Materiały pochodzą z Platformy Edukacyjnej Portalu www.szkolnictwo.pl Wszelkie treści i zasoby edukacyjne publikowane na łamach Portalu www.szkolnictwo.pl mogą być wykorzystywane przez jego Użytkowników wyłącznie w zakresie własnego użytku osobistego oraz do użytku w szkołach podczas zajęć dydaktycznych. Kopiowanie, wprowadzanie zmian, przesyłanie, publiczne odtwarzanie i wszelkie wykorzystywanie tych treści do celów komercyjnych jest niedozwolone. Plik można dowolnie modernizować na potrzeby własne oraz do wykorzystania w szkołach podczas zajęć dydaktycznych. Mgr Agnieszka Rajch-Karpińska „Groza gór wysokich w poezji Kazimierza Przerwy - Tetmajera” Leon Wyczółkowski, Kazimierz Przerwa – Tetmajer. Wstęp Góry z poezji Kazimierza Przerwy- Tetmajera to piękne doliny, cicho szemrzące strumyki, i bogata tatrzańska roślinność. Lecz autor „Na Skalnym Podhalu” nie stworzył wyłącznie sielankowych krajobrazów górskich, pełnych malowniczych miejsc, na jakie można się natknąć, spacerując po tatrzańskich dolinach. W jego poezji pojawiają się rownież opisy gór wysokich. Tetmajer nazywa je „kamiennymi kolosami o twardych czołach”. Ukazane przez poetę góry to przede wszystkim polskie Tatry Wysokie oraz Alpy, z ich niebezpiecznymi przepaściami, urwiskami skalnymi i kamiennymi zboczami. Są to góry budzące grozę i zaskakujące człowieka swą trwałością. Podmiot liryczny w poezji Tetmajera Stanislaw Witkiewicz, Potok w lesie, 1894. Podmiot liryczny z poezji Tetmajera przemierza te gorskie krainy, dając upust swojemu uwielbieniu dla nich. Jest on utożsamiany z osobą autora, który odbył w swoim życiu wiele górskich wycieczek. Jest bacznym obserwatorem tego pejzażu, przekazującym odbiorcom swe odczucia w stosunku do oglądanego krajobrazu. Podmiot liryczny to wędrowiec, który spędza czas na samotnym chodzeniu po górach. Włóczy się po tej niedostępnej krainie szukając wytchnienia i spokoju. Innymi obserwatorami widoków są bohaterowie liryczni, którzy pojawiają się w wierszach Kazimierza Przerwy – Tetmajera. Są to: wiatr halny, orzeł, motyl oraz rosnąca samotnie wśród zwalisk skalnych limba, czy potok. Bohaterowie ci, to nieodzowne elementy każdego górskiego krajobrazu. Poeta za ich pomocą może ukazać góry z różnych perspektyw, z których nie jest w stanie spojrzeć na nie człowiek. Wiatr, hulający po stokach i zboczach, wlatuje w każdą szczelinę skalną. Dzięki wprowadzeniu postaci orła, autor pokazuje Tatry tak, jak widzi je szybujący po niebie majestatyczny ptak. Kolosy zbudowane z granitu Wędrowiec, jakim jest podmiot liryczny, widzi góry z dwóch perspektyw. Ogląda je z daleka i z bliska. Z oddalenia widzi je podczas drogi przez malownicze doliny. Z bliska może je ogladać po wejściu w dzikie królestwo gór wysokich, kiedy jest w stanie dotknąć ich twardego granitu. W wierszu „Wśród ciemnych smreków jest kapliczka z drewna...”, spaceruje on po tatrzańskim lesie. Ponad wierzchołkami drzew ukazują mu się masywne i ogromne skały. Sprawia to wrażenie, jakby góry „wyrastały” nagle z lasu, lub były „zrośnięte z lasem”. Podmiot liryczny ogląda ten widok, idąc po bajecznie pięknej dolinie. Oczom człowieka ukazuje się, budzący podziw, widok kolosalnych masywów skalnych: „ (...) I nigdy tego rana nie zapomnę, tych gór w przestworzu świecących złotawo, jak piramidy i gmach ogromne, (...)”. Góry, zauważone już z daleka, zdają się olbrzymami górującymi nad całą naturą wokół nich. Zdają się być panami krainy dolin. Nie sposób ich nie zauważyć. Szczyty skalne imponują człowiekowi swą wielkością i wysokością: „(...) daleko góry błyszczały jak wieże (...)”