Antoni Kamiński Powołanie człowieka do nadprzyrodzonego celu w filozofii działania Maurice Blondela Studia Theologica Varsaviensia 25/2, 109-131 1987 SItuidiiia Theoi. Vars. 25 (1987) nr 2 ANTONI KAMIŃSKI PO W O ŁAN IE 'CZŁO W IEK A DO NADPRZYRODZONEGO CELU W FIL O Z O FII D ZIA ŁAN IA M AURICE BLONDELA T r e ś ć : Wstęp; I. Blondedowiskiie pojęcie działania; II. Rozwój dzia­ łania w jego dążeniu do celu; III. Hipoteza nadprzyrodzonego celu człowieka; IV. Przydatność filozofii działania dla teologii celu; Zakoń­ czenie. WSTĘP P ra w d a o pow ołaniu człow ieka do nadprzyrodzonego celu jest dogm atem wiasry i ściśle biorąc człow iek nie m usi wpierw7 filozoficznie się .przygotować, by stać się zdolnym do jej p rzy ­ jęcia. G dyby było inaczej, ogrom na większość ludzi nie m ia­ łab y do niej dostępu z b ra k u w łaśnie takiego przygotow ania. Jed n ak że znajom ość filozofii może okazać się bardzo poży­ teczna zwłaszcza p rzy przekazyw aniu tej praw dy, jej zgłę­ b ianiu i obronie. Ja sn o uśw iadom ił sobie to katolicki stu d e n t M aurice Blondel, kiedy p rzy b y ł ze spokojnej francuskiej pro ­ w in cji do École N orm ale S u p érieu re w P aryżu. W Dijon, m ie j­ scu sw ego urodzenia, żyli w otoczeniu ludzi nie k w estio n u ją­ cych publicznie zasad w iary chrześcijańskiej. Lecz uczelnia w P a ry żu w niczym nie przypom inała rodzinnego środow i­ ska. Je j dom inującą cechą było· nie tylko* odżegnywanie· się od chrześcijaństw a jako d o k try n y w ym agającej uległości ro ­ zum u wobec O bjaw ienia, ale w ręcz ignorow anie fak tu Bożej in terw en cji w sp raw y ludzkie w osobie C hrystusa. W ielu m ło­ dych ludzi zajm ujących się problem am i życia w ew nętrznego uważało, że interesow anie się chrześcijaństw em m ającym swe źródło w nadprzyrodzonej in terw en cji bożej zdyskw alifikuje ich jako filozofów. W École N orm ale triu m fo w ał immanemtyzm . W edług zasady im m anencji nic nie· mogło 'być praw dą liczącą się i m ożliw ą do przyjęcia, jeśli nie odnosiło się do człow ieka i w nim nie m laio swego* źródła.1 O bjaw ienie jako 1 M. B l o n d e l , 1932, s. 31. Le p ro b lè m e de la p h ilo so p h ie cath oliq u e, Paris 1:10 A N T O N I K A M IŃ S K I coś zewnętrznego- .— pojm ow ano je 'bowiem jako narzucone człowiekowi tylko od zew nątrz — nie wchodziło w zakres zainteresow ań postępow ego filozofa. Zasalda im m anencji b y ła nie­ odzow nym w aru n k iem u p raw ia n ia praw dziw ej filozofii.2 Odejście od niej kojarzyło się w um ysłach w ielu ludzi z o d e j­ ściem od racjonalnego spojrzenia n a człow ieka i zgodnego z rozum em tłum aczenia jego- historii, tradycji, powinności, problem ów . Stąd to przyjęcie relig ii jako rzeczyw istości n ad ­ przyrodzonej uw ażane było przez w ielu za rezygnację z p raw rozum u. W szczególności zaś być chrześcijaninem oznaczało przestać być człow iekiem .3 B y naw iązać dialog z ludźm i o tak n ie ­ p rzychylnym n astaw ien iu do chrześcijaństw a B londel p rz y j­ m u je z zaśady im m anencji to, co zgodnie z ówczesnym i w y­ m aganiam i pozw ala m u być praw dziw ym filozofem, a nie żąda od niego rezygnacji z relig ijn y ch przekonań. Filozofo­ w anie rozpoczyna n ie od O bjaw ienia, którego udow adnianie nie m iałoby wówczas sensu,’ lecz od człowieka, n:a którego była zwrócona uw aga filoizofów im m anentystów . Ozy życie ludzkie m a sens, a człow iek swe przeznaczenie? Blondel p r a ­ gnie w ykazać, że n ik t ni© może się uchylić od tego problem u. J eżeli człowiek nie będzie chciał o nim m yśleć, jego działanie rozstrzygnie go samo. Ozłowiek bowiem nie może nie działać. G dyby pow strzym ał się od jakiejś decyzji, czynności, chce­ nia, m yślenia, czy przez to pow strzym ałby się od działania? Nie. K ażdy n ajm n iejszy n aw et ak t w oli jest działaniem ; obo­ jętnie, czy jest to a k t skłaniający do czynu, czy pow strzym u­ jący od n ie g o .4 P roblem działania rozstrzyga się zarów no chceniem jak i niechceniem .5 Z atem problem sensu ludzkiego życia jest ściśle zw iązany z problem em działania. Lecz czym jest działanie? W edług Blond ela problem działania przed nim jeszcze nie został po d jęty w prost, ty lk o ubocznie. Uw ażano dotąd — m ów i Blondel — że działane tłum aczy się samo przez się. Lecz tak nie jest, a tru d n o mówić o sensie i o sta ­ tecznym celu ludzkiego życia, gdy się nie wie, czym jest działanie, k tó re ten cel urzeczyw istnia. Problem ow i działania poświęcił B londel w iele lat. D okonał głębokich przem yśleń, poznał w iele system ów filozoficznych począwszy od P latona 2 ris 3 4 5 Y. d e M o n t c h e u i l , Maurice Blondel — Pages religieuses, Pa­ 1945, s. 29. Tamże. M. B l o n d e l , L’Action, Parffi 1963, t. II, s. 167. Tamże, s. 47. [3] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A 111 i A rystotelesa ш do Karata,, Hegla, C om te’a. K iedy n apisał pracę doktorską o działaniu, spotkał Bdę z zarzutem z dwóch sk ra jn ie różnych stanow isk. N ajpierw ateiści, koledzy z u n i­ w ersy tetu , zarzucali m u nieuczciwość, jakiej dopatryw ali się w tym , że jego w nioski są chrześcijańskie i że w skutek tego rozum zostaje pozbaw iony sw ych p ra w przez w targnięcie religii objaw ionej w dziedzinę, gdzie jedynie o n pow inien do­ m inow ać.6 Później katolicy n iek ied y kryty k o w ali go za racjo­ nalizow anie chrześcijaństw a bądź też za tendencje su b iek ty w ­ ne·, naituiralistyczne, fideiistyczne. Zaliczono go- do m oderni­ stów’. Je d n ak z biegiem la t B londel dał się poznać jako szcze­ ry w yznaw ca ortodoksyjnej nau k i K ościoła.7 A choć do dziś n iek tó rzy nie zm ienili swego pierw otnego w yobrażenia o nim ,8 przecież już papież P ius X II uznał jego zasługi, zwłaszcza w odnaw iającej się teologii francuskiego obszaru językowego. Z nany jest w pływ B londela na jednego z najgłośniejszych uczonych katolickich o statniej doby, P io tra T eilharda de C hardin. Dw adzieścia la t m łodszy od B londela T eilhard pisał sw e pierw sze praice w czasie, kiedy filozofia działania była głośna, nie ty lko we B rancji. Znał B londela i podejm ow ał z n im w ym ianę m yśli.9 Zgodnie z duchem blondełowskiej- filo­ zofii działania pisze także znany teolog i e k sp ert ostatniego S oboru H en ri de Lubac. Inspiracja blondelow ska n iew ątpli­ w ie jest obecna w teologii. W ‘f u n dam entalnej d la całej teo­ logii reflek sji nad p y tan ie m o historyczność O bjaw ienia i o w iarę jako osobistą odpow iedź n a O bjaw ienie ra z po raz n ap otyka się m otyw y w yw odzące się z blondeiliizmu — m ówi Masrfc S c h o o l10 Lecz — jak dodaje tenże teolog — nie m ożna w skazać palcem k o n k retn y ch linii rozw ojow ych; idee Blon­ d ela bow iem działały raczej jako katalizator. Blondel był filo­ zofem. N azyw ano go po pro stu „filozofem z A ix”, gdzie spę­ dził 53 'łata swego życia, w ty m 3:1 lalt jako profesor n a u n i­ w ersytecie. Dziś, gdy już blisko sto la t dizieli nas od jego w ejścia n.a arenę (ur. 1861 r. ·—· zm. 1949), łatw iej jest do­ strzec, w jak u d erzający sposób jego fu ndam entalne idee w y­ 6 J. L a c r o i x , Zycie i s. 6. 7 A . V a l e n s i n et Y. 1934, б . 6— 7. 