__.czas

advertisement
.__
.czas.
Czymże jest czas? Jeśli nikt mnie nie pyta, wiem. Jeśli pytajqcemu
usiłuję wytłumaczyc, nie wiem * - pisał szesnaście wieków
temu święty Augustyn w swoich "Wyznaniach". Szczerze
powiedziawszy, zazdroszczę świętemu tej wiedzy. Bo gdyby
mnie 'ktoś zapytał: Czymże jest czas?, odpowiedziałbym:
Nie wiem. Mam nawet wqtpliwości, czy czas jest.
~ JERZY KOWALSKI-GlIKMAN
I
.,'
',0
STNIEJĄ.NA ŚWIECIE ZEGARY - sztuczne, stworzone przez człowieka i naturalne, jak zmarszczki
na twarzach. Ale czy rzeczywiście z ich istnienia
wynika obiektywne istnienie tajemniczego czegoś,
co z każdą-chwilą upływa, zmieniając teraźniejszość
w przeszłość i czyniąc możliwe przyszłe zdarzenia fak. tyczną teraźniejszością? Innymi słowy, czy pochód wska~Ówek zegaraizeczywiście jest odzwierciedleniem upływu
jednego, niezmiennego czasu? A może czasów jest wiele,
. tak wiele, jakzegarów? A może są tylko zegary, a czasu
'w ogóle niema?
Choć przez wieki fizycy i filozofowie usiłowali poradzić sobie z problemem czasu, po dziś dzień nie doczekaliśmy się przekonującej i powszechnie zaakceptowanej
odpowiedzi: Ostatnio fundacja FQXi, zajmująca się fundamentalnymi
problemami fizyki, zorganizowała konkurs na esej poświęcony naturze czasu. Wpłynęło kilkadziesiątprac
(można się z nimi zapoznać na stronie
http://www.fqxi.org/
community/forum/
category /10)
i każda prezentowała inny punkt widzenia. Ze względu
na brak miejsca (i czasul) nie mam możliwości, by przedstawić je wszystkie ani zdać w miarę kompletną relację
z trwającej wieki dyskusji. Poprzestanę na przedstawieniu
* Przeł. Zygmunt Kublak
dwóch najważniejszych
stanowisk. Pierwsze z nich,
nazwijmy je klasycznym,
głosi, że:
Czas jest,
.
a zegary go mierzą.
To podejście ma swoje źródło w mechanice
newtonowskiej. Sam Newton na pytanie, czym
jest czas, odpowiadał: absolutny, prawdziwy i matematyczny czas płynie równomiernie i bez związku z czym.
kolwiek zewnętrznym, sam z siebie i ze swojej najgłębszej natury.
Na czym oparta jest wiara w istnienie obiektywnego czasu? Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba się zastanowić, jaką
rolę odgrywa czas w fizyce newtonowskiej, a w szczególności w mechanice nieba. Największym bez wątpienia sukcesem teorii Newtona
było dowiedzenie, że ruchy
planet podlegają uniwersalnemu prawu grawitacji: przyspieszenie planety jest proporcjonalne do siły grawitacyjnego przyciągania między
nią a Słońcem (i w mniejszym
stopniu - do oddziaływania
innych planet i księżyców).
Ta uniwersalność
powoduje,
że planety poruszają się regularnie, konsekwencją praw Newtona
są bowiem dwa proste prawa odkryte
pół wieku wcześniej przez Keplera i głoszące, że planety poruszają się po elipsach
i w jednym z ognisk każdej z nich znajduje się
Słońce oraz że linia łącząca planetę ze Słońcem
zakreśla takie samo pole powierzchni w tym samym
czasie (Kepler sformułował jeszcze dwa prawa, z których
ostatnie okazało się nieprawdziwe).
Wystarczy chwila refleksji, by dojść do wniosku,
że w drugim prawie Keplera jest coś niezwykłego. Będąc
w zamierzeniu zasadą opisującą jedynie ruch planet, mówi
nam ono coś bardzo ważnego na temat czasu. Okazuje się,
że ruch każdej z nich (a również księżyców, planetoid, komet
i wszelkich innych ciał w Układzie Słonecznym) jest charakteryzowany dokładnie tym samym czasem: taki sam czas
płynie dla Ziemi, taki sam dla Marsa i Saturna. Dlaczego?