. Wędrowiec patrzy na góry, jak na „skalne zamczyska”, których wierzchołki próbują piąć się do nieba, wciąż wyżej i wyżej. Ściany gór wydają się być „stokami niebiosów”. W wierszu pod tytułem „ Patrząc ku Tatrom” podmiot liryczny pozostawia za sobą cudowne kolorowe doliny, a wkracza w prawdziwe królestwo gór. „Ja” liryczne widzi je stojąc na szczycie lub tuż pod nim. Znajduje się w krainie gór wysokich, gdzie pojedynczy szczyt jest „fali orła jedynie wieńczony otokiem”. Jest to krajobraz, który można ujrzeć dopiero po długim wspinaniu się po przepaścistych zboczach Tatr. Jest to „dach krawędzi świata”. Nad wędrowcem „nie ma nic, prócz słońca”. Stoi on na „zawrotnej wyżynie” skalnej, skąd widać tylko „obrót kolowrotu świata”. Wierchy „strzępią się w chmury”. Wszędzie widać „zlomy granitów dzikie i olbrzymie”. Wielkie szczyty górskie zdają się sięgać nieba. Podmiot liryczny tak opisuje swoje doznania „z orlej wyżyny”: „(...) śnieg pokrył ciemnym płatem ochmurzoną skałę. Chmury się dotykają prawie mego czola; (...)”. [w: W pustce] Stanisław Witkiewicz, Krokusy na tle śnieżnych gór, 1897. Tatry stają się bardziej kolosalne, gdy porówna się ich wielkość z kruchością Kolosalność gór człowieka, który może je jedynie podziwiać. Władysław Kopaliński w „Słowniku symboli” pisze o symbolice góry, jako o „ambiwalentnej mierze człowieka. Jego wielkie budowle stają się małe, gdy spoglądamy na nie z wierzchołka góry”. Kazimierz Przerwa – Tetmajer ukazuje w swych utworach małego i bezbronnego człowieka, który jest narażony na czychające na niego niebezpieczeństwa, podczas przemierzania gór. Lecz nie tylko istota ludzka jest na nie narażona. Góry z wiersza p.t. „Motyl”, wydają się jeszcze bardziej wyolbrzymione, gdy obecny jest tam motyl. Jest on malutki i wyraźnie odcina się na tle krajobrazu. Jest to spowodowane czystą bielą jego skrzydeł. Zestawienie widoku motyla z kolosalną skałą sprawia, że optycznie się ona powiększa. Ta wysoko położona kraina, wydaje się niesamowicie wielka. Jej rozmiar zwiększa się wizualnie, a dzieje sie tak poprzez zdrobnienia, jakich Tetmajer użył, by opisać motyla: „(...) motyl skalny przelata – jak orzeł samotny... jak dzwoneczek anielski na swych skrzydłach dźwięczy i kwiatem się odrywa gdzies z igły zawrotnej, i nad otchłanie czarne, nad skały olbrzymie unosi ta ptaszyna maleńka i dzika Podmiot liryczny, po wejściu na niebosiężny szczyt górski, spostrzega „głębokie morze gór”, które rozciagają się na bardzo rozległej przestrzeni. Z tego „czoła szczytu” ukazują mu się ich wierzchołki, utworzone z potarganych i poszarpanych skał. Wędrowiec jest otoczony nagimi, szarymi i stromymi ścianami. Widać stąd dzikie urwiska, upłazy, turnie i „wysoki zimny łańcuch” skalnych szczytów. Gdzieś w dole leżą ciche stawy, nad którymi wznoszą się zwały wyżłobionych ścian. Jeziora górskie są ze wszystkich stron zamknięte w „stalowym pierścieniu” otaczających je skał. Ściany te są „skrzesane do przepaści”. W oddali widać „zębaty grzebień wierchów”, nad którymi przelatuje wyjący wiatr. Samotny wędrowiec tak opisuje to miejsce w wierszu „Nie mój Dunajec”: „I w świecie nikt nie kochal tak samotnej skalnej drogi urwisk, gdzie w dole buja ptak i groza pieści nogi...”. Stanisław Witkiewicz, Czarny Staw – kurniawa, 1892 Wojciech Gerson, Zwał skalisty w Dolinie Białej Wody w Tatrach, 1892. Samotny wędrowiec idzie drogą „gdzie sie piętrami ścieżka w górę winie”. Są to „najurwistsze, najszaleńsze drogi”. To „kamienna dolina”, w ktorej widać gdzieniegdzie pojedynczą roślinność, ale zaczyna się tu już królestwo głazów. Mija „przepastne krze nie do przebycia”, jakimi są przepaście. Górskie skały są „podobne fali huraganu w biegu zaklętej w kamień”. Góry wysokie u Kazimierza Przerwy – Tetmajera to masa głazów i kamieni, które przybierają niekiedy dziwne formy. Skały mają ostro zakończone końce, które groźnie sterczą ku górze. Wyglądają one jak strażnicy, którzy strzegą tego królestwa, złożonego z niedostępnych zapadlisk. Uprzytamniają człowiekowi, że