PRACA KONTROLNA DLA IV N Temat1. Wykorzystując przytoczone fragmenty Potopu Henryka Sienkiewicza oraz znajomość całego utworu, scharakteryzuj postawę Janusza Radziwiłła. Henryk Sienkiewicz Potop, Fragment I, tom I, rozdział XIV [Po pierwszej uczcie w Kiejdanach] Po odjeździe posłów i wojewody wendeńskiego książę chwycił brzemienne troskami czoło w obie dłonie i począł chodzić szybkimi krokami po komnacie… […] Straszliwy niepokój targał duszę Radziwiłła. Zdawało mu się chwilami, że prócz niego jest jeszcze ktoś i chodzi za nim, i szepce mu do ucha: „Opuszczenie, ubóstwo, a do tego hańba…” Wszakże on, wojewoda wileński i hetman wielki, już był zdeptany i upokorzony! Kto by przypuszczał wczoraj, że w całej Koronie i Litwie, ba! w całym świecie, znajdzie się człowiek, który by śmiał zakrzyknąć mu do oczu: „Zdrajca!” […] Może, gdyby wszedł do owej sali, w której odbywała się uczta, usłyszałby jeszcze, jak echo wśród gzymsów i pod sklepieniami powtarza: „Zdrajca! Zdrajca!” I gniew szalony, wściekły chwytał chwilami za pierś oligarchy. Nozdrza jego rozdymały się, oczy ciskały błyskawice, żyły występowały na czole. Kto tu śmie stawiać opór jego woli?… Rozszalała myśl stawiała mu przed oczy obraz kar i mąk dla buntowników, którzy ośmielili się nie iść jak pies za jego nogami. […]W komnacie pociemniało, bo na knotach świec osiadły grzyby, jeno przez okna wpływało srebrne światło księżyca. Radziwiłł wpatrzył się w te blaski i zamyślił się głęboko. Z wolna poczęło się coś mącić w tych blaskach, wstawały jakieś postacie i coraz ich było więcej, aż w końcu ujrzał książę jakoby wojska idące ku sobie z górnych szlaków szeroką księżycową drogą. Idą pułki pancerne, husarskie i lekkie petyhorskie, las chorągwi płynie nad nimi, a na czele jedzie jakiś człowiek bez hełmu na głowie, widocznie triumfator wracający po wojnie zwycięskiej. Cisza naokoło, a książę słyszy wyraźnie głos wojska i ludu. ,,Vivat defensor patriae! vivat defensor patriae!”1 Wojska zbliżają się coraz więcej; już twarz wodza można rozpoznać. Buławę trzyma w ręku; z liczby buńczuków poznać, że to hetman wielki. – W imię Ojca i Syna! – woła książę – to Sapieha, to wojewoda witebski! A gdzie ja jestem? – i co mnie przeznaczono? – Hańbę! – szepce sumienie. – Litwę! – odpowiada pycha. Fragment II, tom II, rozdział XXIX [Podczas oblężenia Tykocina] I widział ów książę cały swój upadek, całą nędzę i poniżenie, widział ów dawny wojownik zwycięzca całą klęskę, i cierpienia jego były tak niezmierne, że chyba z jego grzechami mogły się porównać. Bo prócz tego, jako Oresta2 erynie3, tak jego szarpały wyrzuty sumienia, a nie było nigdzie na świecie takowej świątyni, do której mógłby się przed nimi schronić. […] Gdy nieprzyjaciele naszli ojczyznę ze wszystkich stron, gdy nad jej losem nieszczęsnym, nad jej bólami i krwią przelaną litowały się obce narody – on, hetman wielki litewski, zamiast ruszyć w pole, zamiast poświęcić jej ostatnią kroplę krwi, zamiast świat zdziwić jak Leonidas4, jak Temistokles5, zamiast zastawić ostatni kontusz jak Sapieha, związał się z jednym z nieprzyjaciół i przeciwko matce, przeciwko własnemu panu podniósł świętokradzką rękę i ubroczył we krwi bliskiej, drogiej… On to wszystko uczynił, a teraz jest u kresu nie tylko hańby, ale i życia, porachunku bliski, tam, na tamtej stronie… Co go tam czeka? Włos jeżył mu się na głowie, gdy o tym myślał. Bo gdy podnosił rękę na ojczyznę, sam sobie wydawał się w stosunku do niej wielki, a teraz zmieniło się wszystko. Teraz on zmalał, a natomiast ta Rzeczpospolita, wstając z prochu i krwi, wydawała mu się jakaś wielka i coraz większa, grozą tajemniczą pokryta, świętego majestatu pełna, straszna. I