HOMO INTERPRETATIVUS Obraz człowieka w myśli

advertisement
HOMO INTERPRETATIVUS
Obraz człowieka w myśli hermeneutycznej
Pod redakcją Andrzeja Przyłębskiego
Rada Redakcyjna – Arianna Betti (Vrije Universiteit Amsterdam, Holandia), Piotr Bołtuć
(University of Illinois, Springsfield, USA), Andrzej Bronk (Katolicki Uniwersytet Lubelski),
Arkadiusz Chrudzimski (Uniwersytet Szczeciński/Universität Salzburg, Austria), Józef Dębowski
(Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Olsztyn), Adam Drozdek (Duquesne University, Pittsburgh,
USA), Stanisław Judycki (Uniwersytet Gdański), Josef Moural (Univerzita Jana Evangelisty
Purkyně, Ústi nad Labem, Czechy), Zbysław Muszyński (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej,
Lublin), Robert Piłat (Polska Akademia Nauk, Warszawa), Roger Pouivet (Nancy-Université,
Francja), Alexander Pruss (Baylor University, Texas, USA), Andrzej Przyłębski (Uniwersytet
im. Adama Mickiewicza, Poznań), Wlodek Rabinowicz (Lund University, Szwecja), John Skorupski
(St Andrews University, Wielka Brytania), Marek Szulakiewicz (Uniwersytet Mikołaja Kopernika,
Toruń), Ryszard Wiśniewski (Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń), Urszula Żegleń (Uniwersytet
Mikołaja Kopernika, Toruń)
Redaktor naczelna – Renata Ziemińska (Uniwersytet Szczeciński)
Redaktorzy tematyczni
Filozofia religii – Tadeusz Gadacz (Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków)
Pragmatyzm – Piotr Gutowski (Katolicki Uniwersytet Lubelski)
Filozofia umysłu – Andrzej Klawiter (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Poznań)
Metafizyka – Dariusz Łukasiewicz (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz)
Etyka – Mirosław Rutkowski (Uniwersytet Szczeciński)
Filozofia analityczna – Tadeusz Szubka (Uniwersytet Szczeciński),
Jerzy Szymura (Uniwersytet Jagielloński)
Historia filozofii – Ireneusz Ziemiński (Uniwersytet Szczeciński)
Filozofia polska – Piotr Ziemski (Uniwersytet Warszawski)
Sekretarze redakcji – Katarzyna Szymańska, Justyna Wodzik
Adres Redakcji – Instytut Filozofii Uniwersytetu Szczecińskiego, 71-017 Szczecin
ul. Krakowska 71, e-mail: [email protected]
Wersja papierowa jest wersją podstawową
Elektroniczna wersja czasopisma jest dostępna na stronie: www.us.szc.pl/egzystencja. Czasopismo
jest indeksowane w bazie CEJSH (The Central European Journal of Social Sciences and Humanities)
i w trakcie aplikacji do bazy DOAJ (Directory of Open Access Journals)
Redaktor Wydawnictwa – Jadwiga Hadryś
Redaktor językowy – Ulrich Drechsel, Elżbieta Zarzycka
Korektor – Hanna Naparty
Skład komputerowy – Wiesława Mazurkiewicz
Projekt okładki – Michał Starczewski
© Copyright by Uniwersytet Szczeciński, Szczecin 2012
ISSN 1734-9923
WYDAWNICTWO NAUKOWE UNIWERSYTETU SZCZECIŃSKIEGO
Wydanie I. Ark. wyd. 16,5. Ark. druk. 18,6. Format A5. Nakład 55 egz.
SPIS TREŚCI
Słowo wstępu (Andrzej Przyłębski) ............................................................
7
Andrzej Bronk, Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki ...
11
Paweł Dybel, Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera ................
31
Andrzej Przyłębski, Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya ...
55
Wiesław Małecki, Wilhelm von Humboldt
jako prekursor antropologii hermeneutycznej ..................................
71
Jaromir Brejdak, Majeutyczny autoportret – obraz człowieka
w hermeneutycznej praxis Kierkegaarda
(przeł. Aleksandra Szulc) ..................................................................
87
Maciej Potępa, Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera ......... 113
Michael Groβheim, Hermeneutik der Faktizität.
Überlegungen im Anschluss an Heidegger ....................................... 133
Andrzej Wierciński, Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka
osoby jako „l’homme capable” ........................................................ 161
Riccardo Dottori, Die hermeneutische Erfahrung zwischen Weltoffenheit
und Dialog ........................................................................................ 177
Włodzimierz Lorenc, Możliwości i ograniczenia
hermeneutycznego ujęcia człowieka ................................................. 199
Hermann Lang, „Daj głos boleści...”. Przyczynek do hermeneutycznego
podejścia w psychoanalizie, psychoterapii i psychiatrii
(przeł. Mikołaj Ratajczak) ................................................................ 219
Ferdinand Fellmann, Samorozumienie nowoczesnego człowieka
w świetle ewolucji (przeł. Katarzyna Wejman) ................................. 235
Franz Josef Wetz, Człowiek jako niemożliwość.
Antropologia fenomenologiczna (przeł. Wiesław Małecki).............. 247
Rainer Adolphi, Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit.
Über Bedingungen eines nicht-trivialen Zusammenhangs
von Anthropologie und Hermeneutik ................................................ 271
CONTENTS
Foreword (Andrzej Przyłębski) .................................................................
7
Andrzej Bronk, The Concept of Human Dignity and the Hermeneutics ...
11
Paweł Dybel, The Description of Human Being in Gadamer’s
Hermeneutics ....................................................................................
31
Andrzej Przyłębski, Wilhelm Dilthey’s Hermeneutical Anthropology .......
55
Wiesław Małecki, Wilhelm von Humboldt as a Precursor
of the Hermeneutical Anthropology ..................................................
71
Jaromir Brejdak, The Maieutical Self-Portrait – the Idea
of Human Being in Søren Kierkegaard’s Hermeneutical Praxis ......
87
Maciej Potępa, The Concept of Human-Being
in the Hermeneutics of Schleiermacher ............................................ 113
Michael Groβheim, Hermeneutics of Facticity.
Reconsidering Heidegger ................................................................. 133
Andrzej Wierciński, Paul Ricoeur’s Anthropological Hermeneutics
of a Person as “l’homme capable” .................................................. 161
Riccardo Dottori, Experience and Dialogue: Two Principles
of Homo Hermeneuticus ................................................................... 177
Włodzimierz Lorenc, The Possibilities and Limitations
of the Hermeneutical Vision of Human Being................................... 199
Hermann Lang, “Give Words to Your Pains!”
About a Hermeneutical Approach in the Psychoanalysis,
Psychotherapy and Psychiatry.......................................................... 219
Ferdinand Fellmann, Self-understanding of the Modern Man
from the Perspective of Evolution ..................................................... 235
Franz Josef Wetz, Man as Impossibility.
A Phenomenological Anthropology .................................................. 247
Rainer Adolphi, The Power of the Dominating Understanding.
On the Conditions of a Non-Trivial Connection
between Anthropology and Hermeneutics ........................................ 271
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
SŁOWO WSTĘPU
Tom jest rezultatem międzynarodowej konferencji, która odbyła się w dniach
14–16 października 2010 roku w Poznaniu. Zgromadziła ona czołowych badaczy i przedstawicieli filozofii hermeneutycznej z Polski, Niemiec i Włoch,
którzy – kierując się tematem sformułowanym przez organizatora – postawili
sobie za cel nakreślenie hermeneutycznej wizji człowieka. Konferencja pt.
Homo interpretativus była czwartym już spotkaniem europejskich hermeneutów, które odbyło się na poznańskim Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Jesienią 2003 roku, rok po śmieci Gadamera, kilku jego uczniów
postanowiło się spotkać w grodzie Przemysława, by przemyśleć wkład jego
hermeneutycznych idei do współczesnej filozofii europejskiej. Rezultatem
były nie tylko dwie publikacje (Dziedzictwo Gadamera, wydane w 2004
roku w poznańskiej Humaniorze, oraz nieco od tego odbiegająca książka
Das Erbe Gadamers, wydrukowana w 2006 roku w Peter Lang Verlag we
Frankfurcie nad Menem), lecz także ukonstytuowanie się nieformalnej grupy
hermeneutycznej, która postanowiła spotykać się co jakiś czas, prezentując
swe najnowsze badania i przemyślenia. I tak w 2006 roku miał miejsce cykl
wykładów na temat relacji język–rozumienie (dokumentuje go książka pt.
Język – świat – rozumienie, wydawnictwo Expol 2007), zaś w roku 2008
konferencja pt. Etyka w świetle hermeneutyki (jej owocem jest praca zbiorowa Ethik im Lichte der Hermeneutik, którą w 2009 roku opublikowało
wydawnictwo Königshausen & Neumann z Würzburga).
Konferencje te mają prawdziwie międzynarodowy charakter, tzn.
udział gości zagranicznych oscyluje zawsze wokół połowy ogólnej liczby
uczestników, zaś obrady odbywają się w językach kongresowych. Raczej nie
stosuje się zasady call for papers, zamiast tego zapraszając do udziału uznane
autorytety, autorów ważnych hermeneutycznych koncepcji czy publikacji.
Jeśli przyjrzymy się liście uczestników niniejszego tomu, to zauważymy,
iż tak było i tym razem. Tom otwiera tekst prof. Andrzeja Bronka z KUL,
nestora polskich badań nad hermeneutyką Gadamera. Jego ponad czterystu-
8
Słowo wstępu
stronicowa rozprawa habilitacyjna Rozumienie – dzieje – język. Filozoficzna
hermeneutyka H.-G. Gadamera (Lublin 1988) jest dziś pozycją klasyczną,
której żaden adept badań hermeneutyki w naszym kraju nie może pominąć.
Sąsiaduje z nim prof. Paweł Dybel z warszawskiego Instytutu Filozofii
i Socjologii PAN, który w osobistym dialogu z Gadamerem – czego byłem
niejednokrotnie świadkiem – tworzył swe pierwsze prace dotyczące relacji
hermeneutyki i psychoanalizy. To zagadnienie, poszerzone obecnie o relacje hermeneutyki do dekonstrukcji, stanowi do dziś o profilu badawczym
autora Granic rozumienia i interpretacji (Kraków 2004). Analizy antropologii klasyków hermeneutyki, takich jak Wilhelm von Humboldt, Friedrich
D. Schleiermacher czy Paul Ricoeur, przedstawiają w tym tomie badacze
starszego, średniego i najmłodszego pokolenia polskich hermeneutów: prof.
Maciej Potępa, autorytet w dziedzinie badań nad początkami hermeneutyki,
dr hab. Andrzej Wierciński, twórca efektywnego, choć tylko wirtualnego
„International Institute for Hermeneutics”, organizator licznych konferencji
hermeneutycznych, ostatnio współredaktor internetowego pisma „Analecta
Hermeneutica”, dr hab. Jaromir Brejdak z Uniwersytetu Szczecińskiego,
twórca głębokich prac z pogranicza filozofii i teologii (m.in. Odcienie
obecności. Próba analizy fenomenu, Kraków 2007), oraz dr Wiesław Małecki (autor doskonałego, drukowanego właśnie doktoratu poświęconego
antropologii Humboldta). Uzupełniają to teksty niżej podpisanego, na temat
antropologii Diltheya, oraz prof. Włodzimierza Lorenca z Instytutu Filozofii
Uniwersytetu Warszawskiego, który podjął się przemyślenia możliwości
i ograniczeń hermeneutycznej wizji człowieka.
Nie pomniejszając wkładu polskich badaczy hermeneutyki, nie sposób
nie podkreślić rangi gości zagranicznych, którzy nadali spotkaniu charakter czegoś niepowtarzalnego co do filozoficznej jakości i źródłowości.
Prof. Hermann Lang z Instytutu Psychoterapii i Psychologii Medycznej Uniwersytetu w Würzburgu to wybitny uczeń Gadamera, z pierwszej generacji
wychowanków. Pod jego kierunkiem napisał pracę doktorską z pogranicza
hermeneutyki i psychiatrii. Kierując się sugestią swego mistrza, wyjechał
w latach siedemdziesiątych do Paryża, by studiować u Lacana, którego
idee wydawały się Gadamerowi znaczące i hermeneutycznie interesujące.
Lang to wybitny psychiatra: praktyk i teoretyk, autor cennych publikacji,
wydawanych m.in. w renomowanym wydawnictwie Suhrkampa (wystarczy,
że wspomnę o dwóch stosunkowo niedawnych: Das Gespräch als Therapie
i Strukturale Psychoanalyse, obie z roku 2000).
Słowo wstępu
9
Z kolei prof. Ferdinand Fellmann, uczeń Blumenberga, to dziś emerytowany profesor uniwersytetów w Monastyrze i Chemnitz, który ma na
koncie wiele książek z obszaru fenomenologii, filozofii życia i hermeneutyki,
w tym własną próbę teorii hermeneutycznej, na barkach Diltheya wychodzącej poza koncepcje Heideggera i Gadamera (Symbolischer Pragmatismus. Hermeneutik nach Dilthey, Reinbek b. Hamburg 1991). Jest autorem
gorąco w Niemczech dyskutowanej, przełożonej ostatnio na język polski,
antropologicznej pracy pt. Para. Erotyczne źródła człowieczeństwa (Poznań
2009). Prof. Franz Josef Wetz, ostatni habilitant znanego hermeneuty Odo
Marquarda, jest autorem jeszcze płodniejszym: napisał ponad 15 książek,
rozchwytywanych – co w przypadku dzieł filozoficznych jest prawdziwą
rzadkością – przez niemieckich czytelników. Napisał m.in. Lebenswelt und
Weltall. Hermeneutik der unabweislichen Fragen (Stuttgart 1994) i Die Kunst
der Resignation (Stuttgart 2000). Nakręcił też kilka filmów o filozofach (np.
o Blumenbergu) dla niemieckiej telewizji WDR. Uwagę szerszej publiczności
zwrócił filozoficznym wsparciem kontrowersyjnego projektu Körperwelten
Gunthera von Hagensa (przygotował, wraz z Brigitte Tag, zbiór tekstów pt.
Schöne Neue Körperwelten. Der Streit um die Ausstellung (Stuttgart 2001).
Prof. Michael Groβheim ma Katedrę Nowej Fenomenologii na Uniwersytecie w Rostocku. Napisał szereg ważnych prac z tego zakresu (m.in. Leib
und Gefühl. Beiträge zur Anthropologie, Berlin 1995), uchodzi za drugą co
do ważności – po twórcy kierunku, Hermannie Schmitzu – postać w ramach
tego nowego kierunku badań filozoficznych. Jego dociekania co rusz stykają
się z ontologią fundamentalną Heideggera, nic więc dziwnego, że stosunek
Heideggera do antropologii stał się tematem jego niezwykle wnikliwego,
poznańskiego wystąpienia. Z kolei prof. Rainer Adolphi z Instytutu Filozofii
Uniwersytetu Technicznego w Berlinie to myśliciel bardzo wszechstronny.
Jego badania koncentrują się z jednej strony wokół klasycznej filozofii
niemieckiej (książka o Heglu w bońskim Bouvier Verlag), z drugiej – wokół
jej dwudziestowiecznych rozwinięć, takich jak filozofia życia, neokantyzm,
socjologia rozumiejąca (habilitacja na temat Webera) i właśnie hermeneutyka. Od lat odwiedza Poznań, wzbogacając nasze konferencje o oryginalne
przemyślenia. Tym razem jego wkładem jest tekst poświęcony sile panującej
wykładni. W konferencji wystąpili ponadto prof. Riccardo Dottori, włoski
uczeń Gadamera, prof. Zdzisław Krasnodębski (z uniwersytetu w Bremie),
którego przedstawiać nie potrzeba, oraz dr Jacek Kołtan, autor obronionego
i wydrukowanego w Niemczech doskonałego doktoratu na temat Löwita.
10
Słowo wstępu
Dwaj ostatni jednak z rozmaitych powodów musieli zrezygnować z publikacji swych tekstów.
Wszystkich ich przywiodła do Poznania nie tylko doskonała, pełna
życzliwości atmosfera i perfekcyjna organizacja, ale przede wszystkim
wysoki poziom debaty i waga tematu, który ogniskował ich wystąpienia.
Pytanie o to, czy filozofia hermeneutyczna, w rozmaitych jej historycznie
danych przejawach, „dysponuje” jakąś w miarę jednolitą wizją tego, czym
jest byt ludzki, stanowiła nie lada wyzwanie. Dynamiczny rozwój antropologii filozoficznej na początku XX wieku (prace Schelera, Plessnera, Gehlena)
był dowodem na trafność tezy Kanta, iż główne problemy filozoficzne skupiają się w tym jednym, podstawowym: w pytaniu o to, czym jest człowiek.
Hermeneutyczny zwrot filozofii, który rozpoczął się w latach trzydziestych
ubiegłego stulecia wskutek publikacji Heideggera i Diltheya, a swą kulminację osiągnął w latach siedemdziesiątych dzięki pracom Gadamera i Ricoeura, stanowi nowe wyzwanie dla myśli antropologicznej. Także dlatego,
że filozofia hermeneutyczna – z jednej strony – degraduje wszystkie teorie
antropologiczne do roli „jedynie pewnych interpretacji” (jak chce Nietzsche),
z drugiej zaś – wie o tym, iż istota ludzka, „naznaczona” przez autorefleksję,
nie może istnieć bez pewnego autowizerunku. Gadamer, inaugurując, jako
redaktor, serię publikacji (ukazały się cztery tomy) pod nazwą „Nowa Antropologia”, był tego w pełni świadomy. Zakorzenienie w tym, co było, w przekazie
tradycji, jest dla jego koncepcji fundamentalne. Czas rosnącej globalizacji to
jednak epoka zderzenia się różnych kultur i tradycji. Wzrost ekonomicznej
efektywności nie będzie w stanie zapobiec ich konfliktom. Potrzebna będzie
taka wizja istoty ludzkiej, która rozumiejąc fundamentalną interpretacyjność
charakteryzującą istnienie człowieka, uwzględni znaczenie potrzeby jego
osadzenia w historycznie wypracowanym, kulturowo wyznaczonym świecie
codziennego życia oraz jego wkład w kulturowy dorobek całej ludzkości. Musi
to być antropologia negliżująca negatywne skutki atomizacji społeczeństw,
uwzględniająca wspólnotowy wymiar ludzkiego bytowania, manifestujący
się w języku, w systemie norm, wartości oraz w ogólnej kulturze. Wbrew
temu, co można by sądzić, projekty wysuwane przez różnych przedstawicieli
hermeneutycznego myślenia o rzeczywistości nie są do końca zbieżne. Prowadziło to podczas poznańskiej konferencji do ciekawych kontrowersji, wręcz
do intelektualnych pojedynków. Rezultaty tego produktywnego zderzenia
perspektyw oddaję niniejszym w ręce PT Czytelników.
Andrzej Przyłębski
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
ANDRZEJ BRONK*
KATEGORIA GODNOŚCI CZŁOWIEKA
W ŚWIETLE HERMENEUTYKI
Słowa kluczowe: ludzka godność, hermeneutyka, chrześcijaństwo
Keywords: human dignity, hermeneutics, philosophy, Christianity
Na pytanie o miejsce kategorii (pojęcia) godności człowieka w filozoficznej hermeneutyce Hansa-Georga Gadamera odpowiadam w dwu krokach:
(1) czyniąc ogólne uwagi na temat problematyki i pojęcia godności człowieka
w przeszłości i w kulturze współczesnej1 oraz (2) charakteryzując hermeneutykę jako typ filozoficznej antropologii, zawierającej pewne fragmenty
koncepcji człowieka.
1.
Mocne eksponowanie tezy o godności człowieka (dignitas hominis) pozostaje czymś charakterystycznym dla kultury zachodniej. Wprawdzie niektóre
*
Andrzej Bronk – profesor filozofii KUL, nestor polskich badań nad hermeneutyką
Gadamera (autor pierwszej, obszernej monografii mu poświęconej). Poza hermeneutyką
zajmuje się filozofią nauki i metodologią, zwłaszcza nauk o religii. E-mail: bronk@kul.
lublin.pl.
1
Bronk 2010a.
12
Andrzej Bronk
kultury pozaeuropejskie (np. konfucjanizm w Chinach) również znają to
pojęcie, jednak nie uzyskało ono tam nigdy takiej rangi, jak w Europie,
zwłaszcza czasów nowożytnych2. Filozofia europejska zna pojęcie godności człowieka od czasów starożytnych, kiedy przeciwstawiono człowieka
wszystkim innym istotom żywym (oraz ciało – duchowi), pozbawionym
jakoby godności. Wówczas nie oznaczała jednak zawsze własności, która
przysługiwałaby wszystkim ludziom z samej natury i od urodzenia, lecz
związana była z pochodzeniem, miejscem w społeczeństwie i doznawanym
tu szacunkiem3. Arystoteles dostrzegał godność człowieka w posiadaniu
rozumu i stąd zajmowaniu wyróżnionego miejsca w kosmosie. Owidiusz,
w często przytaczanym fragmencie Metamorfoz, wypowiada pochwałę tego,
co człowiekowi dane po stronie ducha i ciała, a nie tego, czym miałby się
dopiero stać. Pierwszym, który przyznał godność wszystkim ludziom, niezależnie od ich miejsca i rangi społecznej, był Cyceron (De natura rerum),
nawiązując zresztą do pewnych idei stoickich i platońskich4.
Chrześcijaństwo od samego początku (Minucius Felix, św. Ambroży,
św. Augustyn) podkreślało fakt „naturalnej” godności człowieka, stworzonego „na obraz i podobieństwo Boga”, zbawionego przez Jezusa Chrystusa,
obdarzonego indywidualną (przeciwko awerroizmowi5) nieśmiertelną duszą,
widząc przejawy godności człowieka w posiadaniu przez niego rozumu
i wolności. Pozwoli to św. Tomaszowi, upatrującemu godność człowieka
w byciu osobą jako najdoskonalszym sposobie bycia, na zrównanie obu
pojęć: być osobą, to mieć godność, a mieć godność, to być osobą. Przypomnijmy, że według doktryny chrześcijańskiej ciału człowieka w porządku na2
„Idea godności człowieka jako niezbywalnej cechy jego istoty, nie była znana
wszystkim epokom i kulturom” (Wetz 2005, s. 16). Z wszechstronnej monografii Wetza
korzystam wielokrotnie.
3
„Obowiązywała ogólna zasada: im wyższe uznanie społeczne, tym większa godność,
którą uzyskiwało się już to własnym wysiłkiem, już to dziedziczyło po przodkach” (Wetz
2005, s. 16).
4
Idea, że wszyscy ludzie są sobie równi, wywodzi się wprawdzie z Nowego Testamentu (św. Paweł, Gal 3,28), „jest jednak starsza od chrześcijaństwa. Nie tylko dlatego,
że znajdujemy ją w filozofii stoickiej, lecz dlatego, że jej początki sięgają sofistyki
V w. przed Chr.” (Wetz 2005, s. 24).
5
„Nie można [...] zapominać, że podstawy autentycznego humanizmu zostały ustalone
w filozofii i teologii XIII w. wówczas, kiedy wielcy myśliciele chrześcijańscy bronili
godności człowieka przed monopsychizmem awerroizmu, w którym zanegowana została
indywidualna godność osoby ludzkiej” (Czerkawski 1992, s. 35).
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
13
turalnym (przyrody) nie przysługuje bynajmniej żadna szczególna godność,
gdyż człowiek otrzymuje ją osobnym aktem stworzenia przez Boga duszy
nieśmiertelnej na „obraz i podobieństwo Boga” (Gen 1, 26n), czyli przez
podniesienie człowieka (człowieczeństwa) do rangi dziecka Bożego.
Na ogół jednak średniowiecze wiązało pojęcie godności bardziej ze
sprawowaniem urzędu niż byciem osobą. Po przejściu od geocentrycznego
do heliocentrycznego obrazu świata i kopernikańskiej detronizacji człowieka palące stało się pytanie o znaczenie człowieka: korony stworzenia czy
też mało znaczącej „trzciny” (Pascal). Jako kategoria antropologiczna, ale
zarazem etyczna i potem polityczna, pojęcie godności człowieka znalazło
swych zdecydowanych obrońców najpierw w humanizmie i renesansie
(od XIV do XVI w). Szereg książek (B. Fazio, G. Manetti, M. Ficino,
G. Picco della Mirandola), noszących w tytule dignitas hominis, podkreśla
wielkość i wspaniałość człowieka, równocześnie pana i właściciela świata
przyrody. Im bliżej czasów nowożytnych, tym częściej dostrzegano związek
godności człowieka z prawami człowieka oraz ze sferą społeczną, prawa
i z politycznym liberalizmem. Coraz częściej też podstaw dla godności
człowieka szukano nie w jego podobieństwie do Boga, lecz w uzdolnieniach, jak rozumność, zdolność do myślenia (poznawania) oraz wolność
i brak zdeterminowania. Idea, że człowiek (res cogitans – Kartezjusz) jest
„kowalem swego losu” i tworzy siebie swobodnie w procesie stawania się
człowiekiem, uważana jest odtąd za podstawę jego godności, przesądzającą
o tym, że nie może on być traktowany jedynie jako środek, lecz jako cel
sam w sobie (Kant6). Godność zostaje uznana za wartość absolutną, stanowiącą o istocie człowieka, a równocześnie za szansę, zadanie i obowiązek,
zwłaszcza w aspekcie doskonalenia moralnego.
Dzisiaj, w obliczu rozlicznych zbrodni na człowieku w XX wieku,
okrucieństw kolejnych wojen i powszechnego naruszania jego praw przez
totalitarne systemy, pojęcie godności człowieka uzyskało szczególną aktualność. Robiąc karierę w wielu międzynarodowych dokumentach, znalazło
się w konstytucjach wielu krajów i organizacji, m.in. Karcie Narodów
Zjednoczonych oraz Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, uchwalonej
10 grudnia 1948 roku. Jako podstawa humanizmu i centralny element mo6
Zgodnie z duchem epoki Kant przyjmował, że wprawdzie wszyscy ludzie są wolni,
ale pod warunkiem, że nie są dziećmi, kobietami, służącymi lub najemnikami (Wetz
2005, s. 49).
14
Andrzej Bronk
ralnego samozrozumienia stało się przedmiotem żywego zainteresowania
filozofów, teologów, prawników i psychologów, poddających je interpretacji
na rozlicznych sympozjach i konferencjach.
Wbrew jednak wielu dyskusjom, badaniom, teoriom, definicjom i bogatej literaturze nie dysponujemy na dzień dzisiejszy żadną ogólną teorią godności człowieka, a samo pojęcie pozostaje wieloznaczne i niejasne w każdej
z wielu dziedzin swego użycia: filozofii (antropologii filozoficznej, etyce),
teologii, naukach prawnych, psychologii, socjologii. Co więcej, jako termin
„modny”, używany przy wielu okazjach i przez osoby zajmujące skądinąd
radykalnie odmienne stanowisko światopoglądowe, uległ znaczeniowej
inflacji7. W swej roli ideologicznej na godność człowieka powołuje się
dziś wiele partii politycznych, które zresztą wszystko dzieli, używających
tego słowa jako nośnego hasła medialnego i narzędzia walki politycznej.
Kiedy głoszą je teiści i ateiści, polityczna lewica i prawica, konserwatyści
i liberałowie, nie mogą mieć na myśli tego samego. Coś innego twierdzi ten,
kto głosi, że człowiekowi przysługuje niezbywalna godność, ponieważ jest
dzieckiem Bożym, coś innego ten, kto widzi człowieka czysto biologicznie
jako ewolucyjny twór natury, jeszcze coś innego ten, kto uważa godność za
wartość płynącą z nadania kulturowego lub społecznego (instytucjonalnego). Zdaniem wielu, użycie kategorii godności człowieka poza kontekstem
religijnym jest jej wtórną adaptacją i zsekularyzowaną postacią. Nie wydaje
się bowiem, by przy czysto biologicznym rozumieniu człowieka istniała
jakaś zasadnicza (ontyczna) racja do ostrego przeciwstawiania go reszcie
przyrody i istotnego „wywyższania”.
Odwołanie do pojęcia godności człowieka ma niekiedy miejsce
z braku innych, racjonalnych argumentów. Funkcjonuje ono wówczas jako
poręczny zwrot, niepozostający w widocznym, logicznym związku z „wyprowadzanymi” z niej twierdzeniami. Teza, że człowiek ma jakoś rozumianą godność, która jest wartością przyrodzoną, powszechną, niezbywalną
i absolutną, traktowana jest jako fakt niewymagający dalszej argumentacji.
Przy życzliwej interpretacji można przyjąć, że osoba posługująca się nią
7
„Na podstawie analizy słownikowej trudno ustalić wyraźny zakres znaczeniowy
»godności«. Jest to pojęcie niezwykle uwikłane, tak w odrębne użycia, jak i w odrębne
tradycje myślenia. Nie znaczy to jednak, aby zgodnie z poglądem analityków lingwistycznych, »godność« każdorazowo otrzymywała swoje znaczenie w kontekście użycia.
Istnieje zapewne jakaś »wspólna istota« godności, to, co czyni z niej należące do słownika
filozofii, a więc ideę, nie zaś tylko termin czy nazwę” (Środa 1993, s. 10).
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
15
dla uprawomocnienia swych tez, na przykład w dziedzinie moralności lub
edukacji, czyni to entymematycznie i w razie potrzeby potrafi taki związek
pokazać. W tej sytuacji rośnie sceptycyzm wobec użycia (i nadużycia)
pojęcia godności człowieka w dyskusjach politycznych i akademickich,
ponieważ, jak się sądzi, nie przekłada się ono operacjonalnie na rozwiązanie
problemów praktycznych z zakresu na przykład prawa międzynarodowego,
bioetyki, etyki medycyny, genetyki lub technik reprodukcyjnych. Sytuacja
ta zachęca do co najmniej bardziej ostrożnego posługiwania się kategorią
godności człowieka.
Przykładem niezobowiązującego użycia może być spotykane powiedzenie, że z pojęcia godności człowieka coś wynika, na przykład konieczność
nieinstrumentalnego (nieprzedmiotowego) traktowania człowieka. Jeżeli
termin „wynikanie” (consequentia) rozumieć, jak w logice formalnej, jako
dedukcyjną relację między przesłankami i wynikającymi z niej tezami (implikacja), to z samego pojęcia nic nie może wynikać. Podobnie swobodne
jest wskazywanie na praktyczne konsekwencje godności człowieka: na
przykład, że jest ona „źródłem” czy „podstawą” praw człowieka. Po pierwsze, należy najpierw uzasadnić tezę, że człowiekowi przysługuje szczególna
własność, zwana godnością i dokładnie wyjaśnić, co ma się na myśli. Jeżeli
godność człowieka, jak się powiada, jest faktem, trzeba wyjaśnić, o jakiego
rodzaju fakt tu chodzi i jakie są podstawy jego przyjęcia. Po drugie, trzeba
wskazać na rodzaj związków zachodzących między tezą o godności człowieka i wyprowadzanymi z niej twierdzeniami. Jeżeli faktycznie z faktu, że
człowiekowi przysługuje godność, „wynika”, że tego czy innego nie wolno
z nim lub mu robić, na przykład klonować, eksperymentować z komórkami
macierzystymi, dokonywać aborcji, poddawać eutanazji, używać środków
antykoncepcyjnych itd., to w procesie deentymematyzacji takiego entymematycznego rozumowania trzeba ujawnić ukryte przesłanki i związki
logiczne, które na takie twierdzenia pozwalają. Tymczasem nie jest to ani
łatwe, ani niekiedy nawet możliwe.
Mocna teza o ontycznie wyróżnionym sposobie bytowania człowieka znajduje swe racjonalne wyjaśnienie i uprawomocnienie na gruncie
filozofii, a pozaracjonalne na gruncie teologii chrześcijańskiej8. Ci, którzy
8
„Jest oczywiste, że idea powszechnej godności człowieka bierze swój początek
w zachodniej metafizyce, że ma genezę stoicko-chrześcijańską, a bez teologicznego
horyzontu interpretacyjnego przestaje być w ogóle zrozumiała” (Wetz 2005, s. 28).
16
Andrzej Bronk
opowiadają się za ontycznie rozumianą godnością człowieka, powołują się
zwykle na to, że jest on istotą rozumną i wolną. Niezależnie od tego, że tych
właśnie własności filozofowie (i psychologowie) odmawiają dzisiaj często
człowiekowi, należy ujawnić przesłanki i związki logiczne, prowadzące od
tezy o rozumności i wolności człowieka do tezy o jego godności. W obu
przypadkach – wnioskowania z tezy o godności człowieka o normach etycznych, nakazujących coś lub zakazujących czegoś, oraz z tezy o rozumności
i wolności człowieka do tezy o jego godności – mamy, jak się okazuje,
do czynienia ze złożonymi rozumowaniami, angażującymi wcześniejsze
przekonania na temat natury człowieka, opierające się na bynajmniej nie
oczywistych założeniach, których ujawnienie nie jest proste. Dodatkową
komplikację sprawia fakt, że w przypadku godności człowieka chodzi
o problemy światopoglądowe, angażujące mocno osoby biorące udział
w dyskusjach. Po trzecie, wnioskowanie z tezy faktograficznej („człowiekowi przysługuje godność”) o „wyprowadzanych” z niej nakazach i zakazach
wikła w trwającą wciąż dyskusję nad możliwością logicznego wnioskowania
z faktów o wartościach i normach. Niestety, większość tekstów, przykładowo z zakresu tzw. pedagogiki chrześcijańskiej, opowiadających się za
tezą o godności człowieka, rozumowań takich nie podaje, zadowalając się
szlachetnymi skądinąd apelami i retorycznymi deklaracjami.
Od strony merytorycznej problematyka godności człowieka sprowadza
się do kilku podstawowych pytań: Co, jak i dlaczego przysługuje człowiekowi? Jak rozpoznaje się to, że człowiekowi przysługuje godność? Jakie są
konsekwencje etyczne posiadania godności przez człowieka? Na pytania te
usiłują, z różnym skutkiem, odpowiadać dyscypliny podejmujące systematycznie badania nad ontyczną pozycją człowieka, przede wszystkim filozofia
(antropologia filozoficzna i etyka), teologia (zwłaszcza rzymskokatolicka),
a także nauki społeczne (prawo, psychologia, socjologia). Trudności wywołuje, częsta w dyskusjach nad godnością człowieka, fraza, że człowiek
„ma/posiada” godność lub że mu ona „przysługuje”. Sugeruje to bowiem,
że chodzi o cechę (własność) dodaną poniekąd do jego natury. Tymczasem
w przypadku ontycznie (substancjalnie) rozumianej godności nie jest ona
traktowana jako coś dodanego, lecz jako coś, co wiąże się z samym faktem
bycia człowiekiem. „Bycie człowiekiem” i „bycie godnym” okazują się
zakresowo tożsame.
W dyskusjach nad godnością człowieka termin „godność” używany jest
w dwu, zasadniczo różnych znaczeniach: jako cecha wrodzona (ontyczna)
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
17
i nabyta (kulturowa, społeczna). Odpowiednio mamy do czynienia z dwoma typami godności: osobową (bo przynależną człowiekowi jako osobie)
i osobowościową, nadaną lub zdobytą indywidualnie. Kiedy filozofowie
mówią o godności człowieka, mają zwykle na myśli jego bytowo (istotowo) wyróżnioną pozycję w świecie, którą zawdzięcza on ostatecznie swej
przynależności do (filozoficznie rozumianego) gatunku ludzkiego, czyli
swej ludzkiej naturze. Przysługuje ona wszystkim ludziom i jest, jak się
powiada, wartością bezwzględną, przyrodzoną, uniwersalną, niestopniowalną, niezbywalną, nienaruszalną. Tak więc zakresowo posiadanie godności
sprowadza się do faktu bycia człowiekiem, a być człowiekiem, to być osobą,
to mieć godność i odznaczać się godnością. Tak ontycznie pojęta godność
przysługuje w równy sposób wszystkim ludziom: nie jest związana z przynależnością do określonej rasy, płci, kultury, religii, społeczeństwa, narodu;
również żadne działania (zachowania) nie mogą ich tej godności pozbawić.
Ontyczne pojęcie godności człowieka spotykamy również w wypowiedziach
prawników i w oficjalnych rozstrzygnięciach prawnych, kiedy traktują oni
godność osobową jako źródło praw człowieka, prawa naturalnego (ponadpozytywnego) i stanowionego (pozytywnego). W dyskusjach na gruncie nauk
społecznych (niekiedy etyki i prawodawstwa) termin „godność” przybiera
zwykle znaczenie kulturowe (i instytucjonalne) lub (jak w psychologii)
wiązany jest z pewnym stanem psychicznym podmiotu, przeżywającym (lub
nie) własną godność. Jest tu wartością względną, bo warunkowaną miejscem,
jakie człowiekowi wyznacza dana kultura i społeczeństwo, przysługuje
mu z „nadania” społecznego i instytucjonalnego, a nawet zależy od stanu
psychiki. Godność nabyta związana jest z przynależnością do określonej
rasy, płci, kultury, społeczności lub religii. Jest ona stopniowalna: można
ją utracić, naruszyć, odebrać.
W dyskusjach filozoficznych pojęcie godności człowieka spełnia
równocześnie funkcję teoretyczną (opisową i wyjaśniającą) oraz praktyczną (aksjologiczną i normatywną). W swej funkcji teoretycznej opisuje byt
ludzki w aspekcie jego godności („człowiek jest bytem, któremu przysługuje godność”) oraz służy wyjaśnieniu, dlaczego człowiekowi przysługuje
prawo do szczególnego (np. nieinstrumentalnego) traktowania. Szczególnie
mocno w pojęciu godności człowieka przejawia się jego treść wartościująca
i normatywna: człowiek to byt, który zajmuje najwyższą pozycję pośród
istot żywych, co zobowiązuje do respektowania przysługujących mu praw
oraz usuwania przeszkód w ich egzekwowaniu.
18
Andrzej Bronk
Wobec zróżnicowania – dopełniających się lub wykluczających – naturalnojęzykowych intuicji użytkowników terminu „godność człowieka”
każda jego definicja nastręcza od strony formalnej i merytorycznej wiele
problemów, przekreślających możliwość ustalenia wspólnego, znaczeniowego mianownika. Chodzi tu o sytuację typową dla nauk humanistycznych,
gdzie rzadko udaje się wprowadzić terminy za pomocą definicji równościowych, gdyż o ich rozumieniu decyduje zwykle kontekst użycia i zwyczaj
językowy. Definicję terminu „godność człowieka” utrudnia również to, że
odnosi się go nie tylko do ludzi, lecz także do zwierząt, instytucji lub budowli
(pomników). Za Ludwigiem Wittgensteinem można by mówić o rodzinie
znaczeniowej (meaning family): od strony językowej (semantycznej) słowo
„godność człowieka” jest nazwą wielotreściową, której odpowiada po stronie mentalnej pewna konstrukcja myślowa, odnosząca słowo „godność” do
wybranego fragmentu rzeczywistości. Ostatecznie chodzi bowiem nie o samo
pojęcie godności człowieka, lecz o ukryte tezy na temat istoty człowieka
i jego miejsca w kosmosie (Scheler). Definicję godności człowieka utrudnia dodatkowo dynamiczny charakter tego pojęcia: w miarę dochodzenia
nowej wiedzy o człowieku oraz zmian w kulturowym świecie zmienia się
też jego zakres i treść. Zmiany te powodują, że pytanie, jakie zachowania
i działania zagrażają lub uchybiają ludzkiej godności, trzeba każdorazowo
stawiać na nowo9.
Ważne, by zdawać sobie sprawę z tego, co się definiuje: pewien stan
rzeczy (definicja realna) czy wyrażenie (definicja nominalna). Definicja
godności człowieka a parte rei jest równocześnie próbą wyróżnienia bytu
ludzkiego wśród innych bytów (jakby to powiedział metafizyk) ze względu na cechę zwaną godnością. W ten sposób rzeczowa definicja godności
człowieka jest równocześnie definicją człowieka jako istoty odznaczającej
się godnością. Ostatecznie bowiem u podstaw realnej definicji godności
człowieka znajduje się określona metafizyka człowieka. W przypadku definicji nominalnej – a parte nominis – można postępować sprawozdawczo
lub projektująco. Można próbować oddawać intuicje wewnątrzjęzykowe
użytkowników terminu „godność człowieka”, ale wówczas powstaje pytanie,
kogo uważać za kwalifikowanego użytkownika tego terminu? „Człowieka
9
„Akurat dzisiaj, kiedy idea godności uzyskała najwyższe znaczenie prawne i szacunek
dla niej uchodzi za ogólnoświatowe wyzwanie, nie wiemy już dokładnie, czym jest i na
czym dałoby się ją w poszczególnym przypadku ufundować” (Wetz 2005, s. 55).
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
19
ulicy”, teologa, filozofa, psychologa czy socjologa? Można też projektująco ustalać na przyszłość znaczenie terminu „godność człowieka”, co rodzi
z kolei pytanie o podstawy proponowanej regulacji. Wśród najczęściej
wymienianych kandydatów na własność uchodzącą za przejaw godności
człowieka wymienia się racjonalność i wolność oraz związaną z nimi
kreatywność człowieka.
Pojęcie godności człowieka funkcjonuje w dyskusjach zamiennie
z takimi pojęciami antropologicznymi, jak „człowiek”, „osoba”, „człowieczeństwo”, „natura ludzka”, „istota człowieka”, rozumianymi na sposób
antropologicznych transcendentaliów, odnoszonych do tego samego bytu.
Zakresowo są one identyczne, podkreślają jednak (treściowo) inne aspekty
bycia człowiekiem: ten sam człowiek jest osobą, istotą ludzką, podmiotem
i ma godność. Jeśli przyjąć, że termin „godność człowieka” jest terminem
teoretycznym, pozostaje problem jego semantycznej operacjonalizacji:
zapewnienia przedmiotowego odniesienia, tj. wskazania takiego fragmentu świata, do którego się odnosi. Terminy teoretyczne dotyczą (cech)
przedmiotów teoretycznych, które nie są wprost dane empirycznie, a ich
istnienie jest postulowane w ramach odnośnej teorii. Jeśli przyjąć, że ontycznie rozumiana godność człowieka jest cechą (lub nawet zbiorem cech)
nieempiryczną, jej definicja pozostaje niekryterialna: nie dostarcza ona
bezpośrednich, empirycznych kryteriów swego zastosowania, tj. rozstrzygnięcia, kiedy jakiś przedmiot (człowiek) podpada lub nie pod ten termin.
Empirycznie rejestrujemy co najwyżej określone zachowania ludzi, służące
w drodze dalszych operacji umysłowych do wyróżniania bytu ludzkiego
wśród innych bytów. Można więc przyjąć, że jedynym (częściowo nieempirycznym) kryterium posiadania godności przez człowieka jest sam fakt,
że chodzi o istotę ludzką. Wówczas jednak ciężar argumentacji przenosi się
na pytanie o naturę człowieka: jakim i dlaczego szczególnie wyróżnionym
bytem jest człowiek? Tomiści i fenomenolodzy odwołują się wprawdzie
chętnie do (własnego) doświadczenia (introspekcyjnego przeżycia) godności,
ale i w tym przypadku trudno przyjąć, by fakt godności dał się wyznaczyć
empirycznie, tj. zmysłowo dostępnymi wskaźnikami. Dlatego mówi się
niekiedy tylko o przejawach godności w sensie empirycznych konsekwencji (skutków) posiadania przez człowieka godności. Jeżeli jednak zjawiska
(fakty) określane terminem „godność człowieka” nie są bezpośrednio dane
empirycznie, lecz pozostają osadzone w pewnej teorii filozoficznej, żadne
20
Andrzej Bronk
odkrycia nauk przyrodniczych, jak się wydaje, nie mogą wprost zagrozić
filozoficznej tezie o godności człowieka.
2.
Bogate i zróżnicowane dzieło Hansa-Georga Gadamera pozwala spojrzeć
na nie z różnych punktów widzenia: jako na ontologię, epistemologię, aksjologię, metodologię, ale także, a nawet przede wszystkim, jako na antropologię. Nie znajdujemy wprawdzie słowa „godność człowieka” w pismach
Gadamera10, ale znaczeniowo zajmuje ono wraz z pytaniem o człowieka
istotne miejsce w jego dociekaniach11. Jednym z ważniejszych, jak wiadomo,
motywów powstania filozoficznej hermeneutyki była idea przeciwdziałania
wyobcowaniu człowieka, kiedy wraz z Paulem Voglerem wydawał siedem
tomów Nowej Antropologii12.
Chociaż filozoficzna hermeneutyka nie zawiera systematycznego
wykładu antropologii i odpowiedzi na wiele ważnych pytań o godność
człowieka, generalnie jest zainteresowana odpowiedzią na pytanie, kim
jest człowiek, a z rozproszonych i szkicowych uwag Gadamera wyłania się
koncepcja człowieka jako twórcy świata kultury13. W punkcie wyjścia jego
poglądów znajduje się konkretny człowiek, głęboko osadzony w świecie
przyrody i kultury, ukształtowany przez wielorakie procesy inkulturacji
i socjalizacji oraz wyposażony w samoświadomość, uformowaną dotychczasowymi jego dziejami i wiedzą o samym sobie. Gadamer deklaruje się
jako zwolennik nowego humanizmu14, który nie jest antropocentryczny, oraz
nowej antropologii, która nie ma być kontynuacją dotychczasowej antropo10
Indeks Wahrheit und Methode nie wymienia ani słowa Würde, ani słowa Mensch.
Prof. F.J. Wetzowi zawdzięczam informację, że Gadamer napisał artykuł, noszący w tytule
termin godność człowieka, nie potrafiłem go jednak, niestety, zlokalizować.
11
Heidegger, jak wiadomo, określał człowieka terminem Dasein.
12
Neue Anthropologie 1972–1975.
13
Antropologiczny wymiar filozofowania Gadamera doczekał się już opracowań, np.
Bronk 2007; Lorenc 2003 i 2008; Michalski 1978.
14
„[Gadamer’s] philosophical perspective can be understood as a defense of humanism
and hence response to Heidegger’s repudiation of the humanistic tradition” (Grondin
1997, s. 161). I w innym miejscu: „To put the thesis bluntly, Gadamer is a humanist and
Heidegger isn’t” (s. 157).
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
21
logii i jej tradycyjnych problemów15. Nowość projektowanej antropologii
polega m.in. na tym, że upatruje ona naturę człowieka w fakcie, że „z natury”
poniekąd potrafi on przekraczać swe naturalne determinacje i dlatego nie
daje się poznawać wyłącznie metodami nauk przyrodniczych.
Gadamer wątpi, nazywając je pytaniem „w najwyższym stopniu
obciążon[ym] ideologicznie”, czy możliwa jest w ogóle antropologia
w sensie obiektywnej nauki o człowieku16. Sprzeciwia się równocześnie
uniwersalizującym roszczeniom nauk empirycznych, gdyż z zasady redukują
one poznanie empiryczne do samego poznania naukowego. Tym samym jest
również przeciwnikiem scjentystycznego naturalizmu, sprowadzającego
człowieka do jednego z przedmiotów w obszarze innych rzeczy. Wyraża
również wątpliwość, czy racjonalne jest odnosić wyniki poznania świata
zwierząt do świata ludzi. Zabieg ten jest równie wątpliwy, jak przenoszenie
wyników poznania człowieka na byt boski, znane jako błąd antropomorfizmu17.
Humanizm Gadamera nie opiera się na jednym pojęciu humanitas
i nie próbuje on wyjaśniać, co to znaczy być człowiekiem jako zwierzęciem posiadającym rozum. Wyniki nauk przyrodniczych18 przemawiają,
jego zdaniem, coraz bardziej za tym, że tradycyjne twierdzenie o szczególnym miejscu człowieka w kosmosie należy traktować jako residuum
teologicznego przesądu. Humanizm określany jest nie tyle przez to, czym,
dzięki posiadaniu rozumu, człowiek różni się od zwierzęcia, ponieważ jest
to wyróżnienie względne19, ile jako ciągle rozwijająca się racjonalność
człowieka, przejawiająca się w tworzeniu kultury oraz w procesie kształcenia (wychowania), przyczyniającym się do przezwyciężenia animalitas
w dziejach ludzkości20. Tym, kim jest, człowiek staje się w trakcie całego
swego życia. To głównie procesy kształcenia (Bildung), które wiążą się
ściśle z pojęciem kultury, określają swoisty sposób rozwijania przez człowieka swych naturalnych uzdolnień i umiejętności (WuM, s. 8). Skądinąd
15
Gadamer 1975, s. 377.
Tamże, s. 384.
17
Tamże, s. 380.
18
Gadamer 1977, s. 180.
19
Gadamer powołuje się tu na wyniki badań nad zachowaniem zwierząt takich badaczy,
jak J. Uexkühl i K. Lorenz oraz ich uczniów (Gadamer 1977, s. 179–180).
20
„Istnienie ducha wiąże się istotnie z ideą kształcenia” (WuM, s. 9).
16
22
Andrzej Bronk
Gadamer nie przeczy istnieniu elementów stałych w ludzkiej naturze, ale
pojmuje je jako biologiczne determinacje, wyznaczone faktem urodzenia,
wychowaniem, dojrzałością zawodową, wreszcie śmiercią. Tak rozumiana
natura ludzka stawia równocześnie absolutne granice wszelkim próbom
radykalnego kształtowania człowieka przez społeczeństwo21.
Zdaniem Gadamera, przejmującego w tej mierze poglądy Heideggera,
nie istnieje nic takiego, jak bezczasowa, w sensie tradycyjnej metafizyki,
istota człowieka. Jak stwierdza we wstępnym artykule do Neue Anthropologie: interesujące jest dowiedzieć się z biologii i nauk o zachowaniu
(etologii), o ciągłości między światem zwierząt i światem człowieka oraz
o różnych sposobach zachowania zwierząt i ludzi, ale na podstawie samych
tych danych nie da się wyjaśnić „skoku” w kierunku bycia człowiekiem22.
Biologia i etologia pouczają nas tylko, że dusza ludzka nie wywodzi się ze
świata nadprzyrodzonego, a natura ludzka nie jest naturą (przyrodą) w tym
sensie, do jakiego jej rozumienia zmuszały badania nad przyrodą wieków
ubiegłych, kiedy pojmowano ją jako „materię poddaną prawom” (Kant).
Zarazem Gadamer dodaje, a zdanie to jest tak charakterystyczne, że przytaczam je dosłownie:
Aber gerade wenn man den Menschen so nahe an das Tier heranrückt,
als es irgend die Phänomene erlauben und verlangen – und das ist
insbesondere bei den Verhaltensweisen erstaunlich weit – prägt sich
überraschenderweise die Sonderstellung des Menschen besonders
sichtbar aus. Gerade in seiner vollen Natürlichkeit scheint er etwas
Außerordentliches, und die augenscheinliche Tatsache, daß kein Lebewesen sonst seine eigene Umwelt so zur Kulturwelt umarbeitet wie
der Mensch, der damit „Herr der Schöpfung” wurde, hat eine neue
unbiblische Offenbarungskraft in sich23.
21
Gadamer 1975, s. 384.
Gadamer 1977, s. 181.
23
„Ale właśnie wówczas, kiedy tak mocno przybliży się człowieka do zwierzęcia, o ile
tylko pozwalają na to badane zjawiska i tego wymagają – a jest to szczególnie widoczne
przy badaniach nad zachowaniem – ujawnia się niespodziewanie i z mocą szczególne
miejsce człowieka. Właśnie w swej naturalności ujawnia on coś ze swej nadzwyczajności,
a oczywisty fakt, że żadna inna istota żywa nie przetwarza w podobny sposób swego
środowiska w kulturę, jak czyni to człowiek, stając się w ten sposób »koroną stworzenia«,
zyskuje nowe, pozabiblijne poparcie” (Gadamer 1977 s. 181).
22
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
23
Współczesna psychoanaliza i religioznawstwo dzielą, zdaniem Gadamera, z filozofią przekonanie, że człowieka charakteryzuje „przejście
do (sfery) »ducha«”. Ale mimo całej zależności sfery duchowej od swej
biologicznej podstawy, krok ten pozostaje zasadniczo niewywodliwy,
a przynajmniej na dzień dzisiejszy nie widać sposobu, jak go wyprowadzić24. Uprzedmiotawiające podejście do człowieka za pomocą narzędzi
naukowych – na sposób uprzedmiotowienia, jakie ma miejsce w czasie
fabrycznej obróbki narzędziami – nie pozwoli na przykład nigdy zrozumieć,
czym jest samoświadomość25. Prawdę o rzeczywistej naturze człowieka
zawdzięczamy bowiem (i tutaj Gadamer przejmuje pogląd Heideggera) nie
metodycznemu postępowaniu nauk empirycznych, które traktują człowieka
wyłącznie jako przedmiot badania, lecz naukom humanistycznym, które
– zgodnie z podejściem Diltheya – odwołują się przy poznawaniu człowieka
do jego kulturowych wytworów. Zadanie „doprowadzenia człowieka do
rozumienia samego siebie” spełniała też zawsze filozofia m.in. w postaci
hermeneutyki jako teorii i sztuki rozumienia i sprawiania, by przemówiło
to, co pierwotnie obce i nieznane26.
Gadamer podejmuje się rehabilitacji nie tylko tradycji humanistycznej,
lecz także nauk humanistycznych, które uważa za rzeczywistych „włodarzy humanizmu” (WuM, s. 6) i spadkobierców metafizyki27, pokazując ich
znaczenie dla uprawiania filozofii i dla uzyskiwanego przez nią obrazu
człowieka. Nie są one podporządkowane naukom przyrodniczym, bo chociaż
zasadniczo metodyka ich badań jest podobna, inny jest przedmiot: z jednej
strony to, co ludzkie, a co znajduje swój „obiektywny” wyraz w wytworach
kulturowych ludzkości (jak gospodarka, prawo, język, sztuka i religia), z drugiej strony wiedza człowieka o samym sobie, znajdująca swój bezpośredni
wyraz w tekstach i świadectwach językowych28. Przedmiotem badań nauk
humanistycznych nie jest świat uprzedmiotowiony, lecz to, co indywidualne
oraz wiedza człowieka o samym sobie wraz ze światem jego wytworów,
w których złożył wiedzę o sobie samym29. Nie oznacza to jednak, zastrzega
24
25
26
27
28
29
Gadamer 1975, s. 389.
Gadamer 1977, s. 182–183.
Gadamer 1976, s. 123.
Gadamer 1967, s. 119.
Gadamer 1977, s. 194.
Gadamer 1967, s. 119.
24
Andrzej Bronk
się Gadamer, że istnieje jakiś nadprzyrodzony, zobowiązujący sens życia,
gdyż ten „dzieje się” w kulturze, dziejach i tradycji, w których uczestniczy
człowiek.
W tle wyników tych nauk, które czynią człowieka przedmiotem swego
zainteresowania, kryje się, zdaniem Gadamera, pewien nierozwiązywalny
problem: uzyskana w ten sposób wiedza o człowieku nie daje się (teoretycznie i praktycznie) „wykorzystać” bez skonfrontowania z całkowicie
inną instancją, którą nie jest nauka, lecz ludzka praktyka i kierujące nią
rozumienie samego siebie przez człowieka30. Nauki humanistyczne mają
bowiem własne źródło prawdy, którym jest praktyka życiowa, mają też
własne, kluczowe pojęcia, jak wychowanie (Bildung), sensus communis,
władza sądzenia i smak31 (WuM, s. 15). Uprzywilejowanym źródłem
poznania pozostaje tu wiedza człowieka o samym sobie. Z jednej strony
jest on zasadnym przedmiotem poznania, z drugiej strony poznanie jest
uzależnione od wcześniejszej o nim wiedzy (rola Vorverstehen). Dlatego
„przedmiot” badania, jakim w naukach humanistycznych jest człowiek, nie
jest nigdy przedmiotem czystej obserwacji, ponieważ istnieje tu niedające
się uchylić wzajemne oddziaływanie pomiędzy wiedzą człowieka o sobie
samym a wiedzą, uzyskiwaną w drodze metodycznego badania32.
Nauki humanistyczne przypisują sobie wiedzę o człowieku, która
jest niedostępna metodom przyrodoznawczym, chociaż do jej uzyskania
postępowanie metodyczne jest, zdaniem Gadamera, równie ważne, jak
w naukach przyrodniczych33. Uzyskane poznanie nie jest nigdy tego samego
rodzaju i rangi, co w naukach przyrodniczych, bo chodzi o rodzaj wiedzy
o człowieku34, którą uzyskuje się w wyniku osobistego, indywidualnego
doświadczenia35. Wynikiem postępowania badawczego nie jest tu żadna
„obiektywna” wiedza, lecz żywa kontynuacja poznania człowieka przez
samego siebie36. Fakt, że świadomościowo człowiek nie znajduje się już
w centrum kosmosu, sprawia, iż również posiadana przez niego wiedza (Wis-
30
31
32
33
34
35
36
Gadamer 1975, s. 384.
Gadamer omawia te pojęcia szeroko w pierwszej części WuM.
WuM, s. 387.
Gadamer 1975, s. 378.
Gadamer 1977, s. 194.
Gadamer 1975, s. 378.
Gadamer 1967, s. 119.
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
25
senschaft) nie stanowi tylko naturalnego poszerzenia potocznego sposobu
doświadczania świata, lecz jest nowym przedsięwzięciem, poddającym świat
przyrody i kultury nowemu typowi, ale zawsze tylko częściowej, władzy37.
W świetle tych deklaracji zaskakuje nieco stwierdzenie Gadamera, że „poprawny”, oddogmatyzowany obraz człowieka uzyskuje się nie tylko dzięki
zróżnicowanemu doświadczeniu historycznemu, lecz „przede wszystkim”
w naukach przyrodniczych oraz w naukach o zachowaniu i etnologii38.
„To, co ludzkie” interesuje nauki humanistyczne i filozoficzną hermeneutykę nie tyle jako to, co ogólnie ludzkie w sensie odrębności człowieka
wobec wszystkich innych bytów żywych, zwłaszcza zwierząt, ile w szerokim aspekcie zróżnicowania, jakim odznaczają się istoty ludzkie39. Według
nowej antropologii „istota” człowieka polega na tym, że nie ma on stałej
natury, ponieważ potrafi wykroczyć poza każdą, przypisywaną mu istotę.
Nowy humanizm, który rezygnuje z bycia antropocentryzmem, pokazuje, że
chociaż człowiek jest bytem skończonym, bo ograniczonym czasem i przestrzenią, nie przestaje się nigdy rozwijać, ucząc się i dążąc do rozumienia
i porozumienia. W tym świetle poznanie jawi się jako nigdy niezakończony
proces poznawania przez człowieka kosmosu i samego siebie.
Arystotelesowi zawdzięcza Gadamer klasyczną definicję człowieka
jako istoty obdarzonej logosem, przekładając ów grecki termin za pomocą
terminów „język”, „mowa” i „rozum”. Rację dla wyróżnionego sposobu
bycia człowieka „w pośrodku bytu” upatruje jednak nie tyle w racjonalności człowieka40, ile w jego dziejowości, rozumianej jako proces stawania
się i rozwoju ducha ludzkiego oraz językowości. Człowiek jest istotą,
posiadającą mowę (animal loquax)41, która stanowi rzeczywiste centrum
ludzkiego bytowania, jeżeli tylko widzieć język i mowę w obszarze, który
wypełnia, mianowicie ludzkiego bycia wspólnotowego, porozumienia oraz
stale rozrastającego się rozumienia, które są człowiekowi potrzebne tak, jak
powietrze, którym oddycha42. Gadamer nie widzi potrzeby szukania racji
37
Gadamer 1976, s. 117.
Gadamer 1977, s. 195: „So dient die Wissenschaft über den Menschen dem Wissen
des Menschen von sich selbst und damit der Praxis”.
39
Gadamer 1977, s. 194.
40
„No triumphalism of reason or of man’s centeredness is to be found here” (Grondin
1997, s. 167).
41
Gadamer 1967, s. 93, 100.
42
Tamże, s. 100.
38
26
Andrzej Bronk
dla wyróżnionej pozycji człowieka w obiektywnym świecie lub w jakiejś
doktrynie religijnej, dostrzega ją bowiem w samym człowieku. Nazywa
„dawną, mistyczną tradycją” pogląd, według którego stworzony człowiek
nosi w swej duszy „obraz i podobieństwo Boga”, które powinien w sobie
rozwijać (WuM, s. 8). Cytując Hegla, powiada:
człowieka charakteryzuje zerwanie z tym, co bezpośrednie i naturalne
[...] „nie jest on z natury [lecz kultury – A.B.] tym, czym być powinien”
i dlatego (właśnie) potrzebuje ciągłego kształcenia (Bildung) (WuM,
s. 9).
Porzucenie antropocentryzmu nie uchyla jednak potrzeby szacunku (Achtung, dignitas) dla każdego człowieka, który przysługuje mu po prostu
dlatego, że jest człowiekiem, niezależnie od posiadanych przymiotów lub
osiągnięć.
Jako istotę dziejową, tj. skończoną, wielorako ograniczoną przez dzieje43, człowieka wyzwolić może tylko samozrozumienie. Stąd przypomnienie
przez Gadamera maksymy, wyrytej nad drzwiami wyroczni w Delfach:
„poznaj samego siebie”, która, według niego, głosi: „poznaj, że jesteś tylko człowiekiem a nie Bogiem, przestrzegając przed wszelką iluzją władzy
i panowania”44. Swą ograniczoność człowiek usiłuje również przezwyciężać m.in. przez filozofowanie. Do istoty bycia autentycznym problemem
filozoficznym należy to, że pozostaje on nierozwiązany45, a wyróżniona
pozycja człowieka wśród innych istot żywych polega na tym, że tylko on
stawia pytania46, na które żadna nauka nie zna odpowiedzi, a które mimo to
od zawsze przykuwają ludzką uwagę. Wywołały one w przeszłości rozliczne
odpowiedzi ze strony religii, mitologii, dzieł sztuki, jak tragedie, a także
takich wytworów umysłu, jak dialogi platońskie47. Filozofii nie należy więc
uważać tylko za niedojrzałą fazę w rozwoju poznającego ducha, który nie
43
„Problem wolności wydaje się na pewno być tym problemem, który najbardziej
spełnia warunek bycia problemem filozoficznym” (Gadamer 1977a, s. 241).
44
Gadamer 1976, s. 124.
45
Gadamer 1977a, s. 241.
46
Jako przykłady pytań filozoficznych Gadamer przytacza następujące: „Czy istnieje
czas w ogólności czy też istnieje on tylko »w nas«? dlaczego istnieje coś, a nie nic?
czym jest świadomość i samoświadomość, w której wszystko jest dane raz jeszcze?”
(Gadamer 1976, s. 117).
47
Gadamer 1976, s. 122.
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
27
doszedł jeszcze do pełni swej rozumności, lecz za trwałe, naturalne uzdolnienie człowieka, podobnie jak jest nim jego techniczny rozum i mądrość
praktyczna, wiedza o swej śmierci oraz fakt, że grzebie swych zmarłych48.
Gadamer przypomina Platona, według którego „filozofowanie” oznacza
ustawiczne, chociaż nigdy niespełnione, dążenie do prawdy, podczas gdy
wiedza jest zarezerwowana bogom49. Podejście takie nadaje filozofowaniu
Gadamera charakter postępowania hipotetycznego i nigdy niezakończonego.
Stwierdza w Autobiografii: każdy dialog z cudzą myślą, prowadzony z intencją zrozumienia drugiego człowieka, jest sam w sobie nigdy niemającą
końca rozmową. Ale jest on rozmową autentyczną, w trakcie której usiłujemy
odnaleźć „nasz” wspólny język50.
Literatura
Bronk A. (2007), Człowiek – istota określona czasem, tradycją i językiem. [Filozoficzna antropologia H.-G. Gadamera (1900–2002)], w: A. Maryniarczyk,
K. Stępień (red.), Dusza – umysł – ciało. Spór o jedność bytową człowieka,
Lublin: Polskie Towarzystwo Tomasza z Akwinu, s. 373–389.
Bronk A. (2010), Kategorie godności człowieka, „Annales UMCS”, red. L. Hostyński, sec. I (Philosophia-Sociologia), vol. XXXV, 1, s. 77–96.
Bronk A. (2010a), Pojęcie godności człowieka: uwagi metodologa, [w:] M. Nowak,
P. Magier, I. Szewczak (red.), Antropologiczna pedagogika ogólna, Lublin:
Gaudium, s. 57–74.
Czerkawski J. (1992), Jana z Trzciany koncepcja godności człowieka, [w:] tenże:
Humanizm i scholastyka. Studia z dziejów kultury filozoficznej w Polsce w XVI
i XVII wieku, Lublin: Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego, s. 7–95.
Czerkawski J. (red.) (1994), Zagadnienie godności człowieka, Lublin: Redakcja
Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubeslkiego.
Domański J. (1985), Z dawnych rozważań o godności człowieka, [w:] J. Rudniański,
K. Murawski, Na krawędzi epoki. Rozwój duchowy i działanie człowieka,
Warszawa: PIW, s. 11–71.
48
49
50
Tamże, s. 110–112.
Tamże, s. 112.
Gadamer 1977b, s. 94.
28
Andrzej Bronk
Gadamer H.-G. (1960, 19723, 19754), Wahrheit und Methode. Grundzüge einer
philosophischen Hermeneutik, Tübingen: Mohr; wyd. polskie: Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, tłum. B. Baran, Kraków: Inter esse 1993,
s. 9–19 (cytuję według wydania niemieckiego jako WuM).
Gadamer H.-G. (1967), Mensch und Sprache, [w:] Kleine Schriften I, Tübingen:
Mohr, s. 93–100.
Gadamer H.-G. (1972), Theorie, Technik, Praxis – die Aufgabe einer neuen Anthropologie, [w:] H.-G. Gadamer, P. Vogler (Hrsg.), Neue Anthropologie, Bd. I,
Stuttgart: dtv, Wissenschaftliche Reihe, s. IX–XXXVII.
Gadamer H.-G. (1975), Schlußwort, [w:] H.-G. Gadamer, P. Vogler (Hrsg.), Neue
Anthropologie, Bd. VI, Stuttgart: dtv, Wissenschaftliche Reihe, s. 374–392.
Gadamer H.-G. (1976), Über die Naturanlage des Menschen zur Philosophie, [w:]
tenże, Vernunft im Zeitalter der Wissenschaft: Aufsätze, Frankfurt am Main:
Suhrkamp, s. 110–124.
Gadamer H.-G. (1977), Theorie, Technik, Praxis, [w:] tenże, Kleine Schriften IV,
Tübingen: Mohr, s. 173–195.
Gadamer H.-G. (1977a), Begriffsgeschichte als Philosophie, [w:] tenże, Kleine
Schriften III, Tübingen: Mohr, s. 237–250.
Gadamer H.-G. (1977b), Hans-Georg Gadamer [w:] L.J. Pongratz (Hrsg.),
Philosophie in Selbstdarstellungen, Bd. III, Hamburg: Felix Meiner Verlag,
s. 60–101.
Grondin J. (1997), Gadamer on Humanism, [w:] L.E. Hahn (ed.), The Philosophy of
Hans-Georg Gadamer, Chicago, La Salle, Ill.: Open Court, s. 157–172.
Horstmann R.-P. (1980), Menschenwürde, [w:] Historisches Wörterbuch der Philosophie, Basel– Stuttgart: Schwabe & Co AG, Bd. 5, s. 1124–1127.
Lorenc W. (2003, 2008), Hermeneutyczne koncepcje człowieka, t. 1: W kręgu inspiracji heideggerowskich, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar; t. 2:
Dilthey, Misch, Bollnow, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar.
Luyten N.A., Scheffczyk L. (Hrsg.) (1987), Veränderungen im Menschenbild. Divergenzen der modernen Anthropologie, München: Verlag Karl Alber.
Macklin R. (2003), Dignity is a Useless Concept, „British Medical Journal”, 327,
s. 1419–1420.
Mazurek F.J. (2001), Godność osoby ludzkiej podstawą praw człowieka, Lublin:
Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Kategoria godności człowieka w świetle hermeneutyki
29
Michalski K. (1978), Hans-Georg Gadamer – Antropologia i hermeneutyka, „Humanitas”, nr 1, s. 107–121.
Pinker S. (2008), The Stupidity of Dignity, „The New Republic”, May, 28, http://
www.tnr.com/article/the-stupidity-dignity (dostęp 17.12.2010).
Szawarski Z. (1983), Godność i odpowiedzialność, „Studia Filozoficzne”, nr 8–9,
s. 93–106.
Środa M. (1993), Idea godności w kulturze i etyce, Warszawa: IFiS PAN.
Wetz F.J. (2005), Illusion Menschenwürde. Aufstieg und Fall eines Grundwerts,
Stuttgart: Klett-Cotta.
THE CONCEPT OF HUMAN DIGNITY AND THE HERMENEUTICS
Summary
The object of my elementary semiotical and methodological considerations is the
place and the function of the concept of human dignity in the hermeneutics of HansGeorg Gadamer. The notion of human dignity is used today frequently – alas, often
uncritically – in many political and ideological discussions as a tool to promote
certain kinds of social policy. I am above all interested in the many meanings of the
notion of human dignity and the philosophical (ontological and epistemological)
presuppositions that lie at the bottom of its use.
What precisely do we mean when we say that human beings are characterized by a dignity? However, I will not determine precisely the different meanings,
past and present, of “human dignity”, much less give a projecting definition of this
notion. I devote attention – though only indirectly – to objective questions raised
by the notion of human dignity and to their answers as well as to arguments in their
favour. When we accept the hermeneutics as a philosophical anthropology then we
see also that the notion of human dignity plays a peculiar function in it. In conclusion
I state that the thesis that the human being has an ontologically distinctive way of
existence finds adequate rational explanation and justification only in philosophy
and a non-rational explication and a full justification in Christian theology.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
PAWEŁ DYBEL*
PYTANIE O CZŁOWIEKA W HERMENEUTYCE GADAMERA
Słowa kluczowe: Dasein, człowiek, dziejowość, język, dialog, antropologia
Keywords: Dasein, human being, historicity, language, dialogue, anthropology
Zdolność rozumienia jest podstawową
dyspozycją człowieka, która realizuje się
w jego współżyciu z innymi, a w szczególności
dokonuje się na drodze języka oraz rozmowy.
Hans-Georg Gadamer, Tekst i interpretacja
Nawet jeśli nasz szacunek dla historii jest,
jak powiada Nietzsche, okcydentalnym przesądem,
to przecież przesąd ten pozwala nam rozszerzać
sferę naszej egzystencji i zarazem zdawać sobie sprawę
z piętna, jakie wyciska na niej przeszłość.
Helmuth Plessner, Pytanie o conditio humana
Wstęp
Z pytaniem o człowieka jest w hermeneutyce Gadamera trochę tak, jak
z pytaniem o etykę. Nie pojawia się ono bezpośrednio w jego pracach,
*
Paweł Dybel – profesor filozofii zatrudniony w IFiS PAN, autor licznych prac naukowych poświęconych filozofii hermeneutycznej, dekonstrukcjonizmowi i psychoanalizie.
E-mail: [email protected].
32
Paweł Dybel
przynajmniej w tej postaci, w jakiej zwykło się je stawiać w antropologii
filozoficznej. Zamiast niego na plan pierwszy wysunęły się pytania inne
– o dziejowość rozumienia, o pojęcie prawdy, o związek rozumienia i interpretacji, o sam język itd. Ich cechą wspólną jest to, że odnoszą się one
do fenomenów, które są wprawdzie ściśle powiązane z człowiekiem, ale
zarazem jako takie nie dają się sprowadzić do tego, co ludzkie. Jeśli więc
wychodząc od nich, próbować postawić pytanie o człowieka, wówczas siłą
rzeczy będzie ono miało inną funkcję niż w przypadku, gdy obiera się ściśle
antropologiczną perspektywę ujęcia.
Nie znaczy to naturalnie, że nie znajdziemy w dorobku Gadamera
tekstów lub ich fragmentów, w których taka perspektywa jest wyraźnie
rozpoznawalna. Należą do nich choćby eseje poświęcone pojęciu praxis,
problematyce ludzkiej śmierci, sztuce leczenia, wychowaniu itd. Problematyka antropologiczna dochodzi również do głosu w rozlicznych esejach
Gadamera o literaturze i sztuce, gdzie choćby na przykładzie przeobrażeń
mitu Prometeusza śledzi głębokie przeobrażenia ludzkiej samowiedzy na
przestrzeni stuleci. Albo też biorąc za punkt wyjścia wiersze Celana, rozważa różne aspekty relacji Ja–Ty. Ale obraz człowieka, jaki się wyłania ze
wszystkich tych esejów, ma charakter szkicowy i dość cząstkowy. W dodatku
w wielu z nich tworzy splot z poglądami autorów, których teksty Gadamer
interpretuje, tak iż często trudno jest wyodrębnić jego własne stanowisko
w danej kwestii.
Dlatego stawiając w tym artykule pytanie o to, czy w hermeneutyce
Gadamera zawarta jest jakaś całościowa wizja człowieka i tego, co ludzkie,
skoncentrowałem się na wydobyciu antropologicznych implikacji, jakie
obecne są w fundamentalnych twierdzeniach tej koncepcji dotyczących
rozumienia i języka. Implikacje te mają znaczenie kluczowe dla wyłaniającego się z jego prac obrazu człowieka jako istoty rozumiejącej, która
urzeczywistnia się najpełniej w rozmowie z innymi.
1. Heideggera myślenie o człowieku. Od Dasein do „człowieka”
Zacząć należy od wskazania na pewną analogię z analityką egzystencjalną
Heideggera, który uważał, że dopiero w świetle kolistej relacji człowieka
do przerastającego go – ale też i umożliwiającego jego dziejowy sposób
egzystowania – horyzontu bycia możliwe się staje mówienie o człowieku
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
33
jako takim. Dlatego twierdził, że antropologia filozoficzna w tej postaci,
w jakiej uprawiał ją Scheler, wychodząc z założenia, że wszystkie pytania
filozoficzne sprowadzają się do pytania o człowieka, stanowi arbitralne
zawężenie wszelkich rozważań dotyczących „warunków możliwości”
tego, co ludzkie. Opiera się ona na nieuzasadnionym umieszczeniu w centrum filozoficznej refleksji specyficznych wyznaczników ludzkiego bytu
i traktowaniu ich jako niezbywalnego punktu odniesienia dla rozważania
wszelkich innych kwestii1.
Tymczasem według Heideggera pytanie o człowieka może się pojawić
dopiero w świetle pytania o to, co warunkuje ontologiczną strukturę jego
egzystencji. Poprzedzić je musi zatem analityka jego sposobu bycia jako
Dasein. To zaś można dopiero wykazać w świetle uprzedniego rozpatrzenia
pytania o związek owego sposobu bycia Dasein z byciem jako takim. W rezultacie sposób, w jaki mówi o człowieku antropologia filozoficzna, jest
podwójnie oddalony od tego, co umożliwia byt ludzki jako taki. Po pierwsze,
nie bierze ona pod uwagę sposobu, w jaki egzystencja człowieka odniesiona jest do samego bycia, w świetle którego dopiero staje się ona jako taka
możliwa. Po drugie, ignoruje ona już w punkcie wyjścia specyficzną strukturę owej egzystencji, w świetle której dopiero możliwe się staje mówienie
o człowieku jako takim w całej fizycznej cielesności jego bytu.
W tej perspektywie może się zrazu wydać dziwne, dlaczego Heidegger w swych późnych esejach zarzucił posługiwanie się terminem Dasein
i zaczął mówić o „człowieku”. Myślę, że można to wytłumaczyć w taki oto
sposób. We wczesnym okresie autor Bycia i czasu kładł nacisk na właściwy człowiekowi sposób bycia, traktując go niczym aprioryczną strukturę,
w którą człowiek wchodzi, stając się bytem rozumnym (ściśle biorąc, bytem
rozumiejącym bycie). Ujęcie to implikowało, że owa struktura jest czymś
zewnętrznym w stosunku do cielesnego bytu człowieka i jeśli – hipotetycznie
– wkroczyłby w nią jakiś inny byt (np. jakiś Marsjanin o czterech nogach
i dwu głowach z dziesiątką oczu czy byt anielskopodobny, nieposiadający
ciała), to byłby on też rozumiejącym Dasein. Tylko więc dlatego, że nie
1
Świadczy o tym wymownie credo antropologii filozoficznej wypowiedziane w artykule Maxa Schelera O idei człowieka, [w:] tenże, Pisma z antropologii filozoficznej
i teorii wiedzy, tłum. S. Czerniak, A. Węgrzecki, Warszawa: PWN 1987, s. 3 („W pewnym
rozumieniu wszystkie centralne problemy filozofii dadzą się sprowadzić do zagadnienia,
czym jest człowiek i jakie zajmuje metafizyczne miejsce i położenie w obrębie całości
bytu, świata oraz wobec Boga”).
34
Paweł Dybel
poznaliśmy – jak do tej pory – takiego innego rozumiejącego bytu, sądzimy,
że bycie na sposób Dasein i człowiek wzięty w całej cielesności jego bytu
to jedno i to samo.
Stąd nieprzypadkowe są ostre, krytyczne reakcje Heideggera na
wszelkie odczytania Bycia i czasu jako rodzaju fenomenologiczno-egzystencjalnej antropologii, jak to czynił np. Husserl. Czy też na kontynuacje
przedstawionej tam analityki Dasein w duchu antropologicznym, jak to
z kolei próbował robić w psychoterapii twórca tzw. Daseinsanalyse Ludwig
Binswanger2. Według Heideggera odczytania te w nieuprawniony sposób
zawężały rozległą perspektywę ontologiczną, którą otwierało Bycie i czas.
W tej pracy bowiem pytanie o sposób bycia Dasein było jedynie funkcją
postawionego w niej fundamentalnego pytania – czyli pytania o „sens
bycia”. Tym samym zaś w stosunku do niego pełniło rolę drugorzędną.
W tym wypadku danie odpowiedzi na to pierwsze pytanie miało jedynie
umożliwić przeprowadzenie właściwego filozoficznego projektu; dokonanie
hermeneutyki samego bycia.
Analogicznie, o „człowieku” można było tylko mówić jedynie o tyle,
o ile w swoim sposobie bycia staje się on człowiekiem jako już uprzednio otwarty na nieskrytość bycia i niejako przez nie „powołany” do tej
otwartości. W tym sensie również człowiek jako taki był jedynie funkcją
i swego rodzaju efektem pewnej umożliwiającej jego specyficzny sposób
bycia egzystencjalnej struktury, ta zaś była zakorzeniona w pre-ontologii
samego bycia.
W późniejszym okresie czymś oczywistym staje się dla Heideggera,
że Dasein to nic innego, jak sam człowiek wzięty w cielesnej konkretności
swego bytu. To innymi słowy ów byt egzystujący w taki właśnie a nie inny
sposób, otwarty w swym „sposobie bycia” na nieskrytość bycia. Mówiąc
jeszcze inaczej, człowiek staje się jako taki człowiekiem właśnie w tego rodzaju otwarciu na to, co go w pewnym sensie poprzedza i ogarnia, wzywając
go do swego „zastrzeżenia”. I zarazem dopiero w wyniku tego rodzaju wzajemnej implikacji człowieka i bycia możliwe staje się mówienie o bycie jako
takim. Możliwe się staje dokonanie hermeneutyki bycia ujawniającej „sens”
jego nieskrytości. Jak pisze Heidegger w Przyczynkach do filozofii:
2
Wspomnieć tu też należy o sposobie, w jaki termin Dasein przełożył Sartre na francuski, posługując się określeniem réalité humaine (rzeczywistość ludzka), czy o równie
absurdalnym polskim przekładzie Dasein na jestestwo.
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
35
wszystko to wskazuje na to, że coś, czym człowiek sam jest i co go jednak znów wyprzedza i przekracza, wchodzi zawsze w grę przy określaniu
bytu jako takiego w całości (Heidegger 1996, s. 291).
Na pierwszy rzut oka jest to tylko niewielkie znaczeniowe przesunięcie,
w istocie jednak sygnalizuje ono radykalną zmianę perspektywy. Po pierwsze, nie do pomyślenia jest już, aby jakiś inny cielesny (czy niecielesny)
byt mógł być – tak jak człowiek – bytem rozumiejącym bycie, otwartym na
jego otwartość (nieskrytość). Tego rodzaju czysto abstrakcyjna możliwość
nie wchodzi już po prostu w grę3.
Po drugie, ów specyficzny sposób bycia człowieka otwiera go również
w określony sposób na własne ciało; każe mu je doświadczać w sposób,
w jaki obce jest to wszelkim innym bytom, zwierzęcym czy niezwierzęcym.
Nie ma więc – zakładanego milcząco przez Heideggera w Byciu i czasie
– podziału na właściwy człowiekowi sposób bycia i cielesno-fizyczny wymiar jego bytu, praktycznie bez znaczenia dla tego, co „ludzkie”. Człowiek
egzystujący na sposób Dasein napotyka i doświadcza swoje ciało właśnie
z tej perspektywy, stanowiąc już zawsze z nim jedność. Ten sposób doświadczania własnego ciała wyróżnia go też na tle wszelkich innych bytów
żyjących.
Po trzecie wreszcie, człowiek – jako otwarty w ten sposób na bycie
– jest bytem szczególnie „wyróżnionym” w swej relacji do bycia jako
takiego. Sprawia to, że tylko on jest powołany do „zastrzeżenia” bycia.
Między nim a nieskrytością bycia zachodzi szczególnego rodzaju „intymny”
związek, w którym na swój sposób warunkują się oni nawzajem w swym
„pojawianiu się”. I to mimo iż zajmują w jego ramach zupełnie inną „pozycję”, bynajmniej nie równorzędną. Z jednej strony bowiem o otwartości
(nieskrytości) bycia można mówić jedynie o tyle, o ile istnieje byt taki jak
człowiek, na nie już z góry otwarty. Innymi słowy, otwartość bycia, jego Erschlossenheit, prześwit, jest otwartością jedynie o tyle, o ile jest dla „kogoś”
otwartego na nią. Z drugiej strony bez uprzedniego otwarcia człowieka na
3
Por. następującą wypowiedź Heideggera: „tylko człowiekowi, jak daleko sięga nasze
doświadczenie, udzielono ek-sistencji. Dlatego nie można nigdy myśleć ek-sistencji tak,
jakby była ona specyficznym gatunkiem żywej istoty pośród innych gatunków, przyjąwszy, że udziałem człowieka jest myśleć istotę własnego bycia, a nie tylko wygłaszać
przyrodnicze i historyczne sądy o swym uposażeniu i działaniu” (Heidegger 1977,
s. 86).
36
Paweł Dybel
bycie jako otwartość nie można byłoby mówić o byciu jako takim. W ogóle
nie mogłoby się ono ujawnić.
W późnych tekstach Heideggera tego typu relacja wzajemnego warunkowania człowieka jako Dasein i bycia jest rozpatrywana w ramach figury
pre-ontologicznej, którą nazywa on „czworokątem” (das Geviert), którego
poszczególne momenty („kąty”) stanowią Ziemia, Niebo (Świat), Bogowie
(jawność) i Człowiek (Śmiertelni). Również w ramach tej figury człowiek
zajmuje pozycję wyróżnioną pośród wszelkich bytów ziemskich, ożywionych i nieożywionych. Istnieje on wprawdzie jedynie o tyle, o ile jest do
trzech pozostałych momentów już w określony sposób odniesiony, zarazem
jednak na podobnej zasadzie również i on sam w swojej ek-sistencji jako
otwartej na nieskrytość bycia współwarunkuje ich zjawianie się. Słowem,
bez człowieka jako tego, dla którego, jako otwartego na bycie, to ostatnie
w swej nieskrytości się ujawnia, nie byłoby w ogóle „czworokątu” – a więc
ani Bogów, ani Ziemi, ani Nieba. Zarazem jednak bez owej nieskrytości nie
byłoby również człowieka.
W pewnym sensie można zatem mówić o zbliżeniu późnej Heideggerowskiej myśli o człowieku do antropologii filozoficznej w tej postaci,
w jakiej wykształciła się ona jako odrębna dyscyplina filozofii na początku
XX wieku. Tyle że nawet jeśli w tekstach pochodzących z tego okresu
zamiast Dasein pojawia się „człowiek”, to podobnie jak w pracach pochodzących z lat dwudziestych i trzydziestych kluczowym wyznacznikiem tego,
co w nim „ludzkie”, jest sposób jego odniesienia/otwarcia do/na nieskrytość
(„jawność”) bycia. Człowiek nie jest tu pomyślany przede wszystkim ze
względu na niego samego, czyli ze względu na własną świadomość czy
samoświadomość, której podstawa jest w nim samym – jak to ma miejsce
w tradycji kartezjańskiego racjonalizmu. Istotnego znaczenia nie ma również pytanie, co różni go od świata zwierzęcego, z którym zarazem łączy
go na poziomie instynktownie-biologicznym wiele cech – jak jest to choćby
w antropologii Schelera, Plessnera czy Gehlena. Człowiek jest tu pomyślany
przede wszystkim ze względu na sposób jego otwarcia na nieskrytość bycia,
w świetle którego dopiero może stać się człowiekiem. Człowiek zajmuje
wprawdzie wyróżnione miejsce na ziemi pośród innych bytów, ale z tym wyróżnieniem wiąże się nałożone na niego przez nieskrytość bycia przesłanie,
któremu winien sprostać, zastrzegając ową nieskrytość w sposobie, w jaki
zamieszkuje ową ziemię. Jak też zarazem we wszystkim tym, co tworzy.
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
37
Ten dystans, a właściwie przepaść, jaka dzieli Heideggera od dwudziestowiecznej myśli o człowieku, poświadcza zresztą wymownie dokonana
przez niego w Liście o humanizmie krytyka tradycji humanistycznej, której
zarzuca nieuzasadnioną mitologizację ludzkiego bytu jako takiego, a więc
nastawienie na przywrócenie człowieka jego istocie:
O cóż innego chodzi w „trosce” jeśli nie o to, by człowieka znów przywrócić jego istocie? A cóż to innego znaczy, jak nie to, by człowiek
(homo) stał się ludzki (humanus)? Tak więc w samym sercu takiego
myślenia tkwi humanitas, jako że humanizm to: rozważać i troszczyć
się, by człowiek był ludzki, a nie nie-ludzki, „inhuman”, to znaczy
poza swą istotą. Gdzie więc leży człowieczeństwo człowieka? Leży
ono w jego istocie (Heidegger 1977, s. 82).
Problem jednak w tym, że w tradycji europejskiej myśli w całkiem różny
sposób rozumiano ową „istotę” człowieka. Często były to rozumienia
wykluczające się nawzajem, jak jest to na przykład u Marksa, dla którego
istota człowieka tkwi w społeczeństwie, czy w ujęciu chrześcijańskim, gdzie
z kolei istotę człowieka można tylko określić w rozgraniczeniu od deitas.
Ostatecznie, jeśli wszystkie europejskie humanizmy określała tendencja do
tego, aby poprzez odnalezienia własnej istoty człowiek stał się „ludzki”,
to prowadziło to do pojawienia się różnych wykładni owej istoty, często
trudnych do uzgodnienia ze sobą:
Jeśli jednak pod pojęciem humanizmu rozumie się ogólnie staranie
o to, by człowiek stawał się wolny ku swemu człowieczeństwu i by
w stawaniu tym odnajdywał swoją godność, to w zależności od koncepcji „wolności” i „natury” człowieka różne też będą humanizmy
(Heidegger 1977, s. 83–84).
Według Heideggera sytuacja ta bierze się stąd, że:
Wszelki humanizm bądź opiera się na metafizyce, bądź sam czyni siebie
podstawą jakiejś metafizyki. Wszelkie określenie istoty człowieka, zakładające wykładnię bytu bez pytania o prawdę bycia, jest świadomie lub
nieświadomie metafizyczne. Dlatego ze względu na sposób określania
istoty człowieka rysem właściwym wszelkiej metafizyce okazuje się to,
że jest ona „humanistyczna”. Dlatego każdy humanizm jest metafizyczny
(Heidegger 1977, s. 84).
38
Paweł Dybel
To określające wszelkie dotychczasowe humanizmy dążenie do dostarczenia
wykładni „istoty” człowieka bierze się zatem stąd, że sytuują się one w horyzoncie metafizyki, która nastawiona jest na sformułowanie ostatecznej
podstawy wszelkiego bytu. Prowadzi to do sytuacji, w której owe wykładnie
traktowane jako uniwersalne mają ograniczony perspektywiczny charakter
i są partykularne. Przezwyciężenie tej sytuacji może nastąpić dopiero w wyniku namysłu nad człowiekiem w perspektywie zadania pytania o „prawdę
bycia”, do której jest on w swojej egzystencji z góry odniesiony i które to
odniesienie stwarza go dopiero w tym, co w nim „ludzkie”. Człowiek staje
się człowiekiem na swój sposób „wy-stając” w swoim byciu ku „prawdzie
bycia” jako nieskrytości, która go poprzedza i umożliwia w tym, kim jest.
Owo „wy-stawanie” człowieka ku „prawdzie bycia” to zdaniem Heideggera
nic innego, jak jego „stanie w prześwicie bycia” (Heidegger 1977, s. 86),
a więc wspomniane jego otwarcie na prawdę bycia w jej nieskrytości czy
otwartości (Erschlossenheit). Dlatego Heidegger proponuje nazwać ten
specyficzny, przysługujący tylko człowiekowi, sposób bycia ek-sistencją,
czyli – dosłownie – właśnie „wy-stawaniem”.
Jeśli jednak tak jest, to wówczas zarysowany przez Heideggera projekt
namysłu nad tym, co ludzkie, wykracza nie tylko poza wszelkie powstałe
w horyzoncie metafizyki europejskie humanizmy. W równej mierze jest
on nie do pogodzenia ze sposobem, w jaki refleksję o człowieku uprawia
się w ramach antropologii filozoficznej, wychodząc od określenia różnicy
między ciałem ludzkim i zwierzęcym. Rzecz bowiem w tym, że:
Animalitas, którą przyznaliśmy człowiekowi porównawszy go do „zwierzęcia”, sama jest ugruntowana w istocie ek-sistencji. Ciało ludzkie różni
się istotnie od organizmu zwierzęcego. Wcale nie przezwyciężamy błędów biologizmu, gdy do ludzkiego ciała dobudowujemy duszę, do duszy
ducha, a do ducha to, co egzystencyjne (das Existenzielle), donioślej
niż dotąd głosząc chwałę ducha, aby w końcu pozwolić wszystkiemu
znów pogrążyć się w przeżywanie życia […]. To, czym człowiek jest,
to znaczy czym jest w przekazanej nam mowie metafizyki „istota”
człowieka, leży w jego ek-sistencji (Heidegger 1977, s. 87).
Innymi słowy, zamiast wychodzić od refleksji nad tym, co w człowieku
zwierzęce i następnie nadbudowywać nad tym jego duszę i ducha, należy
wyjść od sposobu, w jaki on egzystuje – czyli od jego ek-sistencji – i próbować określić jego „istotę” w horyzoncie jego otwarcia („wy-stawania”)
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
39
na „prawdę bycia”. Wtedy jednak namysł nad człowiekiem staje się funkcją
namysłu nad „wstępującą” postacią samego tego odniesienia. Praktycznie
więc rola tego namysłu jest drugorzędna i nic istotnego z niego nie wynika.
Decydujące znaczenie posiada przemierzanie przez myśliciela we wstępującym wertykalnym ruchu myśli samej relacji między byciem i czasem4.
Mówienie o człowieku ma tutaj sens jedynie o tyle, o ile „myśliciel”,
poddając namysłowi samą tę relację, rzuca spojrzenie wstecz w jego stronę
i w quasi-poetyckim języku daje nową metaforyczną formułę jego ek-sistencji5. W tej perspektywie wszelka antropologia pełni rolę całkowicie
drugorzędną. Może ona dostarczyć jedynie taki rodzaj wiedzy o człowieku,
w której rozpatruje się go pod kątem ontycznej struktury jego bytu, rozróżniając – jak to jest w przypadku Schelera – poziom ciała, duszy i ducha.
Ograniczenie tego podejścia polega zdaniem Heideggera na tym, że traktuje
się w nim byt ludzki jedynie w odniesieniu do niego samego ze względu na
przysługujące mu ontyczne własności. Opiera się ono na sztucznej izolacji
i w rezultacie nieuprawnionej absolutyzacji tego bytu, w wyniku czego traci
się z oczu stanowiące o człowieku odniesienie jego ek-sistencji do prawdy
bycia. Jest to wiedza nie tylko o charakterze pochodnym, ale traci się tutaj
z oczu najbardziej źródłowy fenomen tego, co ludzkie, w świetle którego
dopiero do pomyślenia jest coś takiego, jak ludzkie ciało, dusza i duch.
Tak oto przyjmowane przez wczesny projekt hermeneutyki bycia
otwarcie Dasein na „sens bycia”, w świetle którego staje się ono dopiero
człowiekiem, każe Heideggerowi w jego dalszej drodze namysłu nad prawdą
bycia odnosić się z głębokim sceptycyzmem zarówno do różnych koncepcji
człowieka, jakie pojawiły się w dwudziestowiecznej filozoficznej tradycji,
jak i do dwudziestowiecznej antropologii filozoficznej. Obie te tradycje
bowiem już w punkcie wyjścia zapoznają najbardziej fundamentalny wymiar tego, co ludzkie. Staje się ono bowiem jako takie dopiero w świetle
odniesienia jednego z ziemskich bytów do prawdy bycia. Dopiero wówczas
możemy mówić o „człowieku” w ścisłym sensie tego słowa.
4
Ukazuje to wymownie późny tekst Heideggera Czas i bycie [w:] M. Heidegger,
Ku rzeczy myślenia, tłum. K. Michalski, J. Mizera, C.Wodziński, Warszawa: Fundacja
Aletheia 1999, s. 5–75.
5
Pytaniem jest naturalnie, na ile ta krytyka antropologii filozoficznej jest uzasadniona. Choćby dlatego, że Heidegger odnosi się tu głównie do koncepcji Maxa Schelera.
Ale już Plessnerowska formuła pozycji eks-centrycznej człowieka, zawieszająca sferę
duszy i ducha, nie poddaje się tego rodzaju krytyce.
40
Paweł Dybel
2. Gadamer i Plessner. Dwie koncepcje antropologii
Stosunek Gadamera do dotychczasowej tradycji myślenia o człowieku i stanowiącej jej istotną część tradycji humanistycznej jest zasadniczo odmienny.
Różnica ta zaznacza się już choćby w tym, że dla autora Prawdy i metody
roli horyzontu, na tle którego może pojawić się pytanie o człowieka, nie
pełni już bycie, rozważane w wertykalnym ruchu filozoficznego namysłu,
zdającego w quasi-poetyckim języku sprawę z jego kolistego związku z czasem. Implikuje to, że dopiero z perspektywy tego namysłu można cokolwiek
powiedzieć na temat człowieka – na przykład na temat miejsca (i roli), jakie
jako „śmiertelny” zajmuje w „czworokącie” bycia.
Tymczasem dla Gadamera horyzont wszelkiej refleksji nad człowiekiem wyznacza horyzont dziejowej tradycji, czyli wszystko to, co będąc
dziełem człowieka, dociera doń z przeszłości, „zagadując” go swoim sensem.
W tej perspektywie humanistyczna tradycja z wszystkimi jej twierdzeniami
na temat człowieka nie może być traktowana – jak to czyni Heidegger – jedynie jako efekt ontologicznego zawężenia w pojmowaniu jego „istoty”.
Tym samym zaś już w punkcie wyjścia zignorowana we wszystkim tym, co
mówi o człowieku. Przeciwnie, owa tradycja napotykana jest jako partner
w rozmowie, przekazujący nam określoną wiedzę na temat człowieka, której
rezultaty należy potraktować jak najbardziej poważnie. Tym samym zaś,
zamiast ją z góry dezawuować, wykazując „błędność” czy ograniczenia jej
ontologicznych założeń, należy wdać się z nią w rozmowę i w bezpośredniej
konfrontacji z jej twierdzeniami na temat „istoty” człowieka wykształcić
własne stanowisko. Tak czy inaczej bowiem owe twierdzenia współokreślają
nasze rozumienie tego, co ludzkie, nawet jeśli widzimy ich ograniczenia
i w naszej refleksji nad człowiekiem próbujemy poza nie wykroczyć.
To odmienne podejście w pytaniu o człowieka widać choćby w sposobie, w jaki Gadamer, pisząc wstęp do wielotomowej pracy pt. Neue
Anthropologie, której jest wraz z Peterem Voglerem współredaktorem,
podchodzi do wszelkich świadectw kulturowych jako głównego źródła
wiedzy o człowieku:
olbrzymie bogactwo wiedzy o człowieku spływa na każdego z nas
z przekazu tradycji, z ludzkiej kultury, z poezji, ze sztuki w ogóle,
z filozofii, historiografii i innych nauk historycznych. Taka wiedza
jest na pewno „subiektywna”, tzn. w dużym stopniu niekontrolowana
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
41
i niestabilna. Zarazem jednak jest to wiedza, której nauka nie może
odmówić uwagi, przez co od dawien dawna, od czasów „praktycznej
filozofii” Arystotelesa, aż do romantycznej i postromantycznej ery tzw.
nauk o duchu, przekazywana była bogata wiedza o człowieku (Gadamer
2008, s. 39).
I zaraz dodaje:
W odróżnieniu jednak od nauk przyrodniczych wszystkie inne źródła
doświadczenia mają pewną wspólną cechę. Ich wiedza staje się doświadczeniem dopiero wtedy, gdy zostaje włączona w praktyczną świadomość
działającego (Gadamer 2008, s. 39).
Zdaniem Gadamera zatem, uprawiając refleksję na temat człowieka, winniśmy brać pod uwagę wszelkie świadectwa kulturowe, które docierając do
nas z tradycji przekazują nam określoną o nim wiedzę. Najciekawsze w tej
wypowiedzi jest jednak wskazanie na z istoty „subiektywny”, a ściśle biorąc,
„praktyczny” charakter owej wiedzy, który często nie jest w stanie sprostać
rygorystycznym wymogom naukowości. W dużej mierze bowiem owa wiedza zakorzeniona jest w określonym historycznym doświadczeniu człowieka,
współkształtując świadomość jednostek działających w historii.
Uznanie przez Gadamera, że w kształtowaniu się współczesnej wiedzy
o człowieku kluczową rolę odgrywają nie tylko różnorakie kulturowe świadectwa docierające do nas z tradycji, ale również sposób, w jaki one funkcjonują w świadomości „praktycznej”, będąc efektywnie obecne w naszych
codziennych zachowaniach, wynika stąd, że taki jest właśnie status tradycji
w ludzkim rozumieniu. To ona wyznacza sobą horyzont tego rozumienia,
decydując o jego „dziejowości”. Chodzi tu innymi słowy o jego uwikłanie
w przesądy, które wyznaczają perspektywę rozumienia różnego rodzaju
„rzeczy” kluczowych dla rozpoznania przez człowieka własnego miejsca
w świecie i wśród innych. Dlatego wydobycie kolistej relacji, w jakiej tradycja pozostaje z przesądami i autorytetem, tworząc z nimi osobliwy splot
wzajemnych implikacji, posiada kluczowe znaczenie dla uchwycenia „dziejowej” natury ludzkiego rozumienia. W ten sposób wyjście od dziejowości
tego rozumienia otwiera perspektywę antropologicznej refleksji nad tym,
co konstytuuje człowieka jako byt, którego istotowym wyznacznikiem jest
bycie w tradycji – tworzona przez niego kultura.