wchodzi w świat całkowicie mu obcy, pełen odgłosu wyjącego wiatru i spadających z hukiem kamieni. Głazy, które toczą się w dół, wykuwają po drodze kształty gór. Żłobią bruzdy lub wygładzają powierzchnię ściany skalnej. Szczyty tworzą kolumny „w niebo strzelające”. Wędrowiec, podczas postoju na jednym z nich, widzi wąwóz, który wygląda jak dwie rozdarte skały. Złomy granitów i bazaltowe skały wokoło są tak liczne, że tworzą nieomal „ławice”. W wierszu p.t. „ Motyl”, ukazana jest panorama wielkich szczytów, które występują w ogromnej ilości. Tworzą „powódź wierchów”. Z daleka wyglądają jak „zębaty grzebień”. Skały tworzą rodzaj ciemnego muru, ktory otacza „ja” liryczne z wierszy Tetmajera. W wierszu „Orłosęp” widać majestatycznego ptaka, który siedząc na iglicy obserwuje góry. Są to dla niego prostopadłe skalne ściany. W utworze „Ciemnosmreczyński Staw” wędrujący człowiek spostrzega, że ogromne głazy przybierają momentami kształty kamiennych wrót, przez które ze swobodą może przelatywać wicher: „Czasem się wiatr w kotlinie z skalnych przetacza wrót, po kosodrzewie płynie i mąci ciszę wód;”. Na szczytach górskich panuje mróz, nawet w letnie dni. Jest to siedziba wiecznie zrywającego sie wichru. Turnie są nagie, skrzesane przez wiatr i błyskawice. Ich stoki są zbudowane z zimnych i oślizgłych w dotyku kamieni. Wierchy to wznoszą się, to opadają tworząc „kotlinę granitów” lub skalne przełęcze. Leon Wyczólkowski, Giewont o zachodzie słońca, 1898. Tetmajerowskie góry wysokie obfitują w przepaście. Są to mrożące krew w żyłach otchłanie, po których ze swobodą przelatuje wicher. On jeden ma nad nimi przewagę. Przepastne Tatry Jemu nie grozi runięcie w przepaść. Dla zwykłego śmiertelnika, jakim jest podmiot liryczny, przepaście to miejsca niedostępne. Są to bardzo głębokie zapadliska skalne. Wyglądają jak wykute w skale kręgi. Wydają się nie mieć dna, gdy próbuje się spojrzeć w ich głąb. Ich wnętrze jest mroczne i ciemne. Odgłos wlatującego tu wichru sprawia takie wrażenie, jakby ktoś głośno zawodzil i jęczał: „(...) (...), owe zapadliska niedostępne wśrod złomów, gdzie jeden się wciska mrok i gdzie wicher końcem swych skrzydeł uderza z głuchym jękiem, jak końskie na polu kopyto, uderzające w zbroję martwego rycerza: (...).” [w: Ciche, mistyczne Tatry”] Nie dochodzi tam światło dnia. W nocy księżyc oświetla przepaście, lecz jego światło nie jest w stanie przebić się przez ponurą ciemność tych miejsc, która jeszcze bardziej się uwydatnia podczas owych księżycowych nocy. Ciemność przepaści zostaje podkreślona właśnie poprzez zestawienie jej czerni z czystą bielą łagodnego światła księżyca: „U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady Otchłań to dla wędrowca „głębia ponurej kotliny”, gdzie panuje grobowe milczenie głazów. Jest to „śródskalna straszliwa głąb”, której początkiem jest brzeg urwiska. Przepaść zdaje się być „zasłana złomem”. To najdziksze i najniebezpieczniejsze miejsca w górach. To „przepastne głębiny” bez dna. Tetmajer podkreśla ich głębokość i ukazuje je bardzo precyzyjnie. Uświadamia to odbiorcy, także poprzez opisy otchłani górskich stawów. Leżą one nisko pośród zwalisk skalnych, w dole. Ich toń kusi oko człowieka swą nieprzejrzystością i bezdennością. Wędrowiec próbuje dostrzec dno górskiego jeziora, jednak nigdy mu się to nie udaje. Im bardziej próbuje je zobaczyć, tym bardziej ono „w głąb ciemnieje”. Wzrok, który jest „zbyt krótką kotwicą” może „chwiać się tylko pośrodku fal”: „(...) Na dole zlomy, a w otchłani, nisko, staw, ciemna bezdeń, tak ponura oku, jak las o późnym, przeddeszczowym mroku. (...).” [w: Byliśmy razem w kamiennej dolinie...] Wojciech Gerson, Czarny Czubki gór zdają się piąć dalej w górę. Przepaść opada Staw pod Kościelcem w nieprzerwanie w dół. Tworzy się „nieprzejrzana dal”. Jest