Caritas Brata Alberta Na czym w istocie polega wyjątkowość i

advertisement
2
(14)
2007
CARITAS BRATA ALBERTA
Na czym w istocie polega wyjątkowość i
aktualność „Patrona naszego trudnego przełomu”?
Jakie cechy jego osobowości mogą pomóc nam dzisiaj
w realizacji chrześcijańskiego przykazania miłości
miłosiernej? Jestem głęboko przekonany, że przyczyn
trwałości i wielkości jego dzieła należy szukać
w głębi wewnętrznego doświadczenia – w jego
osobistej relacji z Bogiem, Źródłem wszelkiego
dobra.
br. MAREK BARTOŚ
Chrześcijańska
miłość – CARITAS
w życiu i posłudze
św. Brata Alberta
referat [skrót]
We wstępie do Przewodnika do Reguły III Zakonu św. Franciszka Brat Albert
pisał: Wielkie dzieła nie rodzą się na powierzchni duszy stykającej się
z ciałem, lecz z jej głębi, w której styka się z Boskim Duchem (s. XXXIX).
Istotą życia duchowego każdego chrześcijanina oraz główną zasadą
zjednoczenia człowieka z Bogiem jest miłość – caritas. Dlatego też papież
Benedykt
XVI
w swojej pierwszej encyklice naucza o miłości, którą Bóg nas napełnia i którą
mamy przekazywać innym (n. 1). Miłość jest tożsama z istotą i istnieniem Boga,
tak jak mówi nam to Nowy Testament, objawiając tajemnicę miłości słowami
św. Jana: Bóg jest miłością (1 J 4, 16) – po grecku: agape, po łacinie: caritas.
Miłość caritas ma charakter nadprzyrodzony. W teologii określa się ją jako
cnotę teologalną wlaną. Podstawą uzyskania miłości jako cnoty wlanej jest udział
w łasce uświęcającej, którą człowiek otrzymuje w sakramencie chrztu. Oznacza to
w praktyce, że człowiek uczestniczy w miłości samego Boga; kocha tą miłością,
którą kocha Bóg; jego czyny są dziełem Bożym. Tutaj waży się wartość dobrych
czynów. To, czy one będą naprawdę chrześcijańską caritas, czy też jedynie pracą
charytatywną, zależy od tego, czy są zakorzenione w życiu nadprzyrodzonym.
Dokładnie tak, jak pisał Brat Albert: wielkie dzieła rodzą się z głębi duszy, w której
spotyka się ona z Bogiem – gdyż to Bóg jest Miłością.
Adam Chmielowski został ochrzczony już w dzieciństwie – otrzymał jakby w
zalążku wlaną cnotę miłości. W celu osiągnięcia pełni Bożego daru, nieodzowna
jest jednak współpraca człowieka z otrzymaną łaską, która przejawia się m.in. w
rozwoju cnót moralnych. Na rozwój osobowości Adama Chmielowskiego
największy wpływ wywarła jego matka: osoba wrażliwa, uzdolniona artystycznie,
cechująca się pogodnym usposobieniem i autentyczną pobożnością. Atmosfera
patriotyczna i religijna rodzinnego domu znacznie przyczyniła się do
ukształtowania postawy miłości ojczyzny, której owocem był jego udział w
Powstaniu Styczniowym. Następnie, poruszając się w kręgu twórców kultury, dał
się poznać – wedle słów Heleny Modrzejewskiej – jako „wzór cnót
chrześcijańskich”. Dalsza współpraca z łaską Bożą owocuje głęboką świadomością,
na czym polega istota miłości, o czym pisze do swego przyjaciela Józefa
Chełmońskiego podczas próby życia zakonnego u jezuitów: „...pisze do Ciebie
moja miłość chrześcijańska – a czy wiesz, co to jest miłość? – Miłość jest Bóg,
Duch Święty jest miłość.”
Nadprzyrodzony charakter cnót w życiu Adama Chmielowskiego najpełniej
przejawił się w jego decyzji porzucenia wszystkiego: sławy, talentu, sztuki,
arystokratycznych salonów, kariery artystycznej i zejściu na samo dno ludzkiej
nędzy, by przywracać człowiekowi należną mu godność. Karol Wojtyła w sztuce
Brat naszego Boga ukazał nam religijne źródła przemiany, która dokonała się w
życiu Adama Chmielowskiego. Owo duchowe przeobrażenie miało miejsce, według
autora dramatu, podczas pracy nad obrazem Ecce Homo. Karol Wojtyła
przedstawił duchową przemianę Adama w swoistym wewnętrznym dialogu przy
sztalugach:
„- A więc: tak, tak... Ja Będę wartał tym wydziedziczeniem, będę wartał tyle,
ile utracę. Ile zgubię. Ile pozbędę (...)
- Ale powiedz – czy możesz tego żądać od człowieka? Czy możesz tego żądać
ode mnie? Jak mam przestać być tym kim jestem? - - Ty musisz przybrać dla mnie ten kształt. Ten kształt, który obejmuję duszą,
i te plamy barw na płótnie – i Ty w tylu ludziach – to jedno – ...”