Helmuth Plessner, jeden z „ojców” współczesnej antropologii filozoficznej, upatrywałby zapewne w tym podejściu jakąś współczesną wersję
42
Paweł Dybel
tradycji szkoły historycznej, gdzie, zrywając z teleologiczną wizją historii,
człowieka ujmuje się na tle procesu dziejowego, podkreślając nieciągły
charakter tego ostatniego:
Historiografia naukowa z góry liczy się z jawną wieloznacznością rzeczy
minionych, która – i na tym polega metodologiczne novum – uwarunkowana jest zarówno fragmentarycznym charakterem przekazanych
świadectw, jak i stanowiskiem historyka w jego teraźniejszości, i która
nieuniknionej subiektywności ujęcia daje nie docenianą dotychczas
szansę prawdy. Historię trzeba pisać wciąż na nowo, bo każdy dzień,
który jej przyrasta, nie tylko stawia ją w nowym świetle, ale faktycznie
ją zmienia (Plessner 1988, s. 31).
Tyle że zdaniem autora Pytania o conditio humana podejście to, skądinąd
jak najbardziej uzasadnione, nie może służyć za punkt wyjścia do postawienia pytania o człowieka, gdyż w jego świetle „jedność dziejów rozpada się
wobec relatywizującego impetu analiz krytycznych” (Plessner 1988, s. 32).
W rezultacie zanika w nim zarówno perspektywa fundamentalnej jedności
człowieka i tego, co ludzkie, jak i perspektywa jedności jego dziejów – co
uniemożliwia budowanie jakiejkolwiek antropologii. Ta bowiem musi wyjść
z założenia jednolitości i trwałości ludzkiego gatunku – zapytać o warunki
możliwości ludzkiego istnienia w ogóle, w świetle którego to pytania pytanie
o ludzką historię zyskuje dopiero sens.
Jakkolwiek więc w ujęciu Plessnera człowiek jest istotą historyczną,
a zatem jest czymś więcej – albo czymś mniej – niż zwykłym egzemplarzem
gatunku: „gdyż być człowiekiem oznacza dla niego nie tylko człowieczeństwo, ale także pewną szansę, którą można wykorzystać lub zmarnować”
(Plessner 1988, s. 33), to w pytaniu o to, co stanowi o tym, co ludzkie,
należy wyjść poza ujęcie historyczne i zapytać o to, co w ogóle umożliwia
ludzką egzystencję jako historyczną. Tego zaś nie odnajdziemy w porządku
historii, ale w porządku genealogii, który pozwala uwzględnić zarówno
biologiczny jak i egzystencjalno-psychiczny aspekt ludzkiej egzystencji.
Próbę taką podejmuje Plessner w swoich pracach, wskazując na specyficzny
sposób usytuowania człowieka wobec świata przyrodniczego, który nazywa
ekscentryczną pozycjonalnością.
Pytaniem jest jednak, czy zarzut Plessnera, iż wszystkie ujęcia istoty
człowieka, które wychodzą od dziejowego wymiaru jego egzystencji, nie
potrafią wytłumaczyć fenomenu jednolitości i trwałości ludzkiego gatun-
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
43
ku, jest uzasadniony? Innymi słowy, czy uznanie, że ludzka egzystencja
ma charakter dziejowy, musi prowadzić nieuchronnie do relatywizmu, nie
pozwalając dopatrzyć się w procesie historycznym pewnej ciągłości, niekoniecznie o charakterze teleologicznym? Jak się wydaje, podobny sposób
podejścia do kwestii dziejowości ludzkiej egzystencji u Plessnera wynika
stąd, że argumentuje on z pozycji kantowskiego transcendentalizmu, pytając
o „uniwersalne” warunki możliwości tego, co ludzkie.
Tymczasem w koncepcji dziejowości ludzkiego rozumienia w hermeneutyce Gadamera, którą wypracowuje on wychodząc od Heideggerowskiej
analityki Dasein, obecne jest założenie „jednolitego” charakteru procesu
historycznego, które z relatywistycznymi konsekwencjami niemieckiego
historyzmu ma niewiele wspólnego. Więcej, jest ono próbą przezwyciężenia
aporii tego nurtu, na które – skądinąd słusznie – wskazuje Plessner w swojej
argumentacji. W związku z tym zarzut, jaki ten autor kieruje pod adresem
szkoły historycznej, iż konsekwencją jej założeń było nie tylko odejście
człowieka ze sceny historii, ale w równej mierze zanik historii jako jedności
całej ludzkości, byłby w tym wypadku nieuzasadniony.
3. Gadamer i Heidegger. Problem odniesienia do Innego
i genealogia społecznej wspólnoty
W tym punkcie warto jednak podkreślić, że Gadamer nie jest w swym nawiązaniu do analityki egzystencjalnej Dasein całkowicie wierny Heideggerowi,
ale różni się od niego w jednym istotnym punkcie. Chodzi o sposób, w jaki
ujmuje rolę odniesienia do Innego w procesie rozumienia. W jednym ze
swych esejów pisze, że już w pracy napisanej w 1943 roku próbował:
odgraniczając się od Heideggera, pokazać, jak rozumienie Innego
posiada zasadnicze znaczenie. Tak jak Heidegger rozwinął to w przygotowaniu pytania o bycie i tak, jak tym samym wypracował rozumienie
jako właściwą strukturę egzystencjalną Dasein, Inny mógł w swojej
własnej egzystencji pokazać się jedynie jako ograniczenie (Gadamer
2008, s. 177).
Jak się wydaje, zarzut Gadamera dotyczy przekonania Heideggera, że tylko
w perspektywie doświadczenia możliwości własnej śmierci Dasein może
otworzyć się na „właściwy” sposób bycia (również bycia z innymi) i tym
44
Paweł Dybel
samym doświadczyć własne bycie jako możliwość. W tej perspektywie
egzystencja Innego jawi się jako ograniczenie „właściwego” sposobu bycia Dasein, a w każdym razie na pewno nie pełni żadnej istotnej funkcji
w jego nakierowaniu na siebie, w którym odkrywa on własną śmierć jako
„niedoścignioną możliwość”, otwierającą je na siebie i na innych. Ujęcie
to implikuje, że, analogicznie, również wszystko to, co ma do powiedzenia
Inny, doświadczone być może przez Dasein jako ograniczenie jego własnych
możliwości rozumienia.
Tymczasem według Gadamera „właściwa” możliwość rozumienia
otwiera się dopiero w sytuacji, gdy Ja gotowe jest uznać – niejako a priori
– prawdę, którą wypowiada Inny wbrew samemu sobie:
Ostatecznie, jak sądziłem, właśnie wzmocnienie Innego przeciw mnie
samemu otworzy mi dopiero właściwą możliwość rozumienia. Uznać
prawdę Innego przeciw samemu sobie – na podstawie tej zasady powstawały powoli wszystkie moje hermeneutyczne prace – nie oznacza
tylko rozpoznać ograniczoność własnego projektu. Wymaga to właśnie
wyjścia w dialogicznym, komunikacyjnym, hermeneutycznym procesie
poza własne możliwości rozumienia (Gadamer 2008, s. 177).
Konieczność, a zarazem owocność, przyjęcia podobnie, zdawałoby się,
nienaturalnej postawy bierze się stąd, że dominującą tendencją ze strony Ja
jest zazwyczaj odrzucanie z góry wszystkiego, co w wypowiedziach Innego
wykracza poza jego własny horyzont rozumienia. Tym samym zaś Ja z góry
pozbawia siebie możliwości nauczenia się czegoś od Innego. Natomiast
w sytuacji, gdy Ja podchodzi do wypowiedzi Innego z założeniem, że stoją
za nią jakieś mocne racje, które winno ono potraktować poważnie, zmusza
to go siłą rzeczy do głębszego zastanowienia się nad umotywowaniem tej
wypowiedzi. I wtedy, neutralizując własną niechęć do konfrontacji z tym,
co inne, stoi ono przed większą szansą otwarcia się na te racje i poszerzenia
w ten sposób własnego horyzontu rozumienia.
To podejście Gadamera wypływa z, jak się wydaje, całkowicie obcego
Heideggerowi przekonania, że człowiek w dziejowości swego bytu wraz
z innymi uczestniczy (die Teilhabe) w logosie. To uczestnictwo zaś urzeczywistnia się w rozmowie z innymi. W rozmowie bowiem dopiero możliwe
jest ustalenie „rzeczy”, o której się rozmawia i nadanie jej jakiegoś sensu.
Jak pisze Gadamer:
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
45
Rozmowa nie jest w pierwszym rzędzie polemicznym dyskursem.
[…] Z rozmowy wyłania się raczej wspólny aspekt tego, o czym
mowa. […] Rozmowa całkowicie przekształca oba poglądy. Udana
rozmowa polega na tym, że nie można w niej powrócić do wyjściowej kontrowersji. Dopiero taka wspólnota, która tak bardzo jest
wspólna, że nie istnieje już mój lub twój pogląd, lecz tylko wspólna
wykładnia świata, umożliwia społeczną etykę i solidarność. Co jest
słuszne i obowiązuje jako prawo, wymaga w istocie wspólnoty, która
powstaje w rozumieniu się ludzi. Wspólnota poglądu ustawicznie
kształtuje się w rozmowie, a następnie roztapia w milczącym porozumieniu oraz samorozumieniu (Gadamer 2003, s. 10–11).
W ujęciu tym nacisk został położony na wykształcanie się w rozmowie
wspólnej perspektywy rozumienia rzeczy między rozmawiającymi, co ma
– zdaniem autora – kluczowe znaczenie dla zawiązania się międzyludzkiej
wspólnoty nazywanej społeczeństwem. Wspólnota ta opiera się na „milczącym porozumieniu” między ludźmi co do pewnych kwestii („rzeczy”)
fundamentalnych dla jej sprawnego funkcjonowania. Jest ono zawsze
efektem rozmowy (a właściwie różnego rodzaju „rozmów”), znajdując
swoją utrwaloną artykulację w prawie, obyczajach, poglądach na temat
moralności i etyki itd. Tylko bowiem w rozmowie mogli oni wypracować
to, co mimo wszelkich różnic jest im zasadniczo wspólne, co do czego mogą
się porozumieć.
Podejście to implikuje, że samo społeczeństwo jest określone w swoim
bycie przez wymiar hermeneutyczny. Aby bowiem ten byt mógł się w ogóle
pojawić, niezbędne jest wykształcenie się jakichś form porozumienia między
tworzącymi go jednostkami. Pogląd ten zresztą Gadamer wypowiada wprost
w eseju Hermeneutyka klasyczna i filozoficzna, pisząc:
Ponieważ istnienie społeczeństwa zawsze polega na językowym porozumieniu, to pole przedmiotowe samych nauk społecznych (a nie tylko
budowanie ich teorii) jest opanowane przez wymiar hermeneutyczny.
[…] Podobnie leczenie poprzez rozmowę jest wyjątkowym fenomenem
hermeneutycznym, o podstawach którego dyskutują na nowo przede
wszystkim J. Lacan i P. Ricoeur (Gadamer 2008, s. 97).
Wielu socjologów z podobnym ujęciem „istoty” tego, co społeczne z pewnością by się nie zgodziło. Niemniej jednak niezależnie od tego, jak byśmy
ową „istotę” nie zdefiniowali, trudno podać w wątpliwość, że element
46
Paweł Dybel
„porozumienia” w tej postaci, w jakiej ujmuje go Gadamer, stanowi istotny
element społecznego bytu. W tej perspektywie prawo, obyczaje, społeczne
normy itd. są w swej dziejowości rodzajem utrwalonego instytucjonalnie
i świadomościowo „osadu” różnego rodzaju rozmów prowadzonych między
ludźmi. Są one, innymi słowy, zobiektywizowaną społecznie postacią ogólności, która wykształciła się w wyniku wymiany argumentów, konfrontacji
ze sobą różnych punktów widzenia i jest uznawana przez członków danej
społeczności za coś, co dzielą oni w ten sam sposób, co jest im zasadniczo
wspólne.
Dodatkowym argumentem na rzecz kluczowej roli, jaką rozmowa
odgrywa w kształtowaniu się poczucia społecznej wspólnoty, jest w oczach
Gadamera niezwykła popularność w społeczeństwach zachodnich, zapoczątkowanego przez Freuda, modelu terapii jako „leczenia rozmową”.
W ujęciu autora Prawdy i metody w owym „leczeniu” chodzi o przywrócenie
pacjenta społecznej wspólnocie jako wspólnocie opartej na porozumieniu,
czego wymownym potwierdzeniem będzie jego gotowość do wdawania się
w „rozmowę” z innymi bez wewnętrznych zahamowań.
Również i pod adresem tego ujęcia można by zgłosić szereg zastrzeżeń.
Ale w kontekście naszych rozważań istotne znaczenie posiada stojące za
podobną argumentacją Gadamera przekonanie, że gotowość Ja do prowadzenia rozmów z innymi, w których traktuje ono ich jako równorzędnych
partnerów, wystawiając na konfrontację z ich odmiennymi poglądami własne
przesądy, stanowi podstawowy warunek wykształcenia się poczucia społecznej wspólnoty. Przy czym nie chodzi tu o jakąś wyuczoną, narzuconą
sobie przez Ja, metodyczną postawę wobec innych, ale o zachowanie zgodne
z faktycznym sposobem, w jaki dokonuje się jego rozumienie. Tym samym
jest ono zgodne z faktycznym, „naturalnym” sposobem, w jaki jako „byt
rozumiejący” napotyka ono innych. To właśnie ten sposób jest „podłożem”,
na którym wyrastają różne postaci społecznego porozumienia i kształtuje
się poczucie wspólnoty.
Twierdząc, że podstawowym warunkiem poczucia społecznej wspólnoty są wykształcone w danej zbiorowości różne wykładnie społecznego
porozumienia, znajdujące swoją obiektywizację w instytucjach prawa,
obyczajów, różnych instytucjach państwowych i społecznych itd., Gadamer
nie uważa, że wykładnie te nie mogą podlegać żadnym przeobrażeniom
i zmianom. Jego ujęcie zakłada, że zawsze gdy okaże się, iż obecna postać
prawa, obyczajów, obowiązujących norm społecznych się zdezaktualizowała
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
47
w wyniku społecznych przeobrażeń, możliwe jest wypracowanie na drodze
„rozmowy” nowych form porozumienia. Słowem, prawo, obyczaje, normy
itd., jako ukształtowane w wyniku „rozmów” między ludźmi, nie są niczym
danym raz na zawsze, czego należy się uporczywie trzymać, uznając, że
tkwiąca u ich podstawy postać tego, co wspólne, winna zawsze obowiązywać. Na podobnej zasadzie mogą one stać się ponownie tematem „rozmów”,
w wyniku których członkowie danej społeczności zmieniają dotychczasową
formułę „porozumienia” ze sobą. Słowem, podobnie jak ludzkie rozumienie,
również wszelkie powołane przez człowieka instytucje mają naturę dziejową,
gdyż są zakorzenione w dziejowości tego pierwszego.
Kluczowe znaczenie figury rozmowy w hermeneutyce Gadamera
polega nie tylko na tym, że – jego zdaniem – tylko w rozmowie i poprzez
nią człowiek staje się tym, kim jest; istotą rozumiejącą. Polega ono również
na tym, że rozmowa, rozmawianie ludzi ze sobą, stanowi fundament ludzkiej społeczności. W tej perspektywie sposób, w jaki jest zorganizowana
ludzka społeczność i jakimi zasadami się kieruje, wypływa bezpośrednio
z przyjmowanej przez autora Prawdy i metody „rozmownej” (i tym samym
„rozumiejącej”) istoty tego, co ludzkie.
Ujęcie to ma charakter dynamiczny, nie sprowadzając się do właściwego „tradycjonalistom” wszelkiej maści uzasadniania powszechnie
obowiązującej mocy istniejących praw i norm poprzez powoływanie się
na istniejące postaci społecznego porozumienia. Do istoty wszelkiego
„porozumienia” należy bowiem to, że ma ono postać „dziejową”, będąc
wypadkową oddziaływania różnego rodzaju przesądów. Tym samym zaś
zawsze może ono zostać zmienione – naturalnie jeśli tylko w przestrzeni
społecznej pojawią się niezbędne po temu przesłanki.
Warto zwrócić uwagę na „pre-ontologiczne” tło założenia tego ścisłego
związku między „rozmowną” („rozumiejącą”) istotą człowieka a wyłonieniem się ludzkiej społeczności („społeczeństwa”). Według Gadamera rozmowa ludzi ze sobą jako sposób dokonywania się rozumienia jest w istocie
sposobem manifestowania się logosu, do którego człowiek jest odniesiony
jako do przerastającej go domeny „sensu” („rozumianych rzeczy”).
W tej perspektywie człowiek jest swoistym „medium” urzeczywistniania się logosu, dzięki któremu może ujawnić się to, co „rozumne”
w przestrzeni społecznej. Zarazem jednak bez istotowego odniesienia do
tego „medium” logos nie byłby logosem. Nie mógłby ujawnić się i zaistnieć
jakikolwiek sens. Jeśli logos „potrzebuje” człowieka, aby móc się ujawnić
48
Paweł Dybel
w przestrzeni społecznej, to człowiek staje się człowiekiem dzięki swemu
uprzedniemu otwarciu na logos, które jest równoznaczne z jego otwarciem
na innych jako na potencjalnych partnerów rozmowy.
4. Jesteśmy rozmową. Dialektyka pytania i odpowiedzi
To fundamentalne założenie antropologii Gadamera wymownie oddaje
słynne powiedzenie Hölderlina „Jesteśmy rozmową”. Znaczy ono w tym
kontekście nie tylko, że rozmowa jako przerastający naszą świadomość
sposób urzeczywistniania się logosu czyni nas dopiero tymi, kim jesteśmy.
Znaczy ono również, że jesteśmy ludźmi jedynie o tyle, o ile znajdując się
w określonej sytuacji dziejowej już zawsze z innymi rozmawiamy. I to na
różne sposoby. Czytając książki, odwiedzając muzea, wykonując jakąś pracę,
załatwiając jakieś sprawy w różnych instytucjach, patrząc na reklamy i różne
napisy na tabliczkach, na koniec wreszcie bezpośrednio z innymi rozmawiając. Nasze „bycie w świecie” jest bowiem – jak zauważa Gadamer – „zarazem życiem w rozmowie” (Gadamer 2003, s. 24), modyfikując tym samym
(znowu) w dość zasadniczy sposób sens znanej formuły Heideggera.
To właśnie z racji tego, że stajemy się ludźmi, wspólnie uczestnicząc
w rzeczywistości logosu, która nas przerasta, fenomen języka jest dla nas
tak zagadkowy, przyciąga nas, ale i ma w sobie coś odpychającego. Języka
bowiem nie jesteśmy nigdy w stanie podporządkować bez reszty naszym
„myślowym intencjom”, prześwietlić go do końca, jeśli chodzi o wypowiadane w nim znaczenia. Dlatego rozmowy, które prowadzimy z innymi,
tak naprawdę nigdy nie mają końca. Zawsze bowiem jest „jeszcze coś” do
powiedzenia na temat rzeczy, o której z nimi rozmawiamy. Podobna sytuacja
jest wynikiem ograniczeń „płynących z naszej czasowości i skończoności
oraz uwikłania w przesądy” (Gadamer 2003, s. 38). Z tej racji wszystko to, co
mówimy, zawsze zjawia się w dziejowej perspektywie umotywowane przez
związek przesądów, wchodząc w złożone relacje wzajemnych oddziaływań
z przesądami innych, skazane na „stopienie się” z nimi.
Zarazem jednak rozmawiamy ze sobą, ponieważ tak czy inaczej
uzyskaliśmy rodzaj „zgody” co do ogólnego znaczenia rzeczy, o której
rozmawiamy. Gadamer nawiązuje w tym punkcie do starogreckiego pojęcia
syntheke, które:
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
49
wyraża przede wszystkim to, że język tworzy się we wspólnotowości – dochodzi tu bowiem do porozumienia, dzięki któremu uzyskać
można zgodę. Znaczenie słowa zgoda jest szczególne. Nie mówi ono
o jakimś pierwszym momencie, lecz właśnie – zgodnie z dosłownym
sensem niemieckiego terminu Zusammenkommen – o jakimś wspólnym
dochodzeniu, kontinuum przejścia prowadzącego życie człowieka od
rodziny, małych grup wspólnego zamieszkiwania i wspólnego życia,
aż po ostateczne rozwinięcie danego języka w większych wspólnotach
językowych (Gadamer 2003, s. 31).
„Zgoda” zatem, a więc – w terminologii Gadamera – „porozumienie”, nie
jest jakimś zakładanym przez niego mitycznym „punktem zero”, wraz z którym pojawił się człowiek i społeczeństwo. Do „zgody” zawsze dochodzi się
w rozmowie, w którą człowiek jest już uwikłany jako otwarty na logos byt
rozumiejący. Innymi słowy, „zgoda” jest już zawsze częścią poprzedzającego ją procesu rozmawiania ludzi ze sobą, który jest na nią ukierunkowany.
Ale nie jako na ostateczny cel, stanowiący jego „wypełnienie”. Równie
dobrze bowiem uzyskana „zgoda” z innymi może być podważona już w następnym momencie. Tyle że wówczas wszyscy społeczni partnerzy wdają
się ze sobą w dalszą rozmowę nastawioną na uzyskanie nowej „zgody”, bez
czego owa rozmowa, możliwy do uzyskania cel, nie byłaby w ogóle możliwa. W tym sensie „zgoda” stanowi nie tyle cel, ile „warunek możliwości”
prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy ludzi ze sobą.
Nie chodzi tu przy tym tylko o naszą aprioryczną gotowość do
prowadzenia z innymi rozmowy, o wpisaną w nasz byt „możliwość” jej
prowadzenia, bo takie ujęcie mieściłoby się jeszcze w obcej Gadamerowi
perspektywie transcendentalnej. Chodzi również o to, że istniejąc na sposób
dziejowy, już zawsze jesteśmy uwikłani w różnego typu „rozmowy” z innymi, w których dokonuje się nieustanna konfrontacja i stapianie ze sobą
naszych odmiennych horyzontów rozumienia.
Zawsze już więc z innymi rozmawiając, ścieramy się z ich odmiennymi przesądami, napotykamy na jakiś opór ze strony tego, co zostało przez
nich powiedziane. A to dlatego, ponieważ jego sens nie przystaje do końca
do naszego obrazu siebie i świata, stanowiąc rodzaj wyzwania do podjęcia.
Albo też po prostu tych różnic i odmienności zrazu nie zauważamy i dopiero po dziesiątkach, setkach różnych rozmów z innymi ze zdziwieniem
postrzegamy, że organicznym elementem naszego spojrzenia na świat
50
Paweł Dybel
stało się coś, co zrazu było nam całkowicie obce6. W tym wypadku nie ma
zasadniczej różnicy między sytuacją, w której głosy innych docierają do
nas z różnorakich świadectw tradycji, czy też są to „żywe” głosy innych,
wśród których żyjemy.
Co to jednak znaczy w tym wypadku rozmawiać? O jaką rozmowę tutaj
chodzi? Wyjść należy od tego, że w hermeneutyce Gadamera pojęcie rozmowy nie odnosi się wyłącznie do konkretnej sytuacji rozmowy z innymi, ani też
nawet do ukrytych czy pośrednich form rozmowy wymienionych powyżej,
ale nazywa sam sposób dokonywania się ludzkiego rozumienia w języku.
Na ten fenomen rozumienia jako rozmowy wskazywał już Platon:
Platon nazywał myślenie wewnętrzną rozmową duszy. Określenie to
dobrze oddaje, czym jest myślenie. Nazywa się je rozmową, bowiem
jest tu pytanie i odpowiedź, bowiem zapytuje się tu siebie tak, jak mówi
się do kogoś innego. Już Augustyn wskazał na ten rodzaj mówienia.
Każdy pozostaje niejako w rozmowie sam z sobą. Nawet gdy prowadzi
rozmowę z drugą osobą, musi – dopóki myśli – pozostawać w rozmowie
ze sobą. Język realizuje się zatem nie w zdaniach, lecz w rozmowie,
w jedności sensu, konstytuującej się ze słowa i odpowiedzi. Dopiero
w tym zyskuje język swą pełnię (Gadamer 2003, s. 38).
Niezależnie więc od tego, czy myślenie urzeczywistnia się w wymianie
słów z innymi, czy też ma miejsce w ludzkiej duszy, ma ono postać rozmowy, w której zawsze jest jakieś Ja i jakiś Inny, pada jakieś pytanie i jakaś
odpowiedź. Naturalnie można by tutaj zapytać, czy cały problem nie tkwi
w bliższym określeniu tego, jak właściwie należałoby rozumieć owo „tak,
jak…” Czy chodzi o identyczność tych dwóch sytuacji, czy może tylko
o podobieństwo, które w sytuacji gdy Innego-mnie zastępuje Inny-inny,
okazuje sie dość zewnętrzne i mało istotne. Wiedzą o tym doskonale psychoanalitycy, wskazując na iluzoryczny charakter wszelkich autoterapii,
w których podmiot nie jest w stanie postawić istotnych pytań o siebie, gdyż
dotyczą one intymnego wymiaru jego relacji z innymi. Ale wskazuje na
to również niejednokrotnie sam Gadamer w swoich tekstach, wychodząc
z założenia, że wyjściową sytuacją wszelkiego rozumienia jest sytuacja
6
Jest to typowe doświadczenie osób, które wyemigrowały i po jakimś czasie, często
w sposób niezauważalny dla siebie, przejmują sposób myślenia najbliższego otoczenia.
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
51
bycia „zagadniętym” przez Ty mówiące z głębi tradycji – Ty, które zadaje
nam w tym, co mówi jakieś pytanie.
Ujęcie to implikuje ontologiczny prymat pytania nad odpowiedzią.
Przekonanie, że ów prymat nie jest tylko przypadłością ludzkiego rozumienia, ale jest dlań jako takiego konstytutywny, posiada kluczowe znaczenie
w hermeneutyce Gadamera. Implikuje on, że wszelkie rozumienie zaczyna
się dopiero wraz z pytaniem, które stawiamy odnośnie do jakiejś rzeczy, jak
też, że na to pytanie nigdy nie można dać odpowiedzi, która byłaby w pełni
satysfakcjonująca. A tym samym „znosiłaby” je jako pytanie, czyniąc całkowicie zbytecznym. Pytania bowiem, które zakreślają horyzont ludzkiego
rozumienia – czyli tzw. pytania fundamentalne – są tego rodzaju, że żadna
odpowiedź nie jest w stanie wyczerpać nieskończonej przestrzeni sensu,
którą sobą otwierają. W najlepszym wypadku będzie lepszą lub gorszą
odpowiedzią częściową, która w sposób nieuchronny zostanie „zniesiona”
w kolejnej, podobnie też stanie się z tamtą itd.
Ten prymat pytania nad odpowiedzią bierze się stąd, że przeznaczeniem pytania jest otwarcie perspektywy rozumienia rzeczy, wykraczającej
poza dotychczasowe i zarazem otwierającej pole dla nowych możliwych
na nie odpowiedzi. W tym sensie pytanie „uruchamia” proces rozumienia,
otwierając przestrzeń różnych możliwości rozumienia rzeczy. Odpowiedź
natomiast, sytuując się w tej przestrzeni, urzeczywistnia tylko jedną (lub
w najlepszym razie kilka) z tych możliwości. Nie znaczy to, że tym samym
z punktu widzenia zadanego pytania rzeczą obojętną jest, którą z otwartych
przez nie możliwości rozumienia rzeczy urzeczywistnia odpowiedź. Z tego
typu sytuacją mamy jedynie do czynienia w przypadku tzw. pytań abstrakcyjnych, które zostały zadane tak ogólnikowo, że nie bardzo wiadomo, jak
na nie odpowiedzieć.
Pytanie nie sugeruje wprawdzie, która z danych na nie odpowiedzi jest
lepsza lub gorsza, prawidłowa lub nie, niemniej jednak winno zostać ono
zadane w taki sposób, aby jasny był jego „kierunek”. Tym samym zaś, aby
w sposób precyzyjny została sformułowana kwestia, której ono dotyczy:
Do istoty pytania należy, że ma ono sens. Ten sens zaś jest sensem kierunku. Sens pytania jest więc wyłącznym kierunkiem, z którego może
nadejść odpowiedź, jeśli ma być sensowna. Wraz z pytaniem w pewnej
perspektywie staje to, o co ono pyta. Pojawienie się pytania ewokuje
niejako byt tego, o co ono pyta. Logos rozwijający ten ewokowany byt
jest więc już odpowiedzią (Gadamer 1993, s. 337).
52
Paweł Dybel
Pytanie musi być zatem „jakieś”. Musi ono dotyczyć określonej „rzeczy”
i być identyfikowalne, jeśli chodzi o „miejsce”, z którego zostało zadane.
Przede wszystkim jednak „stawia” ono ową rzecz przed rozmawiającymi
do rozpatrzenia. Tym samym zaś powołuje ją z niebytu do istnienia, dzięki
czemu możliwy staje się dyskurs na jej temat. Dopiero wówczas otwiera się
możliwość, że odpowiedź, która na nie padnie, przyniesie nowe spojrzenie
na ową rzecz, będącą przedmiotem pytania. I wtedy dopiero, niejako ex post,
można rozstrzygnąć, czy owa odpowiedź spełnia to oczekiwanie, czy też
nie, rozwijając zawarte w pytaniu implikacje. Ale tak czy inaczej, z każdą
odpowiedzią wiąże się zawężenie pola otwartego przez pytanie do jednej
możliwości ujęcia rozumianej rzeczy.
Ujęta w ten sposób dialektyczna więź pytania i odpowiedzi stanowi
o ludzkim rozumieniu. Dzięki niej człowiek staje się „bytem rozumiejącym”,
który może pytać o wszystko, co go otacza. Może też pytać o siebie, starając
się rozpoznać w tym wszystkim jakiś sens. Wtedy dopiero może sprostać
swemu najgłębszemu powołaniu, które czyni go człowiekiem. Ale zarazem człowiek jest bytem skazanym na niekończącą się rozmowę z innymi
o „rzeczach”, które rozumie. Owe „rzeczy” z racji tego, że pojawiają się
zawsze w horyzoncie „nieskończenie niewypowiedzianego”, już z założenia
niemożliwe są do wyczerpania w swym znaczeniu. Dlatego każda na nie
„odpowiedź” siłą rzeczy rodzi kolejne pytania. W dodatku w samej rozmowie nic nie daje się zaprogramować z góry, przewidzieć. Mogą się w niej
nagle pojawić pytania, które go całkowicie zaskakują, podając w wątpliwość
odpowiedzi dotychczasowe.
Jeśli więc, jak zakłada Gadamer, ludzkie rozumienie jest rozumieniem
czegoś jedynie dzięki temu, że jest już zawsze w stosunku do siebie innym
rozumieniem, to tego rodzaju nieustanne wyobcowywanie się rozumienia
wobec siebie nie ma w sobie nic z monotonii procesu zmierzającego z góry
w określonym kierunku. Nie daje się włączyć w ramy określonej logiki
rozwojowej, obojętnie, czy nazwiemy ją logiką „regresu”, czy „postępu”.
Prawdziwa produktywność rozumienia, które dokonuje się jako rozmowa,
zasadza się na tym, że pojawiają się w nim nagle nieoczekiwane wyrwy,
załamania argumentacji. Rozmawiający konfrontowani są nieustannie z wyrastającymi niczym spod ziemi „miejscami oporu” ze strony partnera, ze
zmianami perspektywy jego argumentacji, co często też zmusza ich samych
do zmiany własnego spojrzenia na rzecz, o której rozmawiają.
Pytanie o człowieka w hermeneutyce Gadamera
53
Nie tylko bowiem jest tak, że w związku ze zmieniającym się nieustannie horyzontem dziejowym zawsze jest „coś jeszcze” do powiedzenia
odnośnie do danej „rzeczy”, o którą „zagaduje” nas tradycja. Jest również
tak, że my sami pod wpływem nieoczekiwanych wydarzeń, lektur, wypowiedzi innych czy własnych przemyśleń, radykalnie zmieniamy ogląd danej
rzeczy. Problematycznymi wydały nam się bowiem założenia, zgodnie
z którymi ją dotychczas rozumieliśmy. Ludzkie rozumienie jest nie tylko
taką rozmową, w której nigdy nie pada końcowe pytanie czy odpowiedź
na nie. Jest ono również taką rozmową, w której nic nie daje się z góry zaprogramować i przewidzieć, otwartą na nieoczekiwane konfrontacje z tym,
co inne. W każdej chwili bowiem mogą pojawić się w niej całkiem nowe
pytania i równie zaskakujące odpowiedzi.
Również w tym punkcie Gadamer różni się od Heideggera, który
w swojej refleksji na temat człowieka wskazywał na różne ograniczenia jego
sposobu bycia związane z „rzuceniem” (die Geworfenheit). Tymczasem, jak
argumentuje Gadamer:
Nie chodzi tylko bowiem o to, że każdy jest zasadniczo ograniczony.
Chodzi mi o to, dlaczego jeśli tylko w ogóle chcę przekroczyć moje
granice, muszę ciągle doświadczać mojej ograniczoności w odpowiedzi
Innego (Gadamer 2008, s. 178).
Podejście to implikuje całkiem inne rozumienie ludzkiej skończoności niż
to, które jest obecne w pracach autora Bycia i czasu. Zgodnie z nim fundamentalnym rysem owej skończoności nie jest doświadczenie przez Dasein
czasowości (dziejowości) własnej egzystencji w jego byciu-ku-śmierci. Jest
nim zderzenie samorozumienia Ja z przesądami określającymi „odpowiedź”
Innego, docierającą do niego z głębi tradycji. Wtedy bowiem owa skończoność doświadczana jest ze względu na wyznaczone przez przesądy granice
samorozumienia owego Ja. Dotyczy ona ograniczeń tego samorozumienia
jako dziejowego. Odnosi się więc do podstawowego wyznacznika tego, co
ludzkie.
Literatura
Gadamer H.-G. (1993), Prawda i metoda, tłum. B. Baran, Kraków: Inter esse.
Gadamer H.-G. (2003), Język i rozumienie, tłum. P. Dehnel, B. Sierocka, Warszawa:
Fundacja Aletheia.
54
Paweł Dybel
Gadamer H.-G. (2008), Teoria, etyka, edukacja. Eseje wybrane, tłum. P. Dehnel,
A. Przyłębski, A. Mergler, P. Sosnowska, Warszawa: Wydawnictwo UW.
Heidegger M. (1977), Budować, mieszkać, myśleć, tłum. K. Michalski, K. Pomian,
M.J. Siemek, J. Tischner, K. Wolicki, Warszawa: Czytelnik.
Heidegger M. (1994), Bycie i czas, tłum. B. Baran, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN.
Heidegger M. (1996), Przyczynki do filozofii, tłum. J. Mizera, Kraków: Wydawnictwo Baran i Suszczyński.
Heidegger M. (1999), Ku rzeczy myślenia, tłum. K. Michalski, J. Mizera, C. Wodziński, Warszawa: Fundacja Aletheia.
Plessner H. (1988), Pytanie o conditio humana, tłum. M. Łukasiewicz, Z. Krasnodębski, A. Załuska, Warszawa: PIW.
THE DESCRIPTION OF HUMAN BEING IN GADAMER’S HERMENEUTICS
Summary
Article is an attempt to explore the anthropological implications in Gadamer’s
concept of language. In its first part I point to the essential differences between
Heidegger’s and Gadamer’s concept of human being and their different attitude
towards the anthropological and humanist tradition. In the second part I try to demonstrate the essential link between Gadamer’s concept of language as dialogue
(Gespräch) and his concept of man.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
ANDRZEJ PRZYŁĘBSKI*
HERMENEUTYCZNA ANTROPOLOGIA
WILHELMA DILTHEYA
Słowa kluczowe: podmiot, duch obiektywny, intelekt, emocje, wola, psychologia
deskryptywna, antropologia, hermeneutyka, życie, czasowość, historyczność
Keywords: subject, objective spirit, intellect, emotions, will, descriptive psychology,
anthropology, hermeneutics, life, temporality, historicity
Wstęp
Znawcy filozofii Diltheya słusznie twierdzą, że jego koncepcja nie jest
zakończoną, domkniętą całością. Jest raczej rozwijaniem się pewnych
idei, wyrosłych z opozycji wobec dziedzictwa dwóch idealizmów: transcendentalnego, Kantowskiego, i absolutnego, Heglowskiego, oraz z podjęcia wątków, które pojawiły się w ramach filozofii woli, wypracowanej
przez Schopenhauera i Nietzschego1. Główne dzieło Diltheya, Einleitung
in die Geisteswissenschaften (Wprowadzenie do nauk humanistycznych)
*
Andrzej Przyłębski – filozof poznański, przedstawiciel filozofii hermeneutycznej.
Po 28 latach pracy w Instytucie Filozofii UAM przeniósł się w 2011 r. do Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor 8 książek, ok. 100 artykułów naukowych, tłumacz 8 książek.
E-mail: [email protected].
1
Por. Z. Kuderowicz, Dilthey, Warszawa: Wiedza Powszechna 1987; E. Paczkowska-Łagowska, Logos życia. Filozofia hermeneutyczna w kręgu Wilhelma Diltheya, Gdańsk:
słowo/obraz terytoria 2000; L. Brogowski, Świadomość i historia. Studium o filozofii
56
Andrzej Przyłębski
z roku 1883, było poprzedzone wcześniejszymi badaniami, prowadzonymi
w podobnym duchu, prezentowanymi podczas cyklów wykładowych już
w połowie lat siedemdziesiątych XIX stulecia2. Z kolei podsumowująca
filozoficzny dorobek Diltheya rozprawa pt. Der Aufbau der geschichtlichen
Welt in den Geisteswissenschaften3, nieukończona, wydana już po śmierci
autora, może uchodzić – mimo istotnych korekt wyjściowego stanowiska
– za drugi tom Einleitung in die Geistewissenschaften. W myśleniu Diltheya
cały czas czynna jest bowiem swego rodzaju dialektyka między hermeneutyczną filozofią życia oraz epistemologią nauk humanistycznych, których
zadaniem jest właśnie owego życia poznawcze uchwycenie.
W niniejszym tekście chcemy podjąć próbę rekonstrukcji obecności
i miejsca antropologii w filozofii Diltheya, traktując tę filozofię jako stosunkowo koherentną całość. Nie będzie przy tym miała dla nas szczególnego
znaczenia chronologia tekstów: transcendując ją, w rozsądnych granicach,
postaramy się odtworzyć nastawienie i motywy filozofowania charakterystyczne dla niemieckiego uczonego, aby pełniej zrozumieć funkcję, jaką
przyznawał on antropologii. Mimo pewnej, świadomej, jednostronności
próba taka wydaje się uzasadniona. Pokaże to nasz wywód. Jest też, jak się
zdaje, na polskim gruncie pionierska, bo nie są nam znane prace stawiające
sobie podobne cele.
1.
Zacznijmy od zaznaczenia, iż funkcję filozofii Dilthey łączył z poznaniem
tego, co przynależy sferze ducha. Rozjaśnianie poznania natury – konstytutywne dla Kantowskiej Krytyki czystego rozumu – tu i ówdzie podejmował,
nie było ono jednak dlań ani szczególnie ważne, ani szczególnie interesujące.
Przyroda jest tym, co nam obce. Jej poznanie oznacza tworzenie projektów
Wilhelma Diltheya, Gdańsk: słowo/obraz terytoria 2004; M. Jung, Dilthey zur Einführung,
Reinbek b. Hamburg: Junius Verlag 1996.
2
Chodzi np. o „Grundriss der Logik und des Systems der philosophischen Wissenschaften für Vorlesungen”, tzw. Privatdruck (druk wewnętrzny), służący lepszemu
przyswojeniu wykładów, które Dilthey prowadził w 1865 r.
3
Jej polski przekład pt. Budowa świata historycznego w naukach humanistycznych
ukazał się w 2004 r. w gdańskim wydawnictwie słowo/obraz terytoria staraniem
E. Paczkowskiej-Łagowskiej, która dzieło przełożyła i opatrzyła posłowiem.
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
57
i konstrukcji pojęciowych, z którymi podchodzimy do badanych obiektów,
aby wyjaśnić kierujące nimi, niezależne od nas prawidłowości4. Natomiast
sfera ducha to sfera wolności, ludzkiej kreatywności, manifestującej się
w historii i kulturze. W tym obszarze duch poznaje ducha, poznanie, pojęte
jako rozumienie, wchodzi na nowy, wyższy poziom wtajemniczenia. Badaniem historii i kultury zajmują się, powstające w XIX wieku jak grzyby
po deszczu, nauki humanistyczne, nauki o duchu (Geistewissenschaften),
jak do dziś nazywają je Niemcy. Można do nich zaliczyć także filozofię,
choć zajmuje ona tu pozycję wyjątkową, wyróżnioną. Obserwując wysiłki
i dokonania tych nauk, filozofia próbuje bowiem dotrzeć do fundamentów
ludzkiego wytwarzania kultury i partycypacji w niej. Kulturę pojmuje przy
tym Dilthey jako artykulację życia, ludzkiego życia.
Dilthey należał, jak wiadomo, do twórców olbrzymiego przełomu,
jaki dokonał się w filozofii europejskiej pod koniec XIX wieku. Kryzys
poheglowskiej filozofii idealistycznej spowodował z jednej strony próbę
powrotu do jej „nieskażonych spekulatywizmem” źródeł, tzn. do Kanta.
Powrót, który nie miał być jednak zwykłym powtórzeniem, lecz adaptacją
koncepcji Kantowskiej do nowych warunków historyczno-intelektualnych.
Próba ta obrodziła, jak wiadomo, ruchem kantowskim, który wydał z siebie
wiele nurtów tzw. neokantyzmu5. Z drugiej strony, w nawiązaniu do idei
Herdera, Schopenhauera i Nietzschego, zrodziła się interesująca alternatywa
dla neokantyzmu – nurt określany mianem filozofii życia. Jego klasykami
byli Bergson, Simmel i właśnie Dilthey. Pozycja Diltheya jest tu wyjątkowa, bo jego oddziaływanie było największe: miał wielu ważnych uczniów
(G. Misch, H. Plessner, O.F. Bollnow), a dziś – wybitnych kontynuatorów
(np. F. Fellmann, H. Ineichen).
Z neokantyzmem, zwłaszcza tzw. szkoły badeńskiej, łączyło go to, iż
jego wyjściowym zamiarem był uzupełnienie trzech Krytyk Kanta o krytykę
czwartą, krytykę rozumu historycznego, tj. o ontologiczne i epistemologiczne ugruntowanie historycznych nauk o kulturze. Kant pominął tę kwestię
4
Uwagi Diltheya dotyczące poznania przyrody przytaczam w artykule Verstehen als
Grenzphänomen der Propositionalität, zawartym [w:] J. Broman, G. Kreis (red. nauk.),
Was sich nicht sagen lässt. Das Nicht-Begriffliche in Wissenschaft, Kunst und Religion,
Berlin: Akademie Verlag 2010, s. 157–173.
5
Ich wyliczenie i charakterystykę znajdzie czytelnik m.in. w mej książce pt. W poszukiwaniu królestwa filozofii. Z dziejów neokantyzmu badeńskiego, Poznań: Wydawnictwo
Naukowe UAM 1994.
58
Andrzej Przyłębski
z dwóch powodów: nauk humanistycznych za jego czasów nie uznawano za
nauki (kryterium naukowości spełniały wówczas nauki formalne oraz fizyka
i astronomia), ale nawet gdyby istniały i były akademicko akceptowane, to
niemożność ich matematyzacji oznaczałaby w oczach Kanta niespełnienie
kryterium naukowości (przypomnieć tu warto jego słowa, mówiące, że w danej wiedzy jest tyle nauki, ile jest w niej matematyki, tzn. matematyzacji).
Neokantyści badeńscy usiłowali ugruntować nauki humanistyczne, opierając
je na pojęciu odniesienia do wartości (Wertbeziehung) oraz na związanej
z nim idei poznania idiograficznego, indywidualizującego, uzupełniającego
nomotetyczne – tzn. szukające praw – poznanie w naukach przyrodniczych.
Punktem odniesienia pozostał dla nich jednak czysty rozum w wielości
swych przejawów.
Także Dilthey wychodzi od tego, że podstawowym pojęciem nauk humanistycznych, łączących je z codzienną praktyką komunikacji, jest pojęcie
znaczenia (Bedeutung), posiadania przez coś pewnej wagi, ważności, obowiązywania6. Jednak plan realizacji ugruntowania humanistyki był w jego
przypadku całkowicie inny, nie wierzył bowiem we wszechogarniającą moc
rozumu. Dopuszczał irracjonalny, tzn. przekraczający możliwość rozumienia, charakter rzeczywistości pojętej jako życie. To kategoria życia stanowiła
dlań nowy punkt wyjścia i oparcia. I mimo że niekiedy mówił o życiu w jego
całokształcie, a więc także o życiu roślinnym i zwierzęcym, to jest oczywiste,
że wypowiadając się o życiu, ma na myśli życie człowieka. To ono wyłania
z siebie formy, które są dla niego, jako filozofa, interesujące.
Życie jest tym, czego nie da się ani przekroczyć, ani w pełni ogarnąć,
jest czymś nie do końca pojmowalnym, bo jest dynamiką, dzianiem się,
wydarzaniem, żywiołem. Z drugiej jednak strony – wytwarza krystalizacje,
znaczenia, artykułuje się. To właśnie te artykulacje, obiektywizacje życia, są
tym, co umożliwia pewne poznawcze wniknięcie w jego przepastne głębiny.
Dilthey był przekonany, że Kantowski podmiot transcendentalny nie jest
właściwym punktem odniesienia dla adekwatnego zrozumienia procesów
poznawczych, choćby z tego powodu, że poznanie u swych źródeł dokonuje
się zawsze w służbie życia, tj. przetrwania i rozwoju, zaś transcendentalna
subiektywność to historycznie i cieleśnie nieosadzony byt, który ma być
6
Heidegger doskonale uchwycił tę różnicę, wprowadzając termin Bedeutsamkeit
(waga, znaczącość) i unikając przez to wieloznaczności ukrytych w słowie Bedeutung
(znaczenie).
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
59
jakoby składnikiem rozumności każdej istoty poznającej. Co ciekawe, choć
zarazem zrozumiałe, Dilthey nie aprobuje tego przekroczenia nauk Kanta,
które było udziałem Hegla. Odwoływało się ono do – względnie: kulminowało w – idei Absolutu, istnienia ducha absolutnego, z czym wiązał się
obcy życiu hiperracjonalizm, z jego wiarą w logiczny porządek i logiczny
rozwój rzeczywistości, zgodnie z Heglowską logiką i dialektyką.
Swój szacunek Dilthey oddawał Heglowi w inny sposób: zachowując
w swej koncepcji jego ideę ducha obiektywnego, pojętego jako kultura,
obiektywizująca się dziełach i instytucjach twórczość ludzi. W odróżnieniu
od Hegla jego pojęcie ducha obiektywnego obejmowało takie twory, jak
sztuka, systemy metafizyczne czy religie, które wedle autora Fenomenologii
ducha należały do obszaru ducha absolutnego7. Do Kanta nawiązywał zaś
w tym, że obstawał przy indywidualistycznym punkcie widzenia: to ludzkie
indywidua są twórcami i nośnikami kulturowych artykulacji życia. Rozumiejące (i afirmatywne) odniesienie do tych ostatnich rozstrzyga o ich trwaniu
i ważności (obowiązywaniu). Dlatego odrzuca Dilthey ideę Absolutu jako
rozumności, która przekracza granice ludzkiej świadomości.
Na miejscu Kantowskiego podmiotu transcendentalnego umieszcza
jednak historycznego człowieka, człowieka z krwi i kości, z jego pasjami,
przeżyciami, pragnieniami, wartościami i celami, z towarzyszącym temu
perspektywizmem poznawczym. Powszechnie znana jest jego deklaracja
ideowa, wychodząca od stwierdzenia, iż w żyłach podmiotu poznawczego
u Locke’a, Hume’a czy Kanta płynie nie krew, lecz jakiś rozcieńczony sok,
w związku z czym trzeba taki podmiot porzucić, zastępując go człowiekiem
z krwi i kości. W świetle takiego ujęcia możliwe staje się zrozumienie
i dowartościowanie powstawania tego, co radykalnie nowe, także w sensie
nowych kategorii myślowego ujmowania rzeczywistości. W jego hermeneutycznej filozofii życia jest miejsce na kreatywność przełamującą zastane
ramy i schematy, otwierającą nowe postaci ludzkiego odniesienia do rzeczywistości. W stosunku do historii, w takim nowym kontekście, wolno zatem
według niego mówić nie tyle o żelaznych prawach dziejów czy linearnym
rozwoju, utożsamianym z postępem, ile o rodzących się, panujących lub
zanikających tendencjach, które może rozpoznać i twórczo wykorzystać
działająca w konkretnym otoczeniu społecznym jednostka.
7
Por. G.W.F. Hegel, Encyklopedia nauk filozoficznych, tłum. Ś.F. Nowicki, Warszawa:
PWN 1990, § 553–577.
60
Andrzej Przyłębski
2.
Pierwszą odsłonę hermeneutycznej filozofii życia, nad którą Dilthey pracował niestrudzenie aż do dnia śmierci, stanowiło, jak już wspominaliśmy,
Wprowadzenie do nauk humanistycznych, ogłoszone drukiem w 1883 roku.
Już w tej pracy pojawia się teza o istotowej historyczności człowieka,
przekreślająca myślenie w kategoriach ludzkiej partycypacji w logicznym,
„przedustawnym” porządku Absolutu. W rozprawie tej ujawnia Dilthey
także swój stosunek do antropologii, który nas tutaj najbardziej interesuje.
Antropologia pojawia się przy tym w kontekście nauki jeszcze bardziej
fundamentalnej, której stworzenie Dilthey postuluje, nauki ustanawiającej
podstawy do poznania tego, co jest wytworem człowieka. Tą nauką jest
psychologia opisowo-analityczna, uzupełniona o postulowaną przezeń kilka
lat później psychologię porównawczą. Ta ostatnia prowadzi zaś wprost do
hermeneutyki życia kulturowego, tzn. wspólnotowego8.
Pierwszeństwo psychologii jest przy tym łatwo zrozumiałe. Jeśli wychodzi się z zasady fenomenalności (Satz der Phänomenalität), mówiącej,
iż rzeczywistość dana jest nam w aktach świadomości (w przeżyciach, jak
ujmuje to Dilthey), to analiza tychże przeżyć – od strony ich treści, sposobu
ich dania oraz powiązań zachodzących między nimi – musi mieć teoretyczne
pierwszeństwo. Można to ująć także jako zasadę immanencji, głoszącą, iż:
„Wszelkie rozumienie wyłania się z tego, co jest bezpośrednio dane w życiu,
i w jego granicach wynajduje swe zasady i aksjomaty”9. Podejście to zbliża
filozoficzne stanowisko Diltheya do fenomenologii. Nic też dziwnego, że
Husserl z dużą aprobatą wyrażał się o badaniach berlińskiego hermeneuty,
uznając je za ważny krok w budowie fenomenologii10. Dlatego też można
uznać Diltheyowski projekt psychologii opisowo-analitycznej za z istoty
fenomenologiczny, tzn. za antycypację fenomenologii, co w nowym świetle
stawia jego uporczywe podtrzymywanie znaczenia badań psychologicznych
nawet po zwrocie hermeneutycznym, o którym zaświadcza jego ostatnia
duża praca. Można w tym bowiem dostrzegać antycypację czegoś, co Paul
Ricoeur wiele lat później określił jako wzajemne warunkowanie i odsyłanie
8
Celne omówienie obu tych dyscyplin poznawczych znajdziemy w pracy L. Brogowskiego Świadomość i historia, dz. cyt.
9
Tamże, s. 33.
10
Por. tamże, s. 97.
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
61
do siebie fenomenologii i hermeneutyki11. Obecność tego wątku już w dziele Diltheya stawia kwestię aktualności jego koncepcji w nowym świetle,
odsłaniając nowatorskość jego myślenia.
Tak pojętą psychologię Dilthey ściśle wiąże z antropologią. W pochodzącym z 1865 roku wykładzie, określonym przezeń jako Zarys logiki
i systemu nauk, stwierdza nawet, iż „psychologia i antropologia stanowią
ogólną, podstawową naukę o duchu”12. Powiązanie obu tych dyscyplin, jak
również metodologiczny indywidualizm Diltheya, widoczne są też w sformułowaniu zawartym we Wprowadzeniu do nauk humanistycznych, gdzie
berliński hermeneuta stwierdza: „antropologia i psychologia jest podstawą
wszelkiego poznania życia historycznego, jak również wszelkich reguł
kierowania i kształtowania się społeczeństwa”13. Zwraca przy tym uwagę
użycie słowa „jest” (ist), a nie „są” (sind), sprawiające wrażenie, jak gdyby
Dilthey uznawał te dyscypliny za jedno i to samo. Ale chyba nie do końca.
Jeśli przyjąć, iż psychologia projektowana przez Diltheya gra tę rolę, którą
przejęła później fenomenologia Husserla, to zadanie stawiane antropologii
realizują późniejsze projekty hermeneutyczne, i to nie tylko samego Diltheya,
ale także Paula Ricoeura14. Antropologia byłaby tu krainą poszukiwania
ludzkich uniwersaliów, wychodzącą od modelu bytu ludzkiego, mającego
na uwadze działającego w pewnym środowisku, historycznie, wspólnotowo
i cieleśnie osadzonego człowieka. W Budowie świata historycznego Dilthey
pisze, iż nie istnieje jedna nauka, która byłaby w stanie wyczerpać bogactwo
życia duchowego. Najbliższa wypełnienia tego zadania wydaje mu się przy
tym antropologia, próbująca wniknąć w powiązania konkretnych zjawisk
kulturowych, dostępnych rozumieniu dzięki interpretacjom wytworów ducha
11
Patrz P. Ricoeur, Hermeneutyka i fenomenologia, [w:] Fenomenologia francuska,
red. J. Migasiński, I. Lorenc, Warszawa: Wyd. IFiS PAN 2006, s. 194–236.
12
Przytaczam za: H. Ineichen, Wilhelm Dilthey. Logische und anthropologische
Grundlagen der Geisteswissenschaften, [w:] F. Decher, J. Hennigfeld (Hrsg.), Philosophische Anthropologie im 19. Jahrhundert, Würzburg: Königshausen & Neumann 1992,
s. 171.
13
Tamże.
14
W przypadku Ricoeura mam na myśli tzw. okrężną (tj. aposterioryczną) drogę
poznania człowieka, tzn. poprzez poznanie znaczenia jego wytworów, tj. kultur symbolicznych, które wytworzył; w przypadku Diltheya jest chyba podobnie, pisze on wszak
o „spożytkowaniu całego bogactwa faktów, tworzących w ogóle materiał nauk humanistycznych” (W. Dilthey, Die Gesammelten Schriften (dalej: GS), red. B. Groethuysen,
Stuttgart–Göttingen 1979 (8. wyd.), Bd. 1, s. 32).
62
Andrzej Przyłębski
i dziejów15. W tym sensie antropologia stanowiłaby uogólnienie rezultatów
zarówno psychologii analityczno-opisowej (tzn. teorii świadomości), jak
i hermeneutyki kultury (nauki o wytworach ducha obiektywnego). Jej realizacja byłaby swego rodzaju syntezą wglądów antropologii filozoficznej
oraz poznań antropologii kulturowej.
Model antropologiczny przyjmowany przez Diltheya oparty jest przy
tym na założeniu, że człowiek jest istotą biologiczną, a więc taką, której przede wszystkim zależy na przeżyciu w zastanym środowisku. To środowisko
ma charakter zarówno przyrodniczy, jak i społeczny, przy czym ten ostatni
uznaje Dilthey nawet za ważniejszy. „Świat człowieka, to nie tyle świat
przyrodniczy, co świat społeczny”, powiada. Aby to zrealizować, człowiek
musi skutecznie działać, musi stawiać sobie cele. W punkcie wyjścia jest
więc określony nie jako istota poznająca, lecz jako istota działająca. Jest
jednak zarazem istotą wyposażoną w intelekt, uprzedmiotowiający rzeczywistość, dający mu coś więcej niż tylko przewagę nad zwierzętami. Intelekt
staje się bowiem rozumem – staje się podstawą tego, że człowiek wytwarza
normy, wartości, ideały, instytucje i dzieła, słowem: tworzy kulturę. Istnienie
kultury określa zaś człowieka jako istotę duchową.
Byt ludzki wyróżnia przy tym spośród innych istot żywych współistnienie i współdziałanie trzech rodzajów przeżyć, związanych z trzema
typami postaw jednostki wobec otaczającej ją rzeczywistości. Najważniejsza
jest postawa emocjonalna, odczuwanie rzeczywistości, zrazu w odczuciach
przykrości i przyjemności. To ona właśnie jest miejscem narodzin wartościowania i wartości, które są zawsze wartościami-dla-kogoś. Uczucia wiążą
nas z rzeczywistością właśnie odczuwaną, z pewnym aktualnym „teraz”
naszej egzystencji. Odsyłają jednak także do tego, co chcemy, by zaistniało, zaspokajając nasze potrzeby (choćby potrzebę bezpieczeństwa). To zaś
prowadzi do działania, do stawiania sobie celów i ich realizacji, i związane
jest z drugą z postaw wyróżniającą byt ludzki, z postawą wolicjonalną.
Jak się można domyśleć, stanowi ona nasze odniesienie do przyszłości, do
tego, co ma zostać wprowadzone w byt poprzez czyn (działanie). Można
by przy tym zasadnie twierdzić, iż obie powyższe postawy obecne są także
w życiu (wyższych) zwierząt. Człowieka odróżnia od nich jednak sposób
uświadamiania sobie uczuć, jak i sposób realizacji celów, zapośredniczony – jak ujmował to Cassirer – przez myślenie symboliczne, dokonujące
15
Tamże, Bd. VII, s. 331.
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
63
uprzedmiotowienia, a więc obiektywizacji rzeczywistości, z którą mamy do
czynienia w działaniu. Dilthey nazywa to ujęciem przedmiotowym i wiąże
z trzecią z postaw, z postawą intelektualną. Daje ona ludziom olbrzymią
przewagę nad innymi formami życia.
Wszystkie te trzy wymienione wyżej wymiary ludzkiej egzystencji
wyznaczają wspólną wszystkim ludziom strukturę psychiczną. Jej układ,
a przez to i jej rola w życiu każdej jednostki, może być przy tym nieco
inny, co tłumaczy odmienności indywidualnych zainteresowań, talentów
i sposobów samorealizacji. Człowiek czynu różni się przecież od kontemplatora bytu, a ten od myśliciela i badacza. Trudno jednak wyobrazić
sobie człowieka całkowicie pozbawionego woli, odczuwania czy intelektu.
Brak choćby jednego z tych elementów sprowadzałby jego egzystencję na
poziom przedludzki: zwierzęcia lub automatu. Ta ogólnoludzka struktura
życia duchowego konkretyzuje się jednostkowo w postaci czegoś, co Dilthey określa mianem „nabytego kompleksu życia psychicznego”, a co jest
efektem enkulturacji jednostki do życia w danej wspólnocie kulturowej,
skrzyżowanym z jej indywidualnymi predyspozycjami.
Ten kompleks życia psychicznego – pisze niemiecki filozof – oddziaływa teraz na przedstawienia i stany znajdujące się w polu świadomości.
Posiadamy go, on działa, a jednak nie jesteśmy tego świadomi. […]
Choć posiadamy go, jest dla nas ciemny, a przecież kieruje on i panuje
nad afektami i wrażeniami16.
Uczucia, wola i intelekt to trzy uzupełniające się elementy naszej struktury
bytowej, warunki naszego życia. Hans Ineichen, znany badacz twórczości
Diltheya, uważa, iż owa struktura duchowa (psychiczna) wkracza u Diltheya na miejsce zajmowane w dawniejszych koncepcjach przez pojęcie
duszy. Z jednej strony umożliwia połączenie trzech elementów, które dotąd
uznawano za niezależne od siebie władze duszy, z drugiej zaś tworzy antropologiczny fundament (anthropologischer Grundbestand), stanowiący
punkt wyjścia – czy też zaczepienia – dla zrozumienia wszystkich procesów
historycznych i tworów kulturowych17.
16
W. Dilthey, Pisma estetyczne, tłum. K. Krzemieniowa, Warszawa: PWN 1982, s. 10
(cyt. za: L. Brogowski, Świadomość i historia, dz. cyt., s. 90).
17
H. Ineichen, Wilhelm Dilthey, dz. cyt., s. 174.
64
Andrzej Przyłębski
Co niezwykle ciekawe, Dilthey wiąże każdy z tych elementów struktury życia psychicznego z innym wymiarem odniesienia do czasu, antycypując tym samym Heideggerowską koncepcję „czasowania” (Zeitigung),
rozwiniętą w Byciu i czasie. I tak, uczucia, sfera czuciowa w ogóle, wiążą
nas z teraźniejszością, i to niezależnie do tego, czy mamy do czynienia
z uczuciem bólu z powodu rozciętego palca, czy odczuwanym właśnie bólem po stracie ukochanego człowieka. Z kolei akty wolicjonalne kierują się
w przyszłość, odnoszą się do tego, co chcemy urzeczywistnić, wprowadzić
w byt. Natomiast poznanie, tak jak sugerowali to już Nietzsche i Hegel,
dotyczy tego, co już gotowe, zakończone i skrystalizowane, a więc minione, nawet jeśli wciąż trwa. Intelekt odnosi się zatem źródłowo do wymiaru
przeszłości, nawet jeśli jego rozpoznania pomagają woli w realizacji jej
przyszłych zamiarów.
Tak czy inaczej, widać wyraźnie, iż Dilthey uwzględnia całego żyjącego, działającego, doświadczającego świat człowieka, a nie tylko istotę
poznawczą, czysty rozum, bezinteresownie i bezzałożeniowo wytwarzający teorie. I, co warte szczególnego podkreślenia: tak pojęta antropologia
stanowi o możliwości ponadkulturowego porozumienia, tzn. zrozumienia
– nawet jeśli jest to rozumienie niepełne, ale które takie nie jest – kultur
nam całkowicie obcych, jeśli tylko są to kultury ludzkie. Daje nam bowiem
pierwszy wgląd, pierwszy punkt oparcia, mówiący, iż mamy do czynienia
z istotami odczuwającymi, pragnącymi i myślącymi. Stanowi więc swego
rodzaju warunek możliwości hermeneutyki interkulturowej, o której mówił
Gadamer – przeciwstawiając się relatywizmowi kulturowemu – wywodzący
ją z jedności rozumu ludzkości, pojętej nie jako coś danego, lecz jako coś
zadanego i możliwego do stopniowej realizacji. A zatem z rozumu historycznego, podobnie jak jest to w przypadku Wilhelma Diltheya.
3.
Gerhard Arlt w swej Philosophische Anthropologie słusznie stwierdza, iż
Dilthey był swego rodzaju „akuszerem” Antropologii Filozoficznej18. Ro18
G. Arlt, Philosophische Anthropologie, Stuttgart: Metzger Verlag 2001, s. 29. Pisząc tę nazwę dużymi literami, chcę zaznaczyć, iż nie chodzi mi o wszelkie dotyczące
człowieka wypowiedzi czy koncepcje, pojawiające się dziejach filozofii, lecz o kierunek
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
65
zerwanie spekulatywnych ram Heglowskiego ujmowania dziejów ludzkości
(jako dziejów Absolutu/Rozumu) prowadzi u Diltheya do ujęcia historii jako
otwartego procesu, o którego kształcie decydują spontaniczne działania jednostek i tworzonych przez nie grup ludzkich. Życie ludzkości realizuje się
jako historycznie zmienne postaci kultury. Mnogość tychże kultur oznacza
również pluralizm typów racjonalności, które są z nimi związane. U Diltheya
znajduje to odzwierciedlenie w teorii trzech podstawowych typów światopoglądu19. Człowiek jest w świetle takiego ujęcia zarówno podmiotem, jak
i przedmiotem historii.
Traktując prace filozoficzne Wilhelma Diltheya jako całościowy
projekt – opierając się w tym choćby na tym, że także w ostatnich pracach
i szkicach obecne były pojęcia i ujęcia z okresu wcześniejszego, psychologizującego, jakoby przezwyciężone w okresie późniejszym, hermeneutycznym20 – można zaryzykować twierdzenie, że mamy tu do czynienia ze
swoistą dialektyką filozofii życia i filozofii hermeneutycznej, w ramach
której życie, pojęte nie tylko jako wieczna przemijalność wszystkiego i coś
w gruncie rzeczy irracjonalnego, gra rolę medium gwarantującego jedność
i ciągłość w strumieniu rozpływających się zdarzeń21. Życie artykułuje się,
artykulacje podlegają rozumieniu, rozumienie jest powrotem do przeżywanego życia, takim jednak, która na to życie wpływa samym faktem bycia
życiem poddanym refleksji.
Życie kulturowe (historyczne) to wprawdzie jedynie część życia jako
dynamicznej całości bytu. Drugą część stanowi życie przyrodnicze, dostępne
dzięki zewnętrznemu postrzeganiu i przedmiotowemu ujmowaniu, na podstawie których można ustalać kierujące nim prawidłowości, a dalej – prawa
przyrody, dające się naukowo uzasadnić. Mimo tego, że także człowiek jest
filozoficzny, którego pionierami byli Max Scheler i Helmuth Plessner, a który powstał
dzięki ich dziełom ogłoszonym w 1928 r., w rok po ukazaniu się Bycia i czasu Martina
Heideggera.
19
Jej prezentację znajdziemy w wydanym w 1987 r. w warszawskim PWN tomie
tekstów Diltheya pt. O istocie filozofii.
20
Pisze o tym interesująco Matthias Jung w swej monografii pt. Dilthey zur Einführung,
Hamburg: Junius Verlag 1996.
21
Por. G. Arlt, Philosophische Anthropologie, dz. cyt., s. 31. Nie trzeba dodawać, że
fundamentalną rolę w zachowaniu tej ciągłości gra naturalnie pamięć: indywidualna
i zbiorowa (tzn. tradycja). W odniesieniu zaś do życia na poziomie biologicznym można
by mówić o pamięci genetycznej, gatunkowej.
66
Andrzej Przyłębski
częścią tego królestwa natury, i to taką, o której Dilthey nie zapomina, to
jednak nie sposób nie dostrzec, iż kultura wpływa także na jego biologię,
czyniąc człowiekowi jego życie czymś dostępnym w przeżywaniu i rozumieniu. Filozofia wyrasta z potrzeby zrozumienia rzeczywistości naszego życia,
a nie jest to z pewnością tylko rzeczywistość przyrodnicza. Dlatego właśnie
duch (poznanie ducha), a nie przyroda (poznanie przyrody) stanowi wedle
Diltheya to, co w filozofii pierwsze i najważniejsze. Jak bowiem powiada:
„To, co poznajemy od wewnątrz, jest nieprzekraczalne”22.
Punkt widzenia przeżywającego siebie życia, określany przez Diltheya
terminem Selbstbesinnung (autorefleksja, namysł nad sobą), otwiera przed
filozofią zupełnie nowe perspektywy. Centrum dociekań staje się bowiem
obszar doświadczanego życia, tzn. własnej praktyki życiowej. Oznacza to
rehabilitację przednaukowego świata naszego życia (w odniesieniu do którego Husserl spopularyzuje później, wprowadzony przez Ernsta Troeltscha,
termin Lebenswelt), w ramach której rozumienie to zreflektowany modus
ludzkiego istnienia, doświadczania świata. Roszczenie hermeneutyki do
uniwersalności, które tylko niektórzy badacze tego kierunku są skłonni
wiązać z Diltheyem (odnosząc je przy tym raczej do ostatniej fazy jego twórczości), jest przezeń sygnalizowane dużo wcześniej, już w pracy na temat
teorii światopoglądów, wydanej w VIII tomie Dzieł zebranych. Niemiecki
filozof stwierdza tam, że rzeczywistość trzeba próbować zrozumieć, a nie
jedynie wyjaśniać, w sensie, w jakim dzieje się to w naukach przyrodniczych.
Dilthey nie przedstawił jednak argumentów za uznaniem wyjaśniania za
pewną postać rozumienia.
W miejsce formalnej jedności rozumu, charakterystycznej dla stanowiska Kanta i Fichtego, Dilthey wprowadza pojęcie związku życiowego
(Lebenszusammenhang). Z kolei przyjmując za punkt wyjścia doświadczenie
życiowe (a nie: doświadczenie fizykalne, tzn. fenomeny w sensie Kanta),
czyni z relacji podmiot–przedmiot coś pochodnego, wtórnego. To zaś prowadzi go do podważenia istnienia zamkniętego katalogu apriorycznych
kategorii, które miałyby jakoby stanowić ponadhistoryczne wyposażenie
ludzkich władz poznawczych. Dilthey jest zdecydowanym antyapriorystą,
jego myślenie o kategoriach ludzkiego ujmowania rzeczywistości sytuuje
go w pobliżu Nietzschego: są one jego zdaniem krystalizacją i petryfikacją
doświadczeń, które jednostki i grupy zdobywają w trakcie swego życia,
22
W. Dilthey, GS, Bd. VII, s. 261.
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
67
swej historii. Dlatego w miejsce sztywnych ram kategorialnych w stylu Kanta
Dilthey proponuje poszukiwanie kategorii adekwatnych do opisu życia, w jego
dynamice oraz towarzyszącej życiu tendencji do artykulacji. Stwierdza, iż
Kant, podejmując próbę transcendentalnego ugruntowania ścisłych nauk
przyrodniczych (tzn. bez nauk biologicznych), postawił sprawę na głowie,
zapominając o życiowym źródle kategorii takich, jak przestrzeń, czas, przyczyna czy substancja, i projektując je na czysty, transcendentalny podmiot.
So ist die Beschaffenheit und der Ursprung der Kategorien auf dem Kopf
gestellt worden und muss nun wieder auf die Füße gestellt werden,
stwierdza Dilthey23. I wymienia szereg takich kategorii, określając je mianem kategorii realnych – są to na przykład znaczenie, sens, cel, wartość
– podkreślając równocześnie, że jest to katalog otwarty, bo kreatywności
życia nie da się zamknąć w sztywnym gorsecie pojęciowym. Życie zawsze
wyprzedza rozumienie życia, a więc także wszelkie poznanie. W swym
hermeneutycznie najdonioślejszym dziele pisze:
Ujawnia się teraz pewien nowy rys życia, który jest czasowo uwarunkowany, lecz jako coś nowego wykracza poza czas. Życie jest we
własnej istocie rozumiane dzięki kategoriom, które są obce poznaniu
przyrodniczemu. […] moment rozstrzygający polega na tym, że owych
kategorii nie stosuje się wobec życia w sposób aprioryczny jako coś im
obcego, lecz że tkwią one w istocie samego życia. […] liczba owych
kategorii nie podlega ustaleniu, a zależności między nimi nie dają się
sprowadzić do postaci logicznej. Znaczenie, wartość, cel, rozwój i ideał
są takimi kategoriami24.
To stosunkowo nowe, wręcz rewolucyjne postawienie kwestii nie jest jednak
wolne od problemów, które zdaje się generować. Hans Ineichen zauważył nie
23
W. Dilthey, GS, Bd. XIX, s. 362. Z uwagi na kłopot z adekwatnym przekładem słowa
Beschaffenheit w tym kontekście zdecydowałem się ten cytat przytoczyć w brzmieniu
oryginalnym. W wolnym przekładzie znaczyłoby to: „Ponieważ przez to właściwości/
istota/cechy i źródło kategorii postawione zostały na głowie, trzeba je teraz ponownie
postawić na nogach”.
24
W. Dilthey, Budowa świata historycznego…, dz. cyt., s. 228–229. Nie od rzeczy
będzie w tym miejscu uwaga, iż wysunięcie idei takich kategorii, a także samo wykonanie tego zdania, zbliża koncepcję Diltheya do ontologii fundamentalnej Heideggera,
w której kategorie te uzyskują nazwę egzystencjałów.
68
Andrzej Przyłębski
bez racji, że istnieje groźba pojawienia się sprzeczności między logicznym
i psychologicznym ugruntowaniem nauk humanistycznych u Diltheya25.
Zarzuca Diltheyowi pomieszanie obowiązywania z genezą, sam jednak
– uznając sensowność kierunku, w którym zmierza epistemologia Diltheya
– próbuje ową potencjalną sprzeczność przezwyciężyć, korzystając z wypracowanego w fenomenologii pojęcia intencjonalności, które mogłoby być
pomostem między tymi dwoma porządkami myślowymi. Intencjonalność
ma bowiem – zauważa Ineichen – zawsze stronę podmiotową (jest czyjąś
myślą, czyimś myśleniem) i stronę przedmiotową („zawiera” pomyślany
przedmiot, wskazuje nań, odnosi się doń, jest „myśleniem-o-czymś”).
Można to uznać za cenne uzupełnienie rozumowania proponowanego przez
berlińskiego hermeneutę. Należy się jednak chyba zgodzić także z opinią
Gerharda Arlta, który uważa, iż charakteryzujące Diltheya niezdecydowanie między czysto epistemologicznym (dotyczącym tzw. quaestio iuris)
i antropologicznym (quaestio facti) ugruntowaniem tychże nauk okazało
się historycznie czymś produktywnym: to ono, przeciwko rygoryzmowi
Husserla i Heideggera, wskazało drogę antropologii filozoficznej26. W swej
Philosophische Anthropologie pisze on:
Wymiar klasycznego „psychologizmu” zostaje przekroczony przez to, że
psychologia zostaje powiązana z takimi dyscyplinami, jak antropologia
i hermeneutyka. Dilthey pozostawia nierozstrzygniętą decyzję co do
psychologicznego czy też hermeneutycznego ugruntowania nauk humanistycznych. Ta niejednoznaczność staje się zrozumiała, gdy uwzględnimy to, iż osiągnięcia duchowe zawdzięczamy twórczemu źródłu, które
pozostaje ukryte w ciemnościach irracjonalnych procesów życiowych.
Wyraz życia i podlegające rozumieniu znaczenie życia to dwie strony
tego samego medalu. Zawsze mamy do czynienia z „immanencją”
przedracjonalnych procesów życiowych i „obiektywizacją” dających
się zrozumieć świadectw życia. […] I wyjaśnia to nie tylko wahanie
się między ugruntowaniem psychologiczno-poznawczym oraz logiką
hermeneutyczną, ale także interferencję psychologii i antropologii27.
25
Por. H. Ineichen, Wilhelm Dilthey, dz. cyt., s. 177–178.
G. Arlt, Philosophische Anthropologie, dz. cyt., s. 38. Przez rygoryzm rozumie się
tu to, że zarówno Husserl jak i Heidegger sprzeciwiali się uznaniu antropologii za prima
philosophia, chcieli bowiem wyprowadzić antropologię z czegoś bardziej fundamentalnego (tzn. z transcendentalnej fenomenologii lub z ontologii fundamentalnej).
27
Tamże, s. 37–38.
26
Hermeneutyczna antropologia Wilhelma Diltheya
69
Dzięki temu produktywnemu niezdecydowaniu Dilthey uruchomił
lawinę, której efektem były m.in. prace Maxa Schelera, Helmutha Plessnera
czy Arnolda Gehlena, a dziś są, nawiązujące explicite do Diltheya, prace
Ferdinanda Fellmanna28 czy Elżbiety Paczkowskiej-Łagowskiej. Nie ma tu
miejsca na to, by rozważać wnikliwiej przewagi hermeneutycznej filozofii
życia, której podstawy stworzył Dilthey, nad transcendentalną fenomenologią Husserla czy ontologią fundamentalną Heideggera. Rozważmy jedynie
jeden aspekt: to, czy zasadne jest roszczenie Diltheya do uczynienia punktem
wyjścia analiz filozoficznych całego człowieka, w jego cielesności i historyczności, tzn. w biologicznym i kulturowym zapośredniczeniu, w miejsce
anonimowego podmiotu transcendentalnego. Obserwując rozwój filozofii
europejskiej w XX wieku, zwłaszcza w jej kontynentalnym, zdominowanym
przez fenomenologię i poststrukturalizm wymiarze, można stwierdzić, że tak.
Prace M. Merleau-Ponty’ego, M. Foucaulta, B. Waldensfelsa, H. Böhmego, H. Schmitza czy F. Fellmanna pokazują jednoznacznie, iż pominięcie
(czy choćby zminimalizowanie) biologicznej i kulturowej strony ludzkiej
egzystencji było błędem, którego wybitni myśliciele, jakimi bez wątpienia
byli Husserl i Heidegger, nie byli w stanie naprawić. W odróżnieniu od nich
Dilthey, podkreślając napięcie między wewnętrznością życia oraz istnieniem
obiektywizacji kulturowych, uwzględniał dywergencję zachodzącą między
dwoma niewspółmiernymi przejawami życia: tym, co – jak powiedziałby
Hegel – mieści się w sferze ducha subiektywnego (tzn. tego, co psychiczne,
czysto świadomościowe), i tym, co przynależy sferze ducha obiektywnego
(tzn. intersubiektywnie dostępnym dziełom i instytucjom, zmaterializowanym przejawom życia). Jak słusznie podkreśla G. Arlt, życia to dla Diltheya
coś więcej niż sposób samorealizacji świadomości – duchowo-kulturowe
postaci życia mają swą podstawę w życiu biologicznym, „im naturgebundenem Leben”29. Sprawcą przemian historyczno-kulturowych jest „cały
człowiek”, w swej psychofizycznej jedności. I właśnie to podejście zapewnia
antropologii filozoficznej, jako dokonującej mediacji między psychologią
opisowo-analityczną, badającą – jeśli wolno posłużyć się tu terminologią
28
Patrz np. F. Fellmann, Symbolischer Pragmatismus. Hermeneutik nach Dilthey,
Reinbek b. Hamburg: Rowohlt Verlag 1991; E. Paczkowska-Łagowska, Logos życia.
Filozofia hermeneutyczna w kręgu Wilhelma Diltheya, Gdańsk: słowo/obraz terytoria
2000.
29
G. Arlt, Philosophische Anthropologie, dz. cyt., s. 39.
70
Andrzej Przyłębski
Husserla – neotyczną stronę świadomości, oraz hermeneutyką kultury, odsłaniającą jej stronę noematyczną, jej szczególne miejsce.
Nie sposób jednak nie zauważyć, iż także koncepcji antropologicznej
Diltheya można by zarzucić pewien rodzaj aprioryzmu, związany z tym,
że mówi on o czymś takim, jak „istota człowieka”, tożsama u wszystkich
ludzi, będąca tak naprawdę pewną strukturą bytową, poprzez którą człowiek
odnosi się do rzeczywistości. Jak pamiętamy, Dilthey stwierdził, że istota
ludzka żyje jakby w trzech głównych wymiarach egzystencjalnych: emocjonalnym (uczuciowym), wolicjonalnym (działaniowym) i poznawczym
(intelektualnym), które wzajemnie do siebie odniesione stanowią całość
podlegającą jedynie umownej, filozoficznej analizie. Gdy rozważymy jednak
owo rzekomo „zamknięcie” w trzech wymiarach (czy też aspektach), które
stanowić by miało ahistoryczny, ergo: aprioryczny, element Diltheyowskiego myślenia o człowieku, to musimy, jak się zdaje, dojść do wniosku, że
koncepcja ta upadłaby tylko wówczas, gdybyśmy byli w stanie wyobrazić
sobie istotę, uznawaną przez nas nadal za istotę ludzką, która pozbawiona
byłaby jednego z wyżej wymienionych wymiarów życia albo posiadałaby
jakiś czwarty, przez niego nieuwzględniony. Wydaje się jednak, że dopóki
człowiek pozostanie istotą cielesną, tzn. śmiertelną, a więc nacechowaną
biologicznymi potrzebami, walczącą o przeżycie i kształtującą swe życie
dzięki – wrodzonej lub nabytej – zdolności uprzedmiotawiania, opartej na
posiadaniu intelektu, dopóty współistnienie i współdziałanie tych trzech
elementów: doznaniowego, intelektualnego i wolicjonalnego wydaje się
nieodzowne, bo tylko ono gwarantuje mu osiągnięcie tego celu.
WILHELM DILTHEY’S HERMENEUTICAL ANTHROPOLOGY
Summary
The aim of the above text is presentation and a critical analysis of the vision of human being contained in Dilthey’s hermeneutical philosophy of life. It is well-known
that Dilthey based his early epistemology of the humanities on so-called descriptive
psychology that anticipated the phenomenology of Husserl. I try to show that this
concept is explicitly connected with an anthropology that tries to dicover – on a basis
of historical research of human culture – the universal categories describing the
essence of human being as such.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
WIESŁAW MAŁECKI*
WILHELM VON HUMBOLDT
JAKO PREKURSOR ANTROPOLOGII HERMENEUTYCZNEJ
Słowa kluczowe: antropologia, hermeneutyka, filozofia języka, estetyka, etyka
Keywords: anthropology, hermeneutics, philosophy of language, aestetics, ethics
W Prawdzie i metodzie Hans-Georg Gadamer wspomina Wilhelma von
Humboldta wielokrotnie, choć jedenastokrotne wystąpienie jego nazwiska
w skorowidzu osób ponad siedmiusetstronicowego dzieła, to, jak się wydaje,
relatywnie mało jak na tak obszerne historyczne studium hermeneutyki.
Konteksty, w których się ono pojawia, to problematyka dziejów, Humboldta
odmiana klasycyzmu i jej ograniczenia, jego pozbawiony samodzielnego
charakteru kantyzm. W połowie z nich nazwisku temu towarzyszą inni
wybitni filozofowie, jak Herder, Schleiermacher czy Kant.
Krótko mówiąc, rysujący się tam wizerunek Humboldta jako filozofa, który miał pewien wkład w rozwój hermeneutyki, nie przedstawia się
imponująco. Oczywiście obok wspomnianych tu krótkich, poświęconych
mu fragmentów dzieła Gadamera, znajduje się tam jeszcze kilkustronicowy
podrozdział pod tytułem. Język jako doświadczenie świata, w którym do-
*
Wiesław Małecki – dr filozofii (doktorat na temat antropologii Wilhelma von Humboldta pod kierunkiem prof. A. Przyłębskiego, w druku). Obecnie zatrudniony jako adiunkt
w Kolegium Europejskim im. Jana Pawła II w Gnieźnie (UAM). E-mail: [email protected].
72
Wiesław Małecki
ceniony zostaje jego wkład w filozofię języka, przede wszystkim w postaci
ujęcia języków jako światooglądów.
Jeśli chciałoby się wykazać jakiekolwiek związki myślenia Humboldta
z antropologiczną, a może celniej byłoby powiedzieć moralno-ontologiczną,
stroną Gadamerowskiej hermeneutyki, to ich podstawą byłaby naturalnie
filozofia języka – Gadamer uznaje Humboldta za twórcę nowoczesnej
filozofii języka oraz językoznawstwa. Taka płaszczyzna badań porównawczych wydaje się jednak nie tylko nazbyt oczywista, ale i w literaturze
filozoficznej już dość wyeksploatowana. Znacznie ciekawiej przedstawia
się sama krytyka Humboldta, choć dokonując jej, Gadamer opierał się na
zarzutach przedstawionych już przez Heideggera. Warto jednak natychmiast
dodać, że choć autor Sein und Zeit budował swoją hermeneutykę – jak sam
uważał – całkowicie poza horyzontem językowych badań Humboldta, to
wydaje się być w stosunku do jego osiągnięć na tym polu znacznie bardziej
od Gadamera wyrozumiałym, o czym niech świadczy choćby zakończenie
rozprawy W drodze do języka dwoma obszernymi cytatami z dzieła Humboldta, na które powołuje się także autor Prawdy i metody1, po których
padają następujące słowa:
Słowa z rozprawy „Rozmaitość języków...” poświadczają, że możliwość
dojrzałej zmiany języka dotarła w krąg myślowy [...] W. von Humboldta, którego głębokie i mroczne wejrzenie w istotę języka nieustająco
podziwiamy2.
Krytyka, którą względem Humboldta przeprowadza Gadamer, Donatella Di
Cesare syntetyzuje do postaci trzech punktów, w niniejszym tekście nieco
przekształconych3.
Po pierwsze, Humboldta rozważania na temat języka pozostają
w granicach wyznaczonych przez podejście badacza, tj. filologa, który go
uprzedmiotawia. Nie myśli on bowiem o nim z perspektywy jego użytkownika, mówiącego.
1
Mam tutaj na myśli późną pracę W. von Humboldta Rozmaitość języków a rozwój
umysłowy ludzkości.
2
M. Heidegger, W drodze do języka, Kraków: Wydawnictwo Baran i Suszczyński
2000, s. 203.
3
D. Di Cesare, Gadamer. Ein philosophisches Porträt, Tübingen: Mohr Siebeck Verlag
2009, s. 187.
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
73
Po drugie, centralne pojęcie Geisteskraft, określające istotę języka oraz
blisko z nim związane pojęcie formy wewnętrznej, stanowią jedynie swoisty
formalizm możliwości i poświadczają, że w myśleniu o języku Humboldt
idzie drogą abstrakcji formy.
Wreszcie po trzecie, z poprzednim zarzutem łączy się tenże ostatni:
w takim właśnie myśleniu języka pozostaje Humboldt całkowicie w horyzoncie leibnizjańskiej metafizyki indywidualności.
Zakładam, że wszystkie te zarzuty wobec myślenia Humboldta mogą
brać się stąd, że choć Gadamer doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż,
jak sam pisze, „refleksja hermeneutyczna dojrzewała w znojnym trudzie
od czasów Humboldta i Schleiermachera”, nie dostrzegał jednocześnie,
jak bardzo w przypadku Humboldta proces ten przebiegał także na innych
obszarach myślenia niż filozofia języka. A tym samym jakby nie zauważał
przynajmniej tego, w jak nowatorski sposób poznanie i rozumienie innych
kultur w wymiarze badawczej, ale nie tylko, praktyki stawało się dla Humboldta dialogiem w duchu zapowiadającym nowoczesną antropologię, być
może i dialogiczną hermeneutykę samego Gadamera.
Celem przyjętego przez mnie toku rozumowania jest: po pierwsze – pokazanie, że uwagi Gadamera można, przynajmniej częściowo, podważyć,
czego podejmę się, odwołując do innych obszarów myślenia Humboldta,
które składają się na jego antropologię filozoficzną; po drugie zaś – zasygnalizowanie tych elementów jego koncepcji antropologicznej, które przy
dokładniejszym badaniu można by uznać za relewantne dla antropologii
hermeneutycznej. Innymi słowy, zasadnicza teza tego artykułu brzmi: gdyby Hans-Georg Gadamer, przywołując w Prawdzie i metodzie zapoznane
pod wpływem nowożytnej nauki pojęcia humanistyki istotne poznawczo,
takie jak wyobraźnia, pamięć, wyczucie, tworzenie, uwzględnił tam wkład
antropologii filozoficznej Wilhelma von Humboldta, jego zasługi dla hermeneutyki okazałyby się prawdopodobnie znacznie większe, także w wymiarze filozofii języka. Chodzi zatem o uznanie dokonań „mędrca z Tegel”
za ważną część prahistorii (Vorgeschichte) antropologii hermeneutycznej,
której dzieło Gadamera jest częścią4.
4
Pojęcie antropologii hermeneutycznej odnosi się także np. do myślenia Helmutha
Plessnera czy też Martina Heideggera; zob. R. Schulz, Naturwissenschaftshermeneutik.
Eine Philosophie der Endlichkeit in historischer, systematischer und angewandter Hinsicht, Würzburg: K&N 2004 oraz M. Fleischer, Hermeneutische Anthropologie: Platon,
Aristoteles, Berlin: de Gruyter 1976.
74
Wiesław Małecki
Aby przedsięwzięcie takie się powiodło, weźmy pod uwagę trzy następujące twierdzenia:
1. Humboldta filozofia języka, do której odnoszą się zarzuty postawione przez Gadamera, stanowi końcowy etap jego filozoficznych dokonań,
zaś poprzedzona jest refleksją w obszarze: estetyki, filozofii natury, filozofii
dziejów czy antropologii.
2. W moim toku rozważań odwołam się do antropologii Humboldta,
której filozoficznie najbardziej płodną częścią była estetyka, rozumiana
przez niego, podobnie jak w przypadku Schillera, jako nauka o człowieku
jako istocie estetycznej. Warto pamiętać, jak płodne także dla hermeneutyki
Gadamera są terminy i sposoby rozumowania wypracowane właśnie przez
estetykę filozoficzną, czego wyrazem jest wyraźna obecność problematyki
ontologii dzieła sztuki w Prawdzie i metodzie.
3. Podstawowe kategorie filozoficzne wypracowane w obrębie antropologii filozoficznej oraz estetyki Humboldta zostały później dopiero
przeniesione na grunt refleksji językowej:
Grundlegende Begriffe der späteren Sprachphilosophie sind auf jenen
anderen Feldern entwickelt worden, und die Sprachphilosophie folgt
so „natürlich“ aus den früheren Studien, daß sie als ihr Telos erscheint
[...]5.
Na tak przedstawiającym się tle pokazanie, że zarzuty Gadamera nie są całkowicie słuszne w odniesieniu do antropologii (w tym estetyki) Humboldta,
pociągnie za sobą wykazanie ich niepełnoprawności także w odniesieniu do
filozofii języka. A ta przecież wypływa bezpośrednio z tych poprzednich.
Powróćmy zatem do tychże zarzutów wobec Humboldta wykładni
języka. Już wzięcie pod uwagę powyższych sformułowań nie pozwala na
postrzeganie jego badań wyłącznie jako filologicznych, ale zawsze jeszcze,
a być może przede wszystkim, jako estetyki i antropologii. Stąd też w takiej perspektywie wydaje się, że jego podejście do języka trudno uznać za
ewidentnie uprzedmiotawiające – abstrahując już od istotnych trudności
z dookreśleniem takiej postawy – przed czym zresztą sam Humboldt, jak
zauważa D. Di Cesare, przestrzegał. By się o tym przekonać, wystarczy
sięgnąć także do jego dzieła, na które powołuje się Gadamer i przyjrzeć się
zawartym w nim długim literackim, a niekiedy poetyckim, pasażom:
5
T. Borsche, Wilhelm von Humboldt, München: C.H. Beck 1990, s. 137.
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
75
To, co usłyszane, sprawia więcej, niż tylko oznajmia; szykuje duszę
do łatwiejszego rozumienia tego, co jeszcze nie słyszane, rozjaśnia to,
co ongiś usłyszane, ale wówczas na wpół tylko lub wcale nie zostało
zrozumiane, gdy wyczuloną od tamtej pory siłę nagle olśniewa podobieństwo do tego, czego właśnie wysłuchała [...]6.
Język nie był dla Humboldta po prostu przedmiotem badań, ale
prawdziwie ludzkim panopticum, do którego miał on podejście osobiste.
Humboldt, pytając o język, zapytuje właściwie o „język myślenia bytu”7,
o jego rytm i melodię, zaś badanie nad nim obejmuje następującą uwagą:
„Die erste Pflicht des Schriftstellers ist, Achtung für seinen Gegenstand
auszudrücken”8. Szacunek dla inności stanowi także o istocie dialogicznej
hermeneutyki Gadamera.
Omawiane tutaj zarzuty drugi i trzeci potraktuję łącznie. Gadamer
w Prawdzie i metodzie wyraża się następująco:
Humboldt uczył rozumienia każdego języka jako specyficznego oglądu
świata, gdy badał wewnętrzną formę, w której różnicuje się zawsze
ludzki pierwotny proces kształtowania języka. Za tą tezą stoi nie tylko
filozofia idealistyczna, [...] ale rozwinięta po raz pierwszy przez Leibniza
metafizyka indywidualności. Wyraża się to [...] w pojęciu mocy duchowej, któremu przyporządkowane zostało zjawisko języka [...] Drogę
badawczą, którą Humboldt kroczy, określa abstrakcja odkrywająca
formę. Choć odsłonił on dzięki temu znaczenie języków jako zwierciadła swoistości duchowej narodu, to jednak ograniczył uniwersalność
związku języka i myśli do formalizmu pewnej zdolności9.
A zatem zarówno pojęcia formy wewnętrznej jak i duchowej mocy
obciążone są dwojako: abstrakcyjno-formalnym charakterem oraz dziedzictwem monadologii Leibniza. Tymczasem wydaje się, że związek języka
6
W. von Humboldt, Rozmaitość języków a rozwój umysłowy ludzkości, Lublin: KUL
2001, s. 104.
7
T. Borsche, Wilhelm von Humboldt, dz. cyt., s. 143.
8
W. von Humboldt, Zapowiedź rozprawy o języku i narodzie Basków wraz z podaniem
punktu widzenia i treści pracy, w: tenże, O myśli i mowie. Wybór pism z teorii poznania, filozofii dziejów i filozofii języka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 2002,
s. 178.
9
H.-G. Gadamer, Prawda i metoda, tłum. B. Baran, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 2004, s. 592.
76
Wiesław Małecki
i myślenia, o którym tutaj Gadamer wspomina, pozostaje nierozdzielny
z „treścią”, jaką jest „forma zewnętrzna”, czyli fonetyczna. Poza tym sam
Humboldt przestrzega w rozdziale dziewiątym swojej pracy, że choć definicja formy języka (forma wewnętrzna wraz z formą zewnętrzną) wygląda
jak utworzona przez naukę abstrakcja, to byłoby niesłuszne, gdybyśmy ją
za taką uznawali. Faktycznie jest ona bowiem indywidualnym popędem.
Czego warto się uchwycić i co zostanie dalej wyjaśnione.
Rzeczywiście w rozważaniach językowych Humboldta wszystko
jest formą: w związku z tym nie jest już utożsamiane z czystą myślą, lecz
stanowi jedność tego, co duchowe (forma formans) z tym, co materialne
(forma formata). Do tego rodzaju formy języka (forma wewnętrzna + forma
zewnętrzna) zaliczyć można także pojęcie energei, ujawniającej się w ontologicznych komponentach zawartych na przykład w zaimkach osobowych,
co doskonale wychwycił w Byciu i czasie Heidegger, zamykając w pojęciu
egzystencjalnej przestrzenności jestestwa.
Ponieważ istotą przedstawionego przez Gadamera formalizmu jest
także pojęcie duchowej siły (energeia), należy się teraz nad nim głębiej
zastanowić: czy rzeczywiście leży ono całkowicie w obrębie metafizyki
indywiduum Leibniza? Pojęcie to stanowi określenie żywotnej siły języka,
samotwórczego, spełniającego się tworzenia. Jeśliby odwołać się do słów
Heideggera, w których przekonywał, że całe jego filozofowanie było w istocie namysłem nad jednym zagadnieniem – kwestią bycia, to w przypadku
Humboldta takim filozoficznym problemem byłaby z pewnością tajemnica
aktu tworzenia, istota kreacji.
W różnych obszarach jego myśli problem ten przyjmował inną formę:
1. W estetyce było nią pojęcie wyobraźni, dlatego już na samym początku swojego głównego w tej dziedzinie dzieła uświadamiał czytelnikowi,
że to właśnie ono jest właściwym przedmiotem jego badań:
Die kritische Zergliederung dieses Werks zu übernahmen, hiess in einem
noch eigentlicheren Verstande, als es die ästhetische Beurtheilung immer
thun muss, in das Wesen der dichterischen Einbildungskraft einzudringen; und so trieb mich die Begierde, dieser geheimnisvollsten unter allen
menschlichen Kräften mit Begriffen näher zu kommen […]10.
10
W. von Humboldt, Ästhetische Versuche. Erster Theil. Über Göthes Hermann und
Dorothea, [w:] Wilhelm von Humboldts Gesammelte Schriften, Bd. 1–17, Königlich
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
77
Umieszczenie tego zagadnienia w samym centrum wyznaczało cały
horyzont podejmowanych problemów: Czym jest istota sztuki? Jakie nastroje towarzyszą procesowi jej tworzenia, ale i odbioru? Czym jest ludzka
kreacja? Czy może powstać coś całkowicie nowego?
2. Na gruncie filozofii polityki owocuje ono pytaniem o wolność człowieka w granicach państwa, jak i zagadnieniem kształcenia.
3. W antropologii zaś badaniem przede wszystkim twórczego centrum
ludzkiej osobowości jakim jest charakter.
Co więcej, stwarzanie czegoś nowego było dla Humboldta nie tylko
filozoficznym problemem, lecz także, a w zasadzie najpierw, wysiłkiem
kształtowania własnego życia:
Offensichtlich ist für Humboldt das eigentliche Werk nicht das, was […]
zwischen zwei Buchdeckel eingebunden der Öffentlichkeit übergeben
werden kann. Solche Resultate der Arbeit sind deren eher beiläufiges
Nebenprodukt. Das eigentliche Werk ist ihm die eigene Person: Bildung
einer geistigen Individualität durch Worte – das ist der Sinn und die
Botschaft seines Daseins11.
Dlatego uważam, że pojęcie, które w XXI wieku okazuje się najbardziej charakterystycznym elementem filozofii języka Humboldta – energeia – choć
stanowi hapax legomenon, wcale nie pozostaje zawieszone w próżni.
Wizja świata i człowieka, budowana wokół analizowanego tutaj
terminu filozoficznego, w ramach którego podmiot stanowił uniwersum
samoczynnych, nieznających spoczynku sił, wprost przesiąknięta jest patosem ludzkiej subiektywności. Paradoksalnie desubstancjalizacji podmiotu
towarzyszy nadmierne podkreślanie jego samostanowienia i odrębności.
Lecz, choć Jürgen Trabant zgadza się ze sformułowaniem Gadamera, pisząc, że Humboldt wyrósł na filozofii Leibniza, to jego własną myśl obok
poznawczego optymizmu cechuje również charakterystyczny dla filozofii
popularnej eklektyzm. To zaś umożliwia łączenie elementów filozofii
Leibniza choćby z popularną na przełomie wieków XVIII i XIX wykładnią
mesmeryzmu.
Preussische Akademie der Wissenschaften, Hrsg. A. Leitzmann, B. Gebhardt, Berlin
1903–1936; reprint de Gruyter 1968, Bd. 2, s. 116.
11
T. Borsche, Wilhelm von Humboldt, dz. cyt., s. 12.
78
Wiesław Małecki
A zatem wydaje się, że choć leibnizjańską „dynamikę” przenosi Humboldt np. na obszar sztuki poetyckiej, to już sam wspomniany eklektyzm
wskazuje na to, że wykraczał on poza jego metafizykę, a także twórczo
przekształcał elementy jego filozofii, jak to miało miejsce w przypadku
pojęcia charakteru, które dla Leibniza stanowiło przecież element filozofii
znaku:
Unter Charakter versteht Leibniz ein sichtbares Merkmal (nota) das
Gedankeninhalte (cogitationes) repräsentiert. [...] In einem präzisen Sinn
nennt Leibniz jede Zeichen „Charaktere“ die geschrieben, gezeichnet
oder gemeißelt sind12.
Jedno z określeń „energii”, jakim jest „wyobraźnia”, zostaje przedstawione
przez Humboldta jako siła, która stanowi istotę i zapewnia jedność podmiotu.