to „przepaść spadów”. Wydaje się ona nie mieć końca. Jest to rodzaj Tatrach, 1888. „śródskalnej doliny”, w którą z hukiem staczają się drobne kamienie i ogromne głazy. Przepaść posiada „moc przyciągania” w dół, w swą głębię. Wszystko to, co w nią wpada, pozostaje tam już na zawsze. Przepaść nigdy nie zwraca swoich ofiar, którymi mogą być ludzie, samotne limby, głazy zawieszone nad brzegiem stromizny, czy wpadające w otchłań potoki górskie, które płyną szybkim nurtem. W wierszu pod tytułem „Widok ze Świnicy do Doliny Wierchcichej” podmiot liryczny przebywa na wierzchołku tytułowego tatrzańskiego szczytu. Ogląda stąd piękne widoki lasów i dolin. Jest przerażony obrazem przepaści, gdy spogląda w dół. Stwarza ona takie wrażenie, jakby chciała „pożreć” wędrowca swą „paszczą”. Osoba mówiąca w utworze „Oda przestrożna”, zdaje sobie sprawę z faktu, jak niebezpieczna może być ta otchłań. Wystarczy lekko pochylić się do przodu, by zginąć w dole. Wędrowiec nie jest w stanie zebrać swych myśli, gdy spogląda w jej głąb. Otwarta głębia może pomieszać ludzkie zmysły: „Nie czas bowiem zawracać, gdy bezdeń ciemna myśli w głowie pomiesza i rwie ku sobie, i śpi wysokie niebo, kiedy niebaczny runie.” Widok rozwartej pod wędrowcem przepaści wywołuje w nim lęk przed roztrzaskaniem w dole. Patrzy on w otchłań, a to odbiera mu jasność myślenia: „(...) (...) gdzieś od szczytów toczy się pomału bryła śniegu – wzmaga się, rośnie, już ogromna leci w przepaść!...Myśl za nią leci nieprzytomna tam – w otchlań(...) (...).” [w: Na polowaniu w górach] Aleksander Mroczkowski, Ganek, 1921. Myśl o śmierci w górach posiada moc hipnotyzującą. Widok przepaści przyciąga śmiałka w swą stronę, i popada on w rodzaj szału, którego nie potrafi kontrolować. Wyraźnie widać to w utworze Tetmajera p.t. „ Alpejska palma”, gdzie nawet skała współuczestniczy w spychaniu człowieka w otchłań: „I już go skała od się prze dostaje tysiąc rąk okropnych odpycha – w dół się cała gnie, podcina opad śniegów kopnych; już w bezdni świeci jasny mrok, szkliwem tumani błędny wzrok, rozchwiewa góry, niebo schyla, słońce zatacza - - jeszcze chwila...” Każdy wędrujący jest narażony na niebezpieczeństwo upadku i przepadnięcia gdzieś w górskich głębinach. Podmiot liryczny z wierszy Tetmajera jest bardzo ostrożny, gdy chodzi po górskich szlakach. Wie, że wystarczy moment nieuwagi, aby pochłonął go odwieczny odmęt. Przepaść pochłania także rosnące u jej krawędzi drzewa, które są stare i spróchniałe, i nie są już w stanie trzymać się bezpieczniejszej strony urwiska. W wierszu p.t. „Schnąca limba”, drzewo próbuje resztkami sił walczyć z wciągającym je odmętem. Nic nie jest w stanie go uratować. Limbę wzywa „nurt przepaści”: „Nad nurtem jej ze skalnej wyrosła posady limba: zżółkłe konary smutno na dół chyli, czując, że dłużej walczyć na próżno się sili i runie – wicher szumi jej hymny zagłady.” Głazy również są skazane na upadek w te „wądoły bez den śnieżne”. Lecą one bez pamięci w dół, przyciągane przez jakąś zdawałoby się, straszliwą siłę. Rozpędzone głazy nagle zapadają w „wieczną niepamięć”. Razem z nimi płynie potok wysokogórski, który pędzi z taką szybkością, jakby niestraszne mu były te bezdenne głębiny: „Szumi i pędzi – i z urwiska przez głaz, co góry z sobą skuł, w otchłań się czarną srebrny ciska i leci bez pamięci w dół.” [w: Potok symboliczny] Leon Wyczółkowski, Limba nad Morskim Okiem, 1913. W tym zapamiętałym szale spadania uczestniczą także mgły: „Spoza przełęczy lecą mgły, z szumem się w górze mącą i zapadają, jak ludzkie sny, w przepaść jak grób milczącą.” [w: Poranne. białe...] Kamienne królestwo Tatr Góry Kazimierza Przerwy – Tetmajera to twarde kolosy. „Próg tatrzańskich granitów” jest mocno wbity w grunt. To majestatyczne olbrzymy, których czoła uwieńczone są „skalnymi