony
czy też wysłannik człowieka, możemy dopiero odkryć po analizie kontekstualnej.
Warto też przeanalizować niektóre fragmenty tłumaczenia, dokonane przez samych
ewangelistów. Takim klasycznym przykładem jest tekst Marka 5,41 zawierający aramejskie
wyrażenie Talitha kum i jego greckie tłumaczenie. Św. Marek tłumaczy:
Marek tłumacząc tekst aramejski, dodaje rodzajnik tó i wtrąca mówię ci. Z pewnością
tłumacz chciał, by tekst był jednoznacznie zrozumiany przez czytelnika. Pominięcie mówię ci,
mogłoby sugerować, iż Jezus był bardzo nieuprzejmy, czy wręcz grubiański. Dodając słowa,
których Jezus nie wypowiedział (mówię ci), Marek uniknął wieloznaczności wypowiedzi i nie
wpadł w pułapkę niewolniczej wierności tekstowi źródłowemu i przedstawił dokładne, choć
nie literalne tłumaczenie. Wskazówka dla tłumaczy zawarta w fragmencie Mk 5,41 jest
niezwykle cenna: tłumacz musi przede wszystkim dbać o zachowanie znaczenia i sensu
tłumaczonych tekstów, nie zaniedbując troski o klarowność i płynność językową.
Warto też bliżej przyjrzeć się tekstowi, który odnosi się do tych, którzy muszą Słowo
Boże interpretować i je tłumaczyć. Chodzi tutaj oczywiście o słynny passus z Apokalipsy: „Ja
świadczę każdemu, kto słucha słów proroctwa tej księgi: jeśliby ktoś do nich cokolwiek
dołożył, Bóg mu dołoży plag zapisanych w tej księdze. A jeśliby ktoś odjął co ze słów księgi
tego proroctwa, to Bóg odejmie jego udział w drzewie życia i w Mieście Świętym – które są
opisane w tej księdze” (Ap 22,18n).
Jak to wcześniej zaznaczyłem, tekst ten należy traktować z całą powagą. Należy
jednak dotrzeć do zasadniczego znaczenia napisanych przez św. Jana słów. Kluczowym
słowem z całego fragmentu jest greckie słowo:
(logos). Wyraz ten, często
występujący w Nowym Testamencie, w pierwszym rzędzie oznacza słowo. Podobnie jak w
wypadku
(angelos), logos może oznaczać także: prawdę, treść, coś, co zostało
powiedziane, nauczanie itd. Tak też w tłumaczeniu na język mambwe słowo logos w
zależności od kontekstu oznacza:
Mt 19,22
Lelo umulumendo wii lino uvwa mazwi yaa
Mk 5,36
Yesu wene atasakamile uku mazwi yao
Łk 1,29
Maria, apa kuvwa mazwi yaa
J 2,22 yazumila umu malembelo yatakatifu nu mwizwi lino Yesu wavwanzile
2 Ptr 1,19
tukweti na mazwi ya mpomvu
Gal 5,14
umu kulondela iceo
1 Tym 6,3
nu kukana zumila amasunde
2 Tym 4,15
wankanilila apakalamba vyonsi vino twatasile
Ap 1,2 ala kamboni apa mazwi yakwe Leza
Hbr 4,12
Izwi lyakwe Leza lili lyumi
J 1,1 i 14
Apa utandiko Izwi apano wali, nIzwi wali pamwi na Leza, .... NIzwi
waicisile umuntu.
W tym kontekście passus z Ap 22,18n logos należy rozumieć, jako nakaz wiernego
przekazania sensu proroctwa i nauczania w nim zawartego, a nie literalnej, słowo w słowo,
wierności tłumaczeniu.
Zakończenie
Rok 1991 miał dla ludu Mambwe szczególny charakter. Wraz z innymi 72 ludami
Zambii obchodzono jubileusz 100-lecia Kościoła katolickiego. Radość powiększał fakt, iż
pierwsza misja o charakterze stałym została założona wśród ich przodków, w miejscu dziś
zwanym Old Mambwe (Stare Mambwe) lub Mambwe Mwela. Tam zrodziła się pierwsza
wspólnota katolicka, tam zostali pochowani pierwsi misjonarze, tam zostało zasiane Słowo
Boże i złożone ofiary z życia.
Na jubileusz było gotowe tłumaczenie Nowego Testamentu. Tego roku w uroczystość
Zesłania Ducha Świętego przekazaliśmy tekst do druku, a we wrześniu lud Mambwe otrzymał
pierwsze 20 tys. egzemplarzy Dobrej Nowiny w ich języku. Praca naszej grupy tłumaczy
zaczęła szybko przynosić owoce. Małe wspólnoty chrześcijańskie spotykając się na
cotygodniowym rozważaniu Słowa Bożego, miały w ręku księgę napisaną w ich własnym
języku. Raduję się, że od 1991 roku w licznych kaplicach misji Mambwe wnoszona jest
procesyjnie księga Nowego Testamentu, symbolicznie oddając ważny dla ludu Mambwe fakt,
że Słowo Boże dzięki temu tłumaczeniu „wcieliło się” w ich kulturę i życie, stało się
integralną częścią ich życia. Zapewne lud Mambwe ma nadzieję, że nadejdzie chwila, gdy w
podobnej procesji do ołtarza będzie wnoszona cała Biblia przetłumaczona na język ich ojców.
Oczekują więc dnia, w którym w uroczystym geście podniesienia w górę celebrans ukaże i
pobłogosławi zgromadzonemu ludowi całą księgą Pisma Świętego. Zadaniem Kościoła jest
bowiem przekazywanie wiernym w całości cennego skarbu świętej Biblii.
Ks. Andrzej Halemba, FD Katowice
Download