Wakacyjny odpoczynek Dopóki żyjemy, stale coś robimy i inni poznają nas po tym, co zdziałaliśmy. Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że Bóg: ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął (2,2). W biblijnym opisie stworzenia Bóg wypowiada słowo, ale ono jest wiecznym działaniem; stało się światłością, ziemią, morzem, roślinami, ciałami niebieskimi, ptactwem, zwierzętami, ludźmi. Stworzony świat jest więc urzeczywistnioną Bożą myślą, a w nim znajdujemy się my ludzie - z jakże ogromnym potencjałem twórczym i z naszą aktywnością. Praca i wypoczynek przynależy ludzkiej osobie, życie człowieka jest na przemian pracą i wypoczynkiem. W poszczególnych okresach życia wygląda to różnie: w dzieciństwie inaczej niż w wieku dojrzałym, a już zupełnie inaczej w jesieni życia. Zawsze jednak jesteśmy tym, czym uczynił nas Bóg i czym my sami siebie czynimy także poprzez pracę i kulturę wypoczynku. Żyć oznacza pracować razem z "pracującym Bogiem", bo w sensie filozoficznym jest On definiowany jako pełnia działania. Żyć, znaczy także wypoczywać wraz z Nim. W Ewangelii Jezus mówił o sobie i o Ojcu, jako o tych, którzy stale działają, pracują (por. J 5,17). Także apostołowie zostali kiedyś zaproszeni przez Jezusa do skorzystania z wypoczynku, byli bowiem zmęczeni i głodni: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco (Mk 6,31). Ich miejscem odpoczynku miał być piękny teren przy Betsaidzie, gdzie w wiosennej porze było dużo zieleni. 1 Zaproszenie apostołów do wypoczynku to piękny przejaw troski ze strony Jezusa o utrudzonych uczniów. Wiemy z dalszego opisu tego zdarzenia, że za apostołami podążyli ludzie i wypoczynek na osobności nie był możliwy. Miłość nakazała apostołom być przy nauczającym Panu i przy spragnionych słowa Bożego ludziach. Polecenie Jezusa: odpocznijcie nieco, pewnie znaczyło zaprzestańcie teraz swej aktywności, dajcie wytchnienie ciału, abyście mogli nabrać sił do dalszego działania. Jezusowa próba wprowadzenia równowagi pomiędzy pracą apostołów, a ich odpoczynkiem w samotności i spokoju nie powiodła się. Nam czasami także nie udaje się odpoczywanie, a bywa i tak, że jest ono wręcz niemożliwe. Przeszkody są różne; niekiedy nie są one zależne od nas. Zazwyczaj jednak my sami musimy zadbać o to, aby móc dobrze wypocząć. Człowiek potrzebuje odpoczynku, aby móc w pełni zrealizować swe powołanie. Wolny czas i odpoczynek są znamieniem wolności człowieka. Jawią się jako zadanie do wypełnienia odpowiednimi treściami, aby jeszcze bardziej móc zbliżyć się do Boga i do ludzi. Odpoczynek świąteczny jest też zapowiedzią "wiecznego święta". Każdy zaś odpoczynek, także ten wakacyjny, jest szansą dla rozwoju naszej osobowości. Czas wolny jest stanem polegającym na swobodnym oddawaniu się dobrowolnie wybranym czynnościom, aby móc wypocząć. Wyrwanie się z monotonii pracy, organizowane gry, zabawy, hobby, podziwianie dzieł sztuki i turystyka pomagają nam w jego odpowiednim spędzeniu. Gdy podróżujemy, doświadczamy odmiany i czegoś nowego, bo zwykle jest to jakiś kontakt z rzeczywistością nieznaną. Nowość jako taka nas pociąga, rodzi ciekawość i zadowolenie. Także podróże do 2 miejsc dobrze nam już znanych przyczyniają się do naszego wypoczynku, choć może już tam nic nowego nie odkrywamy. Jednak wówczas budzi się jakiś sentyment; powracamy do minionych lat. Czasami mówimy, że czasu wolnego mamy zbyt mało, choć obiektywnie nie brakuje go nam. Bywa i tak, że nie umiemy z niego należycie korzystać. Dłuższy czas bezczynności łatwo może przerodzić się w lenistwo, a to jest źródłem wielu wad. Niektóre osoby z przyczyn ekonomicznych rezygnują z wypoczynku w czasie wolnym, aby dodatkowo poprawić swój budżet finansowy. Nigdy nie powinno być jednak tak, że ze szkodą dla człowieka pozbawia się go należnego mu odpoczynku i godnego poziomu życia. By móc wypocząć, nie wystarczy samo skrócenie czasu pracy, ale trzeba umieć wykorzystać wolny czas. Po intensywnej pracy nastaje czas wakacyjnego urlopu. Wtedy to zalewają nas najrozmaitsze oferty i możliwości wykorzystania jego wolnych chwil. Także to sprawia, że uczymy się dokonywania odpowiednich wyborów i podejmujemy decyzje. Sensowne, wartościowe wybory i zachowania w czasie wolnym świadczą o nas. Trwające miesiące wakacyjne przypominają nam o przysługującym nam prawie do wypoczynku. W czerwcu, lipcu, sierpniu i wrześniu zmienia się rytm naszego życia. W jednych miejscach robi się pusto, w innych zaś znacznie tłoczniej. Wypełniają się turystami dworce, lotniska, hotele, kempingi. Zaludniają się plaże i górskie ośrodki wypoczynkowe. Ruszają pielgrzymki do znanych miejsc kultu. Ośrodki rekreacji przyjmują spragnionych wypoczynku wczasowiczów. Wielu przyciąga majestat gór, powiew wiatru i zachód słońca nad spokojnym morzem. 3 Odpoczynek jest po to, aby móc odpocząć i powinien on być konieczną troską o ciało i o ducha. Wzmacnia on nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Szansa odprężenia dana w wolnym czasie powinna też być wykorzystana jako powrót do natury. Poznajemy bowiem wówczas lepiej miłość Boga objawiającego się w dziełach stworzenia. Wiemy, i to nie od dziś, że jakość naszego wypoczynku nie zależy od ilości nagromadzonych wrażeń, ale od jakości ich kontemplowania. Czasami bywa i tak, że wypoczywając nie wypoczniemy, bo źle wypoczywamy. Dobrego wypoczynku uczymy się także wówczas, gdy przewidujemy, gdy mamy plan wypoczynku. Tak postępując, nabieramy sprawności organizowania naszego wolnego czasu i jest wówczas szansa, że nie będzie on zmarnowany. Różne finansowe możliwości wielu z nas wpływają także na jakość i uwarunkowania naszego wypoczynku. Liczy się zawsze mądre zagospodarowanie wolnego czasu, a to wymaga pomysłu i troski z naszej strony. Zwykle inni też nam w tym pomagają, ale ostatecznie to jednak od nas zależeć będzie, czy dobrze wypoczniemy, gdzie, z kim i za ile. Każdy powinien zadbać o swój wypoczynek, aby uczynić go odpowiednim dla siebie, aby później nie czuć się źle, nie być "rozbitym" i nie mieć poczucia straconej godności, czasu oraz pieniędzy. Człowiek rozwija się także poprzez kulturę i dzięki niej. Niestety często "masowa kultura" zaspokaja potrzebę "zabicia czasu", poziom jej jest jednak mizerny, trzeba więc umiejętnie z niej korzystać. Czasami można spotkać ludzi "ciągle zapracowanych" i usłyszeć: u nas, nie ma wakacji. Tak mówią ci, którzy zapracowują się "na śmierć" - pracoholicy. Z takiej pracy nie ma i nie będzie żadnego większego pożytku. Przy okazji ich 4 nieuporządkowanych wysiłków z wykonywaniem pracy, cierpią inni, bo łatwo wówczas o konflikty, wyzwalające się złe emocje, a nawet zagrożenie dla zdrowia czy życia bliźnich. Nasza kondycja wymaga wypoczynku, potrzebujemy go, aby móc zregenerować swoje siły. Piąte Boże przykazanie nakłada na nas obowiązek troski o życie i zdrowie. Nawet maszyna potrzebuje czasu przestoju, okresu konserwacji, przeglądu. Człowiek