koronami”. Strzegą oni swego kamiennego królestwa. Podmiot liryczny jest świadomy tego, że tu wysoko, to właśnie góry rządzą jego życiem. Mają one władzę nad każdym ruchem człowieka idącego skalnymi zapadliskami. Panują również nad potokami, których szum będzie trwał, dopóki złomy granitów nie spadną w dół, i nie zatrzymają biegu górskiej wody: „(...) wiecznie szumiaca z urwisk stromych rzeka; nigdy się szum ten posępny nie zgłuszy, nigdy, aż zwali się granitu zrąb - (...).” [w: Przy Morskim Oku] Góry są zbudowane z twardego granitu. W „Słowniku motywów literackich” można przeczytać, że są one „symbolem niewzruszoności; trwania i siły.” Jest to wiecznie trwający granit, „po którym chmura pędzi, wiatr szalony wyje”. Są to dumne wierchy, które istnieją od wieków, jak „skalne piramidy”. Szczyty stwarzają wrażenie bardzo stabilnych skał, które „wrastają” w otaczający je świat. Władysław Kopaliński w „Słowniku symboli literackich” pisze, że „góra to symbol nieruchomości. Potężna masywność góry czyni z niej wyobrażenie stałości i niezłomności”. Skalne kolosy z poezji Tetmajera stanowią dla wędrowca „niezdobyty gród”, który jest „kuty z ciosu granitowych odłamków i marmurowych bieli”. Tworzą trwałą zaporę przed słońcem, którego promienie słabo tu docierają. Z daleka przypominają „zimny łańcuch skał”. Jan Nepomucen Głowacki, Dolina Kościeliska w Tatrach, 1840. Góry stoją w wiecznym bezruchu, który jest szczególnie widoczny w momencie, gdy podmiot liryczny przygląda się pędzącym po niebie chmurom, i szalejącemu wichrowi halnemu, czy szybującemu w niebiosach orłowi. Maria Podraza – Kwiatkowska w eseju „Tułacze i wędrowcy” pisze, iż wrażenie bezruchu zwiększa się, gdy wędrowiec patrzy na pozbawione drzew i strumieni skały. Nic nie jest zdolne poruszyć spokojnych gór, „pewnych” swej niezniszczalności. Tetmajerowski „kamienny pejzaż” nie ulegnie zagładzie. Żadna ze skał nie była „tknięta nigdy ręką czyją, ledwie okiem” przyglądającego się jej człowieka. Góry mogą zostać jedynie nadniszczone przez działanie różnych czynników erozyjnych. Burza z piorunami i wiatr halny potrafią zdruzgotać tylko zewnętrzną warstwę skał, od których odłupują się wtedy twarde złomy. Po przejściu nawałnicy, góry nabierają nieco odmiennego ksztaltu, lecz ich kamienne wnętrze pozostaje niezmienione. Nieruchome i ogromne wierchy mogą także „zsiąść się w głąb”, gdy nadniszczeniu ulegną ich fundamenty. Spokojne i dostojne skały otaczają małe stawy swym „murem”. Obraz gór odbija się w ich czystej i przejrzystej powierzchni wody. Widok ten nasuwa myśl, że człowiek nie może nigdy zatrzymać się w czasie, ale musi żyć, starzeć się i umierać. Góry stoją odwiecznie i ich przeznaczeniem jest odbijanie się w tafli wody. Tym, co człowiek może zatrzymać dla siebie na stałe, są wspomnienia. Zamarłe olbrzymy W tych wiecznie trwałych i twardych granitach brak jakiegokolwiek życia. Zatem nie mogą one przestać istnieć. Wędrowiec obserwuje ze szczytu tylko „martwotę pustych mórz”. Jest to „pusta, ponura, olbrzymia martwość” pełna „wiecznie sennych wierchów”. To „toń zamarla granitów”, które przerażają swą martwotą i milczeniem. „Martwe głazy” są widoczne niżej, w pięknych dolinach. Są one zapowiedzią wielkiej martwoty tu, w górze: „Na jasnych, bujnych traw pościeli pod słońce się gdzieniegdzie bieli w zieleni martwy głaz.” [w: Widok ze Świnicy do Doliny Wierchcichej] Zimny i ponury granit lodowatych skał więzi pod sobą górskie kwiaty, które są dodatkowo przysypane strąconym z góry gruzem. Kwiaty więdną. Usiłują dojrzeć słońce, lecz ciemność panująca pod nieżywą skałą uniemożliwia im to. Kamienie pociagają rośliny ku śmierci, a one na prożno próbują się temu sprzeciwić: „Pod martwą skałą więdną górskie kwiaty, zwarzył je mróz, burzą strącony i zniesiony deszczem przysypał