Jej źródło sięga metafizyki natury, a prowadzi, na co wskazuje T. Borsche,
do „metafizyki języka”. I ta podstawa sięga nie tylko poza metafizykę indywiduum Leibniza, ale wyklucza także możliwość traktowania pomiotu,
czy w ogóle jakiejkolwiek jednostkowości, jako abstrakcyjnej formy. Zanim
odsłonimy to źródło w całej jego okazałości, warto wskazać na elementy
w obszarze estetyki Humboldta istotne dla myślenia hermeneutycznego.
Po pierwsze, mówiąc o dziele sztuki, w stosunku do którego także
używa Humboldt pojęcia „świat” – właśnie w obrębie estetyki wprowadził
on ten termin po raz pierwszy – wskazuje, że staje się ono przeżyciem par
excellence, tzn. takim, które sprawia, że przed odbiorcą życie stoi w swych
największych i nieskończonych powiązaniach13. Humboldt zrywa z mimetyczną funkcją sztuki w jej uproszczonej wersji, by światu fantazji nadać
status niezależny od rzeczywistości:
Das Reich der Phantasie ist dem Reich der Wirklichkeit durchaus entgegengesetzt; und eben so entgegengesetzt ist daher auch der Charakter
dessen, was dem einen oder dem andern dieser beiden Gebiete angehört.
Mit dem Begriff des Wirklichen unzertrennbar verbunden ist es, dass
jede Erscheinung einzeln und für sich da steht, dass keine als Grund
oder Folge von der anderen abhängt. [...] Sobald man hingegen in das
Gebiet des Möglichen übergeht, so besteht nichts mehr, als durch seine
12
G.W. Leibniz, Allgemeine Untersuchungen über die Analyse der Begriffe und Wahrheiten, Hamburg: Felix Meiner Verlag 1993, s. 139.
13
W. von Humboldt, Ästhetische Versuche, dz. cyt., s. 134.
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
79
Abhängigkeit von etwas anderem; und alles, was nichts anders, als
unter der Bedingung eines durchgängigen inneren Zusammenhanges
gedacht werden kann, ist daher im strengsten und einfachsten Sinne
des Worts idealisch14.
Tym samym w sztuce tak zwane dane zmysłowe nie mają już największego
znaczenia. Świat sztuki bowiem nie składa się z faktów, lecz z pewnych
elementów sensu. Wyobraźnia natomiast przenika go i rozpoznaje jako
świat.
Po drugie, w myśleniu o sztuce Humboldt poszerza jej konstytutywny
wymiar także o odbiorcę. Najważniejszym zadaniem wyobraźni artysty jest
„rozpalić” wyobraźnię drugiego człowieka poprzez obiekt estetyczny, na
drodze „żywotnego udzielenia się”. Wspólnotowy wymiar „językowości”
znajduje już tutaj swój wyraz.
Wracam do pojęcia wyobraźni jako najważniejszej postaci twórczej
siły ludzkiego indywiduum. Jest ono istotne, ponieważ dotyka kwestii: czym
jest pierwotnie poznanie? Aby odpowiedzieć jednocześnie na pytanie, czym
jest źródło wyobraźni, warto sięgnąć do Humboldta analiz eposu Goethego
Herman i Dorota. Tam, na gruncie tzw. antropologii literackiej, zajmują go
przede wszystkim postacie tytułowe, choć nie przeocza on także głównego
tematu utworu, jakim jest szukanie żony. Od pewnego momentu Humboldt
traktuje literacką parę jako jednego bohatera:
Hermann und Dorothea sind beide durchaus so gehalten, dass keine
dieser beiden Gestalten vor der andern hervortritt. Wie sie in der Handlung, in der sie der Dichter zeigt, Eins sind, wie ihre ganze Seele nur
gegenwärtig mit einander beschäftig ist, so sind sie auch nur gleichsam
als ein einziges Individuum geschildert. Überall erscheinen sie nur
immer in Beziehung auf den anderen, überall sieht man im dem einen
auch den anderen zugleich mit, und ihre beiderseitige Natur schmilzt
eben so fest und vollkommen zusammen, als ihre Herzen unzertrennlich
verbunden sind15.
Ten zabieg literacki ma swoje następstwa ontologiczne. Motorem wszelkiego
bytu jest dążność uniwersalnych pierwiastków męskości i kobiecości do
harmonii. Antropologiczną figurą, wyrażającą ową tendencję w naturze, jest
14
15
Tamże, s. 128.
Tamże, s. 175.
80
Wiesław Małecki
problem coincidentia oppositorum i jego rozwiązanie w postaci Androgyne.
Podobne idee są rozwinięciem konceptów antropologicznych, które Humboldt zawarł w dwóch wcześniejszych pismach: Über den Geschlechtsunterschied und dessen Einfluss auf die organische Natur oraz Über die männliche
und weibliche Form. Aby ująć sedno tych tekstów, przytoczmy uwagę Kanta
na temat wspólnej podstawy obu źródeł poznania:
Tylko tyle wydaje się potrzebne dla wprowadzenia lub wstępnego uprzytomnienia, że istnieją dwa pnie ludzkiego poznania, które, być może,
wyrastają ze wspólnego, lecz nam nieznanego korzenia, mianowicie
zmysłowość i intelekt16.
Kant owo mniemanie pozostawia nierozwiniętym, Humboldt natomiast
postanawia na tak postawioną kwestię odpowiedzieć jednoznacznie i stanowczo: wspólnym korzeniem ludzkiego poznania jest wyobraźnia, rozumiana jako Ein-bildungs-kraft, czyli seksualność, i ta właśnie myśl stanowi
podstawę jego programu „ocieplenia oświecenia”:
Die Basis seines „Reformismus” drückt Humboldt nämlich in dem Satz
aus [...] jene Haltung erwächst aus dem Vorherrschen der Sexualität in
seiner sinnlichen Welterfahrung. Alles, was wir mit Wärme und Enthusiasmus ergreifen, ist eine Art der Liebe. Liebe löst also die Forderung
nach Auf-Wärmung der Auf-klärung ein17.
Tak osadzone w kontekście antropologicznym pojęcie wyobraźni, jako
ogólna i pierwotna seksualność, jako genetyczny popęd, stanowi fundament
całości sił poznawczych człowieka. Humboldta idea seksualności była jednak
oryginalna i nowatorska, dlatego że wykraczała daleko poza cały kontekst
ówczesnej biowiedzy i, jak sądzę, zasłużenie znalazła swoje miejsce także
we współczesnych publikacjach dotyczących medycyny seksualnej, jako
poprzedzającą Freuda teorię sublimacji18. Projekt „myśliciela z Tegel” jest
w gruncie rzeczy wysiłkiem zseksualizowania całej natury i uczynienia
pytania o różnicę płci fundamentalnym problemem filozofii. Ten zabieg
16
I. Kant, Krytyka czystego rozumu, tłum. R. Ingarden, Warszawa: PWN 1957, t. I,
s. 90.
17
J. Trabant, Apeliotes oder Der Sinn der Sprache: Wilhelm von Humboldts SprachBild, München: Wilhelm Fink 1986, s. 17.
18
K.M. Beier, H.A.G. Bosinski, K. Loewit, Ch.J. Ahlers, Sexualmedizin. Grundlagen
und Praxis, München: Elsevier, Urban & Fischer Verlag 2005, s. 52–54.
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
81
Humboldta, wspierający się na motywie sokratejsko-platońskiego erosa,
nazwać można, za T. Borschem, uniwersalizacją pojęcia płci. Natura jednak
nastawiona jest na to, co nieograniczone, co wskazuje na miłość płciową
rozumianą inaczej niż jedynie jako bezrefleksyjny popęd cielesny, to znaczy
nie spełnia się w cielesnej natychmiastowości, lecz jest jego najwyższą,
najsubtelniejszą formą. Różnica płci dotyczy całej rzeczywistości, stając
się niejako wzorem wszelkich różnic w zjawiskach natury, obejmuje także
całą naturę człowieka, łącząc wymiary cielesny i moralny. Dzięki temu tak
przejawiający się eros – jako modyfikacja siły życiowej – stanowi swoisty
Bildungstrieb, a jednocześnie drogę do ciągłego moralnego szlachetnienia.
Także umysł i działalność intelektualna podlegają jego wpływowi i stanowią
uwzniośloną formę biologicznego popędu.
Auch die reinste und geistigste Empfindung geht auf demselben Wege
hervor, und selbst der Gedanke, dieser feinste und letzte Sprössling der
Sinnlichkeit, verläugnet diesen Ursprung nicht19.
Rozum przynależy tutaj zatem do świata natury spod znaku życia, oznaczającego sferę spontanicznych oddziaływań, królestwo przede wszystkim
intuicji i podświadomości.
Podział na dwie płci stanowi pierwotną postać energei i przenika całą
naturę, aż po przyrodę nieożywioną. Jako metafizyczne a priori płeć staje
się tutaj pierwotną zasadą świata, z której bierze się sens par pojęć takich
jak forma–materia czy rozum–fantazja. Humboldt wielokrotnie napomina,
że siły męska i żeńska, o równym potencjale, różnią się jedynie kierunkiem
oddziaływania.
T. Borsche, omawiając treść dziełka Humboldta Über die männliche
und weibliche Form, nie bez powodu nazywa je kluczowym w jego dorobku
(Schlüsselschrift). Konstatacja ta wydaje się najzupełniej trafna, gdy zauważymy, iż zagadnienie różnicy płci, a więc idea dymorfizmu w naturze,
obecna jest choćby w znacznie późniejszych dziełach, jak na przykład: Über
die Verschiedenheit des menschlichen Sprachbaues und ihren Einfluss auf
die geistige Entwicklung des Menschengeschlechts, Über den Dualis czy
w Kawi-Einleitung. Innym jej potwierdzeniem jest bez wątpienia zapowiedź
19
W. von Humboldt, Über den Geschlechtsunterschied und dessen Einfluss auf die
organische Natur, [w:] Werke in fünf Bänden, Bd. I–V, Hrsg. A. Flitner, K. Giel, Darmstadt: Wissenschaftliche Buchgesellschaft 1960–1981, Bd. I, s. 274.
82
Wiesław Małecki
z roku 1827 stworzenia obszernego dzieła zaplanowanego pod tytułem
Geschichte der Abhängigkeit im Menschengeschlechte, którego treść przedstawia się następująco:
1.
2. I.
Einleitung. (Wprowadzenie)
Geschichte des weiblichen Geschlechts. (Historia płci
żeńskiej)
3.
1. Philosophische Erörterung. Grundsätze. Allgemeine
Gesetzgebung.
(Rozważania filozoficzne. Podstawowe prawidła. Ogólne
prawodawstwo)
4.
2. Körperlicher Zustand. (Konstytucja cielesna)
5.
3. Anzug. (Ubiór)
6.
4. Geistiger Zustand. (Konstytucja duchowa)
7.
5. Ehe. (Małżeństwo)
8.
6. Lediger Zustand. (Stan bezżeństwa)
9.
7. Verwittweter Zustand. (Stan wdowieństwa)
10.
8. Geschichtliche Ereignisse. (Wydarzenia historyczne)
11. II. Geschichte der Zeugungstriebes. (Historia popędu
płciowego)
12.
1. Philosophische Erörterung. Grundsätze. Allgemeine
Gesetzgebung.
(Rozważania filozoficzne. Podstawowe prawidła. Ogólne
prawodawstwo)
13.
2. Beschaffenheit überhaupt. (Struktura ogólna)
14.
3. Umgang beider Geschlechter mit einender.
(Wzajemne obchodzenie się z sobą obu płci)
15.
4. Umgang jedes Geschlechtes mit sich. (Obchodzenie się
płci z samą sobą)
16.
5. Umgang mit Thieren. (Obchodzenie się ze zwierzętami)
17.
6. Umgang mit sich. (Obchodzenie się z sobą)
18.
7. Geschichtliche Ereignisse. (Wydarzenia historyczne)
19.
8. Hetaeren. (Nierządnice)
20. III. Geschichte der Dienstbarkeit. (Historia służebności)
21.
1. Philosophische Erörterung. Grundsätze. Allgemeine
Gesetzgebung.
(Rozważania filozoficzne. Podstawowe prawidła. Ogólne
prawodawstwo)
22.
2. Arten der Dienstbarkeit. (Rodzaje służebności)
23.
3. Zustand. (Ich status)
24.
4. Arbeiten. (Rodzaje prac)
25.
5. Züchtigungen. (Rodzaje kar)
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
83
26.
6. Geschichtliche Ereignisse. (Wydarzenia historyczne)
27. IV. Geschichte der Abhängigkeit in männlicher Freiheit.
(Historia podległości w obrębie męskiej wolności)
28.
1. Arbeiten. (Rodzaje prac)
29.
2. Leiden. (Rodzaje krzywd)
30.
3. Geschichtliche Ereignisse. (Wydarzenia historyczne)
31.
4. Schlussbetrachtungen. (Rozważania końcowe)20
Czy też zarys planu antropologii porównawczej, który w rozdziale pt.
Hauptsächlichste Thatsache, auf welche der Gedanke einer vergleichenden
Anthropologie sich vorzüglich stützt, wskazuje:
Diese Thatsache ist der Unterschied der Geschlechter, welche die Natur
zu einer so unverkennbaren Eigenthümlichkeit [...] bestimmt hat21.
Odnosząc się ponownie do zarzutów Gadamera, wnioskuję, że Humboldta rozważania dotyczące pojęcia siły, w ramach poszukiwania ludzkiej
podmiotowości, wychodzą daleko poza metafizykę indywiduum Leibniza,
a ich wyniki nie dają się łatwo zdyskredytować jako abstrakcja formy. Eros
określa tutaj dynamikę życia, która przekracza wszelką izolację podmiotu,
czyniąc z niej tęsknotę za nieśmiertelnością. W późniejszej filozofii języka
sublimację ekstatycznej dynamiki życia zawrze on w pojęciu energeia.
Wydaje się, że podmiotowość w filozofii Humboldta nie jest bynajmniej leibnizjańską monadą, to indywiduum, które zawsze stanowi też
dywiduum – podobnie jak później w hermeneutyce – już tutaj załamuje się
refleksyjny model świadomości. „Ja” nie stanowi struktury samoświadomości, nie jest samo dla siebie przejrzyste ani ontologicznie samodzielne.
Przypomnę inne niż metafizyka Leibniza źródło inspiracji, które mogło
mieć dla rozważań Humboldta duże znaczenie: filozofia Friedricha Jacobiego, któremu złożył on wizytę w Pempelhof podczas swojej podróży
po Niemczech w 1788 roku, autora zasady dialogicznej: Źródło wszelkiej
pewności: Ty jesteś i ja jestem. Dotyczy to zarówno pojęcia języka, jak
i człowieka, na co wskazuje także przywoływane przez Gadamera pojęcie
światooglądu. Jak już zaznaczyłem, wyprowadził je Humboldt z zastoso20
A. Flitner, K. Giel (Hrsg.), Wilhelm von Humboldt. Werke in fünf Bänden, Bd. V,
s. 94.
21
W. von Humboldt, Plan einer vergleichenden Anthropologie, [w:] Werke in fünf
Bänden, Bd. 1, dz. cyt., s. 363.
84
Wiesław Małecki
wanego w estetyce pojęcia „świata”, które oznaczało ogół tego, co posiada
jakiekolwiek znaczenie. Co posiada jednak znaczenie „dla mnie”, w filozofii
Humboldta nie istnieje bowiem pojęcie człowieka w ogóle, dlatego nie ma
też takiego „światooglądu”. Aby podmiot doszedł do konstatacji, że posiada
takowy własny „ogląd świata”, musi wyodrębnić go dopiero na tle innych
„światooglądów”. I tutaj dochodzimy do podstawowego warunku myślenia,
a jednocześnie zaistnienia „świata”, a więc wyodrębniania się podmiotu:
wspólnotowości, oznaczającej pośredniczenia pomiędzy podmiotami,
które gramatyka oddaje w postaci zaimków osobowych: „ja”, „ty”, „on”.
Trzecia osoba oznacza tutaj wszelkie obiekty, dotyczy pewnego stanu początkowego, kiedy „Ja” dla samego siebie nie jest jeszcze „widoczne”, zaś
wszystko inne to „Nie-Ja”, czyli przedmioty. Jednak tego rodzaju relacja nie
jest wystarczająca do tego, by istotnie wyodrębnić podmiot spośród nich.
Dopiero inny podmiot przeciwstawiony poprzedniemu może to uczynić.
Tylko inne „Ja” może nas wyswobodzić z solipsystycznego zawieszenia
i nadać naszemu duchowi jasności, zindywidualizować „Ja”. Tym samym
zburzone zostaje nasze przekonanie, że „świat”, który dotąd rozpoznawaliśmy, jest jakimś obiektywnym światem, tracimy iluzoryczną w stosunku
do niego bezpośredniość. Teraz, w obliczu innego „Ja”, czyli „Ty”, „świat”
okazuje się jedynie – i aż – naszym „światooglądem”. Owa ontologicznie
i aksjologicznie ważna dwoistość, czy też rozdzielność podmiotu, dochodzi
do głosu zarówno w dziełach poświęconych językowi, czy antropologii, jak
i w listach Humboldta do żony Karoliny.
Wszystkie powyższe uwagi dotyczące podstawowych pojęć antropologii filozoficznej Humboldta mogą się wydawać odległe od samej
hermeneutyki. Wrażenie to ulega osłabieniu, gdy zdamy sobie sprawę, że
hermeneutykę dialogiczną Gadamera poprzedzała hermeneutyka niebędąca
wyłącznie zbiorem praktycznych reguł odczytywania tekstu, ale swego
rodzaju ontologią czy etyką. Tak było choćby w przypadku hermeneutyki
pietystów, która, zrodzona wewnątrz protestantyzmu, po raz pierwszy
zyskała postać sięgającą poza metodykę niezbędną egzegetom, stanowiąc
naukę o afektach, których źródłem była miłość22. Co ciekawe, w tym samym
wykładzie Gadamer przedstawia historię hermeneutyki nieco inaczej niż
w Prawdzie i metodzie. Docenieni zostają dodatkowo inni niż poprzednio
22
H.-G. Gadamer, G. Boehm (Hrsg.), Seminar: Philosophische Hermeneutik, Frankfurt
am Main: Suhrkamp 1979, s. 21.
Wilhelm von Humboldt jako prekursor antropologii hermeneutycznej
85
myśliciele, jak Siegmund Jacob Baumgarten czy Matthias Flacius Illyricus.
Nie ma wśród nich nazwiska Humboldta. Choć wzmianka o nim pojawia się
w tekście, jego znaczenie wydaje się sekundarne i jedynie w przywoływanym
już i krytykowanym w głównym dziele Gadamera kontekście historyzmu23.
Tymczasem gdyby do przeoczonego, jak się wydaje, przez Gadamera kontekstu antropologicznego myśli Humboldta dodać jeszcze przekraczający
jego epokę praktyczny wymiar badań antropologicznych: (1) uznanie przez
Humboldta, że właściwym przedmiotem badań antropologii porównawczej
są ludy o wysoko rozwiniętej kulturze; (2) uznanie konieczności badań
terenowych oraz stworzenie odpowiedniego warsztatu pracy antropologa
– informatorzy, dziennik badawczy, obserwacja uczestnicząca; (3) świadomość, że samo badanie kultur przez antropologa wpływa na jego wynik;
(4) przedmiotem badań staje się codzienność ludzkiego życia i (5) ujmowanie
postępowania antropologa w kategoriach swoistej gry, najprzyjemniejszej
dla ducha zabawy, to byłaby to podstawa do uznania, że Wilhelm von Humboldt jest nie tylko przedstawicielem klasycznej hermeneutyki24, ale także,
że jego myślenie stanowiło zapowiedź antropologii hermeneutycznej, jak
i hermeneutyki filozoficznej, jaką uprawiał Hans-Georg Gadamer, a także
Martin Heidegger25.
WILHELM VON HUMBOLDT
AS A PRECURSOR OF THE HERMENEUTICAL ANTHROPOLOGY
Summary
The aim of the text is to show the affinities between the ideas of Wilhelm
von Humboldt and the hermeneutical philosophy, especially those elaborated by
H.-G. Gadamer. To accomplish it it develops a special perspective of comparison
that goes beyond the philosophy of language, reaching not only the moral-ontological but also the aesthetical foundations of philosophy. The acceptance of the
otherness of the others ist both of them a pre-form of philosophical anthropology
23
Tamże, s. 33.
A. Przyłębski (red.), Dziedzictwo Gadamera, Poznań: Humaniora 2004, s. 63.
25
Zob. J. Appelhans, Martin Heideggers ungeschriebene Poetologie, Tübingen: Max
Niemeyer Verlag 2002.
24
86
Wiesław Małecki
and is connected by both of them with the tradition of dialogical thinking (which
in case of von Humboldt goes back to the so-called dialogical principle of Jacobi
and in case of Gadamer – to the inspiration gained by Ebner, Rosenzweig and
Levinas).
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
JAROMIR BREJDAK*
MAJEUTYCZNY AUTOPORTRET – OBRAZ CZŁOWIEKA
W HERMENEUTYCZNEJ PRAXIS KIERKEGAARDA1
Słowa kluczowe: hermeneutyka, antropologia, autoportret, majeutyka, komunikacja,
egzystencja
Keywords: hermeneutics, anthropology, self-portrait, maieutics, communication,
existence
Wstęp
Na pytanie: Czym jest człowiek? odpowiedzi udzielić można relatywnie
szybko, przytaczając kilka mądrych teorii (dzoon echon logon, dzoon politikon itp.). Dużo trudniej będzie, jeśli usunę to pytanie z abstrakcyjnego
medium teorii i postawię je w medium mojej konkretnej egzystencji: Kim
ja jestem? Ja jako Jaromir Brejdak. Czy ktoś może mi na to pytanie odpowiedzieć? – może najłatwiejsze będzie to dla moich najbliższych, z którymi jestem związany emocjonalnie, a poprzez to otwarty dla zrozumienia
*
Jaromir Brejdak – profesor filozofii w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Szczecińskiego. Specjalizuje się w fenomenologii (Max Scheler) oraz filozofii chrześcijańskiej
(Søren Kierkegaard) i egzystencjalnej (Martin Heidegger). Jest autorem kilku książek
i wielu artykułów z tego zakresu. E-mail: [email protected].
1
W dalszych rozważaniach sięgam do rozstrzygnięć z moich wcześniejszych prac,
w szczególności do Philosophia crucis. Heideggers Beschäftigung mit dem Apostel
Paulus, Frankfurt am Main: Seria Daedalus, Vol. 8 (1996).
88
Jaromir Brejdak
w pełniejszy sposób? – zgodnie z Heideggerowską zasadą nastrojonego
rozumienia. A może sam powinienem to najlepiej wiedzieć? Jak wiadomo,
wielce pomocne przybliżenie tego, czym jest istota człowieka, dał nam
Martin Heidegger, ustalając, że człowiek nie posiada gotowej istoty, lecz
jest jej nieustannym tworzeniem – istoczeniem się (wesen), jest nieustannie
w drodze. To bycie-w-drodze nie w sensie Odyseusza, który powraca do
siebie okrężnymi drogami, lecz w sensie Abrahama, któremu nie przysługuje żadne wcześniej określone do-siebie. Tym samym na pytanie o obraz
człowieka w hermeneutyce można by odpowiedzieć, że nie ma takiego
obrazu lub że obraz ten przedstawia malarza tworzącego swój autoportret.
To, kim jest konkretny człowiek, ukazuje się w drodze, dzięki doświadczeniu przeżywanemu w różnorodności sytuacji, w różnorodności spotkań
z innymi ludźmi. Tożsamość człowieka dzięki uwadze wyłania się jako
własny, autentyczny kierunek drogi. Jeśli tak się rzeczy mają, to czy istnieje
jakaś praxis, która może zbliżyć nas do nas samych? W rzeczy samej, taki
właśnie proces pogłębiania własnego życia odnajdujemy w egzystencjalnej
majeutyce Kierkegaarda czy w hermeneutyce faktyczności Heideggera.
I. Majeutyka
Majeutyka jest umiejętnością przyswajania sobie nowych sposobów egzystencji, dzięki którym możliwy jest wzrost egzystencjalny człowieka wraz
ze skorelowaną z nim i odpowiadającą mu wiedzą. Jednym z twórców tego
sposobu przekazywania egzystencji był Apostoł Paweł, dla którego jedną
z najważniejszych par pojęciowych była para stać się (genesthai) i wypływająca z tego stania się odpowiednia wiedza o tym (eidenai).
Poprzez majeutykę będziemy pojmować zatem metodę odnajdywania
samego siebie2, która zamiast przyswajania zewnętrznej wiedzy, wydobywa
wiedzę wewnętrzną, płynącą z innego źródła otwartego i danego w doświadczeniu. To doświadczenie nie jest jednakże pozostawione przypadkowi, lecz
może zostać w jakiś sposób pobudzone przez asystującego akuszera, jak
nam to wyśmienicie zademonstrował platoński Sokrates.
2
Odnajdywanie siebie jest tu pewną metaforą, gdyż chodzi bardziej o stawanie się
aniżeli o odnajdywanie, mogące sugerować jakąś gotową tożsamość, której poszukujemy.
Majeutyczny autoportret
89
Ten nowy sposób komunikowania będzie z pewnością trudniejszy
– przekazywana i doświadczana winna być nie wiedza, lecz sama egzystencja. Jedność treści i formy, myślenia i życia, żąda reduplikacji, przez
którą to, co powiedziane i to, co poświadczone życiem, stanie się jednym.
Chodzi o pewną jedność pomiędzy słowem a życiem, jedność, która ożywia
słowo i może otworzyć życie poza samo siebie, poza swoją biocentryczność.
Ta reduplikacja nadaje człowiekowi autorytet, dzięki któremu nie jest on
tylko spekulantem, lecz czyni go świadkiem swego konkretnego przeżycia.
Zarazem, dzięki temu świadectwu, ukazuje ona słuchaczowi bądź czytającemu wzorcową figurę-autorytet, który umacnia go w jego podwójnym ruchu,
przez co to, co powiedziane, winno być nie tylko mentalnie zrozumiane,
lecz także doświadczone na własnym ciele i przyswojone jako mój mniej
czy bardziej rzeczywisty sposób bycia, bios. Ten podwójny ruch uwagi
ludzkiej odbywać się musi pomiędzy logosem a życiem. Jest zatem ruchem
pomiędzy jakimś abstrakcyjnym medium języka i konkretnym medium
egzystencji, także wtedy, gdy słowo potrzebuje czasu, chwili, by stać się
ciałem. Niekiedy słowo zastyga w abstrakcie, nie uwalniając konkretnego
życia do rozwoju, nie budząc go ze swego egocentrycznego snu. Metoda
majeutyczna jest zatem drogą generowania egzystencji czy, jak mawiał
Apostoł Paweł, a w ślad za nim Søren Kierkegaard, budowania egzystencji,
wskutek jej przekazywania, swoistego egzystencjalnego komunikowania.
Ten komunikat nie może uwodzić, perswadować, przeciwnie – ma prowokować, odstręczać, w każdym przypadku stawiać przed wieloznacznością,
i przez to pobudzać do samodzielnego wyboru. Metodę tę można także
określić mianem metody braku bezpośredniej ewidencji, nowa, właściwa
ewidencja musi zostać powołana do życia na drodze pośredniej. Oczywistość w sferze egzystencji musi być zatem oczywistością w tej egzystencji
zapośredniczoną. To generowanie czy budowanie egzystencji praktykują
znakomicie zarówno Søren Kierkegaard, jak i Martin Heidegger – obaj
w odwołaniu do Apostoła Pawła. Także współczesny filozof Charles Taylor mówi o słowach będących źródłem siły, bo otwierających egzystencję
na rozumienie, żądając najlepszego jej rozumienia (best account Prinzip).
Temu procesowi wcielania się słowa, a w szczególności warunkom jego
inkarnacji, pragniemy poświęcić niniejszy artykuł.
Wychodząc od Pawłowej praktyki komunikacji i Kierkegaardowskiej
majeutyki, zaprezentowałem w innym miejscu fazy rozwojowe majeutyki
Heideggera, która sprowadza się do jego teorii znaczenia przez dokonywa-
90
Jaromir Brejdak
nie (Vollzugstheorie der Bedeutung – Gethmann). Technika obwieszczania
z sensu dokonywania, hermeneutyka faktyczności, formalna wskazówka
(formale Anzeige), budują etapy myślenia, które swą pełną strukturę majeutyczną – ukształtowaną i dokończoną – zyskają w Byciu i czasie3.
Porównanie Kierkegaardowskiej metody komunikacji niebezpośredniej
z Zamykającego nienaukowego postscriptum do Okruchów filozoficznych
(Abschließende unwissenschaftliche Nachschrift zu den Philosophischen
Brocken, Bd. II) oraz Heideggerowskiej teorii znaczenia poprzez dokonywanie powinno uwidocznić, czym jest majeutyczne generowanie egzystencji.
Jeśli zaś chcemy interpretować Heideggerowską prachrześcijańską
religijność jako doświadczenie życia (GA 60, 82)4, a doświadczenie życia
tłumaczyć jako doświadczenie bycia5 (GA 61, 85), to nie unikniemy logicznych konsekwencji przyjętego toku myślenia. Jednakże nawet jeśli będziemy
zaczynać od innego końca Heideggerowskiego myślenia, bycie i świętość
jednoczą się. Majeutyka bycia ujawnia się tu, by w Liście o humanizmie
stać się fundamentem świętości.
II. Teorie komunikacji
Etap pośredni pomiędzy majeutyką Kierkegaarda oraz majeutyką Heideggera
tworzy filozofia jako działanie Diltheya oraz majeutyka wzorców osobowych
Maxa Schelera, którym chcemy poświęcić chwilę uwagi. Wilhelm Dilthey
stworzył koncepcję hermeneutyki życia, w której życie w swym wymiarze
historycznym przejawia się wręcz jako podmiot dziejów. Tak rozumiany
program hermeneutyki życia implikuje z jednej strony metodę dekonstrukcji
skostniałych wyrazów życia i sprowadzenie tychże do wciąż obecnej w tych
spetryfikowanych formach i wciąż odczuwalnej żywotności, z drugiej zaś
– przeżycie aktualnych motywacji, które artykułują się w formie kategorii
życia.
3
Zob. J. Brejdak, Philosophia crucis, dz. cyt. oraz tenże, Cierń w ciele. Myśl Apostoła
Pawła w filozofii współczesnej, Kraków: WAM 2010.
4
M. Heidegger, Gesamtausgabe, Frankfurt am Main: Vittorio Klostermann (różne
lata wydania), Bd. 60, s. 82
5
Tamże, Bd. 61, s. 85.
Majeutyczny autoportret
91
Program, który Dilthey skierował do nauk humanistycznych, domagał
się przełożenia „niezmierzenie rozprzestrzenionej ludzko-historyczno-społecznej rzeczywistości – z powrotem do duchowej żywotności, z której [ta
rzeczywistość – J.B.] się wyłoniła”.
Punktem wyjścia w jego koncepcji jest życie, które – w odróżnieniu
do Bergsonowskiego witalizmu – pojmować należy historycznie: „Jest ono
jednością w swej materii z historią”6.
Należy wyjść od życia. Nie oznacza to, że należy je analizować, lecz że
należy je w jego formach przeżyć i wewnętrznie wyciągnąć wszelkie
leżące w nim konsekwencje. Filozofia jest działaniem, które życie, tzn.
podmiot w swoich relacjach jako żywotność, doprowadzi do świadomości i przemyśli do końca7.
Diltheyowskie założenie hermeneutyczne opisuje rozumiejącego człowieka
jako będącego w oscylującym ruchu pomiędzy pierwotnym życiem, które
w formie związku znaczeniowego zmienia się nieustannie, utrzymując
i „tworząc” tkankę indywidualnego życia, a konkretnym wydarzeniem,
wyrazem życia. Z owego oscylującego ruchu wyłaniają się struktury życia,
które jako kategorie życia stają się pierwowzorem późniejszych Heideggerowskich egzystencjałów. Kategorie życia nie spełniają się jedynie jako
rodzaj alfabetu własnych przeżyć (Erleben), lecz dają bazowe wyposażenie
dla rozumienia życia innych ludzi (Verstehen). Z takich kategorii życia
buduje się majeutyczny autoportret.
Kategorie życia żyją w i z eksplikacji własnego przeżycia oraz w zastosowaniu do cudzego życia, co musi zasługiwać na określenie mianem
działania. Działanie to implikuje pełne uczestnictwo w wydarzającym się
rozumieniu8. Diltheyowska koncepcja hermeneutyki życia jest dynamicznym, stale otwartym procesem inicjacji, pogłębiania życia i jego opisu, która
nie daje się sprowadzić do żadnego systemu. Ta koncepcja komunikowania
6
W. Dilthey, Der Aufbau der geschichtlichen Welt in den Geisteswissenschaften. Mit
einer Einleitung von M. Riedel, Frankfurt am Main: Suhrkamp 1986, s. 317.
7
W. Dilthey, Die geistige Welt. Einleitung in die Philosophie des Lebens, [w:] Gesammelte Schriften, Bd. 5, hrsg. von G. Misch, Leipzig: Teubner 1990, s. LVIII.
8
Znajduje to swój wyraz w Heideggerowskiej koncepcji spostrzeżenia. M. Heidegger,
Gesamtausgabe (1993), Bd. 59: Phänomenologie der Anschauung und des Ausdrucks.
Theorie der philosophischen Begriffsbildung (1920), hrsg. von C. Strube, Frankfurt am
Main.
92
Jaromir Brejdak
egzystencji sprowadzi czytelnika – za pomocą lektury autobiograficznych
dokumentów ludzi genialnych – do jego własnej egzystencjalnej głębi (jakościowe podobieństwo wszystkich ludzi stanowi dość wątpliwe założenie,
przyjęte przez Diltheyowską hermeneutykę), do głębi, z której człowiek
będzie w stanie lepiej rozumieć i wyrażać życie, odnajdując i doświadczając
samego siebie w nowym wymiarze życia. Historyczne świadectwa pozostawione przez ludzi geniuszu stanowią najlepszą inicjację życia głębszego
i jego przyszłego rozwoju. Inicjowanie to bez wątpienia zasługuje na uwagę,
jego mechanizm zostaje często porównywany z tzw. bodźcowaniem czy
irytowaniem jednego systemu autopoietycznego innym systemem, jak to
ma miejsce w teorii systemów Niklasa Luhmanna9.
Diltheyowska majeutyka usiłuje poprzez kontakt ze świadectwami historycznych osobowości sprowadzić własne życie do nowej głębi, otwierając
przed nim niesłychane możliwości. Uczeń Diltheya, Max Scheler, będzie
kontynuować motyw generowania egzystencji poprzez kontakt z osobowym
wzorcem (Vorbild). Scheler w swojej koncepcji osoby przechodzi jednak
zdecydowanie w nowy wymiar filozofii spotkania, która będzie kojarzona
szczególnie z takimi nazwiskami, jak Lèvinas lub Buber.
O ile Dilthey i Scheler przekazali czytelnikowi instrukcję, według
której samozrozumienie i rozumienie Innego umożliwione były dzięki świadectwom życia ludzi genialnych oraz dzięki spotkaniu z innym człowiekiem
(nie wiążąc przy tym czytelnika z żadną konkretną praxis), to Kierkegaard
i Heidegger określą tę drogę z jej kamieniami milowymi (stadiami), co
pozwoli nam mówić o praktykach, a nie tylko o teoriach komunikacji.
III. Praktyki egzystencjalnej komunikacji
Jak odbywa się budowanie, generowanie egzystencji, które obiecują nam
Kierkegaard i Heidegger? Za pomocą jakich środków mowy i figur myśli
czytelnik lub rozmówca mogą obudzić w sobie nieoczekiwaną głębię egzystencji? Trzy majeutyczne próby – Apostoła Pawła, Sørena Kierkegaarda
oraz Martina Heideggera – łączą następujące cechy wspólne, których celem
9
Zob. J. Brejdak, Słowo i czas. Problem rozumienia Innego w hermeneutyce i teorii
systemu, Szczecin: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego 2004, szczególnie rozdz. 2.
Majeutyczny autoportret
93
jest budowanie egzystencji. We wszystkich trzech formach słuchacz czy
czytelnik zostaje odnaleziony w jego konkretnej sytuacji, na przykład codzienności, skąd zostaje zabrany w dalszą drogę, opisującą znane mu, mniej
lub bardziej, fenomeny i sposoby życia – u Pawła jest to sposób cielesny
i sposób duchowy, u Kierkegaarda trzy stadia egzystencji, a u Heideggera
fenomeny życia nieautentycznego (gadanina, dyktatura etc.) oraz fenomeny
egzystencji autentycznej (sumienie, lęk przed śmiercią, wybieganie ku śmierci). Droga ta prowadzi z powrotem do sytuacji wyjściowej, która okazuje
się jednak sytuacją odmienną, odmienioną pogłębieniem i „zbudowaniem”
egzystencji słuchacza. Spróbujmy scharakteryzować tę metodę niebezpośredniej, majeutycznej komunikacji10.
Drogę człowieka według egzystencjalnej majeutyki proponowanej
przez Apostoła Pawła możemy zobrazować kołem hermeneutycznym czy
spiralą, gdyż powrót nie jest powrotem do punktu wyjścia, stając się dotarciem do nowej, pogłębianej za sprawą słowa o krzyżu, egzystencji. Jest
to pewien cykl stawania się sobą, śmierci i ponownych narodzin, którego
antropologiczne granice wyznaczają figury człowieka zewnętrznego oraz
człowieka wewnętrznego, a w perspektywie eschatologicznej starego i nowego Adama.
Słowo o krzyżu
(metanoia)
Ciało antytetyczne (soma psychikos)
Człowiek zewnętrzny
Duch (soma pneumatikos)
Człowiek wewnętrzny
Bojaźń Boża
Oblicze Boga
Ciało (niebędące antytezą ducha)
Ewangelią aktów, a nie słów, nazwał Heidegger rodzaj przekazu, który
praktykował Apostoł Paweł. Prawda tego przekazu nie jest kwestią poznania,
lecz życia, prawdą świadectwa płynącego z głębi własnej egzystencji.
10
Trzy wspomniane majeutyki przedstawiam [w:] Cierń w ciele, dz. cyt., w szczególności rozdz. „Majeutyczne narodziny – Apostoł Paweł, Søren Kierkegaard, Martin
Heidegger”, s. 70–86. Poniżej (niedosłowny) fragment tego tekstu.
94
Jaromir Brejdak
IV. Majeutyka Sørena Kierkegaarda
Genialnym uczniem Apostoła jest Søren Kierkegaard, dla którego Chrześcijaństwo nie jest „czymś” (jakąś treścią), lecz pewnym „jak” (sposobem
życia). Tylko sposobem bycia, świadectwem, człowiek udowadnia swoje
bycie Chrześcijaninem.
Dlatego aby zdobyć dzień wolny w życiu zmęczonej chrześcijańskiej
terminologii, która spokojnie głęboka i niezmierzona, ale teraz zaledwie
stała się ledwo dyszącą i nic nie mówiącą, zdecydowałem się przemilczeć nazwę chrześcijaństwa i powstrzymać się od [jego] wyrażeń, które
w gadaniu o tym są hałaśliwie zabłąkane i wirujące tu i tam11.
Odpowiedzią Kierkegaarda na ten stan rzeczy, który trafnie opisywał również
Nietzsche w tekście O pożytkach i szkodliwości historii dla życia, jest stworzenie przekazu, którego pojęcia zrodzone będą z własnego doświadczenia.
Mają one odsłonić sposoby życia, stadia egzystencji, z których wypłynie
następnie na treść, zaledwie inicjowana słowem jako formalnym wskazaniem. Dlatego tak decydujące dla majeutyki Kierkegaarda będzie wyznanie
Apostoła Pawła, chcącego być Grekiem dla Greków, a Żydem dla Żydów.
Jeżeli naprawdę chcemy prowadzić człowieka w dane miejsce, musimy
przede wszystkim zważyć na to, aby go najpierw odnaleźć w miejscu,
w którym się znajduje12.
Przekaz ten, zapośredniczony przez własne doświadczenie, nazwie autor
Albo–albo przekazem niebezpośrednim. Przestrzeń użytego słowa ma
rozbudzić możliwości własnej egzystencji, zaświadczane osobą mistrza.
Zrodzone możliwości, zrealizowane przez egzystencję nauczyciela, nie
mijają, ale towarzyszą jego życiu. Taka możliwość nie jest możliwością
abstrakcyjną, obojętną z punktu widzenia przyszłego spełnienia. Za sprawą
11
S. Kierkegaard, Abschliessende unwissenschaftliche Nachschrift zu den Philosophischen Brocken, zweiter Teil. Hrsg. E. Hirsch, H. Gerdes, H.-M. Junghaus. Gesammelte
Werke, Abteilung 16, Gütersloh 1989, s. 67. Wyd. polskie: Zamykające nienaukowe post
scriptum, tłum. K. Toeplitz, wyd. Antyk Marek Derewiecki 2011
12
J. Splett, Entweder/Oder. Herausgefordert durch Kierkegaard, Frankfurt am Main:
J. Knecht 1988, s. 30.
Majeutyczny autoportret
95
przekazu konkretnej egzystencji może zostać urzeczywistniona poprzez inną
egzystencję, jaśniejąc wolnością, z której została zrodzona.
1. Przekaz niebezpośredni
Z Kierkegaardowskiej definicji abstrakcyjnego myślenia dowiadujemy
się, że jest to myślenie, w którym nie ma myślącego (Postscriptum, s. 35).
Cóż zatem zrobić, aby się on tam znalazł? Jak wymyślić przekaz, który
będzie przekazem egzystencji, czyli przekazem myślącego, a nie przekazem abstrakcyjnych ogólnych treści? Droga do rozwiązania tego problemu
jest drogą powrotu do źródeł Chrześcijaństwa, powrotem do wieszczenia
Apostoła.
Etyczne zaczyna się nie od niewiedzy, która powinna zostać przemieniona w wiedzę, lecz zaczyna się wiedzą i żąda realizacji13.
Kierkegaardowska majeutyka, w przeciwieństwie do majeutyki Sokratesa,
jest przekazem praktyki, a nie przekazem wiedzy:
Przekaz oznacza tutaj: wydobywanie etycznego z indywiduum, ponieważ jest ono w nim. Kapral zaczyna traktować parobka jak żołnierza,
ponieważ jest on nim „kata dynamin”. Kapralowi odpowiada tu [...]
egzystujący etyk, który jest siebie świadomy i reflektuje powrót w samego siebie, tego, którym również jest w swoim nauczaniu, przyjmując,
że każdy jest tym „kata dynamin”14.
Prawdziwość przekazu niebezpośredniego polega na tym, „że egzystencjalnie jestem tym, o czym mówię (powiedzianym)”15.
Ten rezonans słowa i czynu, tego, co powiedziane oraz faktycznej
egzystencji nazywa Kierkegaard zdwojeniem lub egzystencjalną reduplikacją. To, co powiedziane – treść – jest ufundowane na tym jak treści, na
konkretnym sposobie egzystencji, który z tego powodu nazwany jest prawdą
subiektywną. Nowoczesność stara się tę prawdę odrzucić. Prawdziwość zatem jest u Kierkegaarda prawdziwością korelacji i obejmuje zarówno treść,
13
S. Kierkegaard, Die Dialektik der ethischen und der ethisch-religiösen Mitteilung,
Bodenheim: Philo 1997, s. 23.
14
Tamże, s. 20.
15
Tamże, s. 52.
96
Jaromir Brejdak
jak i sposób bycia, który tę treść „wydał na świat”. Treść staje się wiarygodna
tylko w odniesieniu do korelacyjnego aktu, który ją zrodził.
Nowoczesność – co uważam za jedną z jej głównych wad – odrzuca
osobowość i czyni wszystko obiektywnym16. Właśnie dlatego właściwe
komunikowanie etyczno-religijne prawie zniknęło z tego świata. Ponieważ prawda etyczno-religijna ustosunkowuje się zasadniczo do osobowości, może być komunikowana od jednego Ja do drugiego Ja. Skoro
tylko komunikat stanie się obiektywny, prawda staje się nieprawdą17.
Kierkegaard wyznaje, że właśnie dlatego w swoim pisarstwie posługiwał
się pseudonimami. To za ich sprawą czytelnik może się spotkać z różnymi perspektywami życiowymi – estetyczną Don Juana czy etyczną radcy
Wilhelma – które uosabiają pojedyncze egzystencje, poszczególne dramaty
życiowe. Nie chodzi tu zatem o pseudonimy jako takie, lecz o wiele bardziej
o różne perspektywy życiowe skrywające się za nimi. Jest to zatem rodzaj
perspektywizmu, stosowanego również przez Nietzschego.
2. Zamykające nienaukowe postscriptum
do Okruchów filozoficznych (1848)
Klasyczny przykład egzystencjalnej majeutyki znajdujemy w formie spirali
hermeneutycznej jako formy niebezpośredniego przekazu w dziele Zamykające nienaukowe postscriptum do Okruchów filozoficznych (Abschliessende
unwissenschaftliche Nachschrift zu den Philosophischen Brocken).
W pierwszym paragrafie tego dzieła, zatytułowanym Patetyczne – od
słowa pathos (we współczesnym języku możemy przetłumaczyć to jako
„emocjonalność”, bycie motywowanym poprzez to, czego doznajemy)
– Kierkegaard przedstawia cel swojej pracy, którym jest absolutna relacja
wobec absolutnego telos, a względna w stosunku do celów względnych.
Teleologiczne zawieszenie etyki w Bojaźni i drżeniu odbywało się ze
względu na ten absolutnie odmienny telos. Samo postawienie tego zadania
sugeruje, że problem ludzkiej egzystencji wynika z banalnego traktowania
tego, co ważne oraz z istotnego traktowania tego, co banalne. Ten typ zagubienia nazywa Kierkegaard „drobnomieszczańskim”. Okazuje się, że tego
zadania nie można rozwiązać w sposób bezpośredni. Indywiduum zostaje
16
17
Tamże, s. 62.
Tamże, s. 58.
Majeutyczny autoportret
97
zdemaskowane w swoim zagubieniu pośród tego, co bezpośrednio dane przez
tradycję lub środowisko (stadium estetyczne), nie przeczuwając możliwości
wyboru siebie, swego własnego sposobu życia.
W drugim paragrafie, Cierpienie (cierpienie pojmowane jako największy czyn wewnętrzności i istotny wyraz egzystencjalnego patosu), wskazuje
się drogę redukcji bezpośredniości, która to redukcja jest conditio sine qua
non relacji z absolutnym telos. Cierpienie nie jest zadawaniem sobie bólu,
lecz zdystansowaniem się wobec pochłaniającego człowieka uwikłania
w codzienność, rutynę. To jest stadium etyczne, kiedy następuje odkrycie
człowieka wewnętrznego, o którym mówił nam Paweł. Patos jest absolutnym zawładnięciem jestestwa absolutnym telosem, niesłychanie ważnym
z punktu widzenia stawania się jestestwa, ponieważ przenosi je z poziomu
estetycznej abstrakcji, charakteryzującej się brakiem zainteresowania, na
poziom egzystencji wyróżnionej przez najwyższe zainteresowanie egzystującego swoją rzeczywistością. Opisanie sfery absolutu pojęciem telos
pokazuje niesłychaną dynamikę ukrytą w tym doświadczeniu odkrycia
nowego źródła motywacji, absolutnej, bo leżącej poza mocą sprawczą człowieka. Pojawienie się patosu i obumieranie bezpośredniości jest typowym
działaniem wiary. Momentem pośredniczącym pomiędzy dwoma pierwszymi stadiami jest ironia, pozwalająca estetykowi na dystans względem
siebie, na szukaniu towarzystwa sobie podobnych, czyli na otwieraniu się
na drugiego. Przykładem estetyka jest Don Juan, pragnący przelotnej chwili
rozkoszy i uciekający przed długotrwałymi zobowiązaniami, przykładem
etyka zaś radca Wilhelm.
O ile estetyczność była „nie otwartą wewnętrznością”, o tyle cierpienie,
odkrywające siebie jako doznającą pasywność (leiden-erleiden), otworzyło
ją, co oznacza zmianę optyki z tego, co zewnętrzne, na doświadczenie siebie. Tutaj następuje odnalezienie siebie jako podmiotowości. Konstytucja
egzystencji etyka odbywała się dzięki wierności ogólnemu prawu. Ogólność
prawa, początkowo gwarantująca uwolnienie się od egoizmu, stawała się
z czasem przeszkodą w wypełnieniu woli Boga i w przejęciu odpowiedzialności za niepowtarzalność własnej egzystencji. Stadium pośrednie stanowi
tu już nie ironia, lecz humor. Humor jest uświadomieniem własnej konkretności, konstytuowanej przez głos Boga, uświadomieniem zbyt wąskich dla
tej konkretności ram stworzonych przez ogólne prawo.
W trzecim paragrafie, jednocześnie z ujawnieniem fenomenu „winy”,
wydarza się coś osobliwego. Wina staje się ogniwem łączącym człowieka
98
Jaromir Brejdak
z transcendentnym fundamentem ludzkiej egzystencji, na który Duńczyk
zwracał uwagę w tekście Geniusz i Apostoł.
Ta wina jest, podobnie jak u Heideggera, winą egzystencjalną, gdyż
uświadamia nam, że dotychczasowy sposób bycia pomijał transcendencję
jako fundament każdej autentycznej egzystencji.
Jest ona także winą ontologiczną, wynikającą z opóźnienia, z zaniedbania motywujących możliwości dziejowego bycia. Ta źródłowa relacja
człowieka z fundamentem swojego człowieczeństwa – zdaniem Kierkegaarda – zapewnia szczęście. Dlatego wina zostaje nazwana „decydującym
wyrazem egzystencjalnego patosu” oraz „najbardziej konkretnym wyrazem
egzystencji”. Z powodu winy, jako wejściu w relację absolutną, nasza egzystencja staje się najbardziej konkretna, jest to punkt, moment najgłębszej
indywiduacji człowieka, odkrycia źródła własnej normatywności, który
stanie się kamieniem węgielnym nowej tożsamości. W tym miejscu, wraz
z ujawnieniem źródłowej relacji winy, następuje ujawnienie źródłowego
wymiaru pytania, postawionego w pierwszym paragrafie: „Jak zachowywać
się w sposób absolutny wobec tego, co absolutne, a względnie do tego, co
względne?”. Następuje powrót do punktu wyjścia, lecz na zupełnie innym
poziomie – już nie w sferze medium abstrakcji, ale w sferze medium własnego istnienia. Ten wymiar egzystencji jest religijnością, umożliwiającą
przeżycie pełnego wymiaru rzeczywistości. Wykazanie całości owego wymiaru egzystencji staje się prowokacją, wyzwaniem dla czytelnika, który
podejmuje je wspólnie z Kierkegaardem; jest to prowokacja uruchomiająca
jego własną egzystencję. Na tym etapie możliwość zasugerowania przez pytanie staje się rzeczywistością czytelnika. Uruchomienie własnej egzystencji
staje się możliwe tylko dzięki prowokacji, wyzwaniu rzuconemu przez to,
co absolutnie odmienne, obce. Kierkegaard nazywa ten fenomen „różnicą
absolutną”, a Heidegger będzie mówił o „różnicy ontologicznej”, która zawładnie egzystencją w momencie odkrycia odpowiedniej relacji, ukazując
egzystencję, stojącą przed ciągłym wyzwaniem absolutnie odmiennego,
tego, co egzystencją nie jest, a co domaga się zinterioryzowania i przyjęcia, nadając przez to egzystencji inny, prawdziwy wymiar, niezawężony
egocentryzmem. Dotarcie do punktu, w którym egzystencja zaczyna być
motywowana z innego źródła, leżącego poza sferą sprawstwa człowieka, jest
przekroczeniem wymiaru czystej deskrypcji, czyli wymiaru bezpośredniej
komunikacji i wejściem w wymiar normatywności, otwierający fundament
Majeutyczny autoportret
99
nowej tożsamości, na którym oparte będą dalsze myślenie, pragnienia
i działanie człowieka.
Możemy powiedzieć, że nakaz ogólnego prawa został zastąpiony indywidualną normatywnością boskiego nakazu. Stadia egzystencji opisują
stadia rozwoju osobniczego. Służą one Kierkegaardowi do charakterystyki
sposobów życia, dają jednocześnie możliwość charakterystyki głównych
filozoficznych postaw antyku: epikurejczyków (stadium estetyczne), stoików
(stadium etyczne) czy chrześcijan (stadium religijne).
Kierkegaardowski schemat spirali hermeneutycznej, będącej pogłębianiem własnej tożsamości, możemy w ślad za Apostołem zrekonstruować
w następujący sposób:
Wina
Stadium etyczne
Stadium religijne
Stadia
egzystencji
Cierpienie
Absolutny telos
Stadium estetyczne
Jeśli tak właśnie jest i jeśli zadaniem jest wyćwiczenie absolutnej
relacji, wówczas egzystencja staje się niesłychanie napięta, gdyż musi
wykonać podwójny ruch […] W swojej bezpośredniości indywiduum
zakorzenione jest w skończoności. Jeżeli jednak rezygnacja przekonała się, że indywiduum przyjęło absolutny kierunek na absolutny cel,
wówczas wszystko ulega zmianie, wówczas przecięto korzenie. Taki
człowiek wprawdzie żyje tym, co skończone, nie czerpie jednak stamtąd
swego życia18.
Jest to stan życia w dwóch wymiarach rzeczywistości jednocześnie, stan
pewnego „Jak gdyby nie”, o którym pisał Apostoł Paweł w 1. Liście do
Koryntian (7,29n).
Spojrzenie na siebie z perspektywy transcendencji nie odbiera dotychczasowemu życiu godności, lecz zmusza do dodatkowego wysiłku, płynącego z odkrycia drugiego, pozaegocentrycznego źródła życia i motywacji.
18
Tamże, s. 115–116.
100
Jaromir Brejdak
Osiągnięcie całościowego wymiaru egzystencji możliwe jest dopiero dzięki
religijności:
Wyzwanie zaczyna się dopiero w sferze właściwej religijności, na
ostatnim jej odcinku i zmaga się wraz ze stopniem religijności. Dzieje
się to za sprawą odkrycia przez indywiduum granicy, wyzwanie wyraża
reakcję granicy wobec skończonego indywiduum […] Patrząc religijnie,
chodzi o to, by dotrzeć do cierpienia, pozostać w nim, kierować na nie
refleksję i nie abstrahować od niego19.
Otwarcie się na absolutny telos oznacza największą potencjalność egzystencji, osiągniętą dzięki urzeczywistnianiu możliwości najtrudniejszej, bo
niemożliwej, paradoksalnej, charakteryzowanej wcześniej jako wiara:
Wiara jest obiektywną niepewnością wraz z odepchnięciem przez to,
co absurdalne, utrzymanie w namiętności tego, co wewnętrzne, co jest
właśnie stosunkiem wewnętrzności napiętym do największych rozmiarów. Właśnie stosunek do niepojętego albo odrzucenie przez to, co
niepojęte, absurdalne, jest wyrazem namiętności wiary20.
Anihilacja treści i wąskiej racjonalności w zderzeniu z absurdem odsłania
egzystencję. W tej absurdalnej odsłonie co? treści i jak? egzystencji mogą
stać się jednością. Tym samym osiągnięty zostaje Archimedesowski punkt
podparcia każdego majeutycznego przekazu, który musi zakładać przedarcie
się przez sferę myśli – ale za pomocą myśli – do źródła egzystencji i jej
niezapośredniczonego już doświadczenia. Jest to doświadczenie obecności,
odsłaniające świat oraz człowieka w ich pełnym wymiarze istnienia, odsłaniające prawdzie źródło normatywności płynące z własnej egzystencji.
Całkowitą możliwość przekazu egzystencji osiąga się przez generowanie w czytelniku religijnego sposobu bycia; tutaj rozumienie siebie i rozumienie obcych egzystencji osiągają swój zasadniczy warunek, a doświadczenie
swój najgłębszy wymiar. Formą hermeneutyczną staje się tu nie nauka, lecz
kazanie i wychowanie, które mówi o winie, „kiedy pojedynczy, jako pojedynczy, mówi do pojedynczego”. Majeutyczna forma rozmowy z drugim
człowiekiem, budująca jego egzystencję zgodnie z nakazem Apostoła, daje
możliwość zdwojenia miłości do drugiego człowieka z miłością Boga do
19
20
Tamże, s. 167
Tamże, s. 325.
Majeutyczny autoportret
101
mnie. Tym samym znoszę winę, stając się współczesnym z miłością Chrystusa do człowieka i włączam się w kreowanie świata zgodnego z boskim
„planem” zbawienia.
Rzeczywistość jako wewnętrzność osiąga swój pełny wyraz w sferze
religijnej, tutaj „patos wyszczególnienia” osiąga swoje maksimum, ponieważ
trójelementowa struktura świadomości „podmiot – relacja – przedmiot”,
opisana przez Kierkegaarda jako zainteresowanie, jako inter-esse, zachowuje swoją troistość tylko w sposób formalny, bo podmiot i przedmiot stają
się jednym i tym samym, to znaczy możliwością bycia, która wyłania się
z nicości wolności. To religijne zintensyfikowanie trójelementowej struktury
świadomości do dwóch elementów w filozofii Heideggera jest strukturą
trwogi. „To przed czym” i „o co” pokrywają się, co znaczy, że wypełnia je
ten sam byt, mianowicie jestestwo21. Jest to moment pełnej indywidualizacji,
a zarazem całkowitego osamotnienia w obliczu Boga. Na podobieństwa
między konstrukcją Bycia i czasu a Abschließende unwissenschaftliche
Nachschrift…, części drugiej, jak i metody „niebezpośredniego przekazu”
i „formalnego wskazania” (Formale Anzeige) zwróciliśmy uwagę w innym
miejscu22. Te dwie wersje majeutyki zrodzone są ze spotkania z myślą Apostoła Pawła i jego ewangelią aktów. Tutaj krótkie przypomnienie hermeneutycznej spirali, będącej fundamentem Heideggerowskiego Bycia i czasu.
Bycie ku śmierci
(wejście w normatywny wymiar egzystencji)
Egzystencja nieautentyczna
Egzystencja autentyczna
Sumienie, strach
Pytanie o sens bycia
Codzienność
(nieindyferentny sposób bycia)
21
M. Heidegger, Bycie i czas, tłum. B. Baran, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe
PWN 1994, s. 481.
22
Zob. J. Brejdak, Odcienie obecności. Próba analizy fenomenu, Kraków: Aureus 2007;
także: C.F. Gethmann, Philosophie als Vollzug und als Begriff. Heideggers Identitätsphilosophie des Lebens in der Vorlesung vom Wintersemester 1921–22 und ihr Verhältnis
zu „Sein und Zeit”, Dilthey-Jahrbuch, Bd. 4 (1986–1987), Hrsg. F. Rodi, s. 27–53.
102
Jaromir Brejdak
We wszystkich trzech omówionych typach przekazu majeutycznego mamy
do czynienia z trzema formami bycia czy trzema stadiami egzystencji:
1) egzystencji nieświadomej swego zagubienia;
2) egzystencji budzącej się świadomości dzięki obumieraniu człowieka zewnętrznego i budzeniu się jego wymiaru wewnętrznego za
sprawą sumienia, lęku. To doświadczenie innej możliwości bycia
pozwala dopiero na zakwalifikowanie dotychczasowego życia jako
niepełnego i nieautentycznego;
3) egzystencji pokonującej egocentryzm i otwierającej się na inne
transcendentne źródło życia leżące poza granicami ludzkiego
sprawstwa. Odkrycie to poprzez doświadczenie skończoności
egzystencji jest zarazem doświadczeniem łaski płynącej z transcendencji czy dziejowości. Tutaj wypełnia się egzystencjalny
wymiar Pawłowej obietnicy, zgodnie z którą uczeń Chrystusa
będzie oglądał Boga twarzą w twarz. Z tego miejsca zrozumieć
można działanie odkrytej w drodze do Damaszku normatywności,
która według Pawła dopełnia i znosi prawo. Tutaj też rozumiemy,
dlaczego Heidegger nie napisał i dlaczego nie musiał pisać etyki.
Doświadczenie sytuacji granicznej jest doświadczeniem konkretnej normatywności, gdzie jestestwo staje się swoją indywidualną
„normą”23.
Na tym poziomie niebezpośredniego przekazu tekst staje się sposobem
egzystencjalnego kształtowania drugiego człowieka, ukazywaniem mu jego
możliwości bycia:
Właściwy przekaz [...] w stosunku do tego, co etyczne i etyczno-religijne, to wychowanie. Wychowanie rozpoczyna się, gdy tego, kto ma
zostać wychowany, postrzega się jako tego, kto ma ku temu wszelkie
23
Doświadczenie to jest dla twórcy hermeneutyki nowożytnej, Friedricha Schleiermachera, załamaniem się władzy podmiotu i odkryciem uczucia absolutnej zależności
od transcendentnej podstawy. „Podmiot – pisze Manfred Frank, niezastąpiony egzegeta
twórczości Schleiermachera – ma więc świadomość przenikającej go jedności, a zarazem
postrzega, że nie może być autorem tego rozpoznania. Czuje się samym sobą tylko dlatego, że piętno swego »transcendentnego określenia« odczytuje jako oznakę tożsamości”.
M. Frank, Tekst i styl. Schleiermachera teoria języka, [w:] Hermeneutyczna tożsamość
filozofii, red. S Czerniak, J. Rolewski, Toruń: Comer 1994, s. 115.
Majeutyczny autoportret
103
możliwości [kata dynamin], kim ma się stać. Postrzegając go z tej
perspektywy, budzi się to w nim24.
Dzięki zakreśleniu spirali hermeneutycznej i pokonaniu jej drogi czytelnik
odnajduje siebie, doświadczając obcych egzystencji. Dzięki namiętności wiary obce egzystencje nie są dla niego neutralnymi faktami historycznymi, lecz
znaczeniem, które może zadecydować zarówno o byciu lub nicości danego
faktu, jak i o byciu lub nicości nowej tożsamości człowieka. Podobny mechanizm konstytucji tożsamości w spotkaniu z wzorcem osobowym opisał Max
Scheler, o czym wspominaliśmy wcześniej. Rzeczywistość jest tu egzystencjalnym powtórzeniem sposobów bycia, o których opowiadają nam dzieje.
Zinterioryzowanie rzeczywistości dziejowej, jej uwewnętrznienie, zgodnie
z tym, co Kierkegaard napisał w Recenzji literackiej, ma oznaczać ufundowane na relacji emocjonalnej, przyjęcie, odtworzenie oraz powtórzenie tego,
co historyczne w aktualnie konkretnej egzystencji człowieka. Poprzez emocjonalny stosunek wiary rzeczywistość historyczna staje się wewnętrznością,
która pozwala dotrzeć do rzeczywistości rozumianej jako byt historyczny
(dane i zadane) i pozwolić mu odrodzić się we współczesnej konkretnej
egzystencji człowieka. Mamy tu do czynienia z niebezpośrednim przekazem dziejów; niebezpośrednim, gdyż zapośredniczającym zewnętrzny fakt
historyczny, jakim jest była egzystencja dziejowa w wewnętrznej egzystencji
człowieka współczesnego. Ten przekaz nie treści, lecz sposobów egzystencji, który zaprezentował w swoim dziele Kierkegaard, jest takim właśnie
odrodzeniem możliwości pozostawionych współczesności przez Apostoła Pawła. Sięgnijmy do zapisków Kierkegaardowskiego Dziennika:
W zupełnie błędny sposób czytamy Biblię: sądzimy, że apostolski
pośpiech Pawła jest obciążony i uwarunkowany 1800 latami erudycji
i wiedzy. Cóż za komiczne nieporozumienie! Jakiż brak pierwotnego
odbioru Pawła! Albo to, co napisał jest natchnione, albo nie jest; egzegetyczna wiedza i studia porównawcze nie są zatem drogą, na której
możemy się zbliżyć do tego, co natchnione. Paweł, którego rytm życia
miał tak szybkie tempo, dla którego każda chwila była droga, pisze
kilka linijek dla wspólnoty, by zachęcić jej członków do egzystowania
24
S. Kierkegaard, Abschliessende unwissenschaftliche Nachschrift..., dz. cyt., s. 126.
104
Jaromir Brejdak
w wierze – te linijki nie są już pilnymi wiadomościami i apelem, teraz
giną pod ciężarem wiedzy 1800 lat25.
Spróbujmy poniżej określić techniki wspomagające majeutyczny przekaz
egzystencji, wspólny dla tych trzech majeutyk.
3. Respektowanie suwerenności czytelnika
Czytelnikowi nie grozi się tu imperatywami, lecz nakierowuje go ku
wzorcom osobowym konkretnych egzystencji, by uruchomić w ten sposób
budowanie tożsamości26. Budowanie tożsamości uprzedza wcześniejsze odkrycie indywidualnej normatywności w człowieku, która jest równoznaczna
z odsłoną egzystencjalnych fundamentów. Ta źródłowa normatywność bycia, które w żadnym wypadku nie jest aksjologicznie neutralne, wyraża się
w Heideggerowskim określeniu jestestwa poprzez formę gerundivum (hat
zu sein). Ta źródłowa normatywność wyłania się po uprzednim załamaniu
się wszelkiej intencjonalności, w swoistym obumieraniu myśli: w klęsce
myślenia (Scheitern des Denkens – Jaspers) czy w byciu ku śmierci (Sein
zum Tode – Heidegger).
4. Obumieranie własnego Ja
Obumieranie lub bycie ku śmierci opisuje doświadczenie graniczne, przez
które wszelka intencjonalność się załamuje, a człowiek musi wytrzymać
brak jakichkolwiek odniesień, wytrzymać intencjonalną pustkę. W sytuacji
granicznej otwiera się on na świat i odkrywa siebie w zwłoce i opóźnieniu
względem aktualnego doświadczenia normatywności (doświadczenie winy
ontologicznej – nie moralnej). Jestestwo doświadcza tu fundamentalnej
i otwierającej skończoności, która nie jest kresem, lecz początkiem. Das
Dasein existiert gebürtig – powie Heidegger.
25
S. Kierkegaard, Dzienniki, tłum. A. Szwed, Lublin: TN KUL 2000, s. 455; J. Brejdak,
Cierń w ciele..., dz. cyt., s. 79–84.
26
Niemieckie słowo Vorbild (wzorzec) wyrasta etymologicznie z rdzenia bilden
‘tworzyć’, co sugeruje majeutyczność, tj. uprzedniość sposobu bycia nad treścią, której
formowanie ten sposób umożliwi. Zob. także J. Brejdak, Cierń w ciele..., dz. cyt., rozdz.
„Wzorzec i specyfika jego działania”.
Majeutyczny autoportret
105
5. Osiągnięcie jedności między myślą a życiem (Kierkegaardowska
reduplikacja)
Kennen ist ein Können – czytamy u Heideggera – wiedza jest życiem, praktyką. Przekładając tę myśl na „język” egzystencjalnej majeutyki, oznacza to, że
komunikacja wiedzy pierwotnie sprowadza się do komunikacji umiejętności,
inaczej zatraca ona swoją słuszność i wiarygodność. Słowo adresowane jest
do konkretnej osoby na jej życiowej drodze – i przez nią zaadoptowanie,
staje się dopiero i jest na nowo rozumiane. Pytanie co? ustępuje tu miejsca
pytaniu jak?, prezentowanemu poprzez konkretny wzór osobowy27.
6. Intensyfikowanie możności, nowe stworzenie
Zarówno Scheler w Skrusze i odrodzeniu (Reue und Wiedergeburt), jak
i Heidegger w Byciu i czasie opisują majeutyczne odnajdywanie samego
siebie jako odrodzenie, ponieważ przez nie odsłania się źródło siły, podstawa
nowej tożsamości. „Możliwość jako egzystencjał jest najbardziej źródłowym
i ostatnim pozytywnym ontologicznym określeniem jestestwa” – czytamy
w Byciu i czasie (mówiąc językiem Nietzschego, akcentuje się nie to, co
monumentalne, lecz to, co krytyczne, akceptacja monumentalnych wzorów
osobowych jest możliwa, o ile są one użyteczne życiu).
7. Generowanie egzystencji
Słowo używane jest w swoim wymiarze otwierającym egzystencję na nowe
możliwe sposoby istnienia. Takie słowo staje się źródłem siły (Charles
Taylor). Kierkegaard mówi w swoich Mowach budujących o wydobywaniu
subiektywności. Tak każdy autoportret (Selbstbildnis) wyłania się z uprzedniego stawania się, z uprzednio dokonanej przemiany, z uprzedniego stania
się nową egzystencją. To wydobywanie wydarza się w spirali hermeneutycz-
27
To wielki temat, który obecny jest w Ewangelii według św. Jana. Jedność słowa
i życia, ogólny cel majeutyki, wyłania się z jedności Logosu i sarks. Zob. J. Ratzinger,
Einführung in das Christentum, München: Weltbild Verlag 2005, s. 195–197. Św. Jan
– wychodząc od niewysłowialności Boskiego Imienia, obecnego od czasów Mojżesza,
przedstawia człowieka Jezusa jako Boga Chrystusa. Jestem, który jestem – zagadkowa
odpowiedź, jaką na pytanie Kim jesteś? udziela Bóg Mojżeszowi – przyjęła u Jana
cielesny kształt człowieka Jezusa.
106
Jaromir Brejdak
nej, która w naszym rozumieniu jest spiralą reduplikującą słowo i życie, jest
spiralą inkarnacji słowa. Przyjrzyjmy się technikom wcielenia słowa.
IV. Majeutyczne możliwości języka
1. Wskazująca funkcja słowa
Słowa używane są w fenomenologii oraz w komunikacji niebezpośredniej
najczęściej w ich wskazującej, deiktycznej funkcji. Gdy Scheler – w jednym
z tytułów – mówi o normatywnym i deskryptywnym ordo amoris, wskazuje
na swoją majeutyczną metodę, która poprzez opis egzystencjalny, poprzez
deskrypcję, prowadzi czytelnika do progu słowa, które za sprawą reduplikacji może wypełnić się własną egzystencją. Ten próg stanowi początek
normatywności. Poświadczone jest to we wskazaniu na książkę Rudolfa Ottona Świętość, gdzie Scheler słowami Ottona tłumaczy to następująco28:
Możemy dopomóc czytelnikowi w jej [kategorii świętości – J.B.] zrozumieniu jedynie w ten sposób, że będziemy usiłowali doprowadzić
go poprzez nasze dociekania do takiego punktu jego własnej jaźni
[Gemütes], w której ona sama będzie musiała się rozbudzić, ożywić
i dojść do świadomości29.
Ta negatywna metoda posługuje się zdaniami nie w ich funkcji sądu czy
wnioskowania, lecz „duchowego postępowania, które ma pobudzić i wskazać […] podprowadza [ona – J.B.] ducha na sam próg tego, co ma być
ujrzane”30. Filozofia jest tu doprowadzaniem do oglądu, który wspomagają
formy tautologii czy paradoksu.
2. Tautologia
Odwołując się do Wundta krytyki Badań logicznych Edmunda Husserla,
pokazuje Scheler wagę tautologii w tym postępowaniu, całkowicie źle przez
Wundta zrozumianej:
28
Korzystam tu z rozdz. „Święty Paweł Maxa Schelera”, [w:] J. Brejdak Cierń w ciele...,
dz. cyt.
29
M. Scheler, Problemy religii, tłum. A. Węgrzecki, posłowie J.A. Kłoczowski, Kraków:
Znak 1995, s. 105.
30
Tamże, s. 106.
Majeutyczny autoportret
107
‘tautologia’ nie została potraktowana jako końcowe wezwanie do
spojrzenia na to, co dane o charakterze ponad pojęciowym [überbegriffliche Gegebene], i na to, co da się tylko naocznie uchwycić [nur
erschaubare], aby dokonawszy ‘wyłuskania’ go, przyjrzeć mu się w jego
samoobecności31.
W dotarciu do źródeł normatywności Scheler również wspomaga się myślą
Apostoła:
‘Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie
zdołało pojąć’ – któż nie odczuł podniosłego tonu tych słów, i zawartego w nich elementu upajającego, dionizyjskiego? Pouczające jest to,
że w tych słowach, w których uczucie chciałoby wypowiedzieć to, co
ma najwyższego, znowu ustępują wszelkie ‘obrazy’, umysł ‘ucieka od
obrazów’ i chwyta tylko to, co negatywne. A jeszcze bardziej pouczające jest, że przy czytaniu tych słów prawie wcale nie zauważamy
ich wyłącznie negatywnego charakteru32.
Ta transgresja ze sfery deskryptywnego opisu w sferę normatywnego doświadczenia często jest opisywana jako ponowne narodziny czy też odrodzenie, co ma miejsce chociażby w tekście Skrucha i odrodzenie33. Charles
Taylor, w kontekście odkrywania bądź odnajdywania źródeł siły, mówić
będzie o moralnej sile budującej aksjologiczną tożsamość człowieka. Każdorazowo będzie przy tym stawiana na pierwszym planie fundamentalna
rola egzystencjalnej interpretacji lub artykulacji. Materialność moralności
każdego konkretnego człowieka potrzebuje hermeneutyki samoodnajdywania i samotworzenia siebie, odsłaniającej prawdziwą normatywność.
Pozyskanie samego siebie jako pozyskanie tożsamości stanowi fundament
materialnej etyki bądź – inaczej formułując – pierwszorzędny imperatyw
etyczny powinien być imperatywem samoodnajdywania34.
Mistrzem figury myślowej budującego ludzką tożsamość krzyża jest
– po Apostole Pawle i Sørenie Kierkegaardzie – także Martin Heidegger,
31
Tamże, s. 106.
Tamże, s. 107.
33
Zob. [w:] M. Scheler, Wolność, miłość, świętość: pisma wybrane z filozofii religii,
tłum. G. Sowinski, przedmowa A. Węgrzecki, Kraków: Znak 2004.
34
Por. J. Brejdak, Hermeneutik der moralischen Akte. Materiale Wertethik aus der
Sicht Max Schelers und Charles Taylors, [w:] A. Przyłębski (Hrsg.), Ethik im Lichte der
Hermeneutik, Würzburg: Königshausen & Neumann 2010, s. 167–177.
32
108
Jaromir Brejdak
który niestrudzenie, za sprawą nicującej nicości, prowadził nas do granic
transgresji.
3. Paradoks
Życie w różnych stadiach egzystencji generuje różne horyzonty sensu,
które u Kierkegaarda domagają się nawet różnych sposobów komunikacji
i rodzajów literackich. Paradoks staje się nie tylko sacrificium intellectus,
lecz także poświęceniem całego horyzontu sensu na korzyść wyłaniających
się nowych horyzontów.
Paradoks wyłania się z każdej transgresji horyzontu sensu oraz może
być dowolnie zastosowany. W Byciu i czasie – w odniesieniu do czasowości
jestestwa – czytamy: „Jestestwo może tylko o tyle być jako byłe, o ile jest
przyszłe. Byłość [Gewesenheit] wypływa w pewien sposób z przyszłości”35.
Paradoksalny sposób mowy i koincydencja przeciwieństw są tematem opracowania E. Schöfera Die Sprache Heideggers, z którego tu korzystam36.
4. Hermeneutyczna spirala rozumienia
Wymienione majeutyczne figury myślowe doprowadziły nas do decydującego punktu zwrotnego, który powinien przeprowadzić czytelnika z czystej
sfery tego, co deskryptywne, do sfery tego, co normatywne. Jest to moment
różnie określany – jako odnajdywanie siebie lub odrodzenie, w którym czytelnik i słuchacz to, co wypowiedziane, zaczynają rozpoznawać w swojej
egzystencji i reduplikować – przechodząc od komunikacji wiedzy do komunikacji umiejętności. Pomiędzy tymi komunikacjami możemy wyróżnić
następujące różnice:
– zamiast bezpośredniej ewidencji – absolutny paradoks, tautologia
– wymowne nic-niemówienie (incognito);
– zamiast perswazji i pokusy zgorszenia – odstręczenie i intrygowanie,
nawołujący apel;
– zamiast samogloryfikacji – świadomość winy i grzechu, w sensie
zakotwiczenia w transcendentnym fundamencie – w Bogu lub
w Bycie – leżącymi poza granicami egzystencji;
35
36
M. Heidegger, Bycie i czas, dz. cyt., s. 457.
E. Schöfer, Die Sprache Heideggers, Pfullingen: Neske Verlag 1962.
Majeutyczny autoportret
109
– zamiast konserwacji monumentalnej przeszłości – wyzwanie do
współczesności z byłymi egzystencjami (wzorcami, autorytetami).
Obraz człowieka, który wynurza się z hermeneutycznej praxis Kierkegaarda, daje jednocześnie niezbyt dużo i bardzo dużo. Niezbyt dużo,
ponieważ czytelnik otrzymuje kilka formalnych stadiów opisujących ludzką
egzystencję. I bardzo dużo, ponieważ nie chodzi tu li tylko o gołe przedstawienie w abstrakcyjnym medium języka (komunikacja bezpośrednia), lecz
szczególnie o rozerwanie intencjonalnej struktury myślenia, o doprowadzenie do kapitulacji wszechwiedzącej myśli (ein zum-Scheitern-bringen des
Denkens), by uczynić doświadczenie wolnym dla czegoś, co przekracza
myślenie. Ten moment czy chwila staje się Archimedesowym punktem
podparcia praktyki komunikacyjnej.
Myślenie – pisze Hannah Arendt w nawiązaniu do Karla Jaspersa – „polega na prowadzeniu człowieka do pewnych doświadczeń, wobec których
samo myślenie (choć nie człowiek, który myśli) jest bezradne, doznaje klęski”37. Klęska myślenia jest sytuacją graniczną, w której człowiek doświadcza swojej przypadkowości i skończoności, a przez to zyskuje przedsmak
nieskończoności tego, co transcendentne. Źródło tego, co transcendentne
leży zarówno na zewnątrz człowieka, jak i w nim, musi zostać odsłonięte
i dostrzeżone w jego doświadczeniu, dzięki czemu może on w medium
egzystencji przeżyć egzystencję. Transcendencja nie jest pojęciem abstrakcyjnym, staje się moją egzystencją, która znajduje swe ufundowanie w tym,
co większe. Wybieram, ponieważ zostałem wybrany, bez świadomości bycia
wybranym mój wybór nie ma sensu, wyznaje nam Kierkegaard w Albo– albo,
by pokazać, jak można doświadczyć tego ufundowania transcendencji.
Nie narzuca się tutaj transcendencji dogmatycznie, lecz przygotowuje
egzystencjalnie na jej przyjęcie. Praxis takiego przekazu bądź komunikowania niekoniecznie prezentuje gotowe rezultaty, „polega ona natomiast na
nieustannym pobudzaniu, wezwaniu, do siły żywotnej obecnej w nas samych
i w innych ludziach. […] jest rozświetlaniem egzystencji”38.
37
H. Arendt, Was ist Existenz-Philosophie, Frankfurt am Main: Beltz-Athenäum 1990,
s. 43; wyd. polskie: Salon berliński i inne eseje, tłum. W. Madej, M. Godyń, Warszawa:
Prószyński i S-ka 2008, s. 99.
38
Salon berliński i inne eseje, dz. cyt., s. 97.
110
Jaromir Brejdak
Jednakże nie o gołe rozświetlenie egzystencji pierwotnie tu chodzi, lecz
o czyn wypływający z doświadczenia skończoności. „To ‘działanie’ rodzące
się z ‘sytuacji granicznych’, wchodzi w świat poprzez komunikację międzyludzką, […] i w ten sposób staje się ‘zalążkiem, choćby najmniejszym,
tworzenia świata’”39 pisze za Jaspersem Hannah Arendt. Zrodzony w obliczu
sytuacji granicznej absolutny czyn – poprzez bycie ku śmierci u Heideggera
czy poprzez religijny wybór u Kierkegaarda – możemy utożsamić z doświadczeniem normatywności. Ten normatywny apel nie rozlega się dopiero
u Lčvinasa, lecz słyszalny jest już u Schelera i Heideggera, w odniesieniu do
którego często pomija się, że Gerundivum jest w rozstrzygającym miejscu
określenia jestestwa. To, że jestestwo ma być (hat zu sein), stanowi wyraz
pierwotnej normatywności, która uwidacznia się w egzystencji.
Zainicjowany tu majeutyczny autoportret człowieka staje się obrazem
w dwojakim sensie. Wskutek majeutycznej komunikacji staje się pierwotnie
nowo budowaną tożsamością człowieka, jego egzystencjalnymi narodzinami, po drugie zaś – samozrozumieniem nowo narodzonej egzystencji, która
znajduje swoje spełnienie w słowach, przez co przywraca majeutyczną
jedność życia i słowa.
Zakończenie
Budujący i budowany człowiek to podstawowy rys obrazu człowieka, jaki
wyłania się z hermeneutycznej praktyki komunikacji niebezpośredniej
Sørena Kierkegaarda.
Człowiek ten konstytuowany jest przez trzy fundamentalne cechy:
1. Człowiek jako synteza pomiędzy koniecznością a wolnością
(Kierkegaard) czy pomiędzy rzuceniem a projektem (Heidegger).
Wolność człowieka nie jest dowolnością, repertuar możliwych
wyborów wpisany zostaje w horyzont tradycji, która może zarówno
niszczyć, jak i budować wolność człowieka. Dlatego jest on pojmowany przede wszystkim jako istota trafnego wyboru i właściwej
decyzji.
2. Człowiek jak zadanie: Hermeneutyczna próba dotarcia do źródeł
tożsamości ludzkiej odnajduje je w normatywności własnej, sta39
Tamże.
Majeutyczny autoportret
111
nowiącej fundament tożsamości człowieka, jego aksjologicznego
ja (Tischner). Tutaj sięgają korzenie materialnej etyki wartości
Nietzschego, Schelera czy Taylora. Normatywność ta doświadczana
jest najwyraźniej w sytuacjach granicznych, wymykających się
sprawstwu człowieka.
3. Człowiek jak dzieło transcendencji: Kluczowe dla człowieka przeżycie sytuacji granicznej znajduje się poza ludzkim sprawstwem:
Wybieram, bo zostałem wybrany – wyznaje Kierkegaard.
Tacy jesteśmy skończeni, że nie potrafimy przenieść się z własnej woli przed
nicość śmierci – mówi Heidegger, mając na uwadze ten sam fenomen dialogiczności ludzkiej egzystencji, inicjowanej doświadczeniem skończoności
oraz wyłaniającej się z niego transcendencji. Uważność wobec tego doświadczenia pozwala wyłonić kontury majeutycznego obrazu człowieka.
Z języka niemieckiego przełożyła Aleksandra Szulc
THE MAIEUTICAL SELF-PORTRAIT – THE IDEA OF HUMAN BEING
IN SØREN KIERKEGAARD’S HERMENEUTICAL PRAXIS
Summary
From the theologian Wilhelm Herrmann, who influenced both Rudolf Bultmann
and Martin Heidegger comes the formulation that we can say about the God only as
much as He did to and with us. In the article above I try to show that the same can
be said about the human being and its idea: all we can atribute to it is what we have
experienced. It means: a theologia experientiae implies an antropologia experientiae,
a certain anthropology of experience and from an experience. I try to describe it in
relation to the existential maieutics of Kierkegaard. What I claim is: a reliable idea
of man is without such an existential maieutics not possible.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
MACIEJ POTĘPA*
OBRAZ CZŁOWIEKA
W HERMENEUTYCE SCHLEIERMACHERA
Słowa kluczowe: etyka, dialektyka, pedagogika, rozumienie, antropologia,
interpretacja, indywidualność
Keywords: ethics, dialectics, pedagogy, understanding, anthropology,
interpretation, individuality
1. Etyka a pojęcie indywidualności
Zgodnie z antycznym schematem, przyjętym przez wielu myślicieli XVIII
wieku, Schleiermacher dzieli filozofię na dialektykę, etykę i fizykę. Nie ma
w nim miejsca dla hermeneutyki. Teoria rozumienia i wykładania sensu
nie należy bowiem ani do dialektyki, ani do etyki. Zarówno dialektyka, jak
i etyka są naukami spekulatywnymi. Natomiast hermeneutyka jest dyscypliną
techniczną i swoje miejsce ma obok polityki oraz pedagogiki. Czy jednak
z tego wynika, że brak jej odniesienia do etyki i dialektyki? Bynajmniej tak
nie jest; pozostaje ona w ścisłym związku z obu dyscyplinami filozoficznymi. Na czym on polega? W odpowiedzi na to pytanie wśród interpretatorów
filozofii Schleiermachera nie ma zgodności. Jedni, jak Manfred Frank, stoją
*
Maciej Potępa – emerytowany profesor filozofii UWM w Olsztynie. Badacz hermeneutyki, klasycznej filozofii niemieckiej, filozofii egzystencjalnej i fenomenologii. Jeden z
najlepszych znawców dorobku Schleiermachera w Europie. E-mail: [email protected].
114
Maciej Potępa
na stanowisku, że hermeneutyka nie tylko rozwijana jest w ścisłym związku
z dialektyką, ale nawet ma w niej swoje źródło1. Drudzy, jak Günter Scholtz,
wprawdzie nie negują odniesienia hermeneutyki do dialektyki, ale sądzą, że
jej prawdziwym źródłem jest etyka i zawarta w niej antropologia2.
Zanim zajmę w tym sporze własne stanowisko, chciałbym, po pierwsze,
przedstawić etykę. Po drugie, omówić dialektykę i ukrytą w niej antropologię. Po trzecie, poddać analizie pojęcie hermeneutyki w jej relacji do etyki,
dialektyki i rozwijanej w niej antropologii.
Schleiermacher nie napisał żadnej książki, w której tytule występowałoby słowo „człowiek”. Nigdzie też w swoich dziełach nie przedstawił explicite antropologii. Mimo tej trudności sądzę, że w całej jego filozofii (a nie
tylko w hermeneutyce) obecny jest implicite określony obraz człowieka.
Przejdźmy do punktu pierwszego. W wydanej w 1803 roku rozprawie
Podstawy krytyki dotychczasowej nauki etycznej przedstawia Schleiermacher
zarys swojego przyszłego systemu etycznego jako nauki o najwyższym dobru3. Pojęcie dobra najwyższego jest w etyce pojęciem nadrzędnym i swym
zakresem obejmuje wszystkie dobra materialne, do których należą dobra
kulturowe oraz należące do wspólnoty społecznej. Najważniejsze z nich to
państwo, kościół, towarzyskość, rodzina i wspólnota naukowa. Etyczność
realizuje się w procesie powstawania, utrzymywania i rozwoju całokształtu wyżej wymienionych dóbr, które stopniowo zostają urzeczywistnione
w dziejach. Etyka Schleiermachera jest teorią ludzkiej kultury i historii,
a nie teorią cnót i powinności moralnych. Chodzi w niej przede wszystkim
o teorię dóbr (Güterlehre), a dopiero w drugiej kolejności o teorię cnót i obowiązków (Tugendlehre und Pflichtenlehre)4. Wedle niego człowiek swoje
człowieczeństwo zawdzięcza uczestnictwu we wszystkich czterech sferach
życia wspólnoty, które względem siebie pozostają w pewnej równowadze
1
W ostatnich 30 latach, przede wszystkim dzięki publikacjom M. Franka, hermeneutyka Schleiermachera stała się przedmiotem dyskusji we współczesnej filozofii. Należy
zwrócić uwagę na: M. Frank, Das individuelle Allgemeine, Frankfurt am Main: Suhrkamp
1977 oraz na nowe wydanie hermeneutycznych tekstów Schleiermachera Hermeneutik
und Kritik, Frankfurt am Main: Suhrkamp 1977 (ze wstępem Franka).
2
G. Scholtz, Ethik und Hermeneutik, Frankfurt am Main: Suhrkamp 1991.
3
F. Schleiermacher, Grundlinien einer bisherigen Sittenlehre, Berlin 1803.
4
Pierwszą w Polsce, i jak do tej pory jedyną, analizę etyki Schleiermachera przedstawił
A. Przyłębski [w:] Etyka w świetle hermeneutyki, Warszawa: Oficyna Naukowa 2010,
s. 11–30.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
115
i niezależności. Sytuacja ta z góry wyklucza dominację jakiejkolwiek sfery
nad inną. Dopiero z etyczności ujętej jako teoria dóbr wynikają określone
powinności dla każdej jednostki. Jednostka jest zdolna do uczestniczenia
w życiu wspólnotowym, jeśli w procesie wychowawczym wykształci w sobie
pewne cnoty moralne. Etyka ma za zadanie rozjaśnienie społecznej praktyki
w jej wszystkich podstawowych instytucjonalnych formach, ujętych jako
całokształt etycznych dóbr. Jest więc ona specyficzną „nauką o historii”
(Geschichtswissenschaft) oraz „filozofią kultury”. Sytuuje się świadomie
w opozycji do kantowskiej etyki powinności i obowiązku. W etyce interesujemy się nie tym, co powinno mieć miejsce, lecz przede wszystkim tym, co
się rzeczywiście dzieje. Nie chodzi w niej o postulaty moralne i o konstrukcję
dobra etycznego jako formalnej zgodności z imperatywem kategorycznym
konkretnych, kierujących ludzkim działaniem, maksym.
U podstaw Schleiermacherowej etyki jako teorii instytucji społecznych,
w obrębie których możliwy jest dopiero pełny rozwój człowieka, leży pojęcie
indywidualności (Individualität). Pojęcie to występuje tutaj w zasadniczo innej
funkcji niż u Hegla, u którego to, co indywidualne, zostaje ostatecznie zniesione przez to, co ogólne. Wprawdzie także Hegel używa pojęcia „kształtowanie”
(Bildung), ale dla niego kształtowanie indywidualności (subiektywności) nigdy
nie jest celem samym w sobie. Jest ono u niego tylko najniższym etapem
w rozwoju ducha, który ostatecznie zostaje zniesiony w obiektywnych formach
życia ducha obiektywnego – w społeczeństwie obywatelskim i w instytucjach
państwa. Dla Schleiermachera państwo wraz z instytucjami prawa sytuuje się
na przeciwnym biegunie etycznym do instytucji życia etycznego domu rodzinnego, które kierują się zasadami gościnności i kształtowania indywidualności
w sferze prywatnej towarzyskości. Zarówno instytucje państwa posługujące
się regułami prawa, jak i sfera prywatnej towarzyskości domu rodzinnego, ale
także instytucje życia religijnego i naukowego (kościoły, akademie i uniwersytety) są warunkami formowania etycznej indywidualności. Z drugiej strony
należy również pamiętać o tym, że instytucje związane ze wspólnotowym
życiem człowieka są wytworem myśli i woli jednostki.
Indywidualność jest u Schleiermachera splotem tego, co ogólne,
z tym, co szczegółowe. Przejawia się w dwóch formach: po pierwsze jako
„popęd wspólnotowy” (Trieb auf Gemeinschaft), a po drugie jako „popęd
indywidualizowania”. Pierwszy popęd to charakterystyczny dla człowieka
popęd do życia we wspólnocie. Oznacza istotną etyczną tendencję zbieżną
z aktywnością rozumu dążącego do tego, co ogólne. Popęd ten cechuje
116
Maciej Potępa
gatunek ludzki. Najpełniej dochodzi do głosu w poszukiwaniu uznania
przez drugiego człowieka. „Kto zakłada etyczność – pisze Schleiermacher
– ten dąży do innego i szuka u niego uznania”5. Dopiero przy pomocy
pojęcia indywidualności w sposób pełny określić można etyczne zadanie
i możliwość jego rozwiązania. Kształtowanie własnej indywidualności
jest podstawowym wymogiem etycznym stawianym przed człowiekiem.
Z wymogu tego wynika naturalny obowiązek kształtowania takich cech
charakteru człowieka, które zgodne są z cnotami etycznymi. Na ich czele
znajdują się cnoty sprawiedliwości, mądrości, miłości, roztropności, dobroczynności oraz gotowość do współczucia i do udzielania drugiemu pomocy.
Podstawowym warunkiem kształtowania własnej indywidualności jest „poznanie samego siebie” (Selbstanschauung). To dzięki niemu wyznaczone
zostają granice własnej natury i jej możliwości. Na podkreślenie zasługuje
zwłaszcza twierdzenie, że korelatem poznania samego siebie jest poznanie
drugiej indywidualności. Własną indywidualność możemy poznać jedynie
przez odniesienie i przeciwstawienie innej indywidualności.
U podstaw etycznej teorii dóbr leży przeciwieństwo między rozumem
a naturą. Etyka Schleiermachera jest nauką spekulatywną a nie empiryczną.
Opisuje oddziaływanie rozumu na naturę, dzięki któremu w świecie powstają
instytucje należące do kultury i historii. Natomiast nie zajmuje się oddziaływaniem natury na rozum (jest to dziedzina fizyki). Rozum w działaniu
etycznym kształtuje naturę, przekształcając ją zgodnie z wyznaczonymi
przez siebie celami.
Aktywność rozumu manifestuje się w dwóch aspektach: jeden stanowi
„symbolizowanie” (symbolisieren), odnoszące się do poznania, a drugi „organizowanie” (organisieren), odnoszące się do woli nakierowanej na kształtowanie natury6. Organizowanie jest dla Schleiermachera równoznaczne
z uczynieniem natury instrumentem rozumu. Natomiast „symbolizowanie”
znaczy, że rozum uczynił naturę własnym znakiem i w ten sposób rozpoznał
w niej samego siebie. Schleiermacher mówi w tym miejscu także o tym, że
natura w poznaniu staje się symbolem rozumu. Należy zaznaczyć przy tym,
że obie wymienione wyżej aktywności rozumu wzajemnie się warunkują.
I tak, każda aktywność polegająca na organizowaniu zakłada świadome
5
F. Schleiermacher, Entwürfe zu einem System der Sittenlehre, neu hrsg. und eingel.
von O. Braun 1927/1967, s. 111 (dalej: E).
6
E, s. 423.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
117
poznanie i jego językową artykulację. Z drugiej strony „symbolizowanie”
można wyłącznie pomyśleć w odniesieniu do wspólnego działania. W poznaniu to, co poznane, staje się symbolem przyswojenia przez rozum natury.
Obie aktywności rozumu także występują w dwóch formach: jako ogólny, identyczny rozum (allgemeine Vernunft) oraz jako rozum indywidualny
(individuelle, diferente Vernunft), który odnosi się do pojęcia ludzkiej indywidualności. Sfera ogólnego, identycznego rozumu związana jest z poznaniem, które prowadzi do symboli rzeczywistości świata danych w myśleniu,
natomiast sfera rozumu indywidualnego bazuje na uczuciu i występuje przede
wszystkim w sztuce i religii. Na pierwszej sferze opiera się nauka wraz z jej
instytucjami (uniwersytet, akademia), na drugiej zaś – religia i sztuka. Podział
na ogólną, identyczną aktywność rozumu odnosi Schleiermacher także do woli
(albo inaczej, do organizującej aktywności rozumu), która tworzy zarówno
„ogólne formy” ludzkiej wspólnoty (państwo, rodzinę), jak i formy bardziej
zindywidualizowane, jak „stowarzyszenia” (Verein).
Symbolizująca aktywność rozumu, która jest podstawą etyki jako
ostatecznego zniesienia przeciwieństwa między rozumem a naturą, tworzy pomost prowadzący do hermeneutyki jako sztuki rozumienia. To, że
Schleiermacher w etyce zajmuje się językiem, rozumieniem oraz procesem
komunikacji, dobrze wpisuje się w jego program etyki jako teorii kultury
i instytucji stanowiących o życiu społecznym. Rozum – poprzez funkcję
symbolizowania – to, co poznane, czyni swoim symbolem, czyli nadaje
mu charakter znaku językowego. Z tego punktu widzenia daje się zrozumieć, dlaczego wedle Schleiermachera język jest formą „etyczności ujętą
jako ethos/mos”7. Istnieją dwie formy symbolu: jeden to symbol językowy,
w którym wyrażone jest poznanie odsyłające do ogólnego, identycznego
rozumu. To w nim partycypują wszyscy ludzie. Drugą formę tworzą symbole
należące do sztuki, wyrażające indywidualne uczucia.
2. Etyczno-antropologiczne założenia hermeneutycznego
pojęcia rozumienia
Poznanie jest dla Schleiermachera pewną formą etyczności. Po pierwsze,
jest warunkiem umożliwiającym pełny rozwój człowieka. Po drugie, w sen7
E, s. 128. Por. także G. Scholtz, Ethik und Hermeneutik, dz. cyt., s. 133.
118
Maciej Potępa
sie metafizycznym to ono zapośrednicza rozum z naturą. Po trzecie, jego
funkcja etyczna polega na tworzeniu więzi między ludźmi, tzw. wspólnot
poznawczych (Erkenntnisgemeinschaft).
Na pojęcie rozumienia po raz pierwszy natrafiamy w etyce, a nie
w dialektyce czy w hermeneutyce. Rozważane jest ono w ramach teorii dóbr
(Güterslehre), dokładniej w tej części, która zajmuje się procesem wytwarzania wiedzy naukowej. Rozumienie jest produkcją i reprodukcją sensu
(Produktion und Reproduktion). Jest pierwszym stopniem produktywnego
myślenia (myślenia naukowego)8. Rozumienie jest formą „roztropności”
(Besonnenheit), która urzeczywistnia się w praktyce9. Nie jest ona celem
samym w sobie, ponieważ jest podstawą produktywnej pracy naukowej.
Wedle Günthera Scholtza w pojęciu rozumienia łączy Schleiermacher w jedno dwie cnoty wymienione przez Arystotelesa: cnotę etycznej roztropności
(sophosyn) z cnotą dianoetyczną – roztropnością w poznaniu10. Rozumienie
etyczne i rozumienie kognitywne stanowią tutaj jedność.
Schleiermacher przyjmuje tezę o istnieniu w człowieku jednego ogólnego rozumu, który wyartykułowany jest w języku. Ulega on modyfikacjom
pod wpływem zmieniającego się położenia geograficznego i klimatycznego.
Na jego podstawie możliwe jest zrozumienie obcych kultur.
Zasadnicza granica dla rozumienia leży po stronie indywidualnych
uczuć. Schleiermacher uważa, że nie jesteśmy w stanie uprzytomnić sobie
dogłębnie uczuć żywionych przez drugiego człowieka. Uczucia drugiego
człowieka w zasadzie pozostają dla nas niedostępne11. Jednakże nie tylko
one mają indywidualny charakter. Obok uczuć indywidualnych można
również wyróżnić uczucia rodzinne, uczucia określonego narodu, a także
uczucia religijne12. Do wykształcenia tych uczuć przyczyniają się wychowanie, sztuka i religia. To w nich najpełniej do głosu dochodzi to, co
indywidualne. Cała sfera „wolnej towarzyskości”, w jakiej indywiduum
dochodzi do pełnego rozwoju, odwołuje się do indywidualnych uczuć, do
których zrozumienia możemy się tylko zbliżać w rozmowie, nigdy nie mając
pewności, że drugiego naprawdę zrozumieliśmy. W takim samym stopniu
8
9
10
11
12
E, s. 59 i 60.
E, s. 57.
G. Scholtz, Ethik und Hermeneutik, dz. cyt., s. 138.
E, s. 598.
E, s. 649.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
119
jak w sferze „towarzyskości”, indywidualność nie dochodzi do głosu ani
w państwie, ani w nauce.