niewypoczęty, niewyspany, niezrelaksowany, lecz zmęczony, żyjący ledwo z dnia na dzień, a w dodatku nadmiernie nerwowy jest nie tylko mało wydajny w pracy, ale i staje się odpowiedzialnym za ruinę swojego zdrowia. Nie przybywa Bożej chwały przez taki zły styl życia, nawet jeśli przybywa pieniędzy, bo tak intensywnie się eksploatując, nie żyje się jednak mądrze. By móc dobrze wypocząć, trzeba wykorzystać nasze zainteresowania i pragnienia, a są one różne. Jedni lubią podziwiać gwiazdy i chcą słuchać szumu morza, pływać i uprawiać sporty wodne. Inni wolą wycieczki rowerowe i turystyczne górskie atrakcje. Jeszcze inni chcą podróżować, podziwiać obce kraje, ale są i tacy, którzy wolą zacisze własnych domów i ogródków z malwami, pachnącą maciejką, śpiewem ptaków i leżakowaniem pod jabłonią. Słoneczne i pochmurne dni wakacyjne nie powinny służyć leniuchowaniu. Warto przeczytać dobrą książkę, zobaczyć ciekawy film, poznać nowych ludzi, odwiedzić przyjaciół i interesujące miejsca. Czekają na nas wspaniałe zakątki ze swoją historią i urocze regiony z bogatym folklorem. Wakacje są okazją do bycia razem, bo w ciągu roku członkowie rodziny mają różne zajęcia. Pamiętać jednak należy, że pozytywnie wpływa zmiana otoczenia, bezpośredni kontakt z przyrodą, kontemplacja piękna, odejście od 5 codziennego planu naszych zajęć i związanych z tym rozlicznych spraw. Wakacyjne podróże wychowują nas do większej troski o naturę i uczą nas szacunku do wszystkiego, co żyje, i do tego, co ludzie dobrego i pięknego uczynili. Inni ludzie wokół nas, inne środowisko, inne posiłki, wszystko to wpływa na nasze dobre samopoczucie. Wiemy, że do regeneracji utraconych sił potrzeba więcej snu, należnego odżywiania i aktywnego wypoczynku. Ważna jest ta troska o ciało i o ducha wzięta razem, stanowimy bowiem cząstkę przyrody i szanować musimy jej prawa wokół nas i w nas. W czasie wakacji "miejsce pustynne" dla każdego może oznaczać coś innego, ale z pewnością nie może zabraknąć w nim ciszy i okazji do modlitwy czy refleksji. Wypoczywajmy mądrze i nie psujmy wolnego czasu sobie i innym. Trzymajmy nasze nerwy na wodzy, a wtedy dobry stan naszego ducha udzieli się i innym. Dzieciom i młodzieży niech rodzice i wychowawcy pozwolą na to, czego one rozsądnie pragną. Nie przymuszajmy ich do podziwiania starych eksponatów muzealnych w dusznych salach wystawowych, gdy oni chcą pływać w basenie czy grać w piłkę na wolnym powietrzu. Nie ma też potrzeby, aby w wakacyjnym czasie w stosunku do nich nadrabiać zaległości wychowawcze z całego roku, bo zestresujemy ich i siebie. Mądrze zagospodarowany wolny czas, daje szansę spotkania bliźnich i doświadczenia ich i naszej bezinteresowności oraz głębi naszego serca w stosunku do osób potrzebujących naszej pomocy. Wszystkim życzę udanego wypoczynku. ks. Stanisław Groń SJ 6 Żywot Świętego Jacka Jacek urodził się w Kamieniu Śląskim, w ziemi opolskiej, na krótko przed 1200 rokiem. Był synem szlachetnego rodu Odrowążów i krewnych biskupa krakowskiego Iwona Odrowąża, człowieka o szerokich horyzontach, którego silna indywidualność i znakomita pozycja w ówczesnym Kościele zaważyć miała na drodze kariery duchowej, jaką podjął Jacek. Wpływowy biskup Iwo ustanowił go kanonikiem katedralnym, a następnie wysłał za granicę do Paryża i Bolonii na kilkuletnie studia z zakresu teologii i prawa kanonicznego. Po powrocie z tych studiów Jacek wyróżniał się swoją wiedzą i surowym trybem życia. Wyjeżdżając do Rzymu, biskup Iwo zabrał ze sobą Jacka, jak również jego krewnego Czesława, oraz Hermana Niemca i Gerarda z Wrocławia. W Rzymie miało miejsce spotkanie z Dominikiem, założycielem zgromadzenia nazwanego od jego imienia zakonem dominikańskim. Biskup Iwo zwrócił się do niego z prośbą o przysłanie zakonników do Polski, ale Dominik odpowiedział, że braci nie ma, chętnie jednak przyjmie do zakonu Polaków, a następnie wyśle ich do kraju. Wtedy cztery osoby towarzyszące Iwonowi: Jacek, Czesław, Herman i Gerard zgłosili się do Dominika i po odbyciu nowicjatu zostali przyjęci do zakonu. Jacek miał wtedy niewiele ponad dwadzieścia lat. Jesienią 1222 r. bracia dominikanie przybyli do Krakowa i osiedlili się przy kościele Świętej Trójcy w Krakowie. Stanęło przed nimi podwójnie zadanie: organizacja klasztorów na ziemiach polskich i podjęcie akcji misyjnej wśród sąsiednich ludów. W realizacji obu tych zadań udział Jacka jest bezsprzeczny. Stał on na czele jednej z grup, która na przełomie 7 lat 1225/1226 wyruszyła z Krakowa na północ i witana przychylnie przez księcia Świętopełka i biskupa Michała, założyli klasztor w Gdańsku. Powodzenie tej akcji zadecydowało o okrzepnięciu prowincji polskiej dominikanów. Zrównanie jej praw z innymi dokonało się w Paryżu, na Zielone Święta 1228 roku. Jacek brał udział w delegacji na tę nadzwyczajną kapitułę obok prowincjała Gerarda z Wrocławia i Marcina z Sandomierza. Wybór ten świadczy o pozycji zajmowanej przez niego w krakowskim klasztorze. Domniemywać należy, że składali sprawozdanie z sukcesu paryskiego młodej polskiej prowincji. Szereg następnych lat zajęła Jackowi akcja misyjna na Rusi i w Prusach. Wyprawa kijowska miała miejsce w latach 1228-1233, a działalność w Prusach w latach 1236-1238. W ciągu lat czterdziestych i pięćdziesiątych XIII w. był on stale związany z klasztorem krakowskim. Jacek nie był ani prowincjałem, ani nie piastował godności przeora domu zakonnego. Skupił się na bardzo ważnych zadaniach stojących przed dominikanami polskimi: misją wewnętrzną i zewnętrzną. W Polsce bowiem na czoło zagadnień stojących przed Kościołem wysuwały się nie herezje, ale pogłębienie bardzo jeszcze powierzchownego chrześcijaństwa. Jacek zmarł w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 15 sierpnia 1257. Został pochowany w kościele dominikanów w Krakowie. Kult św. Jacka rozpoczął się bezpośrednio po śmierci w 1257 roku. Starania o kanonizację, zapoczątkowane już w XIII w., trwały kilkaset lat. Ich wyraźne wznowienie nastąpiło u schyłku XV wieku. Król Zygmunt Stary kilkakrotnie zwracał się do Rzymu w sprawie kanonizacji. 8 Dopiero jednak intensywne starania Batorego i Zygmunta III w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XVI wieku dały ostateczny wynik. 