8 Wielka encyklopedia twórczość Maurice Blondela, W a r s z a w a 1970, de M o n tch eu il, powszechna, PW N, Maurice Blondel, P a r is W arszaw a 1967, t. II , s. 10. 3 W. G r a n a t , Teodycea, Sc hoof, Przełom 10 M . 58— 59. Lublin 1969, s. 267—268. w teologii katolickiej, K r a k ó w 1972, s. 112 A N T O N I K A M IN S K I [4] przedziły późniejszą m yśl, a m ianow icie egzystencjalizm f r a n ­ cuski. Na m iejsce action — m ówi M ark Sehoof — m ożna by p raktycznie w pisać existence, choć B londel m a n a m yśli coś innego niż Sartire, gdy pisze: „Sulbstancją człow ieka jest dzia­ łanie, je st on tym , czym się czy n i” n . Przechodząc do isto ty tem a tu tego a rty k u łu zapoznam y się teraz z bdoindełowskim pojęciem diziałania i jego rozw ojem . N astępnie zw rócim y uw agę na hipotetyczny celi, do którego działanie zmierza. W reszcie w y sn u je m y 7w nioski o przydatno­ ści filozofii 'działania dila teologii celu. I. BLONDELOWSKIE POJĘCIE DZIAŁANIA Może się w ydaw ać — m ówi B iondel — że łatw iej jest zde­ finiow ać działanie niż ruch liw ą m yśl lub n a w e t sam b y t m a­ jący przecież w sw ej głębi coś z tajem nicy. Tym czasem rzecz nie jest 'tak 'prosta. To praw da, że działanie jest fak tem oczy­ w istym , niem niej definiow anie go n ap o ty k a n a niepokonałną trudność. N ajogólniej ujm u jąc m ożna b y działanie nazw ać idealnie po jęty m dążeniem , ale ‘z araz trz e b a ’ by dodać, że jest ono także więzią su b stan cjaln ą b y tu .12 P ró b u jąc inaczej o k re ­ ślić jego istotę m oglibyśm y powiedzieć, że działanie jest 'zmia­ n ą i zarazem tym , co dokonuje zmiany. Szukając innych o k re ­ śleń albo porów nań m ożna by mówić o działaniu jako o czymś, co jest jak im puls i w ew nętrzne poruszenie, a rów nocześnie jak aspiracja, k tó ra podnosi i pociąga. Działami© jest u początku staw an ia się rzeczy, jest w przechodzeniu .rzeczy do jej pełni i jest u jej k re su ;13 jest jak ogień b uchający w idzialnym pło­ m ieniem , lecz niedostępny w sw ym źjródle.14 Gdy pró b u jem y dotrzeć do istoty działania, skupiam y uw agę na aktyw ności stw orzeń. A nalizujem y działanie stw orzeń na różnych pozio­ m ach iich istnienia albo n aw et w całym knimamentnym porząd­ k u św iata. I w tedy nam się zdaje, że działanie w głębi swej isto ty jest jakim ś ruchem , zm ianą, staw aniem się, czymś przejściow ym i niedoskonałym . Skłonni jesteśm y badać różne sposoby działania, porów nyw ać je, siaukać w nich cech w spól­ nych, opisyw ać ich różnice. N iestety tak i sposób dociekań — m ów i Blondel. ·— nie może doprowadzić nas do poznania isto ­ 11 Tamże. 12 M. B l o n d e 1, L ’Action, Pariis 1963, t. II, s. 216. 13 M. B l o n d e l , L’Action, Paris 1:936, t. I, s. 41. 14 M. B l o n d e 1, L’Action, Paris 1963, t. II, s. l'29. [5] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A 113 ty działania.15 Chcąc poznać działanie, m usim y uchw ycić je n iejako od w ew nątrz. Nie m ożem y też w szystkim stw orzeniom przypisyw ać takiej sam ej jego· racji. Zachodzi bowiem istotna różnica m iędzy działaniem św iata m a te rii a działaniem istot .rozum nych. W św iecie m aterii, do którego zaliczam y nie tylko m a rtw ą n a tu rę , ale tak że roślinne tropdzmy a n aw et in sty n k ty zw ierząt, n ie m a praw dziw ej rac ji działania. Nie znaczy to oczywiście, że cały św iat — z w yjątk iem człow ieka — m ożna ostatecznie sprow adzić do w iększej lub m niejszej bierności. G dyby w szystko na świecie· było tylko bezw ładem i b ierno­ ścią, albo· — jak niek tó rzy sądzą — czystą niesprzecznośoią, w tedy sam a idea bierności ,jako uległości i podatności n a dzia­ łanie nie m ogłaby w n a s zaistnieć. O taczająca n a s rzeczyw i­ stość nie jest skupiskiem ślepych i biernych elem entów , k tóre w pew nej chw ili ułożyły się w h arm o n ijn ą całość. Św iat to nie m echanizm , k tó ry — jak tw ierdzi K artezjusz — w ym agał tylko „popchnięcia”, aby w praw ić w ru ch i podtrzym yw ać sw ym początkow ym a ciągle trw ający m im pulsem wszystko·, co istnieje, w łącznie z życiem biologicznym i insty n k tam i zw ierząt. D ziałania pochodzącego z pierw szego poruszenia nie m ożna sprow adzić do takiego determ inizm u, w k tó ry m by nie było już miejisea na żadiną podatność ani żadną zorganizow aną i organizującą spoMamiczność.16 A jednak nie w szystkim ele­ m entom i źródłom aktyw ności p rzysługuje pełna· nazw a dzia­ łania. D ziałanie w pełnym tego słowa znaczeniu zaczyna się dopiero od człowieka. D opiero człowiek może stanow ić przy­ czynę praw dziw ie działającą, choć i jego· działanie nie jest jeszcze działaniem czystym . Jakkolw iek bowiem działanie ludzkie przedstaw ia się nam jako ucieleśnianie się idei, k tó ra n a b ie ra zew nętrznej form y oraz m niej lub w ięcej płodnej sk u ­ teczności, przecież, gdy głębiej w nikam y w jego istotę, za­ uw ażam y, ż e ono istn ieje już w swoim rodzeniu się i pow sta­ w aniu. Nie tylko bow iem ucieleśnianie się idei, ale sam a idea m usi mieć swój początek w czymś już istniejącym uprzednio·. I ta k jest rzeczywiście. U jej podłoża znajduje się złożony i spontaniczny dynam izm , którego źródłem jest n ie tylko m yśl, ale cała n a tu ra z sw ym bogactw em pierw iastków o rg a­ nizujących i z przenikającą człowieka· aktyw nością ukształto ­ w aną przez stałą rację ludzkiego b y tu .17 Zanim działanie p rze ­ jaw i się jako św iadom a czynność, znajduje· się w człowieku 15 M. B l o n d e l , L’Action, .Paris 1936, t. I, s. 22. 18 Tamże, s. 64. 17 M. B l o n d e l , L’Action, Paris 1963, t. II, s. 132. 8 — S tu d ia T h e o l . V a r s . 25 (1987) n r 2 A N T O N I K A M IN S K I 114 [6] już w sposób u k ry ty jako zespół elem entów um ożliw iających jego przejaw . W praw dzie te elem en ty nie są sam ym działa­ niem , lecz nie są też czynnikam i m artw ym i i obojętnym i w stosunku do niego. Z aw ierają bow iem coś z tego, co ukaże się na w yższej płaszczyźnie jako a k t świadom ego działania. Złożoność ludzkiego działania w idać nie ty lk o w tym , że za­ w iera ono w sobie czynniki m aterialne, biologiczne i psychicz­ ne. W działaniu zaw arta jest m yśl, a ta zakłada istnienie du­ chow ego bodźca. Istnieje też m otyw będący syntezą w ielu a k ­ tyw nych elem entów pow stałych z różnych przyczyn i dążeń.18 I tak stopniowo przez a k ty coraz bardziej uchw ytne jasno ukazuje się to, co m ożem y nazw ać pow staw aniem idei, k tó ra nie je st kresem sam ej tylko spekulacji, ale jako pochodząca z głębin życia i podstaw ow ych skłonności jest rzeczyw istością um ożliw iająca zaistnienie świadom ego a k tu woli, a te n z kolei, w zbogacony przez poszukiw any, idealny przedm iot wnoszący pew ne bogactwo· n a tu ry i płodnej aspiracji, rodzi działanie, k tó re n a b ie ra — by tak pow iedzieć — praw a obyw atelstw a, nazw y, zdolności rozszerzania się i płodności tw orzącej sw oją niepow tarzalną h istorię.19 •Chociaż działanie ludzkie jest wyższe od aktyw ności innych stw orzeń, przecież i ono jeszcze n ie jest pełne. Zawsze jest w nim , oprócz stro n y czynnej,, pew na bierność, od k tó re j d ziałający n ie może się uwotoić. N aw et w akcie kontem placji, jako działaniu relaty w n ie transcendentnym , człow iek zależy od przyczyn .znajdujących się w nim lub poza nim , k tó re — choć w zbudzają k o n tem placyjny poryw i um ożliw iają jego realizację — nie pozw alają się ująć bezpośrednio. Tylko w źró­ dle wszelkiego działania, jakim jest działanie czyste — pisane przez Blond ela zawsze z dużej litery : pur A gir — nie m a żadnej bierności, żadnej zależności i żadnej niezaktuaiizow an ej możności. N iestety tego źródła nie m ożem y objąć, ale nie jest też konieczne·, byśm y b rali wiedzę o działaniu w prost z m ego. II. ROZWÓJ DZIAŁANIA W JEGO DĄŻENIU DO CELU Rozwój działania B londel przedstaw ia w dziew ięciu e ta ­ pach.20 K ażdy etap jest kręgiem rozszerzającym się i dającym początek now em u. K ręgi pow iększając się i przenikając wza18 Tamże, s. 140. 