rosła ciągle jeszcze w jego oczach, i olbrzymiała coraz więcej. Czuł się wobec niej prochem i jako książę, i jako hetman, i jako Radziwiłł. […] Gdy te myśli huczały mu w głowie, strach go brał przed tą matką, przed tą Rzeczpospolitą, bo nie poznawał jej rysów, tak dawniej dobrotliwych i łagodnych. Duch się w nim łamał i w piersiach zamieszkało mu przerażenie. Chwilami myślał, że otacza go całkiem inny kraj, inni ludzie. Przez oblężone mury dochodziło to wszystko, co się w oblężonej Rzeczypospolitej działo, a działy się rzeczy dziwne i przerażające. Rozpoczynała się wojna na śmierć i życie przeciw Szwedom i zdrajcom – tym straszniejsza, że przez nikogo nie przewidywana. Rzeczpospolita poczęła karać. Było w tym coś z gniewu bożego za obrażony majestat. […] Wtedy po raz pierwszy spadła zasłona z jego oczu i ujrzał odmienioną twarz ojczyzny, już nie matki, ale karzącej królowej. […] Wszyscy, którzy pozostali jej wierni i służyli z serca i duszy, poszli w górę i wyrastali coraz bardziej, kto przeciw niej grzeszył – upadał. ,,Więc nie wolno myśleć nikomu – mówił sobie książę – ni o wyniesieniu własnym, ni rodu swego, jeno żywot, siły i miłość trzeba jej ofiarować?” Przypisy: 1 Vivat defensor patriae! – (łac.) – Niech żyje obrońca ojczyzny! 2 Orestes – w mit. gr. syn Agamemnona i Klitajmestry. Po śmierci Agamemnona Elektra oddała go na wychowanie do króla Fokidy Strofiosa. Orestes, dorósłszy, powrócił do Myken, by – zgodnie z zaleceniem wyroczni – pomścić śmierć ojca. Z pomocą Elektry zamordował Klitajmestrę i Agistosa. Ścigany i dręczony przez erynie za matkobójstwo, dotarł do Aten i schronił się w świątyni opiekunki miasta, gdzie kres jego mękom położył sąd: przy równej liczbie głosów za i przeciw matkobójcy zdecydował głos Ateny, którym bogini uwolniła Orestesa od winy. 3 Erynie – boginie zemsty zrodzone z krwi okaleczonego Uranosa 4 Leonidas – (?–480 p.n.e.) król Sparty od 489 p.n.e., brał udział w wojnach perskich i wraz z 300 spartiatami poległ w obronie Ter 1 Vivat defensor patriae! – (łac.) – Niech żyje obrońca ojczyzny! 2 Orestes – w mit. gr. syn Agamemnona i Klitajmestry. Po śmierci Agamemnona Elektra oddała go na wychowanie do króla Fokidy Strofiosa. Orestes, dorósłszy, powrócił do Myken, by – zgodnie z zaleceniem wyroczni – pomścić śmierć ojca. Z pomocą Elektry zamordował Klitajmestrę i Agistosa. Ścigany i dręczony przez erynie za matkobójstwo, dotarł do Aten i schronił się w świątyni opiekunki miasta, gdzie kres jego mękom położył sąd: przy równej liczbie głosów za i przeciw matkobójcy zdecydował głos Ateny, którym bogini uwolniła Orestesa od winy. 3 Erynie – boginie zemsty zrodzone z krwi okaleczonego Uranosa 4 Leonidas – (?–480 p.n.e.) król Sparty od 489 p.n.e., brał udział w wojnach perskich i wraz z 300 spartiatami poległ w obronie Termopil. 5 Temistokles – (ok. 525–ok. 460 p.n.e.) ateński mąż stanu i wódz w okresie wojen perskich, rzecznik demokracji, dążył do wzmocnienia Aten na morzu, czym przyczynił się m.in. do zwycięstwa Greków pod Salaminą (480 p.n.e.). TEMAT 2. „Dr Judym to człowiek słaby o dobrych intencjach” – H. Ch. Srensen. Odwołując się do zamieszczonych fragmentów „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego i znanego ci zakończenia utworu, uzasadnij słuszność powyższej opinii. O dziesiątej siadał w gabinecie i przyjmował pewną kategorię chorych (przeważnie młodych zdechlaków) aż do godziny pierwszej. Po obiedzie zajmował się bawieniem dam, uczestniczył w organizowaniu teatrów amatorskich, spacerów, przeróżnych rekordów, wyścigów pieszych itd. Zabawki tego rodzaju musiał traktować jako pracę swą obowiązkową, czy do nich miał chęć, czy nie.Pochłonęło