17 kwietnia 1594 r. papież Klemens VIII ogłosił zaliczenie Jacka w poczet świętych. Fakt ten wzmógł kult naszego Świętego. Jest on najżywszy przy krakowskim grobie i na rodzinnym Śląsku. Kult św. Jacka szerzy się nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie, a także w obu Amerykach i Azji. Jacek Odrowąż jest pierwszym ze świętych polskich, który po swojej kanonizacji doznaje tak rozpowszechnionego kultu. Obecnie jego świętem jest dzień 17 sierpnia. Św. Jacek był znakomitym kaznodzieją i misjonarzem, reprezentującym godnie pierwszych polskich dominikanów. Wkładał wiele wysiłku w to, aby ukazać swoim rodakom prawdziwe wartości autentycznego chrześcijaństwa. Był duszpasterzem w szerokim tego słowa znaczeniu, wrażliwym na ludzkie potrzeby i bolączki. Studiował, głosił kazania, słuchał spowiedzi, nawiedzał chorych. Służył bliźnim słowem, czynem i przykładem. Szczupłość danych z historii św. Jacka, jaką od dawna odczuwano, sprzyjała temu, iż postać jego została otoczona wieńcem pięknych legend. A oto bardzo wzruszająca opowieść, którą przekazała nam tradycja: Pewnego dnia, podczas akcji misyjnej na Rusi, Jacek odprawiał Mszę św. w kościele w Kijowie. Gdy skończył, dano mu znać, że Tatarzy napadli na miasto, rabując i mordując mieszkańców. Nie namyślając się, wziął puszkę z Najświętszym Sakramentem z ołtarza i zamierzał z nią uciekać. Wtedy usłyszał głos: Jacku, syna mego wziąłeś, a mnie to zostawisz? Wziął tedy marmurową figurę Najświętszej Panny Maryi w drugą rękę i nie czując jej ciężaru wyszedł szczęśliwie z miasta, przeprawił się suchą nogą 9 przez Dniepr, dotarł do Halicza i następnie przez Lwów wrócił do Krakowa. Święty Jacek jest patronem Archidiecezji Krakowskiej. Inna legenda podaje, że podczas głodu po najazdach tatarskich miał karmić ubogich pierogami własnego wyrobu. Dlatego przylgnął do niego przydomek „św. Jacek z pierogami”. Kolejna opowieść głosi, że za życia Jacka w okolicy Krakowa spadł tak obfity grad, że zniszczył zboże przed żniwami. Lud prosił Jacka o wsparcie i pomoc do Boga, a następnego ranka zboże na polach się podniosło. Od tego czasu na pamiątkę tego wydarzenia dominikanie święcą i rozdają kłosy pszenicy przy ołtarzu św. Jacka Odrowąża. Jeszcze inna opowiada, jak Jacek doszedłszy wraz z braćmi Godynem, Florianem oraz Benedyktem nad Wisłę pod Wyszogrodem, która na wiosnę wylała, pomodlił się, rzucił swój płaszcz na wodę i po nim jak po moście dostał się na drugi brzeg. W ikonografii przedstawia się go jako dominikanina, z monstrancją, cyborium, kielichem, figurą Matki Bożej, jak przechodzi przez rzekę po rozłożonym płaszczu, chodzi po wodzie, albo jak ratuje chłopca przed utonięciem. 10 Co warto przeczytać… Bronisława Wajs. Po cygańsku Papusza, czyli Lalka. O wybitnej cygańskiej poetce, ale i o polskich Cyganach, ich świecie i obyczajach pisze Angelika Kuźniak w nowej książce pt. "Papusza". Przychodzę do was, żebyście czarnej nocy nie czynili w biały dzień - mówiła Wajs. Życie Bronisławy Wajs, którą Cyganie z powodu jej urody nazwali Papuszą, czyli Lalką, pełne jest niejasności - nawet data jej urodzin nie jest pewna. "Czas w tej opowieści to czas cygański i trudno mu zaufać. Zapytaj Cygana o kwiecień, odpowie: »To jak kwitną jabłonki«. Wrzesień? »Jak kopali kartofle«. O lata pytać nie warto. Nikt ich w taborze nie liczył" Krąży opowieść, że Papusza urodziła się w dniu, w którym chłopi kończyli zbierać zboże z pól. „Podobno 17 sierpnia. Podobno, bo pojawia się również inna data: 10 maja. Niepewny jest też rok tego zdarzenia. Jedni mówią, że był to 1910. Inni – że dziewiąty. A w ankiecie członkowskiej do Związku Literatów Polskich napisano: Bronisława Wajs, 1908. Gdzie się urodziła? Dziś już nikt nie powie. Może w lesie, pod gwiazdami, bo tam się dzieci rodziło" - czytamy w książce. Tabor, w którym przyszła poetka urodziła się i wychowała, wędrował po terenach Podola, Wołynia i w okolicy Wilna. W dokumentach Papusza podawała, że urodziła się w Lublinie, kiedy indziej, że w Grodnie. Pochodziła z grupy Cyganów Polska Roma. Od dziecka Papusza bardzo chciała się uczyć, a za lekcje płaciła skradzionymi kurami. Naukę czytania i pisania, której małej dziewczynce udzielała Żydówka, sklepikarka z Grodna, przyjęto w taborze bez entuzjazmu. "Cyganie w taborze pluli na mnie. Wytykali palcami. Śmiali się: »No, będziesz pani nauczycielka! Na co ci ta nauka?«. Darli gazety, kartka po kartce i wrzucali w ogień. 11 Nie rozumieli, że to trzeba dla siebie, dla kawałka chleba. A ja dziś podpisać się mogę. Nie stawiam krzyżyków. Dumna jestem, że ja, Cyganka ciemna, potrafię czytać. Cichutko sobie w lesie popłakałam, a potem i tak swoje robiłam" - opowiadała Papusza. W książce czytelnik może poznać zarówno jej najbardziej liryczny okres życia przed wybuchem wojny, gdy Cyganie mogli swobodnie wędrować po Polsce, jak i tragiczne dla nich lata 1939-1945. Wiele miejsca Kuźniak poświęciła również latom powojennym, gdy komunistyczne władze szykanowały przywiązanych do wolności Cyganów. "Dobre ludzi dali mieszkanie, ale wziąć słowika w klatkę zamknąć, to on wszystko traci. Choć pięknie śpiewa, to jemu jest smutno. A ja cygańska córka, las mi zdrowie daje. Jechałam taborem, to czułam się jak królowa Bona. Do mnie należeli perły rannej rosy. Moje były gwiazdy złote" - mówiła Papusza. "W majowym słońcu jagody zbirałam, czarne jak łzy cygańskie. Na gałązkach się huśtałam. Żyłam wodnym szumem i jego srebrzystym dźwiękiem. Śpiewać nauczył mnie wiatr, ruczaje płakać. A jak lipy kwitły, to aż mnie zatykało, tak miód było czuć. W górach też cudnie. Jechalimy potokiem, pienił się, skakał, chodził po kamieniach, w deszczu groźniał, rozlewał się, wszystkich nas potopić chciał. Cyganka zejszła z wozu na drogę i tańczyła. Czemu? Bo jej radość była. Kawałek chleba suchego ugryzła, wody się napiła i była szczęśliwa. Z gołymi ręcami jechał człowiek po świecie" - cytuje poetkę Kuźniak. Podczas pracy nad książką autorka korzystała z materiałów archiwalnych Jerzego Ficowskiego, który interesował się życiem Cyganów i pewnego dnia odkrył Papuszę. To on jako pierwszy dostrzegł literacką wartość pieśni Papuszy i namówił ją do ich spisania. Sam zaczął się uczyć języka cygańskiego. 12 Kiedy Ficowski powrócił do miasta, Papusza wysyłała mu swoje utwory pisane po cygańsku, a on je tłumaczył na polski. W swojej pracy Kuźniak korzystała również z pamiętnika Papuszy, a także z korespondencji, którą prowadziła z Julianem Tuwimem. Wybitny polski poeta nazywał Papuszę "bijącym źródłem poezji". Popularność, która przyniosła jej rozgłos, okazała się niestety również przekleństwem. Cyganie posądzili Papuszę o zdradę plemiennego kodeksu. W taborach zawrzało - pisze Kuźniak po ukazaniu się w 1953 r. książki Ficowskiego "Cyganie polscy", w której znalazł się liczący ok. 700 słów słownik polsko-cygański. "Całym furgonem Cyganie ruszyli do Warszawy. W siedzibie Związku Literatów Polskich przy Krakowskim Przedmieściu zażądali wydania wszystkich egzemplarzy książki. Rzucili wór pieniędzy na stół. Zapłacą. I spalą to »przeklęte pisanie«" - pisze Kuźniak, dodając, że Cyganie mimo protestu wrócili z niczym. "Na co mi wierszy moje? Na co mi to wszystko? Gdybym ja głupia nie nauczyła się pisać, byłabym szczęśliwa" - mówiła potem Papusza. W posłowiu autorka zwraca uwagę, że w języku polskim określanie Cyganów słowem Romowie, być może z powodów politycznej poprawności, jest wbrew samym Cyganom. "O Papuszy piszę jako o Cygance. Nie piszę tak z braku szacunku, ale dlatego że sama Papusza chciała, by tak się do niej zwracano. Znam nagranie, na którym zanosi się od śmiechu, słysząc słowo »Rom«" - napisała Kuźniak. Przytacza też słowa cygańskiego artysty, poety i kompozytora Edwarda Dębickiego: "Ja jestem Cygan, mój dziad był Cygan. Nie jestem żaden Rom! Słowo to oznacza Cygana w języku cygańskim. Na litość boską! Nie można uciec od historii!". 