18 Tamże, s. 132—1!33. 20 Tamże, s. 170—367. P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A m 115 jeminie u kazują coraz dateze i wyższe cele jako- dom inujące w życiu ludzkim . O bejm ują coraz pow szechniejsze -wartości. U w y­ d a tn ia ją też coraz bardziej wielkość człow ieka chcącego -zna­ leźć podm iot dorów nujący jego najgłębszem u pragnieniu. 1. Powstanie działania i na otoczenie jego wpływ D ziałanie człow ieka nie pow staje nagle i jakby w zięte z n i­ cości. J-ego początek jest sta ra n n ie zaplanow any i przygoto­ w any. N ajpierw jest ono zaw arte w pew nym stanie organicz­ nym złożonym ze spontanicznych sił i poruszeń. N astępnie -zjawia się w in icjatyw ie dającej tym siłom względną tra n s ­ cendencję. D zieje się to dzięki pragnieniu kierow anem u ro ­ zum em i oddziaływ aniu przyczyny celow ej. Na koniec prze­ jaw ia się w zdolności panow ania nad złożonością elem entów tw orzących człow ieka ora-z w możności w yboru. Przez dzia­ łanie człowiek w pływ a n-a swe otoczenie. Musi oczywiście sam z tym otoczeniem się liczyć i naginać do jego- wymogów., n ie ­ m niej może także je zm ieniać, w prow adzać now e postaw y, tw orzyć now e w artości. Działając człowiek odkryw a w rze­ czach ich s tru k tu rę , praw a, moce, dostrzega ich pożytek. Po­ znaw anie tajem nic św iata i podporządkow anie go sobie jest źródłem tak w ielkiej satysfakcji, że n iektórzy wręcz w niej chcieliby widzieć sens swego istnienia. Lecz zapał działania jest większy. Nie daje się podporządkow ać tem u pragnieniu bez reszty. D ziałanie nie kończy się na w ydzieraniu św iatu je ­ go tajem nic. Idzie dailej. U kazuje, że badacz jest w iększy od rzeczy badanej. Nie poizwala m u w niej się zask-l-epić i zło­ żyć dla niej w ofierze. 2. Tworzenie się osobowości Działanie nie tylko łączy czynniki materialln-e i duchowe człow ieka, ale także w ykształca j-ego osobowość. Rozwój oso­ bowości dokonuje się w stosunkach z ludźm i. Aż-eiby jednak człow iek m ógł harm onijnie w spółistnieć i żyć z innym i, m usi w p ierw w sobie tw orzyć harm onię. Musi opanow yw ać swe po­ żądania, skłonności i pasje. ' Popędam i zw ierząt k ie ru je in ­ sty n k t, ludlzkimi — rozum i wola. D ziałanie u jaw n ia u k ry te siły sprzeciwu- W yzw ała też człow ieka ze złudzeń. Człowiek bow iem w w ielu w ypadkach sw oje w yobrażenia i chcenia uw aża za czyny dokonane. Rzeczywistość działania wnosi po- A N T O N I K A M IN S K I 116 p raw k i do złudnych m niem ań o sobie i sw ych m ożliwościach. Działanie jednoczy w szystkie rozbieżne dążności, bo działać •znaczy w ykonyw ać akty, a każdy ak t jest syntezą łączącą róż­ ne elem enty w nierozerw alną całość. Przez działanie dtich bierze w posiadanie ciało·, a ciało n ab iera ducha. W ten spo­ sób tw orzy się osobowość doskonaląca się w pracy dla innych i w życiu w łączności z nimi. 3. Oddziaływanie m i ę d :z у o· s o b o w e •Chcąc czy nie chcąc człowiek zawsze zaznacza· sw ą indyw i­ dualność w swoim środow isku. W prow adzając porządek czy burząc go, w cielając w artości czy je niszcząc, uszczęśliw iając czy doprow adzając do rudny, człowiek tw orzy świadomość w spólnotow ą i tradycję. K ażdy wnosi w św iat coś, co bez nie­ go nie m ogłoby nigcly zaistnieć; zostaw ia ślad sw ej osobowo­ ści przez fa k t swego istnienia i przez dzieła, k tó re tworzy. D ziałanie bowiem zawsze rodzi jakieś dzieło·, a, dzieło poczęte czy dokonane p rze staje już być w yłączną w łasnością swego tw órcy; przechodzi n a własność w ielu i zaczyna żyć swoim w łasnym bezosobowym życiem. Człowiek nie może zam knąć w sobie swego życia i nie może nakreślić granicy następstw om sw oich czynów. Toteż tw orząc sta je się odpow iedzialny nie tylko· za tw órczy zam iar, ale też i za n astęp stw a w ynikające z fa k tu podjęcia dzieła i jego urzeczyw istnienia. A następstw a te są w irtu aln ie nieskończone. Mogą powodować now e sk u tk i i być przyczyną całych law in w ydarzeń. Dzieło człowieka je s t nie tylko tw orem jego m yśli, ale także narzędziem i łącz­ nikiem jedności jak n ajbardziej rzeczyw istej m iędzy ludźmi. W nim tw órca poznaje siebie, udoskonala się osobowo i w spół­ działa w doskonaleniu osobowości innych. 4. P r z y j a ź ń, małżeństwo, rodzina, D oskonalenie osobowości nie kładzie k resu ludzkiem u dzia­ łaniu. Uśw iadom iw szy sobie sw ą siłę i niemoc, ambicję· i m i­ łość, człow iek odczuw a potrzebę pom ocy isto ty podobnej so­ bie. Całym jestestw em pragnie się oddać drugiej osoibie, by zarazem ją całą posiąść dla siebie. M ogłoby się wydawać., że to przem ożne pragnienie zaw ładnięcia drugą osobą jest złu­ dzeniem. Jakże bowieim m ożna całkow icie poisiąść kogoś nie będąc w stanie przeniknąć jego ciała, a tym bardziej duszy stanow iącej jeszcze większą tajem nicę? A jedtaak nic bardziej P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A [9] zgodnego z n a tu rą luidteką jak to- w łaśnie pragnienie. Serce k ieru je się racjam i, któ ry ch rozum zrazu nie pojm uje. Te r a ­ cje to· prag n ien ie k o n trastó w i zgodności. O żyw iają one i roz­ szerzają w nieskończoność w szystkie moiżliiwości dwóch m iłu ­ jących się istot, k tó re dlatego się rozum ieją i w zajem nie się uzupełniają, że zawsze są dla siebie czymś nieprzeniknionym i zdum iew ająco now ym . Tw orzy się jedność m ałżeńska. W zw iązku m ałżeńskim kochający widzi w osobie ukochanej nie tylko to, co poznaje i rozum ie. K ocha w niej także tę n ie ­ przeniknioną a nieskończenie płodną rzeczywistość, k tó rą ona zaw iera i sobą ujaw nia. Miłość m ałżeńska jednoczy chcenia, ale także łączy w jedno te głębokie i nieprzeniknione pokłady dusz, w k tó ry ch rodzą się a k ty woli bogate w płodną żyw ot­ ność. Lecz i zjednoczenie m ałżeńskie n ie zaspokaja· n ajg łęb ­ szego pragnienia woli dążącej do swego celu. Zapiał, k tó ry po­ ry w a ł do pełni zjednoczenia m ałżeńskiego, łam ie zaczarow any k rą g fascynacji. M ałżonkowie szukają pełni sw ej miłości w jej ow ocu — dziecku. Dziecko staje się ich bogactw em , ale za­ razem św iadectw em ubóstw a ich miłości, k tó ra okazuje się niew ystarczająca do pełnego· zaspokojenia ich pragnień. P o­ w staje rodteiina, a w niej m ałżonkow ie nie chcą ani nie mogą już być w szystkim dla siebie. Ich miłość się pom naża, rozcią­ gając się z dw ojga na troje. 