Odrębną sferą od sztuki i religii jest nauka wraz z jej instytucjami
– uniwersytetem i akademią, które bazują na pojęciu ogólnego, identycznego
rozumu. Ale również w nich jest obecny moment tego, co indywidualne.
Każda artykulacja językowa odsyła do dwóch biegunów. Po pierwsze, zależy
od ogólnego rozumu (gramatyki, struktur semantyczno-syntaktycznych, typu
wypowiedzi) i po drugie, od uczucia, które zawsze ma charakter indywidualny, choć manifestuje się w życiu wspólnoty.
Rozumienie jest etyczną aktywnością, która polega na wytworzeniu
pewnej więzi między interpretatorem i autorem. Uczestniczący w niej partnerzy są równouprawnieni. Zarówno indywidualność autora, jak i interpretatora
dochodzą w niej do głosu. Rozumienie niesie ze sobą również inną przesłankę etyczną, którą można określić przez dwa momenty: po pierwsze, interpretator powinien okazywać respekt i szacunek wobec autora. I dlatego nie
powinien przyjmować, że tekst jest zbiorem słów nagromadzonych w sposób
bezsensowny. Interpretator powinien tekst interpretować z nastawieniem, że
jest on w sobie spójny i rozumny13. Po drugie, rozumienie powinno dążyć
do rekonstrukcji intencji autora i odpowiadać jego oczekiwaniom. Każda
językowa artykulacja jest nawoływaniem do myślenia (Aufruf zum Nachbilden) skierowanym do innych ludzi.
Udana interpretacja nie polega na ocenie przez interpretatora stanowiska prezentowanego w tekście przez autora. Tym ma się zająć odrębna
dyscyplina, jaką jest krytyka (Kritik), a nie hermeneutyka. W hermeneutyce
chodzi jedynie o rekonstrukcję strony językowej tekstu, intencji autora
oraz jego sposobu myślenia. Jej głównym celem jest reprodukcja sensu
przy uwzględnieniu kontekstu historycznej sytuacji, w jakiej przyszło żyć
autorowi. Interpretator powinien znać kontekst historyczny ujęty nie jako
antykwaryczny zbiór faktów, lecz pod przewodnictwem etycznej teorii dóbr.
Rozumienie jest u Schleiermachera tylko środkiem do poznania rzeczy,
13
U Schleiermachera nie występuje hermeneutyczna zasada, którą po raz pierwszy
sformułował A.G. Baumgartner, że interpretator na wstępie powinien zakładać jasność
i klarowność wyrażonych w tekście myśli, aż do momentu, kiedy zostanie okazane
zachodzenie przeciwnego przypadku. Moralność należy tutaj zarówno do założeń, jak
i do sposobu postępowania hermeneutyki. Por. A.G. Baumgartner, Acroasis logica.
In Christianum L. B. de Wolff, Halle 1761, s. 158. Por. także G. Scholtz, Ethik und
Hermeneutik, dz. cyt., s. 138.
120
Maciej Potępa
a nie, jak u Gadamera, „poznaniem” prawdy o tym, o czym tekst mówi.
W rozumieniu chodzi o rekonstrukcję sensu, a nie o podzielanie stanowiska
autora.
Niewątpliwie istnieje u Schleiermachera przejście od etyki do hermeneutyki, jak i na odwrót. Pomost między etyką jako teorią historii i kultury
a hermeneutyką jako „teorią sztuki” prowadzi przez pojęcie rozumienia.
Natomiast pomostów prowadzących w odwrotnym kierunku, tj. od hermeneutyki do etyki, jest kilka. Jednym z nich jest konieczność uwzględnienia
w interpretacji kontekstu historycznego, w jakim pojawia się wypowiedź lub
został napisany tekst. Prowadzi to wprost do etyki jako „teorii historii” czy
jako „teorii kultury”. Inny równie ważny pomost do etyki prowadzi przez
dążenie w hermeneutyce do przedstawienia indywidualności autora (przede
wszystkim w interpretacji psychologicznej), skrywającej się za tekstem.
Etyczny wymiar rozumienia w sposób szczególny manifestuje się w uznaniu
indywidualności autora za coś zasadniczo od nas odrębnego, co wyklucza
w interpretacji naginanie sensu tekstu do naszych własnych celów.
3. Dialektyka jako dialogiczna koncepcja człowieka14
Wykazaliśmy, że hermeneutyka swoje źródło ma w etyce. To w niej po raz
pierwszy została zarysowana dialogiczna koncepcja człowieka. Jednakże
14
Na konieczność powiązania w Dialektyce pojęć myślenia, języka, rozmowy i wiedzy jako pierwszy zwrócił uwagę E. Pohl w swojej dysertacji Studien zur Dialektik
F. Schleiermachers, Mainz 1954 (manuskrypt) oraz w artykule Die Bedeutung der
Sprache für den Erkenntnisakt in Schleiermachers Dialektik, „Kant-Studien“ 46 (1954).
Interpretację Dialektyki jako dialogicznej teorii wiedzy podjął również Kaulbach
– znany przede wszystkim jako wybitny badacz filozofii Kanta – w dwóch artykułach:
Schleiermachers Idee der Dialektik, „Zeitschrift für Systematische Theologie” 10 (1968),
s. 225–260 oraz w: Schleiermachers Theorie des Gesprächs, „Die Sammlung” 14 (1959),
H. 3, s. 123–132. Jednakże najpełniej przedstawił ją w swoich licznych publikacjach
M. Frank. Również H. Kimmerle, znawca filozofii Schleiermachera i wydawca jego
hermeneutyki, opowiada się za dialogiczną interpretacją dialektyki. Kimmerle wiąże
rozważania nad językiem z pojęciem samoświadomości. Podobnie jak Frank przeciwstawia się idealistycznej próbie wyprowadzenia jedności podmiotu na drodze refleksyjno-logicznej. Wedle niego myślenie podmiotu jest uwarunkowane przez język. Por.
H. Kimmerle, Schleiermachers Dialektik als Grundlegung philosophisch-theologischer
Wechselseitigkeit, [w:] Schleiermachers-Archiv, Bd. 1, Berlin 1984. Dialogicznej inter-
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
121
najpełniej została ona przedstawiona w Dialektyce w 1822 roku. Punktem
wyjścia dialektyki jako „teorii wiedzy” (Wissenschaftslehre) nie jest czyste
Ja filozofii Kanta lub Fichtego, lecz konkretne indywiduum, które prowadzi
z innym indywiduum „rozmowę” (Gespräch) nakierowaną na zdobycie
ogólnie ważnej wiedzy. W teorii poznania wychodzi Schleiermacher poza
teorię Kanta, zakładającą możliwość apriorycznego poznania transcendentalnego, które można wyprowadzić z intelektu operującego czystymi
pojęciami i z rozumu wyposażonego w idee. Schleiermacher odrzuca
możliwość poznania apriorycznego, czyli takiego, które nie jest oparte na
doświadczeniu zmysłowym.
W Dialektyce nie tyle bada Schleiermacher możliwość apriorycznego poznania, ile odnosi refleksję do warunków dialogu nakierowanego na
zdobycie wiedzy o bycie. W ten sposób dokonuje znaczącej modyfikacji
transcendentalnej koncepcji poznania Kanta, ponieważ do modelu zbudowanego na stosunku podmiot transcendentalny – przedmiot transcendentalny
wprowadza trzeci czynnik, mianowicie – inny konkretny, cieleśnie obecny
w świecie podmiot. W ten sposób w Dialektyce rozwija Schleiermacher
teorię wiedzy, w której pojęcie subiektywności zostaje powiązane z dialogiczną naturą człowieka. Wiedza konstytuuje się w rozmowie (Gespräch)
pomiędzy indywiduami. Zadanie dialektyki polega na odkryciu i ustaleniu
leżących u jej podstaw zasad.
Dialektyka jest umiejętnością „wyłożenia zasad dla opartego na sztuce
prowadzenia rozmowy w obszarze czystego myślenia”15. Jej zadanie przekracza perspektywę filozofii transcendentalnej. W określeniu dialektyki
nawiązuje Schleiermacher do tradycji antycznej, przede wszystkim do
Platona. Zgodnie z nią bowiem człowiek w rozmowie z innym człowiekiem poszukuje odpowiedzi na najważniejsze pytania filozoficzne. Dlatego
punktem wyjścia w filozofii nie jest dlań Ja absolutne czy pojęcie ogólnego
rozumu, lecz konkretne indywidua, które w dialogu zmierzają do uzgodnienia swoich stanowisk w sferze dotyczącej wiedzy. Sytuacja, w której
konieczne jest prowadzenie rozmowy w obszarze wiedzy, związana jest ze
pretacji dialektyki najostrzej przeciwstawił się F. Wagner w książce Schleiermachers
Dialektik. Eine kritische Interpretation, Gütersloh: Mohn 1974.
15
F. Schleiermacher, Dialektik, hrsg. v. R. Odebrecht, Leipzig 1942. Reprint: Darmstadt 1976, s. 5 (dalej: DO). W swoim artykule poddaję analizie związki Dialektyki
z Hermeneutyką (patrz: M. Potępa, Hermeneutik und Dialektik bei Schleiermacher, [w:]
Schleiermachers-Archiv, dz. cyt.).
122
Maciej Potępa
skończonym wymiarem ludzkiego myślenia, które zawsze zaczyna się od
przypadkowych przedstawień i w spotkaniu z innym, także przypadkowym
myśleniem doświadcza swojej skończoności i ograniczoności.
Schleiermacher wielokrotnie podkreśla, że w filozofii jest zwolennikiem dialogicznej metody dochodzenia do prawdy Sokratesa. Z jednym
tylko zastrzeżeniem, że dla Schleiermachera „niewiedza” nie jest, jak dla
Sokratesa, rodzajem negatywnej dialektyki, lecz wiąże się wyłącznie z sytuacją, z jaką zawsze mamy do czynienia na początku poszukiwania wiedzy.
Schleiermacher pisał: „Wraz ze sztuką prowadzenia rozmowy powinny
być dane, zgodnie z poglądem Platona, także najwyższe zasady filozofii
i konstrukcja wiedzy”16. Przedmiotem rozmowy nakierowanej na zdobycie
wiedzy jest spór dotyczący odniesienia wiedzy do bytu; chodzi więc w niej
o to, czy wiedzy możemy przypisać wartość prawdy. Fakt, że ludzie spierają
się w obszarze czystego myślenia, jest właściwie początkiem i jednocześnie
koniecznym warunkiem wprowadzenia dialektycznej sztuki przezwyciężenia
sporu. Ludzie wyposażeni są w skończone możliwości poznawcze, dlatego
czyste myślenie jest myśleniem opartym na sporze. Celem myślenia jest
przezwyciężenie sporu i znalezienie prawdziwego poznania bytu. Wedle
Schleiermachera obiektywność wiedzy zawsze związana jest z intersubiektywnym porozumieniem, a tym samym z dialogiem osób opowiadających
się w ten sposób za racjonalnością procesu poznania.
Idei „najwyższej i obiektywnej wiedzy” nie można, wedle autora
Dialektyki, w sposób wyczerpujący określić w oparciu o ideę „ogólności”
rozumu, abstrahując przy tym od faktu, że każda wiedza jest w sposób indywidualny ukształtowana przez takie czynniki, jak na przykład język określonego „kręgu językowego” (Sprachkreis)17, w jakim jest sformułowana.
W teorii poznania Schleiermacher jest platonikiem. Przy określeniu
pojęcia „dialektyka” powołuje się na Platona, twierdząc, że słowo to wywodzi się z greckiego słowa dialegestai – oznaczającego „sztukę prowadzenia
rozmowy”18.
Zbliża to dialektykę do hermeneutyki, którą Schleiermacher wykładał
równolegle do dialektyki w roku 1822. Hermeneutyczny motyw prowadzenia
rozmowy między ludźmi, wprawiania się w sztuce rozumienia tego, o czym
16
17
18
DO, s. 48.
Tamże, s. 13.
DO, s. 47.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
123
mówią partnerzy dialogu, niewątpliwie jest pewnym novum na tle epoki
przejścia od oświecenia do romantyzmu. Występuje on expressis verbis
w takim oto fragmencie z Hermeneutyki:
Hermeneutyka nie jest jedynie ograniczona do produkcji literackich,
ponieważ także często w środku rozmowy sięgam po hermeneutyczne
operacje, kiedy nie zadowalam się zwykłym stopniem rozumienia
i próbuję wyjaśnić sobie, jak dokonało się u przyjaciela przejście od
jednej myśli do drugiej i z jakimi to poglądami, sądami i dążeniami
było ono związane [...] Rozwiązanie tego zadania, do którego szukam
teorii, w żadnym stopniu nie ogranicza się tylko do tekstu pisanego, lecz
pojawia się wszędzie tam, gdzie napotykamy za pośrednictwem słów
na myśli czy ich szeregi19.
Podstawowym założeniem hermeneutyki, przejętym z Dialektyki, jest
przekonanie, że myślenie wyrażone jest w języku. Proces myślenia nie tylko
konstytuuje się w rozmowie, ale także dzięki językowi20. Właśnie twierdzenie
o tożsamości myślenia i języka buduje pomost, po którym można przejść
od dialektyki do hermeneutyki. Na tej drodze i przy przyjęciu tezy o dialogicznej teorii wiedzy możliwe jest przejście od dialektyki do hermeneutyki
jako sztuki rozumienia rozmowy, która odbywa się w języku.
Myślenie, które odnosi się do rzeczywistości, urzeczywistnia się
w formie konsensusu osiąganego między uczestnikami rozmowy. Na temat
odniesienia myślenia do języka pisał Schleiermacher już w Monologach:
„język nadaje myśleniu jego właściwy akcent (Grundton), akcent serca
(Akzent des Herzens)”. Jedynie poprzez język indywiduum może podjąć
wysiłek wyrażenia swojej niepowtarzalności, tego, co w niej szczegółowe
– jedyne w swoim rodzaju (ein Besonderes und Einmaliges). Język jest
„najczystszym zwierciadłem czasu, dziełem sztuki, dzięki któremu duch
czasu daje się poznać”21.
Konieczne odniesienie myślenia do języka wiąże się w Dialektyce
i w Hermeneutyce z rozróżnieniem w poznaniu dwóch funkcji: intelektualnej
i organicznej. Obie funkcje ujęte są jako abstrakcyjne bieguny poznania,
natomiast właściwe poznanie jest zawsze wymieszaniem tych dwóch funkcji,
19
F. Schleiermacher, Hermeneutik, hrsg. v. H. Kimmerle, 2 Aufl., Heidelberg: Carl
Winter 1974, s. 129 i 130 (dalej: H).
20
DO, s. 50.
21
F. Schleiermacher, Monologen, Hamburg: Felix Meiner 1978, s. 89.
124
Maciej Potępa
przy czym w każdym przypadku przeważa jedna lub druga z nich. I tak, na
przykład spostrzeżenie jest ustrukturyzowane przez pojęcia, które ze swojej
strony zawsze zawierają pewną treść spostrzeżeniową i doświadczalną.
Rozum Schleiermachera to rozum niezdolny do czystych apriorycznych
poznań. Nie istnieją czyste aprioryczne pojęcia intelektualne. Nie istnieje
„czyste myślenie” bez językowej artykulacji, która zawsze odsyła do funkcji
organicznej w poznaniu. Każde myślenie jest z koniecznością odesłane do
„organicznej funkcji”, za którą kryje się sfera działania ludzkich zmysłów.
Myślenie jest powiązane z mową i jest zawsze wyartykułowane w języku,
u którego podstaw leży powiązanie funkcji intelektualnej z organiczną. „I tak
każdy przedmiot istnieje dzięki mowie”22.
Każde myślenie jest wyartykułowane w języku, który ze swej strony
jest jednością myślenia i elementu organicznego – pojęcia i obrazu. Intelektualna funkcja istnieje w cielesnym podmiocie, który posiada język i mowę.
To właśnie dzięki mowie przedmiot, z którym podmiot ma do czynienia
w poznaniu, staje się jednocześnie przedmiotem dla drugiego podmiotu,
z którym pierwszy znajduje się w dialogu. Komunikacja, mowa, myślenie nie
należą wyłącznie do sfery „czystego myślenia”, lecz rozgrywają się w sferze cielesnej współobecności ludzi. To ona odgrywa podstawową rolę przy
posługiwaniu się mową i językiem. Z tego punktu widzenia akty poznania
są zależne od przebiegu komunikacji. I tak akty zmysłowego spostrzeżenia
czy wrażenia mogą zostać wyjaśnione jedynie w związku z dziejowo określonym procesem mówienia i wspólnego myślenia z drugim człowiekiem.
Z tego punktu widzenia tylko ten poznaje obiektywnie przedmiot, kto we
wspólnej historii dialogu uzyskał świadomość otwierającą mu odpowiednią
perspektywę na daną rzecz.
Dla wiedzy konstytutywne są dwa momenty, pierwszy to zgodność
myślenia i bytu; drugi to założenie o identycznym przebiegu procesu
poznania u wszystkich ludzi myślących. Identyczność ta gwarantuje intersubiektywność wiedzy. Aktywność funkcji intelektualnej polega na
produkowaniu pojęć, a aktywność funkcji organicznej na produkowaniu
obrazów. Byt przejawia się w dwóch aspektach: w tym, co idealne i w tym,
co realne. Przeciwieństwu różnych modi bytu odpowiada przeciwieństwo
między myśleniem a bytem. Poza nie nie możemy wykroczyć. W teorii
poznania Schleiermacher odrzuca zarówno stanowisko empiryzmu, jak
22
DO, s. 91.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
125
i idealizmu. To pierwsze z tego względu, że to, co idealne, redukuje do
bytu przedmiotowego, to drugie za to, iż byt przedmiotowy sprowadza do
aktywności Ja absolutnego.
Schleiermacher poszukuje dla wiedzy warunków, jakie muszą być spełnione, żeby myślenie było zgodne z bytem. Zgodnie z ideałem antycznym
zakłada między nimi korespondencję, co jest tożsame z twierdzeniem, że
istnieje odpowiedniość między formami myślenia i bytu. Wychodzi to na
jaw w ujęciu Platońskich idei raz jako eidos w formie pojęcia, a drugi raz
jako idei w formie produktywnej siły. Wedle Diltheya Schleiermacher łączy
w swojej teorii elementy współczesnego myślenia z przestarzałą metafizyką.
Współczesna jest zasada odsyłająca myślenie do doświadczenia, a przestarzałe poszukiwanie odpowiedniości między formami myślenia a formami
bytu23. Teoria ta ma swoje korzenie w estetycznym nastawieniu antyku,
który wiedzę ujmuje jako odbicie bytu, nie znając jeszcze kluczowego dla
filozofii współczesnej pojęcia doświadczenia wewnętrznego24.
Dla Schleiermachera Platońska idea wiedzy była w swoim podstawowym charakterze nigdy nieprzemijającą ideą. Opierała się na przeciwieństwie między myśleniem a zewnętrznym światem. Korespondencja struktur
ontologicznych i logicznych była wedle Diltheya jedynie dogmatycznym
założeniem Dialektyki. Według niego Dialektyka przedstawia taki model myślenia, w którym absolut jako realno-idealna jedność przejawia się w sferze
idealności (myślenie) i w sferze realności (byt); podstawą każdego poznania
są wedle niego pojęcia i sądy. Dlatego poszukuje jedności między pojęciem
i sądem a tym, co im odpowiada w bycie. I tak pojęciu jako jedności tego,
co szczegółowe, z tym, co ogólne, odpowiadają w bycie siła i jej zjawisko.
Natomiast formie sądu odpowiada w bycie oddziaływanie, czyli stosunek
kauzalny między rzeczami. Współpraca funkcji intelektualnej z funkcją
organiczną jest subiektywną podstawą odniesienia myślenia do bytu, ale
nie jest jego podstawą obiektywną. Na tej drodze można jedynie dojść
do pojęcia transcendentalnej samoświadomości, która jest subiektywnym
warunkiem jedności poznania. Jednakże Schleiermacher szuka obiektywnej
podstawy myślenia i bytu. Droga, jaką obiera, zmierza do wyznaczenia
z jednej strony granic dla pojęcia i sądu, z drugiej strony granic tego, co
granicom pojęć i sądów odpowiada po stronie bytu. Ukrytym założeniem
23
24
W. Dilthey, Gesammelte Schriften, Bd. 14, Berlin 1922, s. 73, 106 i 158.
Tamże, s. 16.
126
Maciej Potępa
przedsięwzięcia jest tutaj postulowanie istnienia jedności obu granic.
Jedność tę oznacza Schleiermacher przez pojęcie „transcendentnej podstawy” (transzendenter Grund). Głównym problemem jest tutaj to, czy
transcendentną podstawę można ująć za pomocą refleksji. Nie jesteśmy
tutaj w stanie szczegółowo przedstawić wszystkich rezultatów złożonych
dociekań Schleiermachera.
Ogólny wniosek, jaki wypływa z rozważań Schleiermachera w Dialektyce, zmierza do wykazania, że wiedza o absolucie nie jest dostępna
dla skończonego rozumu. Refleksja nie jest w stanie wykazać, że transcendencja jest podstawą jedności myślenia i bytu. Wedle Schleiermachera
człowiek ma dostęp do absolutu na innej drodze niż myślenie. Doświadcza
jego obecności w swojej „bezpośredniej samoświadomości” (unmittelbares
Selbstbewusstsein) w formie uczucia. Uczucie, o jakim jest tutaj mowa, to
uczucie „ogólnej zależności” (allgemeine Abhängigkeit) od transcendentnej
podstawy. W ten sposób zmierza do pokazania, że swą jedność samoświadomość zawdzięcza transcendentnej podstawie, nie własnej sile refleksji.
W filozofii religii uwarunkowanie i określenie samoświadomości przez
transcendentną podstawę kulminuje w uczuciu „absolutnym zależności” od
najwyższej istoty25. Schleiermacher eksplikuje w Dialektyce konstruktywne
rozwinięcie pojęcia „bezpośredniej samoświadomości” w formie „ogólnego
uczucia zależności” od transcendentnej podstawy, która nie jest ideą świata,
lecz Bogiem. Świadomość doświadcza tego, że w swojej aktywności jest
określona i uwarunkowana przez coś od niej różnego. Innymi słowy: wolna
bezpośrednia samoświadomość jest zależna w swojej wolności od tego, że
nie ona sama ją ufundowała; ostatecznie już zawsze znajduje ją jako sobie
daną. Wniosek z rozważań w Dialektyce nad ostateczną podstawą wiedzy
jest taki, że wiedza znajduje swój fundament w tym samym źródle, z którego wypływa uczucie religijne. Za pytaniem o transcendentną podstawę
i o stosunek człowieka do Boga kryje się pytanie o warunek możliwości
doświadczenia przez każdego człowieka jedności swojej samoświadomości.
Jedność ta jest dana człowiekowi przed wszelką refleksją26. Daje się ona
25
DO, s. 157.
W swoich licznych publikacjach na temat hermeneutyki Schleiermachera Frank
interpretuje pojęcie „bezpośredniej samoświadomości” jako równoznaczne z teorią
Fichtego bezpośredniej, tj. prerefleksyjnej, świadomości siebie danej w uczuciu. Uważa
również, że bliskie jest ono Sartrowskiemu pojęciu cogito prerefleksyjne. Por. Einleitung
26
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
127
jedynie pojąć jako zapośredniczona w swoim istnieniu przez coś różnego
od niej samej. Z tego, że samoświadomość nie jest w stanie mocą refleksji
wyjaśnić faktu, że jest jednością, wynika, że człowiek zwraca się ku temu,
co poza nim. Brak dostępu w refleksji do jedności własnej samoświadomości sprawia, że otwiera się na świat i na drugiego człowieka27. Wynika
to z odrzucenia przez Schleiermachera koncepcji autarkicznego podmiotu.
Czysta subiektywność nie jest dla niego – wbrew tradycji zaczynającej się
od Kartezjusza – wystarczającą podstawą do wyjaśnienia świata. Nie jest
prawdą, że przejrzysty dla siebie podmiot jest w stanie w sposób dedukcyjny wyprowadzić z siebie zawartą w nim wiedzę o świecie. Określenie
samoświadomości przez byt znajdujący się poza nią nie prowadzi w filozofii
Schleiermachera do anihilacji podmiotu, lecz tylko do uświadomienia sobie
kryzysu, w jakim znalazło się jego refleksyjne ujęcie28.
Kryzys refleksyjnej koncepcji podmiotu ma ważne dla hermeneutyki
konsekwencje, dlatego że konieczność poszukiwania podstawy jedności
samoświadomości na zewnątrz niej implikuje otwartość człowieka na świat
i na innego człowieka. Jednakże z tego, że w Dialektyce zbudowane są podstawy hermeneutyki filozoficznej nie wynika, że ugruntowana jest w niej
hermeneutyka jako dyscyplina techniczna29. Dialektyka nie jest źródłem
hermeneutyki. Nie jest również prawdziwe często lansowane twierdzenie,
że już w niej zawarte są podstawowe kategorie hermeneutyki30. Dialektyka
wskazuje tylko na warunki możliwości dialogu prowadzącego do wiedzy.
do Hermeneutik und Kritik, dz. cyt., s. 27 i 63 (dalej: HuK). Por. także Das individuelle
Allgemeine, dz. cyt.
27
Jest to myśl, którą jako pierwszy sformułował M. Frank w swojej mocno
„uwspółcześnionej” interpretacji Dialektyki i Hermeneutyki Schleiermachera w książce
Das individueulle Allgemeine, dz. cyt.
28
Jedną z głównych tez książki M. Franka Das individuelle Allgemeine jest twierdzenie,
że w Dialektyce kryzys refleksyjnego modelu podmiotu ma konsekwencje hermeneutyczne. Z pomocą Schleiermachera optuje Frank za hermeneutyką, która obstaje przy
pojęciu podmiotu. To on konstytuuje sens i reprodukuje go w hermeneutyce. Do podobnych wniosków na drodze analizy odniesienia dialektyki do hermeneutyki dochodzę
w artykule: M. Potępa, Die Frage nach dem Subjekt in Schleiermachers Hermeneutik,
[w:] Die Frage nach dem Subjekt, Hrsg. M. Frank, G. Raulet, W. van Reijen, Frankfurt
am Main: Suhrkamp Verlag 1988, s. 128–144.
29
G. Scholtz, Ethik und Hermeneutik, dz. cyt., s. 138.
30
R. Odebrecht, Einleitung do DO, dz. cyt.
128
Maciej Potępa
Otóż pierwszym i głównym warunkiem „sztuki prowadzenia rozmowy
w obszarze myślenia” jest „bezpośrednia samoświadomość”.
Ustalenia Dialektyki nie osiągają statusu ponadhistorycznej, ogólnie
ważnej prawdy, ponieważ są sformułowane w języku ograniczonym do
pewnego określonego historycznie kręgu językowego (Sprachkreis)31.
Wedle Schleiermachera nie istnieje ogólnie ważny język, w którym można
by sformułować ogólnie ważne prawa myślenia. Brak intersubiektywnego
kryterium rozstrzygania sporów zmusza partnerów rozmowy do szukania
w niej zgody. Dialektyka nie formułuje intersubiektywnie ważnych reguł
rozstrzygania sporów, ponieważ poprzez odesłanie do języka sama jest
częścią historycznego procesu. Jeśli zaś myślenie jest odesłane do języka,
to nigdy nie osiągnie statusu pozahistorycznej prawdy. Myśl konstytuuje się dopiero w języku. Język nie dochodzi zewnętrznie do myślenia:
myśl konstytuuje się dopiero w słowie. Myślenie nie jest czymś danym
bez pośrednictwa języka, lecz dopiero w słowie uzyskuje swoją własną
określoność.
„Mowa i myślenie znajdują się w ścisłym powiązaniu, są właściwie
identyczne. Myślenie nie jest możliwe bez mowy, a ona sama jest warunkiem dokonania się myślenia”32. Każda wspólnota ludzka formułuje swoją
dialektyczną zgodę w gramatyce określonego kręgu językowego. Dlatego
też ważność twierdzeń Dialektyki ograniczona jest do obszaru europejskich
języków33. Teza ta nie prowadzi do relatywizmu, ponieważ w ujęciu wiedzy
założone jest, że różne systemy wiedzy wyrażają jeden i ten sam rozum oraz
identyczny system pojęć. Po drugie, wiedza poprzez swoje indywidualne
zróżnicowanie przybliża się do uniwersalnego związku wiedzy. Istnieje więc
jeden rozum i wiele jego upostaciowań.
Wyrażone w języku myślenie zawsze jest w swoim źródle myśleniem indywidualnym. System językowy za sprawą indywidualnej mowy
znajduje się w nieustannej przemianie i dlatego nigdy nie osiągnie statusu
ogólnego języka, który nie dopuszczałby żadnej interpretacji. Język ogólny, jako jednoznacznie ustalony system znaków niedopuszczający żadnej
interpretacji, nie istnieje. Nie jest on jednoznaczny, to znaczy, że w ludzkiej
mowie zawsze wokół słowa narasta szerokie pole znaczeniowe wypływające
31
32
33
H, s. 420.
Tamże, s. 127.
F. Schleiermacher, Dialektik, hrsg. v. L. Jonas, Berlin 1839, s. 577.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
129
z jego użycia. Słowo znaczy dopiero w kontekście sytuacji, w jakiej zostało
użyte. Dlatego język stale jest czymś otwartym i niegotowym. Każda wypowiedź, każdy tekst modyfikują język, współtworząc jego sens. Porządek
myśli uzależniony jest od gramatyki języka (syntaktyczno-semantycznych
struktur, typów wypowiedzi, budowy zdania itp.). Gramatyka jest „ogólnym
schematyzmem”, w którym określona wspólnota kodyfikuje definiujący ją
jako wspólnotę ogląd świata (Weltansicht)34. Gramatyka nie jest ogólnym
ponadhistorycznym schematem. Z jednej strony gramatyka jest transcendentalnym (formalnym) założeniem możliwej wypowiedzi sensownej, a przez
to i jej odwrotności – rozumienia. Z drugiej strony jednocześnie jest czymś
empirycznym. System zróżnicowanych znaczeń zostaje zrealizowany przez
system materialnie określonych terminów znaczących języka.
Zasadniczo żadna interpretacja bytu nie może wyłączyć „swoistości”
interpretującego, ponieważ języki nigdy nie są neutralnymi względem indywiduum ogólnościami. Dialektyka jest zależna od gramatyki. Za jej pośrednictwem uczestniczy w partykularyzmach i dezinformacjach historycznego
świata. Dlatego dialektyka nigdy nie przekracza poziomu jednocześnie
relatywnej i ogólnej interpretacji bytu. W języku ukazuje się relatywność
wiedzy, ponieważ granice ogólności wiedzy są wyznaczone przez różność
i pokrewieństwo poszczególnych języków.
Dlatego też [dialektyka] dobrowolnie zrzeka się roszczenia do ogólnej
ważności35.
Dlatego też ukonstytuowana w dialektyce prawda nigdy nie przekracza statusu historycznej interpretacji bytu. Nieredukowalna nie-ogólność
(Nicht-Allgemeinheit), czy relatywność myślenia odsyła dialektykę do
sztuki interpretacji (Auslegungskunst), czyli: hermeneutyki. Hermeneutyka
rozważa wypowiedź językową w tym jej aspekcie, w którym wychodzi na
jaw to, co indywidualne. Dialektyka zaś podkreśla, że nawet najbardziej
prywatna wypowiedź sensowna zawiera wspólną dla wszystkich ideę
wiedzy. „Hermeneutyka i dialektyka istnieją tylko we wzajemnym związku”36. W hermeneutyce naprzeciw zakodowanej w języku identyczności
(przedmiot analizy dialektyki, gramatyki) znajduje się wyartykułowana
34
35
36
M. Frank, Das individuelle Allgemeine, dz. cyt., s. 182.
HuK, s. 422.
Tamże, s. 411.
130
Maciej Potępa
w języku indywidualność (przedmiot hermeneutyki i retoryki). Gramatyka
jako potencjalny system determinuje tylko formalnie wielość językowych
artykulacji, ale nie dyktuje konkretnego użycia języka. Teza o autonomii
języka jest iluzją. Język nie mówi sam z siebie, jak uważali Heidegger
i niektórzy strukturaliści37. W formalnej gramatycznej strukturze języka
nie jest zawarte indywiduum, które znaczenie znaków indywidualizowałby
w zależności od sytuacji ich użycia. To, co indywidualne, nie wynika, wedle
Schleiermachera, z uniwersalnego systemu znaków językowych. Indywiduum stale jest granicą i zagrożeniem dla systemu językowego, ponieważ,
używając słów następcy Schleiermachera w hermeneutyce, Beckha, indywiduum wnosi do niego swój „niepowtarzalny wkład” (individueller Beisatz)38.
Nie istnieje żaden ogólny język, który nie dopuszczałby żadnej interpretacji.
Konkretny język to język używany, a nie sama struktura językowa istniejąca
niezależnie od języka mówionego. Schleiermacher wskazuje, że w ludzkiej
mowie istnieje jakaś niezdeterminowana kreatywność, indywidualna wolność, która ma wpływ na strukturę języka. Interwencja interpretatora ujawnia
się w każdej mowie; niekiedy może być minimalna, ale nigdy nie równa
się zero. Całość języka (Gesamtheit einer Sprache) jest koniecznym założeniem dla procesu konstytuowania sensu w języku, Schleiermacher mówi
o wykluczeniach (Exklusionen = opozycja) między znakami jako warunku
znaczenia znaku. Ale znaczenie nie powstaje wyłącznie za sprawą opozycji.
Do niej musi dołączyć się interwencja indywiduum, bez którego nie istniałby
żaden sens i niemożliwy byłby proces rozumienia czegokolwiek. Z praktyki
rozumienia nie daje się wyłączyć ludzkiej świadomości. Tylko w niej mogą
zapadać hipotetyczne sądy, powstawać motywacje – co należy do istoty
37
Taką tezę stawia Heidegger w Liście o humanizmie i w rozprawie Unterwegs zur
Sprache. Jak wiadomo, również uczeń Heideggera, twórca filozoficznej hermeneutyki,
H.-G. Gadamer, w swojej hermeneutyce obywa się bez pojęcia podmiotu, stawiając
w jego miejsce pojęcie języka jako tego, co zawsze już nas określa i obejmuje (Das
Umgreifende). M. Frank wykorzystuje hermeneutykę i dialektykę Schleiermachera, żeby
przeciwstawić się, z jednej strony, zastępowaniu podmiotu pojęciem bycia lub języka,
a z drugiej strony, całkowitej jego anihilacji w filozofii poststrukturalistycznej (Derrida,
Foucault, Lacan). Por. M. Frank, Das Sagbare und das Unsagbare, Frankfurt am Main:
Suhrkamp 1980, s. 22; tenże, Was ist Neostrukturalismus, Frankfurt am Main: Suhrkamp
1984, s. 356.
38
A. Boeckh, Enzyklopädie und Methodenlehre der Philologischen Wissenschaften,
hrsg. v. E. Bratuschek, Darmstadt 1966, s. 87.
Obraz człowieka w hermeneutyce Schleiermachera
131
interpretacji39. Procesu zrozumienia nie można sprowadzić do algorytmu
reguł interpretacyjnych, a sensu nie daje się zdefiniować przez skończoną
liczbę opozycji (Schleiermacher mówi o wyłączeniach (Exklusionen), przez
które zostaje zdefiniowany sens znaku językowego). Nie-rozumienie nie
jest czymś wyjątkowym – jak sądzili hermeneuci przed Schleiermacherem
– lecz przypadkiem, z którym zawsze mamy do czynienia w interpretacji.
Schleiermacher pisał w Kompendienartige Darstellung von 1819:
Nie rozumiem niczego, jeśli nie potrafię tego skonstruować i nie widzę
jako koniecznego. Rozumienie wedle tej ostatniej maksymy jest nieskończonym zadaniem40.
W Berliner Akademiereden von 1829 napisał:
Nie-rozumienia nigdy nie można całkowicie usunąć41.
Daje się ono tylko częściowo przezwyciężyć dzięki hermeneutyce.
Pojęcie „indywidualnego wkładu” nie wynika z reguł semantyczno-syntaktycznych, lecz wychodzi na jaw w konkretnym użyciu języka.
Rozumienie istnieje tylko w przenikaniu się tych obu momentów: gramatycznego i psychologicznego. […] Mowy nie można zrozumieć jako
modyfikacji języka, jeśli nie zostanie zrozumiana jako fakt ducha (myślenie), ponieważ tzw. zrozumienie jest podstawą wszelkiego wpływu
indywiduum na język, który istnieje sam tylko dzięki mowie42.
Z tego wynika, że każda mowa jest podwójnie odniesiona do języka: z jednej
strony należy do systemu językowego, ujawniając „totalność języka”, który
przypisuje w identyczny sposób wszystkim uczestnikom rozmowy syntaktykę i semantykę, z drugiej strony – do języka, który staje się tak naprawdę
językiem dzięki indywidualnej mowie.
39
Na takim stanowisku stoi Frank w książce Das individuelle Allgemeine, dz. cyt.
Na jego wywodach zaprezentowanych w tej książce opieram się w końcowych partiach
moich rozważań nad statusem hermeneutyki Schleiermachera.
40
F. Schleiermacher, Hermeneutik, hrsg. v. H. Kimmerle, Heidelberg: Carl Winter
Universitätsverlag 1959, s. 31.
41
HuK, s. 328.
42
Tamże, s. 79.
132
Maciej Potępa
THE CONCEPT OF HUMAN-BEING
IN THE HERMENEUTICS OF SCHLEIERMACHER
Summary
Schleiermacher, joining an ancient scheme, divides philosophy into dialectics, ethics
and physics. There is no place for the hermeneutics in it. Both dialectics and ethics
are speculative sciences. Hermeneutics, on the contrary, is a technical discipline
that is placed near the politics and pedagogy. Does it mean that there are no connections between hermeneutics and ethics? No, there are. The answers on the essence of these connections devide the main interpreters of his philosophy: M. Frank
says that hermeneutics is discovered closely to the dialectics which is its source.
G. Scholtz does not negate that connection, but he at the same time suggests that
the real source of hermeneutics is an anthropological vision contained in his ethics.
My article is an attempt to take position in this discussion. It consists in three main
parts: 1. Ethics and the concept of individuality Schleiermacher; 2. Ethical-anthropological presumptions of his hermeneutical notion of understanding; 3. Dialectics
as a dialogical conception of man.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
MICHAEL GROβHEIM*
HERMENEUTIK DER FAKTIZITÄT
ÜBERLEGUNGEN IM ANSCHLUSS AN HEIDEGGER
Słowa kluczowe: hermeneutyka faktyczności, epistemologiczny eksplikacjonizm,
hermeneutyka sytuacji, ludzkie samorozumienie
Keywords: hermeneutics of facticity, epistemological explicationism,
hermeneutics of situations, man’s self-interpretation
In der Festschrift zum siebzigsten Geburtstag von Paul Natorp, die Schüler
und Freunde dem immer noch aktiven Nestor des Neukantianismus 1924
überreichen, erscheint auch ein Beitrag aus der Feder eines Doktors der Philosophie, der kaum das Alter eines heutigen Studienanfängers überschritten
hat. Die zwanzig Seiten, die der junge Hans-Georg Gadamer unter dem
abstrakten Titel Zur Systemidee in der Philosophie beisteuert, lassen sich
bei genauer Lektüre nur als ein Abschiedsgeschenk an den Jubilar und die
durch ihn repräsentierte Strömung verstehen. Der Text ist Dokument eines
philosophiegeschichtlichen Übergangs vom Neukantianismus zu einer
neuartigen, nicht mehr an Edmund Husserl gebundenen Phänomenologie,
die zu dieser Zeit erst in kleinen Kreisen diskutiert wird.
*
Michael Großheim – przedstawiciel Nowej Fenomenologii, profesor filozofii na
Uniwersytecie w Rostocku. Jest autorem wielu książek i artykułów dotyczących filozofii
życia, fenomenologii, filozofii egzystencjalnej oraz ontologii fundamentalnej. E-mail:
[email protected].
134
Michael Großheim
Vom Neukantianismus ist bei Gadamer nur noch pro forma die Rede.
Wenn ziemlich unkonventionelle Ausführungen über die „letzte Bindung des
Begriffes objektiver philosophischer Wahrheit an die persönliche Existenz
des Philosophen“ in ein eher künstlich anmutendes Kompliment an die
Adresse Hermann Cohens münden1, dann stellt sich die Frage, wo denn der
eigentliche Schwerpunkt dieses Textes liegt und wer sein anonym bleibender
spiritus rector ist, wenn es offenkundig nicht mehr der Jubilar selbst ist.
Hans-Georg Gadamer gehört zu den wenigen zeitgenössischen Lesern
der sogenannten „Aristoteles-Einleitung“, die der junge Martin Heidegger als
Manuskript an Paul Natorp sendet, um sich für einen Lehrstuhl in Marburg
zu empfehlen. Diese Lektüre zerstört seine frühreife philosophische Selbstsicherheit und veranlasst den solchermaßen Beirrten, nach Freiburg zu gehen,
um den Autor selbst zu hören.2 Dort hält Heidegger im Sommersemester
1923 eine Vorlesung, die er offiziell zunächst unter der schlichten Überschrift
„Ontologie“ ankündigt, um dann in der ersten Stunde den eigentlichen Titel
Hermeneutik der Faktizität einzuführen (GA 63, S. 113). In dieser Formel ist
der revolutionäre Ansatz prägnant zusammengefasst, der die Gedankenwelt
Gadamers umwälzt und nachhaltig inspiriert.3
Wenn ich richtig sehe, hat die Vorlesung vom Sommersemester 1923
in der Forschung noch nicht die Anerkennung gefunden, die sie verdient.
Ihre Pointen liegen nicht offen zutage, und der Stil des vorliegenden Textes
kann über weite Strecken nur als lakonisch bezeichnet werden. Heidegger
hält keine übliche, über geläufige Themen oder historische Abschnitte
unterrichtende Vorlesung, es handelt sich eher um eine anstrengende philosophische Suchbewegung. Er verfolgt hartnäckig und zugleich tastend ein
1
H.-G. Gadamer, Zur Systemidee in der Philosophie, [in:] Festschrift für Paul Natorp.
Zum siebzigsten Geburtstage von Schülern und Freunden gewidmet, Berlin–Leipzig
1924, S. 55–75, hier 73.
2
Vgl. H.-G. Gadamer, Philosophische Lehrjahre. Eine Rückschau, Frankfurt am Main:
Klostermann 1977, S. 30, 34.
3
Ein anderes Dokument dieser Zeit, in dem Heideggers enormer Einfluss auf den
jungen Gadamer ganz unverkennbar ist, konzentriert sich auf die kritischen Komponenten der Lehre vom In-der-Welt-sein. Vgl. H.-G. Gadamer, Metaphysik der Erkenntnis.
Zu dem gleichnamigen Buch von Nicolai Hartmann, „Logos“ XII (1923/24), S. 340–359.
Wie stark Gadamers Denken durch den frühen Heidegger und namentlich die Vorlesung von 1923 geprägt ist, zeigt auch noch seine Selbstdarstellung aus dem Jahr 1975.
Vgl. H.-G. Gadamer, Selbstdarstellung, [in:] ders., Gesammelte Werke 2: Hermeneutik
II, Tübingen: Mohr 1993 (2., durchges. Aufl.), S. 479–508, hier 495.
Hermeneutik der Faktizität
135
Ziel, das ihm mehr oder weniger klar vor Augen steht, dessen Explikation
ihm aber auch Mühe bereitet. Umwälzende Gedanken verbergen sich hinter
neuartigen, befremdlichen Begriffen oder alten Ausdrücken, die dann aber
ganz neu verstanden werden sollen. Ich muss mich daher im Folgenden zunächst darum bemühen, die Grundgedanken jener neuen Hermeneutik, die
Heidegger vorschwebt, zu rekonstruieren, um danach ihren Auswirkungen
ein wenig nachzugehen. Ich beginne mit etwas trockenen begrifflichen
Klärungen, die aber für ein Verständnis des Ganzen unerlässlich sind.
Was versteht Heidegger unter „Hermeneutik“ und was heißt „Faktizität“? An der thematischen Reihenfolge der Vorlesung orientiert, wende
ich mich zuerst dem zweiten Begriff zu. „Faktizität“, so erklärt Heidegger,
bedeute: „jeweilig dieses Dasein“ (GA 63, S. 7). Jeweiligkeit erinnert an den
Terminus „Jemeinigkeit“ aus Sein und Zeit (SuZ, S. 41 f.), und tatsächlich ist,
wie der weitere Verlauf der Vorlesung zeigt, Derartiges gemeint. An späterer
Stelle heißt es nämlich kurz: „Faktizität = jeweils unser eigenes Dasein“
(GA 63, S. 21) und „der Begriff der Faktizität: je unser eigenes Dasein“
(GA 63, S. 29). In der zeitnah entstandenen Abhandlung Der Begriff der Zeit
(1924) findet sich eine entsprechende Erläuterung: „Dieses Vorhandensein,
das ein Dasein jeweilig das seinige ist – man ist es bzw. ich bin es – sei als
Fakticität bezeichnet“ (GA 64, S. 43).
Hier am Anfang wird mit dem Terminus „jeweilig“ auch der zeitliche
Aspekt menschlicher Existenz betont, und in der knappen Kommentierung,
die Heidegger in Klammern hinzufügt, darüber hinaus das Verweilen, Nichtweglaufen, Da-bei-sein, d. h. das Bei-sich-selbst-sein, das Mit-sich-selbst-Umgehen. Dieses „Michselbsthaben“ (GA 58, S. 164), wie Heidegger es in einer
früheren Vorlesung nennt, ist vor allem durch zwei Aspekte charakterisiert:
1. Dem alltäglichen „Michselbsthaben“ ist die sachliche Beobachterperspektive ganz fremd, oder wie es in einer Vorlesung drei Jahre zuvor heißt:
„Ich bin nicht der Zuschauer und am allerwenigsten gar der theoretisierend
Wissende meiner selbst und meines Lebens in der Welt“ (GA 58, S. 39).
Wenn man den Kontext berücksichtigt, wird deutlich, dass sich dieser Angriff auf das Ansehen der theoretischen Haltung gegen Husserls Methode
der Reflexion auf Bewusstseinsakte richtet.4
4
Die Grunderfahrung des Mich-selbst-habens ist nach Heidegger „nicht eine immanente Wahrnehmung in theoretischer Abzweckung, ausgehend auf Feststellung vorhandener
‚psychischer’ Vorgangs- und Aktbeschaffenheiten“ (GA 9, S. 31).
136
Michael Großheim
2. Der Mensch ist ein historisches, im praktischen Lebensvollzug stehendes Wesen, er ist „nicht Vorkommen, sondern Vollzug“ (GA 58, S. 156).
Auch dieses Ernstnehmen des Menschen in seiner Jeweiligkeit, verstanden
als Geschichtlichkeit, gehört zu den frühesten Differenzen gegenüber Husserls Verständnis von Phänomenologie.5
Was ist zu Beginn der Vorlesung noch über „Faktizität“ zu erfahren?
Heidegger legt besonderen Wert darauf, dass dieses Phänomen „seinsmäßig“
da ist. Ehe man diese wichtige Erläuterung mit einem vorgefassten Verständnis von „Sein“ überformt, das in der Regel unreflektiert der Tradition entnommen wird, sollte man lernen, Heidegger genauer zuzuhören. Seinsmäßig,
so erfährt man, soll nämlich besagen: „nicht und nie primär als Gegenstand
der Anschauung und anschaulicher Bestimmung, der bloßen Kenntnisnahme
und Kenntnishabe von ihm, sondern Dasein ist ihm selbst da im Wie seines
eigensten Seins“ (GA 63, S. 7). Es geht also – provisorisch formuliert – um
so etwas wie ein Selbstverhältnis des Menschen, das Heidegger in seiner
Eigenart abheben möchte. Der zu diesem Zweck entwickelte Gegensatz Sein
5
Vgl. Heideggers Jaspers-Rezension: Dort werden Husserl zwar Verdienste um die
„ursprüngliche Neuaneignung der Phänomene theoretischen Erfahrens und Erkennens“
zugestanden, aber zugleich wird angemahnt, dass das „volle Erfahren in seinem eigentlich faktischen Vollzugszusammenhang im historisch existierenden Selbst“ zu sehen ist
(GA 9, S. 34 f.). – Vgl. schon früher (Pfingsten 1917) im Brief an seine Frau: „Ich kann
Husserls Phän[omenologie]. auch wenn sie zur Philos. kommt nicht als Endgültigkeit
annehmen – weil sie im Ansatz u. entsprechend im Ziel zu eng u. blutlos ist u. weil
sich eine solche Ansetzung nicht verabsolutieren läßt. Das Leben ist zu reich u. zu groß
– deshalb gilt es, für Relativitäten, die in Form von philos. Systemen seinem Sinn (des
Absoluten) nahe kommen wollen, den befreienden Weg in eine absolute Relativitätsgestaltung zu entdecken. [...] Seit ich doziere, erlebte ich bis jetzt ständig diese Umkippungen
– bis mir »der historische Mensch« diesen Winter aufblitzte – “. Heidegger im Brief
vom Oktober 1918: „Das ganze Ichproblem führt statt auf ein reines, leeres Ich auf das
erfüllte u. urlebendige [...] in dieser Bahn bewegen sich die Probleme auf die ich hier
draußen, in der Fortführung des Prinzips vom historisch. Bew. gestoßen bin – “ („Mein
liebes Seelchen!“ Briefe Martin Heideggers an seine Frau Elfride 1915–1970, hrsg. v.
G. Heidegger, München: Deutsche Verlags-Anstalt 2003, S. 57, 87). – „Gerda Walther
berichtete am 20. Juni 1919 an Pfänder, daß Heidegger in den üblichen Diskussionen
am Samstag zusammen mit dem jungen Julius Ebbinghaus Husserl entgegenhielt, wenn
er schon von einem transzendentalen Ich spreche, dann müsse dieses als historisches
gefaßt werden; das reine Ich entstehe durch eine Unterdrückung der Historizität und sei
nur das Subjekt der ‚sachlich-theoretischen Akte’“ (O. Pöggeler, Heideggers Logische
Untersuchungen, [in:] Martin Heidegger: Innen- und Außenansichten, hrsg. v. Forum für
Philosophie Bad Homburg, Frankfurt am Main: Suhrkamp 1989, S. 75–100, hier 83).
Hermeneutik der Faktizität
137
-Anschauung passt in kein traditionelles philosophisches Schema: „Seinsmäßig“ wird abgegrenzt gegenüber einer distanzierten, bloß zuschauenden,
nüchtern-theoretischen Einstellung, auf die die Philosophie bisher einseitig
gesetzt hat. Diese Tendenz will Heidegger korrigieren.6
Die Abwehr eines distanzierten Schauens und bloßen Zur-KenntnisNehmens als Grundlage für das Selbstverstehen des Menschen ist – wenn
man einmal die Vorlesungen von 1919 bis 1927 insgesamt sowie dazu auch
Sein und Zeit heranzieht – eines der Hauptthemen im frühen Denken Heideggers. Weil dieser Zug wenig bekannt zu sein scheint, möchte ich dies
einmal an den aussagekräftigsten Stellen zeigen. Eine der frühesten Stellungnahmen zum Thema findet sich in einem Brief von Martin Heidegger
an Elisabeth Blochmann vom 1. Mai 1919, und diese Passage ist zugleich
bestens geeignet, die eben untersuchte Vokabel „seinsmäßig“ noch einmal
zu präzisieren. Heidegger schreibt:
Und in Momenten, wo wir uns selbst u. die Richtung in die wir lebend
hineingehören unmittelbar erfühlen, da dürfen wir das Klargehabte nicht
nur als solches konstatieren, einfach zu Protokoll nehmen – als stünde
es uns wie ein Gegenstand bloß gegen-über – sondern das verstehende
Sich-selbsthaben ist nur ein echtes, wenn es wahrhaft gelebtes d. h.
zugleich ein Sein ist.7
Das Thema ist also Selbsterkenntnis. Es geht um die Frage nach dem
angemessenen Verhältnis zu Einsichten, die bei derartigen Bemühungen
gewonnen werden. Konstatieren und Zu-Protokoll-Nehmen sind Distanzverhältnisse, in denen das Erkannte gegenüber steht, während Heidegger die
authentische Selbsterkenntnis (das „verstehende Sich-selbst-haben“) als
eine Beziehung der Nähe zum Erkannten beschreibt, die gleichermaßen in
der Sprache des Lebens wie des Seins auszudrücken ist. Die für die Diskreditierung des Konstatierens bemühte räumliche Metaphorik von Nähe
und Distanz dient hier zur Darstellung von Verhältnissen stärkerer und
schwächerer affektiver Anteilnahme oder Involviertheit.
6
Vgl. am deutlichsten GA 56/57, S. 59: „Diese Vorherrschaft des Theoretischen muß
gebrochen werden.“
7
Martin Heidegger an Elisabeth Blochmann am 15. Juni 1918, [in:] Martin Heidegger
– Elisabeth Blochmann. Briefwechsel 1918–1969, hrsg. v. J.W. Storck, Marbach am
Neckar: Deutsche Schillergesellschaft 1990 (2. Aufl.), S. 14.
138
Michael Großheim
Wenn man bei der Untersuchung menschlicher Lebenserfahrung nicht
nur auf der Metaebene der affektiven Neutralität den Vorzug gibt, sondern in
einer Art Übererfüllung von Objektivitätsforderungen auch bereits auf der
Objektebene so tut, als gebe es die unzähligen, durch Selbstbekümmerung
bestimmten Erfahrungen nicht, oder so tut, als ob sie wissenschaftlich nicht
relevant oder nicht erfassbar wären, dann macht man sich eines Verstoßes
gegen das Gebot phänomenologischer Treue zum Material schuldig. Die
einfachste und in der Wissenschaft auch verbreitetste Weise des Umgangs
mit menschlicher Lebenserfahrung ist die schlichte Ignoranz, das Gar-nichterst-Thematisieren. Diese wenig reflektierte philosophische Gewohnheit
hat Wilhelm Dilthey z. B. zu seinem Einspruch im Namen eines ‚echten
Empirismus’ herausgefordert.8 Der bei Dilthey wie auch beim jungen Heidegger zentrale Lebensbegriff dient dazu, zunächst einmal überhaupt einen
möglichst weit gefassten Gegenstandsbereich für die wissenschaftliche
Aufmerksamkeit zu reservieren. Dazu gehören vor allem die Phänomene
der Jemeinigkeit oder „Meinhaftigkeit“ (Kurt Schneider).9 Sie sind es vor
allem, die mit „Leben“ und erstaunlicherweise auch mit „Sein“10 in einem
der späteren ontologischen Phase noch fremden Sinne sprachlich gesichert
werden sollen.11
Diese Diagnose bestätigt sich, wenn man das ganze Feld der Äußerungen studiert, in denen der junge Heidegger die „lebendige“, d. h.
8
„Der Grundgedanke meiner Philosophie ist, daß bisher noch niemals die ganze, volle,
unverstümmelte Erfahrung dem Philosophieren zugrundegelegt worden ist, mithin noch
niemals die ganze und volle Wirklichkeit. [...] Aber der Empirismus ist nicht minder
abstrakt. Derselbe hat eine verstümmelte, von vornherein durch atomistische theoretische
Auffassung des psychischen Lebens entstellte Erfahrung zugrunde gelegt. Er nehme,
was er Erfahrung nennt: kein voller und ganzer Mensch läßt sich in diese Erfahrung
einschränken. Ein Mensch, der auf sie eingeschränkt wäre, hätte nicht für Einen Tag
Lebenskraft!“ (W. Dilthey, Weltanschauungslehre. Abhandlungen zur Philosophie der
Philosophie, hrsg. v. B. Groethuysen, Stuttgart–Göttingen: Teubner Verlagsgesellschaft
1960 (2. Aufl.) [= Gesammelte Schriften, Bd. VIII], S. 171).
9
Vgl. zu diesem Thema bei Husserl und Heidegger ausführlich: H. Schmitz, Husserl
und Heidegger, Bonn: Bouvier 1996.
10
Vgl. z. B. den eben zitierten Brief an Elisabeth Blochmann vom 1. Mai 1919.
11
Vgl. zum Lebensbegriff und zur Husserl-Kritik Heideggers ausführlicher: M. Großheim, Phänomenologie des Bewusstseins oder Phänomenologie des „Lebens“? Husserl
und Heidegger in Freiburg, [in:] G. Figal (Hrsg.), Heidegger und Husserl. Neue Perspektiven, Frankfurt am Main: Klostermann 2009, S. 101–136.
Hermeneutik der Faktizität
139
bekümmerte Erfahrung der gleichgültigen, bloß konstatierenden Erfahrung
gegenüberstellt. Die wichtigsten Zeugnisse in zeitlicher Reihenfolge lauten:
„Erfahrung ist nicht Kenntnisnehmen, sondern das lebendige Beteiligtsein,
das Bekümmertsein, so dass das Selbst ständig von dieser Bekümmerung
mitbestimmt ist“ (GA 59, S. 173). „Lebenserfahrung ist mehr als bloße
kenntnisnehmende Erfahrung“ (GA 60, S. 11). „Diese bekümmerten Erfahrungen selbst sind nun nicht einfach da, gleichsam in einem seelischen
Strom, sondern sie selbst sind im Erfahren gehabt – (dieses Gehabtwerden
ist ihr ‚Sein’) –, und zwar nicht in bloßer theoretisch kenntnisnehmender
Konstatierung, sondern selbst in einer Bekümmerung“ (GA 60, S. 208).
„[...] daß diese kategorialen Zusammenhänge im konkreten eigenen Leben
am Leben sind, nicht bloß so belanglos konstatierbare Beliebigkeiten, wie
wenn ich sage: ‚Das Ding da ist rot.’“ (GA 61, S. 99). „[...] daß das Gegenständliche (faktisches Leben) und sein Seinssinn nicht einfach konstatierbar
sind, daß die Seinsbestimmtheit von Leben genuin nicht erfaßbar ist in einer
freischwebenden und beliebig zu vollziehenden Kenntnisnahme eines vor
der Hand liegenden Objekts“ (GA 61, S. 175). „Die Hermeneutik soll ja
nicht Kenntnisnahme erzielen, sondern das existenzielle Erkennen, d. h. ein
Sein“ (GA 63, S. 18). Später, in Sein und Zeit, stellt Heidegger die sich in
den Bewandtnisbezügen des zuhandenen Zeugzusammenhangs orientierende
„Umsicht“ gegen das Konstatieren (SuZ, S. 359); dessen Rolle übernimmt
jetzt das schlichte „Vernehmen“ eines Vorhandenen.12
Zurück zur Vorlesung von 1923. Zu Beginn der Einleitung wehrt sich
Heidegger noch gegen eine Reihe von Missverständnissen, die hartnäckig
in der Gewohnheit des Denkens verwurzelt sind. Seine Bemerkungen sind
wiederum nur lakonisch und müssen daher ausführlicher erläutert werden.
Heidegger schreibt:
Dasein als je eigenes bedeutet nicht isolierende Relativierung auf
äußerlich gesehene Einzelne und so den Einzelnen (solus ipse), sondern „Eigenheit“ ist ein Wie des Seins, Anzeige des Weges möglichen
Wachseins. Nicht aber eine regionale Abgrenzung im Sinne einer
isolierenden Gegensetzung (GA 63, S. 7).13
12
Vgl. SuZ, S. 25, 33, 61 f., 115, 172. Gegen Husserls Fundierungstheorem: GA 17,
S. 298.
13
Vgl. GA 58, S. 197: „Personale Existenz nicht isolieren im Sinne irgendwelcher
Ichphilosophie.“ Ähnlich GA 58, S.189.
140
Michael Großheim
Was vermieden werden soll, sind also drei verbreitete Tendenzen beim
philosophischen Umgang mit dem Phänomen der „Faktizität“: äußerliche
soziologische Perspektive, Isolierung, Regionalisierung. Was ist damit gemeint? Es geht um ein Selbstmissverständnis des Menschen, das vereinfacht
gesagt folgende Komponenten hat:
Soziologisierung: Ich bin ein Einzelner, ein Individuum, ein Atom der
Gesellschaft.
(Variante Anthropologisierung: Ich bin ein Mensch, ein Exemplar der
Gattung Mensch.14)
Isolierung: Ich bin ein Subjekt, das mit einem Objekt in Kontakt
tritt.
Regionalisierung: Ich bin eine Seele, ein Bewusstsein, ein reines Ich,
ein Gehirn.
Das Phänomen des „Ich bin“, dem Heidegger auf die Spur kommen
möchte, wird so zu einem Objekt unter anderen Objekten gemacht und um
seine Eigenart gebracht. Auch hier ist es wieder sein Lehrer Edmund Husserl,
von dem Heidegger sich absetzen möchte. In den Logischen Untersuchungen
schreibt Husserl:
Das Ich im Sinne der gewöhnlichen Rede ist ein empirischer Gegenstand, das eigene Ich ist es ebenso gut wie das fremde, und jedwedes
Ich ebenso wie ein beliebiges physisches Ding, wie ein Haus oder Baum
usw. (Hu XIX/1, 363).
Später in den Ideen heißt es ähnlich:
Ich bin – ich, der wirkliche Mensch, ein reales Objekt wie andere in der
natürlichen Welt (Hu III/1, 67).15
Der Empiriokritizist Richard Avenarius, mit dem sich Heidegger verschiedentlich auseinandersetzt16, formuliert noch provozierender, wenn er die
14
Vgl. im Detail: M. Großheim, Heidegger und die Philosophische Anthropologie.
Von der Abwehr der anthropologischen Subsumtion zur Kulturkritik des Anthropozentrismus, [in:] D. Thomä (Hrsg.), Heidegger-Handbuch, Stuttgart: Metzler Verlag 2003,
S. 333–337.
15
Vgl. Heidegger GA 20, S. 131.
16
Vgl. M. Großheim, Politischer Existentialismus. Subjektivität zwischen Entfremdung
und Engagement, Tübingen: Mohr Siebeck Verlag 2002, S. 67 f.
Hermeneutik der Faktizität
141
Rede vom Ich lediglich als eine Konzession an den Sprachgebrauch versteht.
In der Welt von Avenarius gibt es nur noch „Vorfindungen“, ohne jemanden,
der etwas vorfindet: „Das Ich-Bezeichnete ist selbst nichts anderes als ein
Vorgefundenes, und zwar ein im selben Sinn Vorgefundenes wie etwa ein
als Baum Bezeichnetes.“17
Dieser Nivellierung von Faktizität stellt sich Heidegger entgegen. Um
der Subsumierung des „Ich bin“ unter beliebige objektive Gegenstände wie
Häuser oder Bäume vorzubeugen, geht er sogar so weit, auf die phänomenologische Was-Frage ganz zu verzichten und die Wie-Frage als entscheidenden Ausweg zu empfehlen. Der Titel Dasein, so erfahren wir in Sein und
Zeit, solle nicht sein „Was“ ausdrücken, wie Tisch, Haus, Baum, sondern
das „Sein“.18 In der Vorlesung von 1923 erklärt Heidegger entsprechend,
dass es sich bei der zu untersuchenden Eigenheit um ein „Wie des Seins“
handele. Um diesem besonderen Gegenstand gerecht zu werden, warnt er
vor jeder frühzeitigen, unüberlegten Vergegenständlichung, wie sie unter
verschiedenen Begriffen in der Philosophie üblich ist: „Der Begriff der
Faktizität: je unser eigenes Dasein, schließt in der Bestimmung ‚eigen’,
‚Aneignung’, ‚angeeignet’ zunächst nichts in sich von der Idee ‚Ich’, Person,
Ichpol, Aktzentrum“ (GA 63, S. 29). Heideggers eigenartiges Fragen, seine
Präferenz für das Wie, ist in der Philosophie unserer Jahre erneuert worden
durch Thomas Nagel, namentlich durch seine Überlegung, wie es ist, eine
Fledermaus zu sein.19
Auf die Was-Frage hat Husserl eine schnelle, allzu schnelle Antwort:
Das „Ich bin“ geht unter im „Bewusstsein“. Was Heidegger „Faktizität“
nennt, ist für seinen Lehrer nichts weiter als eine Region unter anderen
Regionen. Heidegger wird nicht müde, das als fatalen Anfangsfehler zu
17
R. Avenarius, Der menschliche Weltbegriff (1891), Leipzig 1912 (3. Aufl.), S. 82.
– Vgl. aus einer früheren Schrift Kritik der reinen Erfahrung (Erster Band, S. 3):
„Es steht ein beliebiger Bestandteil unserer Umgebung in einem solchen Verhältnis zu
menschlichen Individuen, dass, wenn jener gesetzt ist, diese eine Erfahrung aussagen:
‚Es wird etwas erfahren’; ‚es ist etwas eine Erfahrung’“ (R. Avenarius, Kritik der reinen
Erfahrung, Erster Band (1888), Leipzig 1921 (3. Aufl.), S. 3).
18
SuZ, S. 42; vgl. GA 20, S. 207, 151 f.
19
Vgl. ausführlich zu Nagel und seinen existenzphilosophischen Vorläufern: M. Großheim, Perspektive oder Milieu von Sachverhalten? Zur Theorie der Subjektivität, [in:]
ders. (Hrsg.), Wege zu einer volleren Realität. Neue Phänomenologie in der Diskussion,
Berlin: Akademie Verlag 1994, S. 31–49.
142
Michael Großheim
kennzeichnen: „In der Phänomenologie Husserls wird das Bewußtsein selbst
zu einer Region und untersteht einer regionalen Betrachtung“ (GA 60, S. 57;
vgl. GA 20, S. 129 ff.). „Bewußtsein besagt nichts anderes als eine Region
von bestimmten Vorkommnissen, die den Charakter von Erlebnissen haben“
(GA 17, S. 54, vgl. 283). „Die faktische Lebenserfahrung selbst, in der ich
mich in verschiedener Weise haben kann, ist aber nicht so etwas wie eine
Region, in der ich stehe, nicht das Allgemeine, dessen Vereinzelung das
Selbst wäre“ (GA 9, S. 32).
Dagegen betont Heidegger, das „Michselbsthaben“ sei nicht ein „zum
Objektmachen des Ich, so daß dabei das Ich als Ich, als seiner Gegenstandsregion zugehörig [...] erkannt würde. Es ist nicht eine Einstellung in Ordnungsbeziehungen, in welchem Beziehungssystem das Ich durch Einordnung
endgültig würde, so daß im Sinne des Ordnens nichts mehr darüber aussagbar
wäre“ (GA 58, S.164). Das Thema seiner Hermeneutik der Faktizität ist das
noch nicht objektivierte, jeweilige Dasein: „Das Dasein ist keine Sache wie
ein Stück Holz; nichts so etwas wie eine Pflanze; es besteht auch nicht aus
Erlebnissen, noch weniger ist es das Subjekt (Ich) gegenüber dem Objekt
(nicht Ich)“ (GA 63, S. 47).
Heideggers eindringliche Warnungen für den Umgang mit dem Phänomen des „Ich bin“ lassen sich folgendermaßen zusammenfassen: Nicht
frühzeitig objektivieren, nicht sofort einordnen, nicht einfach isolieren.
Wenn man nur die Abwehr der Objektivierung ins Auge fasst, erinnert das
an Fichtes Stoßseufzer, dass die meisten Menschen leichter dahin zu bringen
seien, sich für ein Stück Lava im Monde als für ein Ich zu halten.20
„Faktizität“ im Sinne Heideggers ist sozusagen ein in vielerlei Weise
bedrohtes Phänomen, dessen Eigenart gegen eine Reihe von traditionellen
Missverständnissen erst mühsam herausgearbeitet werden muss. Zu Soziologisierung, Isolierung und Regionalisierung könnte man noch hinzufügen:
Psychologisierung, denn auch die Verlagerung des menschlichen Selbstverständnisses in eine als abgeschlossene Innenwelt gedachte „Seele“, der man
sich dann in egozentrischer Reflexion zuwendet, gilt als ein grundsätzlicher
20
Vgl. Fichte, Grundlage der gesamten Wissenschaftslehre, [in:] Fichtes Werke, hrsg.
v. I.H. Fichte, Bd. 1, Berlin: de Gruyter 1971 (Nachdruck), S. 83–328, hier 175, Anmerkung.
Hermeneutik der Faktizität
143
Irrweg, denn Faktizität kann nicht ohne ihre Einbettung in eine Welt gedacht
werden.21
Was versteht Heidegger nun unter „Hermeneutik“? Sein Projekt einer
„Hermeneutik der Faktizität“ kann man auf drei Thesen zuspitzen:
1. Da wo eigentlich Hermeneutik walten sollte, als Selbstauslegung
des Menschen und seiner Situation, herrscht die distanzierte Anschauung,
herrschen objektivierende Einstellungen verschiedener Art.
2. Die Konzentration der Hermeneutik auf Texte ist eine historische
Fehlentwicklung, die in Vergessenheit geraten lässt, dass menschliches Leben
selbst in einem ursprünglichen Sinne hermeneutisch angelegt ist.
3. Wenn man diese ursprüngliche Hermeneutik einmal wirklich ernst
nimmt, hat das Konsequenzen für die Erkenntnistheorie insgesamt. Heidegger wird so zu einem der Pioniere des „erkenntnistheoretischen Explikationismus“ (Hermann Schmitz).22
Zur Erläuterung der Thesen:
1. Die distanzierte Anschauung, die den Platz der Hermeneutik einnimmt, nennt Heidegger auch „ästhetisch“. Diesen Ausdruck in seinem
besonderen, noch zu klärenden Sinn übernimmt er von Diltheys Briefpartner Yorck von Wartenburg, der ihn wiederum meiner Vermutung nach bei
Nietzsche entlehnt hat.23 1923, im Jahr der ersten Heidegger-Vorlesung, die
21
Erstaunlich kontinuierlich verwahrt sich Heidegger gegen die Verwechslung seines
Ansatzes mit Solipsismus, Introspektion, Egozentrik, Selbstüberschätzung, eitler Selbstbespiegelung, Zergliederung des „Innenlebens“ etc. Vgl. dazu (in zeitlicher Reihenfolge):
GA 58, S. 159; GA 60, S. 245, 254; GA 61, S. 71, 168; GA 63, S. 30; GA 64, S. 362; GA
24, S. 228; SuZ, S. 146, 178, 273; GA 25, S. 21; GA 27, S. 11, 373; GA 28, S. 232; GA
29/30, S. 115 f. Die Reihe der Belege ließe sich auch für die Jahre nach 1930 fortsetzen,
doch spielt dieser Zeitraum in unserer Untersuchung keine Rolle.
22
Vgl. H. Schmitz, Neue Grundlagen der Erkenntnistheorie, Bonn: Bouvier 1994,
S. 215–222; ders., Hegels Logik, Bonn: Bouvier 1992, S. 352–387.
23
Die Quelle der Anregung für den vor allem am Thema der Geschichte interessierten
Yorck von Wartenburg scheinen mir Nietzsches Ausführungen über Objektivität in seiner
Frühschrift Vom Nutzen und Nachteil der Historie für das Leben zu sein: „Man versteht
dann mit diesem Worte einen Zustand im Historiker, in dem er ein Ereigniss in allen
seinen Motiven und Folgen so rein anschaut, dass es auf sein Subject gar keine Wirkung
thut: man meint jenes ästhetische Phänomen, jenes Losgebundensein vom persönlichen
Interesse, mit dem der Maler in einer stürmischen Landschaft, unter Blitz und Donner
oder auf bewegter See, sein inneres Bild schaut, man meint das völlige Versunkensein
in die Dinge: ein Aberglaube jedoch ist es, dass das Bild, welches die Dinge in einem
solchermaassen gestimmten Menschen zeigen, das empirische Wesen der Dinge wie-
144
Michael Großheim
der junge Gadamer in Freiburg hört, erscheint der Briefwechsel zwischen
dem bekannten Universitätsprofessor Wilhelm Dilthey und dem so gut
wie unbekannten Privatgelehrten Graf Paul Yorck von Wartenburg. Damit
bietet sich einer Generation jüngerer Philosophen die Gelegenheit, für die
Atmosphäre gärender Unzufriedenheit, die sie umtreibt, einen literarischen
Anknüpfungspunkt zu finden. Allen voran, als Kristallisationspunkt und
Verkörperung dieser Bewegung, ist hier Heidegger selbst zu nennen, der
diesem philosophiegeschichtlichen Dokument in § 77 von Sein und Zeit
ein großartiges Denkmal gesetzt hat. Gadamer hat als Zeuge jener Jahre
überliefert, welch „enorme Resonanz“ der Briefwechsel erfuhr, weil er dem
„steigenden Ungenügen“ an der Wissenschaftsgesinnung der Zeit einen
vorläufigen Ausdruck verleihen konnte. Die Entdeckung des Außenseiters
Yorck von Wartenburg als eines „wahren Vorbildes“ wird, wie Gadamer
berichtet, besonders vom jungen Heidegger vorangetrieben:
Wie wir alle, die jungen Leute von damals, auf diesen Briefwechsel mit
Bewunderung für den gräflichen Freund Diltheys reagierten, so war
gewiß Heidegger der erste, der das mit einer entschiedenen, ja geradezu
mit einer schroffen Option für den Part tat, den Graf Yorck in diesem
Briefwechsel spielte.24
Eine Zeitlang beschäftigte sich Heidegger mit dem Projekt einer ausführlichen Rezension des Briefwechsels, die allerdings nicht erschienen ist.25
Das, was Heidegger an Yorcks Worten begeistert, ist eine Tendenz, die
er wenige Jahre zuvor in einer Kritik an Karl Jaspers vorformuliert hat. Dort
geht es um das „Problem einer ursprünglichen historischen Existenzinterpretation“, das durch „Typenbildung“, durch eine an „Gestalten“ orientierte
„ästhetische Haltung“ ganz und gar verfehlt werde (GA 9, S. 23). Dazu passen
Yorcks gegen Dilthey gerichtete Worte, dass das Verfahren der Vergleichung
dergebe. Oder sollten sich in jenen Momenten die Dinge gleichsam durch ihre eigene
Thätigkeit auf einem reinen Passivum abzeichnen, abkonterfeien, abphotographiren?“
(KSA 1, S. 289 f.). Vgl. dazu auch Nietzsches Bemerkungen über den objektiven Menschen (KSA 5, S. 134 ff.) sowie seine Kritik der Verwechslung des Philosophen mit dem
wissenschaftlichen Menschen (KSA 11, S. 530 f.).
24
H.-G. Gadamer, Die Hermeneutik und die Diltheyschule, „Philosophische Rundschau“
38 (1991), S. 161–177, hier 162.
25
Heute ist das Manuskript zugänglich unter dem Titel Der Begriff der Zeit (1924),
[in:] GA 64, S. 3–17.
Hermeneutik der Faktizität
145
immer ästhetisch sei und an der Gestalt hafte. Mit Yorck ist sich Heidegger
einig in dem Befund, dass die traditionelle Geschichtsforschung sich in
„rein okularen Bestimmungen“ hält, die am Körperlichen und Gestalthaften
orientiert sind (SuZ, S. 400).26 Damit verknüpft Yorck den Begriff des „Ontischen“ – in Heideggers Interpretation Sein als Vorhandensein der Natur
–, der durch eine „generische Differenz“ vom „Historischen“ geschieden
ist. Hier kann nun wieder Heidegger mit seiner eigenen Absicht Anschluss
finden, die „verschiedene kategoriale Struktur des Seienden, das Natur, und
des Seienden, das Geschichte ist (des Daseins) herauszuarbeiten“.27 Weil
das Dasein Geschichte nicht einfach distanziert hat, sondern Geschichte
ist28, hängen Deutung der Geschichte und Hermeneutik des Daseins aufs
engste zusammen.29
Yorck scheint sich also gegen eine strenge Trennung beider Formen von
Hermeneutik auszusprechen. Historische Beschäftigung hat für den Freund
Diltheys den Charakter eines stillen Selbstgesprächs, das auch für den mit
dem Geist der Geschichte Ringenden selbst einen sicheren Gewinn bedeutet.
26
Zu Yorcks Zweifel an der Angemessenheit eines „optischen“ Zugangs zu historischen
Mächten vgl. auch: Graf Paul Yorck von Wartenburg, Bewußtseinsstellung und Geschichte. Ein Fragment aus dem philosophischen Nachlaß, hrsg. v. I. Fetscher, Tübingen: Mohr
Verlag 1991, S. 37, 57.
27
SuZ, S. 399. – Hier macht sich eine von Droysen und Dilthey ausgehende und sowohl bei Heidegger wie bei Bultmann spürbare Tendenz bemerkbar, die Naturerkenntnis
philosophisch zu vernachlässigen und damit den erfolgreichen Naturwissenschaften ganz
auszuliefern. Der Natur stehen wir in dieser Perspektive distanziert und fremd gegenüber,
sie ist „stumm“ (Dilthey) und hat uns nichts zu sagen, während wir in der Geschichte
zu Hause sind, weil wir Geschichte sind (Heidegger) oder in ihr Menschen begegnen
(so Dilthey, Bultmann).
28
Am deutlichsten ausgedrückt in der Vorlesung vom Wintersemester 1924/25: „Diese
Vergangenheit [...] ist nichts, was abgelöst von uns fern liegt. Sondern wir sind diese
Vergangenheit selbst. Und wir sind sie nicht etwa, sofern wir die Tradition ausdrücklich
pflegen, Freunde des klassischen Altertums sind, sondern unsere Philosophie und Wissenschaft lebt aus diesen Fundamenten, d. h. der griechischen Philosophie, und dies so
sehr, daß man sich dessen nicht mehr bewußt ist: Sie sind selbstverständlich geworden.
Gerade in dem, was wir nicht mehr sehen, was alltäglich geworden ist, ist etwas wirksam,
was einmal Gegenstand der größten geistigen Anstrengungen war, die in der abendländischen Geschichte unternommen wurden“ (GA 19, S. 10). „Die Geschichte verstehen,
kann nichts anderes besagen, als uns selbst zu verstehen“ (GA 19, S. 11). – Vgl. a. GA
63, S. 48, 64 f.
29
Das könnte man ausführlicher am Beispiel der Spengler-Kritik zeigen, vgl. GA 63,
S. 52–66.
146
Michael Großheim
Es geht also nicht zuletzt um Selbstklärung, oder mit einem Wort Heideggers
um „Selbstbekümmerung“; dieser Faktor lässt sich bei der echten Begegnung
mit Geschichtlichem nicht ausschließen. Faktisch ausgeschlossen wird er
allerdings durch die Fixierung des Gegenstandes zur historischen Gestalt,
der eine vergleichbare Fixierung, d. h. Unlebendigkeit, Nicht-Ansprechbarkeit auf Seiten des Forschenden entspricht. Es ist dieser Gegensatz von
Geschichtlichkeit und Gestalt, der Heidegger an Yorck beeindruckt hat, weil
der Gedanke seinen eigenen Intentionen entgegenkommt.
Eine ähnliche Verwandtschaft spürt der Verfasser von Sein und Zeit
mit dem Literaturwissenschaftler Rudolf Unger, der „Literaturgeschichte
als Problemgeschichte“ verstanden wissen will. Unger knüpft zwar an Dilthey an, wählt aber „Lebensprobleme“ als Ausgangspunkt für den Umgang
mit Texten der Literaturgeschichte, und dieser Umgang bedarf darüber
hinaus auch einer philosophischen Fundierung. Diese Orientierung würdigt Heidegger ausdrücklich im Rahmen seiner Kritik der zeitgenössischen
Wissenschaften. Ebenso muss ihm Ungers Hinweis auf den „Anteil des
subjektiven Faktors“ beim Erkenntnisgewinn auf geschichtlichem Gebiet
zusagen wie auch der Gedanke, dass die geschichtliche Welt „uns nicht
als äußere Erfahrung entgegentritt, uns nicht von außen, als tatsächliche
Wirklichkeit gegeben ist.“30
In positiver und negativer Charakterisierung ist Heideggers Haltung
damit deutlicher geworden: Er lehnt jede ästhetische, d. h. nur theoretisch
betrachtende Einstellung gegenüber dem Thema ab; stattdessen ist eine
dynamische, mitgehende, vollziehende Erfassung gefragt, die von der
menschlichen Lebensführung, der praxis, ausgeht. Aus diesem Grunde
verweigert er sich auch dem traditionellen Ziel der Phänomenologie, der
Gewinnung des Wesens einer Sache durch Wesens-Schau. Ein solches Vorgehen würde erneut nur statische Sachen präsentieren: „Kein Aussehen dieses
Seienden soll bestimmt werden, sondern von Anfang an und durchgängig
einzig seine Weise zu sein, nicht das Was dessen, woraus es besteht, sondern
30
Heidegger nennt Ungers Arbeiten in Sein und Zeit (SuZ, S. 249, vgl. 10) wie auch
in der Vorlesung Prolegomena zu einer Geschichte des Zeitbegriffs (GA 20, S. 5). Von
Unger vgl. die kleine Schrift Literaturgeschichte als Problemgeschichte. Zur Frage geisteshistorischer Synthese, mit besonderer Beziehung auf Wilhelm Dilthey (Berlin 1924),
S. 15 ff. und den Aufsatz Philosophische Probleme in der neueren Literaturwissenschaft
([in:] Unger, Aufsätze zur Prinzipienlehre der Literaturgeschichte, Berlin 1929, S. 30,
zuerst erschienen: München 1908).
Hermeneutik der Faktizität
147
das Wie seines Seins und die Charaktere dieses Wie.“31 Der Vollzugssinn
ist bedeutsamer als der Gehaltssinn, um Begriffe des frühen Heidegger zu
benutzen.32 Die statische Anschauung vermeidet den Vollzug, an den das
Verstehen unauflöslich gekoppelt ist.
Wie wichtig das Moment des Vollzugs für Heidegger ist, zeigen seine
Erläuterungen zum Philosophiebegriff, der gleichzeitig hermeneutisch imprägniert wird. In der Vorlesung des Sommersemesters 1920 bestimmt er
Philosophie als „ursprünglich vollzugsmäßig verstehendes und aufmerksam
machendes Explizieren der faktischen Lebenserfahrung“ (GA 59, S. 183). Im
Wintersemester 1921/22 erklärt er: „Philosophie ist historisches (d. h. vollzugsgeschichtlich verstehendes) Erkennen des faktischen Lebens“ (GA 61,
S. 2). In der „Aristoteles-Abhandlung“ von 1922 – hier führt Heidegger
zuerst die Formel „Hermeneutik der Faktizität“ ein – wird die Bindung
der Philosophie an das Thema der menschlichen Lebenserfahrung ebenso
fortgesetzt wie die Betonung des Auslegungsvollzugs.33 Damit ist deutlich,
daß die frühen Vorlesungen von 1919 bis 1922 neben allen Veränderungen
in wesentlichen Zügen auch eine Kontinuität aufweisen, welche die große
Vorlesung von 1923 vorbereitet.
2. Gemäß seiner Maxime, überlieferte philosophische Begriffe zunächst
einmal kritisch in ihrer Entwicklung zu untersuchen, bietet Heidegger einen
komprimierten Überblick über das, was Hermeneutik historisch bedeutet
hat. Dabei scheint eine gewisse Sympathie für antike Konzeptionen durch,
die den Begriff weiter fassen. Während etwa bei Aristoteles noch das „umgängliche Besprechen“ (GA 63, S. 10) im Mittelpunkt gestanden habe, das
Aufdecken und Vertrautmachen mit dem Seienden (GA 63, S. 10 f.)34, hätten
sich später problematische Tendenzen durchgesetzt. So wirft Heidegger
31
GA 20, S. 207. – Vgl. zu diesem Topos auch R. Bultmann, Glauben und Verstehen.
Gesammelte Aufsätze, Tübingen 1933, S. 129.
32
Vgl. M. Großheim, Von Georg Simmel zu Martin Heidegger. Philosophie zwischen
Leben und Existenz, Bonn: Bouvier 1991, S. 87 f., 40 f.
33
Philosophie soll hier sein „nicht eine erfundene, im Leben nur mitlaufende Beschäftigung mit irgendwelchen ‚Allgemeinheiten’ und beliebig zu setzenden Prinzipien“.
Stattdessen sei sie „fragendes Erkennen, das heißt als Forschung, nur der genuine
explizite Vollzug der Auslegungstendenz der Grundbewegtheiten des Lebens, in denen
es diesem um sich selbst und sein Sein geht“ (GA 62, S. 362 f.).
34
Der Logos hat die ausgezeichnete Möglichkeit des aletheuein: „vordem Verborgenes,
Verdecktes als unverborgen, offen da, verfügbar machen“ (GA 63, S. 11).
148
Michael Großheim
Schleiermacher vor, dass dieser die „umfassend und lebendig gesehene Idee
der Hermeneutik“ eingeschränkt habe auf eine Kunstlehre des Verstehens
(GA 63, S. 13). Dieselbe „verhängnisvolle Beschränkung“ finde sich auch
noch bei Dilthey (GA 63, S. 14).
Heidegger will nun wieder an die von ihm als ursprünglich qualifizierte
Bedeutung anschließen. Hermeneutik sei demnach eine „bestimmte Einheit
des Vollzugs des ερµηνευειν (des Mitteilens), d. h. des zu Begegnung, Sicht,
Griff und Begriff bringenden Auslegens der Faktizität“ (GA 63, S. 14). Hier
ist genau auf die Begrifflichkeit zu achten. Wenn Heidegger beschreibt, was
die von ihm ins Auge gefasste Hermeneutik tut, spricht er von Explizieren,
Auslegen, Verstehen der Faktizität (GA 63, S. 9, 14, 15); in der Aufzählung
scheint eine Gleichberechtigung zu herrschen, doch führt die nähere Betrachtung zu dem Ergebnis, dass Heidegger Auslegung deutlich vorzieht,
während Verstehen zu nah an der eingeschränkten Bedeutung des Verstehens
von Texten liegt. In der zeitnah zur Vorlesung entstandenen Abhandlung
„Der Begriff der Zeit“ ist „Auslegung“ der zentrale Terminus (vgl. GA 64,
S. 32 ff.). Und noch in „Sein und Zeit“ finden sich entsprechende Spuren
des Ansatzes von 1923: „Phänomenologie des Daseins ist Hermeneutik
in der ursprünglichen Bedeutung des Wortes, wonach es das Geschäft der
Auslegung bezeichnet“ (SuZ, S. 37). Ebenfalls in Übereinstimmung mit der
Vorlesung von 1923 wird in Sein und Zeit festgehalten, dass eine Methodologie der Geisteswissenschaften nur abgeleiteterweise „Hermeneutik“ genannt
werden könne (SuZ, S. 38; GA 63, S. 14). Heidegger versucht auch hier,
wie in vielen anderen Fällen, eine Art Ursprungs-Hierarchie zu entwickeln.
Hermeneutik hat sozusagen ihren eigentlichen „Sitz im Leben“ (Hermann
Gunkel) in der Selbstauslegung des Daseins. Ihre Aufgabe sei es,
das je eigene Dasein in seinem Seinscharakter diesem Dasein selbst
zugänglich zu machen, mitzuteilen, der Selbstentfremdung, mit der
das Dasein geschlagen ist, nachzugehen. In der Hermeneutik bildet
sich das Dasein eine Möglichkeit aus, für sich selbst verstehend zu
werden und zu sein (GA 63, S. 15).
Hier ist zwar von „Verstehen“ die Rede, doch fügt Heidegger sofort
die Erklärung hinzu, dass dieses Sichselbstverstehen mit dem, was sonst
Verstehen genannt wird, ganz unvergleichlich sei.
Wenn Heidegger von „Selbstentfremdung“ spricht, so steht dieser
Terminus außerhalb der herkömmlichen Begriffsgeschichte. Gemeint ist
Hermeneutik der Faktizität
149
vielmehr die so eigenartige wie erklärungsbedürftige Selbstvergessenheit des
Philosophierenden in der Philosophie. Dagegen hat Heidegger schon in der
Jaspers-Rezension (1919–1921) eingewandt, eine „echte Selbstbesinnung“
habe anzuerkennen, dass zu den Sachen der Philosophie „der Philosophierende selbst“ mitgehört (GA 9, S. 42).35
Das Sichselbstverstehen ist auf Auslegung angewiesen. Heidegger
spricht von der Auslegungsfähigkeit und der Auslegungsbedürftigkeit des
Daseins (GA 63, S.15) – diese Aussage ist freilich selbst auslegungsbedürftig.
Auf welchen grundsätzlichen Seinscharakter ist die Auslegungsbedürftigkeit
in der Hermeneutik der Faktizität zurückzuführen? Von Heidegger selbst
erfährt man dazu wenig Grundsätzliches. Kurioserweise hat hier der alte,
noch einmal neu ansetzende Paul Natorp mit den 1925 in seiner Praktischen
Philosophie postum erschienenen abstrakten Überlegungen zur Mannigfaltigkeitslehre und zur individuierenden Bestimmung aus dem chaotischen
Unbestimmten mehr zu sagen.36
Wenn man Natorps Anregungen aufnimmt und mit entsprechenden
Bemerkungen Bergsons über die nicht zahlfähige, weil nicht von vornherein
einzeln vorliegende Mannigfaltigkeit der gegenseitigen Durchdringung
35
Vgl. zu diesem Problem auch Heideggers Kommentare aus seiner Auseinandersetzung
mit Dilthey von 1925: „Forschung und Leben haben die eigentümliche Tendenz, das
Schlichte, Ursprüngliche, Echte zu überspringen und sich im Komplizierten, Abgeleiteten, Unechten aufzuhalten.“ „Wir sehen aber, dieses Feld des Nächsten ist faktisch am
wenigsten entdeckt. Diese Wirklichkeit ist durch überlieferte Fragestellungen vergessen“
(M. Heidegger, Wilhelm Diltheys Forschungsarbeit und der gegenwärtige Kampf um eine
historische Weltanschauung. 10 Vorträge [Gehalten in Kassel vom 16.IV. – 21.IV.1925],
„Dilthey-Jahrbuch“ 8 (1992/93), S. 143–180, hier 159, 162). – Vgl. GA 27, S. 306:
„Wie überall in der Philosophie geht es auch hier nicht darum, unbekanntes Land zu
entdecken, sondern das längst und allzubekannte vom Schein und der Umnebelung zu
befreien.“
36
Vgl. P. Natorp, Vorlesungen über Praktische Philosophie, Erlangen 1925, vor allem
Kapitel I und V. – Diese Schrift ist bisher wenig beachtet worden. Vgl. aber Ch. von
Wolzogen, Die autonome Relation. Zum Problem der Beziehung im Spätwerk Paul
Natorps. Ein Beitrag zur Geschichte der Theorie der Relation, Würzburg–Amsterdam:
Königshausen und Neumann 1984. Vgl. auch ders., „Es gibt“. Heidegger und Natorps
„Praktische Philosophie“, [in:] A. Gethmann-Siefert, O. Pöggeler (Hrsg.), Heidegger
und die Praktische Philosophie, Frankfurt am Main: Suhrkamp Verlag 1988, S. 313–337.
Heidegger setzt sich jedoch mit Natorps Gedanken auseinander, namentlich auch mit
der Individuierung aus dem Chaos, vgl. vor allem GA 59, S. 106 f., 116 f.
150
Michael Großheim
kombiniert37, kann man versuchen, die Lücke bei Heidegger zu füllen: Eine
solche Explikationsbedürftigkeit besteht, weil Menschen in Situationen
stehen, in denen nicht von vornherein alles einzeln ist. Deshalb hat der
Mensch die Aufgabe, aus Situationen zu explizieren, doch sind damit auch
gewissermaßen positive Aspekte verbunden. Eine generelle „Reizüberflutung“, wie sie etwa in der Anthropologie Arnold Gehlens behauptet wird,
gehört gar nicht zur conditio humana, denn wir leben permanent in vielerlei
Situationen, deren reichhaltiger Hintergrund zwar prinzipiell explizierbar ist,
aber in der Regel unexpliziert bleibt, so dass von einer Überforderung durch
eine Menge von lauter einzelnen Reizen nicht die Rede sein kann.
Die Rede von Situationen ist in diesem Kontext kein unzulässiger
Import. Heidegger gehört – das ist wenig bekannt – zu den wichtigsten
Theoretikern des Situationsbegriffs in der Philosophie des 20. Jahrhunderts.
Bevor er sich eindeutig für den Weltbegriff (in der Einzahl) entscheidet, der
dann durch Sein und Zeit Spuren in der Philosophiegeschichte hinterlässt,
experimentiert Heidegger von 1919 bis 1921 mit dem Situationsbegriff (in
der Mehrzahl).38
Weltbegriff und Situationsbegriff stehen gleichermaßen gegen Positionen, wie man sie kurz und knapp ausgedrückt findet z. B. in Nicolai
Hartmanns Satz: „Vom Subjekt aus gesehen ist Erkenntnis ein Erfassen
des Objekts.“39 Das damit angesprochene Problem, eine Brücke von einem
einzelnen und primär isolierten Subjekt zu einem einzelnen Objekt zu errichten, wird von den Situationstheoretikern als Scheinproblem betrachtet;
sie betonen das Verstricktsein, das Eingebettetsein in Situationen40. Mit den
37
Vgl. H. Bergson, Zeit und Freiheit. Eine Abhandlung über die unmittelbaren Bewußtseinstatsachen, Jena 1920 (3.–5. Tsd.), z. B. S. 59, 101. – Vgl. auch bei Natorp die
kurze Bemerkung zu Bergson, die aber aufgrund der nicht häufigen Verweise auf andere
Philosophen auffällt: P. Natorp, Praktische Philosophie, a.a.O., S. 71.
38
Vgl. dazu die wichtigsten Stellen: GA 56/57, S. 205 ff.; GA 58, S. 22, 62, 76, 77,
95, 105, 110, 113, 117, 137, 165, 167, 188, 219, 233, 253, 258, 261; GA 59, S. 24, 34,
44, 46, 48, 81, 83, 163, 179, 197; GA 60, S. 82 ff., 90 ff., 129, 147, 331.
39
N. Hartmann, Grundzüge einer Metaphysik der Erkenntnis, Berlin 1949: de Gruyter
(4. Aufl.; zuerst 1921), S. 61. – Vgl. zu Heideggers Kritik an Hartmanns Erkenntnistheorie:
M. Großheim, Ludwig Klages und die Phänomenologie, Berlin: Akademie-Verlag 1994,
S. 213, Anm. 27.
40
Zum Eingebettetsein in Situationen vgl. L. Wittgenstein, Philosophische Untersuchungen, Frankfurt am Main: Suhrkamp 1967, S. 137 (Aph. 337), 186 (Aph. 581). Diesen
und weitere Aspekte des Situationsbegriffs thematisiert Gadamer, ausgehend von der
Hermeneutik der Faktizität
151
Worten von Hermann Schmitz: „Die umgreifende Situation (als Spielfeld
für Züge der Explikation) [...] ersetzt die additive Konfrontation.“41
Der Einbettung oder Verstrickung in zu explizierende Situationen steht
auf der anderen Seite das Leitbild der Reise oder des Besuchs gegenüber,
so dass der Gegenstand des Erkennens „das Ziel einer Expedition darstellt,
die darauf aus ist, ihn zu erfassen und entweder ihn selbst oder ein korrektes
Bild von ihm als Trophäe heimzubringen“.42 Mit diesem Modell macht
Heidegger in der Tat Schluss:
„Wie kommt Bewußtsein oder das »Ich« hinüber zur Welt? Wie die Welt
ins Bewußtsein? Wie kommen diese zwei zueinander?“ Grundsätzlich
schief gestellte Fragen bezüglich eines Phänomens, das man zuvor gar
nicht angesehen hat. Befragt wird ja das Sein des Menschen: Sein in
der Welt gehört zum Sein des Daseins (GA 17, S. 318).
Eine solche Auslegung des Seins in der Welt ist eine Hermeneutik der
Situationen.
3. Auffällig ist in diesem Zusammenhang, dass Heidegger das Wort
„Gegenstand“ bei den Erläuterungen zum Thema Hermeneutik in distanzierende Anführungszeichen setzt (GA 63, S. 15, 19, 29). Hinter dieser
unscheinbaren Geste verbirgt sich eine Revolution der Erkenntnistheorie, die
ebenso eine Zumutung für das traditionelle Denken darstellt wie zuvor bereits
Einsicht, dass eine Situation nicht einfach Gegenstand wissenschaftlicher Erkenntnis
sein kann: „Allzu deutlich liegt ja in diesem Begriff der Situation das Umfangende und
Befangende, das dem forschenden Subjekt die Distanz gegenüber der Welt der Objekte
verwehrt. Allzu deutlich fordert das Wesen der ‚Situation’ ein Wissen, das nicht die
Objektivität anonymer Wissenschaftlichkeit hat, sondern durch Horizont und Perspektive, durch Engagement und erhellende Einsicht in die eigene Existenz geprägt ist“
(H.-G. Gadamer, Philosophische Lehrjahre. Eine Rückschau, a.a.O., S. 204). Vgl. auch
W. Schapp, Philosophie der Geschichten, Leer: Rautenberg 1959, S. 17: „Mensch sein
heißt in Geschichten verstrickt sein.“ „Wir meinen, daß wir nicht nur jederzeit in gewisse
gegenwärtige Geschichten verstrickt sind, sondern daß wir ständig in viele, um nicht zu
sagen unzählige gegenwärtige Geschichten verstrickt sind und daß dies Verstricktsein
oder vielleicht auch Verstricktgewesensein unser Sein ausmacht“ (S. 5). „Wir sind ständig darin“; es ist keine Annäherung, kein Hineinkommen, kein Heimischwerden nötig
(S. 14).
41
H. Schmitz, Hegels Logik, a.a.O., S. 367.
42
H. Schmitz, Neue Grundlagen der Erkenntnistheorie, a.a.O., S. 215.
152
Michael Großheim
die Anerkennung der Faktizität. Heidegger will hier auf eine Distanzierung
vom alten Ideal der Gegenstandserfassung hinaus:
Die Beziehung zwischen Hermeneutik und Faktizität ist dabei nicht
die von Gegenstandserfassung und erfaßtem Gegenstand, dem jene
sich lediglich anzumessen hätte, sondern das Auslegen selbst ist ein
mögliches ausgezeichnetes Wie des Seinscharakters der Faktizität
(GA 63, 15).
Thomas von Aquins „adaequatio“ ist immer noch das Leitbild vieler wissenschaftlicher und vor allem populärwissenschaftlicher Vorstellungen von
Erkenntnis. Heidegger schlägt an dieser Stelle nicht weniger vor, als das alte
Modell – der Gegenstand als Objekt einer Anpassung – zu ersetzen durch
das hermeneutische Modell: der Gegenstand als Thema einer Explikation.
Heidegger benutzt diese Terminologie selbst – er spricht z. B. von
„hermeneutischer Explikation“ (GA 63, S. 29, 30), deren Ergebnis nennt
er „Explikate“ (GA 63, S. 16).43 Damit verbunden ist eine Ablenkung der
hermeneutischen Aufmerksamkeit vom „Verstehen“ und „Deuten“ bzw.
„Interpretieren“ zum vereinzelnden Hervorheben aus ganzheitlichen Zusammenhängen, die bei Heidegger „Welt“, „Umwelt“ oder „Situationen“
heißen. Damit ist das Dasein beschäftigt, bevor es irgendwelche Kunstlehren entwickelt. In der Abhandlung Der Begriff der Zeit (1924) finden sich
entsprechende Grundsatzerklärungen: „Das besorgende Erschließen des Daseins, d. i. das primäre Erkennen, ist Auslegung“ (GA 64, S. 32).44 „Auslegen
ist besorgendes Ansprechen von etwas als etwas“ (GA 64, S. 35, vgl. 32).