13 Podobnie reaguje poeta i rzeźbiarz romski Parno Karol Gierliński: "Ja zawsze byłem i jestem Cyganem. Słowo »Rom« jest w języku polskim nazwą sztuczną, wykreowaną przez media" - zaznaczył. "Więc i ja piszę o Cyganach, cygańskich obyczajach i cygańskim świecie. Piszę o osiemdziesięciu latach współistnienia – Polaków i Cyganów. Piszę o silnej kobiecie. Bo taką Papusza była. Wbrew wszystkiemu, co ją spotkało w życiu: bezdzietność, wykluczenie, »przeklęta nadwrażliwość«" - podkreśliła Kuźniak, dodając przy tym, że jej książka jest również o polskiej poetce. "Tyle razy prosiła, żeby nie zapominać, że Cyganie to też Polacy" - zwróciła uwagę. Książkę opublikowało wydawnictwo Czarne. "Wędrówki z taborami, rzeź na Wołyniu, przymusowe osiedlanie, nieufność Polaków, a nade wszystko przywiązanie do przyrody i wolności. »Papusza« to znakomita opowieść reporterska o świecie, którego już nie ma. I cenie, jaką płaci się za inność" podaje wydawnictwo. O życiu cygańskiej poetki opowiada również film pt. "Papusza" w reż. Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego, który wkrótce trafi na ekrany kin. 14 Jeśli lubisz przy ognisku zanucić: … my cygaaniee, a później ściskając kurczowo torebkę zmieniasz wagon tramwaju, do którego dosiada się grupka młodych Cyganów i wzdrygasz się na samą myśl o „brudnych”, rozwrzeszczanych cygańskich dzieciach, nie martw się – nie stanowisz wyjątku. Niestety. Według badań 69% Polaków deklaruje niechęć wobec Cyganów. Nacja ta znajduje się również na szarym końcu w rankingu sympatii Polaków do przedstawicieli innych narodów. Ksenofobia? W dodatku zbiorowa, gdyż podobne wyniki uzyskano przeprowadzając badanie także w innych państwach europejskich. Na jednym z czeskich osiedli przez pewien czas funkcjonował nawet mur oddzielający cygańską część dzielnicy od „normalnej”. Został jednak wyburzony wskutek protestów napływających z całej poprawnej politycznie Europy. Czym zatem Romowie zasłużyli sobie na zbiorową nienawiść? Niegdyś tajemniczy i egzotyczni bajrońscy bohaterowie opowieści ludowych, obecnie wywołują u większości z nas niemal wyłącznie negatywne skojarzenia. Każde dziecko wie, że Cyganie nie mają swojego państwa, na tym jednak zazwyczaj nasza wiedza się kończy. Naród cygański wywodzi się z terenów Indii, skąd około IX wieku rozpoczęła się jego niekończąca się wędrówka po świecie. Drogą z Indii do Europy był szlak wiodący przez Persję, Armenię i Grecję, wszystkie bowiem dialekty cygańskie zawierają zapożyczenia perskie, ormiańskie i greckie. Od początku migracji zarabiali na życie muzykowaniem, do ich głównych zajęć dołączyło wkrótce wróżbiarstwo, sztuczki magiczne, kowalstwo oraz handel końmi. Obecnie Romowie zamieszkują 6 kontynentów, jednak ich ilość na świecie trudno jest oszacować. Od początku swych wędrówek Cyganie spotykali się z prześladowaniami. Oskarżano ich o sprowadzanie różnych chorób, między innymi dżumy. Niejednokrotnie w krajach europejskich próbowano ich 15 asymilować – osiedlano na siłę, zmuszano do pracy na roli, zakazywano handlu. Już w 1505 roku we Francji Ludwik XII groził im banicją. Kolejni władcy narzucali nowe obowiązki, zakazy i ograniczenia. Napoleon Bonaparte wysłał Cyganów na przymusowe roboty, natomiast w XVIII i XIX wieku urządzano w Europie polowania na Romów. Największy pogrom miał jednak miejsce w czasach hitlerowskich. Holokaust pochłonął co trzeciego Żyda. W przypadku Romów ofiarą śmiertelną obozów koncentracyjnych padł co drugi przedstawiciel nacji. Aż trudno w to uwierzyć, ale także w dzisiejszych czasach stosuje się hitlerowskie praktyki, takie jak sterylizacja kobiet romskich bez ich wiedzy i zgody przy porodzie w szpitalu. Przypadki takie znane są na przykład na Słowacji, gdzie próbowano się w ten sposób pozbyć ciężaru, jaki stanowią wielodzietne rodziny romskie dla opieki społecznej. Wśród grup etnicznych przebywających od stuleci w Polsce Cyganie stanowią element najbardziej egzotyczny i intrygujący, a zarazem najmniej znany otoczeniu i badaczom folkloru. Ich zamknięte przed światem zewnętrznym szczepowe i rodowe wspólnoty, kultywujące swe tradycyjne obyczaje, rządzące się własnymi prawami, porozumiewające się sobie tylko znanym językiem – przetrwałym w żywej mowie – nie dopuszczają do wtajemniczeń w sekrety swego bytowania. Ich kontakty z przedstawicielami obcego im świata ograniczają się przede wszystkim do prac zarobkowych i zabiegów mających na celu zdobywanie środków do życia. Tej cygańskiej izolacji i odrębności strzegą – z dwóch stron niejako – ich własna, uzasadniona doświadczeniami nieufność oraz nierzadka niechęć otoczenia, wyrosła z zabobonnych jak i realnych obaw, a także ze zwykłej ksenofobii. Wieki złożyły się na ten stan rzeczy. Ostatnie dziesięciolecia, po ustaniu cygańskich wędrówek w Polsce, poczęły tu i ówdzie łagodzić kontrasty, zmniejszać w pewnych zakresach izolację społeczną byłych koczowników. Zmiany dają się dostrzec, choć nie stanowią bynajmniej przełomu, lecz zaledwie pierwsze, nie wiadomo do jakiego stopnia trwałe 16 i nieodwracalne symptomy, które nie są jeszcze zjawiskiem powszechnym i napotykają wiele oporów. Cygańskie struktury społeczne i prawa rządzące nimi utrzymują się nadal, mimo zmiany trybu życia i osiedlenia się w stałych miejscach zamieszkania. Nieprzenikalność cygańszczyzny, strzeżona systemem tabuicznych zakazów praktykowanych przez jej przedstawicieli, jak również barierą językową, okazały się skuteczniejsze niż wszelkie pokusy, na jakie wystawiała etnografię polską nie znana jej dziedzina folkloru. Toteż stosunkowo nieliczne prace polskie o Cyganach w ciągu stu kilkudziesięciu lat, począwszy od schyłku XVIII wieku, ograniczały się na ogół do wiadomości historycznych i do prób oglądu tego ludu z zewnątrz, bez bliższej znajomości jego życia i obyczajów. Istotniejsze badania dotyczyły niekiedy także języka cygańskiego w zakresie dialektu grup osiadłych oraz nielicznych zapisów tekstów cygańskich. Pierwszy, który zainteresował się Cyganami i poświęcił im nieco uwagi, był wybitny historyk, Tadeusz Czacki, autor dwóch rozprawek o Cyganach i współtwórca pięknego tekstu „Uniwersału względem Cyganów” z 1791 roku, ogłoszonego wkrótce po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja. Po nim rozprawy z tego zakresu opublikowali: Ignacy Daniłowicz w 1824 roku i Teodor Narbutt w 1830 roku. W dwudziestym wieku, ogłoszone zostały prace, głównie o charakterze językoznawczym, Izydora Kopernickiego, Jana Michała Rozwadowskiego, Edwarda Klicha, a po wojnie – Tadeusza Pobożniaka. Dopiero ostatnie badania pokusiły się sięgnąć głębiej i spenetrować nie znane dotychczas obszary cygańszczyzny. Żywe przejawy folkloru można było badać uczestnicząc w cygańskim życiu, towarzysząc Cyganom w ich wędrówkach, które trwały na naszych ziemiach przez prawie dwadzieścia lat po wojnie. W ten sposób – przez udział w ich codziennym bytowaniu – można było zbierać obserwacje dotyczące żywych jeszcze i praktykowanych obyczajów, przekazywanych wśród Cyganów z pokolenia na pokolenie. 