5. Społeczeństwo W ażnym m om entem w historii m yśli i serca dziecka· jest chwila, kiedy spostrzega ono·, że· jego· rodzina nie jest grupą uprzyw ilejow aną, w okół k tó re j obracają się w szystkie in teresy św iata, ale że istn ieją też inne rodziny m ające praw o do w ła­ snych pragnień, uczuć, przekonań, życia i miłości. W tedy n a ­ stę p u je w spaniałom yślne otw ieranie się serca dla drugich. D oroślejący człowiek przygotow uje się do· głębszego zrozum ie­ nia sw ych przyszłych społecznych obowiązków. Bolesna z ra ­ zu może być świadomość rodząca się w m łodym człowieku, że nie jest już ty lk o synem i braitem n a łomie m iłującej •i ochraniającej go rodziny. Lecz otw ierająca się przed nim no­ w a rzeczyw istość przynależenia· do szerszej społeczności jeist n o rm a ln y m etapem rozw oju jego osobowości. P rędzej bowiem czy później m usi zrozum ieć, że urodził się nie tylko dla sie­ bie, ale i dla innych. Życie społeczne to n ie tylko· rozszerzony k rą g ogniska domowego. Są w nim elem en ty historyczne, .psychologiczne, m oralne i relig ijn e u jaw niające celowość swO­ A N T O N I K A M IN S K I 1Γ8 |1 0 ] istą i pod pew nym i w zględam i tra n sc en d e n tn ą do funkcji rodziny. Dzięki rodzinie społeczeństw o w zrasta w Icz b ę sw ych członków, lecz podobnie jak w reak cji chem icznej, w k tó re j składniki nie ginąc przem ieniają się w now y związek, tak też życie rodzin nie tracąc nic ze swej żywotności przekształca się w serce społeczeństw a znajdując w nim ochronę. 6. Ludzkość W szakże in te resy i dobro społeczne n ie są najw yższym ce­ lem człowieka. N aw et to, co m ogłoby się w ydaw ać najw aż­ niejsze w życiu społeczeństw — miłość w łasnej ojczyzny — też nie zaspokaja najgłębszych ludzkich pragnień. Ludzkie działanie sięga dalej, k ie ru je się ku dobru całej ludzkości. Pod w pływ em potrzeb i z wofli łudzi św iadom ych sw ej solidarno­ ści duchow ej tw orzy się społeczność narodów o p a rta już nie jedynie na in teresach ekonom icznych i politycznych, ale ta k ­ że n a spraw iedliw ości i aktyw nej jedności, w k tó re j łączą się w zajem nie zobowiązania oraz w ym agania m etafizyczne i reli­ gijne zaw arte w ludzkiej naturze. W ym agania te rozw ijają człow ieka ucząc go m iłości do innych narodów bez w yrzeka­ n ia się patriotyzm u, owszem, pozw alając m u lepiej go cenić i Odczuwać jego dobrodziejstw o. P ow staje miłość do innych bez w zględu na to, czy są oni bliscy czy dalecy, k rew n i ozy obcy. R acją tej miłości jest po p ro stu to, że są ludźm i. Czło­ w iek pragnie, jeżeli m ożna tak powiedzieć, zespolić się z całą ludzkością i stanow ić z nią jedną woilę. 7. E it у к a i moralność Lecz i miłość ludzkości nie jest ostateczną doskonałością najgłębszego pragnienia woli. 'Działanie ludzkie ujaw nia po­ trzebę życia w edług ideału 'etycznego. W n a tu rz e człowieka istnieje dążność do życia m oralnego. W idać to' w spontaniczno­ ści dążenia do dobra. Tę spontaniczność m ożna b y nazw ać m oralnością n a tu ra ln ą . P ełn a jednak m oralność jest dopiero tam , gdzie św iadom e dążenie zm ierza do ceilu wyższego niż be:zpośrednia korzyść, gdzie człowiek zdąża do w artości w yż­ szej niż bezpośredni w ynik sw ych pragnień lub proste n a ­ stępstw o sw ych czynów, choćby one tw orzyły h istorię św iata. Tym więc, co w sposób istotny tw orzy i określa c h a ra k te r etyczny ludzkiegO' czynu jest fakt, że czyn ten nie będąc ak ­ tem jak inne, w yraża w w ym iarze kosm icznym rzeczywistość j-Jj-Jj P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A ц д ponadkosm iczną, ideał dążący do- ucieleśnienia czegoś, po bez ludzkiego działania nigdy by nie mogło zaistnieć. M oralność czynów zgodnych z najgłębszym pragnieniem woili nie pocho­ dzi z tych n a tu ra ln y c h sił, w śród k tó ry c h rozw ija się i w y ­ kształca ludzkie doświadczenie. W każdym bowiem człowie­ k u istn ieje zalążek m oralności nie dający się sprow adzić do pożytecznej m aksym y, p raktycznej recep ty czy um iejętności przystosow ania się do zm ian zachodzących w ludziach, w ludz­ k ich in teresach i am bicjach. Zalążek ten je st św iadectw em w y ra sta n ia człowieka ponad siły n a tu ry i cele, jakie św iat m oże przedkładać jego woli. P onad w szelkim i form am i etyki n a tu ra listy c z n e j istnieje, m oralność praw dziw a, to jest taka, k tó ra w ciela się w św iat przez człow ieka jako dlzieło rzeczy­ w istości przekraczającej w szystkie dane i w aru n k i służące w praw dzie za pUnkit w yjścia i oparcie, lecz nie m ogące się stać praw dziw ym i adekw atnym celem ludzkiej m yśli, chce­ nia, działania i całego istnienia. Ten ideał m oralny p rze k ra ­ czający w szystkie istniejące diane i w aru n k i nie jest uroje­ niem . O kazuje się on bowiem czymś nieodzow nym w tw o­ rzeniu się ludzkiej św iadom ości obejm ującej cały porządek do­ św iadczalny, wiedzę, aktyw ność i odczucie wolnego chcenia. Człowiek jest nie m niej pew ny tej tran scen d en tn ej rzeczyw isto­ ści niż tego co czuje, co spostrzega, co poznaje. Przez ten ideał nie ty lko sam sta je się uczestnikiem tego·, co· nieśm ier­ telne, ale także w tę nieśm iertelność w łącza w szystkie niższe form y istnienia·, k tó re służyły m u jako. w arunek w rozw oju jego· osobowości m oralnej. 8. Religia Lecz i w ideale etycznym w ola ludzka nie znajdluje k resu sw ych dążeń. Człowiek czuje potrzebę czegoś w ięcej niż ty l­ ko to·, co dotąd poznał i osiągnął. Dochodzi do· świadomości, że przedm iot jego p rag n ień nie m oże się znajdow ać w śród rz e ­ czy będących w zasięgu jego sił zdtoibywcizych czy tw órczych. G dyby bowiem pożądany przedm iot należał do rzędu dóbr, k tó re m ożna poznać, objąć lub stw orzyć, w-ówczas z chw ilą zaw ładnięcia nim m usiałby znaleźć pełne zadowolenie n a j­ głębszego pragnienia w oli kładące kres dalszem u dążeniu i działaniu. Lecz tego zaspokojenia w oli nie zn ajduje w żad­ n ej rzeczy poznanej ani sy tu acji ozy form ie życia, w k tó re j św iadom ie uczestniczy. D ziałanie ludzkie w ybiega z k ręg u ty ch spraw . Dokąd? Z pewnością n ie w nicość, k tó rej nie m a. Nie A N T O N I K A M IŃ S K I 120 w raca, do kręgów niższych, bo w nich nie znajdow ało pełni zadow olenia n i kresu. Pozostaje tylko jedn a możliwość: rze­ czywistość nie znana jeszcze, wyższa n ad w szystko, co dotąd znane i osiągnięte. Tu jednak dzieje· się rzecz dlziwna i p a ra ­ doksalna. Zdając sobiie spraw ę, że przedm iot poszukiw any n a j­ głębszym pragnieniem w oli muisi być w yższy niż to, co jest w zasięgu luidakiej mocy, człowiek wcale nie rezygnuje z w y­ siłku , ażeby w łaśnie to wyższe i nieosiągalne posiąść. Zaczyna się szam otać. Świadom ość zdążania do tego, co go przew yższa, rodzi w nim k u lt tej rzeczyw istości niedostępnej, a chęć zdo­ bycia jej mirnoi w szystko pozostaw ia go w beznadziejnej n a ­ dziei osiągnięcia tego, co nieosiągalne. 