Miłość bliźniego ze względu na miłość do Boga to jedna z najistotniejszych cech
chrześcijańskiej caritas. Św. Brat Albert prawdę tę wyraził swoistym nakazem:
Służyć najuboższym upatrując w nich Chrystusa Pana ubogiego. Pewnego razu
widząc, jak ktoś niezbyt starannie przygotowywał posiłek dla ubogich, Brat Albert
powiedział dobitnie, że tak należy strawę przyrządzać, aby (...) Pan Jezus nie
skarżył się potem na nas, że był głodny w osobie ubogich na ziemi, a myśmy Go
niezdrową, czy źle przyrządzoną potrawą raczyli.
Ojciec ubogich nawet w ludziach upadłych moralnie dostrzegał jakieś
fundamentalne dobro, mówiąc, że „ludzie są z gruntu dobrzy, a tylko wielkie
nieszczęścia i warunki zmieniają ich. Takim nieszczęśliwym tylko współczuć
można, a nie potępiać”. To, co w człowieku nie podlega całkowitemu zniszczeniu,
i co stanowi o jego niezbywalnej godności, a także daje nadzieję na poprawę
i nawrócenie, to wartość jego człowieczeństwa. Dlatego, silnie zakorzeniony w
wierze, stosunek Ojca ubogich do nędzarzy nacechowany był szacunkiem,
dobrocią, wyrozumiałością, cierpliwością, gotowością do przebaczenia i
zaufaniem.
Postawa miłości bliźniego, ugruntowana w miłości Bożej, ostatecznie
urzeczywistnia się dzięki nadprzyrodzonemu darowi, stąd modlitwa Brata Alberta
o łaskę miłości wlanej: „Tak mi Panie Jezu dopomóż. Pomnóż siłę kochania tylko
Ciebie. Daj, żebym był do Ciebie podobny”.
Człowiek obdarzony łaską, zdolny jest do kochania nawet nieprzyjaciół. Adam
Chmielowski obdarowany tą duchową mocą, potrafił przebaczać tym, którzy
nadużyli jego zaufania, np. okradając go we własnym mieszkaniu, które
udostępniał ubogim. Pewnego razu, gdy jeden z braci nie chciał wydać żebrakowi
kolejnej
z rzędu koszuli, uważając, że ten sprzeda ją i przepije, Brat Albert powiedział: My
nie służymy pijakom, tylko Chrystusowi – i nakazał wydać koszulę.
Zdolność miłowania nawet nieprzyjaciół wskazuje na uniwersalizm miłości
chrześcijańskiej. Przytuliska Brata Alberta były otwarte i dostępne dla każdego
potrzebującego pomocy, bez względu na stan, wyznanie, narodowość, wiek,
prowadzenie się, przynależność partyjną itd. Pracę wśród nędzarzy rozpoczął w
dzielnicy żydowskiej, i to właśnie Żyd, Juda Birnbaum, przyczynił się do tego, że
Gmina przyznała Bratu Albertowi prawo do objęcia opieką miejskiej ogrzewalni.
Cnota miłości chrześcijańskiej, jak uczy teologia, posiada za swój przedmiot
materialny dwie rzeczywistości: Boga i człowieka. Stąd mamy dwa przykazania
miłości, lecz jedną cnotę caritas, której głównym przedmiotem jest Bóg, a bliźni ze
względu na Boga (Tomasz z Akwinu). Istnieje pewien hierarchiczny porządek
dóbr, ku którym miłość zostaje skierowana oraz porządek różnych okoliczności,
w których jest urzeczywistniana. Na czele dóbr, do których dąży caritas, stoi
Dobro Najwyższe – Bóg, dlatego św. Brat Albert zapisał, że zjednoczenie z Bogiem
jest ważniejsze od wszelkich innych obowiązków, w nim jest najpewniejszy
środek doprowadzenia wszystkiego ku dobremu. Niemniej jednak w określonych
okolicznościach, ze względu na konieczność oddania posługi bliźniemu,
bezpośrednie obowiązki wobec Boga powinny ustąpić obowiązkom wobec
człowieka, któremu służąc służymy także – choć pośrednio – samemu Bogu. Tak
też rozumiał to Ojciec ubogich, stosując wincencjańską zasadę opuszczenia
Chrystusa dla Chrystusa. Gdy chodzi o samego człowieka, to najważniejsza jest w
nim sfera duchowa. W porządku wykonania jednak, wcześniejszego działania
domagają się potrzeby zaspokojone w mniejszym stopniu. Tym, co w pierwszym
rzędzie stało się celem posługi Brata Alberta i założonych przez niego zgromadzeń,
był natychmiastowy ratunek każdego ubogiego w jego podstawowych potrzebach.