17 Ich dzieje pozostawiły nam po sobie ślady tylko w polskim imiennictwie osobowym, w nazwach topograficznych i w próbach władz państwowych, usiłujących przed wiekami wygnać wędrowców poza granice kraju, lub – później – mianujących spośród szlachty ich zwierzchników na tzw. Urząd Królestwa Cygańskiego w Polsce. Niełatwym jest więc zadaniem odtworzenie, choćby cząstkowe, ich dziejów w naszym kraju. Jest to zaledwie zarys historii, oficjalnej, stosunków państwa do wędrownych przybyszów. Zapisu ich własnych dziejów nie ma, toczyły się jak gdyby poza czasem, na marginesach istotnych wydarzeń i tropy ich – nie utrwalone nigdzie – zapadły w niepamięć. Gdyby nawet – w braku cygańskiego pisma – pozostało po nich cokolwiek w tradycji ustnej, w legendzie, niewiele by tam znaleźć można było zdarzeń i faktów, które są osnową historii. Może jakieś imiona dawnych wodzów hord, pamięć wielkich migracji z kraju do kraju? Poza tym cygańska przeszłość przez wieki nie różniła się w zasadzie od cygańskiej teraźniejszości – pełna tych samych treści, przeczekiwanych w chłodzie zim, przewędrowywanych miesięcy lata... Osobliwy to lud, kontynuujący swoje odwieczne koczownictwo w środku cywilizowanej Europy, w dobie rewolucji przemysłowej. Nie tylko on zapomniał o swej przeszłości. Również historia jak gdyby przeoczyła go i nie udzieliła nam nawet odpowiedzi na takie zasadnicze pytanie, jak, skąd i kiedy Cyganie przebyli, gdzie była ich praojczyzna. I oto sami Cyganie już wkrótce po wejściu do obcych dotychczas sobie krain próbowali niejako rozproszyć tę powszechną niewiedzę baśnią-legendą o pochodzeniu z Egiptu. I choć znacznie później historii przyszło w sukurs językoznawstwo porównawcze, by całkiem odmiennie i wreszcie bezspornie ustalić na mapie świata kolebkę tego ludu i szlaki jego wielkiej wędrówki, w nazewnictwie pozostał trwały ślad owej egipskiej baśni: choćby nazwa angielska – Gypsies, hiszpańska – Gitanos, francuska – Gitanes, słowa o przejrzystej etymologii. Cyganologia, czyli wszechstronne studia nad Cyganami, obejmujące wyniki badań etnograficznych, filologicznych, 18 socjologicznych, historycznych itd., rozwinęła się w zachodniej Europie w XIX wieku, a prace w tej dziedzinie trwają nadal i składają się już dziś na bogaty dorobek naukowy. Jednakże fakt rozproszenia Cyganów i wytwarzania się przez wieki specyficznych odmian ich kultury ludowej w poszczególnych, odrębnych terytorialnie ugrupowaniach tego ludu sprawia, że np. folklor Cyganów polskich wyżynnych i nizinnych, przebywających w Polsce już od początku piętnastego i od połowy szesnastego wieku, wymaga odrębnych badań i obfituje w przejawy nie znane gdzie indziej, lub występujące w nieco innej postaci. Tak więc nikt z obcych badaczy nie wyręczy cyganologii polskiej w jej naukowych obowiązkach, mając do czynienia z odmiennym obiektem badań. Rezultaty naukowej pracy badawczej są jednak z natury rzeczy dostępne głównie specjalistom i wąskim kręgom zainteresowanych, podczas gdy w powszechnej świadomości często utrzymują się utarte i fałszywe wyobrażenia o Cyganach, pokutują uparcie trzy wersje owych wyobrażeń: „demoniczna”, „przestępcza” i „operetkowa”: „Demoniczna” – wyrosła w lęku przed „siłą nieczystą”, widzi w Cyganach plemię czarnoksiężników wyposażonych w nadprzyrodzone moce i budzących zabobonny lęk. „Przestępcza”– traktująca społeczność cygańską jako zespół zorganizowanych grup zawodowych kryminalistów. „Operetkowa” – ckliwo-sentymentalna, przypisująca Cyganom cechy romantycznych wędrowców żyjących muzyką i umiłowaniem natury. Zazwyczaj mamy do czynienia z mieszanką wszystkich wymienionych wyobrażeń, połączonych w różnych proporcjach, ale z reguły nacechowaną całkowitą nieznajomością prawdziwego oblicza tego ludu. Warto więc opowiedzieć szerzej o jego dziejach i kulturze nie tylko dla zaspokojenia ciekawości lub wypełnienia luk w naszej wiedzy o Cyganach, ale także po to, by przesądy i uprzedzenia nie spotykały się z utwierdzającym je milczeniem, by częsty jeszcze grymas animozji mógł ustąpić racjonalnemu – choć także i krytycznemu – spojrzeniu na naszych smagłych współobywateli. 19 Dezyderata Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, pamiętaj jaki spokój może być w ciszy. Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchając też tego, co mówią inni: nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść. Jeżeli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie. Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakkolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu. 20 Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć; nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata: nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien. Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia; w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny... Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy. 21 Mrożek - świata obywatel "Składam się z wyobraźni i nicości. To znaczy, że nawet kiedy zniknie wyobraźnia, coś jeszcze za mnie zostanie". Nie żyje Sławomir Mrożek, dramatopisarz i prozaik, satyryk. Zmarł w Nicei. Miał 83 lata. Sławomir Mrożek w czerwcu 2008 opuścił Polskę i zamieszkał we Francji. Wybrał Niceę na Lazurowym Wybrzeżu, bo - jak tłumaczył - tam jest o wiele lepsze powietrze. Tuż przed odlotem z Balic pytany przez dziennikarza, dlaczego wyjeżdża - nie odpowiedział nic. Przyznał jedynie, że wie, że bez niego w Polsce będzie smutno. "Wierzę, bo tak mówią. To była druga emigracja autora "Tanga". Pierwszy raz wyjechał w 1963 roku, mając 33 lata. To była rewolucja w moim życiu. Ja wtedy wyjechałem na zawsze - wspominał. Z drugiej jednak strony, otworzyły się przede mną nowe możliwości. To był jeden z moich złotych okresów, kiedy to robiłem dużo. Mieszkał we Włoszech, Francji, USA, Niemczech i Meksyku. Kiedy wyjechałem na Zachód i poznałem wolność w każdym wymiarze, i to było dla mnie najważniejsze odkrycie, i z niej korzystałem. Gdyby się nie skończył komunizm, tam bym został. W 1996 wrócił do Polski i zamieszkał w Krakowie. Dlaczego zdecydował się na powrót? Bo to co stało się z Polską, to był rodzaj cudu. W 2002 roku miał udar mózgu, którego wynikiem była afazja. Mrożek utracił możliwość posługiwania się językiem zarówno mówionym, jak i pisanym. Dzięki terapii, która trwała około trzech lat, odzyskał zdolność pisania i mówienia. Efektem walki z chorobą jest jego autobiografia. 