gruz. Więdną i próżno patrzą ku słońcu spod martwych skał i po co na tę śmierć nieuchronioną wiatr tam je siał?...” [w: Pod martwą skałą...] Stanisław Witkiewicz, Wiatr halny, 1895. Śmierć jest wszechobecna w górach. Każdy element roślinności, który rośnie w samotności, zmuszony jest do tego, by stać się częścią tego martwego krajobrazu. Ale nie tylko rośliny straszą swą martwotą pośród nagich skał. Wszystko, co znajduje się w tym granitowym pejzażu i jest nieruchome, jest naznaczone piętnem zagłady, lub już jest umarłe. Górskie jeziora nie mają w sobie żadnego życia. Ich powierzchnia jest poruszana powiewami wiatru. Ich toń przyjmuje w swą głębię spadające odłamki kamieni. Jeziora są całkowicie bierne. Nie zamieszkuje ich ani jedno żywe stworzenie. Widok zamarłego Morskiego Oka, uświadamia podmiotowi lirycznemu, jak bardzo „umarła” jest górska pustka, w której on się obecnie znajduje: „Huczą nad tobą burze, martwa wodo, płomienną strzałą gromy toń twą bodą, ale najdziksza górska nawałnica tak nie zatarga twoich głuchych fal, (...) Stanislaw Witkiewicz, Juhasi ze stadem owiec na tle turni tatrzańskich,?. Ku głebiom twoim, martwa wodo, ścieka wiecznie szumiąca z urwisk stromych rzeka; (...).” [w: Przy Morskim Oku] przerażające, stoją tu w niesamowitej ciszy, ktorej nic nie jest w stanie zmącić. Małe „Odwieczna cisza skał” kamienie cicho spoczywają pod ciemnym murem skał. Majestatyczne olbrzymy milczą niezmiennie. „Wiecznie senne wierchy” tworzą to miejsce, gdzie „wieczysta Cisza śpi”. „Głuche szczyty skał” tworzą tłum „milczących zwieszonych turni”. Stoją one przez wieki w tym samym miejscu. Wydawać się może, że tu czas jest tak samo „uśpiony”. Wiatr owiewa szczyty turni, które są „brzemienne niemym głosem”. Odgłos ten porównany jest do głosu, który jest w „nie kołysanych mosiężnych dzwonach”. „Martwa cisza” czyni z tego pejzażu rodzaj „skalnej głuszy”. Jej głuszę przełamuje szmer spadających kropel. Paweł Próchniak w opracowaniu p.t. „W pustce. Osiem notatek o jednym wierszu Kazimierza Przerwy – Tetmajera” podkreśla, że wlaśnie w ciszy, w całkowitej, kojarzącej się z głuchotą: głuszy – słychać coś, co poza nią nie jest do rozróżnienia ludzkim uchem. Słychać tu nieomal mienienie się kropel ze stopionego śniegu. Wielka cisza ogarnia wszystko: „(...) I takiej przestwór ciszy wielkiej, że – zda się – słychać sfer dzwonienie, które roztrąca w locie słońce? I tak bezbrzeżne skał milczenie, Stanislaw Witkiewicz, Kozice w górach, przed 1896. „Cisza wielkich skał” tworzy „niezmierną martwą głuszę”, która „zalega w katach” wielkich granitów. Nigdy nie usłyszy się stąd tęsknych pieśni pastuszka, które potwierdzają jego miłość i przywiązanie do gór. Tu jest na to za wysoko. „Martwa, śródskalna cisza” stwarza „uroczysko grobowe, senne i milczące”. Wędrowiec pragnie przebywać w górach wysokich, ale jednocześnie bardzo go one przerażają: „A w głębi, ciemno, mroźno w zawrotnej skalnej rozpadlinie, w straszliwej ciszy pustką groźną szumiący, bystry potok płynie.” [w: Potok symboliczny] Wędrowiec słyszy, jak „huczą zamgławione nad wierchami głusze”. Z Doliny Kościeliskiej dochodzi do niego „echo dziwnych głosów”, pobrzmiewające wśrod gór. „Wieczne milczenie” gór wysokich szczególnie daje znać o swoim istnieniu w momencie, gdy umilkną hałasy, które otaczają te zakątki na co dzień. Tu panuje „głębokie milczenie skał”. Słychać grzmoty huczących kaskad. Potoki pienią się „fala za falą”. Płyną samotnie „wśrod ciemnych cisz i cieni”. Swym szumem łagodnie przerywają „senną ciszę” granitów. Wicher halny „wyje w skalnej głuszy”. Gwiżdże, wydając z siebie „ponury ton”. Wycie wiatru przeszkadza wędrowcowi we wsłuchiwaniu się w milczenie wielkich głazów. Nazywa go „orlopiórym ponurym wichrem”, który „mąci nocną głuszę”. Gwałtowny wiatr podobny jest do