go to jak nowy żywioł.Otaczały go roje kobiet młodych, zdenerwowanych, rozpróżniaczonych, żądnych tzw. wrażeń. Judym przedzierzgnął się, sam nie wiedział kiedy, w młodego franta, odzianego modnie i paplającego wesołe komunały. To zabawne, ciekawe; miłe a deprawujące życie małej stacji klimatycznej, gdzie w ciągu kilku miesięcy gromadzi się i skupia w jedną jakby familię ze wszystkich końców kraju i ze wszelkich sfer towarzyskich ludność chwilowa - oszołomiło go zupełnie. Ni z tego, ni z owego bawił się towarzysko z bogatymi damami i wchodził, nie dość że jako świadek, ale jako arbiter w najsekretniejsze ich tajemnice. Był poszukiwany, a nawet wzajem wydzierany sobie przez „koterię” - a nieraz ze śmiechem wewnętrznym decydował o czymś, co sam zwał tonem i smakiem.Czasami, gdy do siebie wracał późno w nocy z jakiejś pysznej uciechy, zastanawiał się nad pięknością życia, nad tymi nowymi jego formami, które poznawał. Zdawało mu się, gdy o tym świecie cisowskim myślał, że czyta romans z końca zeszłego wielu, pełen somatyzmu, gdzie widać życie godne zniszczenia, które wszakże posiada jakiś taki urok... Siła zmysłów, umyślnie w piękne formy skryta, staje się czymś nie znanym dla ordynarnej, zwyczajnej natury. Były chwile, że wprost zachwycał się wymową dyskretnego milczenia, symboliką kwiatów, barw, muzyki, słów ciągle bojących się czegoś... Temat 3. Kłótnia u Borynów. Zanalizuj podany fragment Chłopów Władysława Reymonta i scharakteryzuj występujące w nim postacie. Na podstawie fragmentu i I tomu powieści określ przyczyny kłótni i źródła dramatyczności sceny. Władysław Reymont Chłopi (fragment) – Gospodarz idą! - zawołał Witek prędko, aż Antek drgnął ze strachu.[...] Boryna wrócił do izby swojej, już tam czekali nań wszyscy... Milczeli, ino wszystkie oczy podniosły się na niego i opadły wnet, bo przystanął na środku, obejrzał się po nich i zapytał drwiąco: – Wszystkie! Jak na sąd jaki! – Nie na sąd, ino do was przyślim z proszeniem – rzekła nieśmiało kowalowa.[...] – Czego chcecie, mówcie! - zawołał ostro, zniecierpliwiony milczeniem. – A to... mów, Antek... a to przyślim wedle tego zapisu4.. - jąkała kowalowa. – Zapis zrobiłem, a ślub w niedzielę... to wam rzeknę! – To wiemy, ale nie o to przyślim. – A czego? – Zapisaliście całe sześć morgów! – Bom tak chciał, a zechcę, to w ten mig zapiszę wszystko... – Jak wszystko będzie wasze, to zapiszecie! – powiedział Antek. – A czyjeż to jest, co? Czyje?... – Dziecińskie, nasze. – Głupiś jak ten baran! Grunt jest mój i zrobię z nim, co mi się spodoba! – Zrobicie abo i nie zrobicie... – Ty mi wzbronisz, ty! – A ja, a my wszystkie, a nie, to sądy wam wzbronią! - krzyknął, bo już nie mógł ścierpieć i buchnął zapamiętałością. – Sądami mi wygrażasz, co? Sądami! Zamknij ty gębę, pókim dobry, bo pożałujesz! – krzyczał przyskakując do niego z pięściami. – A ukrzywdzić się nie damy! - wrzasnęła Hanka podnosząc się na nogi. – A ty czego? Trzy morgi piachu wniesła i starą płachtę5 a będzie tu pysk wywierała? – Wyście i tyla Antkowi nie dali, nawet tych jego morgów matczynych, a robimy wam za parobków, jak te woły.[...] – Jak wam krzywda, idźcie se poszukać lepiej! – Nie pójdziem szukać, bo tu jest nasze! Nasze po dziadach pradziadach! – zawołał mocno Antek. Stary uderzył go oczami i nic nie odrzekł, przysiadł przed komin i pogrzebaczem tak dziabał w głownie, aż iskry się sypały - zły był, ognie chodziły mu po twarzy i włosy mu cięgiem spadały na oczy, jarzące jak u żbika... ale się jeszcze hamował, choć ledwie i zdzierżał... Długie milczenie zaległo izbę, że ino te przysapki a dychania prędkie słychać było. Hanka szlochała z cicha i pohuśtywała dziecko, bo skamleć