22 Sławomir Mrożek urodził się 29 czerwca 1930 roku w Borzęcinie. Ukończył słynny krakowski Nowodworek. Studiował architekturę, filozofię orientalną i sztukę. Debiutował w 1950 roku jako rysownik, od 1953 publikował cykle rysunków w "Przekroju". W tym też roku wydał "Opowiadania z Trzmielowej Góry" oraz "Półpancerze", opowiadania te stanowiły jego literacki debiut. Jego pierwszą sztuką teatralną był dramat "Policja" (1958). Światową sławę przyniósł Mrożkowi dramat "Tango" z 1964 roku. Od 1955 roku współpracował z Krakowskim Teatrem Satyryków, studenckim teatrem satyrycznym "Bim - Bom" z Gdańska, kabaretem "Szpak", "Piwnicą pod Baranami". W 1963 wyemigrował z kraju, mieszkał w Paryżu, USA, Niemczech, Włoszech i Meksyku. W grudniu 1981 r. protestował przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. W 1996 powrócił do Polski; zamieszkał w Krakowie. W 2002 roku przeszedł udar mózgu i stracił zdolność posługiwania się językiem, zarówno w mowie jak i w piśmie. Pokonał afazję spisując wspomnienia. W Polsce przez wiele lat dzieła Mrożka były zakazane, co oczywiście nie znaczy, że ich nie czytano. Od 1968 do 1972 roku w kraju nie można było ani publikować jego utworów, ani wystawiać jego sztuk. Potem na kilka lat Mrożek wrócił do łask. Jednak znów - po wprowadzeniu stanu wojennego - jego twórczość znalazła się na indeksie. Przez lata nieobecny w Polsce (także fizycznie, wyemigrował w 1963 roku) zyskał sobie za to sławę na świecie; był doceniany przez innych. Mrożka grają na całym świecie od lat 60. Stał się klasykiem dramatu współczesnego, a festiwale jego twórczości odbyły się w Amsterdamie czy Sztokholmie. To z pewnością najczęściej wystawiany w kraju 23 i za granicą polski dramaturg współczesny, w Polsce przez wiele lat był jednym z najpoczytniejszych, obok Stanisława Lema, rodzimych prozaików. Jego książki zostały przełożone na kilkanaście języków. Mrożek posługiwał się groteską, absurdalnym przejaskrawieniem, satyrą i parodią. Mnożył sprzeczności i paradoksy. Zestawiał je ze sobą, zderzał, licząc na poczucie humoru odbiorcy. Miał niekwestionowany talent komiczny. Wprawdzie śmiałem się na rozmaite sposoby, i głośno i cicho, i biologicznie i intelektualnie, niemniej jednak mój śmiech nie dochodził do samego środka. Należę do pokolenia, którego śmiech zawsze bywa zaprawiony ironią, goryczą, czy rozpaczą - mówił Mrożek. W swoich utworach najczęściej opisywał rzeczywistość państwa totalitarnego, jakim był PRL, międzyludzkich relacji, gier jakie rozgrywamy, najczęściej dążąc do zniewolenia innych. Często ukazywał konflikt między - jak to określił jeden z krytyków - intelektualistami i bezrefleksyjnymi prostakami, "chamami". Tropił i podważał nie tylko absurdy życia w kraju realnego socjalizmu, ale też zbanalizowane stereotypy, kształtujące świadomość Polaków. W języku potocznym na stałe zagościła fraza "jak z Mrożka", określająca szczególnie bezsensowne, wynaturzone aspekty codzienności. 24 MATKI BOSKIEJ SIEWNEJ 8 września w święto Narodzenia Najświętszej Marii Panny (Matki Boskiej Siewnej) rozpoczyna się cykl obrzędów związanych z uprawą zbóż w tradycji ludowej obchodzony jest jako święto Matki Boskiej Siewnej. Jest ona patronką zasiewów, ozimin i jesiennych prac polowych. Wierzono dawniej, że właśnie wtedy Matka Boska przechodzi przez zasiane pola i błogosławi je, dzięki czemu będą obfite plony. Dlatego też dzień ten jest zwyczajowym terminem rozpoczęcia siewu – należy zasiać choćby najmniejszy skrawek pola, by w ten sposób zapewnić sobie owo błogosławieństwo. Gospodarz, który na ten dzień nie ukończył siewów, a zaraz po tym dniu nie wziął się do siewu pszenicy, uważany był kiedyś za leniwego. Dlatego w polskiej tradycji ludowej Matka Boża, której pamiątkę narodzenia obchodzimy 8 września, jest postrzegana jako patronka jesiennych siewów i dlatego nazwano Ją Siewną. Na Siewną zacznij siać żyto, będziesz miał chleb na siebie i na parobka myto. Mawiano też: Przed Bogarodzicą siej żyto przed pszenicą, po Bogarodzicy chyć się do pszenicy. Pierwszej orce oraz pierwszemu zasiewowi oraz sadzeniu towarzyszyły różne obrzędy agrarne. Były one przejawem troski o plony, miały zapewnić przyszłoroczny urodzaj. W obrzędach tych splatają się elementy kultu ziemi z licznymi magicznymi praktykami, wierzenia z wróżbami itp. Można tu wymienić na przykład kropienie pługa, konia i oracza święconą 25 wodą, czy zabieranie przez oracza czy siewcę pożywienia na pole i zakopywanie pod pierwszą skibą. Do siewnego ziarna dosypywano ziarno wyłuskane z kłosów święconych w bukietach w święto Matki Boskiej Zielnej. W niektórych okolicach słomę po wykruszonych ziarnach zakopuje się przed siewem na początku zagonu – zarówno przy siewie zboża ozimego, jak jarego. Dodawano też ziele poświęcone w oktawę Bożego Ciała, bazie z palm wielkanocnych lub ziarno z wykruszonego wieńca dożynkowego. Miało to zapewnić urodzaj, zabezpieczyć zboża przed myszami, robactwem, wszelkimi nieszczęściami. Całe ziarno przeznaczone do siewu kropiono święconą wodą, a rozpoczynając siew gospodarz rzucał pierwsze jego garście na krzyż i ręką kreślił w powietrzu znak krzyża. Zapewniał sobie w ten sposób – jak wierzono – błogosławieństwa Boże, a tym samym obfite plony, ochronę przed gradobiciem, suszą i nadmiarem deszczu. Dzień Matki Boskiej Siewnej jest również przypomnieniem, aby przygotować len do suszenia, o czym mówi przysłowie: Na Matkę Boską Siewną zła to gospodyni, która lnu z wody nie wyczyni. Od tego dnia oczekiwano już nadejścia jesieni, a także wróżono jaka ona będzie: Panna się rodzi – jaskółka odchodzi; Gdy na Siewną pogodnie, będzie tak cztery tygodnie; Gdy na Siewną jest błękitnie, wtedy pięknie wrzos zakwitnie. Prace polowe kończyły się późną jesienią – należało uporać się z nimi przed nastaniem Adwentu. 26 DO MATKI BOSKIEJ SIEWNEJ Przychodzisz w dojrzałych kłosach pszenicy W słońcu, które przypieka bok jabłka W korcu maku, co się rozsypuje czarnymi kropkami W wyciągniętych ramionach mieczyków W grzybach dorodnych przychodzisz W deszczowej chmurce W odgłosach burzy W konfiturach W słojach pełnych zapasów na jesień i zimę Przychodzisz Panno Zielna W mięcie i szałwi W jarzębinie, jeżynach i gruszkach Przychodzisz Panno Siewna W ciężkiej pracy rolnika W jego pomarszczonych dłoniach Świętych jak upieczony chleb 27 Przychodzisz w modlitwie W Litanii i procesji W której Twój Syn Wychodzi na ulice miast i wsi Przychodzisz Panno Na dobro Na zdrowie W swoim Wniebowzięciu 28 to wiem, że Bóg jest ze mną." Ps.56:10 Jak pocieszająca i przynosząca pokój jest wiadomość, że Bóg jest z nami, zawsze jest obecny i zawsze bliski i że miłuje nas bardziej niż jakikolwiek z ludzi. Żaden książę, żaden tzw. VIP nie ma w ziemskiej podroży tak pewnej ochrony, jak najsłabszy wierzący w Chrystusa, jeżeli ufa Bogu i wiernie z Nim chodzi. Teolog Karl Barth wyraził to słowami: "Wierzę - znaczy ufam. Nie muszę już śnić o ufaniu samemu