lwa „ścigającego bawoły po stepie”. Uderza w złomy ścian z taką siłą, że podmiotowi lirycznemu zdaje się, jakby włóczył się tu Szatan, i uderzał w róg. To wicher odpowiedzialny jest za „wyśpiewywanie hymnów zagłady” mającej stoczyć się w przepaść limbie. To jego szum słychać w „skalnej dziczy”. Może się wydawać: „(...) jakby skały i wody, i limby, i jodły rozkołysaną, senną mowę z sobą wiodły o rzeczy pełnej grozy, wielkiej, tajemniczej.” [w: Mgły nocne] Stanisław Gałek, Na tatrzańskiej hali (fragment), po 1920. W tych „wiecznych okręgach ciszy” rozbrzmiewa straszliwy huk podczas burzy. Błyskawice przypominają skry, jakie lecą spod kopyt biegnących bawołów. Ich grzmot jest jak ryk. Woda, podczas nawałnicy, bije o skały. Mgły „snują się w powietrzu”. Ich smugi drgają w przestrzeni gór. Unoszą się nad tą „skalną doliną” tak, „jakby dzwonienie szumu kołysały i niosły je od jodeł i limb między skały”. Milczenie gór przerywają spadające w otchłań kamienie i głazy. Odbijają się od stromizn i z łoskotem lecą w dół. Wielkie skalne olbrzymy odwiecznie słuchają tych dźwięków. Przestrzenność Tetmajerowskich Tatr Góry Kazimierza Przerwy – Tetmajera rozciągają się na bardzo rozległej przestrzeni. Widoki ze szczytów imponują podmiotowi lirycznemu. Pasma górskie ciągną się kilometrami. Osoba mówiąca w wierszach nie jest w stanie objąć ich swym wzrokiem. Ma wrażenie, że przypomina to pustynię, która nie posiada ani poczatku, ani końca. Wzrok odmawia mu posłuszeństwa. Zdaje mu się, że ogląda ten górzysty krajobraz tak, jak postrzega go wiatr halny: „I mnie się zdaje, że nie patrzę wzrokiem, lecz, że me zmysły na przestrzeń rzucone są wichrem, światłem, błękitem, obłokiem...” [w: W nocy II] Opisywana przez wędrowca przestrzeń jest otwarta, to „przepastna nieprzejrzana dal”. Wędrowiec pragnie, by jego dusza płynęła „po widnokręgu, z kręgu do kręgu przestrzennych fal”. W utworze pod tytułem „Orzeł”, podmiotem lirycznym jest tytułowy ptak. Krąży samotnie nad górami i obserwuje ich rozległość. „Pruje piersią chmur ocean lotny”. Podobnie przygląda się alpejskim górom orłosęp. Siedzi on na wierzchołku drzewa, skąd ogląda panoramę szczytów, „bezmiar przestrzeni więżąc w swej źrenicy”. Niesamowita pustka W górskim pustkowiu, jakie przedstawia Tetmajer, brak jest ciepłego słońca, a wicher „brzmi jak pogrzebny dzwon”. To odwieczna „martwota pustych mórz”. Jest tu przeraźliwie zimno. Orły siadają na poszarpanych szczytach tylko na chwilę. Te miejsca nie są przyjazne nawet dla nich: „Wkoło jest pustka tak ponura, takiego chłodu wieje prąd: że nawet orły strzępią pióra i odlatują szybko stąd.” [w: Potok symboliczny] Ptaki nie mają odwagi zatrzymywać się tu dłużej: „(...) pusto – tu nawet żaden ptak wylecieć z dołu się nie waży i po co? Wszak tu tylko śnieg... Słuchajmy - - nie – nic (...) (...).” [w: Alpejska palma] Alfred Schouppe, Łomnica, ok 1869. Nagie głazy „płyną wałami śniegowych kopic w bezmiar”. Wyglądają jak „kry spiętrzone w mórz głębinie”. Obserwuje je orzeł siedzący na wierzchołku świerku: „Pustynia...Kędy spojrzeć: góry, góry, góry... Obłoki wędrujące lub na śnieżnej skale zastygłe...Słońce w lodów odbite krysztale, zda się, blask zdruzgotanych błyskawic ponury. Nigdzie nic...Ponad głową niebo, świat u stoku, Stanisław Gałek, Góry-szary dzień w ani życia, ni śmierci – śnieg tylko się dymi, Tatrach, 1913. na alpejskiej iglicy siedzi ptak olbrzymi i patrzy – wiosna zeszła – bezmiar objął w oku...” [w: Orłosęp] Wiatr również przekonuje się o nieskończoności tej pustki, lecąc przez kamienny pejzaż gór. Mija „lodowce niezwładne” i białe śniegi. Widzi straszliwe niebezpieczne miejsca, gdzie „śmierć siedzi oparta plecami o skałę”. Czyha ona na jakąś błędną duszę, którą pustka „zawoła” do siebie. Wiatr próbuje dojrzeć tu chociaż niewielkie oznaki