9. T ra n sc e n d e n c ja H istoria religii przedstaw ia człow ieka jako byt o tw a rty na transcendencję. Mówi, że człowiek zawsze posiadał jakąś spon­ taniczną w iarę w e w pływ na jego życie b y tu przychodzącego z zew nątrz, a będącego czymś w yższym niż zw ykłe stw orze­ nie. B yt ten człow iek uw ażał za bóstw o i oddaw ał m u cześć rehgijną. Zawsze i w szędzie poszczególni ludzie i całe narody przejaw iały i przejaw iają ten spontaniczny zm ysł religijny. N aw et ci, k tórzy nie uznają w iary w bóstwo, a n a rełigię p a ­ trzą jak n a zabobon, nie m ogą ukryć swego afirm ow ania cze­ goś więcej, niż tylko porządku widzialnego i rzeczywistości czysto ludzkiej. I tą afirm aeją niejako w b rew swej woli za­ św iadczają, że n aw et m im o ateistycznego nastaw ienia czło­ w iek z n a tu ry jest istotą religijną. Człow iek będąc isto tą ro ­ zum ną dąży do życia duchowego przekraczającego' czas i p rze­ strzeń. Nie może zatrzym ać się na sobie ani zaniknąć w gra^nicach im m anencji. F ik cy jn a izolacja, w k tó rej chciałby p rze ­ bywać, nie odbiera m u nieśm iertelnych pragnień, a sprzecz­ ność m iędzy tym , czym by m ógł być, a tym , do czego chciał­ by się ograniczyć, u ja w n ia -i sankcjonuje niezniszczalną wolę ciągłego przekraczania siebie. III. HIPOTEZA NADPRZYRODZONEGO CELU CZŁOWIEKA 1. Najgłębsze p r a g n i e n ie ,woli R efleksja nad rozw ojem ludzkiego działania doprow adza do wniosku, że żaden cel ziem ski nie jest w stan ie zaspokoić czło­ w ieka, a bezpośrednią przyczyną tego niedosytu jest wola, [13] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A 121 a ściślej m ówiąc jej najgłębsze pragnienie. B londel p rze d sta ­ w ia wolę ludzką w dw óch aspektach. Jed en aspekt to wola zam ierzająca (volonté voulante). Tein aspekt w oli Blondel nażyw a także ink lin acją fundam entalną, aspiracją Wlaną, wolą w y rażającą n a tu rę , wolą w akcie pierw szym , w olą pierw otną, chceniem uk ry ty m , k tó re poprzez skończone dobra przejścio­ w e p rzejaw ia swój roizwój w dążeniu do ceilu najw yższego. D rugi aspekt woili to jej sprecyzow ane i określone’ dążenie: w ola zam ierzona (volonté voulue).21 U praszczając spraiwę tych aspektów , wolę zam ierzającą nazyw am y najgłębszym p ra ­ gnieniem woli lub najgłębszym pragnieniem czy też najgłębszym dążeniem , a wolę zam ierzoną nazyw am y po p rostu wolą. Wo­ la człow ieka jest in te g raln ą częścią ludzkiej n a tu ry i ją w spół­ tw orzy, a najgłębsze jej pragnienie’ n ie jest dodatkiem , tylko źródłem jej wielkości. Ono to spraw ia, że wola nie zatrzy m u ­ je się n a celu św iadom ie zam ierzonym i osiągniętym , lecz — by tak powiedzieć — rozgląda się i chce zdążać dalej,, żeby zaspokoić sta le pojaw iający się i w zrastający niedosyt.22 Roz­ wój ludzkiego działania dowodzi, że człowiek chce dorów nać sw em u najgłębszem u p ragnieniu i że w nim sam ym — jak m ów i J. L acroix — istn ieje nieskończona odległość, k tó rą dzia­ łanie u siłu je bez p rzerw y pokonać, lecz nigdy tego. całkow i­ cie n ie osiąga.23 W sposób parad o k saln y diaicktyka działania stw ierdza, że nie m ożna dorów nać sobie bez p rzek raczan ia sie ­ bie. M etoda im m anencji — m ów i J. L acroix — doprow adza do nieuniknionego żądania transcendencji. Ά raczej cały w y ­ siłek człow ieka dąży do w ykazania, że istnieje w n a s od po­ czątku im m anencja transcendencji. 2. Transcendencja względna i absolutna с iz у 1 i n a d p г z у r o d z o n a. M ówiąc o rozw oju ludzkiego działania' od jego· początku aż do jego przejaw ów w kulcie religijnym , tran scen d en tn y m , h a zw aliśm y każdy now y k rąg rzeczyw istości ziem skiej przed sta­ w iający się jako w yższy w sto su n k u do. poprzednio poznane­ go, w k tó ry m w ola szukała zatrzym ania i pełnego zadow olenia dla swego, najgłębszego· pragnienia. I ta k n a przykład rzeczy­ w istość życia w k rę g u społecznym· p rzedstaw iała się jako w yż­ 21 Tamże, s. 32. 22 Tamże, s. 304. 23 J. L a c r o d x , dz. cyt., s. 22. A N T O N I K A M IŃ S K I 122 [14] sza od życia jednostki, a miłość d© całej ludzkości jaw iła się jako tran scen d en tn a w stosunku do zazdrosnej miłości je d ­ nego narodu. Lecz żadna z tyich 'rzeczywistości poszczególnych kręgów nie zaspakajała ludzkich dążeń. K rąg niższy staw ał się odskocznią do wyższego, a ten Znowu okazyw ał się tylko w zględnie tran scen d en tn y m w sto su n k u do· następnego·. Czło­ w iek nie zatrzym uje się na tym , co już poznał i posiadł. Nie zadowala się, jak św iadczy cała historia, transcendencją względną. Dąży do transcendencji absolutnej, k tó rą w swej r e ­ ligijności nazyw a nadprzyrodzoną.24 Będąc prześw iadczony o jej istn ien iu w zyw a ją n a pomoc, p ró b u je zaw ładnąć jej po­ tęgą, usiłuje się z nią zjednoczyć. Lecz w szelka próba za­ w ładnięcia tym , co przekracza ludzkie siły, m usi kończyć się porażką. Nie chcąc przyjąć należnej postaw y czci wobec bytu nadprzyrodzonego, człowiek doprow adza się do k u ltu bałw o­ chw alczego i zabobonu. Można jed n ak zadać sobie pytanie, czy ta niedostępna dla ludzkich sił rzeczyw istość nadprzyro­ dzona n ie m ogłaby się udzielić człow iekow i sam a w b ezin tere­ sow nym darze sw ej miłości? U kierunkow anie człowieka ku tran scen d en cji absolutnej w skazuje n a to, że udzielenie się człow iekowi rzeczywistości nadprzyrodzonej byłoby czymś b a r ­ dzo odpow iednim dla najgłębszego· prag n ien ia hidzkiej n a tu ry . P onadto h istoria mówi, że ludzie nigdy nie byli pozbaw ieni nadziei i w ia ry w możliwość w łączenia się w św iat wyższych m ocy m ogących się udzielić stw orzeniu, Jakkolw iek niejasne czy błędne byłyby te w ierzenia w nadprzyrodzoną rzeczyw i­ stość, k u k tó re j człow iek zw racał się w rozpaczliw ym nieraz w ysiłku, przecież stanow ią one· nizaprzeczalne św iadectw o czegoś istotnego w ludzkiej naturze. Tego· św iadectw a nie m o­ że n ie dostrzegać i n ie brać pod rozw agę żadna filozofia, n a­ w e t n ajbardziej dbała o sw ą niezależność od w ierzeń.25 3. Hipoteza nadprzyrodzonego celu Biorąc pod uw agę niem ożność w ypełnienia najgłębszego p ra ­ gnienia woli żadnym dobrem stw orzonym oraz odpowiedniość daru nadprzyrodzonego dla doskonałego ziszczenia się ludz­ kich dążeń, a także fa k tu k u ltu oddaw anego Bogu lub bogom przez ludzi w szystkich czasów — co. św iadczy o jakim ś p ra ­ gnieniu boskości — B londel staw ia hipotezę, że cel, do k tó­ rego człowiek dąży, jest nadprzyrodzony. Staw iając tę hipo­ 24 M. B l o n d e l , L ’A ctio n , Paris 1θ®, t. II, s. ·375. 