Dopiero po zaspokojeniu niezbędnych potrzeb związanych z fizyczną egzystencją
człowieka można przystąpić do działań, które pozwolą mu na coraz większą
samodzielność, nauczą umiejętności samopomocy, włączą go w nurt życia
społecznego. Św. Brat Albert tą dalszą działalność uważał za konieczny warunek
posługi wobec ubogich: Jeżeli człowiek jest już poratowany, trzeba mu
bezpośrednio otworzyć niejaką furtkę do wyjścia z nędzy, inaczej bowiem
prawie i nie warto go było ratować. Stać się zaś to może tylko przez pracę, którą
wtedy podsunąć i ułatwić mu trzeba, a już najlepiej pracę zarobkową, bo
nadzieja samodzielnego zarobku jest tu uczciwym a do pracy i pilności
dostatecznym
zwykle
motorem.
Inicjatywa
i wolność osobista [to] rzeczy każdemu człowiekowi najdroższe, które w
działaniu dobroczynnym koniecznie uszanować trzeba. Równolegle troszczył się
Brat Albert o realizację duchowych potrzeb swoich podopiecznych. Dlatego w
przytuliskach, według zaleceń św. Brata Alberta, należy pouczać prawd wiary,
nakłaniać do modlitwy, słuchania Mszy św., do spowiedzi; organizować
rekolekcje. Dbał też
o umożliwienie bezdomnym uczestnictwa w życiu
kulturalnym.
Papież Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est uczy, że ci, którzy chcą
zaangażować się w pracę charytatywną w Kościele powinni być osobami
dotkniętymi przede wszystkim miłością Chrystusa, których serce swą miłością
zdobył Chrystus, budząc w nich miłość bliźniego (n. 33). Dziś, gdy praca
charytatywna
została
w wysokim stopniu zinstytucjonalizowana, „trudny przełom” musi dokonywać się
we wnętrzu każdego chrześcijanina i każdego Polaka, „nie na powierzchni duszy,
lecz w jej głębi, tam, gdzie styka się z Boskim Duchem”. Zanim pójdziemy do
potrzebujących, musimy usłyszeć w głębi serca: „– a czy wiesz, co to jest miłość? –
Miłość jest Bóg, Duch Święty jest miłość”.
br. Marek Bartoś
PRZĘSŁO
ks. kard. Stanisław Dziwisz
z kazania podczas Mszy św. na Wawelu
w 90. rocznicę śmierci św. Brata Alberta
Św. Brat Albert zbudował w Krakowie jedno przęsło
wielkiego mostu miłosierdzia;
mostu, po którym do dziś idą tysiące ludzi
pragnących nieść miłość Chrystusa ludziom potrzebującym. […]
Życzę, aby święty Brat Albert,
który był dla wszystkich „dobry jak chleb”,
dopomógł nam tu zgromadzonym i wszystkim Polakom
do odzyskania wzajemnej dobroci.
Ks. Nocoń postawił obok „chatki” Brata Alberta pomnik poświęcony pamięci ks.
Idziego, który zginął w górach w dzień Matki Bożej Zielnej, gdy poszedł zbierać
zioła. Po ks. Idzim została też następująca historyjka:
„Zbliżały się imieniny s. Generalnej Emeryki. Trwały intensywne przygotowania
do tego wydarzenia. Część artystyczną miały wypełnić występy aspirantek.
Uroczystości miały się odbyć w dużej rozmównicy, trwały więc tam prace przy
wykonaniu dekoracji. Poszły w ruch najdziwniejsze narzędzia rodem z kuchni, a
więc młotki do ubijania mięsa i tasaki. W pewnym momencie wkroczył do
rozmównicy szczupły, wysoki ksiądz w sutannie z czarną aktówką pod pachą.
Podszedł do telefonu, aktówkę położył na stojącym obok krześle, na którym leżał
duży, ciężki czarny tasak, taki toporek, – wybrał numer i prowadził bardzo
ożywioną rozmowę. Robił wrażenie człowieka bardzo roztargnionego. Kończąc
rozmowę sięgnął po swoją cenną aktówkę, ale zamiast jej wziął tasak i dziarsko
ruszył do furty. S. furtianka bardzo podejrzliwie spojrzała na niego, na jej twarzy
malował się niepokój, jako że twarz "przestępcy" wyrażała chłód i surowość. W
milczeniu otworzyła furtę, a zrobiła to z ogromną skwapliwością i ulgą, że się
pozbędzie intruza. Dopiero w tym momencie ksiądz zorientował się, że pod pachą
dzierży narzędzie zbrodni, a nie aktówkę, i tu wybuchnął gromkim śmiechem, bo
też dopiero teraz zrozumiał dziwne zachowanie furtianki.”
=======================================================================
Kiedyś Michał (lat 10) o coś poprosił matkę, która odpowiedziała „nie”.
co on zapytał: „dlaczego?” Matka zaczęła wyjaśniać, lecz Michał jej
przerwał: „wiesz mamo, ty zupełnie nie umiesz mówić "nie". Kiedy się
mówi "nie" trzeba wyprostować się, popatrzeć prosto w oczy i w żadnym
wypadku nie tłumaczyć dlaczego. Mieliśmy w szkole spotkanie
z psychologiem i on nam to wszystko wytłumaczył”
.Na
NIE!
=======================================================================
Odpowies. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
dzialni br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664]
Download