Was in dieser Weise ausgelegt, expliziert wird, ist die „Bedeutsamkeit“ der
Situationen – ein zentraler Ausdruck von Dilthey, den Heidegger übernimmt
und in seiner philosophischen Rolle erheblich stärkt.45
43
Seinen Höhepunkt erreicht der Explikationsbegriff bei Heidegger in der Vorlesung
vom Wintersemester 1920/21. Vgl. z. B. GA 60, S. 54, 64, 72, 83 ff., 128 f., 145. Vgl.
a. GA 56/57, S. 6, 11; GA 59, S. 49 u. ö.
44
Noch knapper heißt es kurz darauf: „Auslegen ist das primäre Erkennen“ (GA 64,
S. 36).
45
Vgl. z. B. GA 58, S. 96: „Unser faktisches Leben ist unsere Welt – wir begegnen
immer irgendwie, sind dabei ‚gefesselt’, abgestoßen, entzückt, angewidert, und die
Kenntnisnahmen sind irgendwie bedeutungsbetont: wertvoll, gleichgültig, überraschend,
nichtssagend usf.“ – Vgl. weiterhin die wichtigsten Zeugnisse zum Thema „Bedeutsamkeit“ (in chronologischer Reihenfolge): GA 56/57, S. 72 f., 85; GA 59, S.37; GA 61,
Hermeneutik der Faktizität
153
Die in der Auslegung explizierte Bedeutsamkeit der Situationen läßt
sich nicht wie ein Gegenstand in der Anschauung distanzieren. Heidegger
spricht z. B. von den faktischen Situationen, die wir selbst sind und leben
(GA 58, S. 95).46 Der Einsatz des Seinsbegriffs dient hier (später ändert sich
das) dem bereits besprochenen Zweck, das Nichtvorhandensein einer Distanz
zum Gegenstand zu betonen. Ich erinnere noch einmal an die Schlüsselstelle
aus dem Briefwechsel mit Elisabeth Blochmann:
Und in Momenten, wo wir uns selbst u. die Richtung in die wir lebend
hineingehören unmittelbar erfühlen, da dürfen wir das Klargehabte
nicht nur als solches konstatieren, einfach zu Protokoll nehmen – als
stünde es uns wie ein Gegenstand bloß gegen-über – sondern das
verstehende Sich-selbsthaben ist nur ein echtes, wenn es wahrhaft
gelebtes d. h. zugleich ein Sein ist.47
In der Vorlesung von 1923 definiert Heidegger Existenz als die „eigenste Möglichkeit seiner selbst, die das Dasein (Faktizität) ist“ (GA 63,
S. 16). Für die so verstandene Existenz gilt: Sie ist „nie ‚Gegenstand’,
sondern Sein; sie ist da nur, sofern je ein Leben sie ‚ist’“ (GA 63, S. 19).
Außerdem wird betont: „Die Hermeneutik soll ja nicht Kenntnisnahme erzielen, sondern das existenzielle Erkennen, d. h. ein Sein“ (GA 63, S.18).
Die früher erfolgte provisorische Kennzeichnung von Faktizität als
Selbstverhältnis muss an dieser Stelle korrigiert werden. Heidegger schärft
nämlich ein, dass es sich genau betrachtet um „kein Sichverhalten zu ...“
handele, sondern um ein „Wie des Daseins selbst“. Dieses beschreibt er
näher als das „Wachsein des Daseins für sich selbst“ (GA 63, S. 15). Von
diesem „Wachsein“ ist zu Beginn der Vorlesung immer wieder die Rede.48
Wenn das Wachsein für sich selbst kein Sichverhalten zu ... sein soll, kann
S. 90; GA 63, S. 86, 96; GA 20, S. 275; SuZ, S. 87 f., 123, 143, 161, 186 f., 192, 210,
343.
46
Vgl. GA 58, S.117: „Ich gehe auf in der jeweiligen Situation und in der ungebrochenen Situationsfolge und zwar in dem, was mir in den Situationen begegnet. Ich gehe
auf darin, d. h. ich sehe mir nicht an oder bringe mir zum Bewußtsein: jetzt kommt das,
jetzt das, sondern in dem, was kommt, bin ich, vollebendig es lebend, verhaftet. Ich lebe
den Bedeutsamkeitszusammenhang.“
47
Martin Heidegger an Elisabeth Blochmann am 15. Juni 1918, [in:] Martin Heidegger
– Elisabeth Blochmann, a.a.O., S. 14.
48
Vgl. GA 63, S. 7, 15, 16, 18, 19.
154
Michael Großheim
man es sich am ehesten als ein „präreflexives cogito“ im Sinne Sartres
zurechtlegen.49
Damit ist die Klärung der Begriffe „Hermeneutik“ und „Faktizität“
– soweit sie in diesem beschränkten Rahmen möglich ist – abgeschlossen
und der Punkt erreicht, an dem man zu Gadamers Beitrag in der NatorpFestschrift zurückkehren kann: Die eigentliche Pointe verrät erst der Schluss
des Textes, in Gestalt einer Skizze verfehlter Formen des Philosophierens.
Kritisiert wird hier die existenzielle Unverbindlichkeit im bloßen Betrachten
der Philosophiegeschichte, die sich zu nichts mit Ernsthaftigkeit stellt und
der es gelingt, sich in die überschaubar gemachten Bereiche mühelos, aber
auch folgenlos einzuschmiegen. Als Protagonist dieser Auffassung wird Georg Simmel vorgestellt, der auch für Heidegger in der bereits beschriebenen
Hinsicht ein Stein des Anstoßes war.50 Gadamer schreibt:
Wenn z. B. Simmel den Wahrheitsgehalt der Philosophie mit dem der
Kunst vergleicht, wenn die Wahrheit einer Philosophie sich an der
Weite des Weltfühlens bestimmt, das in sie hineingegangen ist, dann
wird die Geschichte der Philosophie zu einem bloßen Schauspiel,
zu einem Bildersaal [...]. Nur eine philosophisch ganz indifferente
Nachzeichnung weltanschaulicher Typen bleibt übrig, [...]. Die
Mannigfaltigkeit möglicher und geschichtlich vorfindlicher systematischer Stellungnahmen gibt vielleicht sogar die Möglichkeiten zu
einer philosophischen Typologie an die Hand, [...].51
Die Geschichte der Philosophie als Schauspiel oder Bildersaal – worin
hier eigentlich der Vorwurf steckt, wird verständlich, wenn man an die Kritik
Heideggers an der ästhetischen Einstellung denkt; der junge Autor hält sich
hier an die Thesen seines Lehrers. So bleibt das eigene Dasein Gadamer
zufolge bei einer solchen Zugangsweise unbeteiligt. Ganz im Sinne Heideggers wendet er sich gegen das „Vorurteil, als ob man vom eigenen Dasein
absehen müsse zum Zweck einer reinen, vorurteilslosen Forschung.“52 Aus49
Vgl. J.-P. Sartre, Die Transzendenz des Ego. Philosophische Essays 1931–1939,
übers. v. U. Aumüller, T. König, B. Schuppener, Reinbek bei Hamburg: Rowohlt 1982,
S. 39–96.
50
Vgl. M. Großheim, Von Georg Simmel zu Martin Heidegger, a.a.O., bes. S. 77 ff.
51
H.-G. Gadamer, Zur Systemidee in der Philosophie, [in:] Festschrift für Paul Natorp
zum siebzigsten Geburtstag, a.a.O., S. 55–75, hier 74.
52
Ebd., S. 55–75, hier 74.
Hermeneutik der Faktizität
155
gangspunkt habe vielmehr meine eigene Daseinsdeutung zu sein, die erst in
der Verschärfung ihrer Fraglichkeit auch ein ursprüngliches Sachverhältnis
zu überlieferten Problemen und Resultaten entwickeln könne.
Auch hier ist Gadamer von dem im Sommersemester 1923 Gehörten
inspiriert. In der Freiburger Vorlesung hat Heidegger die Gelegenheit
genutzt, die (z. B. bei Husserl maßgebliche) unkritische Orientierung am
Wissenschaftsideal der Mathematik aus einem ungewohnten Blickwinkel
zu beleuchten. Er erklärt:
Mathematik ist die am wenigsten strenge Wissenschaft, denn der Zugang
ist hier der allerleichteste. Geisteswissenschaft setzt viel mehr wissenschaftliche Existenz voraus, als sie ein Mathematiker je erreichen kann.
Man darf Wissenschaft nicht als System von Sätzen und Begründungszusammenhängen ansehen, sondern als etwas, worin sich faktisches
Dasein mit sich selbst auseinandersetzt (GA 63, S. 72).53
Wissenschaft als eine existenzielle Angelegenheit, und das Ganze hermeneutisch gefasst – dieser Aspekt ist es, der den jungen Gadamer fasziniert.
Sein Beitrag zur Natorp-Festschrift schreibt in diesem Sinne Heidegger fort.
Er erklärt: In Problemen, die niemanden angehen, die niemandem aufgegeben sind, sei keine Wahrheit zu entdecken.
Vielmehr ist aus den Fragen, die sich der eigenen Existenz als notwendige Auseinandersetzung mit dem Dasein aufdrängen, jede mögliche
philosophische Problemrichtung erst herauszuarbeiten. So kann im
primären Sinne ein einzelner Problemansatz nicht an sich falsch sein
oder wahr, sondern wahr sind Probleme, die aus einem ursprünglichen
und persönlichen Sachverhältnis erwachsen.54
Ob man Probleme tatsächlich sinnvoll als „wahr“ oder „unwahr“
bezeichnen kann, sei hier dahingestellt. Gemeint ist wohl eher die besondere Bedeutsamkeit eines Problems für mich, die sicher häufig den Anstoß
zum Philosophieren liefert. Kierkegaard, der auf recht ähnliche Weise wie
Gadamer eine Wahrheit-für-mich in starkem Sinne fordert, hat weniger die
53
Heideggers Vorstellungen erstaunlich nahe kommen Überlegungen, die der Philosoph
Emil Utitz einige Jahre später im Exil niederschreibt. Vgl. mit besonderer Betonung des
Abstandes zwischen Philosophie und Mathematik: E. Utitz, Die Sendung der Philosophie
in unserer Zeit, Leiden 1935, S. 136, 156, 157.
54
H.-G. Gadamer, Zur Systemidee in der Philosophie, a.a.O., S. 73.
156
Michael Großheim
Probleme als vielmehr die Programme im Blick (was ich tun soll).55 Was
der junge Gadamer in seinem Beitrag zur Natorp-Festschrift fordert, ist also
„Hermeneutik der Faktizität“.
Heideggers Hermeneutik der Faktizität befreit die Hermeneutik von
ihrer Bindung an Texte, sie berücksichtigt die „Meinhaftigkeit“ (Kurt Schneider) menschlicher Lebenserfahrung, sie bereitet eine grundlegende Wende
zum erkenntnistheoretischen Explikationismus vor, und sie führt – weiter
gedacht – zu einer Hermeneutik der Situationen.
Es liegt auf der Hand, dass Heideggers „Hermeneutik der Faktizität“
mit ihrer enormen Erweiterung des Tätigkeitsfeldes für Vertreter einer
klassischen, an Texten orientierten Hermeneutik eine Zumutung darstellen
muss. Vielleicht kann dieser Ansatz versöhnlicher wirken, wenn man sich
klar macht, dass damit auch eine enorme Aufwertung der Hermeneutik verbunden ist, eine Aufwertung, wie sie in der Philosophie des 20. Jahrhunderts
wohl einmalig sein dürfte.
55
Vgl. zum Motiv einer Wahrheit-für-mich in starkem Sinne: „Was mir eigentlich fehlt,
ist, daß ich mit mir selbst ins reine darüber komme, was ich tun soll, nicht darüber, was
ich erkennen soll [...] Es kommt darauf an, meine Bestimmung zu verstehen, zu sehen,
was die Gottheit eigentlich will, daß ich tun solle; es gilt eine Wahrheit zu finden, die
Wahrheit für mich ist, die Idee zu finden, für die ich leben und sterben will. Und was
nützte es mir dazu, wenn ich eine sogenannte objektive Wahrheit aus-findig machte;
wenn ich mich durch die Systeme der Philosophen hindurcharbeitete und, wenn man es
verlangte, über sie Heerschau halten könnte; daß ich die Folgewidrigkeiten innerhalb
jedes einzelnen Kreises nachweisen könnte; – was nützte es mir dazu, daß ich eine
Staatstheorie entwickeln könnte und aus den vielerorts gesammelten Einzelheiten ein
Ganzes zusammensetzen, eine Welt entwerfen könnte, worin ich dann wieder nicht lebte,
sondern die ich nur anderen zur Schau stellte; – was nützte es mir, daß ich die Bedeutung des Christentums entwickeln und viele einzelne Erscheinungen erklären könnte,
wenn es für mich selbst und mein Leben keine tiefere Bedeutung hätte? [...] Was nützte
es mir, daß die Wahrheit kalt und nackt vor mir stünde, gleichgültig dagegen, ob ich sie
anerkennte oder nicht, eher ein angstvolles Schaudern bewirkend als eine vertrauensvolle
Hingebung?“ (S. Kierkegaard, Die Tagebücher. Erster Band, ausgewählt, neugeordnet
und übersetzt von H. Gerdes, Düsseldorf– Köln: Eugen Diedrichs 1962, S. 16 f.). – Vgl.
daneben auch die Aussagen zum „subjektiven Denker“: S. Kierkegaard, Abschließende
unwissenschaftliche Nachschrift zu den Philosophischen Brocken. Zweiter Teil, übers.
v. H.-M. Junghans, Düsseldorf–Köln: Diederichs Verlag 1956, S. 54 ff.
Hermeneutik der Faktizität
157
Abkürzungsverzeichnis
Werke Martin Heideggers
SuZ = Sein und Zeit, Tübingen 1984 (15. Aufl.)
GA 9 = Wegmarken, hrsg. v. F.-W. von Herrmann, Frankfurt am Main 1976 (Gesamtausgabe, Bd. 9)
GA 17 = Einführung in die phänomenologische Forschung (= Marburger Vorlesung
Wintersemester 1923/24), hrsg. v. F.-W. von Herrmann, Frankfurt am Main
1994 (Gesamtausgabe, Bd. 17)
GA 19 = Platon: Sophistes (= Marburger Vorlesung Wintersemester 1924/25), hrsg.
v. I. Schüßler, Frankfurt am Main 1992 (Gesamtausgabe, Bd. 19)
GA 20 = Prolegomena zur Geschichte des Zeitbegriffs (= Marburger Vorlesung
Sommersemester 1925), hrsg. v. P. Jaeger, Frankfurt am Main 1979 (Gesamtausgabe, Bd. 20)
GA 24 = Die Grundprobleme der Phänomenologie (= Marburger Vorlesung Sommersemester 1927), hrsg. v. F.-W. von Herrmann, Frankfurt am Main 1975
(Gesamtausgabe, Bd. 24)
GA 25 = Phänomenologische Interpretation von Kants Kritik der reinen Vernunft
(= Marburger Vorlesung Wintersemester 1927/28), hrsg. v. I. Görland, Frankfurt am Main 1977 (Gesamtausgabe, Bd. 25)
GA 27 = Einleitung in die Philosophie (= Freiburger Vorlesung Wintersemester
1928/29), hrsg. v. O. Saame und I. Saame-Speidel, Frankfurt am Main 1996
(Gesamtausgabe, Bd. 27)
GA 28 = Der deutsche Idealismus (Fichte, Schelling, Hegel) und die philosophische
Problemlage der Gegenwart (= Freiburger Vorlesung Sommersemester 1929),
hrsg. v. C. Strube, Frankfurt am Main 1997 (Gesamtausgabe, Bd. 28)
GA 29/30 = Die Grundbegriffe der Metaphysik. Welt – Endlichkeit – Einsamkeit
(= Freiburger Vorlesung Wintersemester 1929/30), hrsg. v. F.-W. von Herrmann, Frankfurt am Main 1983 (Gesamtausgabe, Bd. 29/30)
GA 56/57 = Zur Bestimmung der Philosophie. 1. Die Idee der Philosophie und
das Weltanschauungsproblem 2. Phänomenologie und transzendentale
Wertphilosophie mit einer Nachschrift der Vorlesung „Über das Wesen der
Universität und des akademischen Studiums“ (= Frühe Freiburger Vorlesungen
Kriegsnotsemester 1919 und Sommersemester 1919), hrsg. v. B. Heimbüchel,
Frankfurt am Main 1987 (Gesamtausgabe, Bd. 56/57)
158
Michael Großheim
GA 58 = Grundprobleme der Phänomenologie (1919/20) (= Frühe Freiburger Vorlesung Wintersemester 1919/20), hrsg. v. H.-H. Gander, Frankfurt am Main
1993 (Gesamtausgabe, Bd. 58)
GA 59 = Phänomenologie der Anschauung und des Ausdrucks: Theorie der philosophischen Begriffsbildung (= Frühe Freiburger Vorlesung Sommersemester 1920), hrsg. v. C. Strube, Frankfurt am Main 1993 (Gesamtausgabe,
Bd. 59).
GA 60 = Phänomenologie des religiösen Lebens. 1. Einleitung in die Phänomenologie der Religion 2. Augustinus und der Neuplatonismus 3. Die philosophischen
Grundlagen der mittelalterlichen Mystik (= 1. Frühe Freiburger Vorlesung
Wintersemester 1920/ 21, hrsg. v. M. Jung und T. Regehly 2. Frühe Freiburger
Vorlesung Sommersemester 1921, hrsg. v. C. Strube 3. Ausarbeitungen und
Entwürfe zu einer nicht gehaltenen Vorlesung, hrsg. v. C. Strube), Frankfurt
am Main 1995 (Gesamtausgabe, Bd. 60)
GA 61 = Phänomenologische Interpretationen zu Aristoteles. Einführung in die
phänomenologische Forschung (= Frühe Freiburger Vorlesung Wintersemester
1921/22), hrsg. v. W. Bröcker und K. Bröcker-Oltmanns, Frankfurt am Main
1985 (Gesamtausgabe, Bd. 61)
GA 63 = Ontologie (Hermeneutik der Faktizität) (= Frühe Freiburger Vorlesung
Sommersemester 1923), hrsg. v. K. Bröcker-Oltmanns, Frankfurt am Main
1988 (Gesamtausgabe, Bd. 63)
GA 64 = Der Begriff der Zeit, hrsg. v. F.-W. von Herrmann, Frankfurt am Main
2004 (Gesamtausgabe, Bd. 64)
Werke Edmund Husserls
Hu III = Ideen zu einer reinen Phänomenologie und phänomenologischen Philosophie. Erstes Buch: Allgemeine Einführung in die reine Phänomenologie, hrsg.
v. W. Biemel, Haag 1950 (= Husserliana, Bd. III)
Hu XIX/1 = Logische Untersuchungen. Zweiter Band. Erster Teil: Untersuchungen
zur Phänomenologie und Theorie der Erkenntnis, hrsg. v. U. Panzer, The Hague/Boston/Lancaster 1984 (= Husserliana, Bd. XIX/1)
Werke Friedrich Nietzsches
KSA = Kritische Studienausgabe, hrsg. v. G. Colli und M. Montinari, München
1988 (2. durchges. Aufl.)
Hermeneutik der Faktizität
159
HERMENEUTICS OF FACTICITY. RECONSIDERING HEIDEGGER
Summary
Heideggers formulation „the hermeneutics of facticity“ (from his lectures in the
summer semester of 1923) explicits a revolutionary approach that has changed the
spriritual world of young Gadamer and inspired him constantly. Despite a broad
historical reconstruction of this influence the new hermeneutical approach did not
find a resonance it deserves.
The project of “the hermeneutics of facticity” can be summarized in 3 thesis:
1. A distanced look and objective adjustments of different sorts dominate
over the hermeneutics as a man’s selfinterpretation. Heidegger’s approach
insists explicitly on ‘mine-ness’ (Meinhaftigkeit, as Kurt Schneider puts it)
of human’s life-experience.
2. The focusing of hermeneutics on texts is a misleading historical development, because it hides the fact that human life has genuinly an interpretative
character.
3. If we seriously take into account this genuine hermeneuticity then it
will have consequences for the whole theory of knowledge. It prepares
a fundamental turn that goes to the hermeneutics of situations. It makes
Heidegger a pioneer of epistemological explicationism (Hermann Schmitz’
“erkenntnistheoretischen Explikationismus”).
His “Hermeneutik der Faktizität”, with its huge enlargement of the research
area is a big challenge to the representatives of the classical, text-oriented hermeneutics. His approach seems to be more conciliatory if we are aware that it is accomanied
by a enormous increase of value of the hermeneutics itself.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
ANDRZEJ WIERCIŃSKI*
PAULA RICOEURA ANTROPOLOGICZNA
HERMENEUTYKA OSOBY
JAKO L’HOMME CAPABLE
Słowa kluczowe: hermeneutyka, antropologia, edukacja, transgresja,
rozumienie jako sposób życia, polifonia rozumienia, kultywacja uczuć,
tożsamość narracyjna
Keywords: hermeneutics, anthropology, education, transgression, understanding
as a mode of life, poliphony of understanding, cultivation of feelings,
narrativ identity
Jeżeli przyjmuję was jakimi jesteście, uczynię was gorszymi;
jeśli jednak potraktuję was jako tych, jakimi możecie się stać,
pomogę wam się przemienić.
Johann Wolfgang von Goethe
Próba zarysowania hermeneutyki antropologicznej Paula Ricoeura jest częścią większego projektu pod roboczym tytułem „Hermeneutyka edukacji”.
Pierwsza część, „Hermeneutyczna edukacja ku rozumieniu: Edukacja siebie
i gotowość na ryzyko niepowodzeń”1, podejmuje analizę Gadamerowskiego
*
Andrzej Wierciński – profesor filozofii religii (außerplanmäßiger Professor) na Uniwersytecie we Fryburgu Bryzgowijskim. Prezydent-założyciel International Institute for
Hermeneutics, napisał kilka książek z zakresu metafizyki, historii filozofii, hermeneutyki,
fenomenologii i filozofii religii. Wydaje serię International Studies in Hermeneutics and
Phenomenology (LIT) oraz internetowe pismo „Analecta Hermeneutica”. E-mail: andrew.
[email protected].
1
A. Wierciński, Hermeneutic Education to Understanding: Self-Education and the
Willingness to Risk Failure, [w:] P. Fairfield (ed.), Education, Dialogue, and Hermeneutics, New York: Continuum 2010, s. 107–123.
162
Andrzej Wierciński
rozumienia fenomenu edukacji jako edukacji siebie i jej implikacji dla doświadczenia edukacji. Na Międzynarodowym Sympozjum „Reading Ricoeur
Once Again: Hermeneutics and Practical Philosophy” w Lizbonie w 2010 roku analizowałem wkład Ricoeura w hermeneutykę edukacji: „Uzdrawiająca
podróż w kierunku siebie samego: Paula Ricoeura narracyjny przewrót
w hermeneutyce edukacji”2. Niniejsze uwagi dotyczą przede wszystkim
Ricoeurowskiego rozumienia człowieka jako l’homme capable czy l’homme
agissant3 w odniesieniu do szeroko rozumianej hermeneutyki edukacji.
Moje hermeneutyczne podejście do filozofii edukacji jest inspirowane
przez Martina Heideggera, Hansa-Georga Gadamera i Paula Ricoeura4.
Zwracając szczególną uwagę na centralne znaczenie konwersacyjnej
wzajemności w procesie edukacji (a nie na struktury edukacyjne), próbuję
pokazać, że zadaniem edukacji jest świadomy wysiłek prowadzenia studenta
w kierunku mądrości, a także ku wszechstronnemu rozwojowi całej osoby.
Kluczowym zadaniem jest formacja jednostki, dokonująca się poprzez
promowanie intersubiektywnego rozumienia. Takie podejście znajduje się
w opozycji do dominujących współcześnie tendencji przeakcentowujących
rolę przekazu informacji naukowej i kumulacji wiedzy. Filozofując w duchu
greckiej tradycji antycznej, analizuję krytycznie zagadnienie limitów i barier
w edukacji, podkreślając, że związane są one z procesualnym charakterem
edukacji. Zwracam też uwagę na granice możliwości edukacyjnych w wymiarze historii efektów i skuteczności edukacji (Wirkungsgeschichte).
2
A. Wierciński, A Healing Journey toward Oneself: Paul Ricoeur’s Narrative Turn
in the Hermeneutics of Education, „Ethics-in-Progress Quarterly” 1 (2010).
3
Dla Ricoeura l’homme capable i l’homme agissant są synonimami. Idea homo
capax jest niewątpliwie, poprzez wpływ Gabriela Marcela, nawiązaniem do tradycji
chrześcijańskiej, w której człowiek jest rozumiany jako homo capax Dei: „Inter omnes
creaturas visibiles solus homo capax est »suum Creatorem cognoscendi et amandi«”.
Catechismus Catholicae Ecclesiae, s. 356, http://www.vatican.va/archive/catechism_lt/
p1s2c1p6_lt.htm. Interesujące byłoby rozważenie w tym względzie wpływu na Ricoeura
tradycji protestanckiej, której wyrazem jest, znana mu dobrze poprzez jego oczytanie
w teologii Karla Bartha, formuła finitum non capax infiniti.
4
Zob. A. Wierciński, Hermeneutics between Philosophy and Theology: The Imperative
to Think the Incommensurable, Münster: LIT 2010.
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
163
Wychodząc z założenia, że to, co najbardziej przydatne, jest jednocześnie najbardziej bezużyteczne, pojawia się pytanie, na ile powszechne powołanie do myślenia zmusza nas do transgresji samych siebie i transformacji
własnych przekonań. Jeżeli logika pytania i odpowiedzi jest przewodnim
fronetycznym modelem dla edukacji, to warto pytać o warunki możliwości
(Bedingung der Möglichkeit) edukacji dialogicznej. Czy rozumienie edukacji
jako edukacji siebie jest jedynie intelektualną ekstrawagancją i balastem na
systemie edukacyjnym? Czy raczej jest ono prawdziwym wyrazem hermeneutycznego gestu gościnności wobec Innego (również wobec Innego w nas
samych) jako możliwego objawienia tego, co jawi się nam wciąż jeszcze
jako skryty wymiar Bycia.
Z natury swojej edukacja dokonuje się, można nawet powiedzieć:
wydarza się, w horyzoncie niejednoznaczności. Hermeneutyka nie jest
jednakże jałowym popieraniem wieloznaczności, niejasności, nieostrości
czy wręcz hołdowaniem zmylaniu i wprowadzaniu w błąd tylko po to, by
celebrować różnorodność. Raczej przypomina nam ona o polifoniczności
rozumienia, sytuując ludzkie poszukiwanie sensu w horyzoncie fragmentaryczności i niedokończenia. Uwzględnia przy tym pozorne przeciwieństwa,
takie jak spontaniczność i rygor, jednocześnie pamiętając, że najważniejszym elementem w procesie edukacji jest próba rozumienia tego, co dzieje
się z nami, niezależnie nawet od naszych zamierzeń czy nawet najbardziej
celowego działania5.
Hermeneutyka przypomina, że ludzka egzystencja jest w istocie swojej
istnieniem rozumiejącym, czyli interpretującym (existentia interpretativa,
homo interpretativus). Rozumienie siebie dzieje się w konfrontacji z językowym wyrazem, który odkrywa nowe możliwości bycia. Staje się jasne, że
rozumienie siebie, mające charakter językowy, jest procesem całożyciowym.
Jest swoistą podróżą w kierunku siebie samego, jak w Itace Kawafisa:
Kiedy wyruszasz do Itaki,
niech twa podróż będzie długa,
pełna przygód i odkryć
Lestrygonów, Cyklopów,
5
Zob. A. Wierciński, Hermeneutics and the Indirect Path to Understanding, [w:]
E. Fiała, D. Skórzewski, A. Wierciński (ed.), The Task of Interpretation: Hermeneutics,
Psychoanalysis, and Literary Studies, Lublin: Katolicki Uniwersytet Lubelski 2009,
s. 11–44.
164
Andrzej Wierciński
gniewnego Posejdona – ich się nie lękaj:
niczego podobnego nie napotkasz na drodze,
tak długo dopóty myśl twa będzie wzniosła,
dopóki rzadkie wzruszenia
przenikać będą ducha twego i ciało.
Lestrygoni, Cyklopi,
gniewny Posejdon – nie spotkasz ich,
chyba że nosisz ich we własnej duszy
i dusza twa ustawia ich przed sobą.
Niech twa podróż będzie długa.
Niech będzie wiele poranków letnich kiedy
z jakąże rozkoszą, jakąże radością
wpłyniesz do portu dotąd nieznanego;
zatrzymaj się u fenickich handlarzy
kup tam wyborne towary,
perły i korale, ambrę i heban,
i zmysłowe perfumy różnego rodzaju –
tyle zmysłowych perfum, ile tylko zapragniesz;
odwiedź wiele miast egipskich
zbierając wiedzę od ludzi uczonych.
Noś zawsze Itakę w swej pamięci.
Dotarcie do niej jest twym przeznaczeniem.
Jednak nie śpiesz się w drodze.
Niech ona trwa lata
byś jako starzec dobił do wyspy,
bogaty tym wszystkim, co zyskałeś w drodze,
nie oczekując, że Itaka uczyni cię majętnym.
Wspaniałą podróż darowała ci Itaka.
Bez niej nie wyruszyłbyś w drogę.
Cóż innego miałaby ci dać.
Nawet jeżeli zobaczysz ją ubogą, Itaka nie zawiodła cię.
Skoro stałeś się mądry, bardzo doświadczony,
zrozumiesz dobrze, co te Itaki znaczą6.
Itaka jako ojczyzna, dom rodzinny Odyseusza, była celem jego wędrówki.
W kontekście mitu Homera Itaka jest metaforą dotyczącą losu człowieka.
Wybierając się w podróż życia, musimy być gotowi na konfrontację włas6
Tłumaczenie własne.
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
165
nych oczekiwań z faktycznością naszego doświadczenia (die geschichtliche Faktizität der menschlichen Existenz). Wszystkie nasze zmartwienia,
problemy i udręki są produktami naszych własnych niedomagań. Naszym
zadaniem jest zrozumienie, że te właśnie niepokoje niesiemy w sobie i to
my sami umieszczamy je w centrum naszych egzystencjalnych rozterek.
Chodzi też o to, byśmy uczyli się radzić sobie z tym wszystkim, co uniemożliwia nam poszerzanie naszych horyzontów widzenia i rozumienia nas
samych i świata, w którym żyjemy. Edukacja jest drogą, którą wybieramy
z nadzieją, że będzie to długa droga, pełna przygód i nowych doświadczeń.
Jednocześnie jest to też droga ciągłego ryzyka, że nigdy nie będziemy tak
naprawdę u siebie w domu, nawet jeżeli weźmiemy sobie do serca słowa
Kawafisa i jego zachętę, że nic nie będzie w stanie zatrzymać nas, dopóki
myśl nasza będzie wzniosła. Edukacja staje się modlitwą, natężeniem skupienia, gotowością do zderzenia się z tym wszystkim, co dotyka naszego ducha
i naszego ciała. To bardzo ważne w wymiarze edukacyjnym, że proces ten
dotyczy człowieka we wszystkich jego egzystencjalnych uwarunkowaniach
i odniesieniach.
Nie można pominąć faktu, że również wzniosłe uczucia należą do całości ludzkiego doświadczenia. Edukacja ma potężny wpływ na kultywację
naszych uczuć, a także naszego ciała. Również dzięki wielu czarującym
perfumom. Jest to istotna edukacja naszych zmysłów. Jak w przypadku
malarza, który cierpliwie uczy się widzieć i mieszać kolory z wielkim
poświęceniem, przy maksymalnej koncentracji uwagi. Cały człowiek jest
w drodze, by doświadczać piękna świata w jego bogactwie i różnorodności.
Droga ta pozwala nam odkrywać nas samych i docierać do siebie.
Życie jest ćwiczeniem w utrzymywaniu w pamięci celu drogi. Dążąc
do celu, wzbogacamy siebie o to, co zdobywamy w drodze, a nade wszystko
o samo doświadczenie drogi. Edukacja zapewnia nam wspaniałą podróż,
pełną przygód i niesamowitych wydarzeń. Nie ryzykując, nigdy nie wyruszylibyśmy w drogę. U celu możemy powiedzieć, że nie potrzebujemy
niczego więcej. Nabyliśmy doświadczeń i wzrośliśmy w mądrości. Jedynym
prawdziwym niepowodzeniem w edukacji może być odrzucenie tego, co
życie ma do zaofiarowania.
Nasza podróż do Itaki jest podróżą naszej duszy. Cenny czas, który
jest nam dany, mamy po to, byśmy mogli rozważyć, kim jesteśmy, skąd
166
Andrzej Wierciński
i dokąd idziemy7. Nie jest to jedynie itinerarium mentis (Bonawentury),
ale itinerarium totius homini istoty ludzkiej w całej jej złożoności. Długa
droga nie jest przeszkodą w dotarciu do przeznaczenia. Możemy tu przywołać doświadczenie procesji per viam longam albo objazdy (detours)
Ricoeura8, które są niezbędne do kultywowania naszej wrażliwości w relacji do wielowymiarowego świata, w którym żyjemy. Jesteśmy nazbyt
często zniecierpliwieni w docieraniu do celu, pędząc w drodze, niecierpliwi
w oczekiwaniu na realizację zamierzeń. Natomiast cierpliwość pomaga nam
wzrastać poprzez doświadczanie się w samym byciu w drodze, ucząc się
widzieć inaczej, ćwicząc siebie w rozumieniu, że nic nie musi być zawsze
tym, czym jest obecnie, że zawsze może być inaczej. Zadaniem naszym jest
uczyć się powoli, przygotowując się na spotkanie z twarzą Innego. Przypomina nam o tym funkcja drzwi w architekturze, w katedrach i kościołach,
w tabernakulach. Powolna podróż uczyni nas bogatymi. Drzwi zmuszają
gościa do zatrzymania się, a tym samym zapraszają do refleksji. Zatrzymując
się, czekając, wycofując się, mamy szansę zastanowić się nad daną chwilą,
ocenić naszą sytuację. Oczekiwanie na pojawienie się lub brak kogoś lub
czegoś po drugiej stronie drzwi uczy nas umiejętności zderzenia się z tym,
co oczekiwane lub niespodziewane w naszym życiu. Jest to wezwanie do
wrażliwości wobec tego, co nowe, nad czym nie mamy całkowitej kontroli.
Do tego, to, co spotkamy za drzwiami, rozjaśnia niektóre aspekty życia,
które wcześniej były nam niedostępne, albo pozwala dostrzec je w innym
świetle. Ten proces interpretacyjny znany jest w hermeneutyce Ricoeura jako
dystancjacja (distanciation)9. Dzięki niej możemy zyskać dystans do naszego
bezpośredniego zadania, co czasami oznacza szansę uzyskania pełniejszego
obrazu całości, zyskania czasu na przygotowanie siebie na spotkanie gospo-
7
Jest to nawiązanie do chyba najbardziej znanego obrazu Paula Gauguina Skąd jesteśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy? Malując ten obraz w Tahiti w 1897 r., Gauguin
napisał drukowanymi literami w lewym górnym rogu, nie stosując żadnych znaków
interpunkcyjnych: D’où Venons Nous Que Sommes Nous Où Allons Nous.
8
W przypadku Ricoeura jego model „objazdów i powrotów” (detour and return)
odzwierciedla Marcela dialektykę pierwotnej i wtórnej refleksji (primary and secondary
reflection). Zob. B. Blundell, Paul Ricoeur between Theology and Philosophy: Detour
and Return, Bloomington, Ind.: Indiana University Press 2010.
9
Zob. P. Ricoeur, The Hermeneutical Function of Distanciation, [w:] J. Thompson
(ed.), Paul Ricoeur: Hermeneutics and the Human Sciences, Cambridge: Cambridge
University Press 1982, s. 131–144.
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
167
darza domu twarzą w twarz, albo na zebranie myśli wobec niewidzialnej
obecności. Jest to droga do zagospodarowania miejsca, które jeszcze nie jest
naszym sposobem rozważania tego, co jest nieuchwytne, projektowania nas
samych w wyobrażalne sytuacje w możliwej przyszłości.
W naszej drodze ku nam samym rozpoznajemy znaczenie bycia
w drodze, poruszania się bez nadmiernej fiksacji na ostatecznym dotarciu
do celu. To dosyć łatwe, by się zmartwić i wprawić w zakłopotanie, porównując własne osiągnięcia z dokonaniami innych i w konsekwencji nie być
zdolnym do wzrastania w mądrości. Bezcenne jest natomiast w naszym
byciu w drodze uwrażliwianie się na niejednoznaczności w życiu. Sens
ludzkiej egzystencji nie wyczerpuje się w napięciu między delektowaniem
się albo niedelektowaniem się życiem, ale w byciu phronimos, w nadawaniu
znaczenia wszelkim poczynaniom. Podróż Odyseusza do Itaki była trudna,
pełna niebezpieczeństw i ryzykownych przedsięwzięć. Doświadczył on
drogi w wielu różnych aspektach. Będąc nieraz nawet przerażonym, pozostał
wierny podróżowaniu (in statu viatoris) i doświadczył w całej rozciągłości
tego, co niesie życie. Jesteśmy w drodze nie dla zabawy ani dla udręczania
się, nawet nie dla przedziwnej mieszanki obu stanów, ale by żyć życiem jako
kosztownym darem, czyniąc to, co konieczne, nie pędząc, ale pielęgnując
każdy moment (Augenblick), rozkoszując się nim. Bycie w drodze staje się
formą przeżywanego doświadczenia, radością z faktu, że jesteśmy w drodze
i uczestniczymy w misterium życia, które od wewnątrz przenika całą tkaninę
życia i cudownie je przemienia. Jest to zaproszenie do doświadczania pełni
życia jako niesamowitej przygody, pełnej odkryć, wiedzy i radości w drodze
ku nam samym przez Innego w horyzoncie przeświadczeń, które kształtują
nasze życie. Odważna podróż w kierunku rozumienia siebie jest drogą
okrężną (detour) interpretacji. Istota ludzka jest existentia hermeneutica,
existentia interpretativa. Inny nie jest środkiem do własnego wywyższenia
(un soi élargi, enlarged self), ale partnerem w fascynującym poszukiwaniu
porozumienia z Innym, któremu towarzyszy dynamika zaangażowanego
dzielenia się sobą, by tworzyć wspólnotę życia. Wzbogacenie siebie dokonuje się również w zderzeniu z tekstem10.
10
Por. P. Ricoeur, La fonction herméneutique de la distanciation, [w:] tenże, Du texte
à l’action, Paris: Editions du Seuil 1986, s. 114; wyd. angielskie: From Text to Action:
Essays in Hermeneutics, II, trans. K. Blamey, J.B. Thompson, Evanston, Ill.: Northwestern University Press 1991, s. 88–89. Zob. również A. Thomasset, La théologie morale
168
Andrzej Wierciński
We wstępie do drugiego wydania Prawdy i metody Gadamer, za
Heideggerem, wynosi rozumienie do sposobu bycia człowieka (universale
Bestimmtheit des Daseins)11. Mówiąc o swoim hermeneutycznym zamyśle,
Gadamer stawia pytanie w sensie Kantowskim o warunki możliwości rozumienia jako takiego (Bedingungen der Möglichkeit des Verstehens). Poprzez
takie określenie horyzontu problemu Gadamer pyta o całość ludzkiego
doświadczenia świata. Przekracza więc tradycyjną domenę nauk humanistycznych, a jednocześnie nie poddaje się wszechdominującemu dyktatowi
nauk eksperymentalnych. To właśnie hermeneutyka daje szansę pytania
o człowieka, który jest objawieniem Bycia (Da-sein). Pytanie o możliwość
rozumienia uprzedza wszelką dalszą refleksję nad metodologicznymi aspektami rozumienia, które w znacznym stopniu stanowiły o doniosłości hermeneutyki jako metodologii interpretacji tekstów tradycji. Gadamer podkreśla,
że to właśnie dzięki Heideggerowskiej egzystencjalnej analityce Dasein (die
existenziale Analytik des Daseins) rozumienie nie jest jednym z możliwych
zachowań człowieka, ale jest sposobem jego bycia. W tym właśnie upatruje
Gadamer geniusz Heideggera, a w rzeczywistości jest to geniusz Gadamera,
który podjął tę fenomenalną wykładnię człowieka, dzięki której, jak sam
mówił, człowiek jest existentia hermeneutica, czyli takim byciem w świecie, którego differentia specifica jest interpretacją swojej własnej istoty.
Tak też Gadamer rozumie swoją językowo zorientowaną hermeneutykę,
która jest w punkcie wyjścia hermeneutyką tekstów tradycji, choć na nich
się nie zatrzymuje i obejmuje całość doświadczenia hermeneutycznego
człowieka. Chodzi tu o hermeneutyczne rozumienie Dasein w horyzoncie
skończoności (Endlichkeit, finitude), historyczności (Geschichtlichkeit,
historicity) i czasowości (Zeitlichkeit, temporality), które obejmuje całość
jego doświadczenia świata jako bycia-w-świecie. Jak powiada Gadamer,
nie jest to ani „kaprys, ani nawet opracowanie pojedynczego aspektu, ale
natura rzeczy samej w sobie czyni fenomen rozumienia wszechstronnym
i uniwersalnym”12.
comme triple herméneutique, „Revue d’éthique et de théologie morale”, Vol. 242, no.
4 (2006), s. 47–70.
11
H.-G. Gadamer, GW2: Hermeneutik II, Wahrheit und Methode: Ergänzungen, Register, Tübingen: Mohr Siebeck 1993, s. 447.
12
H.-G. Gadamer, Truth and Method, trans. J. Weinsheimer, D.G. Marshall, 2nd rev.
ed., New York: Continuum 2000, s. xxvii.
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
169
W duchu świadomości hermeneutycznej, która proklamuje rozumienie jako sposób bycia (Verstehen jako Seinsweise, mode of being), rodzi
się pytanie o to, kim jest ów „zdolny podmiot” (capable subject), który
zamieszkuje świat jako existentia hermeneutica. Nie chodzi tu o odpowiedź
na pytanie, kto (who) nim jest poprzez nazwanie podmiotu działania (acting
subject, l’homme agissant). Pytanie o to, kim jest ten podmiot, może szukać
odpowiedzi jedynie okrężną drogą (detour) poprzez odpowiedź na pytanie, co i dlaczego (what and why). Dokonuje się to na drodze narracyjnej:
uczestnicząc w interpretacji narracji, które tworzą naszą tradycję, budujemy
naszą własną narracyjną tożsamość, domagającą się również interpretacji.
Rozumienie siebie nie jest nam dane w darze życia ani z nim, ale jest zadaniem na życie. Owo rozumienie może być ofiarowane życiu jako dar dla
nas samych. Ricoeur przypomina, że to właśnie z powodu nieuchwytnego
charakteru życia jako takiego musimy retrospektywnie je reorganizować.
Do tego potrzebujemy narracji opartej na zapożyczeniach z literatury i historii, które jako takie są zawsze jedynie wstępne, prowizoryczne i otwarte
na możliwą krytykę13.
Tożsamość narracyjna na mocy swej interpretacyjnej natury wzywa
l’homme capable do stanowczego etycznego zobowiązania (categorical
ethical imperative) do rozumienia. Założenia interpretacyjne tożsamości
narracyjnej obejmują dialektyczne rozumienie identyczności jako jednocześnie identyczności (idem) i tożsamości (ipseity). Ricoeura rozumienie
tożsamości zasadniczo różni się od Kartezjańskiej i nie-Kartezjańskiej
koncepcji. Tożsamość osoby tworzy się zarówno przez tożsamość idem, jak
przez tożsamość ipse. Zgodnie z klasyczną dystynkcją między idem a ipse,
Ricoeur przyjmuje, że to właśnie tożsamość idem nadaje osobie jej czasowo-przestrzenną tożsamość. Natomiast tożsamość ipse jest tym, co gwarantuje
jej wyjątkową zdolność inicjowania czegoś całkowicie nowego14.
Decydującym elementem o przynależności podmiotu do dwóch różnych porządków, fizycznego i intencjonalnego, jest świadectwo pochodzące
z atestacji (l’attestation, attestation), a nie empirycznie weryfikowalny
dowód. Atestacja jest formą gwarancji albo pewności (Gewissheit, certitude), którą posiada każda osoba jako istniejąca w obydwu porządkach
13
P. Ricoeur, Oneself as Another, trans. K. Blamey, Chicago: The University of Chicago
Press 1992, s. 162.
14
Tamże, s. 35.
170
Andrzej Wierciński
przyczynowości. Gwarancja ta jest raczej zaufaniem i zawierzeniem (belief,
credence, confidence) niż pewnością. Jest to wiara w siebie i własną zdolność
do działania i cierpienia15. Ten właśnie nieweryfikowalny aspekt atestacji
jest istotnym elementem hermeneutycznej antropologii Ricoeura.
Zagadnienie osoby jako l’homme capable pociąga za sobą etyczne
zaangażowanie w politykę podmiotu jako siebie samego i Innego poprzez
proces interpretacyjny tożsamości narracyjnej. W duchu Heideggerowskiego
rozumienia troski (Sorge) Ricoeur uwydatnia kruchość ludzkiej kondycji
(conditio humana) i ujmuje działanie osoby jako weryfikację projektów
i intencji poprzez umieszczenie ich w relacji do rzeczywistości świata,
w którym żyjemy. Aktywność ludzka obejmuje zarówno mówienie, jak
i działanie, zwykłe codzienne wydarzenia, jak i nadzwyczajne reakcje,
narrację, która jest narracyjnym ujęciem życia rozciągniętego w czasie, ale
rozumianego jako całość, i wreszcie zdolność do przypisania sobie i innym
odpowiedzialności za podejmowane czyny (imputación, imputation)16.
Fenomenologiczna hermeneutyka Ricoeura może być rozumiana
jako hermeneutyczna antropologia l’homme capable. Jest to świadectwo
fundamentalnych zdolności, a jednocześnie podatności osoby (capacités,
vulnérabilités, capabilities, vulnerabilities). Zdolności, o których mowa, to
przede wszystkim mówienie, działanie, narracja, jak też wrażliwość na Innego i podejmowanie odpowiedzialności. Każdej z tych zdolności odpowiada
inny wymiar skłonności (vulnérabilité, vulnerability). Zdolność mówienia na
przykład czyni człowieka podatnym na wprowadzanie w błąd, na mylenie
się, na niestosowne mówienie, raniące Innego.
Ricoeura l’homme capable to także osoba upadająca, l’homme
faillible17. Rozumienie takie wynika z tego, co Ricoeur nazywa groundless
ground, czyli niewyczerpalnym lub ekscesywnym źródłem. Tym źródłem
jest dla niego Bóg. Stąd też punktem wyjścia jest dla Ricoeura pierwotna
dobroć człowieka, która w zderzeniu z wewnętrzną skłonnością ku błędnemu
postępowaniu (post lapsum) wciąż ma szansę spowodować jego wewnętrzną
przemianę. Możemy więc mówić o pasji człowieka w kierunku przekraczania
15
Tamże, s. 21–23.
Zob. P. Ricoeur, De l’ésprit, „Révue Philosophique de Louvain”, Vol. 92, no. 2
(1994), s. 248.
17
Por. G. Fiasse (ed.), Paul Ricoeur: De l’homme faillible à l’homme capable, Paris:
Presses universitaires de France 2007.
16
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
171
tego, co możliwe. Odkrycie siebie w relacji do tego metafizycznego gruntu
pozwala rozpoznać nieograniczone wprost możliwości przeżywania własnej
egzystencji z pasją. Ricoeura poetyka woli (poétique de la volonté) przypomina nam, że jednym z centralnych zagadnień hermeneutyki filozoficznej
jest kwestia rozumienia jako rozumienia siebie. Ricoeur akcentuje fakt, że
osoba nigdy nie jest w stanie całościowo poznać siebie bezpośrednio. Odrzuca wszelkie kartezjańskie roszczenie absolutnej przezroczystości osoby
dla samej siebie. Każda wiedza o sobie nie jest ani niezależną od wiedzy
o świecie, ani też „nie ma żadnego rozumienia siebie, które nie dokonuje się
poprzez mediację znaków, symboli i tekstów; ostatecznie rozumienie siebie
pokrywa się z interpretacją struktur mediacyjnych”18. Ricoeur podkreśla,
że ludzka wolność nie oznacza całkowitej niezależności od naturalnych
procesów. Przeciwnie, ludzkie słowa i czyny są zawsze odpowiedzią na
głos tradycji. Nigdy nie jesteśmy całkowicie transparentni dla samych siebie. Nie ma więc rozumienia siebie, które nie byłoby niezapośredniczone.
Wszelkie rozumienie siebie dokonuje się przez „znaki zbierane w pamięci
i wyobraźni poprzez wielkie dziedzictwo literatury”19. Rozumienie siebie
jest nam dostępne w języku i poprzez język i jako takie zawsze jest zadaniem interpretacyjnym. Co jest rzeczywiście istotne, to dostrzeżenie, że
konstruktywne użycie języka jest nie tylko osiągnięciem twórczej osoby.
Język sam w sobie zawiera bogactwo, które inspiruje językowo wyobraźnię,
„produkującą i odtwarzającą sensy poprzez żywotną siłę metaforyczności”20.
Stąd też użycie metafory wykracza daleko poza czystą retorykę i pokazuje,
18
„There is no self-understanding that is not mediated by signs, symbols, and texts; in
the last resort self-understanding coincides with the interpretation given to these mediating terms”. P. Ricoeur, From Text to Action: Essays in Hermeneutics, II, dz. cyt., s. 15.
19
„The subject, I asserted, does not know itself directly but only through the signs
deposited in memory and in the imagination by the great literary traditions”. P. Ricoeur,
Intellectual Autobiography, [w:] L.E. Hahn (ed.), The Philosophy of Paul Ricoeur,
Chicago: Open Court 1995, s. 16.
20
Ricoeur podkreśla, że to właśnie żywa siła sprawcza metaforyczności (the living
power of metaphoricity) generuje i regeneruje znaczenie. W rozmowie z Richardem
Kearneyem odwołuje się do swoich studiów w La Metaphore vive (The Rule of the
Metaphor), w których pokazał, że język ma niesamowitą wewnętrzną potencjalność,
pozwalającą na nieustanne odkrywanie nowych rezonansów w grze z samym sobą.
To właśnie dlatego mówi o metaforze żywej (la metaphore vive), która jest mocą sprawczą
języka, poddawanego wielu kreatywnym mutacjom i transformacjom. Zob. R. Kearney,
On Paul Ricoeur: The Owl of Minerva, Ashgate, Aldershot 2004, s. 127.
172
Andrzej Wierciński
że odpowiednio kreatywnie wykorzystany potencjał języka tworzy nowe
znaczenia.
Osoba, w swoim najgłębszym wymiarze ma zdolność odpowiedzi
Innemu, a szczególnie odpowiedzi dla źródła, które zostało dane jako
Słowo/dar dobroci istnienia, i Słowo/wezwanie uwalnia nas od tego, co
skrzętnie ukryte było w sercu, mianowicie dobry dar życia rozumiany
jako ułomna dobroć. Podczas gdy mamy skłonność upadania, ludzka
zdolność jest najpierw i nade wszystko zdolnością słyszenia wezwania,
które obdarowuje życie i przyjęcia dobroci z bogactwa ekscesu, daru,
a także hojności, która udziela się z bezgranicznego podłoża, które jest
nazywane przez wierzącego Bogiem i wzywa człowieka do odpowiedzi
w intymności modlitwy21.
Osoba jako l’homme capable jest także podmiotem akcji, jednostką
działającą, l’homme agissant. Ricoeura rozumienie osoby jako człowieka
w akcji jest usytuowane w horyzoncie zaangażowania i zobowiązania.
Zgodnie z Ricoeurowską wykładnią, że zarówno dobrowolne (volontaire),
jak i niedobrowolne (involontaire) wymiary ludzkiej egzystencji składają
się na rozumienie człowieka oraz że egzystencjalne zmaganie z konfliktem
wynikajacym z napięcia między tymi ostatecznie komplementarnymi wymiarami nadaje życiu ludzkiemu jego unikalną tożsamość22, możemy dostrzec
przyczynę ludzkiej skłonności do upadku w istotnej dysproporcji między
skończonym i nieskończonym wymiarem naszego życia23. Indywidualna
tożsamość osoby jest zawsze w relacji do tożsamości Innego: „Człowiek
jest mnogą i kolektywną jednością, w której jedność przeznaczenia i różnice
w przeznaczeniach powinny być rozumiane w relacji do siebie”24. Naturalne
różnice między ludźmi wyrażają naszą indywidualną wyjątkowość, poprzez
21
B. Treanor, H.I. Venema, How Much More Than the Possible?, [w:] tenże (ed.),
A Passion for the Possible: Thinking with Paul Ricoeur, New York: Fordham University
Press 2010, s. 10.
22
Por. J.L. Marsh, Ricoeur’s Phenomenology of Freedom as an Answer to Sartre, [w:]
D. Kaplan (ed.), Reading Ricoeur, Albany, NY: SUNY Press 2008, s. 13–29.
23
Por. Ricoeura rozumienie ludzkiej wolności, [w:] Fallible Man and The Symbolism
of Evil: P. Ricoeur, Finitude et culpabilité, 2 vols., Paris: Aubier 1960: Vol. 1: L’Homme
faillible; wyd. angielskie: Fallible Man, trans. and intro. W.J. Lowe, New York: Fordham
University Press 1986; Vol. 2: La Symbolique du mal; wyd. angielskie: The Symbolism
of Evil, trans. E. Buchanan, New York: Harper and Row 1967.
24
P. Ricoeur, Fallible Man, dz. cyt., s. 138.
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
173
którą współuczestniczymy w tym, co ludzkie, a jednocześnie podzielamy
konieczność szacunku i uznania. Zagadnieniu uznania (reconnaissance,
recognition), w tym wzajemnego uznania (reconnaissance réciproque,
mutual recognition), poświęcił Ricoeur swoją ostatnią książkę Parcours
de la reconnaissance25.
Ricoeur zauważa wyraźną relację między personalną tożsamością
narracyjną, ludzkim działaniem i językiem. Zwraca uwagę na szczególną
bliskość działania i dyskursu. Działanie ludzkie ma zazwyczaj sens, ponieważ ktoś czyni coś w konkretnej chwili. Ale to ludzkie działanie musi być
przedmiotem interpretacji. I tak jak z każdą interpretacją, może być ono
interpretowane na wiele sposobów. Jasne jest przy tym, że prawomocność
interpretacji nie może być empirycznie zweryfikowana. Walidacja interpretacji, jak mówi Ricoeur, „jest argumentatywnie kontrowersyjną dyscypliną,
porównywalną do sądowych procedur interpretacji prawnej. Jest to logika
niepewności i jakościowego prawdopodobieństwa”26. Ricoeura refleksja
o dyskursie i działaniu służy mu do znakomitego rozjaśnienia tajników
istoty ludzkiej jako l’homme capable. Konflikt interpretacji (conflit des
interpretations) jednakowo dotyczy interpretacji dyskursu, jak i ludzkiego
działania.
W swoim szkicu Kto jest podmiotem praw?27 Ricoeur wyodrębnia
„kogoś” z zagadnienia podmiotu praw. Celem jego regresywnej analizy
jest odkrycie zasadniczych cech, które sprawiają, że podmiot jest w stanie
przyjąć szacunek i uznanie, a także kultywować poczucie sprawiedliwości.
Kontynuując refleksję z Soi-même comme un autre, Ricoeur stawia szereg
pytań, np.: kto mówi? kto jest sprawcą czynu?, odsłaniając przy tym trzy
zasadnicze cechy l’homme agissant: bycie sprawcą (agency), narracyjną
tożsamość (narrative identity) i imputację (imputation). Według Ricoeura,
to właśnie dzięki imputacji pojęcie l’homme capable zyskuje decydujące
znaczenie. Jako godni szacunku i uznania jesteśmy zdolni ocenić jako
25
P. Ricoeur, Parcours de la reconnaissance, Paris: Editions Stock 2004; wyd. angielskie: The Course of Recognition, trans. D. Pellauer, Cambridge, Mass.: Harvard
University Press 2005.
26
P. Ricoeur, The Model of the Text: Meaningful Action Considered as Text, [w:] tenże,
From Text to Action: Essays in Hermeneutics, II, dz. cyt., s. 159.
27
P. Ricoeur, Who Is the Subject of Rights?, [w:] tenże, The Just, trans. D. Pellauer,
Chicago: University of Chicago Press 2000, s. 1–10.
174
Andrzej Wierciński
dobre lub złe, określić jako dopuszczalne lub niedopuszczalne zarówno
działania własne, jak i Innych. Podmiot imputacji jest wynikiem aplikacji do agentów akcji predykatów takich jak „dobre” albo „konieczne”.
Razem wzięte uznanie i szacunek do siebie określają etyczne i moralne
wymiary osoby do tego stopnia, że charakteryzują człowieka jako podmiot etyczno-prawnej imputacji28.
O ile bycie sprawcą (agency), narracyjna tożsamość (narrative identity)
i imputacja (imputation) są decydujące dla rozumienia istoty l’homme capable, o tyle są one jedynie punktem wyjścia. Ricoeur podkreśla wyraźnie,
że antropologia, która zatrzymałaby się na poziomie rozjaśniania tych pojęć,
byłaby niepełna. L’homme agissant jako prawdziwy podmiot praw wymaga,
żeby warunki aktualizacji jego zasadniczych zdolności zostały poważnie
wzięte pod uwagę. Oznacza to, że należy ująć również interpersonalne
formy inności. W odróżnieniu od koncepcji inności proponowanych przez
Lèvinasa, Derridę i innych, Ricoeur poszerza pojęcie inności poprzez włączenie instytucjonalnych form asocjacji (w sensie neutralnej trzeciej partii),
która pośredniczy w relacjach interpersonalnych29. To poszerzenie rozumienia inności jest wyrazem fundamentalnego przeświadczenia Ricoeura, że
„kto” jako podmiot praw nie może być w pełni zrozumiany bez mediacji
socjalnej. Osoba spełnia się jedynie w różnorodnych systemach socjalnych
(technicznych, fiskalnych, prawniczych, politycznych, edukacyjnych etc.),
czyli tam, gdzie ludzie współdziałają ze sobą i gdzie każdy uznaje Innego
za pełnoprawny podmiot praw.
Dla Ricoeura triadyczna struktura ja/ty/to jest fundamentem antropologii, która rządzi przejściem od zdolności do aktualizacji, od dowolnych
możliwości do zrealizowanych podmiotów, godnych szacunku i uznania.
Budując na tych antropologicznych strukturach, Ricoeur próbuje od-tworzyć
pełne znaczenie „sprawiedliwości”, które jest zależne od zdolności osoby
ludzkiej do przyjęcia odpowiedzialności za swoje czyny. Ricoeura semantyczne analizy słowa sprawiedliwość (justice) ukazują utratę tego wymiaru
rozumienia, który odnosi się do akceptacji personalnej odpowiedzialności.
Jedynie człowiek, który jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność,
28
Tamże, s. 4.
Por. G.-J. van der Heiden, The Truth (and Untruth) of Language: Heidegger, Ricoeur
and Derrida on Disclosure and Displacement, Pittsburgh, PA: Duquesne University Press
2010.
29
Paula Ricoeura antropologiczna hermeneutyka osoby
175
może być człowiekiem odpowiedzialnym30. Jednakże w kontekście filozoficznym rozumienie odpowiedzialności jest niezwykle zawoalowane,
nawet jeżeli jej zakres został na przestrzeni dziejów myśli ludzkiej znacznie
rozszerzony. Biorąc pod uwagę ekstremalne sytuacje, możemy powiedzieć,
że bezimienna jednostka bez konkretnego oblicza jest odpowiedzialna za
wszystko i za wszystkich.
Podsumowując hermeneutyczną antropologię Ricoeura jako filozofię
l’homme capable, warto jest utrzymać sceptycyzm, że każda filozofia, nauka czy metoda może być skutecznie użyta w celu zaciemnienia istotnych
wymiarów osoby. Konieczne jest włączenie różnych dyscyplin do refleksji
nad kondycją człowieka, by umożliwić rozjaśnienie nowych i nieznanych
dotąd aspektów. Musimy jednocześnie pamiętać, że nawet jeżeli nasze rozumienie będzie się istotnie rozwijało, to zawsze pozostanie ono niepełne,
ponieważ jesteśmy istotami skończonymi31. Literatura i sztuka wnoszą
istotne intuicje wzbogacające rozumienie naszych zdolności i nas samych.
Szczególną rolę odgrywa tu narracja, która rozjaśnia rozumienie człowieka jako fundamentalnie historycznej, językowej egzystencji w czasie.
To właśnie w podróży ku przyszłości osoba ludzka odkrywa bogactwo swojej
egzystencji i w nieustannym trudzie interpretacyjnym stara się docierać do
rozumienia siebie samej.
30
Por. D.W. Hall, Paul Ricoeur and the Poetic Imperative: The Creative Tension
between Love and Justice, Albany, NY: SUNY Press 2007.
31
Por. G.B. Madison, Paul Ricoeur: Philosopher of Being-Human (Zuoren), [w:]
A. Wierciński (ed.), Between Suspicion and Sympathy: Paul Ricoeur’s Unstable Equilibrium, Toronto: Hermeneutic Press 2003, s. 481–501. Zob. również jego najnowsze
studium hermeneutyczne On Suffering: Philosophical Reflections on what it Means to
be Human, Hamilton: Les Érables Publishing/McMaster Innovation Press 2009.
176
Andrzej Wierciński
PAUL RICOEUR’S ANTHROPOLOGICAL HERMENEUTICS OF A PERSON
AS L’HOMME CAPABLE
Summary
Ricoeur’s phenomenological hermeneutics can be understood as an anthropological
hermeneutics of l’homme capable: As the human person I can speak, I can narrate,
I can act, and I can feel responsible. The fundamental capabilities/incapabilities of
the human person are linked to their corresponding vulnerabilities. As existing and
inhabiting the world, the human person is also l’homme faillible by virtue of the very
nature of being a human being. The fallibility, weakness, and suffering describe the
inabilities of the capable person. Ricoeur’s anthropology develops as the transition
from is the phenomenology of a suffering human being toward the phenomenological
hermeneutics of the capable person. Any account of the human person will be always
provisional, partial, and incomplete because we are finite human beings.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
RICCARDO DOTTORI*
DIE HERMENEUTISCHE ERFAHRUNG
ZWISCHEN WELTOFFENHEIT UND DIALOG
Słowa kluczowe: hermeneutyka, antropologia, doświadczenie, dialog, phronesis
doświadczenie hermeneutyczne, wiedza dialektyczna
Keywords: hermeneutics, anthropology, experience, dialogue, practical wisdom
(phronesis), hermeneutical experience, dialectical knowlegde
In seiner Analyse des wirkungsgeschichtlichen Bewusstseins, mitten in
seinem Hauptwerk Wahrheit und Methode, spricht Gadamer, nachdem er
die Grenze der Reflexionsphilosophie gezeigt hat, von dem Begriff der
Erfahrung und des Wesens der hermeneutischen Erfahrung; am Ende
dieses Kapitels spezifiziert er weiter die hermeneutische Erfahrung als
die Erfahrung des Du und geht konsequenterweise im nächsten Kapitel
(Der hermeneutische Vorrang der Frage) auf das Vorbild der platonischen
Dialektik ein, das auf der Logik von Frage und Antwort gegründet ist,1 also
*
Riccardo Dottori – profesor filozofii Uniwersytetu Tor Vergata w Rzymie. Jest, obok
Vattimo, najbardziej renomowanym hermeneutą włoskim. W latach 70. uczeń Gadamera
(przełożył na język włoski drugi tom jego Dzieł wybranych, zawierający uzupełnienia do
Prawdy i metody); autor monumentalnej pracy Die Reflexion des Wirklichen. Zwischen
Hegels absoluter Dialektik und der Philosophie der Endlichkeit von M. Heidegger und
H.-G. Gadamer (Tübingen: Mohr Siebeck Verlag 2006). E-mail: [email protected].
1
Vgl. H.-G. Gadamer, Wahrheit und Methode. Grundzüge einer philosophischen
Hermeneutik, Tübingen: Mohr 1960, GW 1, II Teil, 3. a) die Grenze der Reflexi-
178
Riccardo Dottori
wesentlich auf das Gespräch, vor allem das sokratische Gespräch, d. h. auf
den Dialog. Die Dialektik also, sowohl die platonische, als auch die hegelsche, ist vom Dialog her zu verstehen und auf den Dialog zurückzuführen.
Diese letzte These ist nicht nur gewagt, sondern auch ziemlich strittig; sie
ergibt sich aus seinem eigenen hermeneutischen Begriff der Erfahrung, nach
welchem die Erfahrung zuletzt die Erfahrung des Du ist, während Heidegger das Wesen der hegelschen Erfahrung als Selbsterfahrung des absoluten
Subjektes interpretiert hatte.
Gadamer akzeptiert die heideggersche Interpretation des hegelschen
Begriffs der Erfahrung, nach welcher Hegel das Dialektische aus dem
Wesen der Erfahrung herleiten würde, und nicht die Erfahrung aus der dialektischen Bewegung, gemäß dem Satz der Einleitung zur Phänomenologie
des Geistes, der lautet:
die dialektische Bewegung, welche das Bewußtsein an ihm selbst, sowohl an seinem Wissen, als an seinem Gegenstand ausübt, insofern ihm
der neue wahre Gegenstand daraus entspringt, ist eigentlich dasjenige,
was Erfahrung genannt wird.2
Auf diesem Satz ist Heideggers Interpretation gegründet: die dialektische
Bewegung der Erfahrung sei die Erfahrung des absoluten Subjektes, welches
in diesem Hin- und Hergehen (Dialektik) zwischen Wissen und Gegenstand
eigentlich nur sich selbst erfährt.
Wie lässt sich aus diesem Satz aber Gadamers Interpretation herleiten,
dass nicht nur das Wesen der Erfahrung überhaupt das Dialektische begründet (was die These Heideggers ist), sondern dass die Dialektik zuletzt auf
die Erfahrung des Du und schließlich auf den Dialog zurückzuführen sei?
Um eine Antwort darauf zu finden, müssen wir zuerst Gadamers Thesen über
Erfahrung näher überprüfen, um zu sehen, was mit Erfahrung bei Hegel und
bei Heidegger gemeint wird und ob diese Begriffe der Erfahrung sich in den
onsphilosophie, b) der Begriff der Erfahrung und des Wesens der hermeneutischen
Erfahrung; c) Der hermeneutische Vorrang der Frage, der weiter in zwei Abschnitte
geteilt wird: das Vorbild der platonischen Dialektik und die Logik von Frage und
Antwort. Diese Ansicht hatte er schon in seiner Habilitationsarbeit entwickelt, vgl.
ders., Platos dialektische Ethik, Hamburg 1931, I. Kapitel: „Zur platonischen Dialektik“, jetzt [in:] GW 5, S. 15–73.
2
Vgl. G.W.F. Hegel, Phänomenologie des Geistes, TWA, Frankfurt am Main:
Fischer Verlag 1973, Bd. 2, S. 78.
Die hermeneutische Erfahrung
179
Begriff der hermeneutischen Erfahrung (die im wesentlichen eine Erfahrung
des Du ist) und in die Dialektik von Frage und Antwort hineinbringen lassen.
Des weiteren müssten wir uns aber fragen, ob sich aus der hermeneutischen
Erfahrung ein Begriff von Welterfahrung ergibt, der unserer geschichtlichen
Zeit entsprechen könnte.
In dem oben genannten Kapitel skizziert Gadamer den Begriff und
die Hauptmomente der Erfahrung, wie sie in der Geschichte der abendländischen Philosophie aufgefasst worden ist, um dann auf das Wesen der
hermeneutischen Erfahrung einzugehen. Gemäß dem Hauptthema seines
Werkes zeigt er, wie die Neuzeit die Erfahrung ganz unter dem Begriff der
Methode der Naturwissenschaften auffasst, nämlich als die Überprüfung
und Bewährung einer aufgestellten Hypothese, so dass man, nach Kants
berühmtem Spruch, die Natur zwingen sollte, die Fragen zu beantworten,
die ihr vom Menschen gestellt werden.3
So wird aber die Wahrheit der Erfahrung bloß auf die Gewissheit des
Subjektes zurückgeführt, und das will zuletzt heißen, dass der Mensch an der
Erfahrung der Natur nur das sucht, was er schon weiß, und im Grunde nichts
von der Erfahrung lernt, sondern nur die positive Bestätigung dessen findet,
was er sich schon gedacht hat. Das von ihm aufgestellte Experiment bringt
nur den Begriff heraus, den der Wissenschaftler zugrunde gelegt hatte.
Dies tritt vor allem hervor, wenn man diesen neuzeitlichen Begriff
der Erfahrung mit dem aristotelischen Begriff der empeireia vergleicht;
dort wird eben durch Empirie, d. h. die Beobachtung aus den vielen Fällen,
das herausgeholt, was ihnen allen gemeinsam ist. Dieses Gemeinsame ist
noch nicht das Wissen des „Warum“ der Phänomene, d. h. warum sich unter
ähnlichen Umständen die gleiche Wirkung wiederholt (z. B. warum beim
Auftreten von Fieber ein bestimmtes Mittel das Fieber abklingen lässt).
Dieses „Warum“ kennt nur derjenige, der die Kunst der Medizin ausübt,
oder sonst der sophos, der Wissenschaftler, ist, der durch die theoria, die
Betrachtung der Natur, zur Kenntnis der aitiai, der Ursachen, kommt.4 Wer
dagegen Hypothesen aufstellt und durch das Experiment die Natur zwingen
will, auf seine Frage zu antworten, der hat sich schon einen Begriff gebildet
und sucht durch das Experiment bloß seine Bestätigung: eben das ist der
3
4
Vgl. I. Kant, Kritik der reinen Vernunft, Vorrede zur zweiten Auflage, B XIV.
Vgl. Arist., Met. 1, 981 a 2–30.
180
Riccardo Dottori
neuzeitliche Begriff von Wissenschaft, der gänzlich von der Vergewisserung
des Subjektes ausgeht.
Nicht ganz in dieser Richtung geht nach Gadamer der Weg (und der
Begriff) des Wissens und der Erfahrung in dem Novum Organum scientiarum
von Francis Bacon. Denn Bacon folgt zum Teil dem aristotelischen Weg der
empeireia, nämlich der Beobachtung und Aufzählung (enumeratio simplex)
der verschiedenen Fälle, damit ihr Allgemeines ins Licht trete; andererseits
betont Gadamer, dass dieser einfachen Verallgemeinerung (anticipatio)
eine interpretatio naturae, „die kundige Erforschung des wahren Seins der
Natur“, entgegenstellt werden kann.5 Diese soll verhindern, dass sich der
Mensch bei der Beobachtung der Fälle und der Suche nach dem Allgemeinen
irrt; deshalb soll darauf geachtet werden, dass der Forscher nicht voreilig,
sondern schrittweise vom Besonderen zum Allgemeinen aufsteigt. Gadamer
behauptet dennoch, dass diese Methodik oder disciplina der Forschung, die
bis zum Anstellen eines Experiments und zur Bezwingung der Natur gekommen ist und ihn zum Vorkämpfer der modernen Wissenschaft gemacht hat,
wenig Erfolg hatte. Hier scheint Gadamer zuerst den berühmten Spruch aus
Bacons Instauratio Magna zu vergessen, nämlich dass man die Natur nur
beherrschen kann, wenn man ihr dient; er sieht aber dann seine Bedeutung
vielmehr in der Erforschung der Gründe, die den Wissenschaftler auf den
Irrweg bringen: der berühmten idola tribus, d. h. der Vorurteile, die aus der
menschlichen Natur herstammen, dann der idola foris, der Bedingungen,
welche von der Sprache und von ihrem allgemeinen Gebrauch herkommen;
und der idola theatri, der Bedingungen, die den Wissenschaftler auch unbewusst leiten, indem er sich in seiner Arbeit auf seine Mitwelt bezieht.6
Damit hat er das rhetorische Moment in der Wissenschaft klar gemacht,
das zwei Jahre später auch von Kuhn und Feyerabend in ihren epochemachenden Arbeiten ausgearbeitet wurde. Er hat auch das wesentliche Faktum
hervorgehoben, dass Erfahrung oft unsere Erwartungen enttäuscht und unsere
Hypothesen dementiert, so dass wir durch die Erfahrung gezwungen werden,
unser Verständnis der Welt zu ändern. Darin liegt Bacons Warnung für die
Neuzeit, die Gadamer sehr positiv bewertet, die instantiae negativae der
Forschung nicht zu vergessen.
5
6
So H.-G. Gadamer, Wahrheit und Methode, GW, Bd. 1, S. 354.
Vgl. F. Bacon, Instauratio Magna, Af. XXXVIII–XXXIX und weiter LI–LII.
Die hermeneutische Erfahrung
181
Was Gadamer aber an Bacon nicht gesehen hat, ist wieder ein wesentliches Moment, das zu dem Selbstvertrauen des neuzeitlichen Menschen
gehört. In dem Mythos des Hauses Salomons, der in seinem Werk The new
Atlantis erzählt wird, lässt Bacon den Vater des Hauses sagen, dass der
Zweck ihrer Stiftung die Erkenntnis der Bewegungsursachen ist, damit der
Mensch die Grenzen seiner Macht erkennt und alle seine mögliche Ziele
verwirklichen kann; so scheint er verstanden zu haben, dass die moderne
Naturwissenschaft auf das Wesen der Technik und auf ihr Ziel – die Beherrschung der Natur – angelegt ist. Das ist es gerade, was Heidegger unter der
Herrschaft der Technik als völlige Bemächtigung des Wirklichen versteht:
der Endpunkt der abendländischen Metaphysik wäre das letzte idolon theatri,
die letzte Gestalt des Theaters der Philosophie, welche die Wissenschaft in
ihrer Ausformung zur Technik mit sich zieht.
Wenn wir nun auf den Unterschied aufmerksam werden, der zwischen
dem aristotelischen Begriff der empeiria und dem neuzeitlichen empiristischen Begriff der Erfahrung besteht, dann erreichen wir endlich den
Begriff der Erfahrung, den Hegel am Anfang seiner Enzyklopädie deutlich
hervorhebt:
Das Prinzip der Erfahrung enthält die unendlich wichtige Bestimmung,
dass für das Annehmen und Für-wahr-halten eines Inhalts der Mensch
selbst dabei sein musste, bestimmter, dass er solchen Inhalt mit der
Gewissheit seiner selbst in Einigkeit und vereint finde.7
Dieser Satz sagt in der klarsten Weise, was das Prinzip der neuzeitlichen
Denkweise ist, und was das neuzeitliche Subjekt an der Erfahrung sucht,
nämlich die Gewissheit seiner selbst.
Der Satz wird von Hegel bekanntlich in Bezug auf den englischen
Empirismus ausgesagt; es ist aber klar, dass Hegel den Satz auch auf das
Denken seiner Zeit bezieht. Wir wissen nun, dass Hegel die Gewissheit von
der Wahrheit unterscheidet; deshalb sollten wir schließen, dass die Gewissheit seiner selbst bei ihm wohl eine wesentliche Rolle spielt, aber nicht die
Offenbarung der Wahrheit selber ist. Denn das gewisseste Wissen kann sehr
arm an Wahrheit sein. Die ganze Erfahrung der Phänomenologie besteht
nach seiner expliziten Aussage in der Dialektik zwischen Gewissheit und
7
Vgl. G.W.F. Hegel, Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse, § 7, zitiert von Gadamer, a.a.O., S. 360.
182
Riccardo Dottori
Wahrheit, zwischen Selbstbewusstsein und Substanz bzw. in dem Bestreben
des Bewusstseins, die Gewissheit mit der Wahrheit auszugleichen, und der
Wahrheit der Substanz die Form des selbstbewussten Wissens zu geben.
Gadamer bringt mit Recht diesen Satz der Enzyklopädie in Bezug
auf den schon zitierten Satz der Einleitung der Phänomenologie, wo von
der Erfahrung gesagt wird, sie sei die dialektische Bewegung, welche das
Bewusstsein an ihm selbst, sowohl an seinem Wissen, als auch an seinem
Gegenstande ausübt, insofern ihm der neue wahre Gegenstand entspricht,
und gibt an, der Auslegung Heideggers zu folgen. Während also der allgemeine Menschenverstand des Naturwissenschaftlers meint, durch die
Erfahrung würde man auf einen neuen Gegenstand stoßen, der irgendwie
ohne sein Wissen, wie aus Zufall aufgetaucht sei, so weiß das philosophische
Bewusstsein, dass dieser neue Gegenstand durch die dialektische Bewegung
des Bewusstseins hervorgekommen ist, worin eigentlich die echte Erfahrung besteht. So ist die Erfahrung das Sein des Seienden, die Parousia des
Absoluten, das sich durch die Bewegung der Erfahrung des Bewusstseins
als absolutes Subjekt (besser: als die Subjektivität des Subjektes) offenbart,
wobei das Subjekt in der echten Bedeutung des aristotelischen hypokeimenon
erscheint, nämlich als das Zugrundeliegende.8 Die Erfahrung ist also beides,
sowohl die dialektische Bewegung des Bewusstseins, welche durch die Konfrontation mit seinem Gegenstand und seiner Welt vor sich geht, die ihm in
immer neuer Form erscheint, als auch diejenige Umkehrung seiner selbst,
wodurch es erst erfährt, was eigentlich die Erfahrung ist, nämlich das Sein
des Seienden, die Parousia des Absoluten als Subjektivität des Subjektes.
Heidegger hält im Grunde die zwei Möglichkeiten der Interpretation
der hegelschen Erfahrung offen und schwankt zwischen ihnen, weil er immer
die Zeit des Weltbildes, also das neuzeitliche Moment, hervorheben will,
um Hegel als die Vollendung der neuzeitlichen Metaphysik zu bezeichnen.9
Das Weltbild ist eben das, was die Metaphysik zu jeder geschichtlichen Zeit
hervorbringt; in der Neuzeit ist dieses Weltbild von der Subjektivität des
Subjektes geprägt, und somit würde also nach Heidegger bei Hegel alles der
Leistung des Subjektes und dem absoluten Selbstbewusstsein unterworfen,
8
Vgl. M. Heidegger, Hegels Begriff der Erfahrung, [in:] Holzwege, Frankfurt am
Main: Max Niemeyer 1972, S. 175ff.
9
Vgl. ebd., Die Zeit des Weltbildes, vor allem S. 85–87.
Die hermeneutische Erfahrung
183
wie bei Nietzsche alles dem absoluten Willen zur Macht unterworfen ist;
das eben ist die Welterfahrung der Moderne.
Andererseits ist aber die Erfahrung das Sein des Seienden, die Parousia
des Absoluten, so dass dieselbe Subjektivität des Subjektes nur die Gestalt
der Erfahrung ist, in dem das Sein des Seienden (und das ist wohl das Absolute) sich in der Welterfahrung der Neuzeit und in ihrem Weltbild offenbart.
Man braucht nur die ontologische Differenz von Sein und Seiendem am
Sein des Seienden erkennbar zu machen, die durch die Metapher der „Nacht
des Selbstbewusstseins“ am Ende der Phänomenologie steht: dann wüssten
wir nicht mehr, wo der Unterschied zwischen der Position Heideggers und
Hegels besteht.10 Denn das Absolute, das seit dem Anfang des Werkes bzw.
seit dem ersten Erscheinen des Wissens schon bei uns ist und am Ende durch
das Selbst und in der Form des selbstbewussten Wissens erreicht wird, ist
dasselbe Absolute, das von vornherein bei uns war.11
Am 2.12.1971 schreibt Heidegger in einem Brief an Gadamer die
folgende Aussage:
Die Frage bleibt, ob in erster Linie die ‚Dialektik’ nicht eine Sache
des ‚Seins’ bleibt. Ich weiß selber noch nicht hinreichend deutlich wie
meine ‚Position’ gegenüber Hegel zu bestimmen ist. Als ‚Gegenposition’
wäre zu wenig. Die ‚Positionsbestimmung’ hängt mit der Frage nach
dem Geheimnis des ‚Anfangs’ zusammen; sie ist weit schwieriger, weil
10
Vgl. G.W.F. Hegel, Phänomenologie des Geistes, a. a.O., S. 590: „In seinem
Insichgehen ist er [sc. der Geist] in der Nacht seines Selbstbewußtseins versunken,
sein verschwundenes Dasein aber ist in ihr aufbewahrt“; früher wird im selben Werk,
S. 572, vom Tod Gottes als der „Rückkehr des Bewußtseins in die tiefe Nacht des
Ich = Ich“ gesprochen, sofern dieser Tod als Tod des Selbstbewusstseins verstanden
werden soll.
11
Vgl. G.W.F. Hegel, Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse, Theorie Werkausgabe, Frankfurt am Main: Suhrkamp 1970, Bd. I, § 42, S. 118:
In der Enzyklopädie wird uns Hegel sagen: „Zugleich ist dann zu bemerken, dass es
nicht die subjektive Tätigkeit des Selbstbewußtseins ist, welche die absolute Identität in die Mannigfaltigkeit hineinbringt. Diese Idee ist vielmehr das Absolute, das
Wahrhafte selbst. Es ist dann gleichsam die Güte des Absoluten, die Einzelheiten in
ihrem Selbstgenuß zu entlassen, und dieses selbst treibt sie in die absolute Einheit
zurück.“
184
Riccardo Dottori
einfacher, als die Erläuterung, die Hegel darüber gibt vor dem Beginn
der ‚Bewegung’ in seiner ‚Logik’.12
Gadamer folgt nun diesem Duktus der Heideggerschen Interpretation,
nach dem Hegel die Dialektik aus dem Wesen der Erfahrung herleitet. Soll
die Erfahrung Schritt für Schritt nach Hegel weiter gehen, und die Philosophie die Gestalten dieser Erfahrung, welche im Grunde eine geschichtliche
ist, in ihrem notwendigen Zusammenhang spekulativ durchschauen und
auslegen, so wird es zum absoluten Wissen kommen, dessen Sinn es ist,
dass das Andere als Anderes aufgehoben wird. Das wäre wohl nach Hegel
der Sinn der vollendeten Erfahrung. Wenn aber darunter der wahre Sinn der
Erfahrung verstanden würde, so wäre dann aber die Erfahrung zu ihrem Ende
gekommen, also vorbei. Der eigentliche Sinn der Erfahrung ist also nicht
zur Vollendung zu kommen, sondern sich immer frei für neue Erfahrungen
zu halten. „Die Wahrheit der Erfahrung enthält immer den Bezug auf neue
Erfahrungen“, stellt Gadamer in seinem Hauptwerk fest (WM 361). Gerade
an der Hegel-Interpretation konnte also Gadamer die Hauptcharaktere der
Erfahrung als Welterfahrung gewinnen, welche in seiner höchsten Form sowohl die praktische als auch die geschichtliche Erfahrung einbezieht. Das tut
er aber zuerst, wie wir sehen können, in einem ganz bescheidenen Maße.
Das Offensein für neue Erfahrungen ist also der erste wesentliche
Charakter der Erfahrung, den wir aus dem Weg des durchgeführten Skeptizismus der hegelschen Phänomenologie übernehmen und behalten können.
Der erfahrene Mensch ist der radikal undogmatische, er besitzt nicht eine
Überlegenheit wegen des Wissens, das er hat, sondern eine solche Überlegenheit, die darin besteht, nach so vielen Erfahrungen total frei und befähigt
zu sein, aufs neue Erfahrungen zu machen und aus Erfahrungen zu lernen.
Der zweite Charakter jeder eigentlichen Erfahrung ist die Belehrung,
welche aus der gemachten Erfahrung entspringt, und die darin besteht, Einsicht zu gewinnen. Wenn wir eine Erfahrung im Leben gemacht haben, von
der wir sagen können, wir hätten daraus wesentlich gelernt, dann brauchen
wir nicht noch einmal dieselbe Erfahrung zu machen, denn sie hat uns schon
belehrt, sowohl im positiven Sinne, dass wir etwas nun für immer kennen,
12
Der Brief wurde mir von Gadamer gegeben und zuerst von mir in meiner italienischen Übersetzung von Gadamers Buch Hegels Dialektik, Torino: Marietti 1972,
dann auf deutsch in meinem Buch Die Reflexion des Wirklichen, Tübingen: MohrSiebeck Verlag 2006, S. 430–432, veröffentlicht.
Die hermeneutische Erfahrung
185
wie auch im negativen Sinne, dass wir solche Fehler nicht wieder machen
werden. So wollen die Eltern den Kindern immer Erfahrungen ersparen,
weil sie damit nur böse, Leid bringende Erfahrungen meinen, so dass sie
aus Liebe ihre Kinder davor schützen wollen, und sie meinen, dass es für sie
besser wäre, ihnen zu entgehen. Dagegen verlangen die Kinder gerade das
Gegenteil, weil sie selber belehrt werden wollen; eine solche Erfahrung, so
schmerzhaft sie auch ist, ist eine Einsicht, die den Kindern ihre Mündigkeit
verleiht und der sie sich mit Recht nicht entziehen wollen. Erst dadurch
kommen sie zu dem richtigen Gefühl der Selbstverantwortung. Einsicht zu
gewinnen durch Erfahrung ist etwas, meint Gadamer, das man niemandem
ersparen kann (WM, 362).
Der dritte Charakter besteht in der schon erwähnten Negativität der
Erfahrung, die aber nicht im Hegelschen Sinne verstanden werden soll, sondern im Sinne der Möglichkeit der Enttäuschung, die wesentlich zu unserer
Geschichtlichkeit gehört. Deshalb kann man sich wirklich wundern, wenn
man bei Habermas in seinem Presseartikel zu Gadamers 100. Geburtstag
liest, er würde den von den philosophischen Behauptungen erhobenen
Anspruch auf Wahrheit verlieren, wenn diese von den Tatsachen nicht widerlegt werden könnten; so würde er wegen des Konservativismus seiner
hermeneutischen Aufgabe, welche an der Autorität der Tradition als Basis
der Verschmelzung der Horizonte festhalte, „den belehrenden Widerruf
der Welt“ verkennen. Gadamer beruft sich hier mit Recht auf den Spruch
in Aischylos Prometheus: „Durch Leiden Lernen (pathei-mathos)“. Hegel
selber hatte sich in der Phänomenologie auf Sophokles Antigone berufen:
„An dem wir leiden, lernen, dass wir fehlten.“ Hat aber nach Hegel diese
Negativität wie immer ein positives Resultat, so meint dagegen Gadamer,
dass dies hier nicht der Fall ist. Denn was man durch Leiden lernt, ist nicht
dieses oder jenes, sondern der Grund des Leidens überhaupt, nämlich die
Einsicht in die Endlichkeit des Menschen, die Grenze gegenüber dem
Göttlichen: der Grund des Tragischen im Menschen. „Erfahrung ist also
Erfahrung der menschlichen Endlichkeit.“ (WM, 363).
Am Ende liegt der allgemeine Charakter der Erfahrung in der Geschichtlichkeit unseres Seins. Immerhin erkennt Gadamer bei Hegel an, dass
er die geschichtliche Dimension der Erfahrung richtig gesehen habe. Aber
Geschichtlichkeit meint Planung der Zukunft und das Einsehen der Grenzen,
innerhalb deren Erwartung und Planung noch offen sind. Erfahrung unserer
Geschichtlichkeit fällt so mit der Erfahrung unserer Endlichkeit zusammen.
186
Riccardo Dottori
An diese Geschichtlichkeit des Bewusstseins knüpft seine Auslegung der
hermeneutischen Erfahrung an: unsere Erfahrung der Welt ist immer eine
geschichtliche, und dies in dem doppelten Sinne: dass sie Erfahrung der
Geschichte ist, und zwar der Weltgeschichte, wenn sie Welterfahrung sein
soll; und dass die Erfahrung von Geschichte selber geschichtlich ist, weil
das erfahrende Bewusstsein nicht außerhalb der Geschichte, sondern in der
Geschichte selber steht und von dem Lauf der Geschichte nicht nur zehrt,
sondern gezehrt wird. Eben das macht das Wesen des wirkungsgeschichtlichen Bewusstseins aus. Deshalb sieht er auf diesem Weg keine andere
Möglichkeit, als den Sinn der hegelschen Erfahrung neu zu denken, nämlich
als hermeneutische Erfahrung.
Die hermeneutische Erfahrung hat zuerst nach Gadamer mit der Überlieferung zu tun. Wie wir aber schon antizipiert haben, sieht er die Erfahrung
der Überlieferung wesentlich als eine Erfahrung des Du an. Der Grund
dafür ist für ihn, dass die Überlieferung vor allem Sprache ist und dass sie
deshalb wie ein Du zu uns spricht, wenn wir auf sie hören wollen. Offenbar
meint Gadamer, dass die Beziehung zu der Überlieferung immer ein Bezug
zu den Texten ist und dass man den Text so sprechen lassen muss, als ob
der Autor vor uns stünde und zu uns sprechen würde. Zwar meint Gadamer
nicht, dass die Begegnung mit der Überlieferung und mit den Texten aus
dem sich Hineinversetzen in die Absichten des Du von der Seite eines Ichs
erfolgen würde, so dass wir mit einem Prozess des Einfühlens in das Erlebnis
des Anderen zu tun hätten, wie Dilthey meinte. Er meint vielmehr, dass die
Überlieferung selber den Sinngehalt der Ich-Du-Beziehung hat, den wir in
der hermeneutischen Erfahrung wieder erkennen müssen. Wenn wir aber in
der hermeneutischen Erfahrung der Überlieferung an die Ich-Du-Beziehung
stoßen, dann haben wir mit einem besonderen Verstehen zu tun, nämlich mit
dem Verstehen als einem moralischen, ethischen Phänomen. Denn mit einem
Du zu tun zu haben ist nicht dasselbe wie mit einem Gegenstand zu tun zu
haben; insofern soll man den Text nicht als einen Gegenstand verstehen,
sondern als die Stimme eines anderen, der zu jemandem spricht und mit
dem ich mich auseinandersetzen muss.
Gadamer erwähnt einige Weisen, die mit dem Verstehen des Du
verbunden sind, nämlich die Menschenkenntnis und die Anerkennung des
Anderen, in denen sich aber auch eine Verfallsform der Verständigung und
des Miteinanderdaseins verstecken kann. Denn das Verstehen des Anderen
im Dialog, wo man einander widerspricht, kann auch zu einer Art der refle-
Die hermeneutische Erfahrung
187
xiven Überlegenheit dem Anderen gegenüber führen, den man zu verstehen
meint, um sich der Widerlegung zu entziehen. Man schützt sich somit vor
dem Anderen, mit dem Resultat, vom Anderen unerreichbar zu werden.13
Eine andere Weise der Beziehung zum Anderen ist diejenige der autoritativen
Fürsorge, welche im Grunde auch ein Sich-Verschließen vor dem Anspruch
des Anderen auf seine eigene Verantwortung und ein Verkennen seiner
Anerkennung ist. Eine weitere Form der mangelhaften Anerkennung ist
diejenige des historischen Bewusstseins, welches die Andersheit des Anderen
in seiner Vergangenheit durch das Verstehen des Du als Person zu erreichen
sucht, und zwar in seiner Objektivierbarkeit; gerade dieses objektivierende
Verstehen verbirgt aber eine Form des Sich-Bemächtigens des Anderen:
hier liegt nach Gadamer die Grenzlinie zwischen dem historischen und dem
wirkungsgeschichtlichen Bewusstsein.
Bei allen diesen Formen der Beziehung handelt es sich um Formen der
Erfahrung des Du, die Gadamer noch in der Zeit von Wahrheit und Methode
analysiert hatte und die er in seinen späteren Schriften der 70er und 80er Jahre
weit hinter sich lässt, als er sich wieder mit Problemen der Ethik befasst, die
er ursprünglich bei Plato und Aristoteles schon behandelt hatte, und die er
wieder aufnimmt, wenn er sich in der Diskussion mit Habermas mit Politik
und Ideologiekritik beschäftigt.14 Da ihm von Habermas und vielen andern
immer vorgeworfen wurde, nur mit Überlieferung zu tun zu haben oder zu
tun haben zu wollen, so dass er dem Konservatismus des 19. Jahrhunderts
zum Opfer gefallen sei, musste er aus dem hermeneutischen Gespräch mit
der Überlieferung als bloßer Textinterpretation herauskommen und aus der
gesellschaftlichen und politischen Sicht einen neuen Zugang zu ihr finden.
So wurde ihm die Überlieferung zur tragenden Autorität der Tradition, in
13
Dieses Argument wird von Gadamer schon in seiner Habilitationsarbeit Platos
dialektische Ethik dargelegt, Hamburg 1931, jetzt [in:] GW 3, S. 29; wiederholt wird
es in Wahrheit und Methode, Tübingen: Mohr 1960, jetzt [in:] GW 1, S. 365–366:
„Ja, das eigene Selbstbewusstsein besteht geradezu darin, sich der Dialektik dieser
Gegenseitigkeit zu entziehen, sich selbst aus der Beziehung zum Anderen herauszureflektieren und dadurch von ihm unerreichbar zu werden. Indem man den Anderen
versteht, ihn zu kennen beansprucht, nimmt man ihm jede Legitimation seiner eigenen
Ansprüche.“
14
Die Diskussion wurde von J. Habermas selber herausgegeben, vgl. Hermeneutik
und Ideologiekritik, mit Beiträgen von Karl-Otto Apel, Claus v. Bormann, Rüdiger
Bubner, Hans-Georg Gadamer, Hans Joachim Giegel, Jürgen Habermas, Frankfurt
am Main: Suhrkamp 1971.
188
Riccardo Dottori
der wir seit immer sind; das wirkungsgeschichtliche Bewusstsein wurde
zur hermeneutischen Reflexion, die sich der kritischen Reflexion bzw. der
Ideologiekritik entgegensetzt, weil sie sich nicht nur mit Überlieferung,
sondern aus der Sicht der Überlieferung auch mit den Problemen unserer
Gegenwart auseinandersetzen muss. Die Macht der Tradition würde in dem
uns alle tragenden Konsensus bestehen, welcher die Voraussetzung jedes
weiteren Gesprächs ausmacht, selbst von der kritischen Reflexion und ihrer
Antizipation des wahren Lebens.
Erst auf der Basis dieses uns tragenden Konsensus, welcher aus der
Autorität der Tradition stammt, ist es überhaupt möglich, jegliches Problem
der Ethik und der praktischen Vernunft zu stellen. Diese neue Wende seines
Denkens wurde von Gadamer unter dem Ausdruck der „Universalität des
hermeneutischen Problems“ gefasst.15 Diese Wende in seinem Denken ist,
wie Heideggers Kehre (in Gadamers Interpretation), kein totaler Bruch mit
seiner Vergangenheit, sondern die Rückkehr zu den ursprünglichem Interessen seines Denkens, die bei ihm in seinen ersten Studien im Anschluss
an Heideggers Vorlesungen in Marburg entstanden waren, nämlich dem
platonischen und aristotelischen Begriff der phronesis. Die phronesis ist nun
die Ausübung der hermeneutischen Reflexion, welche sich weder jenseits
des wirklichen Einsatzes, d. h. in der bloßen Reflexion und Verehrung der
Tradition im Schatten des Konservativismus halten, noch diesseits des echten
praktischen oder politischen Einsatzes, nämlich in einer leeren emanzipatorischen Kritik bestehen würde.
Gadamer weiß wohl, wie Hegel, dass Ethik immer aufs innigste mit der
Politik verbunden ist, und zwar nicht in dem Sinne, dass eine neue philosophische Ethik Normen für das gemeinsame politische und gesellschaftliche
Leben erfinden oder legitimieren kann, sondern in dem tieferen oder, wenn
wir wollen, einfacheren Sinn, indem sie nämlich klar machen muss, dass
man ohne den guten Willen zum Gespräch, welcher die Basis des uns alle
15
Vgl. H. Gadamer, Die Universalität des hermeneutischen Problems, zuerst
erschienen in „Philosophisches Jahrbuch“ 73 (1965–1966), S. 215–225; wieder abgedruckt in Kleine Schriften, Bd. I, Tübingen: Mohr 1967, dann [in:] GW 2. Gerade
auf diesen Titel ist J. Habermas eingegangen mit seinem Aufsatz Der Universalitätsanspruch der Hermeneutik in dem Sammelband: Hermeneutik und Ideologiekritik,
a.a.O., S. 120–169, wo die Diskussion um die Hermeneutik zwischen ihm und
Gadamer mit den weiteren Beiträgen von K.-O. Apel, C. v. Bormann, R. Bubner
und H.J. Giegel veröffentlicht ist.
Die hermeneutische Erfahrung
189
tragenden Einverständnisses ist, zu keinem gegenseitigen Verständnis und
zu keinem gesellschaftlichen oder politischen Konsensus kommen kann.
Diese Basis stammt aus dem Gedankengut der platonischen Philosophie: die
Bereitschaft zum Gespräch, dem Anderen zuhören zu wollen, die Offenheit
des dialogos als oberstes ethisches Prinzip.
Es ist eben wesentlich, um das hermeneutische Bild des Menschen richtig in den Blick zu bekommen bzw. zu entwerfen, den Dialog nicht einfach
als Prinzip des individuellen moralischen Handelns anzusehen, sondern ihn
mit der Welterfahrung in Beziehung zu setzen, wie sie von Hegel in seiner
Phänomenologie des Geistes verstanden wurde, nämlich nicht nur als Wissen,
sondern wesentlich als Geschichte der Bildung der Welt. Der Dialog wurde
auch von Gadamer nicht nur als Basis des individuellen, sondern auch des
gesellschaftlichen Seins verstanden bzw. als Prinzip eines Konsensus, der
nur zu erreichen ist, wenn wir von unserer Tradition getragen werden. Damit
dieses oberste Prinzip aber sowohl in die ethische Praxis des Einzelnen, als
auch in die gesellschaftliche Praxis übersetzt werden kann, brauchen wir die
aristotelische phronesis, die Lebensweisheit, die lateinische prudentia.16
Phronesis ist am engsten mit dem ethischen Einsatz des Einzelnen
und seiner Endlichkeit verbunden. Sie ist keine Reflexion über die Ethik,
sondern der ethische Einsatz selbst, die bewusste Seite des Handelns, das
praktische Wissen. Phronesis ist mit synesis verbunden, mit dem Verstehen
des Anderen als seiner selbst, wie auch mit syggnome: die verständnisvolle
Einsichtigkeit, die zum Verzeihen neigt. In seiner allerersten Auseinandersetzung mit Heidegger hat Gadamer gegen ihn geltend gemacht, dass unter
der Geworfenheit nicht bloß das Geworfensein in der Welt zu verstehen sei,
sondern gerade die Endlichkeit des Menschen, die sich vor allem in seinem
Bezug zu dem Anderen kundgibt, und der ohne die genannten Tugenden der
phronesis schwer zu meistern und zu ertragen ist. Deshalb hält er auch so
fest an seiner Zurückführung der Dialektik auf den Dialog; Dialektik ist auf
das ursprüngliche Fragen zurückzuführen; diese ursprüngliche Dimension
der Frage ist aber das, was über jede mögliche Antwort immer hinausreicht,
denn jede Antwort erzeugt wieder andere Fragen. Sich auf dieses Spiel von
16
Über diesen Begriff der Rechenschaftsgabe siehe besonders den excursus über
die Dialektik, dem das ganze erste ausführliche Kapitel seiner Habilitationsarbeit
Platos dialektische Ethik (PdE), [in:] GW, Bd. 5, S. 3–163, gewidmet ist. Dieselben
Gedanken werden in WM in dem oben schon zitierten Kapitel wiederholt.