sobie, nie potrzebuję już pragnąć się samo usprawiedliwiać, przepraszać, ratować się i uchować. Cały ten najgłębszy wysiłek człowieka - polegać na samym sobie, przyznawać sobie rację - stał się bezprzedmiotowym. Wierzę - nie w siebie - wierzę w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. My sami nigdy nie będziemy sobie spolegliwi. Nasza człowiecza droga jako taka droga jest od jednej niewierności do drugiej i tak samo ma się sprawa z drogami bogów tego świata. Nie dotrzymują swoich obietnic. Dlatego nigdy niema przy nich prawdziwego spokoju ni jasności. Wierność istnieje jedynie u Boga, a wiara stanowi zaufanie, iż możemy trzymać się Go, Jego obietnicy, Jego przewodnictwa. Trzymać się Boga, znaczy polegać na tym, iż Bóg jest dla mnie i żyć w tej pewności. Oto obietnica dawana nam przez Boga: Jestem dla ciebie. Ale ta obietnica znaczy jednocześnie i przewodnictwo. Nie jestem pozostawiony własnej samowoli ani własnym wyobrażeniom, lecz posiadam Jego przykazanie, którego wolno mi się trzymać we wszystkim, w całej mojej ziemskiej egzystencji." 29 Z cyklu ludzie znani i lubiani Muzyka moja miłość Muzyka jest pasją mojego życia, która oprócz wiary nadaje jemu sens. Nie wiem czy bez tych dwóch wytrwałbym do tej pory, gdyż przeżyłem we wczesnym momencie życia chwile naprawdę ciężkie i okrutne, których skutki odczuwam do dziś. Moja przygoda z graniem muzyki zaczęła się pewnie jak w przypadku innych muzyków od jej słuchania. Kocham muzykę, kocham każdą dobrą muzykę. „Dobrą” to oczywiście moja subiektywna ocena, ale myślę, że mam pewne „wyrobienie muzyczne”. Muzyki w „dużych ilościach” zacząłem słuchać pod koniec podstawówki, już zwłaszcza w liceum. Na początku był to rock progresywny ( YES, ELP, Genezis, Pink Floyd, Jethro-Tull, Mike Oldfield, Procol Harum, trochę później king Crimson itd.) Nie gardziłem też blusem ( Bebe King, Blues Brothers). Ponieważ w tamtych czasach był bardzo dostęp do muzyki zachodniej będąc 4 razy na filmie Blues Brothers, ostatnim razem nagrałem na Sali kinowej muzykę z filmu na magnetofon kasetowy. Odrębną kategorią był Steve Wonder. Interesowała mnie tez poezja śpiewana – to już trochę później bo już na studiach ( Jerzy Filar z Naszą Basią Kochaną, Andrzej Garczarek). I znów odrębna kategoria to Wały Jagiellońskie. Później zakochałem się w Prinsie ( mam prawie całą kolekcje jego płyt). Dosyć późno przyszło zainteresowanie Led Zeppelin i Rolingstonsami. Długo by jeszcze wymieniać ( wymieniłem tylko najważniejszych muzyków i zespoły dla mnie.) Teraz zakochany jestem w jazzie, która to miłość zaczęła się od jazz-rocka i słynnego zespołu Weather Report. Był oczywiście Miles Davis, był gitarzysta John Scofield, Pat Metheny, słynny gitarzysta 30 basowy Jaco Pastorins i inni. Wrócę jeszcze do rocka progresywnego – zapomniałem wymienić dwie polskie miłości: SBB i Budka Suflera. Aby dopełnić całość obrazu kończę wyjawiając, że byłem też fanem polskiej jazzrockowej grupy Laboratorium i gitarzysty basowego Krzysztofa Scierańskiego. Obecnie oprócz jazzu słucham od czasu do czasu muzykę folk czy etno oraz ambientu. Ze słuchaniem muzyki ściśle jest związany sprzęt nagrywający (któż nie nagrywał ulubionej muzyki). Przez całe życie byłem kolekcjonerem magnetofonów kasetowych. Do tej pory mam 3 decki Technicsa. Mam też parę pierwszych polskich magnetofonów – MK 232, MK 125 niestety już nie sprawnych. Mogę się też pochwalić sporym zbiorem muzycznym na kasetach magnetofonowych (około 400 kaset.) Na marginesie powiem, że jestem chyba jednym z ostatnich wymierających już ”dinozaurów” posiadających takie kolekcje. Z gitara po raz pierwszy zetknąłem się na ognisku muzycznym chyba w liceum gdzie uczęszczałem kilka miesięcy. Z stamtąd wyniosłem dwa utwory – walczyk Straussa, który przerobiłem na popowa nutę i gram do dzisiaj i „Dla Elizy”, który niestety zapomniałem. Właściwie jednak jestem samoukiem. Głos ćwiczyłem nie tylko grając kolejne utwory, ale wykonując też specjalne ćwiczenia. Mianowicie „puszczałem” sobie utwory Steve Wondera, który był uznawany za muzyka, który „wyciąga” śpiewając bardzo wysokie „c” i próbowałem śpiewać razem z nim. Do dzisiaj biorę sobie do serca uwagi dotyczące mojego śpiewu – stąd też między innymi przez pewien czas w życiu ćwiczyłem oddech podczas śpiewania. Później zacząłem grać i śpiewać na rajdach studenckich, gdzie po pewnym czasie stałem się dość znany. Szczególnie bardzo lubiłem wspólne „dżezowanie” – utwory śpiewane przez 31 15 – 30 minut przez całą grupę rajdową (30-50 osób. Ludzie dołączali się śpiewając i grając na różnych instrumentach. Dusza moja dostawała wtedy skrzydeł. Jeździłem tez po różnych nie studenckich rajdach animując na krótką chwilę wśród śpiewającej braci grupki muzyczne do wspólnego śpiewania, chórki itp. Właściwie nie bardzo mnie interesowało wspólne śpiewanie całego utworu, ale rozpisanie go na głos prowadzący i chórki i tak zostało mi do tej pory. Wyróżniałem się wśród braci śpiewającej grając utwory mało znane czy popularne, popularyzując je. Dlatego gdy przyszło zaśpiewać „mury” lub coś z repertuaru Starego Dobrego Małżeństwa itd. oddawałem gitarę komuś innemu. W wielu usłyszanych utworach zakochiwałem się tak bardzo, że musiałem, musiałem je przerobić na gitarę. I tak przerobiłem setki utworów w większości jednak niestety nie zapisując efektów. Tak wiec jeśli chciałbym je teraz zagrać musiałbym je od nowa odtwarzać. Ucierpiało na tym komponowanie własnych utworów stąd nie jest ich tak dużo w moim repertuarze, ale są. Przez pewien czas grałem też na ulicach Krakowa, nawet zarabiając co nieco. Grałem sam lub z różnymi dziwnymi ludźmi np. z „Pinokiem” (grał na Kongach). I znowu bardzo ceniłem chwile późną porą kiedy zbierały się koło nas różne zbłąkane dusze i „dżemowały” razem z nami. Któś grał na organkach, któś na grzebieniu itd. Przez długi czas w czasach studenckich występowałem w Dworku Białoprądnickim zarówno indywidualnie, albo w grupie zajmującej się różnymi dziedzinami sztuki. Grałem tam poezję śpiewaną rock end roll, blues. Zdarzył się też punk, wszystko zakrapiane elementami jazzowymi i kabaretowymi. W tym samym czasie w podobnym tyglu artystycznym udzielałem się w Rotundzie. Tam miał miejsce mój pierwszy poważny występ – nocne śpiewo-granie, które prowadził Piotr 32 Bałtroczyk. Występował tam też Robert Kasprzycki (razem ze mną), któremu udało się obecnie zdobyć rozgłos (z perspektywy czasu widzę, że nie zabiegałem o to – wszystko kończyło się na ogół na grupie znajomych rajdach studenckich, spływach kajakowych). Widownia w Rotundzie przyjęła mnie entuzjastyczne, śpiewała ze mną klaskała. Jak wszędzie w życiu zdarzyli się ludzie zawistni. W międzyczasie prowadziłem audycje muzyczne w radiu studenckim. Ponieważ trafiłem tam bez żadnej koneksji (nikomu też nie postawiłem flaszki), niektórzy z radia deprecjonowali mój występ mimo, że zakończył się sukcesem. Drugi