25 Tam że, s. 513—·5:24. ^ 5 ] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A ^ 3 tezę zdaje sabde jednak spraiwę .z zasadniczej różnicy, jaka m usi zachodzić międfzy rzeczyw istością w yrażającą się w tra n s ­ cendencji w zględnej a tran scen d en cji określanej jako abso­ lu tn a czyli boska.26 T ranscendencja w zględna p rzejaw iająca się w rozw oju i doskonaleniu się ludzkiej egzystencji zasadza się n a dośw iadczalnie stw ierdzonym dynam izm ie stanow iącym podłoże w szelkich aktów rozum u i podejm ow anych działań. N atom iast transcendencja absolutna działająca w człow ieku przez d a r nadprzyrodzony, którego istnienie hipotetycznie się zakłada, m usiałaby pochodzić już nie z pierw iastk a ko n sty ­ tu u jącego ludzką maturę, ale z bezpośredniego działania boże­ go i z czystej in icjaty w y bożej.27 Tylko bow iem ta tran scen ­ dencja — p rzekraczająca w szystko, co zaw iera się w e w zględ­ nie tra n scen d en tn y ch kręg ach rzeczywistości ziem skiej — mo­ głaby stanow ić cel człow ieka najw yższy i ostateczny, to jest taki, k tó ry już by nie m ógł służyć za odskocznię do rzeczyw i­ stości jm zcze wyższej. H ipoteza nadprzyrodzonego celu pozw a­ la m yśli w ybiegać w k rąg rzeczyw istości nie dającej się prze­ niknąć rozum em , ale nie irracjo n aln ej, bo· stanow iącej jedyne m ożliw e w yjście z zaułka ludzkich p rag n ie ń ku pełnej w ol­ ności. Ten hipotetyczny k rąg transcendencji boskiej Blondel nazyw a egzotycznym . Nazwa ta jest przenośnią m ającą uzm y­ słowić, jak różny jest te n k rąg od wszystkiego·, co człowiek widzi, słyszy, doświadcza, rozum ie. J e st to rzeczyw istość in ­ n a niż ta, w k tó re j człoiwiek się obraca n a tym świecie, rze­ czyw istość innego „m iejsca” i spod innego „nieba”. Ta rze­ czywistość jest kręgiem najw yższym . Poza nią nic większego już nie m a.28 IV. PRZYDATNOŚĆ FILOZOFII DZIAŁANIA DLA TEOLOGII CELU Z adajem y sobie teraz pytanie: jak ie usługi m oże oddać' teologii filozofia działania w k w estii ostatecznego celu czło­ w ieka? Odpowiedź m ożem y streścić w następującej tezie: Blondelow ska filozofia działania może służyć teologii jako przy d atn e narzędzie w rozum ow ym uzasadnieniu absolutnej tran scen d en cji człowieka, potrzeby łaski i w ew nętrznego zw iązku ludzkich dążeń z nadprzyrodzonym celem. ss Tamże, s. 385. 27 Tamże, s. 372. 28 Tamże, s. 388. 124 A N T O N I K A M IŃ S K I 1. Dowód na ludzką (16] transcendencją Rozum owy dowód n a ludlzką transcendencję w filozofii dzia­ łania bierze się z niew ystarezalnoiści celów n atu raln y ch . P rz y ­ k ład w ykluczania celów ziem skich jako niew ystarczających dla ludzi i w skazyw anie n a transcendencję człow ieka dążące­ go do celu przekraczającego w szelkie rzeczy stw orzone znaj­ du jem y także w S u m m ie św iętego Tom asza z A kw inu, ?3 tylko że u Akwinaity —■ z rac ji innego zam ierzenia — nie jest on ta k rozw inięty i w ykorzystany, jak u filozofa z Aix. Sw. To­ m asz zastanaw iając się kolejno nad różnym i dobram i docze­ snym i, w któ ry ch człowiek chciałby znaleźć swe szczęście, stw ierdza, że żadne z nich nie odpow iada jego wielkości. J a ­ ko cele niew ystarczające człowiekowi w ym ienia św. Tomasz bogactw a, zaszczyty,, chrwałę, władzę, d o b ra ciała, rozkosze, dobra duszy i —· ogólnie — dobra stw orzone.30 Blondel zw ra­ ca uw agę na niewystairczalność tak ich eelćrw, jak rozwój oso­ bowości, miłość m ałżeńska, poświęcenie się dla społeczności i ludzkości, życie etyczne i p rak ty k i religii n a tu ra ln e j. W ten sposób Blondel ogarnia całość ludzkiej egzystencji i wszystko, w czym człowiek może u p atryw ać swe szczęście. P rz y każdym z tych dobrodziejstw doczesnych Blondel w ykazuje jego n ie­ dostateczność w zaspokajaniu ludzkich pragnień. W praw dzie i św. Tomasz ogarniając w szystkie cele doczesne uzasadnia ich ni ©wystarczalność dla człowieka, ale uzasadnienie Tom a­ szowa polega na odw ołaniu się do, zasady niem ożności zaspo­ kojenia woli dobrem cząstkowym , Blondel natom iast pow o­ łu je się na konkret, jakim jest ludzkie działanie. Zajęcie się kon k retem czyni filozofię Blondela szczególnie p rzydatną współcześnie, kiedy człowiek więcej w ierzy doświadczeniu, niż głoszonym przez filozofa zasadom . Uważa za naukow e to·, co dowiedziono eksperym entem , a m niej ceni w ynik teoretycz­ nych rozw ażań. P ojęcie działania było przedm iotem rozpraw y Blondela ■ — pisze Gillsoin — poniew aż prag n ął rozbudow ać fi­ lozofię „k o n k retu ” . Jego w yjściow y sprzeciw skierow any był przeciw filozofii tego, co „ a b strak c y jn e ” 31. O ryginalny sposób ujm ow ania istoty działania daje blondelow skiem u argum ento­ w i na rzecz ludzkiej transcendencji sw oistą siłę. Nie jest to arg u m en t jedynie z in tu icji lub ty lko z w ew nętrznego dd29 T h o m a s A q w., Sum m a Tehologica, I-а Il-ae, q. 2, a. 1—8. 30 Tamże, a. 8. 31 E. G i l s o n , H istoria filozofii w spółczesnej, Warszawa 1977, s. 325. P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A [17} 125 św iadczenia. Blondelow ska m yśl odkryw a transcendencję czło­ w ieka badając rozw ój jego działania, a nie tylko, jego· tęsknotę za Bogiem. Dlatego, ściśle biorąc, nie m ożna jej w yniku spro­ wadzić do tego, co w apologetyce nazyw a się arg u m en tem na istnienie Boga z pragnienia szczęścia. Blondelow ski arg u m en t trzeb a raczej zaliczyć do rodzaju rozum ow ania indukcyjnego., które, opierając się na obserw acji zachow ań się ludzi w szy­ stk ich czasów, nie zn ajd u jący ch pełnego zaspokojenia sw ych dążeń w celach doczesnych, skłania do w niosku o n iew ystarczalności tych celów i o potrzebie dobra nieskończonego. P ra w ­ da o tran scen d en cji człow ieka m a fu n d am en taln e znaczenie w teologii. Bez niej niem ożliwe jest jakiekolw iek sensow ne m ów ienie o> nadprzyrodzonym przeznaczeniu rozum nych stw o­ rzeń. Im m ainentyzm zam ykający człow ieka w granicach n a tu ­ r y i a rb itra ln ie zaprzeczający możliwości jego- przebóistwienia jest nie do przyjęcia w teologii. Przeciw nie zaś, filozofia gło­ sząca możliwość otw arcia się na transcendencję absolutną może być znakom itą pom ocą do tego, co w teologii nazyw a się szukaniem rozum owego uzasadnienia w ia ry (fides quaerens in­ tellectum ). 2. Filozofia łaski Cechą c h arak tery sty czn ą i istotną, k tó ra odróżnia religię judfeo-cihirześcijańską od innych religii św iata, jest uznaw anie potrzeby łaski do zbaw ienia. K iedy w buddyzm ie, hinduizm ie, konfucjonizm ie, taoizm ie a n aw et u m uzułm anów człowiek liczy na w łasne siły, w chrześcijaństw ie uzależnia się zbaw ie­ nie od łaski i m iłosierdzia bożego..32 Tein fakt, że poza reiigią objaw ioną nie mówi się o konieczności łaski do zbaw ienia, św iadczy wym ow nie, jak trudno· jest człowiekowi, poznać boży d a r um ożliw iający zwyciężenie zła w świeoig i wejście w po­ siadanie nadprzyrodzonego, dobra. Jednakże nie da się zaprze­ czyć przynajm niej możliwości istn ien ia łaski. Inną spraw ą jest, czy Bóg rzeczyw iście sw ej łaski człowiekowi udziela. Tego nie m ożna stw ierdzić bez O bjaw ienia. I B londel w sw ej filo­ zofii tego nie udow adnia. Tw ierdzi natom iast, że istnienie ła­ ski jest nie tylko możliwe, aile bardzo, odpow iednie, a n aw et hipotetycznie konieczne dla zaspokojenia najgłębszych ludzkich 32 Z. Z d y b i c k a , Idea zbaw ienia w religiach świata, „Ateneum ka­ płańskie”, W łocławek 1981, 1—2, s. 51. 