190
Riccardo Dottori
Frage und Antwort einzulassen heißt eigentlich Philosophie bzw. Dialektik
zu treiben.17 Dies geht aber nicht ohne einen ethischen Einsatz, den Anderen verstehen zu wollen, denn nur das heißt: verstehen zu können. Sich auf
dieses Gespräch einzulassen weist auf die Endlichkeit des Menschen hin
und begründet zugleich die ethische Dimension unseres Fragens.
Nun ist es aber nach Habermas klar, dass hier die ursprünglich sokratisch-platonische Frage der Rechenschaftsgabe als Verständnisgrund in
einem doppelten Sinn verstanden wird: einmal dialogisch-illocutorisch,
ein anderes Mal nur wissenschaftlich-demonstrativ; will man die beiden
Momente als unzertrennlich sehen, dann wird eine Reduktion der Dialektik
auf den Dialog vollzogen.18 Habermas will jedoch an der strengen Trennung
zwischen den zwei Momenten festhalten, da in ihr zwei Begriffe im Spiel
sind: 1. der Begriff der Vernunft als dialogisches und interlokutorisches
Prinzips (welches, wie Habermas und Apel behaupten, einfach der illokutorische oder perlokutorische Moment ist) und 2. der Begriff der Rationalität
als kognitives, propositionales und selbstreferentielles Verhalten. Diese
zwei Momente finden wir wieder in der Dialektik von Frage und Antwort,
welche eben den Übergang von der Dialektik in den Dialog darstellt: die
Frage als Angelegenheit oder Problem, das Argument der Recherche, und
die Frage als Verständigung, als authentisches dialogisches Prinzip, z. B.
wenn ich mich an jemand Anderen wende, um seine Vorstellungen und seine
Gesichtspunkte zu verstehen.
Gadamer dagegen beharrt darauf, diese zwei Momenten zusammenzuhalten, nämlich das Verstehen des Anderen im Mitaussprechen, das er als
eine Form des Miteinanderdaseins ansieht, und die rein sachliche Verständigung im wissenschaftlichen Gespräch, obwohl er sie als zwei Formen
des Logos ansieht. Er meint, dass in beiden Fällen eine positive Verfassung
des Daseins zum Ausdruck kommt, von der nicht abstrahiert werden kann,
nämlich die gemeinsame Bereitschaft zum Fragen, die von beiden geteilt
wird: sie ist als das Aufeinanderhören und Miteinanderfragen grundlegend
17
Wir sind in dieser Hinsicht überhaupt nicht seiner Meinung, da wir der Auffassung sind, dass die Dialektik sowohl bei Plato als auch bei Hegel aufgrund seiner
Interpretation von Platos Parmenides, Philebos und Sophistes eine logisch-metaphysische Bedeutung und Rolle hat, was wir aber hier nicht ausführen können. Dies
haben wir in unserem Buch Die Reflexion des Wirklichen getan.
18
An sich unterscheidet Gadamer auch in seinem ersten Werk, Platos dialektische
Ethik, S. 29 diese zwei Momente, wie wir jetzt nachweisen werden.
Die hermeneutische Erfahrung
191
sowohl für die Sachlichkeit des Gesprächs als auch für die gemeinsame
Verständigung, indem man im Gespräch gemeinsam nach Gründen fragt
und von Gründen hört.
Diese Bereitschaft zum Hören ist wesentlich für die Verständigung im
Miteinanderdasein, wie die Richtung und Gezieltheit des Fragens wesentlich
für das Vorwärtsschreiten des Verstehens ist. Blicken wir nun auf die von
Habermas unterschiedenen Momente der Vernunft und der Rationalität,
dann erkennen wir daran die zwei griechischen Begriffe, die für Platos
Auslegung des sokratischen Gesprächs wesentlich waren, nämlich die Rechenschaftsgabe (ton logon didonai), also der Logos als Rationalität, und
die phronesis, die Vernünftigkeit, welche zum gegenseitigen Verstehen im
Hörenwollen auf den Anderen führt. Die beiden Momente zu trennen wäre,
wie es der Gadamer-Schüler Rüdiger Bubner zum Ausdruck gebracht hat,
eine nachhegelsche Abstraktion.19
Wir können das erst richtig verstehen und würdigen, wenn wir von
jedem Vorurteil über Endlichkeit und (schlechte) Unendlichkeit des Fragens diese Tugend in Bezug auf Hegels Kritik der Kant‘schen Ethik sehen.
Hegel scheint denselben, aristotelischen Gedanken gemeint zu haben, den
Gadamer mit seiner Berufung auf die aristotelische phronesis im Sinne
hatte, nämlich dass die Fragen der Praxis wohl mit Vernunft (meta logou),
aber doch nicht bloß durch Vernunft (kata ton logon) zu entscheiden
sind.20 Hierzu sind endoxa da, allgemein anerkannte Werturteile, die nach
Aristoteles und Hegel zu unserem geschichtlichen Gewordensein gehören
und die allgemeine Sittlichkeit konstituieren, welche wohl geprüft werden
können, aber uns die eigentliche Hilfe anbieten, um den immer schwer zu
entscheidenden Problemen der Praxis gerecht zu werden. Deshalb ist es nach
Gadamer naheliegend, phronesis mit Vernünftigkeit zu übersetzen. Denn
selbst wenn wir Vernunft im starken Sinne als die Autonomie der Vernunft
und als kategorischer Imperativ verstehen, der der Grund der moralischen
Gesetzgebung wird, so lässt uns diese gesetzgebende Vernunft vielleicht im
Stich, wenn wir von ihr gesellschaftliche und politische Konkretisierung
verlangen. Eine gesetzgebende Vernunft kann nicht einer Gesetze prüfenden
Vernunft standhalten, wenn sie nicht vom geschichtlichen Geist und seinen
19
Vgl. R. Bubner, Theorie und Praxis; eine nachhegelsche Abstraktion, Frankfurt
am Main: Klostermann 1971.
20
Vgl. Arist., Ethik. Nik., VI, XIII, 1144 b 25–30.
192
Riccardo Dottori
geschichtlichen Erfahrungen und Ereignissen getragen wird. Hierin besteht
gerade die Endlichkeit und zugleich die Transzendenz unserer Vernunft als
praktischer Vernunft.
Wollen wir aber Endlichkeit und Transzendenz in Bezug auf unsere
praktische Vernunft thematisieren, so müssen wir die ursprüngliche Markierung der Grenze zwischen Gadamer und Heidegger einbeziehen, die auf die
Marburger Zeit zurückgeht und von Gadamer in seinem Lissaboner Vortrag
von 1939 weiter entwickelt wurde; da hielt er ihm entgegen, dass der Bezug
zu dem Anderen die Geworfenheit des Daseins ausmacht.21
Gadamer bemerkt nämlich, dass Heideggers Thematisierung des
Daseins als Geworfenheit, als Mitsein, als Gewissen und Sorge immer ein
Besorgtsein um das eigene Sein bedeutet, und nicht „den Anderen sein lassen“ und ein eigentliches ihm Zugewandt-Sein. Und eben darin besteht der
Geist der hermeneutischen Philosophie. Aber darin erkennen wir auch die
Grenzen unseres Willens zum Verstehen; denn es ist eben das Schwerste,
ins Gespräch mit dem Anderen zu kommen und sagen zu können, dass man
ihn versteht. Wir erinnern uns an den bekannten Spruch aus Wahrheit und
Methode: „Man versteht immer anders, wenn man überhaupt versteht“.22 Das
gilt dort für die Auslegung von Texten und die Interpretation von Geschichte,
aber in einem allgemeinen Sinne gilt das für das Verstehen des Anderen
überhaupt. Denn dieses Verstehen impliziert nicht nur, dass der Andere sich
für das Gespräch verfügbar macht, sondern auch, dass wir selber uns zu
diesem Gespräch bekennen und es eröffnen. Das heißt aber, dass wir zuerst
lernen müssen, Unrecht zu haben und unser Unrecht zu bekennen: das ist
das Schwerste, was wir lernen müssen, und zugleich die erste und unverzichtbare Voraussetzung des Gesprächs. Gerade darin bekundet sich unsere
Endlichkeit, aber gerade diese Reflexion auf unsere Endlichkeit offenbart
uns andererseits die Transzendenz unserer Aufgabe, welche das Gespräch
selbst ist. Erst durch das Festhalten an der Transzendenz des Gespräches
21
H.-G. Gadamer, Rhetorik, Hermeneutik und Ideologiekritik, [in:] GW, Bd. 2,
S. 33. Vgl. auch ders., Das Problem der Geschichte in der neueren Philosophie,
[in:] GW, Bd. 2, S. 27-36. Dieser Text geht auf seinen Vortrag in Lissabon im Jahre
1944 zurück, wo er eine indirekte Kritik an Heidegger äußert, die er viel früher an
ihn selber formuliert hatte, nämlich schon im Jahr 1924. Über die Geschichte dieses
Vortrages siehe H.-G. Gadamer, Philosophische Lehrjahre, Frankfurt am Main:
Klostermann 1977, S. 119–121.
22
Vgl. GW, Bd. 1, WM, S. 302.
Die hermeneutische Erfahrung
193
kann also unsere Gesellschaft zu einer kommunikativen Gemeinschaft
werden und diese wieder zur Basis der Legitimation jeder rechtlichen und
staatlichen Autorität.23
Hier geht es eben um eine andersgeartete Transzendenz als die unseres
Wissens. Diese Transzendenz besteht darin, dass wir nicht wissen, ob und
wann ein richtiges Gespräch stattfinden wird und trotzdem wollen, dass ein
solches Gespräch möglich sei. Dieser Wille kann nicht vom Wissen abhängig
gemacht werden; er kann nie mit Wissen konkurrieren, genauso wenig wie
das Wissen ihm Legitimitätsansprüche stellen darf. Es ist als eine wesenhafte
23
Die Diskussion, die sich heutzutage um das Problem der Legitimation und der
Rechtfertigung der juridischen Normen und des Prinzips der Autorität des Staates
entwickelt hat, ist vor allem politischer Natur. Die Lösung des Problems führt auf
einen Begriff rationaler Herrschaft zurück, auf welchen sich der kritische Rationalismus von H. Albert beruft, und welcher von M. Weber (1956) theoretisiert wurde,
wie J. Habermas [in:] Legitimationsprobleme im Spätkapitalismus, Frankfurt am
Main: Suhrkamp 1973, zu Recht bereits gesehen hatte; die Diskussion dieses Begriffes rationaler Autorität in seinen zwei Komponenten, die empirische und die
rationale Motivation mit der immanenten Beziehung zur Wahrheit, und deshalb
die Diskussion des authentischen Begriffs der Legitimation befindet sich in diesem
Band auf den Seiten 131–140. Über diesen Punkt entbrannte die Diskussion mit
Gadamer (genauer, wie Gadamer uns selber mitteilte, bei einer öffentlichen Debatte
in Mannheim im Jahre 1971, an der alle drei Schulen, nämlich die des Kritischen
Realismus, die der kritischen Theorie der Gesellschaft und die der Hermeneutik,
teilhatten); diese Diskussion wurde dann in Habermas (1971) weitergeführt. In diesem
ersten Annäherungsversuch ist der Legitimierungsbegriff ganz auf den Begriff der
Beziehung der Immanenz der Wahrheit angesetzt, und der prozessuale Begriff der
Legitimierung, den Luhmann vertritt (vgl. Habermas 1973, S. 138), wird verworfen,
weil er auf die Doktrin des juridischen Positivismus Carl Schmitts zurückführen
würde (a.a.O., S. 135); er selber aber, in Habermas (1991), hat dagegen den prozessualen Moment der Legitimation aufgegriffen. Die Diskussion mit Gadamer,
seine politischen Erfahrungen und sein Treffen mit der amerikanischen Philosophie,
haben die Rehabilitation der Hermeneutik der Faktizität als Konsequenz gehabt,
von der Heidegger, Sartre und Gadamer ausgegangen waren. Unsere Hypothese
vertritt außerdem die Ansicht, dass, während in einem ersten Moment der Begriff
der kommunikativen Gemeinschaft und der Selbstreflexion des Subjektes, welche
von Otto Apel entwickelt wurde, die Grundideen der Normenbegründung ausmachte
(vgl. das schon zitierte Legitimationsprobleme im Spätkapitalismus, S. 145), nun der
Begriff von Faktizität dem Begriff der vollendeten Autoreflexion des Wissens des
transzendental-pragmatischen Subjektes als Prinzip der Legitimation der Normen
sein Recht widerfahren lässt.
194
Riccardo Dottori
Bedingung unseres gesellschaftlichen Daseins anzusehen, wenn wir in die
Zukunft blicken wollen. Gadamer selbst drückt das wie folgt aus:
Die praktische Universalität, die im Begriff der Vernünftigkeit (und in
ihrem Mangel) impliziert ist, umfasst uns allesamt und ganz und gar.
Sie vermag deswegen sogar für das theoretische Wissenwollen, das als
solches keine Beschränkung kennt, in den Naturwissenschaften so gut
wie in den Sozialwissenschaften, eine höchste Instanz der Verantwortlichkeit darzustellen. Das ist die Lehre der praktischen Philosophie des
Aristoteles, die er auch ‚Politik’ nannte. Die rechte Anwendung unseres
Wissens und Könnens verlangt Vernunft.24
Diese Vernunft ist nichts anderes als Phronesis, wie es von ihm schon in
seiner Arbeit über Platos dialektische Ethik gesagt wurde.25 Eben hier liegt
die innere Einheit des aristotelischen und platonischen Denkens. Da diese
Transzendenz des Dialoges nur die andere Seite unserer Endlichkeit ist, ist
auch klar, dass sie der Möglichkeit der Enttäuschung ausgesetzt ist. Haben
wir aber eine andere Möglichkeit, uns mit den politischen Problemen unserer
Zeit und unserer Welt auseinanderzusetzen, geschweige denn, damit fertig
zu werden, als den Willen zum Dialog?
Hier müssen wir wieder dem Denken Heideggers sein Recht widerfahren lassen:
„Sein“ kann nicht bloß als seiende Wirklichkeit, sondern muss als
Geschichtlichkeit erkannt werden, aber die Geschichtlichkeit selber ist
bei ihm nicht wie bei Hegel fest bestimmbar, als ein Prozeß zu einem
feststehenden Ziel. Sie muß vielmehr in der letzten Phase seines Denkens
als Ereignis verstanden werden. Was ist aber das Ereignis? Das Ereignis
wird einmal aufgefaßt als‚ das Zwischen‘ bezüglich des Vorbeiganges
des Gottes und der Geschichte des Menschen26.
Das Ereignis selbst bleibt somit das Befremdlichste, wie auch der letzte Gott,
welcher der Gott der Götter, oder sogar „die Göttung“ sein sollte. Dieser
letzte Gott ist ein Wink des Ereignisses, und nicht das Ereignis selbst, das
24
Vgl. GW, Bd. 3, S. 327.
Vgl. GW, Bd. 5, S. 58.
26
Vgl. M. Heidegger, Beiträge zur Philosophie (Vom Ereignis), GA, 65, Frankfurt
am Main: Klostermann 1994, S. 27; weiter wird das Ereignis als der Ort bestimmt,
wo die Flucht der Götter erfahren wird.
25
Die hermeneutische Erfahrung
195
die Wahrheit des Seins selbst sein sollte. Diese Wahrheit als Unverborgenheit
muss aber selber unbestimmt bleiben, wenn das Sein endlich ist, so dass
Heidegger sich in einem Kreise dreht und zuletzt zu dem Schluss kommen
muss: „das Sein, die Geschichtlichkeit, ist nie in jedem Zeitalter dasselbe“.
Das will heißen: Geschichtlichkeit ist etwas, was jedes Mal zu uns kommt,
und was in jeder Epoche entschieden wird. Diese Entscheidung interpretiert
Heidegger wiederum als Entschlossenheit, und das ist die Weise, in der sich
das Dasein des Menschen dem letzten Gott, dem Wink des Ereignisses, zuwendet, damit in jenem Ereigniszusammenhang menschlich geschichtlich
Seiendes sich zu sich selbst bringt.27 Das setzt aber den Streit zwischen
Welt und Erde, zwischen Natur und Technik voraus, wodurch das Selbst
des Menschen zu seiner wesentlichen Entscheidung kommt28.
Wenn Gadamer an diese Art von geschichtlicher Welt-Erfahrung denkt,
betreibt er dabei nicht die gängige Heideggersche Kritik an der Technik oder
an den zerstörerischen Folgen des technischen Zeitalters, sondern will nur
eine einfache Analyse unserer geistesgeschichtlichen Situation vornehmen,
die man wohl mit Nietzsches Wort über den Tod des christlichen Gottes,
d. h. der christlichen Kulturwerte und ihrer Weltbedeutung, beschreiben
kann. Was dabei tot ist – tot durch die Weltereignisse des letzten Jahrhunderts, durch die Kriege und was danach kommt, die Zerstörung aller unserer
Kulturwerte – ist eben unsere Geistesgeschichte. Wenn aber Heideggers
Schlussfolgerung war: „Nur ein Gott kann uns retten“, nämlich der neue
Gott in dem soeben beschriebenen Sinne, so sieht Gadamer letzten Endes
die Rettung in dem Dialog, der für ihn von vornherein, d. h. von seiner
ersten ursprünglichen Beschäftigung mit Plato an, der Leitfaden seiner
Philosophie war. Am Ende seines Lebens sieht sogar Gadamer in der
Vorbereitung des Dialoges zwischen den Weltreligionen die wahre Aufgabe
27
Ebd., S. 28.
Ebd., S. 275: „Was soll die Technik sein? Ist sie der geschichtliche Weg zum
Ende, zum Rückfall des letzten Menschen in das technisierte Tier, das damit sogar auch die ursprüngliche Tierheit des eingefügten Tieres verliert, oder kann sie,
zuvor als Bergung übernommen, in die Daseinsgründung eingefügt werden?“; die
Möglichkeit eines positiven Verständnisses und die Anwendung der Technik wird
also nicht ausgeschlossen. Über die Natur und Erde sagt Heidegger weiter, S. 277:
„Muß die Natur aufgegeben und der Machenschaft überlassen werden? Vermögen
wir die Erde neu zu suchen? Wer entfacht jenen Streit, in dem sie ihr Offenes findet,
in dem sie sich verschließt und Erde ist?“
28
196
Riccardo Dottori
der Philosophie und die Möglichkeit, eine Antwort auf die Hauptfragen der
heutigen Gesellschaft zu suchen.
Wir würden zuerst denken, dass diese Aussage nur die Folge der letzten
geschichtlichen Ereignisse, des internationalen Terrorismus und der Zerstörung der Zwillingstürme sein würde; das mag wohl stimmen, aber das ist
indessen nur die äußere Veranlassung für seine Reflexion. In Wahrheit liegt
eine solche Idee im tiefen Wesen der hermeneutischen Erfahrung verwurzelt,
wenn wir sie als Welterfahrung verstehen, welche die ethischen, politischen
und geistesgeschichtlichen Gehalte einer jeden Erfahrung in sich schließt.
Welterfahrung meint auch immer weltgeschichtliche Erfahrung, und zu dieser
letzten Art der Erfahrung haben seit jeher religiöse Konflikte gehört und sie
gehören heutzutage immer noch dazu. Das ist ein weiteres Zeichen dafür,
dass wir von einer echt globalisierten Gesellschaft noch weit entfernt sind.
So dürfen wir nicht vergessen, dass hinter allen politischen Konflikten immer auch ökonomische Konflikte stehen, und das gilt auch für die Konflikte
zwischen den Weltreligionen. Mag sein, dass es sich dem Augenschein nach
um kulturelle Konflikte handelt, die sich dann zu konfessionellen Konflikten
zuspitzen (oder aus denen die verschiedenen Konfessionen entstehen). Aber
wie die cultura ursprünglich sowohl Bodenkultur als auch eine Kultur der
Seele, cultura animi, Bildung, meint, so ist es von vornherein klar, dass jede
Seite der Kultur in die andere übergreift. Das lehrt uns das mythopoietische
Moment an jeder Kultur: Mythen hängen mit dem Bestellen, Hüten und
Pflegen der Erde zusammen, mit den technai, die bei der Bildung und dem
Wohnen in der Welt zusammenwirken, ein Wohnen, welches ein venerare
ist. Religion gehört in diese ursprüngliche Bindung von Himmel und Erde,
woraus die Welt der Kultur entsteht und worauf die Polis gründet, die Bindung unter den Menschen in ihrem Zusammenwohnen. Deshalb dürfen wir
nicht das ursprüngliche oikos und die Ökonomie vergessen.
Wenn wir uns also nun fragen, worüber ein Dialog unter den Weltreligionen gehen würde und wozu er führen soll, dann scheint zuerst die Antwort
einfach zu sein, nämlich um das Religiöse in uns, von dem die Weltreligionen
Spuren sind, die uns zu dem Göttlichen führen sollten. Es mag wohl sein,
dass wir zu keinem einheitlichen Bild des Göttlichen dadurch kommen, aber
der Telos ist nicht dieses einheitliche Bild, sondern jeder mögliche Ort, wo
wir uns versammeln, die ekklesia, um den echten Bezug zu dem Göttlichen
zu suchen, den die Griechen theoria, Gottesbeschauung, nannten. In dieser
Richtung ging wohl der erste Versuch von Karol Wojtyła, die Mitglieder der
Die hermeneutische Erfahrung
197
verschiedensten Religionen nach Assisi, d. h. an einen Ort einzuladen, wo
die Spuren des Heiligen präsent waren, und zwar nicht um zu diskutieren,
sondern in den verschiedensten Sprachen auf der Spur des Heiligen zu sein,
das heißt: zu beten. Denn was wir immer von Gott denken können, und wie
wir immer ihn uns vorstellen, so ist es doch derselbe Gott, oder das Göttliche,
der bzw. das vor uns steht. Also beten wir zu ihm, demselben, zusammen.
Dieser gemeinsame Weg zum Göttlichen, der für jeden religiösen Menschen
das Prinzip des Lebens ist und der Trost und die Rettung vor dem Tode, sollte
uns davor warnen, über ihn zu streiten und seinetwegen zu morden. Dieses
Bewusstsein des Anfangs und des Endes unseres Lebens begleitet auch seit
jeher jede Philosophie und Metaphysik und macht auch bei Aristoteles den
Grund des Staunens über den Anfang des Lebens aus, und bei Heidegger
den Grund der Angst vor dem Tode. Ist Philosophie für den Dialog zwischen
den Weltreligionen wirklich unentbehrlich?
Was wir zuerst antworten können ist, dass es eine Philosophie gibt, an
welche diese Frage zuallererst gestellt werden kann und muss, nämlich die
hermeneutische Philosophie. Hat die philosophische Hermeneutik sich immer der Interpretation der Überlieferung zugewandt, dann sieht sie sich nun
vor die Herausforderung gestellt, ihren Blick auf mehrere Überlieferungen
auszuweiten. Dort findet sie zunächst das Hindernis der Verschiedenheit
der jeweiligen Überlieferungen, dann den Unterschied der konfessionellen
Glaubensrichtungen und der verschiedenen Weltanschauungen, denn jede
Religion gehört zu einer Kultur und jede Kultur birgt in sich die Kulturwerte
einer Weltanschauung. Aber eben dies ist ein Aspekt, in dem die hermeneutische Philosophie den religiösen Glauben reflexiv bearbeiten muss, um
hinter dem konfessionellen Glauben die für das gemeinsame Menschenverständnis freie Seite des Menschen zu gewinnen. Die Verschmelzung
der Horizonte hat hier nicht den Sinn der Begegnung mit der überlieferten
Vergangenheit, sondern mit den kulturellen Horizonten der Gegenwart im
Hinblick auf die Zukunft. Das ist die richtige Aufgabe der hermeneutischen
Philosophie. Aus der hermeneutischen Erfahrung kann eine hermeneutische
Philosophie werden, welche als Philosophie sich, wie jede echte Philosophie, die Frage nach dem Sinn des Lebens stellt und als Hermeneutik das
Prinzip des Dialogs im praktischen und politischen Leben enthüllt. Aber so
eine Hermeneutik darf sich heute nicht mehr auf eine Kritik der Technik
beschränken, da diese nun die Basis des ökonomischen Wachstums ist, ohne
welche die heutigen Kulturen nicht einen möglichen Ausgleich in einer
198
Riccardo Dottori
globalen Gesellschaft anstreben können, von welchem wir uns eine Hilfe
auf dem Weg zu der Lösung der politischen und internationalen Konflikte
erhoffen. Dieses Wachstum müssen wir nur immer aus der Sicht des oikos,
also ökologisch, kontrollieren. Denn die Technik hat sich uns durch Internet
und alle mit ihm gegebenen Programme als ein ungeheures Mittel zu der
universalen Kommunikation gezeigt, welche eine starke Emanzipations- und
Anziehungskraft hat, und zwar für die Gewinnung der Jugend der ganzen
Welt für ein demokratisches Leben.
Hermeneutische Philosophie hilft uns einsehen, dass die Menschheit
ohne die phronesis und den Willen zum Dialog den Weg zu dem Frieden
und zu einer echten globale Gesellschaft nicht finden wird, sondern lediglich
den Weg zu einem Weltmarkt, der sich immer weiter in die Richtung der
Weltkonkurrenz um das eigene Wohl und den eigenen Nutzen entwickelt.
Es liegt an der Verantwortung, und das heißt: an der phronesis der Menschen
selber, den Weg des Willens zum Verstehen und Verzeihen zu finden, welcher die Grundlage einer echten Weltgemeinschaft ist. Durch die phronesis
erreichen wir auch nach Plato die Idee des Guten, welche den Menschen den
richtigen Ort und das Gleichgewicht in der Ordnung des Universums zeigt
und sie zu einem friedlichen Zusammenleben in der Polis führt.
THE HERMENEUTICAL EXPERIENCE BETWEEN WORLD-OPENNESS
AND DIALOGUE
Summary
The article shows on the basis of hermeneutical theories by Gadamer and Heidegger
– enriched through philosophies of Aristotle and Hegel – the role of practical wisdom
(phronesis) and of dialectical knowledge in the establishing a peaceful order of the
future world und future gobal society. The concept of the dialectical knowlegde is
connected with dialogical notion of truth and with such virtues as readiness and
openess for such a dialog that puts our main assumptions and presuppositions into
question and through that changes our whole life. It is the essence of so-called
hermeneutical experience.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
WŁODZIMIERZ LORENC*
MOŻLIWOŚCI I OGRANICZENIA
HERMENEUTYCZNEGO UJĘCIA CZŁOWIEKA
Słowa kluczowe: hermeneutyka, antropologia, postmodernizm, dekonstrukcja,
radykalizacja hermeneutyki, filozofia życia, tradycja, rozumienie
Keywords: hermeneutics, anthropology, postmodernism, deconstruction,
radicalisation of hermeneutics, philosophy of life, tradition, understanding
Rozważenie możliwości i ograniczeń hermeneutycznego ujęcia człowieka
poprzedzone zostanie próbą odpowiedzi na cztery fundamentalne pytania.
Zastanowię się nad tym, czy samo pytanie o człowieka pozostaje na gruncie
filozofii uprawnione, czy filozofia hermeneutyczna jest jednolitym nurtem
filozoficznym, czego można oczekiwać po jej badaniach, i nad tym, w jaki
sposób stara się ona je prowadzić.
Mówiąc o hermeneutycznym ujęciu człowieka, zamierzam zaś rozważyć dwa nurty filozofii hermeneutycznej: klasyczny, zainspirowany przez
Diltheya i Heideggera, oraz radykalny, czerpiący inspiracje od Heideggera,
a także i od innych filozofów, którzy nie są bezpośrednio związani z tradycją
myśli hermeneutycznej.
*
Włodzimierz Lorenc – profesor w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.
Zajmuje się filozofią współczesną, w szczególności hermeneutyką, dekonstrukcjonizmem, fenomenologią i filozofią życia. Napisał wiele książek, m.in. dwie na temat
hermeneutycznej antropologii. E-mail: [email protected].
200
Włodzimierz Lorenc
1. Czy pytanie o człowieka na gruncie filozofii
pozostaje uprawnione?
Problem człowieka posiada, jak dowodzi tego współczesna filozofia, sens
historyczny, a ponadto łączy się z licznymi założeniami. Zgodnie z Foucaultem, samo istnienie naturalnego, wolnego ludzkiego podmiotu nie jest
czymś oczywistym. Wątpliwe jest czynienie z człowieka bezpośredniego
punktu odniesienia, co wcale nie oznacza, iż taki punkt widzenia powinniśmy w sposób definitywny odrzucać. Foucault przestrzega nas jedynie
przed teoretyczną beztroską każdego ze sposobów postępowania. Może się
bowiem okazać, iż sama chęć poznania prawdy na swój temat jest czymś
podejrzanym, a nawet stanowi formę wyparcia się prawdy i prowadzi do
podporządkowania nas mechanizmom władzy.
Inny z francuskich postmodernistów Jacques Derrida – zauważa, iż
nazwa człowiek jest nazwą istoty, która zawsze marzyła o „uspokajającej
podstawie, źródle i końcu gry”. Na gruncie tradycji metafizycznej przyjmowaliśmy przecież istnienie jednolitej natury człowieka, metafizyka dążyła
do stworzenia normatywnej wizji naszego człowieczeństwa. Skoro zaś
metafizyka znajduje się w kryzysie, to podejmowanie jej pytania pociągać
może przyjęcie problematycznych założeń.
O jakie niebezpieczeństwa może tu chodzić? Derridę niepokoi uprzywilejowywanie tego, co własne, czyli tendencja wiodąca do rozszerzania
własnego Ja na wszystkich ludzi, zaś sytuację taką dostrzega w poglądach
Heideggera. Lyotard, kolejny z przedstawicieli francuskiego postmodernizmu, widzi w podjęciu pytania o człowieka wyraz myślowego totalitaryzmu,
zgodnie z którym wizjom ogólnym ma przysługiwać wyższa prawda. Każda
całościowa odpowiedź na pytanie o człowieka wydaje mu się groźna, gdyż
powoduje ograniczenie naszego myślenia, a ponadto jest wyrazem niesprawiedliwości w stosunku do innych możliwych odpowiedzi. Każda stanowi
wyraz dogmatyzmu i zarazem każda wiedzie do samopotwierdzenia swego
ujęcia. Już Foucault zauważył, iż nie ma powodu, dla którego pewna idea
człowieka miałaby nabierać charakteru normatywnego. Zgodnie z jego
poglądami, globalne ujęcia problematyki człowieka bywają groźne, gdyż
sprzyjają terrorowi, a zatem nie istnieją przesłanki do okazywania bezkrytycznego zaufania jakiejkolwiek z nich. Podejrzana jest, według niego, sama
idea wewnętrzności, duszy czy prawdziwego ja.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
201
Pytanie o człowieka jest więc mocno problematyczne. Nawiązując
do Foucaulta, należałoby się zastanowić, czy człowiek rzeczywiście istnieje, tzn. czy istnieje jako „figura w polu wiedzy”, a mówiąc po prostu,
czy w ogóle jest sens zajmować się naturą człowieka. Być może bardziej
pilna jest walka z różnego rodzaju mistyfikacjami i złudzeniami odnośnie
do naszego człowieczeństwa, niż zakładanie istnienia czegoś, co miałoby
być wspólne wszystkim ludziom. Czy zatem nie lepiej nie pytać, kim jest
człowiek w swej istocie?
Powyższa wątpliwość łączy się, jak sądzę, z absolutyzowaniem
zagrożeń płynących ze stosowania pojęcia „człowiek”. Grozi nam wtedy
poprzestanie na bezpośredniości i uczuciowości w podejściu do jego spraw.
Rezygnacja z filozoficznego myślenia o człowieku odrywa nas ponadto
od naszej kultury i jej tradycji. Nasuwa się poza tym pytanie, czy próba
odejścia od filozoficznego myślenia o człowieku nie jest, wbrew intencjom
wspomnianych filozofów, wyrazem deprecjacji człowieka? Jak się wydaje,
problem polega nie tyle na pytaniu, czy należy w sposób filozoficzny myśleć o człowieku, ile na tym, w jaki sposób to należy czynić. Wyrzekanie
się tego pytania może okazać się niebezpieczne, gdyż może prowadzić do
zagrożeń, których postmoderniści nie dostrzegają. Skłanianie do tworzenia
nowych wersji samych siebie (nowych sposobów bycia człowiekiem) musi
się ponadto odwoływać do naszej samowiedzy, gdyż bez tego groziłoby powielanie tego, kim już jesteśmy. Dlatego od pytania o człowieka nie można
odejść. Wiąże się ono z samą naturą filozofii.
W pytanie o człowieka jesteśmy uwikłani w związku z problematycznością naszego istnienia. Jako istoty obdarzone pewnym zakresem wolności
zmuszeni jesteśmy do praktycznego decydowania o sobie. Stanowimy
element wspólnoty i posiadamy zobowiązania wobec ludzi, z którymi
jesteśmy związani, a zarazem musimy zadbać o samych siebie. Winniśmy
zatem wypośrodkować pomiędzy troską o swą wspólnotę a troską o samego
siebie, zrozumieć swą sytuację i określić wyznaczniki dla swych działań.
Tak właśnie interpretuję naszą fundamentalną sytuację. Jej nieuwzględnianie
zdaje się prowadzić do abstrakcyjności mówienia o człowieku.
Wszelka koncepcja człowieka spełniająca oczekiwania, jakie stają
przed filozofią, musi dostrzegać, iż jesteśmy uwikłani we własne istnienie
i z uwikłania tego filozofia winna zdać sprawę. Do zadań filozofii należy
ukierunkowywanie naszego życia. Właśnie dlatego hermeneutyczne podejście do spraw człowieka wydaje się szczególnie interesujące. Dokonania
202
Włodzimierz Lorenc
filozofii hermeneutycznej potwierdzają, iż możliwe jest uwzględnienie przez
filozofię zarówno różnego rodzaju obiektywnych ograniczeń ludzkiego bytu,
jak i sfery jego możliwości, zadań i nadziei.
Należy jednak przeciwdziałać łączeniu z filozoficznymi rozważaniami
człowieka nadmiernych oczekiwań. Pojęcie „człowiek” obejmuje ogólne
aspekty naszego istnienia i nie może funkcjonować jako przydatne w rozwiązywaniu wszelkich dylematów. To, co w nas najbardziej ogólne, niekoniecznie musi być najbardziej ważne w sensie psychologicznym. W danej
sytuacji zagadnienia bardziej szczegółowe (np. o wymiarze kulturowym
czy też narodowym), czy też związane z naszym osobistym losem, mogą
się okazywać bardziej pilne niż te, które odnoszą się do ogólnego wymiaru
naszego istnienia. Być może też, wbrew opiniom większości dawnych filozofów, nie stanowimy jedności, gdyż duchowa i cielesna strona naszego
istnienia podlegają odmiennym uwarunkowaniom i nie muszą pozostawać ze
sobą w zgodzie (sytuację tę odzwierciedlają stwierdzenia obecne w języku
potocznym typu „duch wielki, ciało mdłe”), ale nie oznacza to wcale, by
z idei jedności należało rezygnować w sposób pochopny.
2. Czy filozofia hermeneutyczna jest jednolitym nurtem
filozoficznym?
Na podstawie bardzo krytycznych ocen poglądów Diltheya, dokonanych
przez Heideggera w Byciu i czasie, a także analogicznie krytycznych uwag
Gadamera w Prawdzie i metodzie, a z drugiej strony, krytycznych ocen filozofii Heideggera przez Mischa w Lebensphilosophie und Phänomenologie.
Eine Auseinandersetzung der Diltheyschen Richtung mit Heidegger und
Husserl, można było sądzić, iż obie szkoły filozoficzne, tzn. wywodząca się
od Diltheya i od Heideggera, pozostają w ostrym sporze. Obraz ten zasadniczo zmienił się w ostatnich dziesięcioleciach. Jak się bowiem okazało, obie
szkoły filozoficzne nie posiadają charakteru w pełni samodzielnego w tym
sensie, że filozoficzne stanowisko Heideggera okazuje się mocno zadłużone
w stosunku do Diltheya, zaś z kolei dla czołowych przedstawicieli pierwszej
i drugiej generacji szkoły diltheyowskiej to raczej Heidegger staje się ich
głównym punktem odniesienia i ich dokonania filozoficzne w dużym stopniu
płyną z przemyślenia rozwijanych przez niego idei.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
203
Z kolei u klasyków filozofii hermeneutycznej wywodzących się z kręgu
oddziaływań Heideggera – u Gadamera i Ricoeura – odnaleźć można ślady
twórczej recepcji bądź poglądów Diltheya, jak jest to w przypadku Ricoeura, bądź też jego uczniów, jak dzieje się w przypadku Gadamera, który
przyznaje się do pewnego wpływu ze strony Mischa.
Dużo bardziej skomplikowana jest relacja pomiędzy poglądami Gadamera i Bollnowa. Filozofowie ci byli prawie rówieśnikami (Gadamer
ur. w roku 1900, Bollnow – w 1903) i podejmowali w swych rozważaniach
wiele podobnych wątków. Czytając ich prace, można sądzić, iż dostarczały
im one nawzajem licznych inspiracji. Z pewnych niezbyt czytelnych powodów Gadamer nie powołuje się jednak na Bollnowa, podobnie jak Bollnow
w niewielkim stopniu korzysta z dokonań Gadamera. Można zatem dojść
do wniosku, iż ich wzajemny dystans ma powody pozamerytoryczne i może
być rozjaśniony wyłącznie z perspektywy wewnątrzniemieckiej.
Jeszcze inna kwestia łączy się z relacją pomiędzy Heideggerem
a Diltheyem. Brak znajomości wczesnych wykładów Heideggera na długo zniekształcił obraz roli poglądów Diltheya dla kształtowania się jego
poglądów. Jak się to stosunkowo niedawno okazało, Heidegger formował
swą filozofię przede wszystkim w wyniku przemyślenia poglądów autora
Budowy świata historycznego… Wyniki badań prowadzonych w ostatnich
dziesięcioleciach wskazują na to, że w latach 1920–1925 filozofia Diltheya
w sposób znaczący wpłynęła na Heideggera (potwierdza to m.in. Gadamer).
W wykładach z tych lat oddawał on wręcz hołd swemu poprzednikowi.
Z Diltheyem łączył go sam punkt wyjścia poszukiwań filozoficznych.
Określał on w tamtym czasie pozycję Diltheya jako najważniejszego spośród filozofów życia, choć niezrozumianego i niedocenianego przez innych.
Mówił o jego wyróżnionej pozycji w ramach filozofii drugiej połowy XIX
wieku. Protestował przeciwko wypaczaniu i trywializowaniu jego idei przez
Windelbanda, Rickerta i Sprangera.
Można nawet powiedzieć, iż centralną postacią dla wczesnych poglądów Heideggera był właśnie Dilthey. Poglądy Heideggera mogą być
potraktowane jako pewna kontynuacja filozofii życia. To, iż uczniowie
Diltheya – Misch i Bollnow – mogli czerpać inspiracje zarazem od obydwu
filozofów, nie jest więc niczym zaskakującym.
Zdecydowane rozejście się inspiracji Heideggerowskich i Diltheyowskich zaobserwować można dopiero pośród reprezentantów hermeneutyki
zradykalizowanej, dla których twórczość Diltheya przestaje odgrywać ja-
204
Włodzimierz Lorenc
kąkolwiek pozytywną rolę. U Vattima Nietzsche zostaje zinterpretowany
hermeneutycznie i włączony w obręb jej radykalnego odłamu. Główne
inspiracje czerpie on jednak od Heideggera. Pragnie on zarazem w sposób
radykalny przemyśleć dotychczasową hermeneutykę, dokonując obrachunku z dziedzictwem heideggerowskim. Wzorem Apla, chce się kierować
ku ontologicznej teorii społecznej komunikacji. Radykalne przemyślenie
hermeneutyki dokonywane jest przez niego w odwołaniu do późnych poglądów Heideggera. Mówi on o nihilistycznym powołaniu hermeneutyki,
stanowiącym radykalizację krytyk tradycyjnej filozofii, będącym wyrazem
rozpoznania własnej dziejowości i interpretacyjnego statusu wszelkiego
filozofowania. Zradykalizowana hermeneutyka czerpać ma przede wszystkim od Heideggera. Ma być „ukierunkowana wprzód”1 i dlatego kieruje się
w stronę świata technicznego i naukowego.
Jeszcze inna sytuacja panuje u Caputo. Jego radykalna hermeneutyka
jest wyrazem radykalnego myślenia, myślenia ujawniającego trudności
wszędzie tam, gdzie nie są one powszechnie dostrzegane w ramach innych
perspektyw filozoficznych. Zgodnie ze słowami Caputo, jest to hermeneutyka, którą należałoby umieścić poza hermeneutyką szukającą sensu
i stabilności, hermeneutyka nierepresjonująca „lęku i drżenia”2. Bierze ona
początek z radykalizacji poglądów Heideggera, choć jednocześnie nawiązuje
też do radykalnych „przedhermeneutów”, jakimi okazują się Kierkegaard
i Husserl, Nietzsche i Mistrz Eckhart. Hermeneutyka niekoniecznie wymaga
ustalania znaczeń czy odpowiedzi na pytania, z którymi przystępujemy do
filozofowania. Może być nią także myślenie bez spoczynku, trzymające się
w ruchu, ciągle się przemieszczające i bez podstaw, pozbawiające komfortu3. Obywa się bez wszelkich autorytetów czy kryteriów. Nie ma też w niej
niczego źródłowego, co w sposób konieczny miałoby być poddawane
zabiegom interpretacyjnym.
Hermeneutyka ta przywraca nam trudności życia. Wskazuje bowiem
na niezbywalny sens przygodności wszelkich struktur zarówno społecznych, historycznych, jak i lingwistycznych, poprzez które życie okazuje
1
Por. R. Capurro, Gianni Vattimo: Denker der Moderne, [w:] G. Vattimo, Das Ende
der Moderne, Stuttgart: Reclam 1990, s. 207.
2
Por. J.D. Caputo, Radical Hermeneutics. Repetition, Deconstruction and the Hermeneutic Project, Indiana University Press 1987, s. 119.
3
Por. tamże, s. 188.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
205
się znacznie bardziej złożone, niż mogliśmy dotąd sądzić. Odtąd nie ma
bowiem ustalonych sensów ani prawd obowiązujących wszystkich ludzi.
Skoro jest ona gotowa „na najgorsze”, to, tym samym, nie może oferować
tego komfortu, który zwykliśmy wiązać z dotychczasowymi postaciami
myślenia hermeneutycznego. „Wystawia nas na zimno” – według określenia
Caputo.
Wspomniana afirmacja niewinności, wprost nawiązująca do afirmacji
niewinności stawania się u Nietzschego, zostaje ujęta jako afirmacja gry.
W hermeneutyce tej chodzi o „utrzymywanie się w grze”, w której uczestniczą wszystkie rzeczy.
Na podstawie przytoczonych faktów odpowiedź na tytułowe pytanie
musi zatem posiadać charakter negatywny, tzn. szeroko rozumiany nurt
filozofii hermeneutycznej nie okazuje się jednolity, gdyż zarówno inspiracje
hermeneutyki klasycznej i radykalnej okazują się różne, jak też odrębne jest
ich ujęcie problemów człowieka.
3. Czego można oczekiwać od hermeneutycznych ujęć
człowieka?
Mówiąc najkrócej, a zarazem nawiązując do słów Gadamera (jego poglądy będą mi pomocne w dokonaniu odpowiedzi na tytułowe pytanie), „nie
jesteśmy panami bytu”. Analogicznie do tego, jak skończona jest nasza
ludzka natura, tak skończone są możliwości ludzkiego myślenia. Liczne
ograniczenia wiążą się także z aktywnością filozofów. Niezależnie od
ich wysiłków i wysuwanych przez nich roszczeń, filozofowanie posiada
nieprzekraczalne granice. Filozofia hermeneutyczna, afirmując istnienie
różnic interpretacji, afirmuje też różnorodność życia filozoficznego, co
zasadniczo różni ją od ideałów obecnych w dawnym filozofowaniu. Zdaje
ona sobie sprawę z tego, że refleksja filozoficzna odnosi się do tego, czego
nigdy nie możemy wiedzieć do końca i w sposób pełny (filozofia hermeneutyczna świadoma jest faktu, iż posiada swój grunt poza swym obszarem4),
co tłumaczy istnienie różnorakich prób radzenia sobie z faktem niepełnej
poznawalności i zrozumiałości świata.
4
Por. J. Grondin, Hermeneutische Wahrheit? Zum Wahrheitsbegriff Hans-Georg
Gadamers, Königstein: Forum Academicum 1982, s. 184.
206
Włodzimierz Lorenc
W filozofowaniu zawiera się coś przypadkowego, co uwidacznia się
w zależności od doświadczeń historycznych, od kultury, a także od języka,
którym posługujemy się w trakcie uprawiania filozofii. Gadamer, opowiadając się za priorytetem skończoności przed nieskończonością tego, co
uwarunkowane przed czymś absolutnym, opowiada się też za „złą nieskończonością” w sensie Hegla, tzn. to, że nie daje się nam przezwyciężyć oporu
niezrozumiałości, nie jest u niego sytuacją ocenianą w sposób negatywny.
Skończone moce filozofowania nie okazują się czymś, co by nas ograniczało,
gdyż bez przysługującej nam skończoności niczego nie bylibyśmy w stanie
rozumieć, a więc tym samym nie bylibyśmy ludźmi.
Rolę filozofii widzi Gadamer przede wszystkim w zwiększaniu sfery
naszej świadomości, w doprowadzaniu do świadomości realiów naszego
bytu. Właśnie dlatego pisze on, że stara się o udostępnienie „wymiaru
hermeneutycznego” i ujawnienie jego znaczenia. Rozszerzenie zakresu
świadomości posiada, jak zdaje się sądzić niemiecki filozof, dobroczynne
oddziaływanie na całe nasze życie.
Skończone moce filozofa wskazują, iż filozofię hermeneutyczną
musi cechować umiar i skromność odnosząca się do statusu rezultatów
filozofowania. Gadamer jest świadomy tego, że jego filozofia nie dostarcza
dobrze ugruntowanego poznania (jest ona jak najdalsza od jakiegokolwiek
fundamentalizmu), lecz jedynie poznanie ugruntowane na sposób hermeneutyczny, a więc odwołujące się do wielu problematycznych prze(d)sądów, na
których opiera się całe myślenie. Zdaje ona sobie w pełni sprawę z tego, że
jest myśleniem określonego czasu i określonej kultury, że wyraża jedynie
swój czas. Tym samym z filozofii wykluczone zostają wszelkie pytania
ostateczne, gdyż nie tylko nie można oczekiwać na nie wiążących odpowiedzi, ale samo przypuszczenie ich ostateczności okazuje się niewłaściwe5.
Wysuwanie roszczeń do uniwersalności filozoficznych rozstrzygnięć okazuje
się niebezpieczne, gdyż może się łączyć z uprzywilejowaniem kultury, która
roszczenia takie wysuwa.
Dlatego filozofia hermeneutyczna zrywa z wyolbrzymianiem znaczenia
i możliwości filozofii w ludzkim życiu. W naszych czasach pretensje myśli
filozoficznej do panowania nazywa Gadamer urojonymi i nierealnymi.
5
Por. A. Bronk, Antyfundamentalizm hermeneutyki Hansa-Georga Gadamera, [w:]
S. Czerniak, S. Rolewski (red.), Hermeneutyczna tożsamość filozofii, Toruń: Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika 1994, s. 155.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
207
Jak na razie, nie istnieje duchowa płaszczyzna łącząca wszystkich ludzi
istniejących na Ziemi, co unieważnia nadzieje na uniwersalny sens pracy
filozofa. Wbrew przekonaniom dawnych filozofów, ludzki rozum nie jest
władzą na tyle autonomiczną, by w trakcie rozwiązywania wielu konkretnych
problemów życiowych mógł całkowicie unieważniać kulturowe podziały.
Ludzie wychowani w danej tradycji widzą wiele spraw inaczej niż ludzie
wychowani w tradycji odmiennej. Porozumienie z każdym i na każdy temat
okazuje się niemożliwe, zaś droga filozofii do tzw. stopienia horyzontów jest
drogą bardzo daleką i jej przebycie ciągle pozostaje naszym zadaniem.
Gadamer kieruje swą filozofię ku konkretnym odbiorcom, chcąc
wpłynąć na ich sposób myślenia, a pośrednio i na ich życie. Przypominanie
o tym, co dzieje się w rozumieniu, nabiera w tym kontekście określonego
znaczenia dla naszego istnienia. Funkcją filozofii u Gadamera staje się
mianowicie czynienie nas świadomymi tego, co się z nami dzieje, zaś jak
wiemy od innych filozofów (np. z psychoanalizy), świadomość taka może
mieć określony wpływ na nasze życie. Dlatego wielu interpretatorów poglądów Gadamera słusznie dostrzega emancypacyjną rolę, jaką pełni jego
hermeneutyka filozoficzna. Wyzwalając nas z wielu złudzeń i ograniczeń,
stwarza ona przesłanki dla sposobu bycia umożliwiającego bycie sobą
w pełni. Będąc odległym od codziennej praktyki życiowej (sytuacja taka ma
miejsce w ramach Prawdy i metody), Gadamer sugeruje swym czytelnikom
pewien sposób istnienia, orientując ich działania, choć zarazem nie zajmuje
stanowiska względem konkretnych problemów życiowych. Zdaje sobie
przy tym sprawę, że interesujący go problem rozumienia stał się aktualny
w określonej sytuacji historycznej, zaś jego rozwiązanie staje się możliwe
dopiero teraz i związane z określonym kręgiem kulturowym i aktualną
sytuacją rozumiejącego.
Co więcej, skoro we wszelkim rozumieniu zawarte jest pewne zaangażowanie, to nieobce jest też ono rozumieniu rozumienia. Gadamer nie
ukrywa w związku z tym tego, co go niepokoi i w czym dostrzega zagrożenie
dla współczesnego człowieka. Rozumienie zawsze stanowi wyraz wolności
rozumiejącego (naturalnie nie całkowitej wolności dysponowania sobą),
a więc podejmując swój temat badawczy, Gadamer korzysta z przysługującej mu wolności i decyduje się na intelektualną przygodę związaną z jego
przedsięwzięciem badawczym. Jego filozofia, będąc związana z dziejami
i kulturą, może być potraktowana jako twór konkretnej subiektywności, jej
indywidualnych doświadczeń i przemyśleń, co odróżnia jego stanowisko
208
Włodzimierz Lorenc
od stanowiska Hegla. Gadamer jest bowiem świadom ryzyka związanego
z jego zamysłem badawczym.
4. Jak badać człowieka?
Istotną przesłanką hermeneutycznego podejścia do człowieka u Gadamera
(również w tym przypadku, szukając odpowiedzi na tytułowe pytanie,
odwołam się do poglądów niemieckiego filozofa) jest przekonanie, iż nie
jest możliwe, abyśmy mogli się poznać w sposób czysto naukowy, zgodny
z metodą postępowania nowożytnej nauki (tym bardziej iż nie istnieje nauka,
która bezpośrednio wybierałaby człowieka za przedmiot swego badania),
co wcale nie oznacza braku uwzględnienia przyrodniczej strony naszego
człowieczeństwa.
Życie [...] w świecie jakiegoś języka, jak w przypadku członka jakiejś
wspólnoty językowej, nie oznacza przynależności do pewnego środowiska na wzór zwierząt należących do swych światów życia. Nie można
w podobny sposób oglądać z góry świata językowego. Poza bowiem
językowym doświadczeniem świata nie ma miejsca, które pozwoliłoby
uczynić je przedmiotem6.
Tym samym ludzki sposób życia w świecie okazuje się do pewnego stopnia
niezależny od otaczającej nas rzeczywistości, dającej się ujmować na sposób
przedmiotowy.
Gadamer stawia pytanie, jakie jest znaczenie wiedzy o człowieku dla
wiedzy człowieka o sobie samym7. Pisze, że „człowiek nie może zrozumieć siebie jako człowieka, jeśli swoich własnych działań i leżących u ich
podstaw decyzji woli nie podejmie jako człowiek wolny, czyli liczący się
z samym sobą”8. To zaś oznacza, że nauka o człowieku musi pozostawać
„nieodzownie wiedzą samego człowieka, jego wiedzą o sobie samym”9, gdyż
6
H.-G. Gadamer, Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, tłum. B. Baran,
Kraków: Inter esse 1993, s. 410.
7
Por. H.-G. Gadamer, Theorie, Technik, Praxis, [w:] tenże, Kleine Schriften, Bd. IV,
Tübingen: Mohr 1977, s. 190.
8
H.-G. Gadamer, Hermeneutyka a filozofia praktyczna, tłum. W. Wypych, „Studia
Filozoficzne”, nr 1 (1985), s. 19.
9
Tamże, s. 21.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
209
„dla istot moralnie odpowiedzialnych, jakimi jesteśmy, nie do pomyślenia
jest świat, w którym nasze działania, to znaczy nasze wolne decyzje, nie
byłyby miarodajne”10.
Według Gadamera, ciągle otwartym zagadnieniem pozostaje pytanie,
na ile rozjaśnianie zachowania zwierząt przyczynia się do pomnożenia
wiedzy o nas samych. Problematyczne jest samo istnienie jednolitej nauki
o człowieku, w której zbiegałyby się rezultaty poszczególnych dyscyplin
naukowych i która byłaby w stanie rozstrzygnąć o tym, co jest ludzkie. Dlatego w przypadku człowieka przedmiot poznania nie może być potraktowany
jako niezależny od uzyskiwanego na jego temat poznania. Zdecydowanie
sprzeciwia się on nadmiernemu rozszerzaniu przyrodniczych ujęć i nie widzi możliwości, by w sposób naukowy można było opanować organiczne
i świadome życie ludzi11.
Podsumowując: Wiedzy o człowieku nie możemy oczekiwać od metafizyki (jest ona zagrożeniem dla właściwego pojmowania naszego bytu) ani
od samej tylko wiedzy naukowej, której zostaje przypisana rola jednego ze
źródeł wiedzy o człowieku. Tradycyjna metafizyka abstrahowała od realiów
naszego istnienia, ujmując człowieka jako postać inteligentnego zwierzęcia,
zaś jej nowożytna postać próbowała z kolei sprowadzać człowieka do podmiotu, gdy tymczasem człowieka do tak rozumianego podmiotu sprowadzić
się nie daje12. Rola nauki nie zostaje przez Gadamera określona w sposób
jednoznaczny, co świadczy o jednym z ograniczeń jego ujęcia człowieka.
Natomiast równie ważną co nauka, a może nawet ważniejszą przesłanką dla
wiedzy o człowieku okazuje się samo życie, a mówiąc precyzyjniej – nasza
tradycja i praktyka, w które jesteśmy uwikłani. W jednej ze swych prac
pisze on następująco: „jako żywe istoty uwikłani jesteśmy w wiele rzeczy,
tzn. tkwimy całkowicie w obrębie praktyki. Jesteśmy już zawsze wypełnieni
oczekiwaniami i nadziejami, naszymi przesądami i obawami”13.
10
H.-G. Gadamer, Przyczynowość w dziejach, tłum. M. Łukasiewicz, [w:] tenże, Rozum,
słowo, dzieje, Warszawa: PIW 2000, s. 98.
11
Por. H.-G. Gadamer, Replik zu „Hermeneutik und Ideologiekritik“, [w:] tenże,
Gesammelte Werke, Bd. 2, Tübingen: Mohr 1985, s. 253.
12
H.-G. Gadamer, Die deutsche Philosophie zwischen den beiden Weltkriegen, [w:]
tenże, Gesammelte Werke, Bd. 10, Tübingen: Mohr 1995, s. 367.
13
H.-G. Gadamer, Hermeneutyka a filozofia praktyczna, dz. cyt., s. 19.
210
Włodzimierz Lorenc
Punktem wyjścia w pytaniu o to, kim jest człowiek, okazuje się zatem
człowiek już ukształtowany i zakorzeniony w swoim bycie14. W Prawdzie
i metodzie zaznacza on przecież, że „zawsze podlegamy już efektom dziejów efektywnych”15. Mówienie o naszej podmiotowości pozostaje zatem
abstrakcją, dopóki nie uświadomimy sobie tego, że staliśmy się już kimś
w toku naszej historii.
Wyjście od człowieka konkretnego i już ukształtowanego stanowi
realizację zamysłu Gadamera poprowadzenia dalej odwrotu Heideggera od
transcendentalnego ujmowania siebie. Poznać siebie możemy, według niego,
jedynie w związku z naszym uczestnictwem w procesie życia i praktyki.
O ile zatem Gadamer uwzględnia różnorakie źródła naszej wiedzy o sobie
samych – są nimi wiedza naukowa, tradycja kulturowa, a w szczególności
tradycja pisana, doświadczenie praktyczne zbierane przez każdego z nas
w toku naszego życia – o tyle o tym, kim konkretnie jesteśmy, decyduje
u niego nasz sposób uczestnictwa w dziejowym przekazie czy też, mówiąc
inaczej, nasza konkretna praktyka życiowa.
Szczególnie doniosłe okazuje się to, iż człowiek pozostaje w pewnej
relacji ze światem, że odnosi się stale do świata, żyje tu i teraz, będąc istotą
aktywną i działającą. W Prawdzie i metodzie pisze on, mając na względzie
Heideggera: „człowiek potrzebuje nie tylko nieomylnego stawiania ostatecznych pytań, ale również sensu tego, co wykonalne, możliwe, słuszne
tu i teraz”16. W Posłowiu dodaje zaś, iż istnieje praktyczna potrzeba „abyśmy w naszym działaniu byli zdolni do świadomego preferowania jednej
możliwości działania przed inną, a w końcu do podporządkowania jednego
celu innemu”17. Decydujące dla człowieka jest bowiem to, iż dąży on do
realizacji tego, co uważa za dobre. Znaczy to, że Gadamer zainteresowany
jest człowiekiem w perspektywie praktycznej, tzn. jego dążeniem pozostaje
odnalezienie podstaw do preferowania jednej możliwości działania nad inną.
14
Andrzej Bronk pisze o tym następująco: „W punkcie wyjścia filozofii Gadamera
znajduje się konkretny człowiek, zakorzeniony w świecie i ukształtowany w rozlicznych
procesach socjalizacji i inkulturacji, ze świadomością uformowaną dotychczasowym jego
poznaniem i działaniem” (A. Bronk, Epistemologiczny charakter filozofii Gadamera,
„Studia Filozoficzne”, nr 1 (1985), s. 30).
15
H.-G. Gadamer, Prawda i metoda, dz. cyt., s. 285.
16
H.-G. Gadamer, Przedmowa do wydania drugiego Prawdy i metody, [w:] tamże,
s. 32.
17
H.-G. Gadamer, Posłowie, [w:] tamże, s. 498.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
211
To w toku konkretnej praktyki człowiek staje się sobą samym. Niemiecki
filozof wyraża nawet przekonanie, że w całej współczesnej filozofii człowiek
zaczął być ujmowany przede wszystkim jako istota działająca18.
Odpowiadając na pytanie, jak badać człowieka, można więc powiedzieć najkrócej: w sposób hermeneutyczny. W sposób pierwotny człowiek
jest bowiem dla Gadamera, podobnie jak i dla Heideggera, rozumieniem:
„rozumienie nie jest jednym ze sposobów zachowania podmiotu, lecz sposobem bycia samego jestestwa”19. Stanowi „pierwotny charakter ontologiczny
ludzkiego życia”20.
W ujęciu Gadamera jego rola dla człowieka jest o tyle nie do przecenienia, iż to ono właśnie nas humanizuje. Stanowi bowiem sposób realizacji
ludzkiego życia i zarazem podstawowy ‘sposób istnienia człowieka’. Gadamer pisze, że „wszelkie [...] rozumienie jest w końcu samorozumieniem”21.
Rozumiejąc sfery pozornie się z nami niewiążące, uświadamiamy sobie
możliwości naszej egzystencji i dowiadujemy się poprzez to czegoś o nas
samych. To z kolei prowadzi do poszerzania naszych możliwości, a więc
sprzyja ludzkiej wolności (w sposób bezpośredni – wolności duchowej).
Dlatego wiedza na temat istot ludzkich musi się odwołać do rozumienia
naszego rozumienia, czyli do tego, co w Prawdzie i metodzie nazywane jest
filozoficzną hermeneutyką.
5. Możliwości i ograniczenia hermeneutycznej wizji człowieka
Za zaletę hermeneutycznej wizji człowieka uważam to, że nie przecenia
ona filozoficznych możliwości rozwiązywania problemów dotyczących
człowieka. Filozofia ta (poza wczesnym Heideggerem) zdaje sobie sprawę
z tego, że problemy te w znacznym stopniu rozstrzygane są poza sferą naszej
świadomości, a nawet i poza zakresem naszych możliwości praktycznych.
Jest ponadto świadoma faktu, iż zarówno problemy osobiste, jak i konkretne
kwestie naszego istnienia wykraczają poza obszar kompetencji filozofii,
18
H.-G. Gadamer, Schlussbericht, [w:] H.-G. Gadamer, P. Vogler, Neue Anthropologie,
Bd. 7, Stuttgart: G. Thieme 1972, s. 391.
19
H.-G. Gadamer, Przedmowa do wydania drugiego Prawdy i metody, dz. cyt.,
s. 25.
20
H.-G. Gadamer, Prawda i metoda, dz. cyt., s. 252.
21
Tamże.
212
Włodzimierz Lorenc
która jest w stanie oferować, co najwyżej, kontekst dla ich rozstrzygania, ale
nie zdejmuje z nas odpowiedzialności za odnalezienie właściwej na nie odpowiedzi. Nie jest ona też skłonna do absolutyzowania swych ustaleń (poza
wczesnym Heideggerem) i do zamykania swej perspektywy badawczej.
Otwiera nas raczej na problemy niedoceniane dotąd w filozofii, wiążące się
z relacjami pomiędzykulturowymi, czy też na możliwości otwierane przez
współczesną technikę (to głównie u Vattima).
Głębia hermeneutycznego pytania o człowieka ujawnia się w świadomości faktu, iż w pytanie to jesteśmy z góry uwikłani, co powoduje, że
hermeneutyczna odpowiedź na nie różni się istotnie od odpowiedzi metafizycznych i naukowych. W pytaniu o człowieka idzie zarówno o innych, jak
i o mnie samego. Jest ono wyrazem troski o innych ludzi, staram się dzięki
niemu rozpoznać swe zobowiązania wobec innych, jak i uprawomocnić swe
oczekiwania wobec nich, a oprócz tego stanowi ono wyraz dbałości o samego siebie. Z hermeneutycznego punktu widzenia jakiekolwiek naruszenie
równowagi pomiędzy troską o innych a troską o siebie jest nieprawomocne.
Dlatego z równym dystansem traktuje się tu ujęcia takich filozofów jak,
przykładowo, Sartre i Lèvinas.
Okazuje się ponadto, iż rozwiązania wielu istotnych dla nas problemów
mają, i muszą mieć, związek z uwarunkowaniami historycznymi i kulturowymi. Mówiąc inaczej, status tych ustaleń, jeśli idzie o konkrety, nie jest
i nie może być zbyt silny. Z tego też względu stanowisko hermeneutyczne
nie jest wyraziste. W życiu praktyczno-potocznym musimy bowiem podejmować decyzje znacznie bardziej konkretne i jednoznaczne od tych, których
uprawomocnienie uzyskujemy na gruncie filozofii hermeneutycznej.
Filozofia hermeneutyczna w sposób trafny zdaje nam sprawę z roli
czynnika wspólnotowego dla bycia człowiekiem oraz z roli kulturowej tradycji. Dostrzega różnorodność możliwości bycia człowiekiem, co w jakiejś
mierze przeczy możliwości uniwersalnego rozstrzygania o konkretnych
problemach ludzkiego istnienia. W związku z przynależnością do określonej tradycji te same problemy domagają się odmiennych rozstrzygnięć.
Filozofia hermeneutyczna może zatem rozpatrywać człowieka w sposób
jedynie ogólnikowy lub też może wiązać się z określoną tradycją i zajmować
się nim w sposób konkretny, opłacając to zrzeczeniem się uniwersalności
swych rozstrzygnięć.
Zarazem filozofia ta nie czyni człowieka więźniem swej kultury.
Zgodnie z humanistyczną tradycją, dostrzega ona rolę pracy nad sobą
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
213
i możliwość wypracowania pewnego dystansu w stosunku do wspólnoty, do
której przynależymy. Widzi możliwość stania się jednostką wielką, wybitną,
a zarazem wielkość ta może odgrywać pozytywną rolę dla innych ludzi.
Filozof hermeneutyczny nie aspiruje do takiej roli. Nie uprzywilejowuje
swego własnego sposobu istnienia w stosunku do całej reszty ludzi, lecz
dostrzega, jak Dilthey, możliwości rozumienia naszego człowieczeństwa
urzeczywistniane inną drogą niż droga filozoficznego namysłu. Pozostaje
on ponadto (jest tak u Diltheya) otwarty na to, co nowe. Oznacza to, iż to,
kim człowiek był do tej pory, nie wyczerpuje możliwości bycia człowiekiem, a zarazem nie nakazuje on nam poprzestawać na możliwościach dotąd
urzeczywistnionych. Filozof hermeneutyczny nie okazuje zatem lęku przed
tym, co nowe, co charakteryzowało poglądy Heideggera. Z kolei temu
ostatniemu udało się ukazać uwikłanie filozofa w stawiany przez niego
problem człowieka.
Filozofia hermeneutyczna, przeciwstawiając się groźnej tendencji do
uprzedmiotawiania człowieka, nie musi separować swej perspektywy rozważań od dziedziny nauk. W jakiejś mierze wskazali już na to Gadamer i Ricoeur. Powinna natomiast rozszerzyć swą perspektywę na instytucjonalno-społeczny wymiar ludzkiego istnienia, na co zwrócił uwagę Habermas.
Filozofia ta jest w stanie wskazać sposoby rozwiązania wielu ludzkich
problemów, nie ograniczając się, jak było dotąd, do spraw kształcenia i sposobów pracy nad sobą. Nie dochodząc do mocnego statusu swych ustaleń,
może zadowalająco odpowiadać na różnorakie zagrożenia człowieka. Podejmując pytanie o człowieka, filozofia ta nie traktuje tego problemu ani
jako pierwszego, ani jako ostatniego, ani jako czysto teoretycznego, ani jako
czysto praktycznego. Nie namawia nas do odchodzenia od samych siebie,
jak czynią to niektórzy filozofowie postmodernistyczni, a także Lèvinas.
Filozofia ta może brać pod uwagę wszelkie realia dotyczące istnienia
człowieka, w pełni otworzyć się na jego problemy, obywając się złudzeń
rozwiązywania ich raz na zawsze i pod każdym względem, a więc nie
idealizując człowieka. Może też dostrzec różnorodność możliwości bycia
człowiekiem, bez jednostronnego preferowania jednej z nich. Stać ją też
na dostrzeżenie roli jednostek wybitnych. W swym ujęciu człowieka nie
skłania się do podporządkowywania się jakiejś normie przeciętności, choć
z drugiej strony nie łączy też nadmiernych nadziei (wbrew Nietzschemu
i Heideggerowi) z rolą pełnioną przez geniuszy. Filozofia ta słusznie zwraca
też uwagę na jednostkowy wymiar istnienia, gdyż z nim jesteśmy bezpośred-
214
Włodzimierz Lorenc
nio związani (przynajmniej w ramach naszej współczesnej kultury) i z nim
łączymy nasze nadzieje.
Filozofia ta zarazem nie ukrywa przed nami ryzyka nieodłącznego
od naszego istnienia. Przestrzega nas też przed groźbą skrajności i nieodpowiedzialności. Obecne w filozofii hermeneutycznej nastawienie na
dialog, do którego stopniowo wszyscy mają być wciągnięci, stanowi dobre
zabezpieczenie przed ograniczonością perspektywy filozoficznej. Dialog ów
świadczy o opozycji wobec czystego intelektualizmu, a także wobec zamykania się filozofii w jej własnym kręgu i nieczułości na argumenty płynące
ze świata pozafilozoficznego. Program samokształceniowy, rozwijany na
gruncie tej filozofii, nie ma zaś charakteru zdecydowanie elitarnego. Nie jest
tak (poza wczesnym Heideggerem), by filozof okazywał się uosobieniem
ideału człowieka.
Pewnym ograniczeniem filozofii hermeneutycznej jest natomiast jej
ciążenie ku filozofii ducha. Dlatego właśnie wyniki nauk przyrodniczych
pozostają w niej często niedocenione, zaś problematyka społeczna znajduje
się na dalekim planie. Filozofia hermeneutyczna otwiera nas jednak na możliwości różnorakich korekt ludzkiego życia (biologicznych, społecznych,
technologicznych), nawet jeśli nie wchodzi w szczegóły zmian dotyczących
ich przesłanek teoretycznych i praktycznych. Wyraża ona troskę o człowieka,
o to, by w jego istnieniu nie dręczył go skrajny niepokój, by mógł uczestniczyć we wspólnocie z innymi ludźmi, by czuł się zakorzeniony, a zarazem
i troskę o to, by jego wysiłki były na jego miarę.
Formułowana na gruncie hermeneutyki koncepcja człowieka winna być
podbudowana wynikami nauk. Wniosek ten, w mniejszym lub większym
stopniu, uderza w całą hermeneutyczną wizję człowieka. Filozofowie tego
nurtu dostrzegają kulturowe konsekwencje współczesnej nauki, niektórzy
widzą też wpływ nauki na sferę techniki i technologii (Heidegger, Vattimo),
a nawet korzystają z wybranych efektów pracy nauki dla rozwijanego przez
siebie ujęcia człowieka (głównie Ricoeur), ale nie wydaje się, by ich związek
z efektami pracy nauki można było uznać za wystarczający. Proponowane
w hermeneutyce ujęcie człowieka ani nie korzysta z całokształtu wiedzy
naukowej, ani nie uzależnia się od dalszego postępu badań naukowych.
Można sądzić, że dotychczasowa filozofia hermeneutyczna w jakimś stopniu kontynuuje postawę dawnej hermeneutyki odnośnie do dystansu wobec
nauk, zwłaszcza zaś nauk przyrodniczych.
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
215
Jak należałoby się natomiast odnieść do coraz to dalej idących prób
radykalizowania filozofii hermeneutycznej? Wydaje się, iż nie sposób nie
dostrzec istotnego sensu tych prób. Otóż z całą pewnością zmienia się
nasze dawne odniesienie do przyszłości. O ile kiedyś mieliśmy na uwadze
przyszłość nieskończoną, niemającą istotnego związku z przyszłością
mierzoną skalą pokoleń, o tyle dziś w myśleniu o przyszłości dominuje ten
ostatni wymiar. Genetyka, a także informatyka stawiają na nowo problem
człowieka, skłaniają do podejmowania praktycznych działań, a zarazem do
przemyślenia na nowo tej kwestii przez filozofię. Nawet potocznie mówi
się dziś o wieku biologii (a zatem i medycyny), co stawia przed filozofią
zupełnie nowe wyzwania. Heideggerowskie idee „dziejowego przesłania bycia” czy „gry epok” nabierają w tym kontekście uchwytnego sensu. Dlatego
próbom radykalizowania hermeneutyki, których intencją jest dystansowanie
się w stosunku do jednego tylko, zachodniego etosu, nie sposób odmówić
pewnych racji. Sfera phronesis nie tylko nie łączy z sobą wszystkich ludzi,
ale i wśród jej dziedziców pojawiają się powody, dla których nie jest ona
wystarczającą podstawą do rozstrzygania problemów ludzkiego życia.
Wydaje się ponadto, iż rozważany przez Caputo nastrój rzeczywiście pojawia się w naszym życiu i wszyscy uczymy się „żyć z upływem”,
gdyż zdajemy sobie sprawę z nietrwałości wszelkich istniejących struktur
i schematów. Dorobkiem nowoczesności jest przecież świadomość historyczności struktur politycznych, treści religijnych, form myślenia, wartości,
zasad i prawd. Świadomość ta nie jest dla nas źródłem radości, ale stanowi
wyraz wyzwolenia się z wielu dawnych złudzeń, a także terroru, jakiemu
kiedyś byliśmy poddawani. Trudno jednak pojąć, w jaki sposób niezdecydowanie, będące rezultatem odczucia niejednoznaczności, ma się zawsze
łączyć z wprawianiem nas w ruch prowadzący do bycia wiernym upływowi.
Amerykański filozof wyraża w tym względzie jedynie swe własne odczucia
i dzieli się z nami swymi osobistymi wyborami. Jego postawa życiowa staje
się zaś zrozumiała jedynie w odwołaniu do przeżyć o charakterze religijnym.
Zwrot ów jest zaś bezpośrednio widoczny u Vattima, u którego skojarzenia
z relacją do Boga nasuwają się w sposób ewidentny. Motywem grania przez
nas gry jest przecież miłość do niej, chęć złączenia z nią, okazywania jej
posłuchu.
Zradykalizowanie hermeneutyki prowadzi ku wyrabianiu gotowości
do całkowitej przemiany duchowej łączącej się z pewnym wycofaniem ze
świata naszych zwykłych spraw i problemów. Jest to droga dla nielicznych.
216
Włodzimierz Lorenc
Nie ma tu możliwości podjęcia problemów kształcenia i wychowania czy
rozwinięcia wątków społecznych i kulturowych. Wysuwane w tej filozofii
sugestie mają charakter czysto osobisty i subiektywny. Nie są podbudowywane odwołaniem do stanu wiedzy naukowej. W sensie czysto treściowym
radykalizowanie hermeneutyki prowadzi więc do bardzo ubogiej wizji
człowieka, okazuje się zatem ślepą uliczką dla problematyki człowieka na
gruncie filozofii.
Filozofowie skłonni do radykalizowania hermeneutyki trafnie zaznaczają załamywanie się we współczesnym świecie sfery phronesis. Globalizujący się świat nie odwołuje się do jednego etosu, w związku z czym nasza
sfera phronesis nie stanowi już podstawy do rozwiązywania wszelkich problemów, z jakimi się stykamy. Z całą pewnością zachodzi obecnie epokowa
zmiana, którą wieścił kiedyś Heidegger. Wiele założeń filozofii hermeneutycznej Gadamera jawi się więc jako niemożliwe do utrzymania.
Odwołując się do opinii wielu naukowców badających poszczególne
wymiary naszego istnienia (środowiskowy, ekonomiczny, kulturowy, psychologiczny i in.), nie można być jednak przekonanym, iż nasza sytuacja
przybiera jakąś skrajną postać. Wiele negatywnych procesów doznało
w ostatnich dziesięcioleciach wyraźnego wyhamowania, pojawiły się możliwości przeciwdziałania ich konsekwencjom, a ponadto zmiany techniczno-praktyczne zachodzące w naszym życiu nie są obecnie tak radykalne, jak
miało to miejsce w momencie procesu uprzemysłowienia i powstawania
mechanizmów nowoczesnego społeczeństwa. Podziały międzypokoleniowe
nie wydają się obecnie (w ramach kultury Zachodu) tak głębokie, jak było
to do niedawna. Oprócz tego pogłębił się nasz „zmysł historyczności”,
dzięki czemu (zgodnie z Rortym) możemy się dziś dobrze czuć, zdając
sobie sprawę, iż przesłanki naszego życia nie posiadają absolutnych gwarancji, nie przypada im status absolutny, gdyż wynikają one z naszej historii
i z całą pewnością kiedyś doznają głębokich modyfikacji. Świadomość ta
nie przeczy jednak naszemu przywiązaniu do nich.
Nieodzowne wydaje się też dokonanie „zdemokratyzowania” hermeneutycznej koncepcji człowieka tak, by była to koncepcja znajdująca
swych reprezentantów nie tylko pośród wyróżnionych elit, czy też wyłącznie
pośród ludzi obdarzonych wyjątkowymi zdolnościami duchowymi (tak jest
z kolei w przypadku propozycji wysuwanych przez Heideggera i Caputa).
Przyznaję rację Gadamerowi, który twierdzi, iż nie ufamy dziś prorokom
czy też ludziom w jakimś sensie duchowo nadzwyczajnym, a tym bardziej
Możliwości i ograniczenia hermeneutycznego ujęcia człowieka
217
aspirującym świadomie do takiej nadzwyczajności. Koncepcja człowieka
sformułowana przez Gadamera posiada charakter „demokratyczny”, tj.
nadaje się do urzeczywistniania w sposób powszechny (wiąże się to z jej
humanistycznym charakterem). Wymaga ona jednak zdecydowanie bogatszego uwzględnienia kontekstu społeczno-kulturowego.
Wydaje się też konieczne rozwinięcie na gruncie hermeneutyki idei
życia jako gry z losem. W tym względzie przyznaję rację Caputo, gdyż
eliminowanie czy też pomijanie dramatycznych elementów ludzkiego życia
nie wydaje mi się właściwe. Zdarzały się i dalej będą się zdarzać przypadki
ludzi przegranych nie ze swej winy. W znacznym stopniu to los decyduje
o ludzkich sprawach. Wbrew nadziejom egzystencjalistów nie tylko nie
decydujemy w pełni o naszej biografii, ale nawet sens naszego istnienia nie
znajduje się całkowicie w naszym posiadaniu. Idea gry z losem nie powinna
oczywiście być rozumiana jako wyraz deprecjacji naszych mocy. Na wyroki
losu możemy przecież odpowiedzieć. We wspomnianej grze liczą się jednak
nie tylko nasze wysiłki i w tym sensie gra, w którą jesteśmy włączeni, nie
może być potraktowana jako sprawiedliwa. Sukces, oprócz sprzyjających
nam zbiegów okoliczności, wymaga również talentu, a więc czegoś, czego
nie można się po prostu nauczyć.
W hermeneutycznej koncepcji człowieka należałoby odnaleźć miejsce
dla przegranych we wspomnianej wyżej grze. Rozpoznanie pozytywnego
sensu owych klęsk wydaje się wręcz konieczne dla zbudowania koncepcji
człowieka zgodnej z ludzkimi doświadczeniami, tzn. niekierującej się wyłącznie ku społecznym elitom. Prawda o ludzkim istnieniu wydaje się niejednoznaczna w tym sensie, iż przegrani nie tylko uczą nas o skali ludzkich
możliwości, ukazując na swym przykładzie różnorakie warianty bycia człowiekiem, ale poprzez mechanizmy sublimacji, czy też dzięki mechanizmom
rekompensaty, osiągają czasem coś niezwykle cennego i niedostępnego dla
ludzi nieznających owych klęsk. Niepowodzenia uruchamiają niekiedy ludzkie moce i zdolności, których nie jesteśmy świadomi. W tym znaczeniu negatywne wyroki losu nie przeczą ludzkiej godności, nawet jeśli w ogromnej
większości przypadków nie doprowadzają do wspaniałości form ludzkiego
istnienia. Można sądzić, iż bez tych nieudanych eksperymentów losowych
człowiek w ogóle by nie zaistniał w sensie biologicznym ani też się nie
rozwinął w sensie kulturowym. W pewnym sensie każdy z nas zawdzięcza
swe istnienie przegranym, nieszczęśliwym, ubogim w talenty i zdolności.
Co więcej, ich rola wcale się nie wyczerpała, gdyż wszystko wskazuje, iż
218
Włodzimierz Lorenc
również przyszłe ludzkie losy będą się rozstrzygały na drodze różnorakich
eksperymentów (kulturowych, społecznych, biologicznych, egzystencjalnych i wielu innych), których wynikiem będą kolejni przegrani.
THE POSSIBILITIES AND LIMITATIONS
OF THE HERMENEUTICAL VISION OF HUMAN BEING
Summary
Consideration about the possibilities and limitations of a hermeneutical view
of a human being will be prelude by an attempt of answering four fundamental
questions: I shall disclose: 1. if the question itself is philosophically justifiable;
2. if hermeneutical philosophy is a monolitical stream of philosophy; 3. what can
we expect from its research; 4. how it tries to accomplish these research. Talking
about a hermeneutical view of a human being I mean to examin two main streams of
hermeneutical philosophy: the classical one, estalblished by Dilthey and Heidegger,
and the radical one, that takes inspiration not only from Heidegger, but also from
thinkers who are not directly connected with the tradition of hermeneutics.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
HERMANN LANG*
„DAJ GŁOS BOLEŚCI...”
PRZYCZYNEK DO HERMENEUTYCZNEGO PODEJŚCIA
W PSYCHOANALIZIE, PSYCHOTERAPII I PSYCHIATRII
Słowa kluczowe: hermeneutyka, etyka hermeneutyczna, psychoanaliza, psychiatria,
psychoterapia
Keywords: hermeneutics, hermeneutical ethics, psychoanalysis, psychiatry,
psychotherapy
Rankiem 28 września 1977 roku sprzątaczka rodziny pana H., dyrektora
filii banku, znalazła ciało jego żony oraz ich czteroletniego syna. Kobietę
i dziecko zabito przy użyciu noża. Z początku, jak zwykle w tego typu przypadkach, podejrzewano włamanie. Wkrótce jednak mąż i ojciec ofiar zaczął
plątać się w zeznaniach i po krótkim czasie okazało się – co też częste w tego
typu przypadkach – że to on był mordercą. Los tej rodziny z wyższych sfer
społecznych, choć niepojęty dla ich znajomych i przyjaciół, można było
jednak uznać za dobry przykład wzajemnego współżycia charakteryzującego
zamożne mieszczaństwo.
*
Hermann Lang – doktor filozofii i profesor psychiatrii. Pracuje na Uniwersytecie
w Würzburgu. Jest uczniem Gadamera, studiował również wiele lat w Paryżu pod kierunkiem Lacana (a także Ricoeura, Deleuze’a i Foucaulta). Autor wielu książek wydanych
w renomowanych wydawnictwach. Po polsku wyszła: Język i nieświadomość. Podstawy
teorii psychoanalitycznej Jacques’a Lacana, tłum. P. Piszczatowski, wstępem opatrzył
P. Dybel, Gdańsk: słowo/obraz terytoria 2005. E-mail: [email protected].
220
Hermann Lang
Niepojęte, niezrozumiałe – określenia te zdają się wołać o hermeneutyczne podejście, jako że „uniwersalna funkcja hermeneutyki”, zgodnie
z przewodnią myślą Hansa-Georga Gadamera, ma polegać na zrozumieniu
„wszystkiego, co zawarte jest we wszelkiej ludzkiej orientacji w świecie
jako atopon, jako to, co osobliwe i nie dające się nigdzie umieścić w zwyczajnych strukturach antycypacji doświadczenia”1.
I to zadanie zrozumienia tego, co niezrozumiałe zostało faktycznie
postawione – przede wszystkim przed obrońcą pana H. Z owym adwokatem
łączyła mnie znajomość będąca wynikiem naszych wspólnych zainteresowań późnoromantyczną muzyką symfoniczną. Podczas powrotu z jednego
z takich koncertów we Frankfurcie nad Menem opowiedział mi on o olbrzymich trudnościach, jakie sprawiało mu prowadzenie tej sprawy, związanych
przede wszystkim z koniecznością zrozumienia – warunku wstępnego udanej
obrony. Spytał także, czy ja, który kończąc właśnie swoją psychoanalityczną
edukację, stawałem się psychiatrą, nie mógłbym pomóc mu przy tej sprawie. Początkowo wahałem się przed przystaniem na jego propozycję, nigdy
bowiem wcześniej nie miałem bezpośrednio do czynienia z tzw. psychiatrią
sądową, a jeśli już, to pozostawałem zawsze po stronie ofiar, jak na przykład
podczas wydawania opinii w sprawie ofiar nazistowskich prześladowań.
Gdy jego prośby jednak nie ustawały, w końcu się zgodziłem.
Psychoanalitycznie zorientowana hermeneutyka powinna ustanowić
w tym momencie związek między biografią mordercy (skupiając się na warunkach socjalizacji), powstałej na jej gruncie osobowości, obecnej sytuacji
oraz, w końcu, na symptomie, który przyjął postać zabójstwa. W przypadkach tego rodzaju, podążając za von Weizsäckerem, pionierem medycyny
psychosomatycznej, zadaje się pytanie: „dlaczego właśnie teraz?” Związek
ten jest więc złożony. Jak to wyjaśniałem dokładniej w innym miejscu2,
teraźniejszego bytu w jego byciu nie określa tylko to, co byłe, jak to ujmowała klasyczna psychoanaliza. Bycie to w jego sieci powiązań z aktualnym,
synchronicznym kontekstem charakteryzuje pewne retrospektywne, w tym
przypadku retroaktywne, oddziaływanie w odniesieniu do tego, co zostaje
w teraźniejszości zaktualizowane z przeszłości. To znaczy to, które wspomnienia, które wydarzenia, które emocje w ich traumatycznym znaczeniu
1
H.-G. Gadamer, Retoryka, hermeneutyka, krytyka ideologii, tłum. P. Dehnel, [w:]
tenże, Język i rozumienie, Warszawa: Fundacja Aletheia 2003, s. 80–81.
2
H. Lang, Język i nieświadomość, dz. cyt.
„Daj głos boleści...”
221
stały się w obecnej sytuacji tak żywe, tak wirulentne, że mogło dojść do
tej katastrofy.
„Materiał”, który otrzymałem od owego znajomego, pozwalał w świetle
hermeneutyki psychoanalitycznej przypuszczać istnienie następującego
związku: proces socjalizacji jego klienta przebiegał w bliskiej, przypuszczalnie sadomasochistycznej relacji z matką, która go anankastycznie kontrolowała, jednocześnie uwodzicielsko mu imponując, na przykład sprawdzając,
czy pod napletkiem nie zbiera się znowu „brud”. Ograniczała mu również
kontakt ze światem, reagując zazdrośnie na każdy związek, który go od niej
odciągał. Udało mu się w końcu jednak na tyle od niej oderwać, że założył
własną rodzinę. W Wiedzy radosnej Nietzschego pewien mądry człowiek
mówi o tym, że mężczyzna tworzy sobie obraz kobiety, by kobieta była od
tego obrazu zależna. I to samo stało się tutaj, w sensie neurotycznego wyboru
partnera, jako że morderca „zrobił sobie kobietę”, biorąc sobie za wzór własną matkę. Przemawia za tym także fakt, że jego żona była od niego znacznie
starsza. W trakcie trwania związku zazdrość żony coraz bardziej się nasilała,
a jej kontrola była coraz bardziej restryktywna. Zmuszała go przykładowo
każdego ranka do stosunku płciowego, aby w żadnym razie nie odczuwał
libidinalnych potrzeb w stosunku do innych pracowników płci żeńskiej
zatrudnionych w jego filii. Nad ranem 28 sierpnia sytuacja ta eskalowała do
takich rozmiarów, że jej skutkiem było w końcu zabójstwo. Tamtego ranka
doskwierały mu prawdopodobnie poważne zaburzenia erekcji, co kobietę
doprowadziło do zwymyślania go od nieudaczników i dziwkarzy, jako że
libidinalne skłonności miałby kierować na swoje pracownice, a nie na nią.
W końcu podjęła próbę przeszkodzenia mu w wyjściu z domu.
Sytuacja tego rodzaju zapewne może doprowadzić do wybuchu agresji, aby jednak przerodził się on w zabójstwo, potrzeba czegoś jeszcze,
pewnego wydarzenia, które w psychoanalizie nazywa się „przeniesieniem”
(Übertragung). Pojęcie to dotyczy mechanizmu, w którym uczucia, życzenia, nastawienia wywodzące się z wcześniejszych, ważnych doświadczeń
związków ze znaczącymi w życiu jednostki osobami, które obdarzała ona
wielkim zaufaniem, w teraźniejszości kierowane są na bliskie osoby. Wydaje
się, że jest to klucz do analizowanego przypadku. Nagromadzona w trakcie
socjalizacji dziecka złość, która najwidoczniej nigdy nie znalazła ujścia
u tego raczej powstrzymującego złość, „miłego” mężczyzny, została nagle
zaktualizowana, jak gdyby się skumulowała, prowadząc do tej katastrofy.
222
Hermann Lang
Przeniesienia to z reguły procesy nieświadome, a więc właśnie one
w szczególny sposób wymagają hermeneutycznego podejścia. Problematyka ta wyraźniej zarysowuje się w przypadku siedemnastoletniej Gundy.
Do zabójstwa doszło tu w nie mniej zagadkowy sposób, obrońca jednak
sam istotnie przyczynił się do zrozumienia zbrodni. W filmie Gundas Vater
(„Ojciec Gundy”), w reżyserii Michaela Verhoevena, Gunda zabija nożem
swojego chłopaka, gdy ten pijany molestuje ją i stara się ją zgwałcić. Choć
była mu niezwykle oddana, broniła się wcześniej przed próbami intymnych
zbliżeń, odczuwając za każdym razem lęk i smutek. Przywiedziona na
posterunek policji „przyznała się”, że zabiła swojego ojca. Klucz do tego
zapoznania rzeczywistości dostarcza w retrospekcji jedna scena, w której
ojciec pod wpływem alkoholu zamyka się z nią w pokoju i ją gwałci. Sama
Gunda jest w tak samo małym stopniu świadoma motywu popełnionego
przez siebie zabójstwa, co prowadzący śledztwo urzędnik policji kryminalnej oraz sędzia. Jednakże film subtelnie prowadzi do stwierdzenia, że
w przypadku tego czynu chodzi o fenomen psychotycznego przeniesienia.
Gdy pozbawiała życia swojego chłopaka, „w rzeczywistości” wbijała nóż
w swojego ojca, przy czym psychotyczną delimitację, czy też dyfuzję obiektu, dało się jeszcze zarejestrować na posterunku, gdy Gunda podkreśla, że
zabiła swojego ojca. W swoim psychotycznym stanie nie mogła już dłużej
oddzielić obecnej bliskiej osoby od postaci, która została na nią przeniesiona. Konfuzję tego „szaleństwa” film unaocznia, zastępując parokrotnie
w scenie zabójstwa ciało chłopaka ciałem ojca, prowadząc do ich stopienia
się ze sobą. Najwidoczniej w tej scenie, gdy chłopak Gundy zachował się
w ten sam sposób, co jej ojciec, doszło do wybuchu przez lata wzbierającej
złości i olbrzymich pokładów nienawiści, czego efektem było psychotyczne
zatarcie granic obiektu.
Zarówno w przypadku Gundy jak i dyrektora H. jesteśmy w stanie
stwierdzić, mówiąc za Lacanem, passage à l’acte, częsty zwłaszcza u pacjentów z pogranicznym zaburzeniem osobowości. Syndrom osobowości
borderline, inaczej pograniczne zaburzenie osobowości, lokuje się gdzieś
między neurozą i psychozą. U H. pojawił się charakterystyczny dla osób
cierpiących na ten syndrom mechanizm rozszczepienia (Spaltung), albo
mówiąc inaczej, wyparcia (Verleugnung) – nie był on w stanie przypomnieć
sobie zabicia uwielbianego przezeń czteroletniego synka. Motyw był tutaj
prawdopodobnie ten sam, co przy samobójstwach cierpiących na depresję,
którzy zabijają także swoje dzieci, nie mogąc zostawić po sobie „sierot”.
„Daj głos boleści...”
223
Tego rodzaju wstrząsający przypadek możemy znaleźć na przykład u Felliniego w Dolce vita.
Hermeneutycznie zorientowana psychoanaliza, o ile odwołuje się do
Heideggera i Gadamera, wychodzi od transcendentalnego ujęcia języka.
Również strukturalizm pojmuje język w ten sposób, postrzega go bowiem
jako najbardziej rozwiniętą formę wymiaru symbolicznego. Wymiar ten
uznaje się jednak za funkcję, która w decydujący sposób artykułuje stosunek
człowieka do świata i samego siebie, i która nie tylko realizuje komunikację
między ludźmi, lecz tworzy samą jej podstawę. Jeśli przyjmuje się tak podstawowe znaczenie języka dla bycia człowieka i jego stosunku do świata,
to nasuwa się wtedy wniosek, że również zakłócenia jego psychiki i jego
ciała pozostają w związku z ową transcendentalną konstytucją. Należy zatem
pytać o to, w jaki sposób związek ten wpływa na istotę neuroz, syndromu
osobowości borderline, psychosomatoz i psychoz. Podejście hermeneutyczne jest wymagane nie tylko w celu poznania tego, co „niezrozumiałe” czy
„niepojmowalne”. Rola hermeneutyki jest dużo bardziej radykalna. Jako
orędowniczka transcendentalnego ujęcia języka ma ona za zadanie wykazać
językową, czy też symboliczną, konstytucję owych fenomenów. Poniżej
postaram się dać jedną z możliwych odpowiedzi na powyższe pytanie,
by następnie, odwołując się do przykładu jednego ze słynnych pacjentów
Freuda, podjąć kwestię hermeneutycznie zorientowanego podejścia w terapii
psychoanalitycznej. Wywód mój zakończę rozważaniami na temat związku
między etyką i filozoficzną hermeneutyką. Skupię się przy tym głównie na
fenomenie przeniesienia jako kluczowym dla hermeneutycznego podejścia
w psychoanalizie.
Jak się okazuje, pacjenci z syndromem osobowości borderline nie są
w stanie w wystarczający sposób nadawać symboliczne znaczenie (symbolisieren) swoim doświadczeniom, w szczególności tym o charakterze emocjonalnym. Ta słaba zdolność symbolizacji prowadzi u nich do tendencji,
by mówić w zawoalowany sposób bądź też te same rzeczy wyrażać w snach
i fantazjach. Pacjenci ci raczej „działają” (agieren), co dotyczy samego sedna
ich strukturalnej słabości. Nie potrafią poradzić sobie w swoim wnętrzu
z obciążeniami i konfliktami, muszą więc przekształcać je w zachowanie. Cierpiący na syndrom osobowości borderline „działa” (handelt), i to
w charakterystyczny sposób „impulsywnie”, zamiast wpierw reflektować,
działać w myślach. Wychodząc od teorii rozwoju Piageta, Leichsenring
określił ową słabą zdolność do symbolizacji jako „myślenie przedopera-
224
Hermann Lang
cyjne”3. Pacjentom z symptomem osobowości borderline brakuje według
niego umiejętności „decentracji”, oderwania się od bezpośredniego oglądu,
a ich wyobrażenia o nich samych i innych nie są „inwariantne” (stałe), lecz
związane z bezpośrednim doświadczeniem.
Tam, gdzie porządek symboliczny „zawodzi”, nie może być mowy
o zdystansowaniu się, o „stawianiu-siebie-ponad-sytuacją”. Ów brak dystansu objawia się w „zacinaniu się” pierwotnych związków pacjenta, co
czyni zrozumiałym ukonkretniające odniesienie do obiektu – inny liczy się
tylko wtedy, kiedy jest rzeczywiście obecny.
Trudność tę pacjenci z osobowością borderline dzielą z cierpiącymi na
ciężkie psychosomatozy. Przytoczę przykład pewnego 28-letniego pacjenta
chorego na zapalenie jelita, u którego przez lata nie występowały symptomy
dzięki zastosowaniu terapii opartej na analitycznie zorientowanej psychoterapii
i okresowej pomocy farmakologicznej. Napad choroby pojawił się u niego
ponownie, gdy jego żona pojechała z przyjaciółką na czternastodniową wycieczkę do Izraela. Dla niego, który swoją żonę pozyskał niczym self-object4,
wyjazd ten nie oznaczał dwutygodniowej rozłąki, lecz utratę, prowadzącą do
somatycznej katastrofy. Nie dysponował żadną stabilną wewnętrzną reprezentacją symboliczną obiektu, od którego był uzależniony (Beziehungsobjekt).
Tego rodzaju reprezentacja mogłaby mu pomóc się uspokoić.
Najwidoczniej nastąpiło tu bezpośrednie, niezapośredniczone w psychicznej reprezentacji, przekształcenie pobudzenia w cielesną patologię.
Takie „somatyczne zwarcie”, które przerywa reprezentację, a tym samym
komunikację, wymyka się przez to „podstawie rozumienia” (Verstehungsbasis)5. Tworzy jednak jednocześnie emocjonalną i kognitywną ochronę
przeciwko obezwładniającej traumie, nie pozwalając na przykład popaść
w depresję. Nietzsche tak to ujął ustami swojego Zaratustry: „twe ciało
i jego wielki rozum: ono nie mówi »ja«, ono »ja« czyni”6.
3
F. Leichsenring, Zur empirischen Erfassung der Borderline-Persönlichkeitsorganisation: Entwicklung und erste Überprüfung des „Borderline-Persönlichkeitsinventars”
(BPI), „Zeitung für Klinische Psychologie”, nr 23 (1994), s. 176–292.
4
H. Kohut, Narzismus, Frankfurt am Main: Suhrkamp Verlag 1971.
5
J. Küchenhoff, Körper und Sprache – theoretische und klinische Beiträge zur
Psychopathologie und Psychosomatik von Körpersymptomen, Heidelberg: Roland
Asanger 1992.
6
F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, tłum. W. Berent, Poznań: Zysk i S-ka 2000,
s. 28.
„Daj głos boleści...”
225
„Daj głos boleści...!” Z początku wydaje się, że brakuje tu słów, a dokładniej rzecz biorąc – wymiaru symbolicznego. „Zwarcie” to przecież nic
innego niż deficyt uniwersalnego zapośredniczenia w wymiarze symbolicznym. Symboliczne daje nam dystans do tego, co przeżywamy, umożliwiając
wytworzenie sobie wewnętrznego obrazu nas samych i innych. Obraz ten
pomaga nam się uspokoić i pozwala reagować suwerennie. Wszyscy znamy
to doświadczenie z tym, co symboliczne, z językiem, kiedy to udaje się nam
wyrazić w języku obezwładniającą bezpośredniość. Zyskujemy dystans, a co
za tym idzie – dana nam jest swoboda.
Daj głos boleści, bo, stłumiona, będzie / Szeptać ci w sercu, które w końcu pęknie7. Shakespeare w Makbecie rozpoznał tę samą zasadę działania
psychiki, którą 250 lat później odkryją Freud i Breuer, gdy będą zajmować
się przypadkiem Anny O., pierwszej pacjentki w historii psychoanalizy.
To właśnie ta metoda zacznie funkcjonować jako określenie owego talking
cure („leczenia rozmową”), którego sposób funkcjonowania u Shakespeare’a
formułuje Malcolm, kierując powyższe słowa do Macdoffa, pogrążonego
w depresji po zabiciu przez Makbeta jego całej rodziny.
Osobnikowi temu, podobnie jak pacjentom z syndromem osobowości
borderline, wydaje się w określonych sytuacjach brakować tej możliwość
zdystansowania się, która może również przyjąć postać „pracy nad żałobą”. Natrafiamy w tym miejscu na granice pewnego pierwotnego procesu
symbolizacji czy też wkroczenia w wymiar języka (Versprachlichung der
Sprache). A ci, którym nie uda się osiągnąć tego symbolicznego dystansu
reprezentacji, pozostają zawieszeni w strukturze pierwotnego odniesienia,
opartego na narcystycznym pragnieniu scalenia. Natrafiamy więc tutaj na
pewną strukturę, która później może sprawić, że innych będziemy traktować na sposób symbiotyczno-pasożytniczy, co nie pozwoli na wytworzenie
spójnego odgraniczenia Ja od nie-Ja.