życia: „(...) i prowadzi dokoła sępimi oczyma, czy nic nie ma dokoła?...Lecz nigdzie nic nie ma...” [w: Leci wiatr przez ogromne skały i urwiska] Wędrowiec spoglądając ze szczytu Kasprowego Wierchu widzi „olbrzymie pustynie”, okryte pożółkłą trawą. „Tatry lśnią w pustej przestrzeni” i „zaśnieżają się pod martwą bielą”. To „wieczne głusze zimowych pustyń”, a „wzrok w nich ginie jak duch w śmierci”. Jest to bardzo odległe od życia ludzkiego miejsce, to „pustkowie precz odbite”. Podmiot liryczny patrzy na pasma sinych skał, które „gdzieś się wleką w zaświeciu”, i „lśnią najdalszym szczytem”. Spośród tej „pustki wielkich skał”, widoczna jest hala górska. Maria Podraza – Kwiatkowska, we wspomnianym wcześniej eseju pisze, że pustotę „krajobrazu podkreślają czasem samotne drzewa lub inny element, którego pojedynczość zwiększa wrażenie pustki”. W poezji Kazimierza Przerwy – Tetmajera jest to podmiot liryczny, stojący samotnie na szczycie góry: „(...) sam, sam jeden wśród głazów, złomów, kotlin, dołów, sam wśród jezior milczących, przy strumieni chrzęście, w wzniosłym nad świat pustkowiu(...) (...).” [w: Dawne godziny w Tatrach I] Intensywne odczucie pustki powiększa również limba, która samotnie trwa nad brzegiem przepaści. Zadumana nad swym nieszczęśliwym losem, kołysze się w tej okrutnej pustyni: „Samotna limba szumi na zboczu stromem, u stóp jej czarna przepaść zasłana złomem. Wkoło się piętrzy granit zimny, ponury, ponad nią wicher ciemne przegania chmury. W krąg otoczona pustką okrutną, samotna limba szumi bezdennie smutno...” [w: Limba] Stanisław Gałek, Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, ?. Jan Nepomucen Głowacki, Łomnica w chmurach, ok. 1845. Podobnie jest z funkcją postaci orła czy motyla. Mały owad zostaje „przypędzony” w te strony przez wiatr. Motyl spoczywa „u skalnej krawędzi”. Pod nim, w dole, tkwi nieruchomy, głęboki staw. Nie ma tu żadnego życia, poza siedzącym na granitowej skale motylem. Kazimierz Przerwa – Tetmajer czyniąc motyla, orła, czy wiatr halny bohaterami lirycznymi swoich tatrzańskich utworów, ukazuje to, co się skrywa poza nimi najbardziej znacząco, czyli górską pustkę. Spis ilustracji 1. Leon Wyczółkowski, Kazimierz Przerwa – Tetmajer. 2. Leon Wyczółkowski, Mnich nad Morskim Okiem, 1904. 3. Stanisław Witkiewicz, Krokusy na tle śnieżnych gór, 1897. 4. Stanisław Witkiewicz, Czarny Staw – kurniawa, 1892. 5. Wojciech Gerson, Zwał skalisty w Dolinie Białej Wody w Tatrach, 1892. 6. Leon Wyczólkowski, Giewont o zachodzie słońca, 1898. 7. Wojciech Gerson, Czarny Staw pod Kościelcem w Tatrach, 1888. 8. Aleksander Mroczkowski, Ganek, 1921. 9. Leon Wyczółkowski, Limba nad Morskim Okiem, 1913. 10. Jan Nepomucen Głowacki, Dolina Kościeliska w Tatrach, 1840. 11. Stanislaw Witkiewicz, Juhasi ze stadem owiec na tle turni tatrzańskich,?. 12. Stanislaw Witkiewicz, Kozice w górach, przed 1896. 13. Stanisław Gałek, Na tatrzańskiej hali (fragment), po 1920. 14. Alfred Schouppe, Łomnica, ok 1869. 15. Stanisław Gałek, Góry-szary dzień w Tatrach, 1913. 16. Stanisław Gałek, Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, ?. 17. Jan Nepomucen Głowacki, Łomnica w chmurach, ok. 1845. Stanislaw Witkiewicz, Potok w lesie, 1894 Stanisław Witkiewicz, Wiatr halny, 1895. Bibliografia 1. Kazimierz Przerwa – Tetmajer, Poezje zebrane, wydanie I, Warszawa 1980. 2. Władysław Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 1990. 3. Słownik motywów literackich, pod red. Barbary Drabarek, Jacka Falkowskiego, Izabelli Rowińskiej, Warszawa 1998. 4. Maria Podraza – Kwiatkowska, Tułacze i wędrowcy [w:] Młodopolski świat wyobraźni. Studia i eseje, Kraków 1977. 5. Paweł Próchniak, „W pustce”. Osiem notatek o jednym wierszu Kazimierza Przerwy – Tetmajera [w:] Poezje Kazimierza Tetmajera. Interpretacje, Kraków 2003.