poczęło. – My nie przeciwni ożenkowi, chcecie, to się żeńcie... – A przeciwcie się, dużo o to stoję!... – Ino zapis odbierzcie – dorzuciła przez łzy Hanka. – Zmilkniesz ty, a to, psiachmać, jazgocze cięgiem jak ta suka! - rzucił z taką mocą pogrzebacz w ogień, aż się głownie potoczyły na izbę. – A wy się miarkujcie, bo to nie dziewka wasza, żebyście gębę wywierali na nią! – To czemu pyskuje! – Ma prawo, bo się o swoje upomina! – wrzeszczał coraz mocniej Antek. – Chcecie, to i zapiszcie, ale to, co ostało, odpiszcie na nas – zaczęła cicho kowalowa– Chcecie, to i zapiszcie, ale to, co ostało, odpiszcie na nas – zaczęła cicho kowalowa. – Głupiaś! Widzisz ją, mojem się tu będzie dzieliła! Nie bój się, na wycug6 do waju nie pójdę... – rzekłem! – A my nie ustąpim. Sprawiedliwości chcemy. – Jak wezmę kija, to wama dam sprawiedliwość. – Spróbujcie ino tknąć, a pewnikiem wesela nie doczekacie... I jęli się już kłócić, przyskakiwać do się, grozić, bić pięściami w stół, wykrzykiwać a wypominać wszystkie swoje żale i krzywdy. Antek tak się zapamiętał i tak rozsrożył, że wściekłość buchała z niego i raz w raz już starego chwytał to za ramię, to za orzydle i gotów był bić... ale stary jeszcze się hamował, nie chciał bijatyki, odpychał Antka, na obelgi z rzadka odpowiadał, bych ino dziwowiska la sąsiadów i wsi całej nie czynić. [...] Hanka ryknęła nowym, ogromnym płaczem, wsparła się o okap i jęła zalewanym przez łzy, nieprzytomnym głosem krzyczeć: – Na żebrę ino nam iść, we świat... o mój Jezus, mój Jezus!... A jak te woły harowalim i dnie... i noce... za parobków... a teraz co?.. A Pan Bóg was pokarze za krzywdę naszą!... Pokarze... Całe sześć morgów zapisali... a te szmaty po matce... te paciorki... to wszystko... i la kogo to? La kogo?.. La takiej świni! A żebyś pode płotem zdechła za krzywdę naszą, a żeby cię robaki roztoczyły, ty wywłoko, ty lakudro jedna, ty!... – Coś powiedziała?.. - zaryczał stary przyskakując do niej... – Że lakudra i włók7 ten, to i cała wieś wie o tym... cały świat!... cały!... – Wara ci od niej, bo ci ten pysk o ścianę rozbiję, wara... - i jął nią trząść, ale już Antek przyskoczył i osłonił, i również krzyczeć począł: – I ja przywtórzę8, że lakudra jest, włók, ja! A spał z nią, kto chciał, ja!... - wołał nieprzytomniei gadał, co mu ślina na język przyniesła, nie skończył, bo stary, rozwścieklony już teraz do ostatka, trzasnął go tak w pysk, aż rymnął łbem na oszkloną szafkę i z nią razem zwalił się na ziemię... Porwał się rychło, okrwawiony, i runął na ojca. Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, o skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili... Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie... Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo twarz miał porozcinaną o szyby. Staremu nic się nie stało; spencer miał nieco podarty i twarz podrapaną i aż siną z wściekłości... Sklął i powyganiał ludzi, co się byli zlecieli, drzwi od sieni zamknął i siadł przed kominem... Ale uspokoić się nie mógł, bo mu cięgiem wracało przypomnienie tego, co na Jagnę wypowiedzieli, a żgało9 go w serce jakby nożem... – Nie daruję ja ci tego, psie jeden, nie daruję! - przysięgał sobie w duszy. - Jakże, na Jagusię... – Ale wnet przychodziło mu do głowy i to, co nieraz już słyszał o niej, co dawniej pogadywali, a na co nie zwracał uwagi! Gorąco mu się robiło i dziwnie duszno, i dziwnie markotno... – Nieprawda, pleciuchy i zazdrośniki, wiadomo! - wykrzyknął w głos, ale coraz więcej mu się przypominało gadań ludzkich. – Jakże, rodzony syn powieda, to nie mają szczekać! Ścierwa! – ale żarły go te wspominki, jak ogień... (Władysław Reymont, Chłopi, Warszawa 1977)