Ostatnie zdanie tematyzuje już ustrukturowanie psychotyczne. Przypadki chorych na psychosomatozy to obszar wykraczający poza zakres
psychopatologii, tutaj bowiem nie duch, nie dusza, lecz ciało jest jakby
zlepione z kimś innym.
U psychotyków zakłócony stosunek do języka rzuca się od razy
w oczy. „Jeśli neurotyk zamieszkuje język, to psychotyk jest przez język
7
W. Shakespeare, Makbet, tłum. A. Libera, Warszawa: Noir sur Blanc 2002, s. 143.
226
Hermann Lang
zamieszkiwany, opętany”8. „Wszyscy rodzimy się w języku, którego nie
wytworzyliśmy. Jeśli mamy wyrazić coś tak, aby inni nas zrozumieli, to
jesteśmy zobowiązani nauczyć się ich języka – języka naszych rodziców,
który możemy tu określić jako dyskurs Innego – a w procesie tym jesteśmy
kształtowani przez język: on nadaje kształt naszym myślom, roszczeniom
i życzeniom”9. Referujący tutaj Lacana Fink stwierdza w końcu, że bez słów
nie powstałyby dla nas w ogóle jakiekolwiek obszary znaczeniowe. Podczas
gdy dla nas wszystkich oznacza to bycie zamieszkiwanymi przez język,
psychotyk odczuwa to jako opętanie przez język. Język, który mówi, jakby
nie przychodził z wewnątrz, tylko z zewnątrz. Myśli w oczach psychotyka
znalazły się na swoim miejscu wskutek działania jakiejś zewnętrznej siły
czy istoty. W przeciwieństwie do osobników normalnych czy neurotyków
psychotyk nie mówi na gruncie wspólnego kodu.
Zelda była bardzo piękna i opalona na śliczny, złocisty kolor, włosy jej miały piękną, ciemnozłotą barwę i była ogromnie serdeczna.
Jej jastrzębie oczy były czyste i spokojne. Wiedziałem, że wszystko
jest w porządku i w końcu weźmie dobry obrót, gdy wtem pochyliła
się i powiedziała do mnie zwierzając mi swój wielki sekret: „Ernest,
czy nie uważasz, że Al Jolson jest większy od Chrystusa?”. Nikt nie
zwrócił na to uwagi. Był to jedynie sekret Zeldy, którym podzieliła się
ze mną, tak jak jastrząb mógłby podzielić się czymś z człowiekiem.
Ale jastrzębie się nie dzielą10.
To, co Hemingway opisuje w tym fragmencie swojego Ruchomego święta, to pierwszy symptom rozwijającej się u Zeldy Fitzgerald, żony Scotta
Fitzgeralda, schizofrenii. I choć Hemingway o tym mówi, to tajemnicy tej,
owych postępujących halucynacji, nie można komunikować. Tylko ona
była tego pewna. „Bóg wzywa mnie do jego żony” – napisał najczęściej
cytowany pacjent w historii psychoanalizy, sędzia Daniel Paul Schreber
w swoich Pamiętnikach nerwowo chorego. Jest to „ostateczna pewność”
cierpiącego na halucynacje, której nie może zakomunikować nikomu in8
J. Lacan, Das Seminar, Buch III (1955–1956): Die Psychosen, Weinheim–Berlin:
Autres Écrits 1997.
9
B. Fink, Eine klinische Einführung in die Lacansche Psychoanalyse. Theorie und
Technik, Wien: Turia + Kant 2005.
10
E. Hemingway, Ruchome święto, tłum. B. Zieliński, Warszawa: Czytelnik 1966,
s. 143.
„Daj głos boleści...”
227
nemu. Nie może, ponieważ inny, „neurotyk” albo „normalny”, „wątpi”.
Odróżnia to także psychotyków od pacjentów z osobowością borderline.
U tych ostatnich problemy z odróżnieniem rzeczywistości od halucynacji
występują okresowo, w postaci krótkich epizodów. Gdy matka Gundy, która
w międzyczasie przyszła po nią na posterunek i chciała ją zabrać ze sobą,
ta odparła: „Nie mogę przecież zabić Manfreda i potem pójść do domu”.
„Pewność jest zapewne najrzadszą rzeczą dla normalnego podmiotu”11, to
znaczy dla neurotyka, stwierdza Lacan. I ilustruje tę tezę za pomocą historii o „pewnym zazdrosnym mężczyźnie, który swoją żonę śledził aż do
drzwi pokoju, w którym zamykała się z innym” i który wciąż stawiał sobie
pytanie, czy ona rzeczywiście ma romans, czy nie. Psychotyk za to jest tak
absolutnie pewny swego, że niepotrzebne mu są żadne dowody. Tego rodzaju
doświadczenia pozwalają dojść do wniosku, że stosunek psychotycznych
pacjentów do nich samych i świata jest głęboko zaburzony.
Ukazują to najlepiej tzw. konkretyzmy (Konkretismen). Wynikają one
bezpośrednio z nieumiejętności oddzielenie słów od rzeczy. Związane jest to
z brakiem wymiaru przeniesionego znaczenia, z którym mamy do czynienia
właśnie w metaforach. Przykładowo, gdy pewna dwudziestoletnia pacjentka
wybiega w panice z Kunsthalle w Karlsruhe, ponieważ wydaje jej się, że
podczas przyglądania się scenie ukrzyżowania pędzla Grünewalda odkryła
na obrazie brudne plamy, wywołane tym, że obraz „skalały” jej nieczyste
myśli. „Skalanie” nie pozostaje tu na poziomie słów, porządku symbolicznego, metafory, lecz działa w sposób konkretno-plastyczny jako halucynacja.
U podstaw złudzenia leży najwyraźniej zaburzenie symbolizacji. Jako że
nie występuje tu już żaden „stosunek reprezentacji”, pojawia się całkowicie
nowego rodzaju związek wyobrażenia i myśli, który sprawia, że same myśli
przeżywa się jako wyobrażenia.
Inaczej wygląda to w przypadku „normalnych” czy też „neurotyków”
– co daje się również wyrazić w dowcipie. Przykład dokładniejszego odgraniczenia przytacza Freud w Dowcipie i jego stosunku do nieświadomości:
Kawaler razem ze swatem składają pierwszą wizytę w domu panny.
Kiedy siedzą w salonie, czekając na przybycie rodziny, swat zwraca
uwagę kawalera na przeszkloną szafę, gdzie wystawiono na pokaz
najpiękniejsze srebra rodowe. „Niech no pan tylko spojrzy, już po tych
przedmiotach widać jacy to bogaci ludzie”. „Ale” – pyta z niedowierza11
J. Lacan, Das Seminar, Buch III, dz. cyt.
228
Hermann Lang
niem młody człowiek – „czyż nie jest możliwe, że te wszystkie precjoza
pożyczono i zgromadzono tu jedynie po to, by stworzyć złudzenie
bogactwa?” „Pan szanowny to ma pomysły!” – prycha swat. „A któż
by pożyczył cokolwiek tym ludziom?”12.
Intencje znaczeniowe świadomości zostają tutaj w pewnej mierze oszukane przez grę języka. Cały porządek dyskursu, który z pewnością chciał
jedynie w sposób koherentny sławić atrakcyjność narzeczonej i jej otoczenia,
zostaje nagle obnażony przed pewien dotąd ukryty dyskurs, wskutek czego
prawda niejako automatycznie wychodzi na jaw.
Tego rodzaju ambiwalencji i dialektyki brakuje w dyskursie psychotycznym. „Stalin się nie śmiał”13, uważał Lucien Israel, pod którego
okiem przeszedłem w Strasburgu moje przygotowanie psychoanalityczne.
Dla cierpiącego na paranoję humor jest czymś problematycznym, gdyż
zakłada on właśnie ową ambiwalencję (Doppelbödigkeit). Dla paranoików
istnieje tylko jedna prawda, tylko jeden poziom. Z tego samego powodu
w ich dyskursie występują konkretyzmy, gdyż brakuje w nim wymiaru przeniesionego znaczenia, dla którego czymś charakterystycznym jest metafora.
Dany jest tylko jeden kierunek znaczenia, rzeczywistości nie stawia się
żadnych pytań, co jest zawsze czymś inherentnym dla stosunku do świata
zapośredniczonego w wymiarze symbolicznym. Paranoik jest, by ująć to za
Gadamerem, niczym grecki bóg, który nie filozofuje, lecz „wie”14.
Filozof nie powinien iść tak daleko. Ani też osoba „normalna” względnie neurotyk, a tym bardziej jego terapeuta, niezależnie od tego, czy jest
on psychiatrią, czy psychoanalitykiem. Ten ostatni powinien w dużo większym stopniu podążać za „kołem hermeneutycznym”, które implikuje ową
„dialektykę”, owo „kwestionowanie”: to, co przychodzi od strony pacjenta,
jego symptomy, jego zachowanie itd., możemy zrozumieć tylko wówczas,
gdy umieścimy je w określonych horyzontach. Te wstępnie projektowane
horyzonty sensu należy jednakże stale poddawać rewizji, wychodzącej od
12
Z. Freud, Dowcip i jego stosunek do nieświadomości, tłum. R. Reszke, Warszawa:
Wydawnictwo KR 1993, s. 80.
13
L. Israel, Die symbolische Begegnung – psychoanalytische Überlegungen zum Rahmenthema, [w:] H. Lang (Hrsg.), Wirkfaktoren der Psychotherapie, wyd. 3, Würzburg:
Springer 2003.
14
H.-G. Gadamer, Vom Zirkel des Verstehens, [w:] tenże, Gesammelte Werke, Bd. 2,
Tübingen: Mohr 1986.
„Daj głos boleści...”
229
tego, co pojawi się w trakcie dalszego przebiegu rozmowy względnie terapii.
Decydujące dla autentycznego zrozumienia mowy i zachowania pacjenta
jest to, by „jego” symptomów, „jego” sytuacji, „jego” historii i „jego” traum
nie wpisywać błędnie w kanoniczny schematyzm określonych dogmatów
psychoanalizy, psychoterapii behawioralnej czy teorii systemu. Liczy się to,
by te symptomy, tę sytuację, tę historię, te traumy uznać w ich indywidualności, inności, by mogły następnie skorygować i rozszerzyć ową „całość”
(das „Ganze”). Interpretacja fundująca powiązanie musi, dla przykładu,
obronić się lub zostać skorygowana w odniesieniu do tego, co w każdej nowej wypowiedzi przychodzi ze strony pacjenta, i to w tym stopniu, w jakim
interpretacja ta wpływa na proces terapeutyczny. Terapeuta musi po tym
dążyć do tego – z „nastawieniem opartym na obecności i otwartości”15 – by
sprawdzać swoją wiedzę, korygować ją i uzgodnić z tym, co przychodzi
ze strony pacjenta.
Sytuacja, w której terapeuta ustanawia swoją wiedzę jako nadrzędną
i wystawiony jest na pokusę, by brak akceptacji pacjenta na odpowiednią
interpretację postrzegać jedynie jako zjawisko oporu, może mieć z początku
blokujący efekt. Pokazuje to dobrze słynna historia choroby opisana przez
Freuda. Wybrałem również ten przypadek, ponieważ kluczowe dla niego,
tak jak w „przypadkach” dyrektora H. oraz Gundy, są procesy przeniesienia,
i to właśnie one, o ile zachodzą w nieświadomości, wymagają hermeneutycznego podejścia.
W słynnym przypadku Dory, jednej z pięciu najważniejszych historii
chorób analizowanych przez Freuda, opisanej przez niego we Fragmencie
analizy pewnej histerii, twórca psychoanalizy nie widział, czy też nie chciał
widzieć z powodu własnego kontrprzeniesienia (tzn. własnych życzeń),
że właściwe zainteresowanie jego pacjentki nie dotyczyło męskiej części
zaprzyjaźnionego z nią małżeństwa K., czyli pana K., lecz jego żony. Freud
obstawał w tym przypadku zawzięcie przy heteroseksualnej linii przeniesienia, która miała biec od ukochanego ojca, przez pana K., do niego, wielkiego
terapeuty. Odnosił się do swojej edypalnej koncepcji tak bezkrytycznie, że
nie był także w stanie zrozumieć pewnej kluczowej sceny. Gdy K. wyjawił
Dorze, że chce się rozstać ze swą żonę, ta spoliczkowała go. Oznaczałoby
15
W. Bräutigam, Genetisch-deterministische oder präsentisch-offene Einstellung in
der Psychotherapie?, „Jahrbuch für Psychologie, Psychotherapie und Medizinische
Anthropologie” 8 (1961), s. 262–274.
230
Hermann Lang
to bowiem dla Dory, że ona także straci kontakt z panią K. Freud musiałby
zakwestionować swój wypróbowany kierunek analizy, który karmiony był
emocjonalnie przez wynikające z przeniesienia życzenie, by być uprzywilejowanym obiektem heteroseksualno-edypalnej skłonności – co uczyniłoby
tę analizę „niedokończoną”. Pacjentka, która czuła się niezrozumiana,
przerwała terapię.
Czego uczy nas ten przykład? Interpretacja, nawet jeśli narzuca się
terapeucie z racji jego szkolenia, może całkowicie rozminąć się z centralnym
konfliktem – przede wszystkim wówczas, gdy to, co dalej przychodzi ze
strony pacjenta, jest na siłę wtłaczane w owe ramy i służy do narcystycznego
potwierdzenia własnych wstępnych przypuszczeń. Roszczenie pacjenta,
a tym samym emancypacyjna personalizacja związku, zostają zaniedbane
i zablokowane. Należy tu przywołać następujące słowa Gadamera:
być przytomnym co do własnych uprzedzeń, tak aby [...] inny prezentował się sam w swojej inności i tym samym dana mu była możliwość
wypowiedzenia swojej rzeczowej prawdy i przeciwstawienia jej naszej
wstępnej opinii16.
Podejściu hermeneutycznemu zarzuca się często, co czynili na przykład Lacan, „lacaniści” czy Derrida, że chce zrozumieć zbyt dużo, a właściwie wszystko. Kolejną konsekwencją byłoby wtedy: Tout comprendre,
c’est tout pardonner (Wszystko zrozumieć, to wszystko wybaczyć). Bez
wątpienia, im więcej ktoś zajmuje się przypadkiem jakiegoś przestępcy,
tym bardziej wydaje mu się on ofiarą. H. skazano na „tylko” siedem lat
więzienia, w dużej mierze dzięki mojej tzw. hermeneutyce morderstwa,
którą adwokat umieścił w swojej mowie obrończej. Oznaczało to, że przy
dobrym sprawowaniu skazany mógł opuścić zakład po pięciu latach, co po
odliczeniu czasu spędzonego przez niego w areszcie nastąpiło już po czterech. H. pozbawił życia dwoje ludzi, z czego nigdy się nie otrząsnął; krótko
po wyjściu z więzienia popełnił samobójstwo. Nałożenie na niego surowszej
kary sprawiłoby być może, że żyłby dłużej. Przy tego rodzaju hermeneutycznym zadaniu wymagana jest etyka, lecz nie tyle w sensie hermeneutyki
prawniczej, która ogólność prawa powinna zapośredniczać w konkretnej
materii sprawy toczącej się przed sądem. Istotny problem dla związku etyki
i hermeneutyki w psychoanalizie zawarty jest w pytaniu, które sformułował
16
H.-G. Gadamer, Vom Zirkel des Verstehens, dz. cyt.
„Daj głos boleści...”
231
Widmer: „czy etyka jest w ogóle możliwa, gdy nieświadomość powoduje,
że – jak twierdzi Freud – ego nie jest panem we własnym domu?”17. Czy
nie należy przyjąć, że etyka zakłada podmiot, który panuje nad samym sobą?
Jak inaczej mógłby przestrzegać na przykład kantowskiego prawa moralnego?
Filozofia moralności Kanta zawsze zakłada uznanie owego prawa. W przypadku samobójcy oznaczałoby to na przykład: jeśli potrafi na tyle posługiwać się
rozumem, że jest w stanie sprawdzić swoją decyzję odebrania sobie życia, to
dojdzie do wniosku, że decyzja ta jest nie do utrzymania. Gadamer postrzega
ten kantowski przykład jako pustą konstrukcję, gdyż „prześladowany przez
myśli o samobójstwie właśnie tyle rozumu nie posiada”. Czy właśnie owa
zdolność posługiwania się rozumem nie okazuje tracić na znaczeniu przez ową
„wielką zniewagę dla ludzkości” (Freud), która objawia się tym, że człowiek,
w sensie świadomego Ja, nie jest już panem we własnym domu? Tematyka ta
musi stać w centrum analizy procesów przeniesienia, które mogą urosnąć aż
do morderstwa. Lecz nie tylko w ich przypadku należy postulować psychoanalitycznie zorientowaną etykę hermeneutyczną.
Byłoby błędem przyjmować, że efekty procesu hermeneutycznego
w psychoterapii to prawdy ostateczne. Jak wygląda to u Freuda, tego wielkiego fanatyka prawdy? „Powiadam Państwu, psychoanaliza zaczęła się jako
terapia, ale to nie jako terapię chciałbym ją polecić Państwa zainteresowaniu,
lecz ze względu na jej prawdziwość”18. I w końcu wyraził to z „apodyktyczną
stanowczością” w liście z 30 marca 1914 roku do J. Putnama: „The great
ethical element in the psychoanalityc work is truth and again truth” („Niezwykle istotną etycznie częścią pracy psychoanalityka jest prawda i jeszcze
raz prawda”). Normalnym doświadczeniem terapeutycznym19 jest jednak to,
że w trakcie pracy z pacjentem jego „obraz” któregoś z rodziców ulega zmianie, a wydarzenia, które wydawały się tworzyć ustalony sens jego traumy,
17
P. Widmer, Einleitung: Ethik und Psychoanalyse, [w:] H.D. Gondek, P. Widmer
(Hrsg.), Ethik und Psychoanalyse, Frankfurt am Main: Fischer Taschenbuch Verlag
1994.
18
S. Freud, Neue Folge der Vorlesungen zur Einführung in die Psychoanalyse, [w:]
tenże, Gesammelte Werke, Bd. XV, Frankfurt am Main: Fischer Verlag 1944.
19
Por. H. Lang, Was ist Wahrheit in der psychoanalytischen Erkenntnis?, [w:] J. Körner,
L. Gast (Hrsg.), Psychoanalytische Anthropologie: Über die verborgenen anthropologischen Entwürfe der Psychoanalyse, Tübingen: Ed. Diskord 1997; tenże, Ethik und
psychoanalytische Hermeneutik, [w:] H.-M. Schönherr-Mann (Hrsg.), Hermeneutik als
Ethik, München: Wilhelm Fink 2004.
232
Hermann Lang
nagle ukazują się w nowym świetle. Mamy zawsze określone perspektywy,
z których patrzymy na nas samych, na innych i na świat, mamy interpretacje.
I dlatego już rzekome fakty, owe facta bruta, mówiąc za Nietzschem, okazują
się interpretacjami. Można w tym miejscu zaaplikować najważniejszą myśl
hermeneutyki Gadamera: wobec sprawozdania o przeszłych wydarzeniach
nie stoimy niczym badacz przyrody wobec przedmiotu swoich dociekań.
Procesy przypominania i rozumienia tego rodzaju „tekstu” są raczej częścią
samego tego „tekstu”, ponieważ współokreśla go jego historia efektywna
(Wirkungsgeschichte).
Wychodząc od doświadczenia języka, będącego na wskroś strukturą,
dochodzimy do wniosku, że w każdym rozumieniu ostaje się coś niedostępnego, a w każdym uświadomieniu coś nieświadomego, co nie daje się
przenieść w wiedzę. Jako rozumiejąca sens świadomość nie możemy się
całkowicie, jak to ujmuje Gadamer, „wyzwolić z dziejowej uprzedniości”.
Hermeneutyka psychoanalityczna będzie być może w stanie pójść tu
o jeden krok dalej niż hermeneutyka codziennego świata życia. Kto jednak
oczekiwałby powstania „psychoanalitycznej hermeneutyki głębi”, która
mogłaby w pełni ustalać i wyjaśniać psychiczne i psychosomatyczne fakty
wraz ze wszystkimi ich uwarunkowaniami, żyłby w świecie iluzji. „Jest
czymś niewyobrażalnym – powiada Gadamer – by człowiek kiedykolwiek
zdołał uzyskać pełną jasność (volle Aufklärung) co do motorów własnego
postępowania czy zainteresowania”20. Czy też to samo, sformułowane
w innym miejscu:
„Samorozumienia” nie da się już odnieść do całkowitej samo-przejrzystości, tzn. do pełnej obecności nas samych wobec nas samych.
Samorozumienie jest zawsze w drodze – w drodze do czegoś, co jest
ewidentnie niemożliwe21.
Etyka hermeneutyki psychoanalitycznej jest zatem także etyką braku,
etyką umiarkowania. Oznacza to zarazem, że w przypadku każdego rozumienia ma pozostać różnica (Differenz), „nie-rozumienie”. O tyle też „etos
spotkania” wymaga, by hermeneutyka, jak to proponuje Schönherr-Mann,
20
H.-G. Gadamer, Hermeneutik als praktische Philosophie, [w:] M. Riedel (Hrsg.),
Rehabilitierung der praktischen Philosophie, Bd. 1, Freiburg im Breisgau: Rombach
1972, s. 340.
21
Tamże, s. 337.
„Daj głos boleści...”
233
była też zawsze „hermeneutyką negatywną”. „Hermeneutyka” oznacza
również „sprawowanie władzy”, rozumienie jest także „samowolnym i tym
samym subtelnym aktem przemocy”22. Ale czy to właśnie nie w tym tkwi
szansa, przede wszystkim szansa terapeutyczna? Tam, gdzie ostaje się pewna
fundamentalna wątpliwość (Fraglichkeit), gdzie rezygnuje się z ostatecznego
określenia siebie oraz obcego, otwiera się zarazem pewna przestrzeń swobody, umożliwiająca zmiękczenie nabytych utożsamień i fiksacji. Otwiera
się możliwości nowego początku.
Gdy to, co się uobecnia (m.in. symptomy), nie jest rezultatem monokauzalnego łańcucha rerum factorum, gdy wydarzenia liczą się raczej jako
wydarzenia tylko, o ile podporządkowane są procesowi przepracowania,
a przepracowanie to nie trzyma się każdorazowej sytuacji aktualnego przeżywania, lecz postępuje za przebiegiem każdorazowej biografii, to wtedy
przeszłe wydarzenia mogą zasadniczo objawić się zawsze w nowym świetle.
Właśnie „przyszłe przepracowanie”, bardziej niż aktualne, jest w stanie
pozwolić inaczej zrozumieć i przeżyć traumatyczne wydarzenie z przeszłości. Wraz ze zmianą perspektywy przemianie podlega także rzeczywistość.
Jeśli określony punkt widzenia i skorelowana z nim rzeczywistość mają
takie znaczenie, będąc także odpowiedzialnymi za symptomy, to by „wyzdrowieć” i móc wieść „lepsze” życie, trzeba nowego sposobu patrzenia,
nowego „przepracowania”.
Chciałbym zakończyć te rozważania jednym zdaniem napisanym przez
Gadamera, w którym łączy on filozofię z psychoanalizą i które znajduje się
w zredagowanej przeze mnie książce pt. Strukturale Psychoanalyse („Psychoanaliza strukturalna”), wydanej w 2000 roku:
Ani psychoanalityk nie może, gdy stara się swoją rozmową uleczyć, próbować wejść w rozmowę z pacjentem ze swoimi wcześniej powziętymi
poglądami i przekonaniami, ani też filozofujący człowiek nie będzie
w stanie uniknąć krzepnącej doraźności pojęciowego myślenia, jeśli nie
będzie pytaniami nieustannie otwierał nowych horyzontów23.
Z języka niemieckiego przełożył Mikołaj Ratajczak
22
H.-M. Schönherr-Mann, Das Mosaik des Verstehens – Skizzen zu einer negativen
Hermeneutik, München: edition fatal 2001.
23
H. Lang, Strukturale Psychoanalyse, Frankfurt am Main: Suhrkamp Verlag 2000,
s. 8.
234
Hermann Lang
“GIVE WORDS TO YOUR PAINS!”
ABOUT A HERMENEUTICAL APPROACH
IN THE PSYCHOANALYSIS, PSYCHOTHERAPY AND PSYCHIATRY
Summary
The universal task of hermeneutics is to understand things that are not easy to put
into the horizon of human’s everyday expectations. It is specially important for the
psychoanalytically oriented hermeneutics that deals with “things” – let it be neurosis,
psychosomatosis, borderline or psychosis – that are closed to the common sense.
This article tries to exibit it on some therapeutical case studies. The relationship to
language is central both for the creation the proper pathology and for the therapy
of the disease.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
FERDINAND FELLMANN*
SAMOROZUMIENIE NOWOCZESNEGO CZŁOWIEKA
W ŚWIETLE EWOLUCJI
Słowa kluczowe: antropologia, hermeneutyka, samorozumienie, teoria ewolucji,
poznanie, emocje, para
Keywords: anthropology, hermeneutics, self-understanding, theory of evolution,
cognition, emotions, pair
Antropologia i hermeneutyka, które do końca XIX wieku rozwijały się oddzielnie, zostały w dwudziestowiecznej antropologii połączone. Na pytanie,
czym jest człowiek, udziela ona następującej odpowiedzi: Człowiek to istota,
której bycie zależy od jej samorozumienia. Określenie to jest naturalnie czysto
formalne i wymaga materialnego wypełnienia. To, jak indywidualny człowiek
postrzega samego siebie – jako drugiego boga albo zwierzę pośród zwierząt
– zależy od wizerunku człowieka w danej epoce. Na wizję tę składają się
zarówno elementy empiryczne, jak i metafizyczne. Ideał średniowiecznego
człowieka wyznaczały inne wartości niż nasze aktualne biografie. Człowiek
średniowiecza postrzegał siebie jako stworzenie Boże oraz rozumiał swoje
*
Ferdinand Fellmann – profesor filozofii w Technische Universität w Chemnitz; był
także profesorem Uniwersytetu w Monastyrze, gdzie studiował filozofię pod kierunkiem
Blumenberga. Jest reprezentantem teorii hermeneutycznej nawiązującej silniej do Diltheya
i Cassirera niż do Heideggera i Gadamera. Napisał wiele książek, z których na polski
przełożono pracę pt. Para. Erotyczne źródła człowieczeństwa, tłum. J. Duraj i W. Małecki,
Poznań: Wydawnictwo UAM 2009. E-mail: [email protected].
236
Ferdinand Fellmann
doczesne życie wyłącznie jako przejście w zaświaty. Ów obraz zmienił się
jednak radykalnie w epoce nowożytnej. Od czasów renesansu człowiek zaczął określać siebie jako autonomiczny podmiot, który kształtuje swoje życie
według uniwersalnych zasad rozumu. W przeciwieństwie do tego nowoczesna nauka ujmuje człowieka jako element królestwa zwierząt. Dzisiaj nikt
rozsądny nie powątpiewa w to, że ewolucja ludzkiego gatunku przebiegała
według tych samych praw, co wszystkich innych gatunków. Znajdujemy się
więc w paradoksalnej sytuacji. Mamy poczucie, że z jednej strony jesteśmy
istotami stojącymi ponad naturą, z drugiej jednak wiemy, że rozwinęliśmy
się jako jej produkt. Jak można by połączyć oba te aspekty? Jest to pytanie
hermeneutyczne; od odpowiedzi na nie zależy, czy stworzymy taki wizerunek
człowieka, który będzie realistyczny i zarazem zachowa ludzką godność.
Jak trudna jest droga do uzyskania odpowiedniego pojęcia człowieka,
pokazują światopoglądowe spory o teorię ewolucji. Już za czasów Darwina
teolodzy podnosili protest przeciwko niemu oraz zarzucali, że redukuje ludzi
do małp. Jeszcze Zygmunt Freud określał teorię Darwina jako ogromną
zniewagę dla człowieka. Dzisiaj jednak socjobiologowie oraz prymatolodzy widzą między człowiekiem a małpą już tylko różnicę ilościową.
Z perspektywy ludzkiego samorozumienia ocenia się to jako symptom
pozytywny, ponieważ człowiek, uwolniony od własnego samouwielbienia,
powrócić miałby na łono matki natury. Oba te stanowiska uważam za wyraz
ograniczonej perspektywy światopoglądowej. Ze swej strony chciałbym
zaproponować taki wizerunek człowieka, który czyniłby zadość kołu hermeneutycznemu. Owo koło polega na tym, że dotyczące człowieka wyniki
nauk empirycznych oraz perspektywa subiektywnego przeżycia wzajemnie
się warunkują. To, że jesteśmy efektem ewolucji, nie znosi odczuwanej
wyjątkowości naszej samoświadomości – i vice versa: ta świadomość nie
znosi uznania nas za produkt ewolucji.
Z tych wstępnych rozważań wypływa następujące ustrukturowanie mojego wywodu: najpierw pokażę, jak współczesna socjobiologia rekonstruuje
ewolucję kultury oraz jak można połączyć kulturę i naturę (I). Następnie
zarysuję scenariusz powstania człowieka, biorąc pod uwagę rezultaty badań
biologii ewolucyjnej i jednocześnie subiektywny punkt widzenia samorozumienia człowieka (II). Na koniec wyciągnę wnioski z mojej biologiczno-filozoficznej rekonstrukcji stawania się człowiekiem, które będą istotne dla
wizerunku człowieka, który mógłby w przyszłości funkcjonować jako punktu
odniesienia dla tego, jak ludzie będą tworzyć swoje biografie (III).
Samorozumienie nowoczesnego człowieka w świetle ewolucji
237
I. Ewolucja kulturowa: poznanie i emocje
Obok ewolucji genetycznej opartej na naturalnej selekcji ma miejsce również ewolucja kulturowa, rozwijająca się na podstawie przekazu wzorców
zachowań kolejnym pokoleniom. Długi czas panowało przekonanie, że
kultura jest przywilejem ludzi. Jednak od kilkudziesięciu lat wiadomo, że
również inne naczelne przekazują na drodze socjalizacji szczególne wzory
zachowań. Prymatolodzy zbadali znaczną liczbę przekazywanych sposobów
postępowania w populacji szympansów, na przykład przy używaniu narzędzi czy rytuałach powitań1. Pomiędzy kulturą ludzką a szympansią daje się
z tej perspektywy zauważyć jedynie różnica ilościowa. Jako wytłumaczenie
dla większej złożoności oraz różnorodności nabytych wzorców zachowań
podaje się genetycznie uwarunkowaną wielkość mózgu.
Naukowo nastawieni antropolodzy dopatrują się w mechanizmach
uczenia się, które podtrzymują dziedziczność kultury, powstania ludzkiej
samoświadomości. Model ten musi jednak poradzić sobie z wyjaśnieniem
oczywistej różnicy w kulturowym rozwoju między ludźmi i zwierzętami,
odwołując się do pierwotnego biologicznego dostosowania, którego przyczyna pozostaje nieznana2. Wyjaśnienie to nasuwa mi, jako filozofowi, na
myśl epikurejski model odchylenia atomów (clinamen), który nie dostarcza
jakiegokolwiek realnego wytłumaczenia dla powstania kultury. Odchylenia
tego rodzaju musiałyby bowiem wpierw wystąpić u innych naczelnych.
Stąd wyciągam wniosek, że nie może być to kwestia w mniejszym bądź
większym stopniu kompetencji poznawczych, lecz chodzi tu o inny poziom
rozwoju, który dotyczy życia emocjonalnego. Na tym poziomie wszelkie
wzory zachowań otrzymują swoje odczuwane znaczenie, które wykracza
poza logikę prób i błędów i prowadzi do obszaru moralnego wartościowania.
Moje argumenty mają zatem wesprzeć tezę, że owa różnica nie jest przede
wszystkim kwestią umiejętności poznawczych, lecz dotyczy sposobu, w jaki
ludzie przeżywają swoje zachowanie. Niewątpliwie zachowanie zwierząt
również jest powiązane z uczuciami, takimi jak wściekłość przy agresji
1
W. Henke, R., Hartmut, Menschwerdung, Frankfurt am Main: Suhrkamp Verlag
2003, s. 17; Th. Junker, Die Evolution des Menschen, München: C. H. Beck Verlag 2006,
s. 91.
2
M. Tomasello, Die kulturelle Entwicklung des menschlichen Denkens, Frankfurt am
Main: Suhrkamp Verlag 2006, s. 37 i 257.
238
Ferdinand Fellmann
czy strach przy ucieczce. Ludzie jednak mają emocjonalny stosunek do
własnych emocji, mogą złościć się na własną wściekłość lub wstydzić się
strachu. Chodzi tu o uczucia drugiego stopnia, których zwierzęta nie znają.
Te specyficznie ludzkie uczucia zawierają osądy i można je interpretować
jako wstępne, emocjonalne formy świadomości. Ludzkie kultury otrzymują
tym samym nową jakość. Ludzie nie tylko rozwijają technikę, lecz także
interpretują przekazane umiejętności i dzięki temu siebie samych wciąż
od nowego. To sprawia, że ewolucja kulturowa historycznej świadomości,
w ramach której kształtują się przekonania, kieruje ludzkimi zachowaniami.
Ważność zachowują przy tym słowa Wilhelma Diltheya: „Człowiek poznaje
siebie wyłącznie w historii, a nie przez introspekcję”.
Rozróżnienie ewolucji kulturowej od historii kultury posiada tą zaletę, że pozwala połączyć ciągłość z różnicą w postaci pewnej interferencji
obydwu poziomów. Ciągłość dotyczy poziomu poznawczego, mechanizmów uczenia się, który ludzie dzielą ze zwierzętami. Natomiast różnica
występuje na poziomie osądów emocjonalnych. Pozwalają one ludziom
uzyskać dystans wobec własnych wzorów zachowań. Zwierzęta także mogą
mieć poczucie samych siebie, tym jednak, czego im brakuje, jest poczucie
własnej wartości jako wstępnej formy ludzkiej samoświadomości. Jest to
zawsze świadomość historyczna, która pozwala na potraktowanie przeszłości
i przyszłości jako horyzontu możliwego przeżycia, podczas gdy dla zwierząt czasowość ogranicza się do teraźniejszości. Specyfikę świadomości
historycznej trafnie określił już Artur Schopenhauer:
[...] naród, który nie zna własnej historii, ogranicza się do teraźniejszości żyjącej obecnie generacji; dlatego nie rozumie sam siebie ani swej
własnej teraźniejszości, gdyż nie umie jej odnieść do przeszłości i na tej
podstawie wyjaśnić, ani tym bardziej antycypować przyszłości. Dopiero
dzięki historii naród uświadamia sobie w pełni sam siebie. Historię
należy traktować jako rozumną samowiedzę rodzaju ludzkiego i jest
ona dla ludzkości tym, czym dla jednostki jest refleksyjna, wewnętrznie powiązana świadomość, uwarunkowana przez rozum, której brak
zamyka zwierzę w ciasnej, naocznej teraźniejszości3.
Świadomość historyczna musi się zmierzyć z problemem odnalezienia
absolutnego początku historii człowieka. Za każdym razem chodzi jednak
3
A. Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie, tłum. J. Garewicz, t. II, BKF,
Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 1995, s. 638.
Samorozumienie nowoczesnego człowieka w świetle ewolucji
239
o relatywne początki, mające swoje miejsce w obszarze przejścia między
człowiekiem a zwierzęciem. Immanuel Kant w swoim tekście zatytułowanym Przypuszczalny początek ludzkiej historii4 podjął się imponującej
próby reinterpretacji biblijnego mitu grzechu pierworodnego w kontekście
historyczno-przyrodniczym. Występującą przy tym metodologiczną problematykę rozwiązał w swoim dziele pt. Historik Johann Gustav Droysen,
odwołując się przeciwko ewolucjonizmowi swoich czasów do logiki koła
hermeneutycznego:
Niewątpliwie to, co jest, zrozumiemy, jeśli rozpoznamy i wyjaśnimy
jego powstanie. Ale powstanie to rozpoznamy tylko wtedy, kiedy możliwe będzie zbadanie i zrozumienie sposobu, w jaki ono jest. [...] Widać
wyraźnie, że poruszamy się w kole5.
W następnej części spróbuję, wykorzystując koło hermeneutyczne do
interpretacji stawania się człowiekiem, dojść do materialnie określonego
wizerunku człowieka.
II. Para jako scena pierwotna stawania się człowiekiem
Biolodzy przy pomocy paleontologów wypracowali różne modele powstania człowieka, które się nawzajem uzupełniają. Najczęstszymi wymienianymi czynnikami są zmiany środowiskowe, prosty chód, użycie narzędzi
czy społeczna organizacja. Ja jednak uważam, że tym fundamentalnym
czynnikiem jest specyficzna forma seksualności, ponieważ żaden inny
impuls nie kształtuje emocjonalnego całokształtu zachowania. Mój punkt
widzenia na seksualność może wzbudzać podejrzenie, że przeceniam, idąc
za przykładem Zygmunta Freuda, jeden poszczególny popęd. Wątpliwość
tę chciałbym rozwiać poprzez stwierdzenie, że w żadnym wypadku nie
sprowadzam wszystkich ludzkich potrzeb do popędu płciowego. Jestem
jednak zdania, że polaryzacja płci dała ludziom tożsamość płciową, która
4
I. Kant, Przypuszczalny początek ludzkiej historii, tłum. M. Żelazny, [w:] Rozprawy
z filozofii historii, Kęty: Antyk 2005.
5
J.G. Droysen, Historik, Darmstadt: Wissenschaftliche Buchgesellschaft 1977,
s. 151.
240
Ferdinand Fellmann
pozwala na jakościowe odróżnienie kobiety i mężczyzny jako osób od
zwierząt jako gatunku.
Już Darwin, obok selekcji naturalnej, zakładał drugi rodzaj selekcji
– selekcję seksualną, która posiadać miała własną logikę funkcjonowania6.
Zasadniczo dotyczy to również ludzi, jednak miłość erotyczna wykracza poza
te biologiczne ramy. Seksualne zachowanie człowieka wobec najbliższych
krewnych jest pod wieloma względami niezwykłe. W przeciwieństwie do samic szympansa, które obnoszą się ze swoją gotowością do kopulacji poprzez
jawne pokazanie obrzęku i zaczerwienienia genitaliów, u kobiet owulacja
jest ukryta. Umożliwiło to stałą, seksualną dostępność, która nie jest już zależna od wymogu prokreacji. Ten seksualny luksus zostaje skompensowany
poprzez to, że ludzie najczęściej poświęcają się długotrwałemu budowaniu
pary. Model budowania pary, zaprezentowany w biologii ewolucyjnej Owena C. Lovejoya, przynosi wymierne korzyści przy wychowywaniu dzieci,
które wymaga wiele czasu i energii. Dlatego tak ważne jest, aby obydwoje
rodziców zajmowało się dziećmi.
We współczesnych badaniach model budowania pary nie posiada jednakże zbyt wielu zwolenników, ponieważ mężczyznom zostaje w nim przypisana rola ochraniaczy i karmicieli kobiet. Będące w opozycji do tego poglądu
feministyczne prymatolożki starają się wywieść stawanie się człowiekiem
z grup matrylinearnych, wychowujących razem dzieci. Najważniejszą badaczką w tej dziedzinie jest amerykańska biolożka Blaffer Hrdy ze swoimi
bestsellerami Mother Nature i Mothers and Other. Z jej punktu widzenia
przy budowaniu pary chodzi nawet nie o społecznie najbardziej tolerowalną,
lecz o podporządkowującą strategię reprodukcyjną, która narzuca kobiecie
wyłącznie pasywną rolę. Jednak kobieta, w opozycji do tak przedstawionej
sytuacji, pod względem seksualnym odgrywa jej zdaniem aktywną rolę,
daleko wykraczającą poza darwinowski model wyboru silniejszego samca.
Przykładowo zachowania seksualne bonobo, które zbadał i spopularyzował
antropolog Frans de Waal, są kształtowane przez hiperaktywność obojga
płci. Umożliwia ona harmonijne życie grupy, wolne od seksualnej zazdrości
i sporów, które w przypadku ludzi utrudniają współżycie.
Nie ma wątpliwości, że grupy kobiet wychowujące dzieci miały
ogromne znaczenie dla powstania gatunku ludzkiego. Odizolowane pary
lub małe rodziny same nie byłyby w stanie przeżyć w ciężkich warunkach.
6
Th. Junker, Die Evolution des Menschen, dz. cyt., s. 187 i n.
Samorozumienie nowoczesnego człowieka w świetle ewolucji
241
Relatywizacja systemu tworzenia par przez ludzi jest w tym sensie biologicznie konsekwentna. Nie udaje jej się jednak uchwycić istoty rzeczy,
ponieważ opiekuńcze zachowania, które są szczególnie wyraźne dla innych
naczelnych, nie mogą być wzorem dla ludzkiej socjalizacji. Gdyby tak było,
nadal pozostałoby zagadką, dlaczego nie doprowadziło to bezpośrednio do
przekształcenia się małpy w człowieka. Właściwa odpowiedź brzmi: samica
musi wpierw stać się ludzką matką, która nie tylko opiekuje się, ale także
troszczy o swoje dzieci. Opieka i troska, relacja opiekuństwa i relacja osobowa nie są identyczne, należą do dwóch różnych poziomów zachowania.
Zostaje to osiągnięte dopiero poprzez budowanie pary, w której seksualność
staje się erotyką. Eros wyznacza jednak poza fizycznym zaspokojeniem
również duchowy poziom relacji, który objawia się w trosce pojętej jako
egzystencjał.
W jakim stopniu troska, która daleko wykracza poza opiekę, powstaje
wraz z erosem? Przez długotrwałe budowanie pary uwidacznia się intymność: nowa przestrzeń społeczna, poza którą pozostają zwierzęta. Małpy
kopulują publicznie, ludzie natomiast uprawiają seks zazwyczaj w ukryciu.
W chronionej przestrzeni intymności rozwijają się uczucia drugiego rzędu,
które są konstytutywne dla samoświadomości człowieka. W odróżnieniu od
empatii, która łączy członków większej grupy, para skupia się na samej sobie.
Kochankowie odczuwają siebie jako nierozerwalną jedność, choć wiedzą
dobrze, że ich życzenie trwałego stopienia nigdy się nie spełni. Dochodzi
do paradoksalnej sytuacji: doświadczenie intymnej bliskości wywołuje
odczucie odseparowania, które wyzwala człowieka od instynktownych
zachowań. Miłość erotyczna, dzięki dialektyce bliskości i dystansu, staje
się hermeneutycznym procesem wykładni samego siebie. W takim sensie
traktuję parę jako źródło ludzkiego samorozumienia, które nie ogranicza się
do troszczenia się o siebie, lecz obejmuje nią również krewnych7.
Oddzielenie intymności i sfery publicznej doprowadziło do powstania
bardzo złożonych rodzajów kooperacji. Okazuje się dla człowieka koniecznością, która nie dotyczy innych naczelnych. Jednak ten właśnie przymus
tworzy nowy rodzaj więzi społecznych, dużo trwalszych i bogatszych niż
wzajemna sympatia wewnątrz grupy.
7
F. Fellmann, Para. Erotyczne źródła człowieczeństwa, dz. cyt.
242
Ferdinand Fellmann
Powinniśmy pojmować ludzkie związki jako element rozstrzygający dla
możliwości wytworzenia się nieprawdopodobnego poziomu współpracy,
tak typowego dla naszego społeczeństwa. To, co rodzinne i społeczne
pozwala nam przenieść charakterystyczne dla związków zachowanie
na inny, nieznany reszcie naczelnych, poziom8.
Społecznej organizacji ludzi jako partnerów, która w idealnym przypadku obejmuje całą ludzkość, przysługuje odmienny status niż organizacji
grup innych naczelnych. Każde zwierzę posiada określone miejsce w hierarchii – co powoduje, że zachowania seksualne są całkowicie uregulowane.
Ludzie natomiast, dzięki oddzieleniu sfery seksualnej od społecznej, mogą
wybierać dla siebie rolę. Jest to przywilej, który jednocześnie nakłada na
każdego odpowiedzialność. Wprawdzie w społecznościach małp wszyscy
członkowie znają swoje miejsce w stosunku do innych, nie można jednak
mówić w tym przypadku o jednostkowej odpowiedzialności i moralnej
trosce. Ten poziom pozostaje domeną człowieka, który w parze doświadcza
samego siebie jako osobę.
Krok w kierunku moralnego Ja (Selbst) został przedstawiony w niezrównany sposób w biblijnej historii grzechu pierworodnego. Historia, która
opowiada o tym, jak z seksualnej pokusy powstaje wstyd oraz moralna
świadomość, które definitywnie oddzielają ludzi od zwierzęcości, nie jest
oczywiście żadną prawdą naukową. Stawanie się człowiekiem to ciągły
ewolucyjnie proces, który nie może zostać zredukowany do pojedynczego
zjawiska. Mimo to biblijna historia nie jest jakąś dowolną fikcją. Posiada
ona swoją odrębną prawdę, mianowicie prawdę mitu, która opowiada, co
się nigdy nie wydarzyło, a zawsze jest. Tego rodzaju mit spełnia przede
wszystkim rolę hermeneutyczną i funkcjonuje jako idea regulatywna w badaniu nad stawaniem się człowiekiem. Zgodnie z regułą, rekonstrukcja
musi wyjść od człowieka, by zbudować pomost między nim i zwierzęciem.
To postępowanie nie daje wprawdzie całego łańcucha przyczyn i skutków,
określa jednak poziom, na którym rozegrała się scena pierwotna stawania
się człowiekiem. Jest to sfera intymności pary, w której kochany inny
funkcjonuje jako żywe zwierciadło Ja. Pozwala na to współżycie w pozycji
frontalnej, jako zmysłowe spotkanie twarzą w twarz, które odróżnia ludzki
akt miłosny od zwierzęcej kopulacji. Stanowi to więcej niż fizjologiczną
8
F. de Waal, Der Affe in uns. Warum wir sind, wie wir sind, München: Deutscher
Taschenbuch Verlag 2009, s. 176.
Samorozumienie nowoczesnego człowieka w świetle ewolucji
243
osobliwość, jest to zewnętrzny wyraz wyjątkowości człowieka jako istoty,
która rozumie akt prokreacji jako formę symboliczną.
III. Autowizerunek współczesnego człowieka
Na koniec chciałbym odpowiedzieć na pytanie, jakie konsekwencje niesie
moja antropologia pary dla materialnego określenia wizerunku człowieka.
Zgadzam się z biologami, że przedstawienie stawania się człowiekiem nie
ugruntowuje żadnego normatywnego przesłania. Nie można więc mówić
o imperatywie w rodzaju: „Powinieneś żyć jako para z osobnikiem przeciwnej płci!”. Z drugiej strony nie postrzegam mojej wizji jako czystego opisu,
lecz jako ideę regulatywną. To, jak siebie rozumiemy, nie może być kwestią
dowolności. Musi dać znaczącą odpowiedzieć na genetyczne podstawy
ludzkiej egzystencji. W tym sensie ewolucja dostarcza wytłumaczenia ram,
w których funkcjonują specyficznie ludzkie wartości. Wartości te obowiązują
nie tyle jako normy, ile jako wskazania, które opcje są korzystniejsze dla
socjogenezy jednostki. Oczywiście w naszym liberalnym społeczeństwie
każdy może wybrać swoją własną formę życia. Jednak każda taka forma
potrzebuje specjalnego usprawiedliwienia. Problem nie polega tylko na
tym, że społeczeństwo pozbawione heteroseksualnych związków wymrze,
lecz przede wszystkim na tym, że przez zbudowanie pary powstaje stabilna
osobowość, która jest konieczna dla społeczeństwa otwartego.
Jestem świadomy tego, że taki wizerunek człowieka nie odpowiada
współczesnym ideałom niezależnej, samostanowiącej się jednostki. Dla wielu młodych ludzi budowanie pary oznacza kajdany. Według socjologa Ulricha
Becka propagowana w latach 80. wizja indywidualizmu da ludziom prawo
do swobodnego kształtowania życia, które wciąż na nowo jest odkrywane.
Wymyślanie siebie (Selbsterfindung), popularne wzmocnienie teorii samoukonstytuowania (Selbstkonstitution) Michela Foucaulta, obiecuje więcej
niż ludziom, jako istotom skończonym, zostało z natury dane. W swoim
kreowaniu mielibyśmy być całkowicie wolni, [osiągnęlibyśmy] stan, który
zastrzeżony jest dla boskiego ducha jako actus purus. Człowiek jednak nie
może sam siebie stworzyć, lecz zawsze jedynie interpretuje swoją przeszłość
w celu zaprojektowania realistycznej wizji przyszłości.
Nie ma wątpliwości, że rozdział ról w intymnym współżyciu zmienił
się i że dzięki temu rozszerzyła się przestrzeń wolności. Jednak w wyniku
244
Ferdinand Fellmann
polaryzacji płci tak wolni, jakby to się nam wydawało przy jednostkowych
wyborach naszych ról społecznych, wcale nie jesteśmy. To, że dzisiaj
bestsellery nawołują do wynajdowania miłości na nowo, postrzegam jako
wyraz jednowymiarowości człowieka. Miłość nie jest, podobnie jak życie,
konstruktem, lecz procesem, który wymaga czasu. Ponieważ łączy ona dwoje
ludzi, jej wynajdowanie musiałoby być równocześnie wynalezieniem siebie
samego oraz innego Ja. Może to być trafne co do podziału ról społecznych,
tu pozostaje jednak inwariantnym i emocjonalnym jądrem, które nie poddaje
się dowolnej manipulacji. To właśnie jest eros, który opanowuje ludzi i jako
emocjonalna pewność ma w sobie coś nadludzkiego. Nieprzypadkowo Platon
w Uczcie określa erosa jako demona, istotę sytuującą się pomiędzy człowiekiem a bogiem. Eros jest pośrednikiem między dwoma światami, podobnie
jak Hermes, posłaniec bogów, ze swoją elokwencją i sztuką uwodzenia.
Erotyka i hermeneutyka należą do siebie nawzajem. To, co w świetle
ewolucji może wyrazić interpretacja, to nie mniej i nie więcej niż uczucia,
dzięki którym kochankowie się rozpoznają i rozumieją siebie. Interpretacja
nie jest więc wszystkim, pokazuje raczej drogi – lub lepiej: okrężne drogi
ku realistycznemu samorozumieniu. Zarysowujący się tu materialny wizerunek człowieka ukazuje dwupłciową istotę, której Ja uzależnione jest od
polaryzacji płci. Wszelkie próby zniesienia owej biologicznie ugruntowanej
polaryzacji przez społeczne kodowanie są skazane na niepowodzenie.
Moje uznanie erosa jako biologicznego pierwiastka nie jest orędowaniem za konkretną formą związku, dajmy na to za usankcjonowanym
prawnie małżeństwem. Tym bardziej nie jest to orędowanie za tradycyjnym rozdziałem ról wewnątrz rodziny. Okazuje się jednak optowaniem
za nieuchronnością miłości erotycznej, która łączy kobietę i mężczyznę
ponad rolami społecznymi. Czerpią oni z niej siły dla utrzymania siebie
jako autonomicznych jednostek żyjących w funkcjonalnym społeczeństwie.
To, że w parze tkwi źródło Ja, wynika z hermeneutycznej natury człowieka,
który dla swojego samorozumienia potrzebuje trwałego punktu odniesienia.
Kiedy ów punkt odniesienia nie bazuje już na zewnętrznej instancji, gdy
Bóg się wycofał – jak ma to miejsce w społeczeństwach świeckich – to tylko ukochany lub ukochana, w przyjaźni i miłości, mogą na sobie polegać.
W tym sensie mówiłem o erotycznym usprawiedliwieniu. Może to brzmieć
dla teologów jak herezja, ale nie jest to nic więcej niż próba wypracowania
izomorfii, jaka charakteryzuje miłość ludzką i boską.
Samorozumienie nowoczesnego człowieka w świetle ewolucji
245
Opisywana w Starym Testamencie historia Adama i Ewy uczy nas, że
człowiek odnajduje siebie w relacji z innym człowiekiem odmiennej płci.
Odkrywa on w moralnej świadomości i w świadomości swej śmiertelności świat, który jest otwarty przestrzennie i czasowo ze wszystkich stron.
W świecie tym rozumiemy siebie tylko wtedy, kiedy rozumiemy naszą
historię – indywidualną i gatunkową. Dla jednostkowej historii charakterystyczne jest to, że zostajemy spłodzeni przez rodziców, nawet jeśli ojciec
z matką się rozchodzą. Dla historii gatunkowej ważne pozostaje natomiast
to, iż naczelne stały się ludźmi na drodze budowania par. Żaden człowiek nie
może być całkowicie samowystarczalny ani jako pojedyncze stworzenie, ani
jako istota społeczna w zorganizowanej grupie. Jedynie w tej dwuczłonowej
relacji, z jej dialektyką dystansu i zbliżenia, intymności i otwartości, jednostki i społeczeństwa, człowiek poznaje siebie jako istotę erotyczną, istotę,
której miłość zawsze związana jest z agresją. Oba impulsy przynależą do
wizerunku człowieka, którego artykulacja wymaga hermeneutycznej pracy
nad mitem człowieka. Człowieka, którym my sami jesteśmy.
Z języka niemieckiego przełożyła Katarzyna Wejman
SELF-UNDERSTANDING OF THE MODERN MAN
FROM THE PERSPECTIVE OF EVOLUTION
Summary
Anthropology and hermeneutics, two disciplines separated in the 19th century, were
combined in the 20th. According to them is man a being who interprets itself. This
purely formal description has to be filled up with content. How man sees himself
depends from the idea he has about himself. Today’s sociobiologists and primatologists stress only a quantity difference between men and apes. This frees human
being from self-admiration. I’d like to propose such a idea of man that uses the figure
of the hermeneutical circle. According to it the results of empirical sciences and of
human’s self-understanding condition each other. The fact that we are a product of
biological evolution dismiss the exceptionality of our self-conciousness, and vice
versa: this consciousness does not eliminate our self-understanding as a product of
evolution. The huge role in our becoming humans plays the pair: a man and a woman, joined in an erotic relations that results in transcending the purely biological
dimension of reality.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
FRANZ JOSEF WETZ*
CZŁOWIEK JAKO NIEMOŻLIWOŚĆ
ANTROPOLOGIA FENOMENOLOGICZNA
Słowa kluczowe: antropologia fenomenologiczna, niebezpieczeństwo, przetrwanie,
mit, religia, nauki, technika, sztuka, kultura
Keywords: phenomenological anthropology, dangers, survival, myths, religions,
sciences, technique, art and culture
Hans Blumenberg (1920–1996) był jednym z najbardziej znaczących powojennych filozofów niemieckich. Wiele lat zajmował się nigdy nieukończonym projektem antropologii fenomenologicznej, którego częścią od samego
początku była krytyczna rozprawa z twórcą fenomenologii Edmundem
Husserlem. Celem krytycznych względem niego rozważań było z jednej
strony wykazanie niespójności fenomenologii w tej postaci, z drugiej zaś
odsłonięcie tych warunków jej możliwości, które sam Husserl przeoczył
lub których dostrzec nie chciał.
*
Franz Josef Wetz jest uczniem Odo Marquarda, profesorem filozofii w Pädagogische
Hochschule w Schwäbisch-Gmünd (Badenia-Wirtembergia). Napisał kilkanaście książek,
które miały w Niemczech spory rezonans, m.in. Lebenswelt und Weltall, Die Kunst der
Resignation i Die Gleichgültigkeit der Welt. Ma na koncie również filmy o filozofii
i filozofach, zrobione na zamówienie publicznej telewizji niemieckiej (WDR). E-mail:
[email protected].
248
Franz Josef Wetz
Postępowanie Blumenberga przypomina przy tym w dużym stopniu
„genealogię” Nietzschego, „analizę dyskursu” Foucaulta i „dekonstrukcję”
Derridy, które również na drodze odwrotu od światów jednoznacznie określonych pojęć ku założonym w każdym z nich związkom strukturalnym,
próbują doprowadzić do ich rozpadu. Nietzsche, Foucault i Derrida natykają
się przy tym na anonimowy fenomen władzy i pozbawione denotatu zjawiska ze sfery znaków. W przeciwieństwie do nich dla Blumenberga istnieje
pewien twardy, nienaruszalny grunt, o który odbija się szpadel: to człowiek
jako istota skończona, obciążona pełnym troski życiem, której pomyślność
nigdy nie jest czymś pewnym.
Również Martin Heidegger rozwinął „fenomenologię troski” w ramach krytycznej dyskusji z Husserlem. Antropologię fenomenologiczną
Blumenberga rozumiem tutaj jako lepszą w stosunku do niej alternatywę. To
Blumenberg waży się w tym wypadku na krok, którego wykonania Husserl
obawiał się ponad wszelką miarę, odczuwając do niego wstręt: wejście na
teren antropologii (Blumenberg 2002: 256 i n.). To Blumenberg w odniesieniu do twórcy fenomenologii mówi wręcz o „fobii wobec antropologii”
(2002: 98), którą próbował przezwyciężyć swoimi pismami.
I. Jak możliwy jest człowiek?
Niezależnie od tego, jak daleko Blumenberg wykracza poza Husserla, pozostaje on fenomenologiem, który chce nam umożliwić zobaczenie czegoś,
„co w przeciwnym razie nie zostałoby dostrzeżone, bądź zobaczone być
by nie mogło, a więc ujrzenie czegoś ponad to, co udostępniają nam życie
codzienne i nauka” (Blumenberg 2006: 344). Jednocześnie zgadza się on
w tym miejscu z Wittgensteinem, który zaznacza: „Filozoficzne niezaspokojenie znika za sprawą tego, że widzimy więcej” (Blumenberg 2006: 350).
Wszyscy trzej autorzy – Blumenberg, Husserl i Wittgenstein – w miejsce
„wyjaśniania” stosują metodę „opisu”. Nie zawiera ona ani wskazówek do
przeprowadzania eksperymentów, ani też wnioskowań dowodowych, lecz
na bazie trafniejszej deskrypcji ma nam pozwolić zrozumieć to, co w przeciwnym razie przedstawiałoby się jako coś całkowicie zagadkowego.
Tym, co w filozofii Blumenberga, a tym samym także w jego Opisaniu
człowieka jest osobliwe, to szczególna forma odwoływania się do nowożytnych nauk przyrodniczych:
Człowiek jako niemożliwość
249
Filozofia nie spełnia żadnej funkcji ani przed, ani ponad, ani też
pomiędzy naukami. Za najbardziej możliwe do przyjęcia uznałbym
umieszczenie jej za naukami (Blumenberg 2007: 482).
Albowiem gruntowne zbadanie rzeczywistości, tak jak czyni to filozofia natury, to jedno, czym innym zaś jest jej wyjaśnianie przez przyrodoznawstwo, a znów zgoła czymś odmiennym od rzeczywistości egzystencjalne objaśnienie, takie, jakiego dokonuje właśnie Blumenberg. W swojej
antropologii fenomenologicznej nie oferuje on jakiegoś sposobu pojmowania
świata występującego obok przyrodoznawczych wyjaśnień fenomenu życia,
lecz egzystencjalny opis człowieka przebadanego naukowo jako gatunek
z królestwa zwierząt. Można powiedzieć, że w swoich antropologicznych
wywodach korzysta on z zasobów poznawczych nauk pozytywnych.
Rozstaje się jednak przy tym z klasycznym, zasadniczym pytaniem
antropologii filozoficznej: „Kim jest człowiek?” (Blumenberg 2007: 483),
w przekonaniu, że „istota” człowieka wcale nie istnieje. Już w dziełach
Sartre’a wyczytać można, że człowiek jest istotą żywą, „której egzystencja
poprzedza istotę, [jedynym bytem] który istnieje przed możliwością zdefiniowania go przez czyjś umysł” (Sartre 2001: 131). Podkreśla zatem, że
„nie ma natury ludzkiej” (Sartre 2001: 11), co ściślej oznacza: człowiek nie
posiada żadnej metafizycznej natury.
Z tym przeświadczeniem oprócz Blumenberga zgadzają się jeszcze
Richard Rorty i Michel Foucault. Stąd Rorty zaprzecza „istnieniu czegoś
takiego jak natura ludzka czy najgłębsze pokłady jaźni” (Rorty 1996: 11).
Wypiera się tego, że
umysł, duch, głębie ludzkiej jaźni są bytami posiadającymi swoistą
wewnętrzną naturę, którą można rozpoznać za pomocą pewnego rodzaju
nieempirycznej supernauki zwanej filozofią (Rorty 1996: 20–21).
We wprowadzeniu do Wykładu logiki Kant sprowadza zadanie filozofii
do pytania: „Kim jest człowiek?” (Kants Werke 1968: 25). Rorty, podobnie
jak Blumenberg, uznaje je za przezwyciężone (Rorty 2003: 250). Zgodnie
z zapatrywaniami pierwszego nie istnieje żadna „rdzenna jaźń” (Rorty
1996: 256), „esencja” czy też „istota” człowieka. Stwierdza, że jesteśmy
znacznie mniej niż nasi przodkowie skłonni, by brać poważnie teorie o istocie człowieka. Zgodnie z powyższym także Foucault zaprzecza poniekąd
istnieniu „istoty lub natury człowieka” (Foucault 1985: 10). Blumenberg
250
Franz Josef Wetz
w swojej antropologii fenomenologicznej zastępuje dawniejsze zasadnicze
pytanie: „Kim jest człowiek?” pełnym obawy pytaniem egzystencjalnym:
„Jak w ogóle człowiek jest możliwy?” (Blumenberg 2006: 535). Pytanie
to stanie się zrozumiałe tylko na tle głębokiej nieufności wobec możności
życia na sposób człowieka.
II. Świat życia i absolutyzm świata
Blumenberg w swoich rozważaniach wychodzi od pierwotnej wrogości
i bezlitosnej obojętności świata wobec pragnień, zainteresowań i nadziei istot
ludzkich – używając terminologii Zygmunta Freuda: od sporego rozdźwięku
pomiędzy zasadą przyjemności a zasadą rzeczywistości. Twórca antropologii
fenomenologicznej właściwe wyzwanie dla człowieka upatruje w obronie
przed tą potężną, brutalną, i początkowo także nienazwaną, rzeczywistością
oraz w jej opanowaniu. Przy tym ową przemoc natury, kosmosu i świata
nazywa także absolutyzmem rzeczywistości. Aby móc przetrwać, ludzie od
dawna starają się go przełamać. Rzeczywistość ta da się przyrównać do
absolutystycznego suwerena. Oto metafora bezlitosnych rządów natury nad
nami, ludźmi, obraz świata, na którym nie można polegać, z jego napawającą
lękiem nieokreślonością. Łatwo urastający do postaci groźby utraty życia.
W związku z tym absolutyzm rzeczywistości odpowiada jednocześnie za
doświadczanie świata jako nieudomowionej obcości, która niewzruszona
ludzkim cierpieniem, niekłopocząca się ludzkim losem, pozostaje obojętną
wobec każdego z nas.
Jako antonim pojęcia absolutyzm rzeczywistości Blumenberg wprowadza wyrażenie świat życia i to on właśnie oznacza w jego filozofii
dokładne przeciwieństwo tego charakteru rzeczywistości. Światu życia
odpowiada żywot pozbawiony dokuczliwych trosk, bytowanie bez strachu
i rozczarowań. Charakterystyczne są tu swojskość, poczucie pewności, to, że
wzbudza on zaufanie i że jest przewidywalny. Świat życia to swego rodzaju
park rozrywki z określoną ilością alejek spacerowych, pozbawiony tego,
co obce i budzące strach. Tam zaspokojone zostanie każde oczekiwanie,
wszelkie życzenia spełnione, ponieważ w świecie życia człowiek i otoczenie
idealnie do siebie pasują. Stąd nie istnieje w nim rozczarowanie, bowiem
wszelkie rozczarowania to niespełnione oczekiwania. Lecz tam przecież
nie oczekuje się niczego, co nie mogłoby się spełnić. Dlatego też do świata
Człowiek jako niemożliwość
251
życia nie mają dostępu ani zawód, ani też to, co niespodziewane. Panuje
tam całkowita zgodność pomiędzy potrzebami i ich zaspokajaniem. Jako
tego rodzaju wolne od rozczarowania królestwo dostatniości, świat życia
wyklucza jakąkolwiek filozoficzną przytomność i namysł, wszystko poniekąd przebiega tam bowiem wedle życzeń i zgodnie z wolą.
Oczywiście taki świat nie istnieje, byłby bowiem rajem, niebem na
ziemi. Wprowadzone przez Blumenberga przeciwstawne terminy – świat
życia i absolutyzm rzeczywistości – stanowią pojęcia graniczne, przeciwległe bieguny na wykresie pewnego kontinuum. To teoretyczne konstrukty,
oznaczające przeciwne względem siebie światy, których nigdy jeszcze nie
zamieszkiwał żaden człowiek. Z jednej strony bowiem zawsze jest on już
wykluczonym z zapewniającego bezpieczeństwo świata życia, z drugiej
zaś, aby móc w ogóle żyć, musi nabrać względem absolutyzmu rzeczywistości pewnego dystansu. Człowiek porusza się pomiędzy tymi dwoma
biegunami. Narażony na absolutyzm rzeczywistości, próbuje zbudować
całkowicie zrozumiały świat życia, co znaczy: zagrażającą mu obcość
świata przemienić w miejsce przytulnej poufałości, w którym w pewnej
mierze da się żyć.
III. Człowiek jako to, co niemożliwe
Istnienie człowieka możliwe jest tylko wtedy, gdy przynajmniej częściowo
skompensuje on utratę pierwotnego świata życia, a zatem tylko wtedy, gdy
przynajmniej w pewnej mierze przełamie absolutyzm rzeczywistości. Uporanie się z rzeczywistością – z którą musi dojść do konsensu – wystylizował
Blumenberg na właściwe zadanie dla jednostki. Samostanowienie człowieka
wobec rzeczywistości absolutystycznej opisuje on jako pełne troski gospodarowanie niedostatkiem, którego powodzenie nie jest w żadnym razie
pewne, biorąc pod uwagę relatywną niemoc istoty ludzkiej i absolutną potęgę
rzeczywistości. Tak więc wciąż na nowo rodzi się pytanie, w jaki sposób
człowiek w ogóle był w stanie przetrwać. W związku z tym Blumenberg
pisze nawet o człowieku jako o tym, „co nieprawdopodobne” (2006: 535).
Przy czym jest on czymś niemalże niemożliwym nie tylko w wymiarze
kosmicznym: „W fizycznym uniwersum człowieka traci się z oczu jako
najbardziej nieprawdopodobne wydarzenie” (2007: 17). Podobnie też uznać
go można za byt niemożebny nie tylko z perspektywy biologii ewolucyjnej,
252
Franz Josef Wetz
gdy pomyśli się, że „imponująco wysoka liczba dróg rozwoju [natury] nie
prowadzi do człowieka” (2006: 576).
Człowiek jest [...] zaskakującym i niekonsekwentnym ubocznym
rozwiązaniem ogólnego problemu samoutrzymania się życia na ziemi
(2006: 585).
Ostatecznie wydaje się on czymś egzystencjalnie nawet niemal niemożliwym, jeśli tylko uświadomimy sobie wszelkie niedoskonałości jego bytu
i kryzysowe sytuacje, w które może popaść (Blumenberg 2007: 26, 88).
W tym punkcie Blumenberg całkowicie zgadza się z Arnoldem Gehlenem, który przyłącza się do Herdera, definiującego człowieka jako „istotę
naznaczoną brakiem” (Gehlen 2001: 37). Brakuje mu sierści, a tym samym
naturalnej ochrony przed warunkami pogodowymi, brakuje naturalnego
uposażenia drapieżnika, a także ciała o budowie odpowiedniej do sprawnej
ucieczki. Większość zwierząt przewyższa go pod względem ostrości zmysłów, ponadto niewystarczający stopień wyposażenia w prawdziwe instynkty
wręcz zagraża jego życiu, zaś w czasie całego okresu niemowlęctwa i dzieciństwa podlega on zupełnie bezprecedensowo długoterminowej potrzebie
opieki (zob. Gehlen 2001: 78–79). Człowiek może przetrwać jedynie wtedy,
gdy zniweluje własne braki. Warunki swojej egzystencji wynikające z własnych niedostatków musi samodzielnie przemienić w szanse na przedłużenie
własnego żywota (zob. Gehlen 2001: 81).
Na pierwszy rzut oka między Arnoldem Gehlenem i Martinem Heideggerem panuje duża zbieżność w definiowaniu człowieka poprzez troskę.
Obaj dostrzegają w nim istotę, która sama musi organizować swoje życie,
która rozumie tylko kogoś, kto się na tym zna. W istocie są to jednak mylące
pozory. Według Gehlena ludzkie życie to zadanie wypływające z potrzeby,
jego antropologia jest filozofią samozachowania, w której chodzi o zasadnicze pytanie, w jaki sposób jednostka może zapobiec swej przedwczesnej
śmierci. Natomiast tam, gdzie kończy się antropologia Gehlena, tam zaczyna się filozofia egzystencji Heideggera, w której zajmuje się on przede
wszystkim pytaniami egzystencjalnymi, wyłaniającymi się dopiero wtedy,
gdy już ujdziemy z życiem. Formułując rzecz ściślej: Gehlen pragnie się
dowiedzieć, jak może powieść się przetrwanie, Heidegger zaś, jak może
powieść się życie. Dyscypliną, do której odnosi się pierwszy, jest biologia,
w tle rozważań drugiego znajduje się zaś teologia.
Człowiek jako niemożliwość
253
W swojej antropologii fenomenologicznej Blumenberg nawiązuje
przede wszystkim do Gehlena, którego ton wydaje mu się bardziej zasadniczy niż Heideggerowski sposób zapytywania. Przez wzgląd na pierwotną
niedoskonałość i bezbronność człowieka Blumenberg w żadnym wypadku
nie uznaje kwestii jego przetrwania za rzecz oczywistą:
Człowiek to ryzykowna istota żywa, która sama sobie może się nie
powieść. [...] Człowiek jest wcielonym nieprawdopodobieństwem,
zwierzęciem, które żyje mimo wszystko (Blumenberg 2001: 550).
IV. Wyprostowany chód
Na pytanie, jak udało się człowiekowi przetrwać mimo wszelkich trudności,
Blumenberg odpowiada abstrakcyjną formułą, którą rozumieć należy zarówno dosłownie, jak i metaforycznie: udało się to za sprawą umiejętności chodzenia czy też pozostawania w postawie wyprostowanej: „Pewna odpowiedź
na pytanie, jak człowiek w ogóle jest możliwy, mogłaby brzmieć: dzięki
dystansowi” (Blumenberg 2006: 570), który jednak zakłada możliwość
dostrzeżenia zagrożenia z oddali, do czego człowiek był zdolny najpierw
dzięki wyprostowanemu chodowi.
Droga do postawy wyprostowanej człowieka prowadzi od pełzania,
jako sposobu poruszania się gadów, poprzez swobodny bieg ssaków czworonożnych. Charakterystyczny dla niej nie jest już sposób poruszania się
czteronożnych, czyli tetrapedów, lecz istot dwunożnych, czyli bipedów. Już
od czasów antycznych filozofowie spierali się o to, jakie nabyte uprawnienia
(Ansprüche) istoty ludzkiej dadzą się wyprowadzić z tej osobliwej cechy.
Według Arystotelesa człowiek jako jedyna istota żywa porusza się
wyprostowany, ponieważ jego istota jest boska (zob. Blumenberg 2006:
518). Zdaniem Owidiusza, Cycerona, jak i Ojca Kościoła Laktancjusza,
a także filozofów renesansu, chód dwunożny znamionuje człowieka jako
władcę ziemi. Ów sposób poruszania się będzie wciąż na nowo przywoływany po to, by uzasadnić roszczenia człowieka do panowania nad naturą:
„Idź wyprostowany, a staniesz się bogiem pośród zwierząt!”, pisał Johann
Gottfried Herder w wieku XVIII. Pośród przeróżnych talentów, którymi
Bóg obdarzył ciało człowieka, jego wyprostowana postawa, gdy stoi na
dwóch nogach, znajduje się na pierwszym miejscu. Tylko w ten sposób,
254
Franz Josef Wetz
co jednocześnie podkreśla Herder, ludzie mogli spoglądać w niebo (zob.
Blumenberg 2006: 518).
Nawet dziś jeszcze obraz istoty poruszającej się w postawie wyprostowanej służy jako metafora ludzkiej godności. Wszelkie postaci postawy
pochylonej, pełzania czy kajania się przed naszymi bliźnimi Immanuel Kant
uznaje za niegodne człowieka. Kto przed swymi pobratymcami dobrowolnie zgina kark po to, by ze zgiętymi plecami i zezującymi ku górze oczami
zabiegać o ich łaskę, ten uwłacza sam sobie. Życie we wzajemnym poszanowaniu i poczuciu własnej godności umożliwił dopiero chód dwunożny,
jako odpowiednia dla człowieka postawa duchowa i cielesna. Kto się jednak,
miast tego, sam czyni wobec innych ludzi robakiem, nie powinien się potem
dziwić, że się go depcze. Jednakże jak doszło do tego, że człowiek, jako
jeden z gatunków zaliczanych do czworonogów, stanął na dwóch nogach,
co pozwoliło mu podźwignąć się z ziemskiego kurzu?
Jak wiadomo, nasi przodkowie żyli na drzewach, skąd przenieśli się
na otwartą sawannę, gdy skurczył się obszar tropikalnych lasów deszczowych. Wtedy też mięso dużych zwierząt jako pożywienie zyskiwało coraz
bardziej na znaczeniu. Rozwój naszych antenatów do postaci wyprostowanych istot dwunożnych nastąpił wraz z opuszczeniem pierwotnych
lasów i wyjściem poza nie w obszary trawiaste, w rozleglejszą przestrzeń
stepów. Nasi przodkowie żyli jeszcze jakiś czas w lasach, w miejscach,
do których mieli zaufanie, pod postacią człekokształtnych, poruszając się
brachiacyjnie [zwisłowahadłowo – przyp. tłumacza] od konara do konara
ze znaczną prędkością. Dziś jeszcze gimnastycy artystyczni oraz artyści
cyrkowi prezentują nam w mniejszym stopniu to wszystko, co jako ludzie
moglibyśmy wykonać, w większym zaś to, co kiedyś wszyscy potrafiliśmy.
Oferują nam poniekąd sięgnięcie wstecz do naszej przeszłości, którą nadal
jeszcze w sobie nosimy. Nasze ręce, dłonie i kręgosłupy pasują bowiem
do ciała zwisającego i kołyszącego się w koronach drzew, a powszechnie
występujące problemy z plecami i wady postawy boleśnie dowodzą tego, że
być może nasz kręgosłup dostosowany jest raczej do życia wysoko pośród
drzew niż do chodu dwunożnego.
Wraz z samoczynnym procesem przybierania przez człowieka postawy
wyprostowanej, podczas opuszczania pierwotnego lasu, nastąpiło także
„uwolnienie kończyn przednich” (Blumenberg 2006: 575), czyli rozwój
dłoni. Już presokratyk Anaksagoras podkreślał, że człowiek tylko dlatego
jest istotą rozumną, iż poza rozumem posiada jeszcze dłonie. Arystoteles
Człowiek jako niemożliwość
255
określał je jako „narzędzie wszelkich narzędzi”, które człowiek myślący
może wykorzystać do najprzeróżniejszych celów: to właśnie im przypadły
w udziale zdolności uniwersalne. Cyceron chwalił również gotowość ludzkich dłoni do tworzenia sztuki. Nadają się one bowiem tak samo do malowania, kształtowania i gry na flecie czy harfie, jak i do wznoszenia wspaniałych
pałaców czy całych miast. Również w wykonywaniu czynności koniecznych
do przeżycia wydają się nie do zastąpienia. Dopiero z ich pomocą ludzie
będący częścią natury byli w stanie stworzyć dla siebie drugą naturę, czyli
kulturę, na co wskazywali szczególnie filozofowie renesansu.
Wręcz euforycznie wychwalali oni jako cielesną doskonałość trójpaliczkowe palce i dwupaliczkowe kciuki, za pomocą których można
dokonać wspaniałych rzeczy zarówno w obszarze sztuki, jak i w technice.
Z zaskakującą dokładnością opisali przy tym dłoń i palce, wśród których
dwuczłonowy kciuk zajmował miejsce wyeksponowane jako „porządkujący przewodnik”. Kontrastuje on z pozostałymi palcami, których czubków,
jako dominujący nad nimi, może dotykać od wewnętrznej strony dłoni.
Chwytność dłoni możliwa jest dopiero dzięki temu, że jest on przeciwstawny
pozostałym palcom.
W istocie wszechstronność naszych dłoni jest niemal nieograniczona.
Z ich pomocą stworzyć można nie tylko różnego rodzaju dzieła, dłoń jest
bowiem ponadto częścią ciała, która coś wyraża. Może ona wspomóc język
gestem, jeśli nie wręcz zająć jego miejsce, czego w imponujący sposób
dowodzi migowy język ludzi głuchoniemych. Poza tym swoim zmysłem
dotyku jest ona w stanie w przypadku osób niewidomych częściowo zastąpić brakujący zmysł wzroku. Stąd uważa się ją słusznie za „przebłysk
geniuszu ewolucji”, dzięki któremu można wykonywać najróżnorodniejsze
ruchy. Dlatego właśnie renesansowy filozof Manetti nazwał dłoń rodzajem
boskiej doskonałości.
V. Widoczne zwierzę widzące
Dzisiaj wiemy już, że wraz z procesem przechodzenia człowieka do postawy wyprostowanej oraz wydoskonalania się jego dłoni, których używamy
do kształtowania świata i kontaktowania się z nim, przebiegała ewolucja
naszego systemu widzenia. Przy czym początkowo człowiek mniej spoglądał „poza siebie”, więcej zaś rozglądał się „wokół siebie”. Odchodzącemu
256
Franz Josef Wetz
w step mieszkańcowi lasów chód dwunożny dawał, jako przewaga w walce
o przetrwanie, możliwość rozpoznania w rozległej przestrzeni zarówno
pożądanej ofiary, jak i groźnego wroga z dużej odległości. Takie otwarcie
się na rzeczywistość stanowiło założenie konieczne, by móc podjąć odpowiednio pogoń bądź ucieczkę: „U źródeł polowania leży zew natury, strach
zaś u początków ucieczki” (Blumenberg 2006: 566) – pisał cytowany tu
przez Blumenberga Hans Jonas.
Jako istota o dwunożnym chodzie człowiek potrafi stosunkowo dobrze
widzieć. Jednak z tego samego powodu jest także dobrze widoczny: „Możliwość widzenia jest jednocześnie narażającą człowieka na niebezpieczeństwo
możnością-bycia-dostrzeżonym” (Blumenberg 2006: 777). Dopiero teraz
projekt antropologii fenomenologicznej może zostać poważnie wzięty pod
uwagę. Chodzi w nim bowiem o człowieka jako fenomen, tzn. jako zjawisko
cielesne. To, co w antropologii Blumenberga oryginalne, polega na tyleż
banalnej, co fundamentalnej definicji człowieka jako widocznego zwierzęcia
widzącego. Określenie to leży poniekąd w centrum tej koncepcji, tworząc
biegun, wokół którego krążą jego myśli.
Zostać zauważonym jest dla człowieka czymś niebezpiecznym, ponieważ jest on podatny na zranienia, a tym samym można czyhać na jego życie.
Jeśli chód przy postawie wyprostowanej oznaczał w horyzoncie widzenia
mile widziany zysk, to w dziedzinie kamuflażu przedstawiał jednocześnie
przykrą stratę. Kwintesencją ludzkiej bezbronności są plecy, jako to, co
w człowieku widoczne i zarazem nieznane. To nasz grzbiet odpowiada za
możliwość bycia dostrzeżonym przez innych, których sami nie widzimy, za
bycie przyłapanym na skrycie dokonywanej obserwacji, choćby za podglądanie przez dziurkę od klucza. Zgodnie z ujęciem tradycyjnym, charakterystyczne dla boga jest to, by widział on jak najwięcej, samemu pozostając
niewidzialnym, bowiem ukrywający się bóg widzi wszystko: „Big brother
is watching you! Wielki brat patrzy!”, lecz my, ludzie, „skazę nietransparentności” (Blumenberg 2006: 203) potrafimy usunąć jedynie częściowo.
Marzenie ludzkości, by widzieć, będąc niewidzialnym, symbolizuje czapka
niewidka, w takim samym stopniu wyrażająca naszą ciekawość, co potrzebę
bezpieczeństwa. Pewnego rodzaju surogat wytęsknionej niewidzialności
oferuje nasze ludzkie ciało, gdy w życiu codziennym nie rzucamy się
w oczy: „Niezwracanie na siebie uwagi jest pewną formą rozwiązywania
przez człowieka problemu jego widzialności” (Blumenberg 2006: 202). Lecz
już „ból, choroba, nieakceptowanie własnego odbicia w lustrze są formami
Człowiek jako niemożliwość
257
transparentności całkowicie przeciwnymi temu, co w pojęciu tym wydaje
się oczywiste” (Blumenberg 2006: 690).
Tak bardzo, jak człowiek obawia się tego, że można go zobaczyć, tak
bardzo pragnie jednak pozwolić sobie na to, by inni go zauważyli. Jednak
takie „pokazywanie się” innym pozostaje sprawą dość złożoną: „Ktoś otyły
[...] jest niewiele bardziej widoczny od kogoś szczupłego, lecz posiada on
inny rodzaj świadomości własnej widzialności. Ciąży mu ona, skoro tylko
zdecydowanie udzieli mu się to, że jest zauważalny. Brzydota jest już [...]
kryzysem świadomości własnego wyglądu” (Blumenberg 2006: 680). Nie
będzie to już jednak szok spowodowany tym, że w ogóle jest się widocznym,
lecz tym, jak się wygląda.
W przeciwieństwie do powyższego sprawa przedstawia się inaczej
w przypadku spacerowania i wałęsania się. Oba te fenomeny są uwolnionymi
od ryzyka i stresu schyłkowymi formami widzenia i bycia widzianym, są
czystym „smakowaniem cywilizacji” (Blumenberg 2006: 777).
VI. Refleksja i zapobiegliwość
Zdaniem Blumenberga to świadomość własnej spostrzegalności była tym,
co jako pierwsze pozwoliło człowiekowi na refleksję, a co oznaczało zerwanie z bezrefleksyjnym przetwarzaniem bodźców zewnętrznych. Poznanie
własnej możliwości bycia dostrzeżonym w gruncie rzeczy samo było już
bowiem aktem refleksji, który pozwolił człowiekowi na namysł wyłącznie
nad jego podatnością na zranienia oraz bezustannym narażeniem na ataki,
a także przedsięwziąć służące samozachowaniu środki ochronne i działania
zapobiegawcze. Gdy dokładniej rozpatrzy się delficki imperatyw „Poznaj
samego siebie”, służący za praformę wszelkiego filozoficznego namysłu,
okaże się, że dotyczy on już zgoła późniejszej formy refleksji, do której
pierwotne wezwanie brzmiało: „Zważaj na to, że jeśli chcesz zobaczyć,
zostaniesz zauważony” (Blumenberg 2006: 140). Tak rozumiana refleksja
nie jest „czystym wytworem kultury. Posiada bowiem wcześniejsze stadium
antropologiczne w postaci elementarnej samozachowawczej funkcji odwrotu
od optyki pasywnej” (2006: 145).
Wraz z refleksją zrodził się także strach przed światem. Gdyż uświadamiać sobie własną widzialność w otwartym horyzoncie środowiska naturalnego, oznacza także dostrzec, że w każdej chwili ze wszystkich stron
258
Franz Josef Wetz
i kierunków nadejść może „cokolwiek”, a to przemienia rzeczywistość w coś
przejmującego grozą i wzbudzającego strach, przez co jednostka czuje się
w nim obca i bezbronna.
Lecz „człowiek jest akurat dlatego krańcowo zastraszoną istotą, ponieważ jest wyspecjalizowany w radzeniu sobie w sytuacjach ekstremalnych, zaś próg tolerancji sytuacji absolutnie bezwyjściowych jest w jego
przypadku bardzo wysoki” (Blumenberg 2006: 565). W związku z tym
Blumenberg wychwala początek myślenia pojęciowego jako największy
postęp w dziejach ludzkości.
Najściślejszy kontakt pomiędzy człowiekiem a światem ustanawia
zmysł smaku. Poprzez uwewnętrznianie go za pomocą zmysłów prowadzi
od pochłaniania i asymilowania rzeczywistości, aż do niejako jej inkorporowania w człowieka. Prawie tak samo blisko rzeczywistości pozostaje
zmysł dotyku: dłoń czyni rzeczy bezpośrednio dostępnymi, to, czego dotyka, istnieje tu i teraz. W przeciwieństwie do tego organ widzenia znajduje
się od razu w dystansie do przedmiotu, który dostrzegany będzie zawsze
z pewnej odległości. „Jeśli wyobrazić sobie, że dystans – przestrzenny bądź
czasowy – stale będzie się powiększał, do dyspozycji pozostanie nam już
tylko pojęcie” (Blumenberg 2007: 9). Ono właśnie umożliwiło ludzkiemu
postrzeganiu świata opuszczenie najbliższego mu obszaru i przekroczenie
horyzontu zmysłów. Zatem szczególnym osiągnięciem pojęciowości jest
uobecnianie nieobecnego. Zamiast „pojęcia” być może lepiej byłoby dziś
używać terminu „język zdaniowy”, który umożliwia odnoszenie się do
treści nawiązujących do tego, co w danym momencie nieobecne. Język nie
jest dla człowieka tym, co luksusowe, lecz należy do ludzkich zdolności
przetrwania, z którego pomocą jest w stanie zyskać czas i przestrzeń na
pogoń lub ucieczkę.
Człowiek jest w takim samym stopniu krwiożerczą, jak i prześladowaną
istotą żywą, która, by przeżyć, potrzebuje tyle możliwości do ucieczki,
ile sposobności do ataku. W obu z kolei zakłada się – poza możliwością
przemieszczania się – wyostrzoną czujność i uwagę. Poza tym pogoń
i ucieczka możliwe są tylko wtedy, gdy można „ubiec” to, czego pragniemy, jak i to, co nam zagraża. To zaś zależy od możności uobecniania tego,
co nieobecne, a to oznacza: od pojęciowego myślenia. Ponieważ tylko
w ten sposób człowiek jest w stanie poczynić dostateczne przygotowania,
począwszy od tych do polowania na ofiarę i odparcia tego, co wzbudza
lęk, aż po takie ich postaci, jak zapobiegawcze zabicie wroga, rytualne
Człowiek jako niemożliwość
259
zabicie zwierzęcia, by obłaskawić bogów, czy też naukowa zapowiedź
zaćmienia Słońca, aby uprzedzić lęk przed nagłością takiego wydarzenia.
„Jak dotąd pojęcie stanowi narzędzie [...] istoty nastawionej na zapobieganie:
stara się ona uporać z czymś, na co się jeszcze bezpośrednio nie natknęła”
(Blumenberg 2007: 12).
Z pomocą pojęcia, czy też „języka zdaniowego”, możliwe dla człowieka stało się wyeliminowanie potencjalnego ryzyka, ubiegnięcie biologicznych rywali, przeniesienie się w bezpieczne miejsce przed tym, co stanowi
zagrożenie, a jednocześnie zastawianie na ofiarę śmiertelnej pułapki.
Do powstania pojęcia dochodzi w życiu istot, które początkowo są
myśliwymi, później zaś nomadami. Zawsze są one nakierowane na
coś, czego aktualnie nie mają przed oczami. Być może najbardziej
dosadnie da się pokazać to, czego można dokonać za pomocą pojęcia,
gdy pomyśli się o zastawianiu pułapki. Każdy jej szczegół stworzony
został z myślą o kształcie i masie, o sposobie zachowania i poruszania
się obiektu początkowo nieobecnego, a jedynie oczekiwanego, którego
dopiero chce się schwytać i posiąść (Blumenberg 2007: 10, 110).
W tym sensie pojęcie, czy też język, pomaga zdobyć ofiarę i odeprzeć
niebezpieczeństwo, a ujmując to abstrakcyjnie: rozwinąć myślenie instrumentalne. Oczywiste jest, że pojęcie (język) przynależy do podstawowej
umiejętności człowieka – trzymania rzeczywistości na dystans. Ta umiejętność prowadzi „od pierwszego aktu obrony za pomocą rzutu kamieniem,
aż do pojęcia, które syntetyzuje świat do postaci kwatery polowej, choć ani
jedno ziarnko piasku składające się na nią nie musi być fizycznie obecne”
(Blumenberg 2007: 578).
Kwintesencją wszelkich dokonań dystansujących jest dla Blumenberga
rozum, wytwarzający nawet takie idee, jak Bóg i świat, które w ogóle nie
mogą się uobecnić na sposób przedmiotowy. Dlatego od czasów oświecenia
wciąż na nowo stawia się pytanie, czy przekraczanie horyzontu możliwego
doświadczenia tego, co obecne, jest w ogóle dopuszczalne. „Dopiero od
Kanta dowiadujemy się, że istnieje patologia rozumu” (Blumenberg 2007:
38). Nie ma jednak innego terapeuty, który rozjaśniłby to pytanie, poza
samym rozumem, mogącym właściwą dla siebie miarę brać tylko z samego
siebie. „W patologii rozumu wytwarza się i odkrywa wciąż nowe symptomy” (Blumenberg 2007: 39), jak choćby rozum metafizyczny czy rozum
instrumentalny.
260
Franz Josef Wetz
Jednakże we wzniosłym zadaniu rozumu, by krytycznie przebadać
samego siebie, bardzo szybko zapoznaje się jego pierwotną funkcję, którą
Blumenberg formułuje następująco: „Rozum oznacza: rozwiązać związany
z czymś problem, w przypadku granicznym – uporać się ze światem” (1986:
490). Mimo że jest on przypadkowym, ubocznym produktem ewolucji biologicznej, nie zaś jej przewspaniałym celem końcowym, i choć przedstawia
niedoskonały, skłonny do błędów i zwodzenia, szkodzący życiu organ pomocniczy, jest to jednak ważny w walce o byt „półśrodek i sprytny fortel”
(Blumenberg 2007: 490). Określenie to bliskie jest nawet podejrzeniu, że
„rozum mógłby być ostatecznym wykrętem i rozpaczliwą sztuczką takiego
systemu organicznego, od uporania się z przeciwnościami istniejącymi
w uwarunkowaniach jego istnienia” (Blumenberg 2007: 520).
Rozum zawiera w sobie pojęcie, z pomocą którego człowiek czyni
przygotowania do ucieczki bądź pogoni, lecz zarazem jego dokonania nie
wyczerpują się w czystej pracy pojęciowej:
Człowiek czyni coś ze zwłoką nie dlatego, że posiada rozum, lecz
posiada go, ponieważ nauczył się jak skutecznie zwlekać i się ociągać.
Rozum jest wcieleniem umiejętności domniemywania, antycypowania
i improwizacji (Blumenberg 2007: 559).
VII. Jaskinia, mit i kultura
Posługiwanie się własnym rozumem na sawannie było dla ludzi bardzo
niebezpieczne, ponieważ dokonywało się pod gołym niebem. Dlatego po
ich przejściu z dobrze znanego biotopu puszczy na groźne stepy nastąpiła
ucieczka z obszarów nieosłoniętych do kryjówek. Zdaniem Blumenberga
ludzie mieliby schronić się w jaskiniach z bardzo praktycznego powodu:
przed przemocą rzeczywistości. Tyle tylko, że nie mogli tam pozostawać
na stałe. Dylematem jaskini jest bowiem to, że wprawdzie da się w niej
żyć, ale nie sposób się tam utrzymać przy życiu. Oczywiście początkowo
jedynie myśliwi, to znaczy odważni i silni, ważyli się ją opuścić. W przeciwieństwie do nich słabi i strachliwi trzymali się z dala od jej wyjścia.
To oni byli strażnikami jaskini, później zaś tymi, którzy strzegli świątyń
i kościołów. Im przypadło w udziale zadanie wymyślania historii o życiu i świecie, czyli przesłanianie niebudzącej zaufania rzeczywistości.
Oni to obcemu światu zewnętrznemu odbierali nadmiar mocy poprzez
Człowiek jako niemożliwość
261
bogate w obrazy historie, które opowiadali myśliwym. Opiekunowie jaskini, szamani i księża zawładnęli poniekąd owym światem dzięki fantazji
i wyobraźni. Utracił on przy tym swą obcość, a człowiek zaczął czuć się
w nim bardziej swojsko. Świat obrazów i historii wdarł się pomiędzy absolutyzm rzeczywistości i człowieka w taki sposób, że wraz z wyjściem
z podziemnej pieczary, czy też z jaskini górskiej, nastąpiło wejście do
groty kultury i sensu. I był to niewątpliwy sukces dystansowania się, tym
razem w sensie przenośnym.
Takimi jaskiniami sensu i kultury są mity, religie i metafizyki. Ich dokonanie polega na zahamowaniu archaicznych fobii, zaklęciu przestrachu,
wywoływanego przez nagie fakty. Zdaniem Blumenberga zupełnie normalne
jest to, że słaby, bezdomny, permanentnie wystawiony na ataki człowiek
odczuwa w otwartym bezkresie obcego i agresywnego świata wielki strach,
pod wpływem którego jego własne życie jawi mu się jako zagrożone, zaś
sam świat jako coś, co owo zagrożenie stwarza.
Stąd też do najwcześniejszych osiągnięć człowieka zalicza się przemiana bezprzedmiotowej trwogi w zwracającą się w stronę konkretnego
obiektu obawę, co dokonywało się już w dali otwartego horyzontu stepu.
Jakieś nieokreślone zagrożenie w budzącej strach rzeczywistości zastąpione
zostaje przez lęk przed rzeczami i wydarzeniami, co z kolei pozbawionemu
twarzy światu przydaje uchwytnego oblicza. Równolegle do tego procesu
elementom pełnej przemocy rzeczywistości nadane zostają jednostkowe
nazwy, co jest istotnym momentem porządkowania w chaosie tego, co
nieznane i nieodzownym instrumentem wykorzystywanym przeciw nadmiernej popędliwości. Blumenberg mówi tutaj o „boleści dochodzenia do
słowa”. Wciąż zatem rozwijanych jest coraz więcej zręcznych sztuczek, by
na miejscu tego, co obce, znalazło się to, co znajome. Wszystko po to, by
niewyjaśnione zastąpić tym, co da się wytłumaczyć i by znaleźć określenia
na to, co nienazwane. Tak powstaje pewien kosmos znaczeń, przesłaniający
absolutyzm rzeczywistości niczym kotarą, co trzyma ją na dystans. Tak jak
dziecko, które gdy ma coś przynieść z ciemnej piwnicy, śpiewa sobie przy
tym głośno, by przepędzić strach przez groźną ciszą i ciemnością, tak też mity
przedstawiające zajmujące historie stanowią próby oddalenia pierwotnych
obaw ludzkości przed potężną, przerażającą i nienazwaną rzeczywistością.
Można tutaj, za Ernstem Cassirerem, mówić o formach symbolicznych. I do
nich właśnie zalicza się mit, ale i religie, metafory, opowieści, filozofie,
naukę i technikę, o tyle, o ile stawiają obronę przed absolutyzmem rzeczywi-
262
Franz Josef Wetz
stości. Jako formy zwalczania strachu i obrony przed niebezpieczeństwami
są to fenomeny dla człowieka w najwyższym stopniu znaczące.
VIII. Walka o byt – walka o szczęście
Przy całej mizerii biologicznego wyposażenia i pomimo braku dającego
się zaprogramować instynktownego bezpiecznego zachowania, człowiek
jest jednocześnie najbogatszą w talenty istotą żywą, co kwalifikuje go do
twórczego obchodzenia się z rzeczywistością i do wytwarzania przedmiotów podobnych do tych znajdujących się w świecie przedmiotów, pośród
których żyje. Do tego właśnie służy kultura jako „program ratunkowy do
rekompensowania niedostatków biologicznego uposażenia” (Blumenberg
2006: 552). Szczególnie jej bogactwo artystyczne i techniczne stanowi nawet
naddatek wobec tych niedoborów. To egzystencjalne uciążliwości i bieda,
pytania i nadzieje, tęsknoty i rozczarowania skłaniają człowieka do nowych
osiągnięć technicznych i artystycznych. A zatem charakterystyczna jest dla
niego w tym samym stopniu moc i bezsilność, bieda i bogactwo, niedostatek
i nadmiar. „Deficyt własności adaptacyjnych tak silnie wymusił rzeczowe
i instytucjonalne dostosowanie się sfery kultury” (Blumenberg 2006: 553),
że człowiekowi nie chodzi już w życiu jedynie o podtrzymywanie samego
tylko istnienia i odpowiedzi na dręczące go pytania, ale także o szczęście,
z którym tak łatwo można się rozminąć.
Zgodnie z myślą Blumenberga człowiek prowadzi wojnę jednocześnie
na dwóch frontach: „walkę o byt” oraz „walkę o szczęście” (2006: 552).
Co prawda z perspektywy „potrzeb samozachowania” (2006: 22) „potrzeby
zaspokojenia naszego istnienia” wydają się zbytecznym luksusem, lecz
należy poważnie postawić pytanie: „czy możemy odczuwać brak zbytku?
Odpowiedź brzmi: tylko wtedy, gdy to, co konieczne, co wystarcza na
zaspokojenie podstawowych potrzeb, nie czyni nas jeszcze szczęśliwym”
(2006: 22). I z takim stanem mamy w tym przypadku do czynienia.
Szczęście oznacza bowiem coś więcej niż tylko uwolnienie od ciężaru
poszukiwania pokarmu, schronienie się przed warunkami pogodowymi
i zapewnienie bezpiecznej egzystencji. Z drugiej strony, może ono już
zawierać się w niespiesznym wałęsaniu się jako początku „godności pełnej
dostojeństwa” (Blumenberg 2006: 559) czy też w bezinteresownym zachwy-
Człowiek jako niemożliwość
263
cie naturą. Co prawda pojęcie i rozum istnieją przede wszystkim po to, by
służyć samozachowaniu człowieka, lecz osiągnięty dzięki nim dystans do
rzeczywistości na nowo umożliwia powrót do niej, podporządkowując ją tym
razem przyjemności. Jeśli więc pojęcie oddala nas od naocznie ujmowanej
rzeczywistości po to, by lepiej sobie z nią radzić, to znowu pozyskane tym
sposobem odciążenia stwarzają wolną przestrzeń dla zorientowanego na
przyjemność obchodzenia się z życiem i ze światem. Na przykład człowiek,
który przed zimnem chroni się noszoną odzieżą, w jakimś momencie zaczyna nosić ją również jako „ozdobę ciała i oznakę godności” (Blumenberg
2006: 89). Podobnie „konieczne minimum treści postrzeżenia” może za
pomocą zapobiegawczości, możliwej dzięki pojęciu i rozumowi, zacząć
służyć „możliwości postrzegania czegoś więcej” (2006: 26): doświadczeniu
estetycznemu jako pełnemu przyjemności rozsmakowanemu oglądaniu,
po czym Jonas rozpoznawał „szlachtę naocznego percypowania”. Poza
tym technika oznacza dla Blumenberga tyle, co „zyskanie na czasie” dla
jeszcze dłuższego „miłego spędzania czasu” (2006: 615), tzn. poświęcanie
większej jego ilości na smakowanie zmysłami, swobodne rozmyślania
i filozoficzne teorie.