poważny występ miał miejsce na stadionie w Zabierzowie z okazji 20-sto lecia istnienia firmy kolegi. Byli tam zapraszani: A. Sikorowski, G. Turnau itd. W konsekwencji wystąpiłem ja, gdyż przebiłem konkurentów najniższą gażą za występ. Żart. W tamtych czasach mieszkając w domu studenckim wynajmowałem często salę do nauki i potrafiłem tam grać na gitarze non-stop przez kilka godzin. Nie wiem czy wspomniałem wcześniej, że gram na gitarze klasycznej, ale marzę również o gitarze elektrycznej(powoli zaczynam się na niej uczyć grać). Był to czas, że często grałem dla ludzi suity 45-cio minutowe (był to okres rozkwitu rocka progresywnego, gdzie takie suity były chlebem powszednim). Interesowało mnie zawsze przełamywanie barier. Do tej pory mam niektóre nagrania moich eksperymentów. Interesując się wszelką muzyką i taką staram się grać. Niektóre gatunki muzyczne mniej lubię, ale zawsze cieszy mnie gdy ludzie kochają jakiś gatunek muzyczny mimo, że ja za nim nie przepadam. Jest tyle muzyki do wyboru, dlatego z kolei boleję nad tym, że niektórzy ludzie deprecjonują gatunki muzyczne za którymi nie przepadają oraz rodzaj ekspresji, która nie jest ich ekspresją. A przecież to wspaniałe, że jest tak wiele różnych 33 ludzi, różnych gustów. Więc robiłem różne eksperymenty muzyczne np. z echem – nagrywałem swoja muzykę w lesie, nad jeziorami gdzie echo niosło się w dal odbijając się od tafli 5 jezior po kolei (było jedno takie miejsce) Fascynowała mnie wówczas płyta Paula Wintera, na której nagrał swoją muzykę w kanionie Kolorado (aparatura nagrywająca była rozmieszczona w kanionie). Ponieważ jak wspomniałem wcześniej interesuję się wieloma gatunkami muzycznymi (nie wspomniałem tu jeszcze o muzyce eksperymentalnej, ambitne Brian Ino, regge) starałem się zawierać tę pasję w moim repertuarze i to co teraz gram nazywam fuzja poezji śpiewanej, rocka z elementami jazzowymi i kabaretowymi. Z muzyki klasycznej wziąłem wspomniane wcześniej zamiłowanie do utworów dłuższych, złożonych. W niektórych utworach bez tekstu najwyżej ze śpiewem wprowadzałem pewne elementy symfoniczne. Ponadto przez całe życie starałem się uczyć od innych muzyków, zespołów różnych elementów aranżacji, „smaczków” itp. Wracając do historii mojej drogi muzycznej później z powodu choroby psychicznej oddaliłem się bardzo od muzykowania, Az do ostatniego czasu. 3 lata temu zadebiutowałem w piwnicy pod baranami jednocześnie animując ze znajomymi grupę przełamującą bariery miedzy ludźmi pełno, a niepełnosprawnymi na płaszczyźnie sztuki (muzyka moja jest przeplatana wierszami poetów niepełnosprawnych). Okazuje się, że ludzie niepełnosprawni na terenie sztuki nie są wcale gorsi, a wręcz ich niepełnosprawność daje im większą wrażliwość. W ogóle nie ma ludzi 100% sprawnych. Wszyscy jesteśmy tak naprawdę tacy sami – z podobnych powodów. Występy w piwnicy powiem nieskromnie zakończyły się dużym sukcesem. Wręcz byłem zaskoczony, że ludzie tak pozytywnie reagują na moją 34 muzykę. Te występy spowodowały to, ze podjąłem decyzję o poważnym muzykowaniu. W ogóle tu ukłon dla mojego serdecznego kolegi Jacka Kisiały, szefa firmy reklamowej, który przekonał mnie, że gram na tyle dobrze, mogę wystąpić pod Baranami i w dużej mierze zorganizował nasz 1-szy występ. Po piwnicy pod Baranami występowaliśmy później w pubie „Sztama Blues” na Bożego Ciała, w „Migawce” na ul. Krakowskiej, w domu kultury „Piaskownica” na Piaskach. Osobna historia to występowanie dla ludzi niepełnosprawnych w DPS-się przy ul. Nowaczyńskiego, stąd między innymi wziął się ten artykuł o mnie. Ponieważ kiedyś w modlitwie usłyszałem taki głos, że powinienem służyć swoją muzyka, dzielić się tym darem, który dał mi Bóg. Zwłaszcza, ze po występach pod Baranami naprawdę poczułem, że mam coś do zaoferowania ludziom. Tutaj w DPS-sie istnieje okazja obdarowania naszą twórczością tych niepełnosprawnych ludzi, dania im czegoś co choćby na chwilę wyrwie ich z tej czasem trudnej codziennej egzystencji (całkowicie charytatywnie). Występowaliśmy tu już wiele razy i to była czasem trudna służba, ale dająca dużo satysfakcji choćby z tego powodu, ze są to nasi najwierniejsi słuchacze. Znajomych trzeba wiele razy zapraszać na występ, a i tak mają później wiele powodów, żeby jednak nie przyjść. Takie jest życie – ludzie mają coraz mniej czasu, są coraz bardziej zagonieni. Tutaj zawiązałem również bardzo sympatyczną znajomość z Andrzejem Janią (to on mnie namówił do napisania tego artykułu) i Maciejem Bażelą, którzy widzą sens w naszych występach i organizują je. Obecnie jestem na etapie słania od długiego czasu maili do różnych pubów z propozycją naszych występów. Ale jest ciężko. Puby w natłoku swoich spraw gdzieś gubią nasze maile. Najtrudniej zgromadzić jest publiczność jeśli jest się muzykiem mało znanym niestety. Dlatego jeśli się jakoś lepiej 35 skoncentruję zamierzam spróbować zjednać sobie media jako patronów medialnych dla naszej grupy. Jeśli ktoś z czytelników zna jakieś miejsce gdzie można wystąpić, zwłaszcza gdzie przychodzi dużo ludzi proszę o kontakt mój e-mail: [email protected]. Moja płyta pt. „Natchnienie” jest w Internecie, gdzie występuję pod pseudonimem Johny L. Podaję również link do płyty:johnyl.wrzuta.pl/katalog/3Wq wp9BUvbX/natchnienie. Jeżeli chcą się Państwo podzielić opiniami – oczywiście proszę bardzo. Płyta była nagrana nie dokończa w profesjonalnych warunkach – ma małe zgrzyty. Apostołów było 12-tu. Jeden zdradził wiec na płycie jest 11 utworów. Życzę przyjemnego słuchania. To oczywiście niewielki wycinek mojej twórczości , ale zawsze. Na koniec nie sposób nie wymienić mojej wiernej towarzyszki w tych występach – Joasi Rączkowskiej, która od czasu piwnicy pod Baranami na każdym występie recytuje poezje osób niepełnosprawnych w bardzo profesjonalny sposób. Na naszych występach zachęcamy ludzi do wspólnego śpiewania, rozdajemy proste instrumenty perkusyjne. Jest (nieskromnie powiem) dobra zabawa, co nie znaczy, że jest to muzyka zabawowa, a wiersze lekkie. Są różne nastroje. Oczywiści oprócz Joasi recytującej poezję poetów, którzy sami nie mogą jej zaprezentować, występują też poeci, którzy sami recytują swoje wiersze. Już zupełnie na koniec musze dodać, że jestem zakochany w gitarze basowej, że wymienię tu takich basistów jak wspomniany wcześniej Jaco Pastorius – moja największa miłość, Stanley Clarke, John Patitucci, Marcus Miller, Victor Wooten. Jeśli chodzio gitarę solową aczkolwiek wymienię też: Pata Matheny, Steve Ray Vonghana, Aldi Meole, Jimiego Hendrixa, Johna Maclanghlina, Paco de Lucije, Johna Scofielda, Carlosa Santanę, Stevea Vaia, Mikea Sterna, Georgea Bensona. Janusz Lesisz 36 Spis Treści Wakacyjny odpoczynek str. 1 Żywot św. Jacka str. 7 Co warto przeczytać str. 12 Cyganie str. 15 Dezyderata str. 20 Mrożek obywatel świata str. 22 Matki Boskiej Siewnej str. 25 Złote myśli str. 29 Ludzie znani i lubiani str. 30 37