Naiwna odpowiedz jest taka, że prawa Keplera wyniją z uniwersalnych, obowiązujących zawsze i wszędzie
raw Newtona (przynajmniej, jeśli zapomnimy o mechanice kwantowej i teorii względności). Ale nie rozwiąuje to problemu, bo równania Newtona zawierają
as, taki sam dla wszystkich procesów przez nie
opisywanych. Jak to możliwe? Wniosek więc
może być tylko taki, że to, co w prawachNewtona
nazywamy czasem, a w matematycznym zapisie ozriaczamy literą
t, odpowiada czemuś, co istnieje naprawdę.
Mechanika newtonowska dostarcza nam potężnego
argumentu na rzecz istnienia czasu, Czas płynie niezależnie'
od wszelkich zachodzących w przyrodzie procesów i rozciąga się tak jak linia prosta. od nieskończonej przeszłości aż po nieskończoną przyszłość. Czas Newc,
tona jest ponadto uniwersalny, bowiemdla
dowolnych dwóch zdarzeń, niezależriie
jak bardzo odległych w przestrzeni,
można zawsze określić, czy jedno jest .
wcześniejsze lub późniejsze od drugiego albo równoczasowe.
Powstaje natychmiast
pytanie,
jak czas newtonowski
można praktycznie mierzyć? W nauce obowiązuje
bowiem reguła metodologiczna, skodyfikowana w ramach filozofii pozytywistycznej, głosząca,
że mówić możemy jedynie o rzeczach "dobrze zdefiniowa- .....
nych operacyjnie", to znaczy takich, któreuproszczeniu'
- da się w fizycznym doświadczeniu zmierzyć. W końtekście czasu, pytamy zatem, jak zbudować "zegar" odmierzający dokładnie absolutny czas Newtona. Okazuje się,' że da
się to zrobić, przynajmniej w zasadzie, stosunkowo prosto.
Drugie prawo Newtona mówi, jak położenie ciał, na które
działają siły, zmienia się w czasie (w tym czasie'), Wystarczy
wobec tego odwrócić rozumowanie: wiedząc jak poruszają
się ciała, możemy odtworzyć czas.
Wyobrazmy sobie kosmicznego obserwatora, który
z olbrzymią dokładnością śledzi ruch planet "w Układzie ..,
Słonecznym. Wystarczy, że obserwator ten zanotuje położenia wszystkich planet teraz i za chWilę,abykorzystając
.
z równań Newtona, mógł określić, jak długo owa Chwila
trwała, ile obiektywnego czasu upłynęło. Takim obserwatorem może być ziemski astronom i rzeczywiście ów sposób
pomiaru czasu (zwanego czasem efemeryd) był przez wieki
stosowany. Istnienie obiektywnego czasu wydawało się'
ponad wszelką wątpliwośćudowodnione.
I choć niektórzy
filozofowie narzekali, że z czasem sprawy nie mają się-aż
tak prosto, fizycy byli przekonani, że z problemem poradzili sobie raz na zawsze.
.
Do czasu jednak. Na początku XX wieku okazało się,
że istnieją niewielkie odstępstwa obserwowanego ruchu Merkurego od przewidywań mechaniki newtonowskiej. Co więcej,
zdano sobie sprawę, że sformułowane przez Maxwella ~
w
II,~
Kepiera:
~,..iel!lchlli
a, li i ( zakr.śleRe
,... pI~',~
r""', a •• re..y ..
~ a.s, kUr•••
;łaMU .pet~
na.
••• ia~ych je
••••• erłtity.
,....aAie
~ na początku drugiej połowy XIX
wieku prawa opisujące elektryczność i magnetyzm
nie są kompatybilne z newtonowską definicją czasu. Jak wiadomo,
oba te problemy
rozwiązane
zostały przez Einsteina w ramach
stworzonej przez
niego w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku
najpierw szczególnej,
a potem ogólnej teorii
względności. Z tej drugiej, będącej syntezą teorii
czasu i przestrzeni z teorią grawitacji, wynika, jak się zdaje - jednoznacznie, że:
Czasu nie ma,
są tylko zegary.