126 A N T O N I K A M IN S K I Ив] dążeń. P odstaw ą jego rozum ow ania jest doświadczenie ludz­ kiego działania. D ziałanie zdradza, że w człow ieku znajduje się głębokie pragnienie, którego nie m oże zaspokoić żaden cel bę­ dący w zasięgu sił ludzkich. Tu rodzi się przypuszczenie, że pragnienie to m ogłoby być zaspokojone ty lk o dobrem p rze ­ k raczającym w szystko co stw orzone, becz wobec tego n a d p rzy ­ rodzonego dobra człowiek jest bezradny: nie może go zdobyć w łasnym i siłam i. I ta niem ożność pochodzi nie tylko z b rak u sił, lecz z sam ej n a tu ry rzeczy. G dyby bow iem owe nad p rzy ­ rodzone dobro pozw alało się osiągnąć ludzką mocą, degrado­ w ałoby się do rzędu celów n a tu ra ln y c h , kitóre, jak uczy do­ św iadczenie działania, nie zaspokajają człow ieka do tego stop­ nia, by już niczego· w ięcej nie pragnął. N asuw a się jednak m yśl, że gdyby to upragnione, ponadziem skie dobro· sam o zechciało się udzielić człowiekowi, w tedy — nie tracąc swej w ielkości i m ocy satysfakcjonow ania człow ieka — byłoby do­ brem posiadanym przez niego, a zarazem niezależnym od jego w ysiłków i zasług. W te n sposób w blondeilowskiej filozofii dochodzi się do pojęcia łaski z przesłanek rozum owych, to jest ze stw ierdzenia ludzkiej niem ocy wobec przypuszczalnego do­ b ra przekraczającego naiturę stw orzoną i z rozw ażania m ożli­ wości udzielania się tego dobra w bezinteresow nym darze. Pojęcie to jest zgodne z tym , co o· łasce m ów i teologia. Z a­ w iera bowiem istotne elem enty łaski: nadpirzyrodzoność i d a r­ mo wość. ,3. U w e w n ęł г zn i e n i e t ra n s c e n d e n t n e g o ' celu P rzygotow ując do a k tu w iary teologia szczególną uwagę z-wraca n a zew nętrzne przyczyny konieczności przyjęcia O bja­ w ienia. Prow adząc bowiem człowieka do przyjęcia praw dy ob­ jaw ionej zazwyczaj n ajp ierw podaje filozoficzne argum enty n a istnienie Boga, om aw ia boże przym ioty i w skazuje na cał­ kow itą zależność od Boga w szystkich stw orzeń. N astępnie mówi o postaw ie, j.aką człowiek m a przyjąć wobec swego Stw órcy. P ostaw y tej uczy sam Bóg przez to, że wyznacza sposób, w jak i człow iek m a Go czcić i ubiegiać się o Jego ła ­ skę. Wszystko· to dzieje się w praw dziw ej religii. Lecz na św ie­ cie są różne religie. A żeby nie błądzić, człowiek pow inien szukać w śród nich takiej, k tó ra m a znam iona boskie. P rz y po­ m ocy łaski bożej człowiek .znajduje religię objaw ioną. Poznaje [19] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A 127 ją po znakach św iadczących o jej boskim pochodzeniu, z k tó ­ ry ch najpew niejszym i są cuda i p ro ro c tw a .33 W prow adzenie do przyjęcia w iary w oparciu o taki pian jest logiczne i pod pew nym w zględem niezastąpione. Gzłowiek, k tó ry m a się zdać na Boga, może, a n aw et pow inien — zgod­ n ie z sw oją rozum ną natuirą — zadać soibie pytanie, jakie są dowody Jego istnienia? N astępnie pow inien także się zasta­ nowić, dlaczego m a uznać chrześcijaństw o, a nie inną religię, za objaw ioną. Be,z rozum ow ych argum entów na istnienie Boga w ia ra może się stać ■ — w oczach w ielu ludzi — czymś do­ w olnym ,34 a bez znam ion praw dziw ego O bjaw ienia bożego każda religia może uchodzić za praw dziw ą. M etoda przygoto­ w ania do a k tu w ia ry polegająca n a p rzedstaw ieniu ra c ji is t­ nien ia Boga w połączeniu z niezw ykłym i fak tam i zew nętrz­ nym i religii objaw ionej, jakim i są zwłaszcza cuda i proroctwai, jest w teologii nieodzow na. W iadom o jednak, że dowód ro­ zum ow y na istnienie Boga nie w ystarczy dio pełnego· ak tu wiiairy w nadprzyrodzone przeznaczenie człow ieka.35 M ożna po­ znać Boga jako pierw szą przyczynę i źródło· wszechrzeczy, a wcale nie być przekonanym , że się jest przeznaczonym do uczestnictw a w Jego w ew nętrznym życiu. W iadomo także, iż n a w e t cuda i pro ro ctw a nie tra fia ją w ielu ludziom do p rze­ konania, jeśli sam i nie byli ich św iadkam i. D la niejednego człow ieka uw ierzyć w cud jest tak samo· tru d n e, jak uw ierzyć w O bjaw ienie, którego autentyczność mia cud potw ierdzać. Trzeba zatem , b y przygotow anie do p rzyjęcia w iary w n a d ­ przyrodzone przeznaczenie człow ieka uwzględniało nie tylko· fa k t istnienia Boga i w iarygodność znaków Jego· objaw ienia się św iatu, ale także, by rozbudzało potrzebę zainteresow ania się tran scen d en tn ą rzeczyw istością jako w ew nętrznie zw iązaną z w ym ogam i ludzkiej duszy. Otóż błondełow ska filozofia dzia­ łania zw raca uw agę na tę stro n ę przygotow ania do ak tu w ia­ ry. Dowodzi niawystairczalllnośoi św iata stw orzeń dla zaspoko­ jenia ludzkiej głębi.36 U św iadam ia człowiekowi, co je st źró­ dłem jego nieustannego dążenia naprzód w poszukiw aniu za­ spokojenia nie dających się stłulmić pragnień. W skazuje mą sposób doprow adzenia do rów now agi ludzkiego· w nętrza i u n ik ­ nięcia porażki. Mówi o tym , czego człow iek może się spodzie­ wać jako sk u tk u swej aktyw ności, a co może o trz y m a ć , jako 38 Denzinger, η. 17Θ0, 1812, 1S13. 34 Z. J. Z d y b d c k a , C złow iek i religia, Lublin 197i7, s. 63. 35 H. d e L u b a c , Sur les chem ins de Dieu, Paris 1956, s. 226. 38 H. D u m e r y, Blondel et la religion, Paris 1&54, s. 52. ш A N T O N I K A M IN S K I [2 0 ] d ar będący jiuż poza zasięgiem jego czysto ludzkich mocy: O dkryw a przed człow iekiem jego głęboką tajem nicę. Uczy, że zajęcie się św iatem tran scen d en cji należy db jego spraw ży­ w otnych, gdyż n a tu ra ludzka posiada w sobie gotowość p rzy ­ jęcia nadprzyrodzonego ubogacenia i w ew nętrznie skierow ana jest do Boga. Jakkolw iek różnie człowiek sobie Boga w y o b ra­ ża,37 zawsze jest On b y tem transcendentnym , w k tó ry m za­ w ie ra się możność w ypełnienia przestrzeni tw orzącej się m ię­ dzy najgłębszym ludzkim pragnieniem a tym , co- już dzięki te ­ m u p rag n ie n iu człowiek osiągnął. N ikt z ludzi, chcąc być szczerym , nie może tw ierdzić, że jego działanie dosięgło kresu swego przeznaczenia:, znajdując pełne zadowolenie, szczęście nie pragnące większego szczęścia i pokój nie pozw alający na żaden now y a k t chcenia czegokolw iek.38 Filozofia działania doprow adzając człow ieka do uśw iadom ienia sobie tego fak tu przygotow uje człow ieka od w ew nątrz n a oczekiw anie bożego d a ru um ożliw iającego realizację jego dążeń. Droga, k tó rą blondelow ska filozofia działania prow adzi do p rogu w iary w nadprzyrodzone przeznaczenie człowieka, różni się od tej, k tó ra na początku sta w ia problem istnienia Boga i praw dziw ości O bjaw ienia. W filozofii działania n a jp ie rw m ó­ w i się o niew ystarczałności całego porządku n a tu ry dla za­ spokojenia najgłębszego· prag n ien ia woli i rozw aża się m ożli­ wość nadprzyrodzonego' daru. Dopiero· potem zw raca się u w a ­ gę na chrześcijaństw o, w k tó ry m się zapew nia, że zrodzona z reflek sji n a d ludzkim działaniem idea nadprzyrodzonego d a­ r u jest nie tylko .uzasadhioną hipotezą, ale że tej idei odpo­ w iada rzeczywistość. O statni krok na tej drodze, jakim jest przyjęcie tegoi d aru w w ierze lub jego· odrzucenie, zależy już tylko1 od człow ieka.39 Tu zarówno· filozofia jak i teologia k o ń ­ czą sw e zadanie pozostaw iając człow ieka sam na sam z taje m ­ nicą B o g a .44 Uw ew nętrzniende tran scendentnego celu, o jakim mówi się w bloindelowskiej filozofii działania, nie jest zam ykaniem tego celu we w n ętrzu ludzkiej n a tu ry . Ezłowiek w filozofii Błondela nie ogranicza sobą tego, co nieograniczone, ale cały od w ew nątrz i od zew nątrz na to· nieograniczone się otw iera. W blondeliizmie nie utożsam ia się tran scen d en cji z ekstrynse37 M. B l o n d e 1, L’Action, Paris 1963, t. II, s. 344. 88 H. D u m e r ÿ, dz. cyt., s. 33—34. 39 Tamże, s. 81. 