Ale wraz z odciążeniem człowieka i zyskaniem dlań wolnego czasu,
a więc przybliżaniem się do świata życia, zrodziła się też „nuda” (Blumenberg 2006: 707 i n.). Ta zaś domaga się rozrywki, natomiast w przypadku
granicznym „euforii, ekstazy, upojenia” (2006: 721) bądź przedsięwzięć
przynoszących zadowolenie, które niektórym pozwalają zapomnieć o czasie,
ponieważ wewnętrznie przykuwają uwagę, aż po sporty ekstremalne jako
dobrowolne testowanie własnej wytrzymałości. Powodzenie takiej próby
nagrodzone zostaje uczuciem szczęścia.
Zapewne pojęcie, za sprawą swej mocy, uobecnia jednostce, pozwalając pojawić się nieobecnemu, także jej własną skończoność, zatem
i czekającą ją śmierć, która komuś uzmysłowić może absolutną drogocenność i niezastępowalność życia. Śmierć wymaga od nas uwrażliwienia na
„kruchość czasu ludzkiego życia” (Blumenberg 2006: 620). Ta stara myśl
odżywa wciąż na nowo od czasów starożytnych Greków. Zgodnie z nią
skończoność czasu życia może zwiększyć intensywność ludzkich przeżyć,
a przemijalność piękna – podnieść wyjątkową wartość jego smakowania,
szczególnie dopiero wtedy, gdy odjęta nam została „metafizyczna pociecha”
pochodząca nie z tego świata (Blumenberg 2006: 621).
264
Franz Josef Wetz
IX. Pocieszenie
Im mniej zmienimy w tym, co pełne cierpienia, a zatem im mniej będziemy
w stanie pomóc człowiekowi, tym bardziej wzrośnie jego potrzeba pocieszenia. Istnieje aż nadto przykładów niezmiennych uciążliwości życia, dlatego
już Tales z miłości do dzieci zrezygnował z potomstwa (por. Blumenberg
2006: 648). Monteskiusz zaś napisał: „Opłakiwać człowieka należy przy
jego narodzinach, nie przy jego śmierci” (Blumenberg 2006: 643). Tę samą
myśl Zygmunt Freud wyraził następująco: „Życie, w postaci, w jakiej
jest nam narzucone, jest dla nas zbyt ciężkie” (Blumenberg 2006: 643).
Człowiek potrzebuje pocieszenia, ponieważ nie potrafi dowolnie zmieniać
świata i uchylić się od życia. Nie jest w stanie umknąć ani przed bólem,
cierpieniem, chorobą, ani też przed stratą, opuszczeniem czy śmiercią. Bez
wątpienia jest on „istotą wymagającą pocieszenia” (Blumenberg 2006: 655),
ale czy jest również „istotą, którą da się pocieszyć”? (Blumenberg 2006:
623). Blumenberg udziela na to pytanie odpowiedzi pozytywnej. Bądź co
bądź „zredukowanie emocji poprzez ekspresję” (2007: 624), na przykład bólu
poprzez płacz, jest możliwe. Lecz bardziej znaczące w uciążliwej codzienności świata będzie ludzkie wsparcie. „Każdy człowiek, który odczuwa ból,
zwraca się do określonych adresatów”, od których oczekuje „współczucia,
dodania otuchy i pocieszenia” (Blumenberg 2006: 624). Do samej swoistości
fenomenu pocieszania przynależy to, że bierze się udział w czymś, w czym
realnie jednak partycypować nie możemy. A jednak takie zaangażowanie
daje cierpiącemu pocieszające poczucie, że jakąś część swego bólu przekazał
komuś innemu.
Pocieszenie polega na ogólnej zdolności człowieka do scedowania,
polegającej na tym, że on sam nie musi robić i znosić tego wszystkiego,
co właśnie jemu przypada w udziale. [...] Podczas gdy inni symulują
cierpienie, dokonuje się swego rodzaju przeniesienie go na tych innych
(Blumenberg 2006: 625).
Innymi instrumentami służącymi do uporania się ze światem – poza
śmiechem i snem – są wykładnie religijne, które nie tak bardzo przekazują
pewne prawdy, ile oferują człowiekowi pociechę. Z pomocą takich środków
pocieszenia ból, cierpienie, rozczarowanie i strata dają się krok po kroku
przetrawić.
Człowiek jako niemożliwość
265
Pocieszenie przynależy do tego, co czyni możliwym dalsze prowadzenie
życia także po dojściu do punktu, który wydawał się czynić je czymś
niemożliwym. Człowiek jest istotą, która potrafi żyć mimo wszystko
(Blumenberg 2006: 633).
Z powyższych rozważań widać wyraźnie, że także „pocieszenie jest
formą dystansowania się wobec rzeczywistości” (2006: 627). Umożliwia
„podchodzenie do rzeczywistości z dystansem” (2006: 628), raz jako
„unikanie” (2006: 630) nagich faktów, raz jako ich przesłonięcie, innym
znowu razem przejawia się w jakiś inny sposób. Oczywiście takie rodzaje
dystansowania się nie zawsze są możliwe. W takich wypadkach ostatnie
słowo należy do „nieukojenia” (2006: 641) i zwątpienia jako wartości
granicznych antropologii.
X. Optyczne samozachwalanie
Blumenberg ostentacyjnie nie zajmuje się ani filozofią polityczną, ani też
etyką. Zainteresowany jest przede wszystkim symboliczno-kulturowym
mierzeniem się z rzeczywistością, w przekonaniu, że człowiek, by przetrwać, potrzebuje takich przynoszących ulgę instytucji, jak mity, rytuały,
historie i metafory. Wprawdzie w jego antropologii jest również mowa
o jaskiniach, chroniących człowieka przed przemożnym absolutyzmem
rzeczywistości w wymiarze całkowicie praktycznym, a także o cywilizacji
naukowo-technicznej, której zdobycze tendencyjnie wychwala niczym
błogosławieństwo, to jednak koniec końców w jego filozofii mniej chodzi
mu o konkretne działanie, bardziej zaś o orientacje i wykładnie kulturowe,
za pomocą których człowiek urządza się w świecie.
Poza tym w jego filozofii uwagę zwraca to, że z jednej strony odrzuca mityczne, religijne i metafizyczne „narracje usensowniające” jako
przestarzałe, z drugiej zaś – poza nauką i techniką – rytuały, symbole,
obrazy i historie uznaje za niezbywalne w skutecznym przezwyciężaniu
archaicznych fobii, poczucia zagubienia i ciężaru nadmiernych wymagań
w wyobcowującym świecie.
Blumenberg konstruuje filozofię samostanowienia i sztuki przetrwania,
której punktem wyjścia jest słaby, bezbronny człowiek, stojący naprzeciw
potężnego, bezwzględnego świata. Tę oto zasadniczą myśl łączy on w swej
266
Franz Josef Wetz
antropologii fenomenologicznej z twierdzeniami biologii ewolucyjnej.
Wychodząc od tego, że wszelkie twory natury ożywionej zainteresowane
są utrzymaniem własnego istnienia, początki niemal wszystkich przejawów
ludzkiej kultury zinterpretować możemy jako próby zyskania przewagi
w walce o byt. Blumenberg poucza, że do samoutrzymania się człowieka
przynależy więcej niż tylko wydajniejsze pozyskiwanie pokarmu, skuteczniejsze wykorzystanie ograniczonych zasobów naturalnych czy utrzymywanie stałego poziomu społecznej konkurencyjności. Już wczesne mity i religie,
a później literatura i sztuka, nauka i technika, służyły samozachowaniu rzuconego w świat i bezradnego człowieka, dają się więc bez trudu wyjaśnić jako
sposoby dopasowywania się do natury. Także wyższa kultura pozwala lepiej
radzić sobie z życiem! Mimo tego łatwo powstać może wrażenie, że skoro
jest ona samym luksusem, czystym marnotrawieniem sił, czasu i pieniędzy,
to jej różnorodność jest całkowicie zbyteczna. To szeroko rozpowszechnione
mniemanie Blumenberg jednak koryguje, ponieważ z pomocą kultury udaje
się człowiekowi choć częściowo kompensować własną bezsilność i oddalić
od siebie zagrażającą mu przemoc rzeczywistości. Jednak jej paradny styl
nazbyt często swoim blichtrem zakrywa tę przynależną biologii ewolucyjnej
i filozofii egzystencjalnej prawdę.
To, co w filozofii Blumenberga szczególne, to sprowadzenie kultury
do konfliktu człowieka z wszechpotężnym „światem zewnętrznym”, nie zaś
wykorzystanie jej do obrabiania jego niedostępnego „świata wewnętrznego”.
Wyprowadzając z tego pewne wnioski, można powiedzieć, że Blumenberg
rozpoznaje jedynie zagrożenia dla człowieka widzianego od strony absolutystycznego świata zewnętrznego, lecz już nie tak bardzo te płynące z jego
własnego świata wewnętrznego, choćby pod postacią społecznie nieakceptowalnego popędu. Blumenberg w znacznej mierze wyklucza dobrowolne
narażanie się człowieka.
Idąc za tą myślą, można by powiedzieć, że w jego filozofii w sposób
zamierzony brakuje tego, co Gehlen nazywał nadwyżką energii (Antriebsüberschüsse): czyli ludzkiego dążenia do ekscesywnego rozładowania, które
od dawna starają się trzymać w szachu instytucje kulturalne oraz reguły
przypominające o samoopanowaniu. Jednak kultura świadczy nie tylko
o domaganiu się przez człowieka pomocy, która odciąży go w jego życiu,
lecz jednocześnie o jego potrzebie pełnej czaru ekscytacji. Jest nie tylko
zagospodarowywaniem niedostatków, ale także ekonomiką nadmiaru. Silne
wybuchy uczuć w życiu codziennym i w sferze publicznej muszą być jednak
Człowiek jako niemożliwość
267
ograniczane. To tutaj przede wszystkim dominuje kontrola afektów i regulacja popędów, na których kultura również się opiera. Oczywiście przynależą
do niej też enklawy przeznaczone dla gorących uczuć, przyjemnych podniet,
rozbudzonego zaciekawienia, dzikich pokus i podniecającej rozpusty.
Jednak te aspekty kultury w swej antropologii fenomenologicznej
Blumenberg zaniedbuje, choć także tam dużą rolę odgrywa bycie widocznym. Przywodzi to na myśl choćby zachwycającą błogość i zmysłowy
szał, które może zbudzić oblicze, a nawet każda rysa i poza ukochanej lub
pożądanej osoby, natychmiast, gdy tylko padnie na nią spojrzenie. Ludzie
na widok cielesnego piękna, stając się zakładnikami jego ekscytującej
gry, napawają się nim tak samo, jak podejmują rozmaite wysiłki na rzecz
erotycznej atrakcyjności swych własnych widzialnych kształtów, starając
się wraz z wyglądem własnego ciała przedstawić to, co świat zmysłowy
ma najbardziej interesującego do zaoferowania. Blumenberg w znacznej
mierze nie tematyzuje niestrudzonego poszukiwania przez ludzi zmysłowej
intensywności, dokładnie tak samo pomija ich liczne próby pomyślnego
prezentowania się, niczym ptaki podczas tokowania.
Posługując się językiem socjobiologii, można powiedzieć, że Blumenberg opracowuje niemal wyłącznie ludzkie strategie samozachowania,
nie uwzględniając mechanizmów selekcji seksualnej oraz biologicznej
multiplikacji, w przypadku których – z jednej strony – ważne funkcje pełni
widok pięknego ciała, z drugiej zaś – optyczne zachwalanie cielesnego
piękna i siły, jak i jej wizualne demonstracje za pomocą pieniędzy, władzy
i posiadania. U źródła tego rodzaju widocznego imponowania leży walka
o seksualne uznanie, która napędzana jest, według opinii socjobiologów,
dążeniem, by możliwie najskuteczniej przekazać dalej własne geny. Selekcja
seksualna zmusza poniekąd istoty żywe, walczące o partnera, do wizualnego samozachwalania poprzez trwonienie energii, która wskazywać ma na
doskonałe zdrowie, doskonałą sprawność fizyczną i nienaruszony system
immunologiczny. Wystawna altanka budowana przez samce, by zwabić
samice altanników, pawie ogony czy też choćby kolorystyczny przepych ryb
tropikalnych, wszelkie tzw. ornamentacyjne wyróżniki mówią coś o konstytucji tych istot: że są one tak zdrowe, silne, potężne i witalne, iż mogą sobie
na taki wizualny przepych pozwolić. Przepych, który w innym wypadku
byłby czystym marnotrawieniem siły. W ten sposób dla samiczki wzrasta
atrakcyjność potencjalnych partnerów seksualnych, po takim samcu bowiem
może się ona spodziewać zdrowych i pełnych życia młodych. W przypadku
268
Franz Josef Wetz
człowieka ten mechanizm nadal działa, choć może być tak silnie kulturowo
przetworzony. Ludzka przesada z pięknem cielesnym, demonstracyjnym
bogactwem bądź próżniactwem odpowiada bezużytecznym piórom pawi,
bażantów czy rajskich ptaków. Pierwotnie ten optyczny luksus służył naturalnemu celowi, uwidocznieniu ukrytych przyciągających cech, by uzyskać
odpowiednio wysokie notowania w walce o atrakcyjne pobudzenie.
Na powyższe aspekty bycia widocznym Blumenberg nie zwraca uwagi,
a jego antropologia fenomenologiczna kończy się rozwlekłymi rozważaniami
o nieprzeniknioności człowieka: „Widzialność i nieprzeniknioność przecinają się w jednym punkcie ludzkiego ciała, w twarzy” (Blumenberg 2006:
859). Wprawdzie jest ona organem „zdradzającym wiek i starzenie, głupotę
i zblazowanie, wstręt i lubieżność” (2006: 865), można się jednak także za
nią ukryć, niczym za woalem. Istnieje tylko niewiele poważnych instrumentów, które mogłyby posłużyć do jego odsłonięcia, a tzw. fizjonomika, jako
zaledwie „przesąd przerobiony na specjalną umiejętność” (2006: 873), do
nich nie należy. Bliższe temu celowi są raczej konfesjonał i psychoanaliza,
jako próby samoodsłonięcia się wobec pewnego obserwatora. Jednak na
ograniczenia napotykają nie tylko wszelkie formy zgłębiania tego, co obce,
lecz także wszystkie rodzaje poszukiwania samego siebie. Im lepiej znamy
samych siebie i głębiej w siebie zaglądamy, tym bardziej stajemy się sobie
obcy i dla nas samych nieprzeniknieni: „Kryzys tkwi w niedostępności
podmiotu dla samego siebie, w niespodziewanym dostrzeżeniu własnej
nieprzeniknioności nie tylko i nie pierwotnie dla innych” (2006: 895).
Z języka niemieckiego przełożył Wiesław Małecki
Literatura
Blumenberg H. (1986), Arbeit am Mythos, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Blumenberg H. (2006), Beschreibung des Menschen, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Blumenberg H. (2007), Theorie der Unbegrifflichkeit, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Foucault M. (1985), Freiheit und Selbstsorge, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Gehlen A. (1976), Der Mensch, Wiesbaden: UTB; wyd. polskie: W kręgu antropologii i psychologii społecznej, tłum. K. Krzemieniowa, Warszawa: Czytelnik
2001.
Człowiek jako niemożliwość
269
Kants Werke (1968), Berlin: Walter de Gruyter.
Rorty R. (1989), Kontingenz, Ironie und Solidarität, Frankfurt am Main: Suhrkamp;
wyd. polskie: Przygodność, ironia, solidarność, tłum. W.J. Popowski, Warszawa: Spacja 1996.
Rorty R. (2003), Wahrheit und Fortschritt, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Sartre J.-P. (1975), Drei Essays, Frankfurt–Berlin–Wien: Ullstein; wyd. polskie:
Egzystencjalizm jest humanizmem, tłum. M.Kowalska, J. Krajewski, Warszawa: DeAgostini 2001.
MAN AS IMPOSSIBILITY. A PHENOMENOLOGICAL ANTHROPOOLOGY
Summary
Blumenberg’s phenomenological anthropology replaces the traditional question:
what is human being? by the question: how is human being possible at all? The last
question expresses a huge scepiticism against “life-ability” in a manner of human
existence. According to Blumenberg man can survive only if he distances himself
– in a direct and in a metaphorical sense – from the overwhelming power of reality.
As an animal that has eyes and moves on two legs man can secure himself from
dangers and set traps for what he desires. In the metaphorical sense he distances
himself from all-powerfull reality through creating myths, religions, sciences,
technique, art and culture. They are proven forms of to get over with anxieties and
dangers human being faces in the terrible and anonymous world.
„Analiza i Egzystencja” 19 (2012)
ISSN 1734-9923
RAINER ADOLPHI*
DIE MACHT DER HERRSCHENDEN VERSTEHBARKEIT
ÜBER BEDINGUNGEN EINES NICHT-TRIVIALEN
ZUSAMMENHANGS VON ANTHROPOLOGIE
UND HERMENEUTIK
Słowa kluczowe: rozumienie, sztuczna inteligencja, antropologia, hermeneutyka,
Helmuth Plessner, uwarunkowania interpretacji, formowanie Siebie, ideologia
Keywords: understanding, artificial intelligence, anthropology, hermeneutics,
Helmuth Plessner, conditions of interpretation, formation of the ›Self‹, ideology
I. Anfechtungen
Wenn 2012 in Polen und der Ukraine die Fußball-Europameisterschaft
ausgetragen wird, werden die Menschen in diesen Spielen wieder nicht nur
den homo athleticus bewundern. Sondern auch den homo interpretativus.
Aber: es werden verstärkt die Berichte darüber kommen, dass dieses Spiel
des scheinbar intuitiven, in-Fleisch-und-Blut-übergegangenen Situationsverstehens und der Handlungskoordination ein Auslaufmodell sein könnte,
was die menschliche Sonderstellung und das bejubelte Ansichtigwerden
*
Rainer Adolphi – profesor filozofii, zatrudniony na Uniwersytecie Technicznym
w Berlinie, autor dziesiątków artykułów poświęconych klasycznej filozofii niemieckiej
i jej XX-wiecznym rozwinięciom, jak również filozofii życia, filozofii społecznej i filozofii kultury, teorii edukacji, antropologii filozoficznej i socjologii rozumiejącej (Max
Weber). E-mail: [email protected].
272
Rainer Adolphi
menschlicher Fähigkeiten betrifft. Heutige Prognosen gehen davon aus,
dass ab etwa 2050 die Fußball-Mannschaften von Polen, Italien, Deutschland, Spanien, Frankreich, England immer häufiger besiegt werden. Binnen
kurzem wird der neue Meister alle anderen uneinholbar überflügelt haben,
jeder Sieg geht an ihn; und wir werden wieder die Tor-Verhältnisse wie in
den 1920er Jahren haben: ›7:0‹, ›10:0‹, ›12:0‹ – für die Spieler »inside an
INTEL-Chip«: spiel-interpretierende Roboter-Spieler.1
Das ist nicht nur ein Zukunftsszenario. Es gibt bereits: interpretierende
Maschinen. Das sind schon lange nicht mehr nur die sog. »Expertensysteme«,
die seit ca. 20 Jahren z. B. Ärzte in der Diagnose – im Urteil – unterstützen.
Sondern tatsächlich frei-interpretierende – und in diesem Situations- wie
Koordinations-Interpretieren auch selbstlernende – Maschinen gibt es heute
bereits in dem Bereich, der bei Entwicklungen immer vorndran ist: in der
Militär-Technik. Das sind exemplarisch die seit kurzem z. B. in Afghanistan
eingesetzten kleinen Kampf-Roboter. Im Moment noch sind sie vor allem
wegen ihrer Unvollkommenheit ihres Interpretierens gefürchtet (friendly
fire), in Zukunft wohl wegen ihrer Vollkommenheit. Die Interpretation
jedenfalls betreiben sie ohne störende persönliche Affekte und ähnlichen
Kleinkram des Alten Adam. Ohne irgendwelche situations- und aktionsirrelevanten Rücksichten, auch nicht auf sich selbst.
Doch nicht allein die interpretierenden Maschinen. Der Bereich
des homo interpretativus scheint auch – um es bei einem einzigen zweiten Beispiel zu belassen – von einer anderen Seite her in seinen bis vor
kurzem selbstverständlichen Voraussetzungen durchaus von einer neuen
nicht-menschlichen Wirklichkeit verunsichert: Voraussetzungen, wo durch
Vertrautheit das Geläufige des alltäglichen Interpretierens vermittelt wird.
Denn ein entscheidendes Kennzeichen menschlichen Ausdrucks und fremdmenschlicher Erfahrung wird in unserer Wirklichkeitswelt zunehmend nicht
mehr von realen Menschen erzeugt – die Authentizität der Stimme. Der
Ausdruck wird simuliert, durch: digital erzeugte Stimme. Das Alltägliche
– und Quelle unserer Kriterien von habituell und ›unproblematisch‹ – funktioniert auf der Doppelschichtigkeit von ›Information‹ und Rede (an Andere
1
Und vielleicht wird man ihnen auch noch die ›menschliche Seite‹ beibringen können
– eine ›menschliche Seite‹ herauszubilden, eine allzumenschliche Un-Vollkommenheit –,
so dass sie uns dann auch mit Status-Gerangel innerhalb der Mannschaft, Kokain-Exzessen
und Frauen-Geschichten nahe kommen.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
273
gerichtete Stimme). Das Digitale setzt nur die Informations-Aussage um,
aber zehrt von der Aura, von dem, was Stimme auslöst.2
Unsere Epoche wird so wohl einmal als die der Suche nach dem
Menschen im Bewusstsein sein. Die von Kant einst als Zentrum all unserer
Orientierungsinteressen benannte Frage ›Was-ist-der-Mensch?‹3 steht heute
in neuer Radikalität:4 Was macht den Menschen, was macht die Dimension
2
Zdzisław Krasnodębski hat auf einen dritten exemplarischen Bereich, in dem Menschliches heute von teilweise Nicht-Menschlichem durchsetzt ist, hingewiesen: Es gibt
heute auf der Erde bereits vier Millionen menschliche Individuen, bei deren Entstehung
technische Apparaturen – wenngleich aus Ausgangsgenen (humanem genetischem Material) – das Werden der befruchteten und dann wachsenden Zelle verursacht haben.
3
Die drei direkt selbst-reflexiven ›Ich‹-Fragen jedes Menschen (»weltbürgerlich«)
– ›Was kann ich wissen?‹, ›Was soll ich tun?‹, ›Was darf ich hoffen?‹ – »beziehen« sich
im Grunde alle auf die anthropologische Orientierung, was das Lebewesen Mensch, das
ein jeder ist, allgemein ausmache. Vgl. I. Kant, Logik, A 25.
4
Problem-Abwiegelung ist da genauso fehl am Platz wie Alarmismus und Untergangsszenarien, wie sie ihre Faszination in Cyber-Filmen und -Romanen entwickeln.
Die ›Alles-nicht-so-dramatisch!‹-Haltung würde geltend machen, dass dies neue NichtMenschliche und als Fähigkeit von Apparaten Auftretende nur Leistungen sind, die wir in
sie hineingelegt, hineinprogrammiert haben – an menschlichen Kompetenzen abgelesen,
die Beispiele vieler betreffend ausgezeichneter menschlicher Individuen (z. B. der besten
Fußball-Spieler) kompiliert und veridealisiert. Interpretierende Roboter-Maschinen und
digital erzeugte Stimme wären so nichts wesentlich anderes als alle geschaffene ›Technik‹; und sie unterschieden sich vollends nicht von dem, wie einst die Kompetenzen und
Material-Erfahrungen des Handwerkers in die ersten industriellen Fertigungsroboter
umgesetzt wurden – außer dass heute das Programm offener ist, eingetretene Prozessbegebenheiten mit aufnehmen kann in seine zukünftigen Erwartungen und Orientierung,
d. h. dass gewisse ›selbstlernende‹ Schleifen voreingestellt sind. – Das aber wäre (um
im Bild zu bleiben) ein theoretisches Eigentor. Denn es würde selber den Begriff des
›Interpretierens‹ auf etwas verengen, bei dem binnen kurzem jederlei Sonderqualität des
Menschen nicht mehr einsichtig wäre: ›Verstehen‹ wäre gedacht als ein Prozess hervorgehend daraus, über a) ein ›Lexikon‹ zu verfügen (Fundus von Weltwissen), b) über
gewisse operativ anzuwendende ›Regeln‹ (Strategien, Entscheidungsbäume, auch mit
Situations-/Kontextkriterien), c) einer gewissen Probier-›Kreativität‹, Möglichkeiten
durchzuvariieren und dann nach relativer Plausibilität oder Optimierung zu wählen,
sowie eben d) einer ›selbstlernenden‹ Fähigkeit, ›Lexikon‹ und ›Regel‹-System zu
erweitern und die Urteilsdistinktheit (Falldifferenzierungen) auszubauen. Auch unsere
menschliche Kompetenz wäre dann grundsätzlich so gedacht, und Apparate würden
dem allenfalls – momentan noch – graduell nachstehen. (Und was bei der ›Künstlichen
Intelligenz‹ der Apparate hineingelegt ist, wäre nicht so viel anders als das, dass auch
unsere menschlichen Kompetenzen nicht im Individuum neu von Null an anfangen,
sondern, auf dem langen Weg der ›Kultur‹ gewonnen – sowie ggf. in Mechanismen der
274
Rainer Adolphi
des Menschlichen aus? Fraglich ist der Mensch sich nicht nur in seinem
›metaphysischen‹ Wesen und Bestimmung – das hatte schon die große
Welle der Philosophischen Anthropologie der 1920er Jahre als Hintergrund.
Schon sie hatte auf die metaphysische Krise ›des Menschen‹, Krise seiner
Wesens- und Bestimmungs-Verständnisse zu antworten versucht: seine
Fraglichkeit angesichts nicht mehr zu verdrängenden evolutionstheoretischen Bewusstseins, angesichts empirischen ›psychologischen‹ Wissens
über die Prozesse unserer Psyche und angesichts des faktischen religiösen
wie weltanschaulichen Relativismus. Fraglich ist vielmehr, über das Was?Allgemeine hinaus, zunehmend auch das Wer?: Wer sind wir als die, die
darin unser Mensch-sein verkörpern? Was macht, innerhalb all dessen, was
wir sind und agieren, unsere menschliche Identität aus? Was das, uns bei all
den hereinspielenden Bedingtheiten gleichwohl als eine Person verstehen
zu können?
Es sind wohl vier generelle Fronten, die dieses Wer? unserer Identität
nicht mehr sicher sein lassen.
– Erstens eine eingetretene Vernetzung von Handlungskonstellationen
sowie von Optionsspielräumen, aber auch Vernetzung im KognitivTheoretischen, d. h. von Informationsstücken sowie von Frage- bzw.
Berücksichtigungshorizonten – Vernetzungen, die das Autor-Wer
darin immer weniger sichtbar und greifbar sein lassen. Kurz gesagt:
die Prozesse ›globalisierter‹ Handlungs- und Wissenswelten. Faktizitäten der Vernetzung zu immer weiteren und immer komplexer
verschlungenen Feldern haben einen Stand der Realität geschaffen,
der alle lokale Festlegung oder Aushandelung von Wichtigkeiten und
Kriterien radikal übersteigt. Statt der betroffenen (und bewirkend-verantwortlichen) menschlichen Akteure und Wissenssubjekte – und
ihrer gewissen Souveränität über das ihnen ›Eigene‹ – stehen
scheinbar immer mehr sich entziehende Hypermechanismen und
darwinistisch-selektionierenden oder einer neolamarckischen ›Evolution‹ zur biologischen Ausstattung der jetzigen Individuen geworden –, von Generation zu Generation
durch Übernahme von ›Traditionen‹ aufgenommen werden.) Außerdem würde es indes
auch argumentativ nicht weit tragen, da die Unterscheidung ›von Menschen in eine
Maschine eingepflanzt‹ vs. ›humanes Original‹ keinem Touring-Kriterium standhalten
würde: was in seinem bekundeten Agieren nicht (oder ab einem bestimmten Stand nicht
mehr) unterschieden werden kann, für das entfällt auch die Berechtigung, dem einen
Part – uns Menschen – eine geheime nichtmanifeste Kompetenz beizulegen.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
275
Interdependenzen des Vernetzten: scheinbare gesichtslose SuperSubjekte, ein anonymes ›Systemisches‹.
– Zweitens die Verschiebung der Grenzen des ›Naturgegebenen‹ im
menschlichen Leben – die genetischen bzw. medizinischen Möglichkeiten der ›Machbarkeit‹, bes. am Beginn wie Ende menschlichen
Lebens. Das, was einstmals unser Natur-Wesen, unser mitgegebener
biologischer Erbteil war – und auf das als Ausgang bezogen Menschen
ihr Wer gebildet haben und das die Folie für Gemeinsamkeiten des
Verstehbaren war –, scheint immer weiter in die Reichweite der Machund Manipulierbarkeit gekommen: zunehmende ›Machbarkeiten‹ bei
Zeugung, körperlichen Dispositionen, Krankheiten, Tod.5
– Drittens – siehe oben – die immer näher heran-rückenden Leistungen
der nicht-menschlichen ›Intelligenz‹ der von uns geschaffenen Apparate, Leistungen ›Künstlicher Intelligenz‹.
– Schließlich viertens die Erkenntnisse der Neurowissenschaften, die
offenbar immer mehr geistige Akte des Menschen als – umgekehrt
– gewisse komplexe Verarbeitungs- und Regelungsprozesse analog
zu denen elektronischer Netze zeigen. Mit den Faktizitäten des Wissens über uns Menschen, die diese heutigen Wissenschaften erbracht
haben, hat die Frage ›Was ist der Mensch?‹ eine finale Dramatik
bekommen: Ob er überhaupt etwas ist. Ob er, neben seiner leiblichen
biologischen Ausstattung analog den Tieren, etwas ist außer: einem
hochentwickelten neuronalen Apparat, dessen (unter Einwirkung des
Außen-Kontakts) eingerichteten Vernetzungen, und sozial gelernten
Reagierens-Schemata. Die Inszenierung dieses ›Neuen Wissens über
den Menschen‹ und immense mediale Zirkulierung hat dies weit
über das hinaus, was es bereits tatsächlich an leidlich gesicherten
Einsichten gibt, im allgemeinen Bewusstsein eingesenkt.
Die vier Fronten bedeuten Grundsätzliches und Einschneidendes:
erstens, dass das Verhältnis von menschlichem Autor-Wer – Wer des Handelns und Wissens, auch entsprechenden ›kommunitären‹ Prozessen von
Wer-Gemeinschaften – und übergeordneten tatsächlichen die Bedingungen
setzenden Prozessen – sowie Dynamiken – ›im-Hintergrund‹ sich immer
weiter verschiebt in Richtung weg vom sicht- und greifbaren menschlichen
5
Von persönlichem enhancement im Körperlichen, Psychischen oder auch Geschlecht
(Mann/Frau) dabei ganz abgesehen.
276
Rainer Adolphi
Wer;6 dass Naturgegebenheiten und Nichtmachbarkeiten (›Schicksal‹) eine
essenzielle Bedeutung für die Bildung einer personalen Identität (und auch
für das Verstehen des Wer eines Anderen) haben – diese Faktoren aber, jedenfalls in wesentlichen das Ganze durchprägenden Bereichen, in die Reichweite
der voluntativen Selbstgenerierung des Menschen kommen;7 drittens, dass
die Ausnahmestellung des Menschen und seines Geistes, u. z. Ausnahme als
Positivum, immer weniger evident ist – die Unvertretbarkeit des Menschlichen, und gerade auch mit all unsrer Personalität und Affektivität, durch
den von uns selbst zur Wirklichkeit gemachten ›künstlichen‹ Konkurrenten;
und viertens eine neue Eindringtiefe wissenschaftlicher Erkenntnis, die
vormals genuin dem menschlichen Geist und seinem Sich-ausdrücken
zugeordnete Akte und Vermögen immer weiter als Prozesse zu erweisen
scheint, in denen kein ›Ich‹-Wer mehr situiert ist (oder zum Verstehen nötig
wäre) – vielmehr allenfalls eine subjektive ›Ich‹-Vorstellung emergiert. Der
zweite Punkt betrifft tatsächliche Machbarkeiten, tatsächliche neue Menschen-Wirklichkeiten, die anderen sind in ihrer Bedeutung für die virulent
gewordene Fraglichkeit des Menschen und unseres Wer? eher allgemein und
atmosphärisch – das Menschliche scheint zu verschwinden.
Es ist eine neue Lage. Sie hat das Denken über den Menschen und seine
Fähigkeiten des (theoretischen wie praktischen) Verstehens unter Zugzwang
gesetzt. Was erforderlich ist für ein Konzept der Beantwortung – welche
Anthropologie –, die dem nicht ausweicht, möchte ich im Folgenden in
einem Bogen von mehreren Stücken zu präzisieren versuchen. Ziel ist es,
durch ›anthropologische‹ Reflexion, und gerade mit diesem Bewusstsein
des Fraglichgewordenen, Hermeneutik stärker, auch phänomensensibler,
zu machen.
II. Philosophische Anthropologie als hermeneutische Basistheorie
Die Frage nach dem homo interpretativus ist die Frage nach dem Subjekt
der Verstehensprozesse, und sie sucht dieses durch seine menschliche
6
Und dem Erfahrungsanschein nach: auch immer weiter zu einem effektiv sich selbst
Prozessierenden hin.
7
Einschließlich aller damit neu zum Faktum werdenden Aporien der Selbsterschaffung
oder des ›Neuen Menschen‹.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
277
Verfasstheit, seine – in einem nicht-trivialen Sinne – conditio humana zu
bestimmen. Doch lässt sich dies in zwei Richtungen gleichsam denken, zwei
grundlegende Typen auch von Theoriebildung. Die Wirklichkeit unseres
Wissens und Handelns als in Verstehensprozessen verankert (oder: darin
konstituiert, dadurch generiert o. dgl.) zu begreifen, so wäre die Position
des ›Menschen‹ dabei in der einen die aktivisch-dominante: ›das‹ Interpretieren – der ›Mensch‹ in seiner Interpretations-Potenz, eine Ausprägung des
Schöpfer-Menschen, homo creator, letztlich eine klassisch kulturphilosophische Konzeption. Diese eine Richtung ist die einfachere Theorie. Mit
aller ›Lebensphilosophie‹ setzt sie das Wer der höheren Interpretationsakte
schon als bestimmte Entität an: eine bestimmte Subjektwesenheit, von der
ausgehend das jeweilig Andere interpretiert wird, einer interpretierenden Bestimmung seines Was, Wozu und Wertes unterworfen wird – mit Prädikaten
und Bedeutungen belegt wird entsprechend meiner Interpretations-Kriterien,
-Interessen, -Optimierung.8
Komplexer ist die Theorie der anderen Richtung: eine Theorie nicht
einseitig des interpretationsfähigen Menschen, sondern Theorie des allem
voran interpretationsangewiesenen, ohne Verstehensdeutungen nicht
auskommen könnenden, ja gar nicht seienden Lebewesens Mensch – des
Menschenwesens, das die begegnende »Welt« und die Subjektivität seiner Mit-Menschen wie zugleich auch sein eigenes ›Selbst‹ zu verstehen
sucht, ja sich verständlich machen muss. Es ist eine anthropologische Argumentation der primär passivisch-ausgesetzten Lage des Menschen: wie
der Mensch, lebend in einem zunächst rätselhaften bedeutungsoffenen Sein,
nach einem Halt der Verstehbarkeit sucht; und wie darin auch seine eigene
Person erst wird. In Akten des Deutens-als-... formen sich in den erfahrenen
Phänomenalitäten – den Phänomenalitäten von äußerer »Welt«, anderen
Subjektwesen (›Fremdpsychisches‹) und auch seines eigenen Seins, eigener
Zuständlichkeiten wie Regungen – bestimmte verstehbare Konturen; und
erst daraus vermag das menschliche Wesen auch seiner selbst mächtig zu
werden, vermag ein ›Ich‹-Verständnis, Bewusstsein seines Subjekt-seins zu
gewinnen und sich selbst zu ergreifen.
Mit der großen Tradition des hermeneutischen Denkens hat sich typologisch die erste, die aktivisch-dominante Konzeption als Vorherrschendes
8
›Lebensphilosophie‹ nur dort nicht, wo – in einer rein semantischen Version – ganze
Dimensionen des Prozesses strukturell eingeklammert sind.
278
Rainer Adolphi
etabliert. Ich halte es demgegenüber für ungleich gehaltvoller und tiefer, sich
auf das Anspruchsvolle jener zweiten Aufgabe ›anthropologischer‹ Argumentation einzulassen. Auch sachlich, jedenfalls aber theoriestrukturell, ist sie
offenkundig der anderen vorgelagert. Denn nur soweit, wie in dieser zweiten
Bewandtnis nichts Spezifischeres über den Menschen und das Menschliche
gegeben ist, kann es zureichend fundiert sein, sich in die andere Richtung
einzulassen, ohne dass diese in prekäre Voraussetzungen umschlüge. Eine
Ausführung dazu, die m. E. einen fruchtbaren Anknüpfungspunkt für eine
nicht-triviale Verschränkung von ›hermeneutischer‹ und ›anthropologischer‹
Argumentation bietet, sehe ich in Helmuth Plessner. – Dies sei hier andeutungsweise nur an einer einzigen, aber entscheidenden Theoriereflexion
seiner philosophischen Anthropologie illustriert.
Die Stelle in Plessners Theorie ist »der geistige Charakter der [menschlichen] Person«. Die »Sphäre [...] des Geistes« ist die uns tragende – und
durch unsere eigenen Vollzüge zugleich mit gebildete – »Mitwelt«, die
»Wir-form [unseres je] eigenen Ichs«.9 An Plessner, dessen Anthropologie gezielt den Begriff des »Geistes«, diesen hermeneutischen Ur-Begriff
sozusagen, aufgegriffen hat, lässt sich lernen, wie sowohl die klassischen
anthropologischen ›Wesens‹-Theorien des Menschen wie auch die großen
Traditionen des hermeneutischen Denkens10 hier nicht in zureichender Radikalität die Einzelheit als Problem eingebracht haben. Dass es das Lebendige
nur als Einzellebendiges ›gibt‹ – und »Leben« (als Allgemeines) nur in
(diachron) der Kette und (synchron) der Verschränkung von Einzelwesen –,
9
H. Plessner, Die Stufen des Organischen und der Mensch. Einleitung in die philosophische Anthropologie [1928], Berlin: Walter de Gruyter 1975, S. 303. – Obwohl
Plessners philosophische Anthropologie äußerlich nicht hermeneutisch – expliziterweise
ist vielmehr der Gang einer allgemein lebensphilosophischen Thematik verfolgt –, ist
in diesem Theorie-Aufbau eine indirekte hermeneutische Grundlegung beinhaltet! Und
mit dem Begriff des »Geistes« ist eine hermeneutische Dimension sowohl darin einbefasst, wie sie dieser Begriff von seinem religiösen Bewandtniskontext her hat – das
Einander-verstehen, trotz der verschiedenen »Sprachen« und Lebenszugehörigkeiten,
»Geist« als das Menschen-Verbindende (also in christlicher Symbolik: das »Pfingst«Ereignis); wie auch die Bewandtnistradition von »Geist« als »Sinn«, also so wie es etwa
die kritische Dopplung von »Buchstabe«-vs.-»Geist« beinhaltet.
10
Das gilt gerade auch für die von den Interpretationen von M. Frank am Paradigma
Schleiermacher festgemachte Hochbewertung der Individualität – gegen ›Hegel‹ – als
des Pols der Deutungs-Innovation. Vgl. M. Frank, Das individuelle Allgemeine, Frankfurt
am Main: Suhrkamp 1977.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
279
hat beim Menschen eine besondere Bedeutung bzw. Tragweite. Denn die
uns Menschen kennzeichnende Mentalität zeigt sich in diesem von Plessner
begründeten Blick als eine wesenhafte Gebrochenheit: ein Jeder ein Tun des
gegenständlichen Erfassens, indes ohne zunächst ein ›ich‹-haft betriebenes
›Verstehen‹.
Es sind drei wesentliche Sphären, wie Mentalität ›etwas‹ hat: als
naturales Sein (›Es-gibt‹ in einer Außenwelt), als Psychologisch-Erlebtes
(»seelisch«) und als eben (übergreifend) »geistig« – wobei »Geist« keine
Realität ›ist‹, als so-und-so bestimmte zuständliche Gestalt-Entität, sondern
er wird durch unser Vollzugswesen realisiert (unsere »Person« verwirklicht Geistiges).11 In allen drei wird dem Einzelnen – vollzugshaft – eine
jeweilige Gegenständlichkeit, eine umrissene Sachlichkeit, ein Etwas, und
insofern bekommt in diesen Sachlichkeiten das Wirkliche ein gewisses Maß
der Durchbrechung des Opaken, Hermetischen, Widerfahrenshaften; das
Wirkliche wird in einem gewissen Maße intellektuell disponibel. Doch der
Einzelne hat dabei nicht eigentlich sich (sich seins-individuell), sondern er
hat: die Raum- und Kausalitäts-Welt und deren Gegebenheiten (unter deren
Gegenständlichkeiten auch sein eigener Körper), hat: die Faktizität seiner
bestimmten Erlebens-Struktur und deren Gegebenheiten (›Schicksal‹, mit einer bestimmten Psyche ›ausgestattet‹ zu sein) und hat drittens: Bedeutungen
– gegenständliche geistige Bedeutungen. Sobald ein Lebenssubjektives sich
regt, sind wir schon mehr und anderes denn ein sich-selbst-gegebenes Individuum unserer privaten Wahrnehmungen, Begehrungen, Gefühle und Urteile:
sind schon Person, (erlebende und sich verhaltende) persona einer PersonRelation zum Außen, zum Innen-Wirklichen und zum Mit-Anderen.
Erfassen von mir-geltendem-Wirklichen – und Sagen – ist so, ungeachtet unmittelbar nur mir selbst gegebener ›Innen‹-Erlebnisse, primärerweise
das Teilhaben an einem Allgemein-Horizont, jedoch ohne Eigen-Intentionalität. Das menschliche Wesen lebt immer schon ›im‹ Geist. Wo Menschen, ist
Geistiges ein Faktum.12 Der Prozess dessen, was thematisch als ›Verstehen‹
11
Zu Plessners Theorie der drei Sphären vgl. Die Stufen des Organischen und der
Mensch, a. a. O., S. 292–308.
12
Plessners Konzeption bedeutet keinen Dualismus! Bei all der den Menschen auszeichnenden Gebrochenheit, eine von anderen Philosophien oft zur Angel gemachte
Gebrochenheit besteht für Plessner gezielt nicht: irgendeine Gebrochenheit zwischen
Geist und »Leben« oder zwischen Geist und »Seele« (qua Innenlebendigkeit der »seelischen« Energien, qua Personalität usw.). – Immer schon ›im‹ Geistigen zu sein (bei
280
Rainer Adolphi
steht, ist denn vielmehr ein doppelter: platziert zu sein in einen Kosmos
primärer Affirmationen, mit jedem der eigenen Vollzüge selbst mitzubauen
an einem Es-ist-so; und zugleich in einer sekundären Gegen-Interpretation
die Standpunktlichkeit und Bedingtheit (auch Wandelbarkeit) allererst zu
erschließen – was aber gleichwohl in den Netzen des öffentlichen Verstehens
bleibt und in dessen Mustern der Bedeutung.
Die eigentlichen ›Verstehens‹-Akte des Wesens Mensch – ›Verstehen‹
als individuelle Kompetenz und als Freiheit zu eigenen Sinngebungen und
eigenen (disponierend wertenden) Urteilen – haben so zu tun mit der Entwicklung jener zweiten Polseite des Prozesses. Auch sie ist vermittelt durch
die Entstehung eines Menschen-Allgemeinen:13 einer ›Theorie‹ des uns
Menschen auszeichnenden Mentalen, d. h. der Stadien der Herausformung
dieser ›Theorie‹. Indem wir menschlichen Wesen – dabei dann auch uns
selber – eine je eigene Deutungs- und Sinngebungskompetenz zusprechen,
eine Mentalität (die z. B. in gegebenen Fällen auch von falschen (Sach-)
Voraussetzungen ausgehen kann oder sich, bei innerem Konflikt, in sich
selbst verstricken kann), erfassen wir das Erfassen, das wir als menschliche
Wesen immer schon sind – das wir leben und exekutieren –, als Verstehensakte eines Verstehenssubjekts. Es ist eine ›Theorie‹ über etwas, das weder
manifest erfahrbar im Äußeren (widerstands- und einwirkungserfahrbar)
ist wie das Körperliche noch subjektiv erlebensevident wie mein jeweiliges
Innen noch auch auf das Präsentische seines Aufscheinens beschränkt ist.14
Durch diese ›Theorie‹ vermag das Geistige zum wesenssituiert Individuellen zu werden, Zuschreibung zu einem jeweiligen »ich«-Pol (oder Pol
einer konkreten zwischen-individuellen Sozialitätsbeziehung); etwas, das
eine Weise (»Charakter«) des Das-Leben-Lebens von durch Mentalität
gekennzeichneten Wesen darstellt, wird erst durch diese ›Theorie‹ zu einer
Plessner zu wenig: in einem jeweiligen Geistigen – jeweiligen Stadium), bedeutet auch,
»ein Lebewesen [zu sein], das Anforderungen an sich stellt. So ›ist‹ [der Mensch] nicht
einfach und lebt dahin, sondern gilt etwas und als etwas« – sozial und auch sich selbst.
Ebd., S. 317.
13
So möchte ich als erforderliche Ausdeutung von Plessner vorschlagen. Er selber
bleibt da sehr allgemein.
14
Als ›Theorie‹ sei dies hier in Anlehnung an die von P. Fonagy ausgehende psychologische ›Theory of Mind‹-Diskussion bei der Kindheitsentwicklung bezeichnet. Vgl.
P. Fonagy, G. Gergely, E.L. Jurist, M.M. Target, Affektregulierung, Mentalisierung und
die Entwicklung des Selbst, Stuttgart: Klett-Cotta 2004.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
281
ontologischen Wirklichkeit gleich Körpern und psychischem Sein.15 Durch
diese ›Theorie‹ bekommt der mentale Faktor allererst ontologisches Gewicht,
bekommt auch überhaupt eine Aussagebegrifflichkeit und insofern Thematisierbarkeit (Vokabulare des »Sinn«-Gebens und der geistigen Bedeutungen
als Bedeutungen).
Mit Plessner gedacht, ist dies die Voraussetzung des Hermeneutischen
– des Hermeneutischen, dass Menschenwesen ›hermeneutisch‹ mit einander
umgehen und dass sie ebenso bei sich selber Mentalität einrechnen (›ich
habe mich geirrt‹; ›weil ich emotional in der-und-der Verfassung bin, empfinde ich etwas so-und-so‹; u. a. m.). Ist aber nicht seinerseits hermeneutisch
geworden. Diese ›Theorie‹ des Mentalen gründet weder auf irgendeinem
Gefühl von mentaler ›Privatheit‹ (›meine Gedanken‹ und ›meine Empfindungen‹, in die niemand anderes ›hineinschauen‹ kann und in denen ich
mir etwas frei überlegen kann ...) noch erst recht auf ›Einfühlung‹ in ein
anderes Subjekt oder Analogieübertragungen in der Konstituierung eines
Fremdpsychischen;16 allem voran aber kann sie sich für Plessner im Grunde
auch nicht aus irgend ›dialogischen‹ Erfahrungen (oder dergleichen) ergeben. – Zwei fundamentale Einsichten seiner Konzeption kommen dadurch
vielleicht etwas zu wenig zum Tragen. Die eine Einsicht, dass im Leben
des Geistes unmittelbar zunächst alles »person«-ifiziert wird – und dass zur
Ausformung der vollen »menschlichen«, nämlich »nüchter[nen]« Welt auch
jener trennende und spezifizierende Prozess gehört, der dies auf den Fokus
der Menschenwesen bringt (und dagegen ein »Bewusstsein toter Dinge«).17
Und zweitens, dass eben auch das »Ich«-Einer, »Du«-Einer usw. nichts
Primäres sind, nicht Evidenz einer »Ich«- oder »Du«- oder »Der-da-drüben«-Erfahrung. Sondern umgekehrt die allgemeine »Mitwelt« des Geistigen
»[liegt] jeder Aussonderung in der ersten, zweiten, dritten Person Singularis
und Pluralis zu Grunde« – und das heißt auch, dass in der historischen und
gesellschaftlichen Entwicklung manchen humanen Wesen, ja ganzen Grup15
Das meint: Ontologische Wirklichkeit für dies Wesen, ›in‹ dieser Mentalität.
So Plessner (ohne Namensnennung) gegen den Hauptstrom der Dilthey-Schule
und gegen das, was – nach B. Erdmann (Erkennen und Verstehen, Berlin 1912) oder
E. Becher (Geisteswissenschaften und Naturwissenschaften, München–Leipzig 1921)
– dann später etwa Husserl streng durchformuliert hat (in der fünften der Cartesianischen
Meditationen von 1931). Vgl. H. Plessner, Die Stufen des Organischen und der Mensch,
a. a. O., S. 300.
17
Ebd., S. 301.
16
282
Rainer Adolphi
pen der ›Wert‹ einer »Person« qua eigenes Subjekt vorenthalten werden
kann (bzw. im Recht auf »Person«-sein erstritten werden muss).18 Beides
markiert, ausgeübt in den sozialen Verhältnissen der Menschen, einen Stand
der habituellen Mentalität, Stand der Zusprechung einer »inneren« Eigenheit
und Privatheit: eine Grenze von Selbst und Nicht-Selbst.
III. Die Selbstbehauptung des homo interpretativus
Die Verwobenheit von anthropologischer und ›hermeneutischer‹ Argumentation, die im Anschluss an Plessner weiterzuformulieren wäre, schlösse
einige basale Verfestigungen der herrschend gewordenen hermeneutischen
Tradition wieder auf. Der von ihm zu lernende Blick – und Weise der Theoriebildung – brächte Entscheidendes an neuen Impulsen für die hermeneutische
Theorie ihrerseits. Dies perspektivisch anzudeuten, lässt sich hier anhand
dreier Problemkreise umreißen.
(1) Die Konstruktionen des Verstehens. Es war die hermeneutische
Haltung, die unser geschichtliches Bewusstsein hervorgerufen hat. Immer
mehr Anderes und Fremdes verstehend aneignend, haben hermeneutische
Haltungen, in mehreren Etappen, der Herausbildung des seitan etabliert dastehenden, mit uns verwachsenen geschichtlichen Bewusstseins ›Nahrung‹
gegeben. Aber mit jeder Ausweitung des geschichtlichen Bewusstseins
verschärfte umgekehrt auch sich die Frage, wo ein Allgemeines liegt – das
Allgemeine auch, das uns (adäquat) ›verstehen‹ lässt.
Die großen hermeneutischen Entwürfe der Philosophie haben, um
unbemerkten (»kultur«-spezifischen, »bildungs«-spezifischen, rationalistischen) Voraussetzungen und Borniertheiten zuvorzukommen – Vorsicht
gegenüber dem unbemerkten Eigenen konzeptionell zu installieren –, dies
global im qualitativ Gemeinsamen des Mensch-seins überhaupt festgemacht,
dem Selbst-Verstehen des »Lebens« bzw. der »Existenz«: Menschliches
versteht Menschliches.19 Wir verstünden aus schlechthin der Bekanntschaft
18
Ebd., S. 304 (Hervorhebung von mir). Letztere Perspektive bei Plessner selber leider
kaum.
19
So nicht nur – noch aus philosophisch-idealistischem Geist heraus – zum Beispiel
Droysen (»generelles Ich«), sondern vor allem auch Dilthey in seiner späten, logisch
reflektierten Konzeption in Der Aufbau der geschichtlichen Welt in den Geisteswissenschaften (wo er seine eigenen früheren psychologistischen Versuchungen überwunden
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
283
(Selbst-Bekanntschaft) mit menschlichen Ur-Situationen der Existenz heraus.
– Da waren Theorien der Wissenschaften, die das z. T. schwierige Verstehen
wirklich praktiziert haben, schon einmal differenzierter. Ich möchte hier nur
auf den einen Theoretiker verweisen, dem der wohl entscheidende Beitrag
in der ersten großen ›Hermeneutik‹-Debatte der Wissenschaft, hinter der,
am Anfang des 20. Jahrhunderts, bes. die Emanzipation der Sozialwissenschaften gegenüber der Philosophie – in Theorie wie Begrifflichkeit – stand,20
zu danken ist: Max Weber, seine an der Praxis geschärfte Konzeption des
Verstehens. Max Weber hat Verstehen als stets komplexes Zusammenwirken
ganz verschiedener Quellen gezeigt: Anthropologisch-Universelles (z. B. Affekte [wie Zorn] und Affektäußerungen verstehen); logische und operationale (auch: gedankenoperationale) Evidenzen (z. B. Vollzugs-Evidenzen
bei mathematischen Operationen oder einfachen Wenn-dann-Handlungen);
Rekonstruktion der Rationalität von Subjekt-Intentionen (›Was wollte
X, auf Basis welcher Situationsüberzeugungen und welchen Kausal-Wissens?‹); unser Wissen über andere Möglichkeiten (vorstellbare realistische
andere Möglichkeiten geben Horizonte, um etwas einzubetten und um ein
›angemessenes‹ Bewusstsein von Varianzen zu haben); psychologische
und sozialwissenschaftliche Urteilskenntnisse (z. B. über die Bedeutung
von ›Institutionen‹ oder über die Prozesse in ›Gruppen‹-Konstellationen
usw.); schließlich als Erkenntnismittel (zur Kontrastierung des besonderen
zu verstehenden Einzelphänomens) in Einsatz gebrachte ›idealtypische‹
vereinfachende Verallgemeinerungen.21
hat). Wie weit dies reicht, lässt sich aber auch etwa am entsprechenden »existenz«-immediatistischen Konzept des ›Verstehens‹ in der psychiatrischen und psychotherapeutischen
Strömung der ›Daseinsanalyse‹ (L. Binswanger, V. E. von Gebsattel, E. Straus u. a.)
ersehen. – Eher verschämt dagegen in Gadamers Berufung in Wahrheit und Methode auf
die »Humanistischen Leitbegriffe« (bes. den sensus communis: Ausgabe Tübingen 1960,
S. 16–27); oder, von der Rezeption oft nicht eingestanden, in Wittgensteins Rekurs auf
»die gemeinsame menschliche Handlungsweise« in den Philosophischen Untersuchungen
(§ 206).
20
Vgl. dazu O. Rammstedt (Hrsg.), Simmel und die frühen Soziologen, Frankfurt am
Main: Suhrkamp 1988; G. Wagner, H. Zipprian (Hrsg.), Max Webers Wissenschaftslehre,
Frankfurt am Main: Suhrkamp 1994.
21
Vgl. M. Weber, Wirtschaft und Gesellschaft. Grundriß der verstehenden Soziologie
[1922]. Tübingen 1980, S. 2–10; ders., Gesammelte Aufsätze zur Wissenschaftslehre
[1922]. Tübingen 1968, S. 67 ff., 126–137 (auch 47–49), 190 ff.
284
Rainer Adolphi
Dieser erste Problemkreis betrifft sozusagen die Theorie-Versuchung:
ein Über-Allgemeines anzusetzen für das, was im Verstehen – dem sich
ereignenden Verstehen – verstanden wird und wodurch, d. h. kraft welcher
›Verbindung‹ von Subjekt und Gegenständlichkeit; und dieses Über-Allgemeine, damit ihm sein humanes Antlitz bleibt, gleichzusetzen mit der
essenzialistischen Identität (oder dem ›Wollen‹) des zu verstehenden Anderen. Mit einer Konzeption wie exemplarisch der von Max Weber dagegen
lassen sich die Konstruktionen, die vielmehr in so gut wie allem Verstehen
fungieren, begreifen – Konstruktionen, auch wenn sie sich dann in Schematades-Erfassens, ›Bedeutung‹-Zusprechen und Verhaltensreagieren-auf-..., ins
Habituelle und Unbewusste sedimentiert haben. Nicht zuletzt vermag eine
solche Konzeption dabei auch die Bandbreite, wie etwas als ›verstanden‹
sich einstellt und mit zum Kosmos meines ›gesicherten Wissens‹ wird, in
den Blick bringen – die Bandbreite, die von den ›Selbstverständlichkeiten‹
des alltäglichen Lebens, ja automatischen ›Bedeutungs‹-Verbindungen resp.
-Substitutionen, über den Fundus von in Orientierungsfällen mobilisierbaren
›Erfahrungen‹ und Urteils-›Wissen‹, bis zu solchem, sich etwas intellektuell, und nur intellektuell, verständlich zu machen,22 reicht; und vermag die
Dynamik, die Erweiterung unserer Verstehensräume, zu begreifen. Max
Weber mag hier insofern als eine Perspektive stehen, wie eine Theorie des
Verstehens, die sich an den radikalen anthropologischen Blick Plessners
anzuschließen hätte, auszubuchstabieren wäre.
(2) Die Zumutung des Verstehens. Hermeneutische Theorien, im Typus
ihres argumentativen Baus, zielen gemeinhin auf eine Generalkonzeption
›des‹ Verstehens: des Verstehens als menschlichem Urprozess oder Urkompetenz, obwohl sie selber – faktisch noch alle bisher vorliegenden Programme,
Theorien und Explikationen – an einem bestimmten paradigmatischen Feld
sich orientieren. ›Verstehen‹ aber kann man mindestens sechserlei, in sechs
Weisen eines unter den Kompetenzen des Menschen zu findenden Sachverhalts: einen Gedanken oder eine Proposition verstehen23 (oder operational:
22
Zum Beispiel: den Sadismus eines anderen Menschen; oder psychiatrisch den ›Sinn‹
bestimmter pathologischer Verhaltensweisen bzw. von pathologischen Privatwelten; oder
auch Rituale in anderen Kulturen, etwa (um nur eines aus einer Hochkultur anzuführen)
japanische Rituale. All dies kann man sich weithin nur intellektuell verständlich machen.
23
So die Bedeutungstheorie in der Tradition von Frege und Husserl; oder in der alten
vorromantischen Hermeneutik ›objektivistisch‹ ausgeweitet auf: einen Sachverhalt
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
285
eine logische/mathematische Operation); einen Text oder eine Sprache verstehen (ungeachtet aller Unterschiede zwischen beidem in dieser Hinsicht
typologisch gleich); ein Kunstwerk verstehen; ein Spiel verstehen – oder
allgemeiner gesagt: Regeln verstehen;24 eine Handlung verstehen;25 ›Dich‹
verstehen, d. h. den anderen Menschen verstehen. Was immer sonst noch an
strukturellen Differenzen, diese sechserlei Sachverhalte von menschlichen
Verstehensakten und -vermögen bedeuten auf jeden Fall auch:
– verschiedene Weisen, wie der Prozess des ›Verstehens‹ geschieht,
wie sich einstellt, und worüber – über welche Phänomenpunkte,
Akte, Stufen und Etappen – konkret sich vollzieht (sowie entsprechend: verschiedene Geschehnisse der Formung, wie diese
Kompetenz ursprünglich einmal für ein menschliches Individuum
erworben wird);
– verschiedene Arten und Quellen möglichen Miss-Verstehens – und
wie man zur Klärung darüber kommt (darunter fällt auch der dynamische Aspekt überhaupt: wie es zu einer Erweiterung oder Intensivierung von Verstehenskapazitäten, -offenheiten, -bereitschaften
kommt, sozial wie individuell);
– verschiedene Rahmenzusammenhänge, wie der Zugang zu Möglichkeiten, über ›Verstehen‹ die eigene Zustandsgebundenheit, den
eigenen Zustandshorizont zu erweitern oder zu relativieren, sozial
geregelt bzw. reglementiert ist;
– sowie wohl auch ein jeweilig charakteristisches Verhältnis von
Können und (thematischem) Wissen, von eingewurzeltem, habituiertem Sich-verstehen-auf-... und Das-Verstandene-sagen-können
– Reflektieren, Mitteilen und Weitergeben-können.
Dies aber nicht zu differenzieren, d. h. sich der spezifischen transportierten Implikationen durch die exemplarischen Beispiel-Felder nicht
bewusst zu sein – z. B. eine fundamentale hermeneutische Konzeption
aufzustellen, aber de facto etwa ganz am Texte-Verstehen (oder: am ›Du‹Verstehen) orientiert zu sein –, hat in der Theorie einen wesentlichen Aspekt,
der von dem tieferen ›anthropologischen‹ Blick auf unser menschliches
(bestehenden bzw. ereigneten Sachverhalt ›in der Welt‹) verstehen.
24
So z. B. all die ganze von Wittgenstein ausgehende Hermeneutik-Diskussion.
25
Diesem Typus wäre auch die große Tradition der juristischen Hermeneutik weitestgehend zuzuordnen.
286
Rainer Adolphi
Verstehen, wie ihn Plessner begründet hat, zu lernen wäre, fast stets außer
Acht sein lassen. Um das jeweilige spezifische paradigmatische Feld als eine
universale Theorie der menschlichen Verstehenswesenheit in Aufstellung
zu bringen, sind gewisse wichtige phänomenale Abtönungen verschliffen.26
Das hat Folgen besonders in Rand- und Rahmenbereichen des ›Verstehens‹.
Thematische ›hermeneutische‹ Theorien haben hier das Verstehen sozusagen
personalisiert: und verkennen strukturell, dass Verstehen, u. z. ohne dass
dies sinnvoll der ethische Aspekt genannt werden könnte, bei vielem auch
zugemutet, ja gefordert werden kann – dass Verstehen durchaus nicht bei
allem optional ins Belieben (oder ›Größe‹ eines Charakters) gestellt ist oder
als gewährte Gunst auftritt.27
Jenes in Rand- und Rahmenbereichen, bei dem Verstehen auch berechtigterweise zugemutet wird, reicht von dem, eine mathematische Rechnung
oder einen geometrischen Beweis oder eine logische Schlussfolgerung zu
verstehen – es sei denn, die schlichten Wissens-Voraussetzungen eines
Anderen genügten dazu nicht oder seine schlichten ›Intelligenz‹-Möglichkeiten28 –, über die Zumutung der Anerkennung von elementaren empirischen
Wirklichkeits-Sachverhalten (›Es gibt zu wenig Nahrung und sauberes
Trinkwasser für den Hunger und Durst von uns allen‹, ›Wenn Du das tust,
wird jenes passieren‹, ›Diese Person, an der Du Dein persönliches Kindheitstrauma ausagierst, ist nicht Deine Mutter‹ usw.) bis zu Zumutungen bei
bestimmten Standards des Menschlichen. Letzteres etwa: die Zumutung,
zu ›verstehen‹, dass auch weibliche Wesen über einen ›Wert‹ (und Rechte)
26
In der Dilthey-Tradition dadurch verschliffen, dass alle höheren, verstehensbedeutsamen geistigen Gehalte eines anderen Menschen, eines Zeitalters, einer Kultur – der
jeweiligen Ausdrucks-Manifestationen – ihrerseits pauschal als individual-optionale
Bewältigungen bzw. Sinngebungskonstruktionen eines einzigen großen Absolut-Irrationalen bestimmt sind: des allgemeinen »Lebens-Rätsels« schlechthin.
27
Dies gilt auch gegenüber einer falschen Ver-Menschlichung, gefühlsbeladener
Entschärfung des Verstehens-Verhältnisses: ein paternalistisch-psychologisierendes
›Verstehen‹ – ein gönnerhaftes ›ich verstehe Deine Motive ...‹ –, statt die Sache ernst zu
nehmen. Dort stünde die Zumutung gegen das, durch suggerierte Vertrautheit – Umarmung des Anderen – nur zu kaschieren, sich auf eine Auseinandersetzung mit ihm nicht
einzulassen.
28
Dann aber mit Zumutung: wenn am Diskurs beteiligt, sie zu erwerben – andernfalls
vollkommene Urteilsenthaltung.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
287
gleich den männlichen verfügen;29 oder Zumutung, zu ›verstehen‹, dass
ein Individuum, das seinerseits die Integrität seiner Mitmenschen nicht
geachtet hat (vulgo: ein ›Verbrecher‹), damit nicht einen Respekt, Achtung
und ›Würde‹ verwirkt hat, nicht aus dem Menschlichen ausgeschlossen ist;
oder Zumutung, zu ›verstehen‹, dass menschliche Individuen mit körperlichen oder geistigen Behinderungen nicht aus dem Kreis des Gemeinsamen
und des Mit-einander herausfallen, nicht als Vor- oder Halbmenschliches,
gar als bloß vegetierendes Leben zu betrachten sind. – Alle Bereiche von
›Verstehens‹-Zumutungen zusammengenommen, so ist das, worauf der Zumutungsfaktor im Kosmos des menschlichen Verstehens beruht, entweder
schlicht logische Kraft oder ›Zwang‹ der Konsistenz; oder die Universalität
menschlicher Empathie (z. B. bezüglich Leiden, Hoffnung, Liebe, ›Heimat‹,
Angst usw.); oder der ›Zwang‹ der humanen Spezies (nicht bestimmte
Menschengruppen auszuschließen); oder der billigerweise zu erfüllenden
Wechselseitigkeit von Verhältnissen;30 oder aber der Zumutung des FaktischMoralischen und Faktisch-Intellektuellen, dass in der Gemeinschaft, in der
ich lebe, gewisse Standards, die ich, wenn ich sozial integriert sein ›will‹,
›verstehen‹ ›muss‹, einfach faktisch bestehen – gewissermaßen ein Kanon
des Zu-Verstehenden.
Es ist eine Normativität, die nicht per se ›ethisch‹ ist (›ethisch‹ in einem
eigentlichen Sinne). Die bisherigen universalen Theorien ›der‹ menschlichen
29
Dass ich (R.A., als Mann) ›verstehe‹, dass auf Frauen dieselben Maßstäbe der Würde
und des Geachtetwerdens zutreffen, ist keine von mir gewährte Gunst, sondern kann
von mir in meinem Mensch-sein gefordert werden! – Genauer müsste man höchstens
sagen: Sofern entsprechende soziale Standardbedingungen gegeben, die nicht eine entsprechende Erfahrung (Erfahren-können jener Gleichheit) schlechthin verhindern bzw.
mich meinerseits in einen real unlösbaren Konflikt bringen. In solchen Konstellationen
vielmehr wäre mein Verstehen tatsächlich ein moralischer Akt: dies auszuhalten oder
auf mich zu nehmen – sozusagen das moralische ›Trotzdem!‹ gegen die herrschende
Wirklichkeit meiner Erfahrungswelt.
30
Ein besonderes aktuelles Beispiel gibt heute das interkulturelle Verstehen. Hier gehört
es zu Standards eines interkulturellen Dialogs, auch eine Symmetrie darin zu gewinnen
(bzw. einzuhalten), was die jeweilige Identität einbefasst. Konkret betrifft das heute häufig
den Punkt, dass, um auf – beiderseitig! – Augenhöhe einander zu begegnen, nicht die
eine Seite sich viel stärker in einer ›Ideen‹-Identität halten darf, wenn die andere auch
die Wirklichkeit der eigenen Kultur, die reale Geschichte der eigenen Tradition – was
»im Namen« dieser Kultur geschichtlich getan wurde – sich verantwortlich zurechnet
(oder ihr zugerechnet wird).
288
Rainer Adolphi
Verstehensakte bzw. -kompetenz dagegen kennen – nicht zuletzt weil sie das
Anthropologische nicht so radikal ansetzen, wie es von Plessner zu lernen
ist – hier entweder nur eine Semantik der Gegenstandsgehalte (Theorie ›der‹
Bedeutungen und ihrer, ggf. unvollständigen, Erfassung), oder ihnen wird
Verstehen generell zum persönlichen moralischen Sachverhalt (subjektiv
gewährtes oder zu gewährendes Verstehen). Es gibt zwar Modellierungen
bzw. Modellierungsstücke, die die Vermoralisierung des Verstehens – Verstehen als solch subjektive Entscheidung oder Offenheit – draußen zu halten
versuchen. Doch ist in den bisherigen ›hermeneutischen‹ Theorien dabei
alles, was nicht durch Personalistisch-Subjektives abgedeckt oder erfasst
wird, d. h. alles Nicht-Optionale (und Anethische) dafür nur als entweder
soziale Internalisierung begriffen31 oder (umgekehrt) als Übermächtigtwerden durch die Anmutung des Zu-Verstehenden, durch dessen mich (in der
›Begegnung‹) ergreifende Invasion. Und ohnehin ist (außer jenen reinen
Semantik-Perspektiven) in vielen Theorien strukturell schon das verkannt,
dass Verstehen – und durch Verstehen mit meiner ›Welt‹ verschmolzenes
›Wissen‹ – nicht schlechterdings in Kategorien eines zwischenmenschlichen
Sachverhalts modelliert werden kann.
(3) Strukturelle Ideologie-Anfälligkeit. Weil stets auf der Suche-nachsich, Verlangen nach einem Verstehbaren auch in Bezug auf sich selbst,
können in den hermeneutischen Prozessen bestimmte Deutungs-Angebote,
sozial im Umfeld funktionierende – und zu lernende – Deutungs-Muster
sich einnisten. Schon Kant hatte gesehen, dass die für uns zentrale, nämlich uns selbst und unserer Wesensbestimmung geltende Frage ›Was ist
der Mensch?‹ je schon beantwortet ist: beantwortet durch ein etabliertes
»Menschenbild«.32 Dieses ›Immer schon ...‹ aber nicht nur faktisch, wegen
des Herrschaftlichen einer kulturellen Tradition und entsprechenden sozialen Mechanismen – an denen die Einzelnen in das, was gilt, einsozialisiert
werden –, sondern zugleich aus strukturellem anthropologischem Grund.
Denn weil das menschliche Selbst-Bewusstsein – der Kreis der (mental
gegenständlichen) ›Ich‹-Bestimmungen und (mental gegenständlichen)
31
Sei es soft: als Faktum der Teilhabe an Praktiken, ›Lebenswelt‹, ›Lebensform‹;
oder als rigide Schemaprägung, durch die (Über-)Macht der sozialen Verhältnisse und
Lebensmöglichkeiten zu Verinternalisierungen geformt zu werden.
32
So die Argumentation Logik, A 25 (vgl. 23–27) – nämlich weshalb es der Reflexion
einer kritischen Philosophie bedarf. (Kant selber spricht statt des heutigen allgemeinen
Begriffs »Menschenbild« von »Anthropologie«)
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
289
Wichtigkeiten des Mein-Leben-Lebens – erst im Prozess der Bildung des
Mentalen wird, d. h. nicht vor dem Prozess bereits auf bestimmte Prägungen, ›Instinkte‹, Schemata festgelegt ist,33 ist die Frage zunächst einmal
immer schon beantwortet, sobald ein ›Ich‹ sich regt: und dies keineswegs
autogenerativ als Selbsterzeugung im Prozess, sondern, beginnend in der
Erziehung bzw. Heranwachsen und dann sich fortsetzend in allen höheren
sozialen Gegebenheiten, in einem asymmetrischen Vorrang des Ausgelegtwerdens. Im Teilhaben an einer mentalen Welt (angefangen beim Sprechen),
im Mitmachen an sozialen Praxen stehen schon immer Zusprechungen
des Wer-seins. Dies als inhaltliche Deutungen, aber prägend auch als die
Form eines Wer-seins; und das Ausgelegtwerden sowohl durch Andere (die
schon existierenden anderen Menschen) wie durch bestehende Formen des
Agierens, als darin implizierte Zusprechungen. Diese vorgegebenen Beantwortungen betreffen: Zusprechungen meines individuellen Seins (›Du bist
so-und-so‹: Charakter, Intelligenz, Begabungen usw.); das allgemeine ›Menschenbild‹ (ontologisches Wesen, Triebkräfte, Lebenswichtigkeiten, Telos
usw.); eine ›Theorie‹ des Mentalen; Aussagen, welche Arten von Menschen
– was für Menschen – ›es gibt‹ und welcher Menschengruppe ich, aufgrund
welcher Merkmale, zugeordnet bin; sowie ›hermeneutische‹ Theoreme des
Fremdpsychischen, des interpsychischen Austauschs (Zusammenwirken zur
Deutung und Gestaltung einer gemeinsamen Welt) und des ›Verstehens‹.
Im sozialen Leben begegnen wir anderen Menschenwesen, zum Teil
aber und nicht unwesentlich auch uns selbst, als jeweilige persona: manifeste
Äußerungen, Verhaltensweisen, Praktiken des Umgehens-mit-..., RollenÜbernahmen usw. – das Menschenwesen nicht in einem Subjekt-›Innen‹,
sondern als das Äußere,34 wie es (erkennbarerweise) sich gibt. Es sind
wesentlich die Deutungs-Muster, die die Identifizierung einer Authentizität
in den Äußerungen einer persona möglich machen und herausformen; und
so auch in Bezug auf jeden selbst, die Identifikation meines eigenen Wer?
– Eines jener vorausgesetzten, etablierten und funktionierenden Muster ist
heute der ubiquitäre ›hermeneutische‹ Leitblick seinerseits: das universale
Verständnis, alles Mental-Authentische sei durch seine Verstehens-Akte
konstituiert und austariert – Prozesse, in denen eine bestehende Wer-Identität,
33
Ganz wenige evolutionäre Reste ausgenommen.
Oder genauer: die Summe des Äußeren, und diese normalerweise zunächst vielfältig
und durchaus keine klar konsistente Einheit.
34
290
Rainer Adolphi
mit bewussten Meinungen, Werten, Interessen, auf ein Zu-Verstehendes trifft
bzw. Verstehens-Erfahrungen macht, durch Erfahrungen hindurchgeht. Das
›hermeneutische‹ Muster ist sozusagen die Meta-Deutung, es profiliert das
›Selbst‹ in meinem Agieren und Äußerungen, das ›Selbst‹ und sein wahres
Werden und die Werte und Ziele, die es um dieses Prozesses willen ›haben‹
sollte. Je multi- und transkultureller Lebenswirklichkeiten, je brüchiger einst
feste Traditionen und Identitäts-Muster, je pluraler Milieus des Lebens und
›Werte‹, je ›individualistischer‹ Lebensformen und zugleich je effekt- sowie
›kreativitäts‹-orientierter Arbeitswelten, und nicht zuletzt je krisenhafter
individuelle Lebensgeschichten – desto mehr deuten und verstehen die
vereinzelten und auf sich selbst zurückgeworfenen Einzelnen sich selbst,
ihre Emotionen und Erfahrungen und auch die mit-agierenden Anderen als
›hermeneutische‹ Wirklichkeit, ›hermeneutisches‹ Ergebnis: eine MetaDeutung über ›Selbst‹ und Nicht-›Selbst‹ (sowie ›Selbst‹ vs. ›Umstände‹)
angesichts jener Realitäten, Verständnis des Authentischen (in Abgrenzung
gegen ›die Umstände‹ u. dgl.) als die freien, ihrer selbst bewussten, einander
begegnenden ›Ich‹-Subjekte. Es ist die Deutung, die sich selbst – die Generierung von: ›Subjektivität‹ – zugleich gerade unkenntlich macht.
Dies entwickelt einen unmerklichen Sog. Jene gegebenen Deutungs-Muster sind, und das gilt für alle, nicht auf die großen (›religiösen‹)
Weltbilder und deren Traditionsmacht beschränkt oder überhaupt auf eine
theorieartige Metaphysik. Deutungs-Muster fungieren vielmehr – und je
›moderner‹ Wirklichkeiten, desto mehr – viel massiver und konkreter über
kursierende und zuhandene Sprachbildungen sowie Metaphoriken. Ein
Verständnis des Menschen und von eigentlichem ›Selbst‹ hat sich stets in
bestimmten Begrifflichkeiten, Metaphern und auch Bildern dem ganzen
Denken eingeschrieben.35 So wie zu früheren Zeiten dies Elemente aus dem
35
Zu diesen gehören auch jeweilige Metaphern und Bilder, was das menschliche Leben
bzw. die Existenz ›eigentlich‹ ausmache und was dagegen Verfehlungen, Verhärtungen
des ›Selbst‹ seien oder diese bewirke. So im Christlich-Religiösen: der Weg des Lebens
als Reise (anfänglich: die alle Sicherheiten des Äußerlichen hinter sich lassende Pilgerreise) und als Suche, und das Bild vom verschlossenen Herz vs. dem sich öffnenden und
sich schenkenden Herz; oder im Psychoanalytischen der Weg des Lebens etwa als der
Prozess, Verletzungen ausgesetzt zu sein – sowie Konflikten zwischen Impuls-Regungen, Unerreichbarkeiten u. a. m. – und dies um einer leidlichen Integrität und Identität
willen bewältigen zu müssen; und so auch in hermeneutischen Deutungssprachen und
ihren Metaphern: z. B. ein ausgeweiteter (und manchmal zugleich psychologisierter)
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
291
religiösen (christlichen) Denkkosmos und Menschenbild gewesen waren, so
sind es heute neben Begrifflichkeiten aus dem Bereich der Technik, der Information und des Medialen in immer breiterem Maße vor allem ›hermeneutische‹ Begriffe. ›Hermeneutische‹ Begriffe sind in unsere Alltagsvokabulare
eingegangen, machen inzwischen ganz elementar die Alltagsvokabulare der
Sprachen von ›Selbst‹, Subjektivität, Autor und Normativem aus, prägen
darüber die Welten der Erfahrung – auch Erfahrung des eignen ›Selbst‹ –,
Deutung und Verständigung.
Der homo interpretativus, so gilt es darum wohl zu folgern, – das ist
zugleich der homo ideologicus. Der in seinen Verstehensakten und Auslegungen lebende Mensch ist das Wesen, das sich Deutungen nicht entziehen
kann, weil in Deutungen es überhaupt erst ›selbst‹-ergriffen wird – und
gerade die ›hermeneutische‹ Deutungssprache – Vokabulare und Modelle
– ist hier nicht die Selbstaufklärung der faktisch herrschenden, faktisch
geschehenden Deutungsmächte über unser Leben, unsere Wirklichkeiten
und unsere Erfahrungen. Sie ist alles andere als die schließlich gewonnene
Meta-Perspektive, als die sie intern erscheint. Sie ist, in dieser Hinsicht
gleicht sie ihrem Gegenstück, dem szientifischen Positivismus, nur die
›Ideologie‹ der Ideologieüberhobenheit (›Ideologie‹ des Ausgleichs der
Ideologien, Ausgleich der verfestigten Mentalwelten).
IV. Ambivalente Konjunktionen
Man muss heute wohl zur Kenntnis nehmen, dass es auch so etwas wie
Versuchungen des hermeneutischen Denkens gibt, aufkommende Untiefen
seiner Theorie, und wenn das Hermeneutische in einer (herkömmlichen)
anthropologischen oder anthropologisierenden Argumentation entwickelt,
den anthropologischen Mustern der hermeneutischen Tradition,36 dann
vielmehr nur potenziert, verfestigt. Um es an den drei genannten Problemkreisen festzumachen, so tendiert hermeneutisches Denken, und gerade
bei einer seiner kursierenden anthropologischen Fundierungen, (1) dazu,
Begriff von ›Erfahrung‹ – der Weg des Lebens als ein Geschehen solcher ›Erfahrung‹
(»hermeneutische Erfahrung«: eine Begegnungserfahrung).
36
D. h., die Position des ›Menschen‹ dabei rein in die Richtung des Aktivisch-Dominanten – etwas ›seinen‹ Interpretationen zu unterwerfen – zu denken.
292
Rainer Adolphi
in seiner Konzeption des Verstehens und dessen menschlicher Bewandtnis systematisch zu verkennen, dass die Prozesse der Deutung und sich
einstellenden Einsichtserfahrung nicht in einer einfachen Immediatität
(Subjektgeist / Bedeutungsgehalte, Ich / Du, eigener-Herkunftshorizont /
Erlebenseingetauchtsein-in-eine-andere-Kultur usw.) sich vollziehen, auch
weder human-universell sind noch total, ferner in vielem durchaus nicht
eindeutig sind und auch nicht ein (Gestalt-)Ganzes ausmachen und eine
(Identitäts-)Ganzheit dem Verstehen repräsentieren. Tendenziell verkannt
sind die Akte der (eingreifenden) Konstruktion, das Versuchshafte bei Verstehen, und dass es immer nur teilhaft bleibt, sowie alle Aspekte von Pluralität.
Es ist ein Modell der reinen Anreicherung, der Deutungsprozesse als immer
weiterer Vertiefung bzw. Verbreiterung. Systematisch ausgeschlossen ist,
dass jeder noch so offene Deutungsschritt seinerseits neue Abblendungen
bedeuten könnte. – Bei manchen dieser konzeptionellen Voraussetzungen
expliziter hermeneutischer Theorie waren übrigens die Anfänge der Tradition schon einmal weiter. Schleiermacher etwa hat sowohl das irreduzibel
Plurale von Verstehensdimensionen im Sozialen gesehen wie auch das
Verstehenssubjekt als Verstehensgemeinschaft bzw. den Einzelnen als Teil
einer solchen Gemeinschaft.37
Bisheriges hermeneutisches Denken und seine ›Anthropologie‹ haben (2) so gut wie stets alle erforderliche Differenzierung aus dem Blick
gebracht, dass der Umkreis dessen, was der Welt meines Wissens, Wertens
und der Orientierung verstehend zu eigen geworden ist, keineswegs überall
in seinem Ja-oder-nicht offen ist, dem Subjekt ins persönlich-charakterliche
Belieben gestellt ist38 – das ›Verstehen‹ als jeweilige Akte persönlicher
existenzieller Option und moralischer Größe. Und schließlich ist (3) in den
bisherigen Konzeptionen, aus systematischem Grund, fast stets verkannt,
dass das hermeneutische Geschehen der Deutung – was seine menschlich ›inter-subjektive‹ Dimension ausmacht – nicht schlechterdings ein Geschehen
der Freiheit ist: zu einer Deutung zu kommen. Hinter den hermeneutischen
Konzeptionen und ihrem Blick auf reale soziale Prozesse steht noch immer
37
So bei ihm die vier grundlegenden Interpretations-Gemeinschaften des politischen
Lebens, des Erarbeitens und Weitergebens von Wissen (»Wissenschaft«, Bildung/Schule),
des freien bürgerlichen Austauschs, und der Kirche. Vgl. F. Schleiermacher, Grundriß
der philosophischen Ethik, Berlin 1841, S. 122–178.
38
Und auch nicht umgekehrt bei Ausbleiben: einfach individuell zur Last gelegt werden
kann, in jederlei Hinsicht.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
293
unreflektiert eine nachgerade klassisch philosophische Idee des freien und
sich selbst durchsichtigen Subjekts. Doch statt eines Ideals, für inner-soziale
Macht-Verhältnisse der Deutung und inner-soziale Verwerfungen lediglich
(möglichst viele) Räume des Verstehens und des Abgleichs installieren zu
müssen, gilt es zu sehen, dass die Deutungen nicht nur aus dem Verstehensprozess hervorgehen, sondern in wichtigen ihrer Bestimmungen schon vor
den betreffenden Verstehens-Subjekten da sind. Das Menschenwesen muss
wesentlich auch von Deutungen sich erst befreien, die hermeneutische Souveränität muss der Mensch sich u. a. auch gegen Ideologien über ihn erst
erwerben39 – und dies gilt gerade auch im heutigen Zustand der scheinbar
posttraditionalen ›hermeneutischen‹ Gesellschaft, zu den Ideologien gehört
auch die herrschende panhermeneutizistische ›Subjekt‹-Sprache selber.
In diesen Schwierigkeiten – immerhin drei entscheidende anthropologische Sachverhalte nicht angemessen gesehen zu haben – steckt offenkundig etwas Allgemeineres. Es betrifft die Theorieform ›Anthropologie‹
generell. –
Nach ›dem Menschen‹ zu fragen und den Wesensgegebenheiten resp.
-bedingungen seiner ›Natur‹, steht stets als Pol des Widerstands gegen das
herrschend Faktische. Dies macht das Potential aller ›anthropologischen‹ Argumentation, ein Potential des Kritischen: ob wir etwas anderes sein könnten,
als durch die Gestalt des jetzigen Lebens zum festen Horizont – GewohntSelbstverständlichen – geworden und von uns selbst prozessiert, Ablauf für
Ablauf fortgeschrieben. Wo nicht (oder nicht mehr) diese Frage gestellt,
drohen Lebenswirklichkeit und Gesellschaft nach nur noch funktionalen
Kriterien sowie Kriterien der (System- oder Sozial-) Integration modelliert
zu werden; jede Distanznahme und jede Kategorie von ›Entfremdung‹ u. dgl.
verdampft. Doch eine Anthropologisierung der Phänomene, Fassung von
allem als Ausprägungen oder Vermögen ›des‹ Menschen, kann ihrerseits
in Einebnung anderwärts gewonnener Differenzierungen umschlagen. Das
Argument ›Der Mensch!‹ (und was seine ›Natur‹ eben erfordere) erscheint
als Universalantwort.
Für hermeneutisches Denken und seine Theorieform gilt wohl vor allem
dies Negative. Der Rückgriff des hermeneutischen Denkens auf dezidiert
›anthropologische‹ Argumentationen, Entfaltung des Hermeneutischen
39
Hieraus dann auch das Recht, sich der sozialen Normativität, an den bestehenden
Prozessen und ›Orten‹ des homo interpretativus teilzunehmen, zu verweigern.
294
Rainer Adolphi
von seinen anthropologischen Bewandtnissen her, wird i. allg. mit einer
strukturell zu einfachen ›Anthropologie‹ einhergehen: eine ›Anthropologie‹,
die das Subjekt-Sein (mit bereits bestimmten Überzeugungen/Meinungen,
Bedürfnissen, Werten, Zielen usw.) als bestehende Entität voraussetzt und
die Verstehen nur in der einen Richtung des souverän-aktivischen Menschen
kennt, der ein Anderes seinen Interpretationen (entsprechend den Kriterien
jener Subjektivität) unterwirft, mit seinen Interpretationen überzieht. Darin
sind an mehreren gedanklichen Fronten, wo Offenheiten, Uneindeutigkeiten,
ja Spannungen fruchtbar wären,40 fruchtbar für das einzelne Menschenleben
– seine Entwicklung – wie für die Theorie, Sachverhalte neutralisiert. Das
Potential eines Anthropologischen ist, vor allem wenn es – ›hermeneutisch‹
– auch alles Mentale darunter zu befassen versucht, hier weithin verschenkt.
Verschenkt, weil zu unmittelbar angesetzt.
›Anthropologische‹ Offensiven im Lager des hermeneutischen Denkens
bewirken so allenfalls eine irisierende Eindeutigkeit. Gerade in hermeneutischem Denken tut sich ein Feld auf für das, was stets die größte Gefahr
›anthropologischer‹ Argumentation war: die Verabsolutierung von etwas
Zeitbedingtem. Die Gefahr von Theoremen über ›den‹ Menschen, immer
und überall, an Stellen, an denen ein Stück Gesellschaftstheorie erforderlich
wäre – Ersetzung von Gesellschaftstheorie durch Anthropologoumena.
Diese Anthropologisierung hat das hermeneutische Denken denn
häufig in die Gasse eines bestimmten Fundamentalismus geführt, eines
Fundamentalismus der (einzelmenschlichen) Deutungssouveränität wie
Deutungsverantwortung und Fundamentalismus der Verstehbarkeiten.41
Hermeneutisches Denken ist, vom Typus und auch von der Motivation her,
zunächst ein Denken der Verflüssigung; die Prozesse des Verstehens aufzeigend, sollen die objektivierten Anschauungen und Geltungen, in denen
das Leben befangen ist, in ihrer menschlichen Konstituierung, in Werden
40
Wie dies exemplarisch Plessner gesehen hatte.
Von dieser prekären Tendenz ausdrücklich ausnehmen möchte ich die Theoriebeiträge
von P. Ricoeur, insbes. die in seinen späteren Werken Temps et récit (I–III, Paris 1983–
1985), Soi-mȇme comme un autre (Paris: Seuil 1990), La mémoire, l’histoire, l’oubli
(Paris: Seuil 2000). Vgl. aber zu Problemen auch dieser Hermeneutik meinen Aufsatz
Das Verschwinden der wissenschaftlichen Erklärung. Über eine Problematik der Theoriebildung in P. Ricoeurs Hermeneutik des historischen Bewußtseins, [in:] A. Breitling,
S. Orth (Hrsg.), Erinnerungsarbeit. Zu Paul Ricoeurs Philosophie von Gedächtnis,
Geschichte und Vergessen, Berlin: Berliner Wissenschafts-Verlag 2004, S. 141–171.
41
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
295
und Wandelbarkeit bewusst werden – in theoretischer Hinsicht ein Denken
des Antidogmatischen und Antirationalistischen, in praktischer Hinsicht
die conditio humana des Einzelindividuums einklagend. In den einstigen
Strömungen damit verbunden war die Utopie, die sich ›romantisch‹ nennen
ließe: durch Befreiung der hermeneutischen Prozesse (und institutionalisierte
Sicherung der betreffenden Räume) eine neue Humanität der Gemeinschaft
zu stiften – die geistigen wie emotiven Potentiale der einzelnen Subjekte
auszuschöpfen, sie gewissermaßen zusammenzutragen.
Die heutige hermeneutische Theoriekonjunktur jedoch macht sich
geltend im Zustand einer drohenden Unverstehbarkeit der Welt und des
Du, zuletzt auch der Fraglichkeit des Menschlichen überhaupt, bis hin zur
Souveränität über das eigne ›Ich‹. In diesem Zustand – zugleich ein Zustand
der Erosion der sozialen Institutionen der Tradierung und insofern Erosion
aller tradierter Selbstverständlichkeiten – ist die Wirklichkeit in vielem bereits
hyperhermeneutisiert: Lebenswelten, Zwischenmenschliches und gesellschaftliche Prozesse sind erfasst von einem Terror der ›Anfragen‹-an-mich
und von einer Diarrhö der ›Mitteilung‹. Es ist, für das Subjekt, ein Zustand
des Zuviel – Zuviel der erforderlichen Identifizierung von Autor-Subjektivitäten, Zuviel der an mich herandrängenden Emotionalitäten der Mit-Menschen
und nicht zuletzt auch einem Zuviel an zu verstehendem ›Wissen‹, das in
seiner schieren Menge und (zumindest vordergründigen) Unstrukturiertheit,
ja Wuchern, meine individuellen Kapazitäten der Orientierung übersteuert.
Statt diese Realentwicklung mit hermeneutischen Fundamentalprogrammen
anzuheizen, bedürfte es vielmehr gerade einer Diätetik des Fragens. Und
statt der Flucht in den Aktionismus des Interpretierens: einer Vorsicht und
Demut, etwas als ›unverstehbar‹ stehen zu lassen.
V. Antiquare des Menschen
Die alten Verständnisse, das prekäre Wesen Mensch fasslich werden zu
lassen, hatten über Jahrhunderte das Was bestimmt in Bezug auf die tieferen
Schichten des Lebendigen und in Bezug auf das höhere Sein, das ontologisch
Absolute – in Bezug auf das Tier und in Bezug auf Gott (oder göttliches
Ideen-Sein, Ideen-Ordnung). Beides bedeutete auch eine bestimmte Auffassung der menschlichen Verstehensprozesse, zwei Modelle: im einen das
den Menschen auszeichnende Verstehen als Erkennen (Erfassen), Benen-
296
Rainer Adolphi
nen, Zuordnen-aller-Weltdinge-in-ihr-Wozu, schließlich Herrschen (kraft
Verstehen); im andern das Verstehen als Hören, als In-sein-Sein-gerufenwerden, als Gesetzt-werden-durch (-das-zu-verstehende-Höhere) und als
Orientierung (-auf-das-Höhere-hin bzw. dann -von-ihm-her). Waren es, wo
dezidiert anthropologische Argumente oder Perspektiven geltend gemacht,
in der Tradition jener alten Verständnisse Impulse der Selbstbehauptung
und Selbstergreifung, so steht das Menschliche heute in einer ganz anderen
Fraglichkeit. Und auch in Theorie-Hinsicht: Waren die Gegner, wogegen
›Anthropologie‹ bisher sich in Aufstellung brachte, sozusagen ›ideologische‹
Gegner – Theorie-Ideen, in denen die nun einmal bestehenden Gegebenheiten
des Wesens Mensch nicht angemessen berücksichtigt sind42 –, so steht die
Theorie heute vor einer realen, und darin auch irreversiblen, Entwicklung
– dem Entschwinden des menschlichen Wesens in seinen einst höchsten
Vermögen. Der Mensch scheint gerade in zentralen geistigen Wesensbefähigungen sein Monopol zu verlieren: sein Monopol auf Erden.
Michel Foucaults berühmt gewordene Folgerung, »daß der Mensch
[schon bald wieder] verschwindet wie am Meeresufer ein Gesicht im Sand«43
– abdanken wird zugunsten einer Wissenschaft der ›über‹ uns stehenden
Strukturalitäten –, war, wie wir heute wissen, eine Wahrheit mit sehr kurzer
Halbwertszeit. Eingetreten, aus guter Motivation, ist von dieser Prognose das
Gegenteil. Anthropologie, als Wissenschaft des Widerstands, hat Konjunktur
mehr denn je. Aber, Foucault hatte gesehen, dass in den herrschenden Vorstellungen, welche Bedeutung ›dem Menschen‹ zugesprochen wird, auch eine
bestimmte Subjekt-Idee fungiert, die, weil einer zu Ende gehenden Epoche
angehörend, einem historischen Umbruch unterliegen könnte. Das gilt auch
für das »Menschenbild« des hermeneutischen Denkens. Doch im Unterschied
zu Foucaults Perspektive, die dabei nur Epochen des Wissens in Erwägung
zieht, kommt der Veränderungsdruck heute wesentlich von einer neuen
Epoche der Wirklichkeit.
42
Etwa die Vernachlässigung des Menschen – mit dem Mensch-sein zusammenhängender Gegebenheiten – im ›Rationalismus‹ bzw. der Rationalitäts-Fixiertheit des
Aufklärungsdenkens oder in Tendenzen des Wissenschaftssystems (Funktionalismus,
Strukturalismus, usw.).
43
In bewusst doppelter Rede von ›menschlich‹: »Der Mensch ist nicht das älteste und
auch nicht das konstanteste Problem, das sich dem menschlichen [sic!] Wissen gestellt
hat.« M. Foucault, Die Ordnung der Dinge. Eine Archäologie der Humanwissenschaften
(fr. Original Les mots et les choses, Paris 1966), Frankfurt: Suhrkamp 1971, S. 462.
Die Macht der herrschenden Verstehbarkeit
297
Vielleicht ist hier gerade die Theorie das Problem. Menschliche Welten
sind Welten-des-die-Wirklichkeit-Verstehens, ›hermeneutische‹ Prozesse
geschehen: und in ihnen formt sich stets ein Bild-von-ihnen – und Bild
des hermeneutischen Subjekts –, im Prozess emergent. Unter den heutigen
Konstellationen scheint dieses Bild, und mit zunehmender Theorie nur umso
ferner aller Abwägung, in Einseitigkeiten zu treiben. Gerade wo Möglichkeiten des menschlichen Abgleichs immer mehr entschwinden, wird dem
homo interpretativus mehr und mehr aufgebürdet.
Das hat etwas Fahrlässiges. Die Sprachen der menschlichen Dinge,
in der gelebten Wirklichkeit, schwanken zwischen Begrifflichkeiten, die
sich denen technischer Prozesse annähern (›Information‹, ›Speicherung‹,
(Kalkül-)›Operation‹, ›Programm‹, ›Energieumverteilung‹, ›Optimierung‹,
›Standardwert‹ usw.) und andererseits – was nur die Kehrseite ist – einer zunehmenden menschelnden Redeweise (Vokabularen der subjektiven Befindlichkeiten, der Psychologisierung und des ›Ich-fühl-mich‹),44 und gerade die
hermeneutischen Programme stehen da heute seltsam hilflos. Unter den im
Denken transportierten Vorstellungen über menschliche Welten, die eine adäquate Modellierung und Analyse der Wirklichkeit verhindern, sind deshalb
die ›hermeneutischen Mythen‹ vielleicht die hartnäckigsten. Je mehr Theorie,
desto mehr jedenfalls scheinen sie, zugegeben suggestiv und mit ehrlichem
Pathos, Muster einer alten Anthropologie zu restituieren; Gesellschafts- wie
Zeitprozesse erscheinen als immer nachrangiger, nachrangig gegenüber den
Wesenseigenschaften des ›ewigen‹ verstehenden Menschen.
Hermeneutik eine Nummer kleiner, und zeitsensibler, hätte hier mehr
an analytischem Potential, mehr auch an kritischer Distinktion. Und mit ihr
muss auch die Aussicht auf interpretierende Maschinen zwar die Wirklichkeitserfahrung beunruhigen – ob wir diese Welt wollen, in ihr leben wollen,
und ob dies nicht menschliche Beziehungen schleichend untergräbt, ja pathologisch verändert. Aber muss nicht die Theorie schrecken.
44
In seinem Grenzen der Gemeinschaft. Eine Kritik des sozialen Radikalismus (Bonn
1924) hatte auch Plessner hellsichtig bereits diagnostiziert, wie in der Gegenwart ›Gemeinschaft‹ – ihre suggerierte Wärme – gerade im Zustand ihres Entschwindens zu einem
hoch aufgeladenen Begriff geworden ist. Vgl. dazu meinen Aufsatz GemeinschaftsPathos und individualistische Fluchten. Der ›Geist der Nietzsche-Zeit‹ und seine Kritik
bei Helmuth Plessner, [in:] W. Kunicki, M. Kopij (Hrsg.), Nietzsche und Schopenhauer.
Rezeptionsphänomene der Wendezeiten, Leipzig: Leipziger Universitätsverlag 2006,
S. 47–80.
298
Rainer Adolphi
THE POWER OF THE DOMINATING UNDERSTANDING.
ON THE CONDITIONS OF A NON-TRIVIAL CONNECTION
BETWEEN ANTHROPOLOGY AND HERMENEUTICS
Summary
This essay attempts to take up the challenge of the human subject’s understanding
in light of contemporary ›systemic‹ superstructures and above all the achievements
of Artificial Intelligence. For the construction of a respective theory of human
understanding, a number of significant impetuses arise as soon as the argument
regarding the conditio humana – in contrast to the one-sided conception of man as
an actively interpreting subject – takes into account the fundamental passivity of
its condition, as well as its need for comprehensibility. The theory has to consider
how the understanding of being a subject develops in acts of comprehension, i.e.
the ›self‹ as a secondary formation. (The essay outlines parts of such a theory referencing H. Plessner.)
The fruitful consequences of such an undertaking are situated in three
areas: (1) The complex processes of construction in all modes of understanding.
(2) The imposition or demand to understand (versus a complete moralization, i.e.
›understanding‹ as a bestowed kindness or as pertaining to the extend of one’s
character). (3) The primordial situation for human beings is that there are already
interpretations and ascriptions; from that results the structural susceptibility to ideology within the hermeneutical process (the homo interpretativus is at once the homo
ideologicus). To this ideology which masks the real interrelations belongs essentially
the ideology of hermeneutical concepts and metaphors themselves which circulate
in our times in everyday speech. Considering these three areas, also helps to escape
a new fundamentalism which certain hermeneutical modes of thinking harbour within
themselves (›anthropologoumena‹ in place of a necessary social theory).
Download