Punktem wyjścia dla rozważań Einsteina było światło, którego prędkość - jak dowiodło słynne doświadczenie Michelsona-Morleya - jest niezależna od tego, jak porusza się
jego źródło i obserwator. Einstein zrozumiał, że w konsekwencji należy zrewidować pojęcie czasu, a w szczególności
- jednoczesności zdarzeń. W szczególnej teorii względności czas pozbawiony zostaje swojej cechy uniwersalności:
poruszające się względem siebie identyczne zegary odmierzają różne czasy.
Aby zrozumieć, jak w szczególnej teorii względności
mają się sprawy z czasem, wyobraźmy sobie cząstkę nietrwałą, która po skończonym czasie rozpada się na inne
cząstki. Zastanówmy się, co o czasie jej życia powiedzieliby dwaj obserwatorzy wyposażeni w identyczne zegary:
jeden spoczywający i drugi, względem którego cząstka
porusza się ze stałą prędkością. Na pytanie o czas życia
cząstki każdy z nich odpowie tak samo: jest on równy
liczbie tyknięć mojego zegara, między momentem jej narodzin i rozpadu. Zwróćmy uwagę, że taka definicja jest czysto
operacyjna, odwołuje się jedynie do wrażeń zmysłowych
i do faktu, że żaden z obserwatorów nie jest uprzywilejowany względem drugiego.
Jest zupełnie oczywiste, że liczba tyknięć tych dwóch
zegarów nie musi być taka sama: dokładne rachunki pokazują, że zegar obserwatora współporuszającego się z cząstką,
tego, względem którego ona spoczywała, tyknie mniej razy.
Dla tego obserwatora czas życia cząstki będzie krótszy niż dla
obserwatora, dla którego cząstka znajdowała się w ruchu. Zjawisko to, zwane dylatacją czasu, zostało wielokrotnie zaobserwowane, a przewidywania szczególnej teorii względności
potwierdzone z wielką dokładnością. Oczywiście w dylatacji
czasu nie ma niczego paradoksalnego ani nawet dziwnego:
w końcu stan ruchu cząstki był dla obu obserwatorów inny,
nie ma zatem powodu, by spodziewać się, że ich pomiary
jej właściwości będą identyczne ..
Ale wynika z tego, że nie istnieje jeden wyróżniony
czas, czasów jest tyle, ile zegarów. W szczególnej teorii
względności traci też sens obiektywne pojęcie następstwa zdarzeń. Jeśli dwaj obserwatorzy
poruszają się
względem siebie, dla jednego z nich pewne zdarzenie A
może poprzedzać zdarzenie B, a dla drugiego rzecz się
ma dokładnie odwrotnie.
Ta różnica zdań nie może
dotyczyć związków przyczynowych:
gdy jeden obserwator stwierdzi, że C jest przyczyną D, to wszyscy inni
obserwatorzy się z nim zgodzą (choć dla każdego z nich
czas, jaki między przyczyną a skutkiem upłynął, mierzony ich zegarem, będzie inny). Między tymi dwoma
faktami nie ma żadnej sprzeczności. Ponieważ prędkość
światła jest skończona, aby L mogło być przyczyną D,
odległość między nimi musi być wystarczająco
niewielka, a czas, który upłynął między C a D, wystarczająco długi (dla każdego obserwatora), by światło mogło
dotrzeć od zdarzenia C do zdarzenia D. Tak więc wczorajszy mecz w Londynie będzie miał odzwierciedlenie
w rubrykach sportowych
dzisiejszych warszawskich
gazet, ale już nie w zawartości dzisiejszych serwisów
internetowych
w galaktyce Andromedy.
O ile szczególna teoria względności poważnie zachwiała
pojęciem uniwersalnego czasu, o tyle wielka rewolucja einsteinowska, związana ze stworzeniem ogólnej teorii względności, zadała czasowi, wydaje się, nokautujący cios. Dzięki
przenikliwości niemieckiego matematyka Hermanna Minkowskiego okazało się, że zamiast o przestrzeni i czasie,
oddzielnych i nie związanych ze sobą bytach, mówić się
powinno o ich stopieniu w jedno - czterowymiarową czasoprzestrzeń. Kilka lat później Einstein udowodnił, że w ogólnej
teorii względności czasoprzestrzeń może być zakrzywiona,
a jej krzywizna odpowiada obecności pola grawitacyjnego.