40 Por.: Czesi rozm aw iają z K arlem Rahnerem, „Znak”, Kraków 1970, nr 2—3, s. 363—364. [21] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A 129 cyzmem. T ranscendencja działa nie ty lk o n a człowieka, ale i przez niego od w ew nątrz. A że ta k się dzieje napraw dę, św iadczy o tym ludzkie działanie, k tó re zmusza człow ieka do ustaw icznego przekraczania siebie. Blomdelowska filozofia działania jest apołogetyką ukazującą więź m iędzy tym , co je st treścią w iary, a tym , co· człow iek w ie sam o· sobie. Na po trze­ bę takiej apołogetyki w skazują m iędzy innym i R ahner, Schillebeeckx i Vemweyen, w edług k tó ry c h ' O bjaw ienie należy przedstaw iać w pow iązaniu z dośw iadczeniem człow ieka usi­ łującego poznać sam ego siebie, gdyż inaczej będzie1ono rzeczy­ w istością czysto zew nętrzną, niem al m ityczną.41 W ydaje się, że poza filozofią działania nie m a innej, kitóra by w tak egzys­ ten cjaln y a zarazem zgodny z O bjaw ieniem sposób uzasadnia­ ła, iż człowiek bez Boga nie m oże się w pełni zrealizow ać, a Bóg — choć nieskończenie przew yższa człow ieka — stanow i ostateczny kres jego dążeń. Z A K O Ń C Z E N IE B łondełow ska filozofia działania posiada zalety, k tó re ją niejak o p red e sty n u ją do św iadczenia usług n a rzecz w iary. Świadlczą one o jej przydatności nie tyllko dila zagadnienia ostatecznego celu. Człowiek dzisiejszy skupił się całkow icie na poszukiw aniach naukow o-technicznych. Nie um ie w yjść poiza obręb m yślenia scjentystyeznego i przejść n a płaszczyznę rozum ow ania autonom icznej m etafizyki.42 M etoda Blondela, choć je st autentyczną filozofią, może ułatw ić dzisiejszem u czło­ w iekow i zrozum ienie tru d n y c h zagadnień teologii, gdyż m a dużo wspólnego' z m etodą używ aną w n aukach szczegółowych. Bowiem tak jak w tych naukach dochodzi się do· poznania źródła jakiegoś zjaw iska przez w ykluczanie tłuknaezeń b łęd ­ nych lub niew ystarczających, tak też w filozofii Blondela po­ znaje się praw dę, k tó rą podaje O bjaw ienie, przez odrzucanie wszystkiego, co nie daje zadaw alających, zgodnych z dośw iad­ czeniem ludzkim , w yjaśnień. Blondel k ry ty czn ie odnosi się do wszystkiego, co jest sprzeczne z praw dą objaw ioną. Wie, że w tej sam ej kw estii nie może być dw óch p raw różnych, choć m ogą być dw a różne zapatryw ania. Jeżeli jakieś zapatryw anie nie zgadza się z O bjaw ieniem , to u podstaw tego zapatryw a41 M . E u s e c k i , Zadania apołogetyki w obec t h e o lo g ic a , 1975, f a s c . III. 42 S. K a m i ń s k i , Zagadnienie absolutu w w : O Bogu dziś, W a r s z a w a 1974, s. 118. S — S tu d ia T h e o l . V a r s . 25 (1987) n r 2 teologii, w : C o lle c t a n e a filozofii sejen tystyczn ej, 130 A N T O N I K A M IN S K I 122] nia, a nie w O bjaw ieniu, naileży szukać błędu. E tienne Gilson pisze O' Błondełu, ż'e jego ulubioną m etodą dowodzenia było obalanie stanow isk innych filozofów. To spostrzeżenie Gibsona dotyczy zwłaszcza k ry tycznej postaw y Błondela wobec poję­ ciowej koncepcji poznania rzeczywistości. Blond©! wszakże nie podw aża w artości pojęć. W skazuje tylko na ich ograniczoność w obec pew nych obszarów rzeczywistości, zwłaszcza gdy rze ­ czywistością tą jest człowiek. W człow ieku nie w szystko m o­ żna spojęciować, gdyż — jak w skazuje na to ludzkie działa­ nie — zaw iera się w nim jakaś tajem nica, k tó re j rozum sam z siebie nie p o trafi beiz reszty w yjaśnić. Z pew nością Blondel nie je st filozofem scbolastycznym — i s tą d niektórzy m yśli­ ciele. katoliccy chcieliby w jego d o ktrynie widzieć a ltern aty w ę tomiizmu 43 — ale tru d n o rów nież go nazw ać intuicjonistą, od­ rzucającym dyskursyw ne i racjonalne uzasadnienie istnienia Boga. G dyby ta k było, nie m ógłby tw ierdzić, że nasz rozum n ie jest bezsilny w dochodzeniu do Boga.44 B londel nie jest im im anentystą. Jego pojęcie im m anencji najlepiej m ożna zro­ zum ieć z pozycji funkcji, jaką ono spełnia w ogólnej ekonom ii system u. Piunktem w yjścia dla B łondela było jego w łasne do­ św iadczenie. Im m anentyzm Błondela nie jest dbktryną, lecz m etodą.45 A nalizy m etafizyczne, jakie przeprow adza w z a k re ­ sie działania, odznaczają się niezw ykłą subtelnością i wiele w noszą do w spółczesnej chrześcijańskiej filozofii.46 La vocation d e 1’ h o m m e a u but surnaturel d a n s l a p h i l o s o p h i e d e l ’a c t i o n d e M a u r i c e Blondel Résumé La vocation de l'homme au but surnaturel est la vérité de la fai et strictem ent il n’est pas nécessaire d’abord de se préparer philoso­ phiquement pour l’accepter. Mais cette préparation peut être utile. Dans cet article on fait attention sur la philosophie d’action de Maurice Blondel, comme l’aide de guider l’homme a la foi. L ’article 48 J. M a c q a r r i e , B lo n d e l M aurice, w: T h e E n cyclo p ed ia of P h i­ lo so p h y, 1967, t. I, s. 323. 44 M. B l o n d e l , L a P h ilo so p h ie e t l’E sp rit C h rétien , Paris 1944, t. I, s. 4. 45 A. L a l a n d e, V o ca b u laire tech n iq u e e t c ritiq u e de la ph ilosoph ie, Paris 1972, s. 469—470. 48 W. G r a n a t , T eo d ycea , Lublin 1968, s. 303. [2 3 ] P O W O Ł A N IE C Z Ł O W IE K A 131 se divise en trois parties. Après la courte introduction, dans laquelle on parle des causes, qui ont influé Blondel de s’occuper d’im m anentism, on présente la notion d’action et son développement. C’est nécessaire pour comprendre la pensée principale de la philosophie d’action. Deipuis son origine, son influence sur son embiance et sur les relations emtrepersonneliles, l’action veu t réaliser son but dans ces biens, com m e l’amitié, le mariage, la fam ille, le travail social, le bien de l’humanité, l’éthique, la religion naturelle, la transcendence. Dans la deuxièm e partie de cet article est présentée l ’hypothèse blondelienne du but surnature!. On parle ici de la conduite de la volonté de l’homme dans son double aspect, c’est: la volonté voulante et volonté voulue. On parle aussi de la transcendence relative et absolue et de cette hypothèse justifié. La troisièm e partie de cet article contient les conclusions, dont le but est de remarquer l’utilité de la philosophie d’action pour la théologie du but. On parle ici de trois profits fondam entaux à cet égard. Le premier profit c’est que la philosophie d’action évidem m ent démontre la dimension transcendentale de l’homme, et en la démontrant facilite l ’acceptation de la vérité dans la vocation surnaturelle de l’homme, au contraire envers les autres doctrines qui ferm ent l’homme dans son im manence. D euxièm e profit résultant de l’étude de la philosophie d’action c’est la persuasion que la pleine satisfaction de ses plus profonds désirs et de ses tendances l’homme ne peut pas obtenir seulem ent avec son effort. Ici la philosophie d’action se démontre comme la philo­ sophie du besoin de la grâce. Enfin dans la troisièm e conclusion on fait attention sur la possibilité de profiter de la philosophie d’action comme l'instrum ent dans la conduite de l’homme à la foi et à sa vocation surnatureilile, par I’eclairem ent à soi-même, que cette vocation n ’est pas seulem ent quelque chose d’extérieur mais qu’elle agit aussi à. l’intérieur, comme l ’élém ent constitutif dans sa pleine réalisation et la réalisation de ses désirs les plus profonds et de ses tendances vitales. A. K a m iń sk i