Jedną z konsekwencji tej teorii jest to, że na tempo, w jakim
chodzą zegary, wpływ ma nie tylko ich ruch, ale również
obecność pola grawitacyjnego: gdy grawitacja jest obecna,
czas płynie wolniej. Na przykład patrząc na rakietę opadającą na czarną dziurę, widzimy, że porusza się ona coraz wolniej, aż w końcu zatrzymuje się zupełnie. Z naszego punktu
widzenia czas w rakiecie stanął, choć dla znajdującego się
w niej astronauty płynie on zupełnie normalnie.
Co ważniejsze, struktura pojęciowa ogólnej teorii względności jest diametralnie różna od fundamentów teorii newtonowskiej (które krytykowane były - jak się okazało, słusznie
- na przestrzeni wieków przez niektórych myślicieli, takich
jak Gottfried Wilhelm Leibniz czy Ernest Mach). Wedle niej
nie ma w ogóle sensu mówienie o obiektywnych właściwościach (takich jak odległości, upływ czasu itp.), a jedynie
o relacjach między nimi. Innymi słowy, nie możemy mówić
np. o "sekundzie samej w sobie", lecz jedynie o korelacji
między wskazaniami dwóch zegarów, z których każdy
mierzy swój własny czas - czas płynący w układzie odniesienia, w którym dany zegar spoczywa.
Dla przykładu: weźmy dwa identyczne zegary, jeden
spoczywający na powierzchni Ziemi, a drugi znajdujący
się na pokładzie krążącego wokół niej satelity. Każdy z nich
mierzy czas upływający wzdłuż jego własnej trajektorii,
w czasie i przestrzeni. Ale trajektorie te nie mają obiektywnego sensu (bo względem cżego obiektywnego byłyby one
DYLATACJA CZASU
Czastrwania tego samego procesu zmienia się w zależności od tego, jak porusza
się mierzący go zegar. Czas życia ludzika w rakiecie (symbolizującego cząstkę
nietrwalą) mierzony przez zegar rakietowy jest krótszy niż określony przez taki
sam zegar na ziemi.
kreślone?). Tym, co ma sens, jest korelacja między wskazaniami zegarów, np. korelacje między ich odczytami odpowiadającymi pierwszym gwizdkom w meczach ligowych.
Zależność między tymi odczytami może być obliczona
z teorii Einsteina, a następnie porównana z obserwacjami.
Nie muszę chyba dodawać, że między przewidywaniami
a obserwacjami istnieje znakomita zgodność.
Tak więc w ogólnej teorii względności, najlepszej, jaką
dysponujemy, teorii czasu i przestrzeni,
czasu nie ma,
są tylko zegary, a mówiąc precyzyjniej - zależności pomiędzy
ich wskazaniami.
A zatem, jeśli przyjąć czysto operacyjny, pozytywistyczny punkt widzenia, wedle najlepszej współczesnej
wiedzy, której dostarcza nam fizyka, obiektywnego, bezwzględnego czasu nie ma. Nie ma bowiem wyróżnionego
zegara, który mógłby go mierzyć.
Czy zamyka to dyskusję o czasie raz na zawsze? Trudno
powiedzieć. Po pierwsze, niekoniecznie trzeba się zgadzać
z pozytywistycznym podejściem: z tego, że czegoś nie można
zobaczyć, nie wynika, że to coś nie istnieje. Po drugie, ogólna
teoria względności nie jest teorią ostateczną i zapewne
za jakiś czas zastąpi ją teoria jeszcze głębsza, opisująca
szerszą gamę zjawisk i zapewne oparta na diametralnie
różnej strukturze pojęciowej. Ne można dziś przesądzić,
jaką jutro rolę w tej strukturze odgrywać będzie czas.
~
i;:I PROF. DR HAB. JERZY KOWALSKI-GLlKMAN, Instytut Fizyki Teoretycznej
Uniwersytetu
Wrocławskiego
WIEDZA I ZYCIE - WYDANIE SPECJALNE »
TAJEMNICE
WSZECHŚWIATA-------------
15
Download